10.
Przyjemną ciszę przerwał Luke, odchrząkując, zwracając tym moją uwagę. Kiedy poczuł mój wzrok na sobie zaczął mówić.
- Praktycznie nic o tobie nie wiemy... To znaczy wiemy, ale chcemy, to znaczy ja chcę się dowiedzieć o tobie czegoś więcej. - Jego ton głosu jak i zachowanie w tej chwili było dość nieśmiałe. Ale przecież to wielki Luke, on nie jest nieśmiały.. A jednak. Nie powiem trochę mnie zaskoczył, bo uważałam, co ja mówię, nadal uważam, że jest porządnie pierdolnięty i agresywny.
- Trochę mnie zaskoczyłeś muszę ci to przyznać. - Zaczęłam. - Ale dobra... Nie mam nic do stracenia, ale ja też chcę się trochę o tobie dowiedzieć. - Zakończyłam po czym spojrzałam na chłopaka. Przez jego twarz przemknął lekki uśmiech albo mi się zdawało.
- A więc pytaj pierwsza. - Zaproponował niebieskooki.
- Na wstępie chcę powiedzieć żebyś nie spodziewał się po mnie nie wiadomo jakich pytań.. Okay? - W odpowiedzi pokiwał głową.- No więc.. Ulubiony kolor? - Usłyszałam jego perlisty śmiech. Miła odmiana. - Nie śmiej się. To poważne pytanie! - Powiedziałam zbierając się na poważny ton, ale mój uśmiech mnie zdradził.
- Czarny.
- Czemu akurat ten?
- Odzwierciedla moją osobę, a poza tym pasuje do wszystkiego, a no i wyglądam w nim seksownie. - Po usłyszeniu końcówki zdania zachichotałam. Szczerze przyznaje mu rację, ale on nie musi o tym wiedzieć. - A twój?
- Niebieski, ale nie taki mocny, nie granatowy.. Po prostu błękit. Taki delikatny jak niebo, albo jak twoje oczy. - Uśmiechnęłam się lekko, a chłopak na mnie spojrzał. W tym momencie ja też odwróciłam głowę i nasze wzroki się spotkały.. Mogłam przyjrzeć się tym ślicznym, błękitnym, a zarazem tajemniczym oczom. Trwało to kilka sekund, ale miałam wrażenie, że tak naprawdę ta chwila trwała wieczność. Powróciliśmy do dawnych pozycji. - Teraz ty pytaj.
- Nie tęsknisz za rodziną, przyjaciółmi? - No nie spodziewałam się akurat takiego pytania, ale odpowiem, bo nie jest to aż tak drażliwy temat.
- Wiesz co... Tak naprawdę to miałam szczerą nadzieję, że ktoś mnie będzie szukał, ze ktoś się może przejął moim zaginięciem, że ktoś to zauważył bynajmniej... A tu okazuje się, że jednak moje nadzieje pozostały tylko nadziejami. Nie spodziewałam się po własnych rodzicach tego. Nawet moja wspaniała przyjaciółka... Ehh.. Na początku tęskniłam, ale teraz raczej już nie. W sumie to dobrze mi u was, tylko chciałabym być normalniej traktowana, skoro muszę już z wami mieszkać. Chciałabym wychodzić na spacery, na dwór tak jak dziś, pogadać z wami, albo coś. Bo od tego siedzenia w tych czterech, białych ścianach zwariuje! - Chłopak po wysłuchaniu mnie zamyślił się na chwilę.
- Zobaczymy co da się zrobić... Pytaj dalej
- Co z twoją rodziną? Nie tęsknisz? - Zapytałam, po czym spojrzałam na chłopaka, bo przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Luke patrzył się przed siebie nieodgadnionym wzrokiem. Dotknęłam lekko jego ramienia, po czym chłopak pokręcił głową jakby otrząsając się ze wspomnienia. -Jeśli to dla ciebie ciężki temat to nie musisz odpowiadać.
- Jedyną rodziną są moi przyjaciele.. Michael, Ashton, Calum i Nathan. -To piękne w sumie, że jego przyjaciele zastępują mu rodzinę. - Najlepszy moment w twoim życiu? - Pamiętam idealnie ten moment.
- Może wydawać ci się to śmieszne, ale jak dostałam pracę. Wiesz.. To jest tak, że jesteś niezależny od rodziców. Nikt nie wylicza ci pieniędzy, nikt nie ustala granic. Sam wyznaczasz sobie granice. Mimo, że czasem czuję się zmęczona i pozbawiona życia, to i tak kocham tą prace... Powinnam powiedzieć, że moment z mojego życia to pierwszy pocałunek, czy jakaś randka, ale pierwszego pocałunku nie wspominam dobrze, a randki nie były randkami. - Mówiłam, a chłopak uważnie słuchał każdego mojego słowa. Na koniec mojej wypowiedzi uśmiechnął się lekko i muszę przyznać, że ma ładny uśmiech. - Nie masz czasem ochoty rzucić tego w cholerę? - Chłopak zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc co rzucić. - Chodzi mi o to, czy nie masz czasem ochoty rzucić tej hm.. "pracy"? I zacząć życie od nowa?
- Miałem wiele razy taką ochotę. Powiem ci, że jak już wejdziesz w to bagno to z niego nie wyjdziesz.. No chyba, że martwy. Ładnie to nazwałaś "praca".. - Powiedział z uśmiechem ostatnie zdanie. Pod wpływem jego śmiechu, również się uśmiechnęłam. Chłopak spojrzał na mnie, a potem znowu przed siebie i zaczął mówić dalej. - Chciałbym żyć jak normalny człowiek. Chodzić do beznadziejnej pracy, narzekać na idiotyczne sprawy, ale wiem że do końca życia utknąłem w tym bagnie. - Zrobiło mi się trochę szkoda chłopaka jak i reszty, bo nie będą mieli normalnego, bezpiecznego życia, tylko ciągła niepewność, czy nie zginiesz tej nocy, tego dnia. - Jesteś jeszcze dziewicą? - Zapytał z łobuzerskim uśmiechem. I w tym momencie poczułam jak moje policzki przybierają kolor dojrzałego pomidora, a serce na chwilę się zatrzymało. Mimo, wszystko nie chciałam mu mówić całej prawdy, chociaż o tym powinien już wiedzieć.. Nie chciałam wracać do tamtego okropnego momentu, który miał miejsce jakiś czas temu.
- Jestem. - Odpowiedziałam pewnie, a przynajmniej taką miałam nadzieję, że tak zabrzmiałam, bo nie chciałabym, aby blondyn wyczuł moje kłamstwo. Chłopak pokiwał jedynie głową, a ja poczułam jak kamień spadł mi z serca. - Grozi mi niebezpieczeństwo? - To było bardzo istotne pytanie, a zarazem dobra okazja do zmiany tematu. Luke zatrzymał się, co też uczyniłam. Zamyślił się na chwilę patrząc w piasek.
- Nawet nie wiesz jak duże... -Powiedział dość cicho i ruszył w stronę willi. Ja stałam jak słup soli ze zdziwieniem i strachem wymalowanym na twarzy. Kto by chciał coś ode mnie.. Przecież ja nic nie mam. Jeszcze bronić się nie umiem w razie czego. Może chłopcy mnie obronią? Cholera go tam wie... Zszokowana odpowiedzią Luke'a nie zauważyłam, że chłopak zdążył zawrócić do mnie i przerzucić sobie przez ramie. Mogłabym zwyzywać go od najgorszych, jednakże byłam mu wdzięczna, bo nie byłabym wstanie się poruszyć. I ja mam niby spać spokojnie? Oni muszą nauczyć mnie samoobrony..
Gdy byliśmy w moim pokoju, chłopak mnie postawił. Odzyskałam zdolność mowy i ruszania się.
- Luke.. - Zaczęłam, na co chłopak się na mnie popatrzył i czekał na dalszą część mojej wypowiedzi. - Nauczylibyście mnie jak się bronic? Nie wiem, samoobrona, korzystanie z pistoletu, noży, cokolwiek.. Nie chcę być zdana tylko i wyłącznie na waszą pomoc, na wasz ratunek, bo przecież nie zawsze będziecie ze mną.
- Dobrze. Jutro cię zabiorę na salkę i zaczniemy ćwiczyć. Pokaże ci podstawy. Ubrania sportowe masz w szafie jakby co.
- Dziękuję.
- Za co?
- No za dzisiaj, za spacer, za rozmowę, za jutro.. - Wymieniłam, a chłopak się lekko uśmiechnął. - Do twarzy ci w uśmiechu! - Ummm.. Czy ja to powiedziałam na głos? A nie pomyślałam? O nie... Moje policzki znów nabrały czerwonego kolorku.
- A tobie z rumieńcami na twarzy. - Skwitował blondyn i puścił mi oczko. - Do jutra. - Pożegnał się i wyszedł.
♥♥♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro