Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Walka o przetrwanie...

Seher:

Minęło kilka godzin Yaman wyszedł ja siedziałam wciąż w tym samym miejscu. Płakałam, krzyczałam lecz to mi nic nie dało. Byłam wściekła sama na siebie niekoniecznie wiedząc dlaczego... W końcu wstałam i skończyłam pakować rzeczy ojca. Na dworze panował już mrok co mnie przerażało. Bałam się teraz wyjść normalnie na ulice. Bałam się, że już nie wrócę jak wyjdę. W końcu wybrałam numer do Yaman'a.

- Słucham ? - odzywa się jego głos.

- Yaman tu Seher.

- Coś się stało ? - pyta od razu.

- Pomóż mi zanieść rzeczy ojca do przytułku.

- Okej poczekaj w domu za 20 minut będę ale czekaj nie wychodź sama.

- Dobrze.

Odłożyłam telefon na szafkę i zakleiłam wszystkie kartony. Nagle w całym domu zrobiło się ciemno jak by ktoś odciął wszystkie media w domu. Sięgnęłam spowrotem po telefon lecz nie było go już na szafce. Przeraziłam się i zaczęłam po omacku iść w stronę drzwi. Nagle ktoś przysunął mi coś mokrego pod nos. Reszty nie pamietam...

Obudziłam się na czymś twardym otworzyłam oczy było już jasno. Rozejrzałam się wokół to nie był mój dom lecz piwnica. Malutkie okienko przez które było widząc niebo. A ja leżałam na podłodze. Wstałam na równe nogi i podeszłam do drzwi trzaskając w nie i błagając by ktoś otworzył te drzwi. Lecz bez skutecznie usiadłam w rogu i czekałam. Czekałam na cud. Drzwi się otworzyły a w nich stanął mężczyzna w kapturze i czarnym szalem na buzi. Czyli nie było opcji poznania porywacza.

- Nasz pan chce cię zobaczyć - przemówił tak przerażającym głosem, że aż ciarki mnie przeszły.

- Pan? Mnie? Ty mi lepiej powiedz dlaczego ja tu jestem...

- Nasz pan wszystko ci powie.

Wyszarpał mnie za ramie ciągnąć do drzwi. Prowadził mnie przez długi korytarz w końcu na końcu stanął i otworzył ogromne drzwi. Na środku odwrócony do mnie tyłem stał mężczyzna. Gdy mój oprawca odwrócił się spojrzałam w jego oczy.

- Jak możesz jeszcze patrzeć mi w oczy porwałeś mnie! Porwałeś! Za kogo się masz co? Jak możesz rujnować mi życie! Zniszczyłeś je! Wielki pan - naplułam na podłogę.

On zaś rozsiadł się w fotelu i powiedział:

- Kontynuuj posłucham sobie.

- Jesteś palantem!

- To już gdzieś kiedyś słyszałem - mówi i uśmiecha się.

- Wiadomo bo nim jesteś !

- Nie masz nic więcej do powiedzenia - pyta wstając - nie? - to teraz ja ci opowiem - Jesteś moją własnością od urodzenia. Jesteś moja! Czekałem aż dorośniesz tyle lat czekałem aż się doczekałem. Nie wyobrażasz sobie jaki ja jestem szczęśliwy widząc cię - podszedł bliżej mnie - Poczuje twój zapach, przytulę, pocałuje - mówi mi do ucha - Gowno prawda nie tkniesz mnie - przerywam mu plując mu w twarz wtedy doznałam pierwszego uderzenia od mojego pana. Tak mocno aż upadłam na podłogę a moje policzko piekło żywym ogniem z bólu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro