4
Jednak wszystko się powtarza...
Zadzwoniłam po Pana Yaman'a nie byłam w stanie sama ojca zanieść do pokoju. Gdyż był całkiem niewładny żadnej reakcji nic kompletnie. Aż do przyjazdu jego przyjaciela który z łatwością pomógł mu wstać i zaprowadził go do łóżka. Siedziałam w kuchni gapiąc się na dania które przygotowałam. Nagle w drzwiach pojawił się Pan Yaman.
- Jest pan może głodny ? Chciałam z tatą spędzić resztę tego dnia lecz...
- Jasne pod warunkiem, że nie zostawisz mnie z tym samego - przerywa mi śmiejąc się.
Uśmiechnęłam się słabo i usiadłam przy nakrytym stole. On zrobił to samo usiadł i patrzył na mnie. Było to cholernie niezręczne.
- Czemu pan tak patrzy ? - odezwałam się.
- Nie mów mi pan mów mi Yaman proszę.
- Nie mogę.. jest pan przyjacielem mojego ojca nie moim nie wypada.
- Nie wypada ? Właśnie wypada mówić mi po imieniu znamy się nie od dziś wiec proszę mów mi po imieniu.
- No dobrze - westchnęłam - Yaman...
- No i od razu lepiej a teraz jedz bo wyglądasz jak lebioda...
- Nie pozwalaj sobie - grozę mu nożem.
Zaśmiał się i nałożył sobie wszystkiego po trochę.
- Dobrze - mówię i odkładam talerz do zmywarki.
- Nic nie zjadłaś.. - mówi patrząc na mnie.
- Jadłam wcześniej ale ty jedz nie krępuj się jeżeli smakuje to proszę - mówię i wychodzę z kuchni.
Musiałam z tamtąd uciec nie trawię człowieka nie mogę nawet z nim normalnie rozmawiać. Normalnie w świecie nie potrafię. Stałam w salonie nie wiem ile czasu rozmyślając. Nagle poczułam uścisk na ręce.
- Co robisz !! - krzyczę.
Wyrywając mu się z uścisku zdenerwowana odwracam się i patrzę na niego.
- Mówię do ciebie od pięciu minut a ty stoisz w miejscu - tłumaczy się.
- Nie dotykaj mnie ! Nie życzę sobie tego i lepiej jak już sobie pójdziesz - mówię i otwieram drzwi.
Yaman spojrzał na mnie badawczo po czym grzecznie wyszedł. Żegnając się. Ja zaś zamknęłam za nim drzwi na klucz. Sprzątnęłam kuchnie i zajrzałam do śpiącego ojca. Po czym sama poszłam się położyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro