Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...


Od: Nick

Do: Jane

,, Możemy spotkać się za godzinę w parku?"


Od: Jane

Do: Nick

,,Znów spróbujesz mnie porwać?"


Od: Nick

Do: Jane

,, Okay,przepraszam.  Nie powinienem cię wywozić wbrew twojej woli. Chce porozmawiać."


Od: Jane

Do: Nick

,,Nie mamy o czym rozmawiać!"


Od: Nick

Do: Jane

,,Uwierz mi mamy."


Od: Jane

Do: Nick

,,Dobra, daje ci 10 minut."


Od: Nick

Do: Jane

,,Wystarczy 5."

Zdziwiona odłożyłam telefon. Tak bardzo zależy mu, żebym z nim wyjechała, ale dlaczego nie chce mi nic powiedzieć? Może to strach przed jego utratą, ale zaczęłam naprawdę zastanawiać się nad jego propozycją.  Bo może rzeczywiście powinnam z nim wyjechać Chyba nic się nie stanie jak opuszczę szkołę na kilka tygodni... taki wcześniejsze wakacje...  Z rodzicami na pewno nie byłoby żadnego problemu. A skoro on twierdzi, że coś mi grozi, to... chyba powinnam go posłuchać.


 Szłam w ciszy cała spięta obok Nicka. Był późny wieczór, ale jutro nie miałam szkoły, więc spokojnie mogłam marnować czas na cichy spacer z Nickiem. -.- Ugh zachowujemy się jak dzieci. Chodzimy ze sobą ponad rok, a nie potrafimy się do siebie odezwać po jakiejś głupiej kłótni.

- Nick?- westchnęłam w końcu stając. Spojrzał na mnie zimno. Już chciałam zapytać go o konkretny powód dla którego chciał się spotkać, ale nie dał mi dojść do słowa.  

- Powinniśmy sobie zrobić przerwę- powiedział nagle chowając ręce w kieszenie spodni. Patrzyłam na niego zdziwiona. Czyli to dlatego chciał się ze mną widzieć. Chce to skończyć.

- Przerwę?-zapytałam nie wierząc w to, co mówi.  

- Na kilka miesięcy- wyjaśnił z miną nieskalaną jakimikolwiek emocjami. Był jak z lodu.

Nie rozumiem.

- Na początku wywozisz mnie jak psychol, a teraz ze mną zrywasz? – prychnęłam zdenerwowana. Nie odpowiedział tylko wzruszył obojętnie ramionami.

- Bez zaufania nie ma związku.- powiedział tylko. Aha a więc to oto mu chodzi.

- Zrywasz ze mną bo nie chce jechać?– spojrzałam na niego z żalem. Ten gość stojący przede mną chce skończyć nasz związek, bo nie mam ochoty jechać z nim w jakieś ,,bezpieczne miejsce".   – Ale z ciebie dzieciak! Obrażasz się na cały świat, bo nie dostałeś wymarzonej zabawki.

- I kto to mówi!- warknął. Podniosłam brwi zdziwiona, a on kontynuował.- Powiedziałem ci, że ktoś chce cię zabić, a ty masz to w dupie! I wiem, że wierzysz mi, że coś ci grozi, ale nie potrafisz tego przyjąć do wiadomości. Ty nie chcesz tego przyjąć. Wolisz uciekać! Jak tchórz!

- Odwal się, okay?- warknęłam.

Pokręcił głową patrząc na mnie z żalem.

- Czemu ty taka jesteś?- zmierzył mnie wzrokiem. – Nie dajesz sobie pomóc! Jesteś jednocześnie zbyt dumna i zbyt cicha.

- A co cię to obchodzi?- podniosłam głos. – Jeśli przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi nawrzucać, to spadaj.

-Przyszedłem tu, żeby powiedzieć ci, ze to koniec.- warknął, a mnie serce ścisnęło boleśnie. Spojrzałam na niego z otwartymi ustami nie chcąc wierzyć, że on to powiedział.

Nic nie odpowiedziałam. Zamiast tego skupiłam się na tamowaniu łez. Na marne. Już po chwili miałam zaszklone oczy.

- Jane...- westchnął zrezygnowany widząc w jakim jestem stanie. Odwróciłam wzrok, żeby nie mógł mnie takiej zobaczyć. Nie chcę płakać. Nie będę płakać! Nie teraz. Zadrżałam i zagryzłam wargę. Brakuje jeszcze tylko tego by się ze mnie nabijał. Wzięłam dwa głębokie wdechy ignorując gulę w gardle.

- Ten cały rok nic dla ciebie nie znaczył?- odezwałam się drżącym głosem.

- Oh, daj spokój, wiesz, że tak. – powiedział marszcząc brwi.

- Tylko powinnam uszanować to, że masz tajemnice? – dokończyłam za niego.- Ale jeśli się tak zachowujesz nie mogę nie pytać!

Widziałam jak on przeciera twarz dłońmi.

- Nie mogę ci tego powiedzieć, rozumiesz? Musi zostać tak jak jest.

- Jasne- mruknęłam poddając się. Proszę bardzo! Niech sobie idzie. Mam to gdzieś! Zawiązałam ręce na piersiach jakby to miało w czymś pomóc.

-Ugh. Akurat ty musiałaś wtedy być na tym parkingu?! - westchnął po chwili odwracając się ode mnie.

Nie wierzę...

- Nie prosiłam cię, żebyś mnie porywał jak skończony idiota! – warknęłam zaciskając pięści. Poczułam jak łzy złości napływają mi do oczu. Jak on mógł coś takiego powiedzieć?! Żałuje, ze mnie spotkał?

- Ale to ty w tym hotelu tak na mnie spojrzałaś!- odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie tymi swoimi głupimi błękitnymi oczyma.

Spojrzałam?


,, - Właściwie to jak masz na imię?- zapytał. Leżeliśmy w ciemności, ja w łóżku on na kanapie. Była już jakaś 23, więc powoli zasypiałam.

-Nie obchodzi mnie twoje imię, więc dlaczego ma cię obchodzić moje?- odparłam szybko. Nie znałam go i chciałam, żeby to tak zostało.

- Cały czas zła?- zapytał i ziewnął.

-A żebyś wiedział- też ziewnęłam.

Chwilę leżeliśmy w ciszy. Oboje analizowaliśmy naszą rozmowę. Hmm w sumie może poda mi prawdziwe imię i gdy będę zeznawać policji powiem im też jak się nazywał albo przynajmniej jak się innym przedstawiał... zawsze coś.

- Jane- powiedziałam po chwili. Miałam nadzieję, że jak ja się przedstawię, on też to zrobi. Tego wymaga kultura.

-Co?- musiał usłyszeć, bo powiedziałam to wyraźnie, więc mu po prostu wyjaśniłam.

-Tak się nazywam- mruknęłam.

-Nick- też się przedstawił.

- Nick- powtórzyłam szeptem, jeszcze nigdy nie poznałam nikogo z takim imieniem. Westchnęłam. Hmm może teraz na chwilę zakopiemy topory wojenne...

-Naprawdę coś nam grozi?- spojrzałam na niego, on też na mnie patrzył. Jedyne co widziałam, to jego oczy w których odbijało się światło księżyca.

- Nie martw się. Jak będziesz się mnie trzymać nic ci nie będzie- zapewnił co mnie trochę zdziwiło. Może był zbyt zmęczony, żeby się ze mną droczyć. W sumie to dobrze, że nie próbował mnie wkurzyć. Zastanawiałam się chwilę czy mówi prawdę, ale w końcu chyba muwierzyłam. Mogłam po raz setny zapytać się go po co mu ja, ale byłam naprawdę zmęczona.- Dobranoc- usłyszałam po chwili ciszy.

-Dobranoc- odpowiedziałam cicho i zasnęłam."


 

- Wtedy się we mnie zakochałeś?- zapytałam zdziwiona przypominając sobie tamten moment. Szybkim ruchem otarłam spływające łzy.

Na jego twarzy pojawił sie gorzki uśmiech.

- Tak, wtedy obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę ci odejść.- mruknął spuszczając wzrok.

- Nigdy mi o tym nie mówiłeś- powiedziałam zbita z tropu i pociągnęłam nosem.

- Nie musiałem- podniósł na mnie wzrok. Ale zaraz potem odchrząknął jakby

przypominając sobie jak powinien się zachowywać. – Cóż, teraz to nie ma

znaczenia.

Gdy to powiedział poczułam się jakby ktoś sprzedał mi z liścia, ale wytrzymałam jego spojrzenie.

- Właśnie, że ma!- jęknęłam. – I to duże! – nagle dostałam przypływu emocji. Nie chciałam, nie mogłam się z nim rozstać!

- Nie dla mnie.- powiedział obojętnie. Zamrugałam, bo łzy rozmazywały mi obraz.- Jane, ja nic już do ciebie nie czuję- powiedział zimno.

Gardło mi się ścisnęło boleśnie.

- Kłamiesz. Wolałbyś nic do mnie nie czuć, ale tak nie jest.- powiedziałam niepewnie. Ale przecież on chciał mnie ochronić. To musi coś znaczyć!

- Jane, to koniec- powiedział patrząc mi w oczy z pogardą, po czym odwrócił się do mnie tyłem i zaczął iść w swoją stronę.

- Ale...- jęknęłam do jego pleców tracąc nad sobą kontrolę.

- Żegnaj- powiedział ostro. Widziałam jeszcze tylko jak zaciska pięść i odszedł.

Był coraz mniejszy i mniejszy, aż zniknął za drzewami.


 


 

Jejjj pisząc to o mało się nie poryczałam. I ta cała

retrospekcja xd Wtedy dopiero się poznawali...

Btw zostałam sb dziś w domku, więc postanowiłam coś napisać.

Doceńcie to, bo pół dnia nad tym pracowałam. Przez egzaminy nie miałam czasu nawet myśleć o tym opowiadaniu. I serio podziwiam te dziewczyny, które piszą kilka na raz. Jejjj tak więc... no ten... do następnego <3

Ejjj ogarniacie co się stało z tym cholernym wattpadem? Wkurza mnie niemiłosiernie xd


 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro