Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 Twarda skorupa, miękkie wnętrze

Piosenka rozdziału to:

https://youtu.be/K41REhBIfAQ


-Skoro dzięki temu urządzeniu i faktu, że jesteśmy sami, to możemy normalnie rozmawiać, to odnoszę wrażenie, że coś cię gryzie?- Zapytał Solus, który mimo wyglądu i opisów zdawał się całkiem przyjazny, co pokazywało, że pozory i opowieści czasem mylą.

Chociaż to mogło być spowodowane faktem, że Król go uratował.

- Chciałbym wiedzieć, jak to jest być prawdziwym demonem- oznajmił Król.

- To dość ogólne pytanie. Wszystko zależy od tego, jakim demonem jesteś. Chociaż pytanie o to mnie, jest raczej kiepskim pomysłem- zaczął.- Mój gatunek jak wiesz, żyje zajęty swoimi sprawami i nie wtrąca się w sprawy świata, chyba że świat wtrąci się w nasze. Chociaż ja być może jestem wyjątkowy, bo słucham opowieści, jakie przynoszą zwierzęta zamieszkujące mój las, ale kiedy żyje się tak długo, jak my, można wszystkiego doświadczyć i wszystkim się znudzić.

- Czyli jednak nie będziesz mi w stanie pomóc- Król ze smutkiem wbił wzrok w ziemię.

- Tego nie powiedziałem- sprostował.- Widzę jednak, że jesteś bardzo ciekawski, a to cecha, którą bardzo cenię.

- Co więc powinienem zrobić? Spójrz na mnie. Nikt nie traktuje mnie poważnie. Wszyscy mówią mi, że jestem słodki i uroczy, a przecież jestem Królem demonów! Nie tak to powinno wyglądać...- powiedział z wyrzutem.

Król pamiętał, jak spytał o to samo Luz i jedyne, co wtedy dostał w odpowiedzi to masa epitetów o tym, jaki jest słodziachny i uroczy, kiedy się denerwuje, więc skąd miał wiedzieć, jak to jest być prawdziwym demonem?

- Spójrz na mnie i powiedz jaka reakcja towarzyszyła wszystkim, którzy mnie spotkali po raz pierwszy w tym tobie?- powiedział wprost, wskazując palcem na siebie.

- Strach...-odparł z lekkim wstydem, bo on sam faktycznie w pierwszym odruchu się go wystraszył.

- Właśnie- Solus pokiwał głową.- Teraz zadaj sobie pytanie, czy wolisz być wielki i straszny i żyć w samotności na jakimś odludziu godząc się, z tym że wszyscy, albo przed tobą uciekają lub gonią z pochodniami, czy zostać przy obecnym życiu i liczyć coś się zmieni, że będą cię kiedyś traktować jako coś więcej niż maskotkę. To jakim chcesz być demonem, zależy tylko od ciebie. Jeśli będziesz sam siebie szanował, to inni również będą to robić, a twoi przyjaciele wyglądają na takich, którzy będą cię w tym wspierać.

W słowach Solusa było sporo prawdy, co zmusiło Króla, do poważnego zastanowienia się nad tym kim jest. Sam Solus starał się na swój sposób mu w tym pomóc Miał w końcu u niego dług wdzięczności, który chciał spłacić lub może poczuł, że tak należy zrobić, bo w końcu Król jako jedyna istota opanował swój strach przed nim i okazał mu życzliwość.

Król zaś zaczął się zastanawiać  przez chwilę nad słowami Solusa i przypomniał sobie, jak zgubił się w lesie. Jaki strach i pustkę wtedy czuł. Nie miał nikogo, kto mógłby mu wtedy pomóc. Docierało do niego, że nie mógłby zrezygnować z obecnego życia, bo w końcu ma tu kogoś, kogo może nazywać rodziną.

- Chyba rozumiem- powiedział Król, do którego zaczynało docierać, że jego życie nie jest aż tak złe, jak mu się zdawało.- A ty? Jak tobie się żyje z dala od innych? Nie chcesz zmienić swojego życia?

Pytanie Króla było o tyle zaskakujące, a to z powodu, że odczuwał do niego coś w rodzaju sympatii i wdzięczności. Mimo że Eda i inni mówili mu nie raz to samo, to nigdy nie brał ich słów na serio, bo nie byli demonami i nie doświadczyli trudów życia w dziczy z dala od cywilizacji. Solus nie dość, że był dzikim demonem, to do tego całe swoje życie spędził w towarzystwie leśnych zwierząt, unikając kontaktu z mieszkańcami Wrzących Wysp więc, kto jak kto, ale jego słowa znaczyły dla Króla bardzo wiele.

Solus spojrzał na Króla, a w jego pustych oczodołach migotały niebieskie płomyki. Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.

- To dziwne pytanie...- zaczął.- My to znaczy mój gatunek jesteśmy w wielu aspektach zupełnie inni od demonów, jakie spotkałeś. To, co teraz widzisz przed sobą to tylko powłoka, skorupa możemy bowiem istnieć bezpostaciowo, a kiedy wkroczymy w pewien wiek, możemy stać się nieśmiertelni. Więc nawet gdybym chciał coś zmienić, to nie mogę. Wszystko co widzisz w końcu przeminie, a ja będę trwał. Zresztą nie umiałbym być kimś innym.

- A próbowałeś?- zapytał, jakby chcąc usłyszeć, że mimo okropnego wyglądu i długiego życia są tego jakieś plusy.

- Widzę, że nie spławię cię tak łatwo- pokiwał głową, wydajać z siebie odgłos przypominający westchnięcie.- Odpowiem tak: Załóżmy, że zamieniliśmy się miejscami, a wyglądałoby to tak: Na początku jest świetnie. Nie czujesz strachu, nikogo i niczego się nie boisz, ale też o nic nie dbasz. Nie przejmujesz się niczym, bliskimi i przyjaciółmi też nie, aż powoli ich tracisz i żyjesz do czasu, aż przestaniesz czuć cokolwiek. Ja kiedy powstałem byłem na ostatnim etapie, ale mimo, że wasze uczucia są mi obce, to wiem co to wdzięczność, ale też i gniew. Więc jeśli żyje się odcięty od świata to nie ma żadnej innej drogi poza tą, którą wybrał dla ciebie los.- Podsumował swój wywód.

Król nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale widział, że Solus chce mu pokazać, że niektóre życzenia nigdy nie powinny się spełnić.

- Zaczekaj chwilę- powiedział Król.- Przyniosę coś do jedzenia.

Nie czekając na jego odpowiedź, pobiegł do domu, a w drzwiach minął Luz.

- Jak ci się rozmawia z Królem?- zapytała, podchodząc do Solusa.

- Jest bardzo osobliwym demonem...-zaczął.- Zgodził się mi pomóc bez pytania, bez żadnych warunków.- Solus zdawał się zdziwiony jego niecodzienną postawą oraz tym, że jakiś człowiek w ogóle o to pyta.

- Naprawdę jesteś tym zaskoczony?

-...

- Ludzie, elfy, a nawet niektóre demony wykonują takie bezinteresowne gesty.- Uśmiechnęła się, bo dla niej takie zachowanie było czymś normalnym.- Poza tym Król chyba bardzo cię polubił.- Zauważyła, zerkając przez okno na Króla, który usilnie szukał czegoś, co nadawało by się do jedzenia, dla jego demonicznego przyjaciela.

- Mnie? Niby dlaczego?- Solus, gdyby miał twarz, to wydawałby się teraz jeszcze bardziej zdziwiony niż wcześniej.- Ja powiedziałem mu tylko prawdę.- Oznajmił.

- Właśnie- przytaknęła.- Jesteś pierwszym demonem z którego zdaniem zdaje się liczyć, być może właśnie z powodu, że jesteś taki bezpośredni i nie wymigujesz się od odpowiedzi. Zresztą człowiek nigdy nie zrozumie demona tak dobrze, jak inny demon.- Stwierdziła dość oczywistą prawdę.

- Masz rację. Wszystko zależy od punktu widzenia...- pokiwał głową.

Luz zobaczyła jak Król wraca z talerzem pełnym jedzenia i powiedziała:

- Zostawiam was samych- uśmiechnęła się i po tych słowach wróciła do domu.

Król położył talerz z jedzeniem, tuż przed Solusem mówiąc:

- Proszę, częstuj się- wskazał łapką na talerz.- Nie ma tego wiele, ale chyba starczy tego, aby zaspokoić głód, zresztą nie wiedziałem, co lubisz jeść.

- Nie jestem obecnie głodny, ale jeśli ty jesteś, to możesz zjeść moją porcję.- odparł, ale po chwili namysłu uznał, że byłoby to nieuprzejme z jego strony, więc wziął do ręki niewielki kawałek mięsa, jaki był na talerzu i rzucił go do miejsca, gdzie powinna znajdować się usta, ale ich miejsce zajmowała mroczna pustka.

Król zadowolony również zaczął jeść. Czuł, że kontakt z innym demonem bardzo mu pomógł. Luz i Eda też, były pomocne, ale to nie było to samo. Podobało się mu, że Solus nie zwracał uwagi na jego wygląd, tylko na czyny nie starając się go przy tym szufladkować.

Dalsza rozmowa toczyła się na bardziej przyziemne i mniej poważne tematy, aż do czasu kiedy nie wrócił jeden z kruków.

- Kraak!- zakrakał, siadając na ramieniu Solusa, machając przy tym energicznie skrzydłami- Karaaa! Kraa!

Solus tylko poruszał rytmicznie głową, tak jakby słuchał raportu, jaki kruk mu zdaje.

- I co powiedział?

- Podał imię. Tiglet Tibli Srogi Młotek III znasz go?- zwrócił się do Króla.

- Aż za dobrze- warknął.- Zaraz zawołam Ede i resztę...

- Damy sobie radę we dwójkę- przerwał mu Solus.

- We dwójkę?- zdziwił się Król.- Nie obraź się, ale ciężko będzie ci wejść do miasta bez zwracania na siebie uwagi.

- Twoja ludzka przyjaciółka chyba wspominała, że potrafię przybrać postać zwierzęcia prawda? Więc zamienię się w kruka, a w razie czego zmienię się ponownie i pomogę ci w razie problemów. Zresztą nie chce w to mieszać obcych, a ty pokazałeś, że można ci zaufać.

- Sam nie wiem...- zawahał się Król.- No trudno pójdziemy we dwóch- oznajmił po chwili namysłu. Uznając, że to dobra okazja, aby się wykazać i przy okazji udowodnić swoją wartość i fakt, że nie potrzebuje niańki.

Solusa oplotła czarna mgła, z której po chwili wyłonił się kruk, który patrzył na Króla i machał skrzydłami, dając mu znak, aby ruszać.

- Więc w drogę!- Rzucił, wskazując palcem drogę, która prowadziła do miasta. Za nim jednak ruszyli, dyskretnie zabrał kryształową kulę i niewielką torbę z kilkoma kartkami papieru na wypadek, gdyby trzeba było zidentyfikować talizman wśród wielu podobnych, jakie mógł mieć Tymcio.

Jakiś czas później.

Kiedy Król i Solus dotarli do miasta ,panował już zmrok, ale zamiast zwyczajowych tłumów udających się na Nocny Rynek panowały pustki poza pojedynczymi osobami. Sytuacja wyjaśniła się, dopiero kiedy Król zobaczył plakat informujący o dzisiejszym półfinale Grudgby. Na samym Nocnym rynku sytuacja wyglądała podobnie. Większość straganów była zamknięta, więc los bardzo sprzyjał Królowi i Solusowi, bo unikną dzięki temu niechcianej uwagi. A stragan, który prowadził Tymcio, był akurat otwarty.

Obecność Solusa na swój sposób dodawała Królowi sił, zapewniając mu pewne poczucie bezpieczeństwa, ale innego rodzaju niż to, które odczuwał ze strony mieszkańców Sowiego Domu takich jak Luz czy Edy, gdzie wszyscy traktowali mnie jak maskotkę. Po rozmowie ze Solusem wiedział, że jest dla niego nikim, kimś, kto sobie nie poradzi jako prawdziwy demon, chociaż nie powiedział mu tego wprost. I to sprawiało, że Król nabrał pewności siebie.

Sam Tymcio był zajęty tym, co zawsze, czyli liczeniem pieniędzy i szukaniem sposobu jak wzbogacić się jeszcze bardziej.

- Przepraszam, ale mamy sprawę.- Powiedział najuprzejmiejszym tonem, jakim potrafił do pogrążonego w finansowej zadumie Tymcia.

Tymcio wyrwany z zadumy zaraz spojrzał w kierunku Króla, a jego twarz wykrzywił się grymasie.

- To ty? Nie ważne czego tu szukasz, nic ode mnie nie dostaniesz, po tym, jak ty i twoi przyjaciele rozwaliliście mi dwukrotnie interes- warknął.- A teraz sio!- Tupnął groźnie nogę i zaczął wypychać Króla jak najdalej od swojego straganu.

- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie odpowiesz mi na moje pytanie!- Król zaparł się z całej siły nogami.

- Mówiłem ci, nic mnie nie obchodzą twoje pytania! Wynocha albo pożałujesz!- Tymcio zdawał się coraz bardziej wściekły.

Solus zamachał skrzydłami i dziobnął Tymcia w głowę.

- Oż ty!- warknął, trzymając dłoń na miejscu, gdzie został dziobnięty.- Oskubie tego ptaka i zrobię z niego rosół, a później zrobię to samo z tobą!- syknął, próbując złapać kruka.

Solus nagle wylądował i w okamgnieniu w oparach mgły przyjął swoją postać na oczach Tymcia, którego złość bardzo szybko zmieniła się przerażenie.

Solus złapał go za ogon, kiedy próbował uciekać i podniósł go na wysokość oczów. Puste oczodoły Solusa płonęły błękitnym płomieniem, zupełnie jakby podsycał je strach Tymcia.

- Rozumiesz moje słowa?- zapytał Solus w języku demonów.

Tymcio pokiwał twierdząco głową. Król w międzyczasie zaczął rysować poszukiwany przez Solusa totem.

- Miałeś ostatnio do czynienia z czymś takim?- wziął od Króla kartkę z rysunkiem jego totemu.

Tymcio zamrugał oczami, przełykając nerwowo ślinę. Zapadła cisza, którą zakłócało jedynie szybkie bicie serca Tymcia spowodowane strachem.

- W moim fachu każdego dnia widzę różne rzeczy tego typu.

Solus potrząsnął nim kilka razy.

- A ja sądzę, że wiesz, o jaki przedmiot pytam. Chodzi mi o totem, który mogłeś mieć niedawno- Solus położył nacisk na ostatnie słowo.- Bardzo specyficzny totem, który jak wiem z wiarygodnego źródła, że miałeś w ręku. Tak było?

- Nie- odparł Tymcio.

Skłamał, rzecz jasna. Wiedział doskonale, o jaki dokładnie totem chodzi. Mimo to postanowił próbować się wykręcić i liczyć, że demon mu uwierzy i puści go wolno.

- W takim razie nie masz dla mnie żadnej wartości, wiec mogę cię spokojnie zjeść- Solus uniósł Tymcia do góry, samemu wyginając głowę maksymalnie do tyłu, aby Tymcio znalazł się nad tym, co miałoby być jego ustami, ale Solus nie miał twarzy więc widok, jaki zobaczył Tymcio to przejmująca pustka, w którą demon go wrzuci, aby się posilić.

- Dobra! Wszystko wam powiem!- wydał z siebie jęk przerażenia w obawie, co mogłoby się z nim stać.- Kupił go ode mnie Strażnik Gniew! To on go teraz ma.

- Wiem, kto to jest i gdzie go szukać!- wtrącił Król.

- Obyś mówił prawdę, inaczej tu wrócę i wiesz, co będzie...- Solus położył przerażonego Tymcia na ziemię, rzucając mu standardową groźbę na koniec i zmienił się ponownie w kruka i razem z Królem opuścili w pośpiechu Nocny Targ.

Zapytacie, dlaczego nikt nie pomógł Tymciowi? Odpowiedź jest banalnie prosta...nikt go bowiem nie lubił. Co więcej, gdyby na przykład skończył jako czyjś posiłek, to z pewnością znalazłoby się parę osób, bardzo zadowolonych z takiego obrotu spraw.

Później tego samego wieczora Król i Solus dotarli do Konformatorium. Więzienia, w którym trzymani byli wszyscy ci, którzy stanowili zagrożenie dla porządku i władzy Belosa, odmieńcy i buntownicy. Król znał to miejsce bardzo dobrze, bo do dzisiaj pamięta swoją ostatnią wizytę tutaj.

- Więc jaki jest plan?- zapytał Król, wyciągając kryształową kulę, aby móc się porozumieć z Solusem.

Solus wrócił do swojej pierwotnej postaci.

- Bardzo prosty- odparł. Wejdziemy tam siłą. Ja ściągnę uwagę strażników, a ty zakradniesz się do środka i odnajdziesz totem. Możesz przy okazji uwolnić więźniów, posłużą nam za dodatkowa dywersja.

Królowi średnio podobał się ten plan, ale on sam nie miał on lepszego pomysłu i czuł, że musi mu pomóc, wiec wycofanie się teraz nie wchodziło w grę.

Solus stanął przed głównym wejściem do Konformatorium i nie wiedząc jak w miejscu, gdzie stał, zaczęła powoli tworzyć się gęsta mgła. Cieszę, przerwało głośne uderzenie w bramę, które zaalarmowało pobliskich strażników, którzy zgromadzili się w jej pobliżu. Potem nastąpiło, kolejne, kolejne i kolejne uderzenie, aż brama została wyłamana, a na dziedziniec wszedł Solus, za którym do środka wśliznęła się gęsta mgła.

Strażnicy próbowali walczyć z Solusem, ale byli bezradni wobec demona, który ciskał nimi jak szmacianymi lalkami, żadna broń i magia na niego nie działała przynajmniej do czasu, aż nie dołączył do nich Strażnik Gniew.

Król za radą Solusa prześliznął dzięki mgle do środka Konformatorium, uwalniając przy okazji więźniów, którzy tak jak przewidział Solus, spowodowali jeszcze większe zamieszanie, co pozwoliło Królowi nieniepokojonemu przez nikogo dostać się do biura Gniewa, gdzie faktycznie znajdywał się totem należący do Solusa. Był on nieco ciężki i duży, ale Król zdołał go podnieść i powoli skierował swe kroki w kierunku wyjścia.

Na dziedzińcu trwała walka między Gniewem a Solusem, który nie radził sobie za dobrze. Bowiem Gniew posiadał jedyną umiejętność, która czyniła go niebezpiecznym dla Solusa. Potrafił zionąć ogniem, który był jedyną słabością Solusa.

Dlatego Król, korzystając z zamieszania, jak najszybciej opuścił Konformatorium, aby ukryć gdzieś totem i wrócić, pomóc przyjacielowi.

Kiedy już to zrobił i miał wracać, zobaczył, jak do środka wmaszerowała grupa łowców demonów, ciągnąca za sobą sporą klatkę. Po kilku chwilach odgłosy walk ucichły. Król wiedział, że nic dobrego się nie stało, więc z bezpiecznej kryjówki obserwował sytuację, licząc, że jednak jakimś cudem Solusowi się udało. Lecz prawda była zupełnie inna.

Łowcy demonów po kilkudziesięciu minutach opuścili Konformatorium z klatką, w której znajdował się jego przyjaciel, który zdawał się ranny i osłabiony. Na samej klatce widać było symbole, które musiały być czymś w rodzaju zabezpieczenia na wypadek, aby Solus nie spróbował uciec.

Grupa łowców demonów przechodziła dość blisko kryjówki Króla na tyle, że mógł podsłuchać ich rozmowę.

- Trafiła się nam niezła okazja- powiedział jeden z nich do innego, który zdawał się ich szefem.

- Cynk od tego krętacza Tymcia jednak okazał się całkiem sporo wart- powiedział łowca.- Gardzę jednak takimi jak on, ale interes to interes- warknął zniesmaczony.

- Jak myślisz szefie, ile za niego dostaniemy?- odezwał się drugi.

- Sporo- odparł.- Nie wiem co to za demon, ale jest silny i rzadki więc możemy liczyć, że jeśli znajdziemy właściwego kupca, to nie będziemy musieli już więcej pracować, ale tym zajmiemy się jutro.

Dalszej części rozmowy już nie było słychać, ale w oczy Króla rzucił się kruk, który podążał ich śladem. Król jednak zdawał sobie sprawę, że sam nie ocali przyjaciela i musi poprosić o pomoc i dlatego wziął totem Solusa i co sił w nogach ruszył do Sowiego Domu. Mimo że totem był ciężki i większy od niego to Król zebrał się sobie i całą drogę powtarzał sobie, że musi ocalić przyjaciela i tak jakimś cudem udało się mu do niego dotrzeć.

Kiedy do niego dotarł był bardzo zmęczony i bolały go mięśnie, co było efektem zarówno długiego marszu, jak i dźwigania totemu, ale wiedział, że to od niego zależy los jego przyjaciela, a totem był dla niego bardzo ważny i nie mógł dopuścić, aby znów przepadł. Teraz jednak mógł pomyśleć jak ocalić Solusa.

Przed Sowim Domem stała akurat Luz i Amity, które rozmawiały akurat z Ianem.

- Musicie mi pomóc!- krzyknął, kładąc totem na ziemie i starając się przy tym złapać oddech.

- Co się stało? Gdzie jest Solus? I dlaczego nie powiedziałeś nam, że wychodzicie?- Luz zbombardowała Króla serią pytań.

Król szybko wyjaśnił, co się stało, a także wtajemniczył Iana, kim jest jego nowy przyjaciel.

- Jak chcesz go teraz znaleźć?- spytała Amity.

- Nie wiem- rozłożył bezradnie łapki.- Może wy macie jakiś pomysł?

Jednak zanim doczekał się odpowiedzi, rozległo się znajome krakanie.

- Ten kruk nas zaprowadzi!- wrzasnął Król, wskazując na krążącego nad ich głowami kruka.- Zaprowadź nas do Solusa!- Krzyknął do niego, a kruk chyba go zrozumiał, bo zakrakał głośno i poleciał w kierunku lasu, a cała czwórka pobiegła za nim.

Po długim biegu i przedzieraniu się przez zarośla kruk wylądował na drzewie i skrzydłem wskazał kierunek. Przed nimi znajdowała się polana, z której widać było łunę, która wydobywała się z rozpalonego przez łowców demonów ogniska.

- Idę tam!- warknął Król. Emocje aż się w nim gotowały od dłuższej chwili, teraz powoli znajdowały ujście.- Solus to demon i mój przyjaciel.- Powiedział i już miał się rzucić na nieświadomych niczego łowców demonów, gdyby w ostatniej chwili Luz nie złapała go za ramię.

Czuła ona jak cały się trzęsie ze złości. Było to dla niej coś nowego, bo Król nigdy nie reagował w taki sposób.

- Nie pójdziemy tam bez planu- odezwał się Ian.

- Co proponujesz?- zapytała Amity, spoglądając w kierunku obozowiska łowców demonów.

- Zaatakujemy ich z dwóch stron. Król, Luz i Amity wy zostaniecie tutaj, a ja przekradnę się od drugiej strony i na mój sygnał zaatakujemy.

Wszyscy się zgodzili. Mimo że ten plan nie był zbyt wyrafinowany, ale nie mieli czasu, aby wymyślić coś lepszego lub poprosić kogoś o pomoc.

Ian ruszył zająć swoją pozycję, podczas kiedy pozostali obserwowali łowców demonów siedzących przy ognisku, którzy zdawali się uradowani faktem, że następnego wieczora będą baaardzo bogaci. Prócz Solusa łowcy demonów więzili kilka innych demonów, które były raczej zwyczajne, ale miały pecha, bo wpadły w ich ręce.

Jeden z łowców drażnił demona, który znajdował się najdalej od reszty, śmiejąc się przy tym głośno.

Król był wściekły takim zachowaniem, a od rzucenia się na nich powstrzymywała go obecnie Amity, a Luz kończyła rysować glify, które miały być wykorzystane w trakcie walki z łowcami demonów.

Nagle łowca demonów drażniący demona padł nieprzytomny na ziemię, a za jego plecami znajdował się Ian machający ręką. To był znak do ataku.

Zaskoczeni łowcy demonów starali się bronić, ale mieli marne szanse przeciwko Ianowi, Luz, Amity oraz Królowi.

Ian powalił kilku z nich na ziemie dzięki dobrze wymierzonym zaklęciom, a Luz i Amity dzięki współpracy, która polegała na łączeniu poszczególnych zaklęć Luz i abominacji Amity siały postrach u zdezorientowanych łowców, a Król stał nad nieprzytomnym przywódcą grupy łowców demonów, wygłaszając swoją mowę, że tak nie powinno się traktować demonów.

Kiedy Luz, Amity i Ian pokonali ostatniego z łowców demonów, Amity zerwała pieczęci na klatce wiążące Solusa, a później zrobiła to samo dla pozostałych demonów, które zostały złapane przez łowców.

Solus stał i wpatrywał się w ratujących go ludzi i elfkę, kiedy nagle usłyszał znajomy głos.

- Solus! Chodź tu, ty wielka ciapo!- Krzyknął szczęśliwy Król, który przytulił się do nogi swojego wielkiego demonicznego przyjaciela.

- Widzę, że dalej nie jesteś jeszcze dostatecznie twardy, aby samemu mnie uratować? Jednak dobrze cię widzieć mały.- Powiedział Solus w demonicznej mowie, klepiąc delikatnie Króla po plecach.

- Ciebie też dobrze widzieć przyjacielu.- Odparł Król, mimo że nie bardzo wiedział, co Solus do niego właśnie powiedział, bo nie miał przy sobie kryształowej kuli, która mogła mu to przetłumaczyć.

Solus pokręcił głową z irytacją.- Głupek. Powinieneś nauczyć się mowy demonów. Zawstydzasz mnie przy innych.- Odezwał się znowu w mowie demonów, chociaż tak naprawdę powiedział to tylko dlatego, aby wyjść na twardego, a naprawdę cieszył się, że Król przybył mu na ratunek.

- To prawie, jakby mówił!- Powiedział zadowolony Król i spojrzał na Luz i pozostałych.

- Może to dlatego, że mówi? Tylko że nie masz pojęcia co.- Zauważył Ian, który znał kilka słów w mowie demonów, ale zbyt mało, aby się nią płynnie posługiwać.

- Luz, Ian, Amity dziękuję wam, że ocaliliście Solus.- Król przytulił się do nóg każdego z nich.- Prawdziwi z was przyjaciele.

Luz uśmiechnęła się, bo dawno bowiem nie widziała Króla tak szczęśliwego.

- Ja również jestem wam wdzięczny. Pomogliście nam, mimo że nie musieliście.- Odezwał się Solus tym razem w języku, który wszyscy rozumieli.

- To ty jednak mówisz po naszemu?- Zdziwił się Król.- Wiedziałem, że mnie rozumiesz.

- Używam waszej mowy tylko w wyjątkowych okolicznościach takich jak ta. Nie chcę zapomnieć naszego języka tak jak niektóre demony, które wśród was żyją.- Solus zwrócił się do Króla.-A ty Królu koniecznie poćwicz mowę demonów. Bo to jednak wstyd nie znać języka własnych pobratymców.- Poklepał go lekko palcem po głowie.

- He, he, he- ucieszył się Król.- Obiecuję, że następnym razem będę umiał już coś powiedzieć w naszym języku.- Zadeklarował.

Solus wyglądał, jakby był zadowolony, ale aby ukryć, to przed Królem zwrócił się do jego przyjaciół, którzy go uratowali.

- Jeśli kiedyś będziecie potrzebować kiedyś mojej pomocy, to dzięki temu możecie mnie wezwać.- Solus wyciągnął z totemu, który odzyskał rubin, który znajdował się w jego środku.- Zachowaj go na pamiątkę naszego spotkania.

- Dziękuję-Pokiwał zadowolony głową- I, mimo że nie spędziliśmy razem zbyt wiele czasu, to bardzo ci dziękuję, bo wiele się od ciebie nauczyłem i poznałem odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły- Uśmiechnął się życzliwie Król.

- Dziwaczny z ciebie demon Królu, ale to był całkiem miło spędzony czas. Ja też czegoś się nauczyłem od ciebie i od twoich przyjaciół- Ton głosu Solusa brzmiał jakby na jego twarzy, gdyby takową miał, pojawił się uśmiech.- Żegnaj przyjacielu, a wy opiekujcie się Królem, ten maluch może was jeszcze zaskoczyć.- Solus skinął głową na pożegnanie i wraz z pozostałymi demonami udał się w kierunku lasu.

Król był szczęśliwy, kiedy usłyszał od Solusa, że ten uznał go za przyjaciela jednak w chwili kiedy on i pozostałe demony powoli znikały wśród drzew, Król nieco posmutniał, trzymając rubin, który dostał w prezencie.

- Nie znam za dobrze mowy demonów, ale znam zdanie, które będzie dobre na początek twojej nauki.- Ian wyszeptał mu, jak się je prawidłowo wymawia.- Śmiało. Jeszcze cię usłyszy.

Król bez chwili wahania krzyknął słowa, które wyszeptał mu Ian, najgłośniej jak tylko potrafił, w kierunku odchodzącego Solusa licząc, że ten je usłyszy.

Solus faktycznie je usłyszał, bo zatrzymał się na moment i odwrócił się w kierunku Króla i ostatni raz podniósł rękę na znak pożegnania. Po czym rozpłynął się w gęstwinie tak jak pozostałe demony.

- Co takiego powiedziałem?- zapytał zaciekawiony Król.

Ian uśmiechnął się.- Do zobaczenia przyjacielu.- Odparł krótko.

- Dziękuje.- Król przytulił się do nogi Iana.

- Nie ma za co.- Poklepał go po głowie.- Od tego w końcu są przyjaciele, prawda?- Skwitował, a tego typu stwierdzenia to była raczej domena Luz, ale miło było samemu to powiedzieć.

- Na pewno jeszcze się spotkacie.- Luz wzięła Króla na ręce.- Wracajmy do domu.

- To była naprawdę niezła historia i ktoś powinien ją opisać.- Zauważył Ian, dając tym samym jasno do zrozumienia, kto powinien to zrobić.

- Ja to zrobię!- Oznajmił stanowczo Król.- Opiszę moje bohaterstwo, ale spokojnie nie zapomnę wspomnieć o waszej skromnej pomocy.

- Dzięki ci łaskawco- Zaśmiał się Ian.- Pożyczę ci książkę ze starą mową demonów. Przyda ci się, kiedy znowu spotkasz swojego przyjaciela.

- Wtedy będę mógł z nim porozmawiać i będzie ze mnie dumny.- Król zdawał się już nie ukrywać, jak bardzo liczy się z opinią Solusa, który był jego pierwszym demonem, który traktował go jak przyjaciela, nawet jeśli na początku był dla niego nieco szorstki i odrobinę nieufny. Solus na początku nie traktował go jak przyjaciela, ale jako kogoś, komu musi spłacić dług za ocalenie życia. Solus chyba na końcu zrozumiał, że dobrze mieć przyjaciela takiego jak Król. Był to też dobry sposób, aby Król poszerzył swoją wiedzę na temat demonów. Tak czy inaczej, ta przygoda skończyła się dla Króla bardzo szczęśliwie.

- A ty co myślisz Amity? Demony nie są wcale takie straszne- Zapytała Luz.

- Są całkiem miłe. Wielkie i straszne, ale miłe na swój sposób- Skwitowała w swoim stylu.- Przynajmniej niektóre.- Przypomniała sobie Hooty i przeszył ją zimny dreszcz.

- Swoją drogą znajomość mowy demonów byłaby przydatna.- Wtrącił Ian.- Pomyślcie, jaki to miałoby potencjał.- Myśl o tajemnicach, jakie są skryte w mowie demonów, wprawiły go w coś w rodzaju ekscytacji.

- Naprawdę, aż tak cię to ciekawi?- Rzekła Luz.

- Jasne. Czym jest życie bez tajemnic, które można rozwiązać.- Uśmiechnął się.- Jednak mam pewne pytanie Królu, które chodziło mi od dłuższego czasu po głowie.

Król spojrzał na Iana.

- Naprawdę nie znasz mowy demonów? Luz mówiła, że uważasz się za eksperta od nich.- Zauważył.

- Cóż...-Zawstydził się lekko.- Znam się na demonach, ale głównie ze słyszenia i nigdy nie miałem okazji porozmawiać z którymś, który zna starą mowę demonów. Większość demonów mówi po naszemu, a tylko te najstarsze porozumiewają się jeszcze w tej mowie, a teraz muszę się go nauczyć, w końcu obiecałem, prawda?.- Odparł i spojrzał raz jeszcze na kamień, który dostał od Solusa.

- Na pewno się ucieszy, kiedy nauczysz się choćby kilku słów w tym języku- Powiedziała Luz i pogłaskała go po głowie.

- Muszę ci to przyznać Luz, z tobą nie można się nudzić.- Ian lekko się uśmiechnął.

- Czyżby to był komplement?- Zaśmiała się.

- Może.- Przewrócił oczami- Nie mogę się doczekać powrotu do domu, bo padam z nóg.- Przeciągnął się leniwie.

- Mięczak.- Zachichotała Amity.

- Dobrze, że mi przypomniałaś- Ian uśmiechnął się złośliwie.- Wiesz Luz, Amity chciałaby ci...- Ian nie zdążył nic powiedzieć, bo Amity zasłoniła mu usta.

- Chciałam ci powiedzieć, że to był świetny dzień i świetnie się bawiłam do zobaczenia jutro.- Dokończyła za niego i szybko się ulotniła.

Ian ponownie się uśmiechnął. Rozumiał, dlaczego jej rodzeństwo ciągle jej dogryza. Sposób, jaki na to reaguje, jest na swój sposób uroczy i zabawny, chociaż bardziej zabawny. Szkoda, że Luz jeszcze nie załapała, że Amity czuje do niej coś więcej niż przyjaźń. Jednak może to i lepiej, inaczej zabawa, szybko by się skończyła.

* Każdy z nas ma swoje sekrety.* Pomyślał, uśmiechając się lekko.*Ciekawe czy ja też będę w stanie napisać swoje szczęśliwe zakończenie.*

Ta myśl towarzyszyła mu aż do powrotu do Sowiego Domu, a kładąc się na kanapie, rozmyślał nad tym, co może teraz zrobić kiedy już odzyskał fizyczną postać, a dzięki magii iluzji mógł w końcu zobaczyć, co Wrzące Wyspy mają do zaoferowania. W końcu jest tak wiele do zobaczenia, spróbowania i przeżycia, a gdyby nie zmęczenie nie traciłby czasu na sen, ale to było silniejsze od niego, nawet nie wiedział, kiedy zmógł go sen, który zakończył jego kolejny niezwykły dzień na Wrzących Wyspach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro