Rozdział 7 Nie taki Grom straszny jak go malują
Piosenka przewodnia rozdziału to:
https://youtu.be/Bq6IuZIJhuI
Ta piosenka jest świetna ❤️
Trochę dłuższy rozdział, ale sporo się w nim dzieje więc liczę, że się wam spodoba :)
- Więc...?- Ian patrzył na Luz, która zdawała się zaskoczona jego pytaniem.
- Skąd to pytanie?- zapytała, zdziwiona.
- Wiesz...nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale skoro już pytasz to Grometeusz, jest w pewnym sensie ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, aby odzyskać ciało.
- Dobrze go zna!- wtrącił Król.- W końcu ona i Amity go pokonały i obie zostały królowymi Groma.
- Fiu, fiu- zagwizdał Ian, który zdawał się pod wrażeniem tego osiągnięcia.- Jak na tak krótki pobyt tutaj, to faktycznie spory sukces.
- Gdyby nie Amity to byłoby ciężko- oznajmiła, starając się podkreślić istotną rolę Amity w tej historii.
- Mimo wszystko i tak jestem pod wrażeniem- Ian zniknął i pojawił się, siedząc na kanapie.- Bardzo prawdopodobne, że będziesz musiała ją poprosić o pomoc jeszcze raz. Wiem, że może wyglądać dziwnie, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze to już jutro, mogę odzyskać ciało i nasza umowa dobiegnie końca.- Powiedział, kładąc nacisk na potencjalne korzyści płynące z szybkiego działania.
- Obiecałam przecież, że ci pomogę- Luz zmarszczyła brwi.- Jednak nie wiem co na to Amity.
- O, jestem pewien, że jeśli ty ją poprosisz, to na pewno się zgodzi.- Pokiwał głową, uśmiechając się przy tym szeroko.
Ian brzmiał na bardzo pewnego swoich słów i miał ku temu powody. Wiedział, że osoby silnie związane ze sobą emocjonalnie pójdą za sobą w ogień.
- Jednak chciałbym wiedzieć więcej o tym całym Gromie. Jaki jest? Gdzie jest jego legowisko? Pytam, bo sam za wiele o nim nie wiem, a nie chcę ruszyć na niego nieprzygotowany.
Luz opowiedziała Ianowi ze szczegółami, co działo od wyboru Amity na królową po wspólną walkę i zwycięstwo, ba pokazała nawet zdjęcia z tej imprezy, a to wszystko doprawione komentarzami Króla, który ciągle podkreślał, że komentował to widowisko i jak tłum potem nosił go na rękach.
Cała ta historia nie tylko była ciekawa, ale też pouczająca dla Iana, który wiedział już na tyle dużo, aby oszacować ich szansę w kolejnym starciu. O dziwo szansa sukcesu, była całkiem spora, jednak mimo to Ian wolał zachować ostrożność nie chciał bowiem paść ofiarą własnej pychy.
- Więc jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałbym to załatwić jutro wieczorem- oznajmił Ian, który nie krył, że chce jak najszybciej odzyskać fizyczną postać, a gdyby miał ciało to teraz drżało by pewnie z ekscytacji.
- Znowu nocna wycieczka?- Luz spojrzała na niego podejrzliwie.
- A no- przytaknął.- Za dnia raczej nie przywołamy Grometeusza nie narażając się, przy okazji na poważne kłopoty.
- W sumie to masz rację.- Pokiwała głową, zdając sobie sprawę, że mógłby być z tego poważne kłopoty.
- Pewnie, że mam- odparł stanowczo.- Na szczęście jestem po twojej stronie, więc jeśli nic się nie stanie, to wszystko powinno pójść gładko.
- Skoro tak twierdzisz- odparła Luz, już nieco zmęczonym tonem przy okazji ziewając.
- To pierwszy sygnał, że powinnaś się położyć- w głosie Iana słychać było nutę troski.- No i musisz być jutro w formie, bo na takich misjach trzeba być gotowym na wszystko.
- Może i masz rację- ziewnęła, widząc, że za oknem panował już zmrok.- Idziesz Królu?
Król kilkoma susami doskoczył do Luz i wdrapał się na jej ramię. Luz uśmiechnęła się i podrapała Króla po podbródku mówiąc:
- Najsłodszy demon na Wrzących Wyspach.
- Rozumiem twój zachwyt nad jego urokiem osobistym, ale lepiej będzie, jak już oboje pójdziecie spać, a ja w międzyczasie spróbuje się trochę zastanowić.- Nalegał, starając się, aby Luz nie zaspała do szkoły i nie zasnęła w trakcie akcji.
Luz pomachała Ianowi i wraz z przysypiającym Królem poszła na górę, zostawiając Iana samego.
Cała noc zeszła Ianowi na burzy mózgów, w której brał przez jakiś czas Hooty, ale żaden z jego pomysłów nie trzymał się kupy. Na szczęście Ian zdążył przygotować rzeczy, jakie będą niezbędne podczas tej misji i to musiało mu wystarczyć.
Kiedy wstał kolejny dzień, Luz jak zawsze wstała jako pierwsza robić śniadanie. Schodząc na dół, zobaczyła siedzącego na kanapie Iana, który pisał coś na kartce, nie zauważając Luz. Na ziemi, tuż obok Iana znajdowała się ta sama torba, którą mieli podczas przygody na Nocnym Rynku, lecz tym razem była szczelnie wypełniona.
Luz nie wiedziała, co w niej jest, ale pewnie było to coś ważnego, skoro Ian zadał sobie tyle trudu, aby osobiście to spakować.
- Dzień dobry- powiedziała, aby wyrwać go z zamyślenia.
- Dzień dobry- odpowiedział, kończąc tym samym pisanie.- Nie słyszałem, jak zeszłaś.- zauważył, bo z reguły wyłapywał najcichszy szelest, ale zdarzało mu się niekiedy zatracać w jakiś zajęciach, jeśli były ciekawe, lub jeśli musiał je szybko skończyć.
- Nie przeszkodziłam ci?
- Nie, skądże. Właśnie skończyłem- odparł zadowolony.
- A co to takiego?- zapytała, nachylając się nad kartką, na której coś pisał i starała się to odczytać.- Co to jest?- zdziwiła się faktem, że nie mogła nic odczytać.
- To są runy, które musimy narysować, abym mógł odzyskać ciało- zaczął, zastanawiając się jak prosto jej to wytłumaczyć.- Te będą potrzebne, aby utrzymać Groma w miejscu, a te, aby odprawić rytuał, abym mógł odzyskać fizyczną postać.- Wskazał na poszczególne z run.
- Widzę, że wszystko sobie dobrze przemyślałeś- zaśmiała się Luz.
- W końcu mnie najbardziej zależy na sukcesie- odparł, przecierając oczy, starając się ukryć podenerwowanie i ekscytację.
Luz uśmiechnęła się życzliwie i zabrała się za robienie śniadania, a Ian, by nieco uspokoić myśli, przyglądał się jak Luz radzi sobie w kuchni. Musiał przyznać, że o ile on sam miał talent do gotowania, to Luz radziła sobie z nim w sposób naturalny. Zwinnie przemykając pomiędzy przyborami kuchennymi, talerzami oraz garnkami, a co bardziej spostrzegawczy mogliby to wszystko określić mianem Kuchennego Tańca co wprawiło Iana w dobry humor w końcu pobyt na Wrzących Wyspach nauczył go jak cieszyć się z rzeczy z pozoru błahych.
Kiedy śniadanie było już gotowe i wszyscy w końcu się obudzili lub byli w trakcie dobudzania się i zajmowania swoich miejsc przy stole.
- Jakie macie plany na dzisiaj?- zapytała Eda, robiąc łyk czegoś, co przypominało kawę, ale wygląd i zapach świadczył, że z pewnością nie była to kawa.
- A nic takiego- zaczęła.- Ian chce obudzić Groma i...
Eda zaskoczona, aż wypluła swoją „kawę" niestety wprost na siedzącego obok Króla.
- Hej! Uważaj!- krzyknął, starając się zetrzeć z siebie resztki kawy, ale mu się nie udało, więc poszedł po ręcznik mrucząc jakieś obelgi pod adresem Edy i jej braku szacunku do jego majestatu.
- Mało ci młoda po ostatnim razie?- Eda zdawała się nieco wkurzona kolejnym niedorzecznym pomysłem jaki narodził się w tej jej główce.
- Spokojnie- wtrącił Ian.- Tym razem wszystko jest zaplanowane, a ze mną u boku Grom nie będzie stanowił zagrożenia. Zresztą jest jeszcze słaby po ostatnim starciu z Luz i Amity więc powinno pójść gładko.- Ian zdawał się bardzo pewny sukcesu.
Eda nieco się uspokoiła i spojrzała na Luz.
- Mimo wszystko Grom może być bardzo niebezpieczny, zwłaszcza jeśli nakarmisz go swoim strachem.- Eda zdawała się być innego zdania niż Ian.
- Daj spokój Eda. Luz jest wystarczająco inteligentna i dojrzała, aby sobie poradzić- Ian wskazał na Luz, która bawiła się z Królem.
- Kto jest moim niezdarnym demonkiem? Ty jesteś!- pocierała go obiema rękoma po pyszczku, a sam Król zdawał się zadowolony, jednak nic nie powiedział, ba nawet nie tupał nóżkami, jak to miewał w zwyczaju, ale to było tylko dla zachowania pozorów, że jest zły i straszny. Podczas gdy zachowywał się jak wyjątkowo uroczy szczeniak.
- No dobra, może trochę przesadziłem z tą inteligentną i dojrzałą, ale wiesz, o co mi chodzi. Razem sobie poradzimy.- Ian starał się przekonać Edę, że on i Luz nie skończą jako przystawka dla Groma i nie sprowadzą tym samym chaosu na Wrzące Wyspy.
- Ech...- Eda westchnęła ciężko.- Chyba nie przemówię wam do rozsądku, ale jeśli to takie ważne to dobrze, tylko uważaj na nią!
Ostatnie zdanie, jakie powiedziała, miało podkreślić fakt, że Ian był za nią odpowiedzialny. Prawda jednak była taka, że był odpowiedzialny za nią w takim samym stopniu jak Luz za niego. Musieli na sobie polegać i to pomimo różnic zwłaszcza Ian, który musiał chować dumę i osobiste przekonania, aby Luz mu zaufała.
- Chyba możemy już iść- powiedziała Luz.- Pozostali już na nas czekają.
Ian i Eda byli tak zajęci rozmową między sobą, że nie zauważyli, kiedy Luz zjadła śniadanie i przygotowała się do wyjścia.
- Uważaj na siebie młoda- rzuciła Eda.
- Jasne- przytaknęła.- A co z tą torbą? Bierzemy ja teraz?
- Nie- pokręcił głową.- Wrócimy tu po nią i zaczekamy do północy, aby upewnić się, że nikt nam nie przeszkodzi.
- Okej.- Powiedziała i pomachała Edzie i Królowi.- Do zobaczenia później.- I razem z Ianem ruszyli w kierunku szkoły.
Kiedy byli już w połowie drogi spotkali Willow i Gusa, którzy na nich czekali.
- Cześć wam- przywitała się Luz, machając swoim przyjaciołom.
- Hej Luz- odpowiedzieli jednocześnie.
- Jakie plany na dzisiaj?- zapytała Willow?
- W szkole i po to nie wiem, ale Ian o północy chce przywołać Groma i...- Luz nie dokończyła, bo Willow złapała ją za rękę.
- Możemy porozmawiać na osobności?
- Jasne- Luz spojrzała na Iana, który tylko pokiwał głową.
Willow i Luz odeszli kawałek i przy okazji dała znać Gusowi, aby ten zagadał Iana, żeby przypadkiem nie usłyszał, o czym mówią.
- Nie chcę cię obrazić Luz, ale zaczynam się o ciebie niepokoić- zaczęła.- Odkąd poznałaś Iana, ciągle pakujesz się w coraz dziwniejsze przygody na, których zyskuje tylko on. Powiem wprost: On cię zwyczajnie wykorzystuje, a ty tego nie widzisz. Znasz go od kilku dni, a nadstawiasz dla niego karku, jakbyś znała go od lat.
Luz zmarszczyła brwia, a zwyczajowy uśmiech zastąpił grymas.
- Dlaczego ciągle się go czepiasz? Przecież my też pakowaliśmy się w różnie dziwne przygody. Nie pamiętasz?
- Pamiętam, ale niemal zawsze przez przypadek, a tutaj wszystko jest drobiazgowo zaplanowane.
- Skoro mówisz, że wszystko jest drobiazgowo zaplanowane, to w czym problem?- Zapytała Luz, która dalej nie rozumiała, o co chodzi jej przyjaciółce.
- Sama sobie odpowiedziałaś- westchnęła ciężko.- Wszystko, co robi, jest efektem jego drobiazgowej kalkulacji. Pamiętasz waszą kłótnię? Przeprosił cię tego samego dnia, bo uznał, że mu się to opłaca i wszyscy mu uwierzyliście.- W głosie Willow było sporo żalu, ale i przekonania, że ma rację.
- Daj mu szansę.- Odezwała się Luz.- On naprawdę się stara. Zresztą obiecałam mu pomóc, a Luz Noceda nigdy nie łamie dawnego słowa!- Luz zabrzmiała teraz jak Azura w swoich książkach. Nie po raz pierwszy zresztą.
- Ech...więc jeśli nie chcesz mnie słuchać to, chociaż uważaj na siebie i miej na niego oko.
- Tyle chyba mogę zrobić- uśmiechnęła się Luz.
Willow nie była ani trochę bardziej spokojna, ale wiedziała, że nie może zmienić zdania przyjaciółki, ale mimo to będzie z nią na dobre i złe.
Luz i jej przyjaciele nie wiedzieli, że ktoś ich obserwował, ktoś, komu bardzo zaszli za skórę, ktoś, kto bardzo źle im życzył. Boscha przyglądała się im z ukrycia.
- Zemsta...zemsta- powtarzała, łamiąc pobliską gałąź na pół.- Tym razem nie ocali cię twój dobry duszek, ani ci twoi bezwartościowi przyjaciele. Bo kto w drogę mi wchodzi, ten sam sobie szkodzi.- Uśmiechnęła się złośliwie, mając w głowie widok płaszczącej się przed nią na kolanach Luz, wprawił ją bardzo dobry humor.
Nie wiedziała jeszcze jak się odegrać, ale była cierpliwa. W końcu nadejdzie właściwy moment, kiedy Luz zaboli najbardziej, a wtedy będzie mogła zrobić z niej przestrogę, dla reszty szkoły. Odzyska szacunek w szkole, jeśli nie szacunek, to zadowoli się strachem.
Gdyby Gus nie zagadał Iana, to może by zauważyłby, że Boscha ich obserwowała i udałoby się uniknąć, tego, co stało się później. Jednak czegoś takiego nie przewidział nawet ktoś z tak analitycznym umysłem, jak Ian.
Po drodze dołączyła do nich Amity i całą grupą udali się na zajęcia.
Dzisiaj Luz miała w planie zajęcia z Abominacji. I dlatego Ian już wiedział, dlaczego Amity jest taka zadowolona. Mogła bowiem teraz bezkarnie gapić się na Luz co pewnie będzie zabawnym widokiem. Dla niego na pewno.
Kiedy zaczęły się zajęcia, a nauczyciel rozpoczął swój monolog dotyczący abominacji, Ian znalazł sobie rozrywkę, patrząc, jak Amity patrzy na Luz i zastanawiał się co też ona myśli. Same zajęcia Ian uważał, za takie meh. Dlatego, że zawsze opierał się na sile swojej magii, a nie przywoływanych stworzeń takich jak abominacje.
Jednak Ian zapomniał, że Amity miała naszyjnik od Luz, dzięki któremu mogła go widzieć, dlatego, kiedy dostrzegła, że przygląda się jej z tym swoim złośliwym uśmieszkiem, w jednej chwili zmieniła się w pilną uczennicę. Popsuło to trochę Ianowi zabawę, więc musiał sobie znaleźć coś ciekawszego do roboty. I tak też zrobił. Jego myśli zaczęły krążyć wokół możliwości powrotu swojego ciała, a to wszystko mogło stać się już dzisiaj. Dzisiejszy dzień w szkole był nadzwyczaj spokojny. Tak spokojny, że Ian nie musiał właściwie nic robić.
Po skończonych zajęciach, kiedy wszyscy wracali do domu, Ian zaczął wprowadzać ich w swój plan.
- Więc jak zamierzasz wejść do szkoły?- zapytała Willow.
- Jest sporo zaklęć, które pozwalają się uporać z zamkniętymi drzwiami- zaczął.- Jednak poza magią są też inne sposoby.- Uśmiechnął się.
- Więc mogę liczyć na waszą pomoc?- Spytała Luz, spoglądając na swoich przyjaciół.
- Jasne- odparła, bez namysłu Amity.
- Przyjaciele trzymają się razem, więc możesz na nas liczyć- oświadczyła Willow, a Gus tylko przytaknął.
- Więc spotkamy się tutaj o północy- oświadczył Ian.
Wszyscy pokiwali twierdząco głową i rozeszli się do domów, żegnając się ze wszystkimi.
Kiedy Luz i Ian wrócili do domu, Ian raz jeszcze zaczął sprawdzać, czy mają wszystko, czego potrzebują, a Luz? Cóż...Luz zdawała się tym nie przejmować, a nawet jeśli było inaczej, to świetnie to ukrywała. Ian tylko co jakiś czas zerkał, jak Luz bawi się z Królem i trochę zazdrościł jej postawy.
Czas jak to ma w zwyczaju przed trudnymi zadaniami, leci bardzo szybko i nie wiadomo kiedy za oknem zapanował zmrok.
Ian wiedział, że bardziej gotowy już nie będzie, popatrzył na Luz, która była już gotowa do wyjścia. Miała na sobie pelerynę z kapturem, którą kiedyś dostała od Edy. Ian był pod wrażeniem, że Luz rozwinęła się emocjonalnie, nie tracąc tego co czyniło ją wyjątkową. Spojrzenia na świat oczami dziecka. Spojrzenia, którego Ianowi zawsze brakowało. Wiedział, że to, co planuje, odbije się na wszystkich, a przywiązanie, jaką odczuwał do swoich nowych znajomych, wcale nie sprawiało, że czuł się lepiej. Najbardziej zaczęła mu doskwierać myśl o nieszczerych przeprosinach, które wynikały z pragmatyzmu niż ze szczerej woli. Były one tak dobrze odegrane, że oszukał wszystkich włącznie z samym sobą, a próby zagłuszenia poczucia winny prowadziły tylko do jeszcze większych wyrzutów sumienia. Wiedział, że jeśli odzyska ciało, to będzie musiał zdobyć się na szczerość wobec niej.
Kiedy wychodzili Eda i Król stanęli w drzwiach i odprowadzali ich wzrokiem, nie zdając sobie sprawy, w jakie kłopoty się wpakują.
- Uważaj na siebie młoda, a ty miej na nią oko!- krzyknęła.
Luz odwróciła się i pokazała kciuk w górę, a Ian tylko skinął głową.
W pobliżu szkoły czekali już na nich Amity, Gus i Willow, którzy tak jak Luz mieli na sobie peleryny oraz kaptury.
- Jeśli ktoś chce się wycofać, to teraz. Nie będę wam miał tego za złe.- Powiedział Ian, patrząc na przyjaciół Luz.
Nikt jednak się nie odezwał, co świadczyło, że są gotowi zaryzykować. Ian jednak wiedział, że nie robią tego dla niego, lecz dla Luz.
Kiedy stanęli przed zamkniętymi drzwiami szkoły, Ian podszedł do nich i starał się zastanowić jak je otworzyć.
- Hmm...- mruknął.- Drzwi zabezpieczone magicznie. Większość zaklęć otwierających jest bezużyteczna.- Uśmiechnął się złośliwie.- Może i jesteście odporne na magię, ale nie na mnie.- Ian wyciągnął z torby wytrych i zaczął dłubać w zamku.
Powoli i spokojnie nasłuchiwał odgłosów, przeskakując zapadek co nie trwało długo i po kilku minutach zabawy z zamkiem, drzwi się otwarły.
- Voila!- powiedział zadowolony.- Teraz trudniejsza część.
Luz i Ian weszli jako pierwsi, a cała reszta tuż za nimi. Nie mieli jednak pojęcia, że Boscha podążała ich tropem, robiąc zdjęcia z ukrycia.
Wiedziała, że to za mało, aby pogrążyć Luz, ale to tylko kwestia czasu.
Luz i Amity szły na przedzie, wiedząc, gdzie należy szukać Groma, a po dotarciu do sali gimnastycznej wszyscy poza Ianem zaczęli szukać przycisku otwierającego podłogę.
- Mam!- Krzyknął Gus i nacisnął przycisk.
Podłoga zadrżała, a przejście się otwarło. Do „legowiska" Groma prowadziły schody, a wyglądem przypominało niewielką arenę.
- Dobra.- Odezwał się Ian- zanim wezwiemy Groma, weźcie kredę i zacznijcie rysować wkoło te runy.- Ian wyciągnął kartkę z torby i wręczył ją Amity.
- W torbie jest kreda czy pisaki więc macie wybór, ale ostrzegam. Runy mają wyglądać identycznie jak na kartce, to one są wyjściem awaryjnym, głównie dlatego, że jeśli się nam nie uda, no to będzie spory problem, a one mogą wam ocalić życie, więc radzę rysować je porządnie.
Bez w dawania się w dyskusje wszyscy zaczęli rysować runy, jakie polecił im Ian. On sam tylko chodził pomiędzy nimi i sprawdzał, czy są prawidłowo narysowane.
- Całkiem ładnie wam wyszły- odparł, przyglądając się jak Gus kończył ostatnią z nich.- Teraz najtrudniejsza część i najmniej przyjemna. Luz?
- Tak?
- Pamiętasz, co mówiłem ci podczas naszego pierwszego spotkania? Czego potrzebuje, aby móc naprawdę czarować?
Luz zamyśliła się, próbując przywołać wspomnienie z tamtego dnia.
- To, że potrzebujesz ciała?
- Właśnie!- przytaknął.- Aby pozyskać z Groma, to co jest mi potrzebne, muszę przejąc na jakiś czas kontrolę nad twoim ciałem. Tylko na chwilę, przywołamy go, pokonamy i tyle.- Powiedział, ale zauważył, że wszyscy dziwnie na niego spojrzeli.
- Słuchaj Luz, mówiłam ci to wcześniej, ale powtórzę jeszcze raz. To jakieś wariactwo!- Krzyknęła Willow.- Naprawdę rozważasz oddanie mu swojego ciała?
- Nie musi to być ciało Luz, ale byłoby ono najlepsze, bo przez więź jaka nas łaczy jesteśmy bardziej „kompatybilni", ale jeśli ktoś chce oddać swoje, to proszę. Mnie to bez różnicy.
- Słyszysz?!- Willow wskazała dłonią na Iana.- Mówi o tym, jakby pożyczał od ciebie zeszyt, a nie ciało! Nie masz nawet pewności czy ci je zwróci!
- Hej! Mam pewne wady, ale zawsze dotrzymuje słowa- oburzył się Ian, którego uraziły insynuacje Willow.
- Ja też dotrzymuje, ale muszę wiedzieć, co chcesz z nim zrobić.- Odparła Luz, starając się uspokoić oboje przyjaciół.
- Tylko ja znam zaklęcie dzięki, któremu zdołamy przywołać i odciąć kawałek Groma. By później móc go wykorzystać w rytuale dzięki któremu odzyskam ciało, a wtedy już nie będziecie musieli znosić mojego towarzystwa. Pasuje wam?!
Luz przytaknęła, a reszta nie odezwała się ani słowem.
- Skoro już wszystko jasne to zaczynajmy. Luz weź z torby fiolkę i zejdź na dół.- Polecił Ian, który w okamgnieniu znalazł się na dole, gdzie czekał na Luz.
- Pamiętajcie, jeśli coś pójdzie źle, uderzcie w którąkolwiek z run i biegnijcie po pomoc.
Luz z fiolką w dłoni zeszła na dół.
- Jesteś gotowa?- zapytał.
- Nie.
- Ja też nie, ale nie mamy wyjścia.
Luz lekko się uśmiechnęła.
- Czy to boli?- dopytywała lekko zaniepokojona.
- Nie, ale może być trochę dziwnie. Jak mówiłem ostatnio, możesz się poczuć, jakbyś oglądała film, na który nie masz wpływu, ale co by się nie działo, nie panikuj! Jeśli nas rozdzieli to już po nas.
Luz nie poczuła się ani trochę lepiej, ale musiała zaryzykować, bo w końcu obiecała.
- No dobra to zaczynajmy.- Powiedział i zwrócił się w kierunku pozostałych, dając ręką znak, żeby byli gotowi.
W tej właśnie chwili Ian skierował się na luz i wszedł w jej ciało, zamykając oczy, a kiedy znów je otworzył, spojrzał na swoje dłonie, które nie należały do niego.
- Udało się, ale numer- roześmiał się, będą pod wrażeniem, że to, co czytał, okazało się prawdą.- Dobra zaczynajmy przedstawienie.
Ian wykonał kilka gestów dłonią, z których wyłoniło się kilka jasnofioletowych kul, które opadały na posadzkę, pozostawiając za sobą mglisty ślad, który zaczął się formować w coś w rodzaju nieznanego nikomu poza Ianem symbolu. Symbolu przywołania.
- Przybądź to tego świata ty, któryś został z niego wygnany. Z ciemności powstań ty który żywisz się strachem. Tylko Strach. Żadnego honoru, chwały ni litości. Oto to jak wiele trwóg w tym miejscu gości. Czy słaby czy silny, każdy w lot zrozumie,
Że ty w sercu bojaźliwych jak w domu się czujesz.
W ciemności jesteś panem, lecz przed światłem umykasz.
I rąk ci nie trzeba, by za gardło trzymać. Oto czym jesteś...STRACHEM! Przybądź więc Grometeuszu Siewco Lęku bo ja cię tu mą mocą wzywam! Byś mógł zasiać w sercach słabych trwogę, a ja ci w tym z radością pomogę!
Ian w ciele Luz uderzył dłonią w podłogę, z której zaczęła się wydobywać czarna lepka maź, a z każdą sekundą było jej coraz więcej.
Słowa, jakimi Ian przyzywał Groma, odbijały się echem w całej sali, sprawiając, że wszyscy dostali aż gęsiej skórki i przeszyły ich dreszcze. Zwłaszcza u Willow, która była już niemal pewna, że Ian ich wykiwał, ale nie mogła obecnie nic zrobić.
Grom zaczął przybierać formę wielkiej czarnej kuli, z której nagle wystrzeliła czarna macka, która przyssała się do czoła Luz i starała się przybrać formę jej strachu. Ian nie wiedział, czy Grom pamięta, że to Luz pokonała go ostatnim razem, ale to nie miało znaczenia.
Grom powoli zaczął przybierać, postać kobiety. Wszyscy wiedzieli do kogo on należał, bo już to widzieli na ostatnim Gromie, a Ian zobaczył to we wspomnieniach Luz. Była to jej matka. Luz bała się prawdy, tego, że okłamała ją, że jest na obozie, a naprawdę przeniosła się do magicznej krainy.
Jednak Grom w pewnej chwili przestał się przemieniać i wydał z siebie odgłos frustracji. Ian wiedział co się dzieje, bo on i Luz byli połączeni. Dwa umysły w jednym ciele, dwie obawy, które bardzo się od siebie różniły, a to sprawiało, że Grom nie mógł się zdecydować, którą z nich ma się posilić.
- Pozwól, że ci pomogę- Ian w ciele Luz aktywował duchowe ostrze i jednym sprawnym cięciem odciął mackę, która była przyczepiona do ich czoła.
Kiedy macka odpadła Ian wykonał kolejne cięcie, aby odciąć mniejszy jej kawałek i umieścił go we fiolce.
- Mam już wszystko, a to oznacza, że nie jesteś mi już dłużej potrzebny.- Ian wykonał gest i posłał w stronę Groma oślepiającą błyskawicę, a Grom rozpadł się na kawałki. Ian dla pewności zniszczył kilka z nich. I patrzył jak, to Grometeusz Siewca Lęku umyka przed jego potęgą. To było fantastyczne uczucie.
Wybiegając z legowiska Groma, dał znać, aby zamąć przejście. A kiedy słychać było trzask domykającego się przejścia, Ian opuścił ciało Luz.
- Nie było tak, źle co?- zapytał z uśmiechem.
- Było strasznie...-powiedziała.- Jednak udało ci się.- Luz wzięła kilka głębokich wdechów zupełnie, jakby zapomniała jak smakuje powietrze.
- Przyznajcie się. Myśleliście, że faktycznie chciałem was oszukać?- Ian spojrzał na przyjaciół Luz, których miny mówiły same za siebie.- No nic. Tutaj kończy się nasza umowa Luz.
Ian wyciągnął z torby fiolkę z dziwną fioletową cieczą, był to ekstrakt ze wspomnień jakie udało mu się wydobyć z amuletu i wlał do niej fragment Groma, który zdobyli. Potrząsnął nią kilka razy, patrząc jak fragment Groma się rozpuszcza i łączy z zawartością próbówki.
- Wybiła w końcu godzina mojego powrotu!- powiedział, wstrząsając zawartością fiolki i duszkiem ją wypijając. Aktywując przy okazji runy, które miały go utrzymać, jeśli przemiana nie poszłaby zgodnie z planem.
Nagle upuścił fiolkę i upadł na kolana. Luz chciała mu pomóc, ale on ruchem ręki ją zatrzymał.
Wziął głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci i wtedy Ian zgiął się zupełnie, jakby ktoś stanął mu na plecach. Twarz miał wykrzywioną w bolesnym grymasie i wtedy wszyscy zobaczyli jak od stóp, po czubek głowy Iana zaczęła wypełniać filetowe stróżki energii, które przypominały ogień, który rośnie i rozprzestrzenia się po całym ciele.
W miejscu, gdzie się pojawiła, Ian stawał się materialny, a im bliżej był głowy, tym bardziej zdawało się to bolesne. Ian kilka razy próbował wstać, a towarzyszyły temu odgłosy trzaskających kości oraz ciężkie dyszenie. Kilka razy Ian wygiął się do granic możliwości, by po chwili wszystko się uspokoiło.
- Krew we mnie buzuje, a powietrze znów wypełnia moje płuca. Znowu żyję!- Powiedział, patrząc na swoje dłonie. Wszystko stało się bardziej wyraźne, każdy dotyk, kolor nawet zapach.
Wtedy właśnie rozległ się krzyk.
- Tym razem się nie wywiniesz!
Ten głos należał do Boschy.
- Wrzuciłam zdjęcia i nagrania z tego, co się tu działo na penstragram. Wszyscy na Wrzących Wyspach dowiedzą się jaką rolę w tym odegrałaś oraz ci twoi przyjaciele! Wyrzucą was ze szkoły i zamkną w ciemnym lochu gdzie wasze miejsce!- Krzyczała, będąc upojona swoją zemstą.
Kiedy nagle poczuła, że nie może się ruszać. Jej ciało nagle zastygło w bezruchu.
- Co się dzieje?! Co mi zrobiliście?! Jeśli mnie nie uwolnicie to...
Nie dokończyła, bo właśnie wtedy podszedł do niej Ian, który rzucił na nią czar częściowego zastoju.
- Wiesz w czym "przerażenie" ma swoje źródło? Zaczyna się od lęku, a ja zaraz ci pokażę czym jest strach....- Oczy Iana zmieniły kolor na czerwony, a miejsce, w którym stał on i Boscha otoczył krąg płomieni.
- Wyjaśnijmy sobie coś i radzę ci słuchać uważnie, bo nie będę powtarzał rozumiesz?
- T...t...tak- wyjąkała.
- Wyjaśnijmy sobie coś i radzę ci słuchać uważnie, bo nie będę powtarzał. Ta dziewczyna...- wskazał palcem na Luz.- Dzięki swej głupocie, łatwowierności i chęci pomocy innym robiła to co jej kazałem i nawet nie musiałem się specjalnie starać, a mając władzę nad nią, zdobyłem władzę nad całą resztą jej przyjaciół. Wszyscy oni byli tylko pionkami w mojej grze, których przydatność wygasła z chwilą, kiedy odzyskałem fizyczną postać.- Ton głosu oraz jego mina wskazywały, że bawiła go ta sytuacja, nawet trochę za bardzo i to było przerażające.
Luz i jej przyjaciele tylko stali i słuchali, a każde jego słowo sprawiało spory ból. Zwłaszcza Luz, która patrzyła jak jej "przyjaciel" nazywa ją pionkiem, a spojrzenie Willow mówiło "a nie mówiłam?!"
- Teraz grzecznie wrócisz do domu, a kiedy ktoś cię zapyta, kto jest za to odpowiedzialny, to powiesz prawdę. - Jeśli wykorzystasz tę historię do odegrania się na tym człowieku, to obiecuje ci, że cię znajdę, a kiedy to się stanie, zobaczysz na własne oczy, że Grom w porównaniu do mnie jest dziecinnie niegroźny. Zrozumiałaś czy mam powtórzyć?
- Z...z...zro... zrozumiałam- wyjąkała. Boscha była przerażona, a jego słowa i sposób w jaki to mówił dodatkowo potęgowały strach. Obszedł się z Luz gorzej, niż sama planowała, ale w obecnej chwili zupełnie jej to nie cieszyło. Boscha nie znała w swoim życiu strachu, ale dzisiaj poznała go aż za dobrze, a w jej głowie kłębiła się obecnie tylko jedna myśl. Chciała stąd uciec i to jak najszybciej
- Dobrze, ale pamiętaj, co ci mówiłem. Jedno nie właściwe słowo...- Ian jednym ruchem ręki uwolnił Boschę, a ognisty krąg zniknął niemal w tej samej chwili.- A teraz uciekaj stąd zanim się rozmyślę!- Tupnął nogą, robiąc jednocześnie groźną minę.
Boschy nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, a uciekając ze strachu mało nie zgubiła butów c nie obróciła się ani razu za siebie, by sprawdzić czy Ian jej nie goni.
- Wspaniałe uczucie- powiedział, uśmiechając się do siebie i podszedł do Luz.- Powinniśmy już iść. Dobrze się spisałaś- położył dłoń na jej ramieniu.
Luz jednak szybko ją strząsnęła.
- Naprawdę byłam dla ciebie tylko pionkiem? Głupim, naiwnym dzieciakiem, którego można bezkarnie oszukać?!- zapytała przez napływające jej do oczów łzy.- Wszystko, co mówiłeś i robiłeś, było tylko częścią wielkiego oszustwa?! Zaufałam ci! Pomogłam ci! A ty tak mi się odwdzięczasz?!- Luz coraz bardziej kipiała ze złości. Zdrada kogoś, kogo uznawała za przyjaciela, bardzo ją zabolała. Mocniej niż jakakolwiek fizyczna rana.
- Spokojnie...mogę to wyjaśnić.- Powiedział spokojnie, jakby rozumiejąc wybuch złości Luz, ale też jakby nic się nie stało, przynajmniej według niego.
- I co?! Sprzedaż mi kolejne kłamstwa?! Drugi raz nie dam się oszukać twoim pięknym słówkom! Masz swoje ciało, więc się wynoś! Idź precz! Nie mam ochoty dłużej na ciebie patrzeć!- Luz kilkukrotnie mocno tupnęła nogą, wskazując palcem drzwi.
- Luz...- Amity złapała ją za ramię.
- Czego?!- krzyknęła, odwracając się w jej kierunku tak głośno, że Amity ze strachu aż odskoczyła do tyłu.
Była jeszcze bardziej wściekła niż po ostatniej kłótni z Ianem, a właściwie to nigdy nie widziała jej aż tak wściekłej.
- Może daj mu się wytłumaczyć- jęknęła. W tej chwili nie wiedziała, czy straszniejszy jest Ian, czy wściekła Luz. Wiele jednak wskazywało na tą drugą opcję.- Proszę...
- Więc mów, ale przysięgam ci, lepiej się streszczaj, bo nie ręczę za siebie.- Warknęła trzymając w ręku glif ognistej kuli, który był gotów do użycia.
- To wszystko zrobiłem dla ciebie i dla twojego dobra.- Powiedział stanowczo.
- Oszukałeś mnie dla mojego dobra?! Bardzo ci dziękuję!- Luz była już o krok, od zaatakowania go, ale resztkami sił się opanowywała. Wystarczyło jeszcze jedno niewłaściwe słowo i wybuchnie straszliwym gniewem.
- Nie ciebie. Boschę. Zastanów się przez chwilę- Ian spojrzał w rozgniewane oczy Luz.- Gdybym tego nie powiedział, wyrzuciliby was ze szkoły i zamienili w kamienne statuy. Najprościej rzecz ujmując, kłamałem, aby wziąć całą winę na siebie, a z was zrobiłem ofiary, tylko po to, abyście uniknęli nieprzyjemności z powodu tego co tu zaszło.
- Niechętnie muszę to przyznać, ale on ma rację- oznajmiła Willow, która zdawała sobie sprawę, z jak wielkiego bagna ich wyciągnął.
Luz spojrzała na Iana i przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
- Mam coś na twarzy?- zapytał, ocierając dłonią policzek.- Czy po prostu mam sobie pójść?
Wtedy Luz niespodziewanie mocno przytuliła zaskoczonego Iana.
- Jednak nie pomyliłam się co do ciebie- odparła zadowolona, a cała złość z niej uszła z niej w jednej chwili.
- Też się cieszę młoda- poklepał ją po głowie.- Jest miło i ogólnie przyjemnie, ale teraz powinniśmy stąd już iść.
Luz puściła Ian, który skupił się i ruchem dłoni otworzył portal przypominający wirujący pierścień. Portal prowadził do Sowiego Domu i jako pierwszy przez niego przeszedł, a pozostali ruszyli wraz z nim.
- Dobra my się już zwijamy, bo jak ta sprawa się odpali, to będzie grubo- odezwał się Gus.- Zresztą muszę wejść w rolę i przygotować się do wywiadów itd.
- A ja? Co ja mam mówić?- zapytała Luz.
- Udawaj, że nic nie pamiętasz i tyle- odparł Ian.
- To jest jakieś wyjście- przytaknął.- Trzymajcie się do następnego.
Gus i Willow pożegnali się i wrócili do domów.
- Trzymaj się i uważaj na siebie- powiedziała Amity.- Widzimy się w szkole.- Pomachała Luz i również wróciła do domu.
Ian i Luz stali przed drzwiami i kiedy już mieli je otworzyć, odezwał się Hooty.
- Wróciliście?- spytał.
- Udało się przyjacielu- uśmiechnął się Ian i poklepał go po głowie.- Szkoda tylko, że teraz nasze nocne debaty będą musiały przenieść się na dzień.
- Dobrze, że przyjaciel kompletny. Jeśli będzie chciał rozmawiać, Hooty zawsze tu jest hoot, hoot.- Powiedział i otworzył drzwi.
W środku czekali na nich Król i Eda, którzy zdążyli już zasnąć.
- Nie budźmy ich- oznajmiła Luz, która widziała, że oboje byli pewnie zmęczeni tym czekaniem.
- Tak chyba będzie najlepiej.- Przytaknął.
- Na górze jest wolny materac, więc jeśli chcesz, to możesz się na nim położyć.
- Może jutro- ziewnął.- Dzisiaj wystarczy mi męki fotel, a w dzień będę się tym zastanawiał.- Ian usiadł na fotelu znajdującym się w rogu pokoju i o dziwo był całkiem miękki, albo też Ian zapomniał, jak wygodne potrafią być takie fotele.
- Skoro tak chcesz...-westchnęła.- To dobranoc- powiedziała i przed pójściem do swojego pokoju przykryła kocem Edę i Króla, a kiedy spojrzała na Iana on już zdążył zasnąć. Luz tylko się uśmiechnęła i poszła do siebie.
Następnego poranka.
- HEJ! Wstawaj! Musisz to zobaczyć!
Krzyki Króla wyrwały Iana ze snu.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego?- zapytał, ziewając i przecierając jednocześnie zmęczone oczy.
- Patrz! Mówią o tobie w wiadomościach.- Król podał mu kryształową kulę, w której właśnie leciały wiadomości.
- Perry Porter nadajemy właśnie na żywo ze szkoły Hexside, gdzie w późnych godzinach nocnych, doszło do niepokojącego incydentu. Według zeznań świadka, zdjęć oraz materiałów wideo w szkole doszło do przyzwania Grometeusza Siewce Lęku, a odpowiedzialny za to jest bliżej nieidentyfikowany sprawca, którego zdjęcia teraz prezentujemy.
W kryształowej kuli pokazały się zdjęcia, jak opętuje Luz, przywołuje Groma, odzyskuje ciało i tuż po tym, jak się mu to udało.
- Jak sami państwo widzą, sprawca wykorzystał grupkę uczniów do przeprowadzenia rytuału przyzwania niebezpiecznego potwora. Panie dyrektorze prosimy o komentarz!
- Ekm- chrząknął.- Wysłałem oficjalne zawiadomienie do cesarskiego sabatu, aby przysłano tutaj kogoś, kto zbada sprawę, a do tego czasu w szkole zostaną wprowadzone dodatkowe środki bezpieczeństwa. Jestem pewny, że cesarski sabat szybko wyjaśni sprawę, ale do tego czasu uprasza się rodziców, aby nie pozwalali dzieciom szwendać się nocą po mieście i okolicach. A teraz proszę o wybaczenie mam za chwile zebranie w tej sprawie.
- Sami państwo słyszą. Na Wrzące Wyspy padł blady strach. Nie mogę powiedzieć nic innego, jak zostańcie w domach i uważajcie na swoje dzieci, a po reklamach zapraszam na wywiad z naocznym świadkiem tych strasznych zdarzeń. Sprzed szkoły Hexside, mówił do państwa Perry Porter.
- Coś ty tam zrobił?- zapytała Eda.
- Jedna z koleżanek Luz chciała się na niej odegrać i poszła w tajemnicy za nami więc, aby ratować Luz i resztę nastraszyłem ją i wziąłem całą winę na siebie.
- Postąpiłeś bardzo szlachetnie. Niewiele osób byłoby w stanie coś takiego zrobić, zwłaszcza że możesz stać się najbardziej poszukiwaną osobą na Wrzących Wyspach.- Eda podobnie jak Król była pełna uznania, dla tego, co zrobił Ian, aby ocalić Luz przed konsekwencjami. Fakt, że to był jego pomysł, ale nie musiał brać winny tylko na siebie.
- Zawsze spłacam zaciągnięte długi- odparł.- Zresztą nie pozwolę, żeby ktoś inny odpowiadał, za to, co zrobiłem.
- Jeśli chcesz tu zostać, to znajdzie się dla ciebie ciepły kąt, a i Luz pewnie też się ucieszy, że zostaniesz.
- Dziękuję- uśmiechnął się.- Nie planowałem zostać, ale w takiej sytuacji chyba jednak muszę. Poczekam, aż sytuacja się uspokoi i spróbuje znaleźć sposób, aby to odkręcić.
W tym samym czasie. Cesarski Sabat komnata imperatora Belosa.
Drzwi od komnaty Belosa otwarły się, a do środka wbiegła zdyszana Kikimora trzymająca kryształową kulę.
- Wybacz najście panie, ale sytuacja jest pilna.
Belos zmierzył ją swoim chłodnym spojrzeniem.
- Mów. Tylko, szybko i treściwie.
- Odnalazł się uczeń Iris, a co gorsze udało się mu złamać czar zamiany w posąg.
Oczy Belosa zapłonęły niebieskim blaskiem.
- Kiedy?! Gdzie?!
- Dzisiaj w szkole Hexside- odparła.- Wszędzie o tym mówią.- Kikimora pokazała kryształową kulę, gdzie właśnie pojawiały się zdjęcia Iana.
- Wiedziałem, że Luz człowiek będzie w to zamieszana!- Belos zacisnął mocno pięść dostrzegając na jednym ze zdjęć pupilkę Edy.
- Jakie są rozkazy?
- Przekaż informacje mojemu uczniowi i wyślij mu wsparcie. Ma obserwować szkołę, a kiedy uczeń Iris tam się pojawi ma go złapać, razem ze wszystkimi, którzy mu w tym pomogli i nie obchodzi mnie jak to zrobi.
- Rozumiem. Skoro jednak zamieszana jest w to ludzka pupilka Edy, to wiemy gdzie on może być, więc może...
- Nie! Jeszcze nie. Nie mamy na to ani czasu, ani środków, a jak dobrze pamiętasz, uczeń Iris może stanowić kłopot.
- A co z Iris?- zapytała.
- Nic jej nie mów i miej ją na oku. Jest nam jeszcze potrzebna, a teraz idź, a ja muszę się zastanowić nad rozwiązaniem naszego problemu.- Ton jego głosu świadczył, że nie jest zbyt zadowolony z wieści.
- Będzie jak każesz- Kikimora ukłoniła się i wyszła.
Gdyby nie maska Kikimora widziałaby, że Belos był wściekły, bo pojawienie się ucznia Iris i fakt, że połączył siły z jego wrogami, mógł zagrozić jego planom, ale miał jeszcze trochę czasu, aby rozwiązać ten "problem."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro