Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6 Zdradzeni przez świat


Piosenka przewodnia tego rozdziału to:

https://youtu.be/s7Spx3ejuLU

W Sowim Domu wybijało powoli południe, a za oknem padał wrzący deszcz, który wydawał syczący dźwięk przy zetknięciu się z barierą ochronną domu.

Ian siedział na podłodze w pozycji lotosu, trzymając w dłoni medalion, który udało się mu wczoraj odzyskać dzięki pomocy Luz i Amity. Był on dla niego czymś więcej niż kawałkiem metalu. Był pamiątką, wspomnieniem dawno minionych czasów. Jednak im dłużej Ian go trzymał, tym mocniej czuł, że zaczyna się powoli zapadać we wspomnieniach, które były w nim zaklęte. Jednak nie walczył z tym, tylko po to, aby po chwili zanurzyć się w nich całkowicie, tracąc kontakt ze światem.

- Co robi Ian?- spytała Luz, która właśnie weszła do pokoju dostrzegając siedzącego na podłodze w bezruchu Iana.

W dłoniach, które były złączone, kurczowo trzymał medalion, który pomogła mu odzyskać.

- Mówił coś o podróży przez wspomnienia i prosił, aby nikt mu nie przeszkadzał- odparł Król.- Siedział tak chwilę, aż w którymś momencie przestał reagować na otoczenie.- Dodał, stojąc tuż obok niego.

- W sumie to i tak nie mam dzisiaj żadnych planów.- Westchnęła, zerkając kątem na okno, za którym widziała jedynie padający obficie wrzący deszcz.

- Więc przeczytaj mi kolejny rozdział o Azurze!- Zażądał Król, wykorzystując  obecności Luz i fakt, że nie jest zajęta kolejną przygodą.

- Jasne. W sumie czemu nie.- Luz sięgnęła po najnowszą książkę o przygodach Azury- Jak myślisz, Ianowi się spodoba?

- Wątpię- Król zaklaskał mu kilka razy tuż obok ucha, jednak nie doczekał się żadnej reakcji- Totalnie odpłynął- stwierdził na podstawie swojego fachowego testu.

- Ciekawe, o czym myśli?- Luz podeszła do niego i przez chwilę zastanawiała się, jakie to teraz wspomnienia przeżywał Ian.

- Mniej gadania więcej czytania!- Rozkazał Król, który szybko usiadł na środku kanapy, dając Luz znak łapką, aby zajęła miejsce obok niego.

Sama Luz tylko westchnęła siadając w miejscu które wskazał Króla i zaczęła czytać, sprawiając, że ten od razu wciągnął się w historię Azury.

Ian w tym czasie był już głęboko w swoich wspomnieniach, chociaż nie był do końca pewien ile wspomnień należy do niego, a ile do jego mistrzyni, która kiedyś wspominała, że wspomnienia mogą się łączyć, jeśli amulet posiadała więcej niż jedna osoba. Na szczęście Tymcio nie zdołał go otworzyć, dzięki czemu wspomnienia nie zostały zniszczone lub zniekształcone.

Wrzące Wyspy 14 lat wcześniej. Pierwszy rok pobytu Iana w cesarskim sabacie.

Ian zobaczył siebie oraz jego mistrzynię Iris. Czuł się zupełnie tak, jakby obserwował Luz, ale to był on. Był na Wrzących Wyspach już rok. Znajdowali się na dziedzińcu cesarskiego sabatu. Było wczesne popołudnie, więc w pobliżu nie było nikogo, kto by mógł im przeszkodzić w jego treningu. Zresztą jego mistrzyni zawsze upewniała się, aby nikt niepowołany ich nie zaskoczył, robiła to przez aktywacje kilku zaklęć, które miały ich zaalarmować, gdyby ktoś kogo nie powinno tu być się zbliżał. W końcu Ian był jej tajnym uczniem, o którym nie miał prawa dowiedzieć się nikt niepowołany.

Ian przyjrzał się mistrzyni ze wspomnienia. Odkąd pamiętał, zawsze do wszystkiego podchodziła poważne i nigdy nie zdarzało się jej uśmiechnąć. Stała przed jego młodszą wersją z rękoma splecionymi za plecami tłumacząc mu cel dzisiejszego treningu.

- Opanowanie tworzenia portali jest najwyższą formą magii- zaczęła.- Można dzięki temu rozedrzeć strukturę rzeczywistości i przenieść się w dowolne miejsce na Wrzących Wyspach, które nie jest chronione magicznie. Wystarczy, tylko abyś się skupił. Ujrzał w myślach cel. Sięgnął  wzrokiem poza, to co widzisz. Wyobraź sobie każdy szczegół. Wtedy szybko i łatwo utworzysz przejście.

Kiedy mistrzyni mówiła, młodsza wersja Iana próbowała rzucić czar, ale jedyne co się mu udało to otworzenie portalu o szerokości dwóch palców, który w okamgnieniu się zamknął.

- To bez sensu- powiedział sfrustrowany Ian.- Od trzech tygodni ciągle powtarzam te same sekwencje ruchów i nie zrobiłem nawet minimalnego postępu. Zastanawiam czy w ogóle jestem w stanie to zrobić. Ciągle mi się nie udaje i nie wiem dlaczego...- W jego głosie słychać było rezygnacje.

Nic w tym dziwnego, bo brak efektów pomimo tak długiego treningu i powtarzaniu w kółko, aż do znudzenia, tych samych czynności mogło doprowadzić do frustracji. Nie wiedział, czy jest to jego wina, czy jego mistrzyni ma obsesję, aby opanował to zaklęcie, które według jego aktualnej wiedzy ciężko opanować nawet doświadczonym czarownikom, czy czarownicom.

- Właśnie dlatego ci się nie uda- westchnęła- Próbujesz zmusić rzekę do posłuszeństwa, zamiast poddać się jej nurtowi. Ucisz swoje ego i skup się.

- Nie rozumiem- odparł rozgoryczony, zastanawiając się nad jej słowami, które nie miały dla niego w tym momencie  sensu.

- Zapamiętaj więc, że za każdym razem kiedy upadasz musisz się podnieść. Tylko tak odniesiesz sukces. Nie pozwól, by ograniczały cię ego i wymówki. Odrzuć strach przed porażką i powstań. Zatem...spróbuj jeszcze raz.

Iana zawsze denerwowało, że Iris nigdy nie mówiła wprost o co dokładnie jej chodzi. Bo, zamiast dać jasną podpowiedź co robić jedyne co Ian dostawał w zamian to mądrości żywcem wyrwane z jakiś filozoficznych książek czy jej własnych mądrości życiowych.

Teraźniejszy Ian uśmiechnął się, bo zaczął rozumieć, skąd wzięło się u niego takie filozoficzne gadanie.

Ian spróbował jeszcze kilka razy z podobnym marnym skutkiem.

- Cóż więc musimy podejść do prawy inaczej...

Iris otworzyła portal, co przyszło jej niespodziewanie łatwo, a po jego otwarciu przeszła przez niego bez żadnych zbędnych wyjaśnień, a Ian posłusznie poszedł za nią.

Po drugiej stronie przywitał go lodowaty wiatr i śnieg, który sięgał mu do kolan. Jego mistrzyni zdawała się nie przejmować zimnem oraz śniegiem, bo stała niewzruszona, jakby ignorując złą pogodę.

- To jest najwyższe miejsce na Wrzących Wyspach, Kolano Tytana miejsce gdzie dawane wiedźmy przybywały, aby uczyć się podstaw magii, a to, co widzisz poniżej to Wrzące Wyspy, wskazując je laską.

Ian nie wiele widział, bo wiatr ciągle nawiewał śnieg w jego oczy, a zimno sprawiało, że bardziej był skupiony na rozgrzaniu się niż podziwianiu widoków. Jednak dzięki odrobinie wysiłku udało mu się coś dostrzec, i rzeczywiście musiał jej przyznać rację.

- Faktycznie piękny widok, ale trochę tu zimno- zauważył, pocierając dłonie o siebie, aby je rozgrzać z marnym skutkiem, bo lodowaty wiatr sprawiał, że wychładzał się szybciej niż rozgrzewał.

- Bez przygotowania zwykła osoba można przetrwać w takich warunkach jakieś 20 minut za nim zamarznie.

- Przydatna wiedza- odparł z ironią w głosię, trzęsąc się z zimna.

- Ty doznasz szoku i stracisz czucie za 4 minuty- Powiedziała i sprawnym ruchem laski otwarła portal, szybko przez niego przechodząc.

Ian próbował za nią pobiec, ale nie zdążył i wpadł prosto w zaspę.

Teraźniejszy Ian patrzył na tą scenę, wiedząc co wtedy myślała jego młodsza wersja. Myślał wtedy, że jego mistrzyni czerpie satysfakcje z zadawania mu bólu i dawania coraz trudniejszych zadań, ale teraz wiedział, że te lekcje go zahartowały, uczyniły silniejszym. Nauczyły go jak dostosować się i przetrwać, ale mimo to Ian odczuwał pewną pustkę. Jakby czegoś mu brakowało, ale nie mógł sobie przypomnieć czego i wtedy wspomnienie rzuciło go ponownie do zamku.

W tym samym czasie Iris stała na środku dziedzińca i czekała licząc, że jej uczeń zdoła wrócić za nim zarznie. Stała i patrzyła w myślach licząc czas, jaki mu jeszcze pozostał.

- A gdzie twój ludzki pupil?- Odezwał się niespodziewanie czyjś głos.

- Witaj Kiki- Odparła Iris bez oglądania się w jej kierunku- Odrabia lekcje.

Kikimora podeszła do niej domyślając się, co Iris chciała przez to powiedzieć.

- Zostawiłaś go na Kolanie Tytana prawda? Dobrze, że nie uczysz większej grupy, bo inni mogliby tego nie przeżyć- skwitowała szyderczym tonem jej wątpliwe metody nauczania.

- Prawda, ale on sobie poradzi, albo i nie- powiedziała obojętnie, jakby nie interesował jej jego los.- Przywiązanie się do ucznia jest najgorszą rzeczą, jaką może zrobić nauczyciel. Przywiązanie rodzi strach i wątpliwości, a mnie kazano go wyszkolić najlepiej jak umiem. Nic nie nauczy cię  więcej niż walka o przetrwanie i otarcie się o śmierć.

- No to nieźle ci idzie.- skomentowała, uśmiechając się złośliwie.- Długo już tam jest?- zapytała. Wiedziała, że w cesarskim sabacie wymaga się więcej, ale Iris często wymagała niemożliwego, a jednak imperator powierzył jej wyszkolenie tego człowieka. Może to dlatego, żeby Iris zafundowała mu  przyśpieszony kurs magi? W każdym razie człowiek nie mógł trafić na gorszego i surowszego nauczyciela niż Iris. Nie zazdrościła mu, ale jej ewentualna porażka byłaby dla niej szansą na awans, o którym od dawna marzyła.

- 3 minuty- odparła, licząc po cichu czas.

- No to już po nim- Westchnęła Kikimora i wzruszyła obojętnie ramionami.- Kto o tym powie Belosowi ty czy ja?

- Nie skreślałabym go tak szybko- Odparła pewna tego, że jednak dobrze oceniła jego umiejętności.

Tymczasem na Kolanie Tytana Ian toczył walkę nie tylko z pogodą, ale z własnym ciałem, które odmawiało mu powoli posłuszeństwa. Ledwo mógł ruszać rękoma, ale postanowił raz jeszcze spróbować. Skupił się i sięgnął w głąb siebie, próbując dokopać oraz dając jednocześnie porwać drzemiącej w nim mocy i ostatkiem sił użył zaklęcia portalu, który w końcu udało się mu otworzyć. Po drugiej stronie widział dziedziniec, z którego wyruszył oraz zarys swojej mistrzyni, a także Kikimory. Resztką sił udało się mu przez niego przejść, wypadając bezwładnie po drugiej stronie. Pokryty śniegiem i dygoczący z zimna Ian spojrzał na swoją mistrzynię.

- Nigdy więcej...- Wydusił i stracił przytomność, bezładnie opadając na ziemię, dygocząc jednocześnie z zmina.

- Mówiłam, że sobie poradzi.- Powiedziała zadowolona Iris.

- Ciekawe jak długo tak będzie- odparła.- Ledwo to przeżył.

- Jednak lekcja, którą z tego wyniósł uczyni go silniejszym, więc możesz przekazać Belosowi, że jego trening idzie zgodnie z planem.

Kikimora skinęła głową i zostawiła ją razem z jej uczniem.

Teraźniejszy Ian widział jak jego mistrzyni, użyła uzdrawiających zaklęć, aby mu pomóc. Teraz miał pewność, że w tym medalionie były zaklęte nie tylko jego wspomnienia, ale też jego mistrzyni. Czy to dlatego, aby zobaczył to wszystko z jej perspektywy? Że tak naprawdę troszczyła się o niego na swój dziwny i niekiedy sadystyczny sposób? Jedno jest pewne, wiele się od niej nauczył i z czasem docenił jej nauki. Chociaż była chwila, w której o mało się nie poddał.

W tej chwili wspomnienie zaczynał blaknąć i stało się coś, co przypominało przeskok do kolejnego. Zupełnie jakby przewijał film, a było to dziwne uczucie, ale z nim nie walczył.

Wrzące Wyspy 12 lat wcześniej. Trzeci rok pobytu Iana w cesarskim sabacie

Ian ćwiczył na specjalnym torze przeszkód, który stworzyła osobiście jego mistrzyni Iris. Celem toru, było sprawdzenie, jak i jakich zaklęć używa w konkretnych sytuacjach oraz jak długo zajmie mu pokonanie toru.

Iris obserwowała jego trening z punktu obserwacyjnego i odmierzała czas, wybijając sekundy laską. Kiedy wykonał wszystkie zadania, elfka pokręciła głową.

- Jeszcze raz! Musisz być szybszy!

Wpatrywał się w nią, ciężko dysząc, czując, jak drżą mu mięśnie. Wydawało mu się niemożliwe, by zrobić ten tor choćby odrobinę szybciej.

Iris wskazała tor treningowy.

- Widziałam co najmniej trzy miejsca, w których mogłeś użyć innego zaklęcia i zyskać nawet 5 sekund na każdym z tych punktów. Musisz być kreatywny, uczyć się nowych zaklęć, patrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. W magii nie chodzi tylko o siłę zaklęć, ale też o spryt. Słabszy może pokonać silniejszego, jeśli kreatywnie potrafi użyć wyuczonych zaklęć.

- Wybacz, mistrzyni- odparł, lekko pochylając głowę.

- O wybaczenie to będziesz mógł prosić imperatora, kiedy przerwiesz mu sen. Zanim wyśle cię na tortury, a potem skaże na zamianę w posąg.

Ian tylko skinął głową. Wiedział, że jego mistrzyni nigdy nie żartowała, a jej słowa miały wzmocnić jego zapał, albo ostatecznie go złamać.

- Więc jeszcze raz. Tylko szybciej!

Ian wbił palce w dłoni i wrócił na początek toru skupiając całą złość którą czuł do Iris, na ćwiczeniu.

Kiedy rozpoczął kolejne podejście, szybko pędził z punktu do punktu, a w przerwach między oddechami i rzucanymi zaklęciami szukał sposobów na jak najbardziej efektywne i szybsze pokonanie toru. Bieg akcentowały iskry, trzaski oraz płomienie które były efektem po zaklęciach jakie rzucał. Iris zaś nieprzerwanie obwieszczała ogrom jego niedociągnięć.

- Byłeś tylko o 3 sekundy szybszy!-krzyknęła.- Jeszcze raz!

Ian chciał odkrzyknąć, że się stara, ale się opanował i tylko rzucił jej wściekłe spojrzenie.

- Nienawidzisz mnie?- Iris miała na ustach cień uśmiechu, jakby zadręczanie go w ten sposób sprawiało jej przyjemność. - Ale ja jestem po twojej stronie. Twoim największym wrogiem jest ty sam. Kurczowo trzymasz się przeszłości, która jest kamieniem u twojej szyi i pociągnie cię na dno dopóki się od niej nie odetniesz. Inaczej nigdy nie osiągniesz pełnego potencjału. Zapomnij o niej. Liczy się tylko tu i teraz.

"Jestem po twojej stornie..." jednak o pomyłkę było nietrudno. A w chwilach takich jak ta, kiedy jego mistrzyni dawała mu jakieś mętne rady i powiedzenia Ian zastanawiał się czy chce mu tym pomóc, czy zaszkodzić. Jednak obecny Ian znał już odpowiedź na to pytanie.

- Chciałabym, żebyś umiał przetrwać w tym świecie-powiedziała.- Chciałabym, żebyś zajął oficjalne miejsce w cesarskim sabacie, a może nawet któregoś dnia sam dostałbyś pod opiekę jakiś sabat. Jako mój najlepszy uczeń.

- Jedyny- zakpił.- Jednak masz rację, też tego chcę.- Przytaknął. Wizja świetlanej przyszłości jako oficjalnego członka cesarskiego sabatu była bardzo kusząca, a także otwierała wiele drzwi dalszego rozwoju.

- Więc musisz sobie na to zasłużyć. Musisz dowieść, że będziesz wartościowym nabytkiem dla sabatu.- Wskazała laską na tor przeszkód.- Jeszcze raz!

Ian pokonał tor przeszkód jeszcze kilka razy, aż udało się mu osiągnąć poziom sprawności, jakiego oczekiwała Iris, która nagrodziła jego wysiłki skinieniem głowy.

Próby spełnienia jej oczekiwań wyczerpały go tak bardzo, że nie odczuwał najmniejszej satysfakcji z sukcesu i tylko siłą woli trzymał się na nogach. Na szczęście Iris zaproponowała mu, by odpoczął, co nie zdarzało się często.

Iris otworzyła portal i skinieniem głowy dała mu znak, aby za nią poszedł.

Po przejściu przez niego znajdowali się na jednej z pałacowych wież. Widok był imponujący, chociaż żebra tytana zasłaniały całkiem sporą jego część to i tak było na co popatrzeć. Byli w samym sercu Wrzących Wysp i to dosłownie. Największe wrażenie robił widok czaszki Tytana, który budził grozę, ale było w nim też coś poetyckiego.

Widać było nawet zachodzące słońce, którego promienie prześlizgiwały się pomiędzy żebrami oraz skałami, aby skończyć swą podróż na pałacowych wieżach w tym na tą, na której się znajdowali.

Iris podała Ianowi jedzenie, jakie sama dla niego przygotowała. Nie wyglądało może zbyt apetycznie, ale było całkiem smaczne i sycące. Iris również jadła to co on, a miało to prawdopodobnie podkreślić, że ona też przechodziła przez coś podobnego co wyjaśniałoby dlaczego tak bardzo zależy jej na dążeniu do perfeckji.

Ian zauważył, że Iris przeżuwała dokładnie każdy kęs przynajmniej kilkadziesiąt razy i jak sama twierdziła, aby oszukać głód. On sam jadł nieco szybciej od niej, ale zdarzało się mu delektować co lepszymi kąskami, jeśli takowe się danego dnia trafiały. W takich chwilach jak ta Iris sprawiała wrażenie opiekuńczej i troskliwej, ale tylko w takich chwilach. Bo podczas ćwiczeń była zimna jak lód, bezkompromisowa i wymagająca, jednak ta postawa przynosiła  efekty, ale kiepsko wpływała na ich relacje.

Mimo że z reguły jedli w milczeniu to była to całkiem miła namiastka normalności.

- Nie zaskakuje cię to?- Zapytała, kończąc posiłek.

- W sensie co?

- To, że sukces imperatora Belosa, zależy od tego skrawka ziemi i zamku, w którym jesteśmy.- Postukała laską o podłogę.- Jedno miejsce. Jeden zamek.

- Jeden imperator- dodał Ian.

- Tak- odpowiedziała. - Ale zastanawiam się, czy to, co robimy, nie jest jak rzucanie kamieni do rzeki.

- Co masz na myśli?- spytał, zdziwiony stwierdzeniem mistrzyni.

- Czy naprawdę zmieniamy bieg historii? Czy czynimy Wrzące Wyspy lepszymi? Czy ktokolwiek z nas ma taką moc? Czy tylko wywołujemy drobne fale i wmawiamy sobie, że ma to wpływ na ogólny nurt?

- Chcesz mnie tym zniechęcić do dalszej nauki?

- Nie mam takiego zamiaru. Nieuchronność rezultatu nie jest wymówką, by zaniechać działania.- Odwróciła się do niego.- Niedługo będziesz gotów stawić czoła światu poza murami zamku. Do tego jednak jeszcze długa droga przed tobą.

Iris wykonała gest laską, otwierając dwa portale.

- Do tego jednak wrócimy jutro, a teraz musisz odpocząć.- Wskazała na portal obok- ten zaprowadzi cię do twojego pokoju.

- Dobranoc- powiedział, ruszając w stronę portalu.

- Widzimy się jutro o wschodzi słońca.- Oznajmiła.- Nie spóźnij się! I żadnych nocnych wycieczek.- Upomniała go i po tych słowach weszła do swojego portalu.

Ian tylko się uśmiechnął i zrobił to samo.

Jego pokój przypominał bardziej więzienną celę niż faktyczny pokój, ale nie był przynajmniej tak zatęchły i wilgotny jak więzienne cele w zamku, które Ian miał okazję oglądać. Łóżko było jednak całkiem wygodne, a po każdym dniu treningów Ian mógłby spać nawet na gołej ziemi. Jego pokój miał nawet okno, do którego i tak nie dosięgał, a i ilość światła jaka przez niego wpadała była znikoma, więc równie dobrze mogłoby go nie być, bo i tak poza funkcją miejsca do spania Ian rzadko spędzał w nim czas. Do tej części zamku w której mieszkał nie miał dostępu nikt poza wysoko postawionymi członkami cesarskiego sabatu, ale i tak rzadko tu bywali, bo nie chcieli się mijać, z której Iris pokój był całkiem blisko pokoju Iana tylko piętro niżej. Dzień treningowy wyglądał tak, że trening odbywał się przez 6 dni w tygodniu, od świtu do zmierzchu poza momentami, kiedy Iris musiała wypełniać obowiązki wynikające z jej pozycji w cesarskim sabacie. W dzień wolny Ian  przechadzał się z reguły po pałacu, ale zawsze w przebraniu i marzył, że któregoś dnia nie będzie musiał się ukrywać i, że w głównym holu powstanie gobelin z jego podobizną jako mistrza iluzji oraz jako przywódcy sabatu Iluzji. Z głową pełną marzeń o wielkości zawsze zasypiał i zawsze miał problem, aby podnieść się rano z łóżka.

Na tym skończyło się to wspomnienie.

Tymczasem w świecie rzeczywistym.

Luz czytała dalej książkę o Azurze, kiedy do pokoju weszła Eda.

- A temu, co się stało?- skinęła głową w kierunku Iana, który dalej wyglądał jakby medytował.

- O, kiedy wziął do ręki ten medalion, zapadł letarg- odparł Król.- Mówił coś o podróży przez wspomnienia.

- Wspomnienia mówisz?- Eda zamyśliła się na chwilę.- W młodości słyszałam opowieści o takich medalionach. Służyły do przechowywania ważnych dla posiadacza wspomnień. Kiedy Belos objął władze, zaczęto je niszczyć.

- Jeden chyba ocalał- zauważyła Luz.

- Prawda, ale zaklęcie wspomnienia wymaga nie lada talentu magicznego no i już wtedy takie medaliony były bardzo rzadkie i cenne więc dlatego posiadały go tylko osoby z wyższych sfer. Ian pewnie doświadcza wspomnień swojej mistrzyni.- wydedukowała.

- Jak długo to potrwa?- zapytała Luz.

- Nie wiem. Godzinę, dzień, tydzień lub jeśli będzie mieć pecha, to nigdy się już nie obudzi.

- Dlaczego?- dopytywała, patrząc na Iana, który już od ponad godziny się nie poruszył nawet o centymetr, co sprawiało, że zaczęła się o niego martwić.

- Tego też nie wiem- wzruszyła bezradnie ramionami.- Były plotki, że medaliony sprawiały, że osoba nie chciała opuścić wspomnień i zostawała w nich na zawsze, aż nie została po nich pusta skorupa. Jednak może jeśli dotrze do końca wspomnień, to wróci. Chyba.- Wiedza Edy na ten temat nie była zbyt rozległa, ale uznała, że podzieli się z Luz tym co wie.

- Jeśli nie wróci, to mogę go przemalować i będzie z niego ładna ozdoba salonu- wtrącił Król trzymający w łapce pisak gotowy do użycia.

- Królu!- zganiła go Luz.- Jestem pewna, że wróci. Musimy tylko być cierpliwi.

- Jakby co będę na górze, a wy miejcie na niego oko- Oświadczyła, Eda zostawiając ich samych.

- Jak chcesz, ale jakby co to wiesz...- Król ponownie pomachał pisakiem, a w drugiej łapce miał pudełko kredek.

- Ech....- westchnęła Luz.- Wracajmy lepiej do książki.

- Czas najwyższy!- przytaknął Król.

Król ponownie zajął swoje miejsce, a Luz wróciła do czytania, by co jakiś czas rzucać okiem na Iana, licząc, że niedługo wróci.

Tymczasem Ian dotarł do kolejnego wspomnienia. Wspomnienia, które bardzo dobrze pamiętał, bo należało do niego i było najgorszym, jakie pamiętał z pobytu tutaj.

Wrzące Wyspy 10 lat wcześniej. Piąty rok pobytu Iana w cesarskim sabacie.

Iris wraz z Ianem zostali wezwani na audiencje do samego imperatora.

- Jak myślisz, dlaczego nas wezwał?- zapytał Ian, który zdawał się lekko zdenerwowany, bo to będzie jego pierwszy raz, kiedy spotka imperatora osobiście.

- Pewnie chce zobaczyć na własne oczy, czego się nauczyłeś przez te 5 lat. Jednak wiem, na co cię stać, więc Belos powinien być zadowolony z efektów.- Iris po raz pierwszy odkąd rozpoczęła jego szkolenie, uśmiechnęła się.- Byłeś słaby w dniu, kiedy cię odnalazłam, ale dzięki mnie i twojej niezłomnej woli stałeś się silny.

Ian również się uśmiechnął. Cieszyło go, że pierwszy raz od jego pobytu tutaj, jego mistrzyni pochwaliła go i to w taki sposób.

Dalszą drogę przebyli w milczeniu, a kiedy stanęli przed drzwiami do sali tronowej, Iris postanowiła udzielić Ianowi ostatnich rad.

- Kiedy tam wejdziemy, ukłoń się, i nic nie mów, dopóki Belos nie zwróci się bezpośrednio do ciebie. Odpowiadaj na pytania krótko i rzeczowo.

Ian dostrzegł, że jego mistrzyni również jest lekko zdenerwowana, ale całkiem dobrze to ukrywała i gdyby nie to, czego się nauczył przez ostatnie lata nawet nie zwróciłby na to uwagi.

- Pamiętasz powód, dla którego tak na ciebie naciskałam podczas treningów?

- Mhm- przytaknął- „Dopóki nie wyzwolisz swojego pełnego potencjału, będziesz jedynie pionkiem  losu. Nigdy jego panem"

- Właśnie- odparła.- Dzisiaj uważam, że niemal mi się to udało, bo została ci ostatnia próba. Spotkanie z imperatorem.- Chcę, żebyś wiedział, że jestem z ciebie dumna. Szkoliłam cię bowiem tak, aby najgroźniejsze osoby na Wrzących Wyspach... nie zdołały cię pokonać. Pora, abyś oficjalnie zajął miejsce u mojego boku i dołączył do cesarskiego sabatu jako mój uczeń.

Ian uśmiechnął się i skinął twierdząco głową. Nigdy bowiem nie usłyszał tylu komplementów od swojej mistrzyni.

Drzwi od sali tronowej otwarły się, a w nich stała Kikimora, która wyraźnie na nich czekała.

- Imperator was oczekuje.- Odparła i opuściła salę tronową.

Iris i Ian weszli do środka i oboje nisko ukłonili się Belosowi.

- Jesteśmy, tak jak prosiłeś- odezwała się Iris.

- Dobrze- zmierzył wzrokiem oboje, zdając się nad czymś rozmyślać.- Więc to jest twój uczeń?

- Tak. Ian Varon- przedstawiła go.- Uważam, że będzie dobrym nabytkiem dla naszego sabatu. Jest pilny i lojalny oraz ma spory potencjał. Dlatego, jeśli mogę coś zasugerować to proszę, abyś dał mu szansę i przyjął go w nasze szeregi.- Powiedziała, starając się, aby imperator wykazał zainteresowanie jego osobą ponieważ wyszkolenie go zajęło 5 lat i byłoby czystą głupotą zmarnować taki talent oraz jej czas

- To prawda- pokiwał głową.- Jednak jest pewien dość spory problem.- Belos przeszył oboje swoim chłodnym wzrokiem.

Iris po tych słowach zrozumiała, że spotkanie nie przebiegnie tak jak myślała, a kiedy spojrzała na ziemię, dostrzegła, że oboje stoją w pułapce.

Runy, które były narysowane i czekały tylko na aktywację, rozwiały wszystkie wątpliwości. Zostali zdradzeni.

- Ian uważaj...- Iris szybkim ruchem wypchnęła Iana z kręgu, w którym stali i to w ostatniej chwili, bo Belos aktywował runy.

Iris była zamknięta w magicznej klatce, która pochłaniała magię i była zaprojektowana do łapania i przetrzymywania szczególnie niebezpiecznych osób.

- Co tu się dzieje?! Co to ma znaczyć?!- Ian skierował gniewne spojrzenie na Belosa który trzymał w dłoni swoją laskę.

- Chciałem sprawdzić, na co stać ludzi, czy da się ich złamać, kontrolować, czy będą użyteczni.- Odparł Belos, w którego głosie nie było żadnych emocji.

- Przecież zrobiłam o co prosiłeś! Ian jest lojalny!- Krzyknęła Iris, podchodząc bardzo blisko krat swoje klatki.

- To ty tak twierdzisz. Dzisiaj jest lojalny, a jutro? Ludzie są nieprzewidywalni. A ty złamałaś najważniejszą zasadę i przywiązałaś się do niego przez co nie zauważyłaś, że ten człowiek niemal przerósł cię siłą! Okiełznał dziką magię, a wiesz jak kończą ci którzy to robią.

* Czekałam zbyt długo. Byłam ślepa. Najgorsze jest to, że cenę mojej dumy i głupoty będzie musiał zapłacić ktoś inny niż ja* Pomyślała Iris, patrząc na gotującego się do walki Iana. Nie mogła mu odmówić odwagi, ale nie był gotowy na coś takiego.

Belos był od niego silniejszy i bardziej doświadczony, ale może dzięki temu wygra? Może uda się mu go zaskoczyć? Iris była bezsilna i jedyne co mogła zrobić to patrzeć na rozwijającą się sytuację.

- Poddaj się człowieku- mruknął Belos, uderzając swoją laską o ziemię.- Pokonywałem już potężniejszych od ciebie więc jakie ty możesz mieć szanse?

- Mylisz się...-warknął przez zaciśnięte zęby.- Nigdy bowiem nie walczyłeś z kimś takim jak ja!

Po tych słowach Ian posłał w Belosa oślepiającą błyskawicę, którą ten bez większych problemów zablokował dzięki wyczarowanej barierze.

- Więc niech tak będzie!

Belos rozpłynął się w powietrzu, a światła w komnacie mocno przygasły jedyne co było słychać to szelest przemieszczającego się w mgnieniu oka imperatora, który cały czas zmieniał swoją pozycję. Zdawał się być wszędzie, a jednocześnie nigdzie.

Nagle poczuł, jak oplata go energia, która bez wątpienia należała do Belosa. Imperator pojawił się i ruchem ręki podniósł Iana do góry i cisnął nim w najbliższą ścianę, lecz Ian skoncentrował się i w ostatniej chwili wyzwolił spod zaklęcia Belosa, rzucając zaklęcie ochronne, które osłabiło uderzenie o ścianę.

Ianowi zaszumiało nieco w głowie, ale szybko się otrząsnął tylko po to, aby zobaczyć, że w jego stronę nadlatywała jedna z kamiennych rzeźb.

Ian zaczął biec i w ostatniej chwili wykonał wślizg, dzięki czemu rzeźba przeleciała kilka centymetrów nad jego głową, ale nie było czasu na odpoczynek, z ziemi wyłoniło się kilkanaście demonicznych dłoni, które uziemiły Iana.

- To koniec- Powiedział Belos, szykując się do zadania ostatecznego ciosu.

Ian nie miał wyboru i musiał poddać się narastającym w nim emocjom zwłaszcza gniewowi i nienawiści, jaką żywił do imperatora. Wiedział, że uczynią go silnym, ale przy okazji ślepym jednak nie miał wyboru, bo walczył o życie swoje i swojej mistrzyni więc musiał zrobić wszystko, aby przetrwać. Ian sięgnął do wszystkich rezerw mocy, jakie miał i wykonał gest, który sprawił, że jego dłoń spowiła fioletowa aura.

Iris widziała już kiedyś coś takiego, ale tylko w książkach i opowiadaniach. Było to zaklęcie Duchowego Ostrza. Zaklęcia, które pozwalało przekształcić własną moc magiczną w broń taką jak np. ostrze, a jedynym minusem jego używania, był fakt, że nie można było rzucać zaklęć kiedy było aktywne. W głowie Iris pojawiło się sporo pytań. Kto, jak i kiedy go tego nauczył? Takim rodzajem magi posługiwali się dawni czarownicy, którzy nie korzystali z lasek czy innych przedmiotów do skupiania swojej mocy tak jak się to dzisiaj robi. Całe ich ciało było bronią, którą mogli wykorzystywać do walki ze swoimi wrogami. Do dzisiaj sądziła, że ta wiedza przepadła, ale Ian jakimś cudem nie tylko ją odkrył, ale i opanował.

Ian szybkim cięciem wyrwał się z uścisku i stanął naprzeciw Belosa który ponownie cisnął w niego kamienną rzeźbą. Ian tym razem się nie ruszył i z miejsca, tylko rozciął nadlatującą rzeźbę na pół swoim duchowym ostrzem. Fioletowe iskry i kawałki kamienia posypały się naokoło.

Ian wykonał szybki doskok w kierunku imperatora, a jego duchowe ostrze skrzyżowało się z jego laską.

- Jestem lepszy od ciebie- rzucił Ian, starając się przełamać obronę Belosa.

- Twoja mistrzyni nie była – odparł i odepchnął go magicznym podmuchem o takiej sile, że Ian znowu poleciał do tyłu, ale ponownie dzięki swojemu ostrzu zdołał się wyratować i wbił je w posadzkę, dzięki czemu udało się mu wyhamować. Ian zdezaktywował ostrze i posłał w stronę Belosa salwę magicznych pocisków, które i tym razem zostały zablokowane. Jeszcze przez kilka minut obaj wymieniali się zaklęciami które, albo parowali, albo unikali.

Ian zaczął czuć, że powoli słabnie, a Belos wygląda, jakby w ogóle się nie zmęczył. Zastanawiał się, czy kogoś takiego jak imperator da się pokonać. Jednak był w takim położeniu, że nie mógł się poddać, bo oznaczał oto koniec, dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Jeden ostatni atak.

Belos posłał w stronę Iana wiązkę energii, której Ian uniknął, odskakując w bok, po czym wskoczył w powietrze i posłał w stronę Belosa magiczny podmuch energii, który wytrącił go z równowag. Wykorzystując ten fakt, Ian zaczął nacierać na Belosa, ale ten szybko odzyskał równowagę i ponownie posłał w Iana silniejszą wiązkę energii . Tym razem przy pomocy duchowego ostrza Ian odbijał ją na boki, a kiedy był tuż przed nim, ponownie użył magicznego podmuchu i tym razem Belos upadł na ziemię.

Ian wykorzystał okazję, wybił się w powietrze i spadając, aktywował zaklęcie, które sprawiło, że posadzka, na której leżał Belos, podrzuciła go nieco do góry. Lecz nie był to koniec, bo Ian wbiegł pod znajdującego się jeszcze w powietrzu Belosa i używając niemal całej siły włożonej w kolejne pchnięcie, które wystrzeliło Belosa pod sam sufit, a kiedy w niego uderzył Ian, zastosował to samo zaklęcie, którego Belos użył przeciwko niemu na początku walki i ściągnął go z hukiem na ziemię, a kiedy miał zadać ostateczny cios, Belos znów rozpłynął się w powietrzu.

- Naprawdę myślałeś, że tak łatwo mnie pokonasz chłopcze?- głos Belosa odbijał się echem po całej sali tronowej.- Dość już jednak tej zabawy.- Pojawił się przed swoim tronem i zaczął powoli zaciskać dłoń.

Ian zauważył, że wraz z zaciskającą się dłonią zmniejsza się też klatka z jego mistrzynią.

- Poddaj się, a oszczędzę jej życie. Walcz, a oboje zginiecie. Wybieraj!- rzucił, przerywając na chwilę zmniejszanie klatki.

Ian spojrzał na swoją mistrzynię, która próbowała się wydostać, ale nie mogła.

Stało się, to czego obawiała się jego mistrzyni. Przywiązał się do niej i nie chciał, aby przez niego ucierpiała. Nie chciał stracić jedynej osoby, która cokolwiek dla niego znaczyła. Nie chciał znów zostać sam i to pomimo wiedzy jaki czeka go los.

- Wygrałeś! Poddaje się!- opuścił bezradnie ręce.

- Mądry ruch.

Belos uderzył laską o ziemię kilka razy i do sali tronowej weszła Kikimora wraz z kilkoma członkami sabatu, którzy zakuli Iana w kajdany, które podobnie jak klatka Iris blokowały moc.

Po zakuciu wyprowadzili go  pod strażą, do lochu gdzie miał czekać na swój los. Ian ostatni raz  obejrzał się i zobaczył, jak imperator odprowadza go wzrokiem, a jego mistrzyni siedziała załamana swoją porażką i tym jak została zdradzona. Żadne z nich nie mogło już nic zrobić.

Minęło kilka godzin, a Ian siedział w swojej celi, czekając na wykonanie wyroku, który miał nadejść jutro, o wschodzi słońca.

Nagle cieszę, przerwał odgłos kroków, a przed jego celą pojawiła się postać w kapturze, którą okazała się jego mistrzyni Iris.

- Nie mam wiele czasu, więc słuchaj uważnie- powiedziała, ściągając kaptur.- Mam plan. Masz, ukryj gdzieś tą fiolkę i wypij, kiedy po ciebie przyjdą, a ja zajmę się resztą. Zaufaj mi.

Ian podszedł do kraty i wziął fiolkę, chowając ją tak, by nikt jej nie znalazł.

- Ufam ci- odparł.

- Jeśli się uda, będziesz jutro wolny, jeśli nie to...

- Wiem jak przetrwać. Poradzę sobie, w końcu nauczyłaś mnie jak to zrobić.

Iris położyła dłoń na jego policzku.

- Przykro mi, że to tego doszło- zaczęła.- Spróbuję to naprawić.

- To zabawne...- uśmiechnął się.- Wiesz, że traktowałaś mnie mówiąc delikatnie nie najlepiej jednak rozumiem dlaczego to robiłaś, ale czuję, że poza tobą nie mam nikogo.

- Miałam swoje powody, ale to nie znaczy, że nic mnie nie obchodzisz. Jednak tym razem cię nie zawiodę- odparła stanowczo Iris i założyła kaptur.- Bądź silny.

Po tych słowach, które miały być czymś w rodzaju pocieszenia, Iris szybko odeszła tak, aby jej nikt nie zobaczył. Ian czuł wielką ulgę i wdzięczność, że był dla swojej mistrzyni kimś więcej niż tylko uczniem. Przyjacielem? Powiernikiem tajemnic? Czy rodziną?  Ian wiedział, że nikt nie powinien kończyć swojego życia samotnie i w zapomnieniu.

W tym momencie wizja się skończyła, ale Ian pamiętał dalszy ciąg. Wiedział jaki los go spotkał, ale mimo to udało się mu przetrwać i jest niemal gotów wrócić. W tej chwili otworzył oczy i wrócił do rzeczywistości.

- Wróciłeś!- ucieszyła się Luz, podchodząc do Iana.

- Długo mnie nie było?- zapytał, podnosząc się z podłogi.

- Nieco ponad 3 godziny- odparła.- Co tam robiłeś?

Ian opowiedział o wspomnieniach, jakich doświadczył, a z każdym zdaniem Luz, Eda i Król coraz szerzej otwierali oczy i usta, tak jakby nie wierzyli, w to co słyszą. Dla Iana niektóre rzeczy również wydawały się nieprawdopodobne, ale miały miejsce i były jego dziełem.

- Ostrą miałeś mistrzynię- zauważyła Eda.- Trzeba jej oddać, że znała się na rzeczy, bo byle kto nie nauczy cię jak walczyć, a tym bardziej przetrwać starcie z imperatorem.

- Zostawiła cię na kolanie Tytana?- Luz zdawała się nieco zła, że mistrzyni tak go potraktowała.

Jednak jej oschły charakter i podejście do innych uświadomiły Luz, gdzie Ian nabył pewne cechy charakteru.

- Wiedziała, co robi. Wiedziała, że w chwili zagrożenia potrafimy więcej niż się nam wydaje.- Ian starał się usprawiedliwić, poniekąd słusznie swoją mistrzynię.- Wiem, jaki powinien być nasz kolejny ruch.... Powiedz mi Luz, co wiesz o Grometeuszu Siewcy Lęku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro