Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 Jak rodzi się przyjaźń

Piosenką przewodnią tego rozdziału jest

https://youtu.be/7OrDNukMTF4

Część rozdziału, a konkretnie relacja Luz i Boschy została stworzona dzięki inspiracji dziełem the_white_alpaca i jej opowiadania Play it cool, Amity, gdzie poświęciła tej relacji znacznie więcej uwagi niż ja, ale uważam, że też mi się udało nieco ją nakreślić. Spokojnie Boscha będzie miała jeszcze w tej historii swoją rolę do odegrania. Miłego czytania.


Kolejny poranek zaczął się nieco inaczej. Luz, która jak zwykle wstawała jako pierwsza, schodziła właśnie na dół, kiedy uderzył ją zapach...śniadania? Zwykle to ona się tym zajmowała, ale tym razem ewidentnie ktoś ją wyręczył.

- Cześć Luz-Przywitał ją Ian, który siedział na krześle w dużym pokoju. Wyglądał na nieco zmęczonego, o ile duch może być zmęczony. Dało się to odgadnąć po tym, że był bardziej przeźroczysty niż zwykle czego powodem, mógł być fakt, że musiał się wiele razy materializować, aby przygotować śniadanie.

- Cześć- odpowiedziała Luz, kierując spojrzenie na stół, na którym był sporo jedzenia zważywszy na fakt, że ich zapasy nie są jakieś obfite.- Sam to wszystko zrobiłeś?- Zapytała omiatając wzrokiem to co przygotował Ian

Sam posiłek wyglądał i pachniał bardzo apetycznie, a forma trójkątnych kawałków miała ułatwić jedzenie. Luz przyjrzała się posiłkowi, jaki przyrządził Ian, ale nie mogła odgadnąć składników jakich użył ponieważ wszystko tworzyło spójną całość.

-Ta-przytaknął.- Chociaż Hooty trochę mi pomógł. Trochę- podkreślił ostatnie słowo.- Fajnie się z nim gada, ale kucharz z niego żaden, a i pomocnik mocno średni.

Luz roześmiała się, kiedy starała sobie wyobrazić, jak Hooty radził sobie w kuchni, ale brak zniszczeń wskazywał, że Ian jakoś nad nim zapanował chociaż po chwili przypomniała sobie, że Hooty ma w zwyczaju wyrzygać różne rzeczy, ale wolała o tym za długo nie myśleć, bo przewracało się jej od tego w żołądku. To co bardziej ją zastanawiał to to, czy przygotowanie śniadania przez Iana nie jest czasem próbą poprawy relacji, jeśli tak to mu się udało, bo zapach nęcił ją tak bardzo, że nie mogła się doczekać, aż skosztuje i oceni wynik pracy Iana.

Wzięła jedną z przekąsek, jakie znajdowały się na talerzu biorąc niewielki gryz, aby spróbować co też udało się przyrządzić Ianowi, a miała spore oczekiwania.

- Naprawdę bardzo smaczne.- Powiedziała, jedząc łapczywie, robiąc kolejny i kolejny gryz.

Ian uśmiechnął się triumfalnie.- Wiadomo. Jeśli za coś się biorę, to robię to porządnie- spojrzał na Luz, która brała kolejną dokładkę.- Nie tak łapczywie. Te przekąski są smaczne i sycące. Idealne na śniadanie, ale nie zalecam jeść ich za dużo, bo nie będziesz w stanie zjeść obiadu.

- Z czego to zrobiłeś?- Dopytywała, robiąc kolejny kęs.

- Nie wiem czy wiesz, wśród ludzi jest takie powiedzenie. "Jeśli coś ci smakuje, nigdy nie pytaj, z czego jest zrobione."- Ian uśmiechnął się złośliwie- Spokojnie żartowałem. Wykorzystałem tylko, to co było pod ręką chociaż za wiele tego nie było, ale sztuką jest zrobić coś niemal z niczego i to jest wyzwanie dla każdego kucharza w tym dla mnie.

- Muszę ci to przyznać. Masz talent.- Oznajmiła, przez chwilę zastanawiając się, czy faktycznie nie zrobił śniadania z jakiś obrzydliwych składników, ale przekąski były zbyt smaczne, aby to była prawda.

- Czy talent to nie wiem, ale kiedy byłem w cesarskim sabacie, bawiłem się czasem z nudów z kucharza i o dziwo szło mi całkiem nieźle. Gdybym nie zajmował się magią to chyba zostałbym kucharzem.- Uśmiechnął się lekko na wspomnienie jednej z lepszych rzeczy, jakie spotkała go w cesarskim sabacie.- Wiesz, każdy głupi potrafi coś ugotować mając przepis, ale prawdziwym kluczem do sukcesu są dwie rzeczy: Miłość i Czas. Czas sprawia, że potrawa ma odpowiednią konsystencję oraz ma istotny wpływ na smak zwłaszcza przy gotowaniu, a jeśli chodzi o miłość to...

- Miłość? Do kogo?- Zdziwiła się, patrząc na niego podejrzliwie, sięgając jednocześnie po kolejną z przekąsek.

- Nie mówiłem o dosłownej miłości. -Odparł rozbawiony insynuacją Luz- tak się mówi, kiedy wkłada się w coś serce. Wiesz, lepiej to brzmi, kiedy mówisz, że zrobiłeś coś z miłością, a nie zaraz insynuować mi, że się w kimś zakochałem.- Wyjaśnił najprościej, jak tylko umiał, chociaż był lekko zniesmaczony insynuacją pod jego adresem i faktem, że musi to tłumaczyć.

- A no tak- Luz klepnęła się w czoło zając sobie sprawę z gafy jaką strzeliła.- To przez czytanie romansów mam takie jednoznaczne skojarzenia.- Powiedziała, po czym zrozumiała, że jej tłumaczenie zabrzmiało dość głupio.

- Yhm- mruknął kiwając głową, udając, że nie dosłyszał ostatniego zdania.- W każdym razie to był jednorazowy pokaz mojego geniuszu kulinarnego, no przynajmniej do czasu, aż odzyskam ciało.

- Z ciekawości. Czego potrzebujesz, aby je odzyskać?- Luz nieco spoważniała i usiadła na kanapie.- Jeśli mam ci pomóc to chcę wiedzieć jak.

- Potrzebuje trzech rzeczy. Chociaż właściwie dwóch, bo jedną już mam.- Oznajmił zadowolony.- Ciebie. I aby udało mi się odzyskać moje ciało, potrzebuję pomocy kogoś z kim jestem silnie związany, a umówmy się więź, która nas łączy jest bardzo silna- Roześmiał się, po czym szybko  odzyskał powagę.

Luz zastanawiała się jednak jak to możliwe, że Ian jednego dnia jest opryskliwy i niemiły, a drugiego jest troskliwy i ogólnie dobry. Jednak nie miała za bardzo czasu się nad tym teraz zastanawiać, bo Ian kontynuował swój wywód dalej.

- Potrzebuję czegoś, co było dla mnie cenne.- Zamyślił się przez chwilę.- Kiedyś miałem amulet, ale go straciłem.- Ian zarumienił się i opuścił głowę.- Przegrałem go w karty. Byłem tak pewny siebie, że postawiłem wszystko, co miałem, a on na to tylko czekał. Wiesz, udawał, że karta mu nie idzie, by na końcu ograć mnie do czysta i nie tylko mnie.- Ian zdawał się lekko zawstydzony swoją porażką.

- W co grywałeś?- Zapytała zaintrygowana.

- To chyba jasne- uśmiechnął się.- W czaro pokera, ale od tej porażki już nie grywam. Wiesz, jak przegrasz wszystko, to starasz się już tego błędu drugi raz nie popełnić.

- Ma to sens- przytaknęła.- Ale mówiłeś, że nie opuszczałeś zamku?

- Bo nie opuszczałem. Wiesz, że członkowie cesarskiego sabatu noszą te śmieszne maski więc wykorzystałem to, aby nieco się rozerwać, ale przestałem, kiedy omal mnie nie przyłapali. Całkiem wesoła historyjka może kiedyś ci ją opowiem. I taka ciekawostka, za podszywanie się też mogą zamienić cię w kamień, albo w popiół więc wiesz.

- Nie wątpię- uśmiechnęła się.- A w kwestii amuletu. Wiesz gdzie go szukać?

-Jeśli gość grywał nałogowo, to pewnie już go przegrał, a wiesz jak, to mówią kosa zawsze trafi na swój kamień, czy jakoś tak, a tego typu fanty przynajmniej z tego, co słyszałem, można dostać, lub odsprzedać na Nocnym Rynku.

- No to może być z tym mały problem.

Rozmowę przerwał odgłos kroków należących do Króla.

- Co na śniadanie?- Zapytał i spojrzał na stół, przy okazji poczęstował się jedną z kanapek- Dzisiaj śniadanie wyszło ci naprawdę dobrze Luz.

- To nie ja je zrobiłam tylko Ian- odparła.

- Oh!- Król zdawał się tym bardzo zaskoczony- Czyli wszyscy ludzie potrafią dobrze gotować?

- Tylko ci, którzy wiedzą jak obsługiwać książkę kucharską, albo mają talent kucharski- odpowiedział z nutą ironii w głosie- Wracając do wcześniejszej rozmowy to dlaczego z naszą wyprawą na nocny rynek może być problem?

- Cóż...narobiliśmy sobie tam wrogów. Jednemu z nich zniszczyliśmy stoisko i życie w sumie to dwa razy.- Król wyręczył Luz i odpowiedział na pytanie, ale zrobił to w taki sposób, że brzmiało to jakby robili to na codzień.

- Król ma rację Tymcio ma do nas całkiem sporą urazę.- Dodała Luz pamiętając ostatnią akcję z jego udziałem.

- Zaraz, zaraz.- Wtrącił Ian.- Podpadliście komuś o imieniu Tymcio?

- Tiglet Tibli Srogi Młotek III, dla przyjaciół Tymcio.- Poprawił Król który, aż się zjeżył na wspomnienie ich ostatniego spotkania.

Ian zaczął się śmiać- Fajnych wrogów macie nie ma co. Jak można traktować poważnie kogoś z takim nazwiskiem- Pytanie było zasadne, ale Ian zdawał sobie sprawę, że śmieszne imię nie oznacza, że ktoś jest niegroźny.

- Może i głupio się nazywa, ale to mały krętacz, który oszukuje w czaro pokera- odezwała się niespodziewanie Eda, schodząc do pokoju.- I nie tylko w nim. Więc dobrze wam radze nie wchodźcie z nim w żadne układy.

- O, już wstałaś?- zdziwił się Król.

- Cóż jak to się mawia wśród ludzi, trafi swój na swego- Ian uśmiechnął się złośliwie, zastanawiając się jednocześnie czy uda się mu oszukać oszusta.

- Próbujecie znowu zadrzeć z Tymciem?

- Skoro oszukuje w czaro pokera to na pewno ma lub miał mój medalion, albo wie gdzie mogę go znaleźć. Więc nie specjalnie mam wyjście- odparł Ian, po którym może nie było tego widać, ale odczuwał dreszcz ekscytacji.- Normalnie poszedłbym tam i zabrał go siłą, ale obecnie lepiej będzie, jeśli załatwimy to dyskretnie.- Powiedział w formie żartu, chociaż opcja z paleniem i grabieżą była kusząca.

- Jeśli zobaczy nas razem z tobą to albo ucieknie, albo w ogóle nie będzie chciał gadać.- Odparła Luz i o dziwo to miało sens.

- Lub wezwie straż- wtrącił Król zjadający kolejną i kolejną z przekąsek.

- Niech pomyślę- Ian przymknął oczy, starając się ułożyć w głowie jakiś plan.- Jeśli jest oszustem,  to czary iluzji raczej odpadają, ale jest inne wyjście, chociaż będę do tego potrzebował Amity.

- Do czego?- Zapytała zdziwiona Luz, która była ciekawa, co też Ian wymyślił i dlaczego akurat musiała to być Amity?

- Cóż wy odpadacie, Willow i Gus też, bo Tymcio pewnie wie, że się przyjaźnicie, ale Amity to świeża znajomość więc może się uda- odparł Ian- Zresztą nie mam innej opcji. Edric po tym numerze z jego siostrą raczej nie przybije mi piątki, a o pomocy to tym bardziej mogę zapomnieć, a Emira, cóż nie chcę mieszać w swoje sprawy więcej osób niż to konieczne.

- A jak planujesz ominąć limit 30 kroków?- Wytknęła Eda, która chyba była trochę sceptycznie nastawiona do tego planu.

- Jeśli Luz będzie na tyle blisko mnie, a jednocześnie daleko od wzroku Tymcia jakoś się uda, ale mam plan awaryjny jakby co.- Stwierdził Ian, starając się zachować powagę, kiedy wypowiadał imię Tymcio.

- Więc zajmiemy się tym dzisiaj wieczorem- Zadeklarowała Luz, dla której brzmiało to, jak wielka przygoda. Pomoc przyjacielowi i utarcie nosa złemu gościowi to zupełnie jak w książkach o Azurze tylko mniej widowiskowo.

- Świetnie- Uśmiechnął Ian się zadowolony z inicjatywy Luz, chociaż dziwił go nieco ten pośpiech, ale im szybciej, tym lepiej- Jak to mówią: "Najdłuższa nawet podróż zaczyna się od pojedynczego kroku."- Oznajmił tonem, który miał podkreślić filozoficzne znaczenie powiedzenia.

- Skąd ten tekst?- Zapytał Król, którego ciekawił sposób wysławiania się Iana.

- Słyszałem go kiedyś- przyznał, lekko się przy tym uśmiechając.- Moja mistrzyni zawsze lubiła dawać mi tego typu mądrości no i trochę mi się to udzieliło. Można dawać innym mętne rady i kończyć zdanie "Musisz samemu znaleźć odpowiedź na to pytanie"- Ostatnie zdanie powiedział cofniętym ochrypłym głosem i spojrzał na Luz, która zaczęła patrzeć na niego jak na wariata.

- Dobra trochę odpłynąłem. Gotowa? Dzisiaj postaram się być milszy- Ian położył palce wskazujące na ustach i rozciągnął je, symulując uśmiech.

- Czasem po prostu cię nie poznaje- Luz pokręciła głową, jakby rozmawiała z całkiem inną wersją Iana.

Król spojrzał na oboje i zaczął się zastanawiać czy Ian nie staje się powoli taki jak Luz. Zwykle siedział cicho, a teraz usta się mu nie zamykają. Duży plus za to, że jeszcze nie zaczął go nazywać słodziakiem, ponieważ Król nie lubił, kiedy tak do niego mówią, ale za bardzo nie mógł z tym nic zrobić.

Eda również zauważyła, że Ian nieco zaczął przypominać w zachowaniu Luz, tylko nie wiedziała, czy robi to specjalnie, czy nie.

- Tak odreagowuje stres i o dziwo mi to pomaga- Odparł, wzruszając ramionami, ale czy taka była prawda? W tej chwili to nie miało znaczenia.

- Chodźmy już, bo pozostali już na nas czekają- Luz ucięła dyskusję, bojąc się, że uraczy ją taką modrością, której nie chciałaby usłyszeć, i po pożegnaniu się ze wszystkimi wyszła razem z Ianem w kierunku szkoły.

W drodze do szkoły Luz dostała wiadomość, że Gus i Willow są już w szkole. Willow miała dokończyć jakiś projekt na zajęcia, a Gus jej w tym pomaga, co nie było niezwykłe, a nawet zdarzało się całkiem często, w końcu przyjaciele powinni sobie pomagać w miarę możliwości, a Gus był całkiem bystry jak na swój wiek.

Przez niemal całą drogę Ian nie odezwał się ani słowem. Szedł tuż obok Luz, sprawiając wrażenie zamyślonego. Będąc tuż przed szkołą, zobaczyli machającą Amitę.

- Hej.

- Cześć- Odparła Luz, odpowiadając machnięciem- Masz na dzisiaj wieczór jakieś plany?

- O...oh, plany?- lekko się zarumieniła zaskoczona pytaniem.- Nie, akurat nic nie planowałam.- Odparła lekko speszona starając się nie palnąć czegoś głupiego.

- To świetnie, bo Ian ma do ciebie prośbę- Luz przeszła od razu do rzeczy jak gdyby nigdy nic.

Nastrój prysnął tak szybko, jak się pojawił.

- Jaką?- Zapytała bez jakiegoś większego entuzjazmu.

Luz może tego nie zauważyła, ale Ian owszem. Amity była bardzo zawiedziona, bo myślała, że chodzi o wspólne wyjście gdzieś razem, a nie pomoc jej duchowi. Przez co Ian czuł się trochę winny no, ale jak to mówią: Siła Wyższa.

Ian rozejrzał się w koło, aby upewnić się, że nikogo nie ma i stał się widoczny.

- Powinnaś mieć to przy sobie.

Ian dał znak Luz która wręczyła Amity naszyjnik, będący jednocześnie kawałkiem figurki, w której znajdował się Ian, ale wyglądał jak miniaturowa twarz Luz.

- Chwila czy to jest...?- Amity przyjrzała się uważnie naszyjnikowi.

- To był pomysł Luz- Ian skinął w jej kierunku głową- Ale to ja go zrobiłem- Dodał, podkreślając swoją niemałą rolę w tym przedsięwzięciu.

- Jest naprawdę ładny- odparła Amity uśmiechając się, zakładając go na szyję, ale jednocześnie chowając go pod ubraniem, aby jej rodzeństwo, ani nikt inny nie powiedziało przypadkiem czegoś głupiego, z czego musiałaby się tłumaczyć.- Bardzo wam dziękuję.

Jednak w środku Amity była więcej niż zadowolona. Miniaturowa wersja twarzy Luz wyglądała zabójczo uroczo z czego Ian zdawał sobie sprawę, bo z chwilą kiedy wzięła go do ręki nie przestawał się głupkowato szczerzyć. Na szczęście Luz tego nie zauważyła.

- W takim razie spotkamy się po szkole- rzuciła Luz, która dzisiaj zdawała się bardziej stanowcza niż zazwyczaj.

- Więc do zobaczenia później- Amita pożegnała się z Luz i Ianem i weszła do szkoły.

Dzisiaj Luz w planie lekcji były głównie mikstury, z czego bardzo ucieszył się Ian, bo była to okazja przypomnieć sobie stare dobre czasy, ale entuzjazm trwał tylko przez pierwsze 5 minut lekcji do chwili kiedy usłyszał, czym mają zajmować się uczniowie, ziewnął znudzony i położył się na jednej z pustych ławek z tyłu. Co jakiś czas doradzał Luz jak prawidłowo mieszać niektóre mikstury oraz jak długo powinno się je mieszać, aby te nie wybuchły, albo nie zalały klasy jakaś mazią czy czymś podobny,. Zaowocowało to tym, że Luz otrzymała pochwałę od nauczycielki, ale też zauważy, że jedna z uczennic nie była tym zachwycona. Nie wiedział, jak ma na imię i nie specjalnie go to interesowało. Wiedział tylko, że ma troje oczów i różowawe włosy, ale fakt, że nie lubi Luz, był dla niego bardziej interesujący. Nie chcąc tracić więcej czasu, Ian raczył się ruszyć czy też przenieść dokładnie na ławkę Luz, na której skraju usiadł, obserwując pozostałych uczniów, wyrabiając sobie na ich temat opinię.

- Gdyby uczyła was moja mistrzyni, gwarantuje, że przynajmniej 95% klasy poważnie zaczęłoby zastanawiać się nad zmianą sabatu- Zauważył, przywołując wspomnienia, jak kiedyś to on brał lekcje mikstur- Była ostra i wymagająca, ale jej metody dawały rezultaty. Uważała, że tylko ten, kto ma cierpliwość i komu najbardziej zależy, powinien się tym zajmować. To pewnie dlatego nigdy nie miała żadnego ucznia dłużej niż tydzień, a później w ogóle przestała ich szkolić. Bardzo ceniła swój czas oraz swoją wiedzę. Twierdziła, że dzielić się nią może tylko z kimś, kto w minimalnym stopniu dorównuje wiedzą, a ego miała wtedy wielkie jak kolano Tytana- Zaśmiał się, ale kiedy przypomniał sobie, przez co on sam musiał przejść, to był to raczej śmiech przez łzy, ale że jako duch nie płakał, więc nie było tego widać.

- A ty? Jak u ciebie było z tymi miksturami?- Zapytała.

- Cóż...według jej skali byłaby to mocna 3, czyli ocena dla niej zadowalająca, aby uczyła cię czegokolwiek innego- Ian pokręcił głową, wzdrygając się na samą myśl o tym, jak ciężko było to osiągnąć- Na obecny poziom, na którym obecnie jesteś, byłaby to 6 z dużym plusem i awans o 3 klasy wyżej. Ale i tak nieźle ci idzie- Pochwalił ją, spoglądając jednocześnie na pozostałych uczniów- Niektórzy z nich są tu chyba przez przypadek, ale może wyrobią albo i nie- Wzruszył obojętnie ramionami, oszczędzając sobie i Luz bardziej dosadnych komentarzy na temat ich umiejętności.

-Fajnie, że nie chcesz niszczyć im marzeń- Wytknęła mu Luz, która szeroko się uśmiechnęła.

- Mógłbym, ale nie chcę się znowu tłumaczyć i przerabiać tego wszystkiego od nowa- Skrzywił się, jakby zjadł cytrynę- no i wizja słuchania twojego narzekania skutecznie wybija mi te myśli z głowy- Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

Luz rozejrzała się czy nikt nie patrzy i pokazała mu język.

- Bardzo merytoryczny sposób na zakończenie dyskusji- odparł i również pokazał jej język, po czym podszedł do okna i wpatrywał się w to, co za nim zobaczył, kończąc tym samym dyskusję.

Sama Luz wydawała się zadowolona z faktu, że Ian, jeśli chce, to potrafi się zachować i nawet jest nawet całkiem zabawny, ale mógłby nieco bardziej się rozluźnić, bo ciągle wyglądał na spiętego, chociaż nie wiedziała, czy w jego sytuacji jest to możliwe.

Kiedy lekcja zbliżała się do końca, Ian zauważył, że Luz myślami jest już gdzie indziej, kiedy dostrzegł, że jedna z dziewczyn z ostatniej ławki dolała czegoś do kociołka Luz, ale za nim Ian zdążył zareagować, rozległ się dzwonek, i dziewczyna jako jedna z pierwszych opuściła klasę. Nagle z kociołka zaczęły unosić się kłęby niebieskiego dymu, który szybko opadał w dół, ale nie był to zwykły dym. To, czego dotknął, szybko skuwał lód. Z racji, że dym unosił się do kolan wszyscy, którzy nie zdążyli wyjść, zostali unieruchomieni na czele z nauczycielką. Wszyscy poza Luz znajdowali się zbyt daleko od swoich stanowisk, więc Luz nie mogła liczyć na niczyją pomoc.

- I co teraz?- Spytała Luz, próbując się uwolnić.

- Po pierwsze nie wyrywaj się, bo dopóki dym ciągle się wydobywa, to raczej się nie uwolnisz, a zrobisz sobie tylko krzywdę. Po drugie zrobisz dokładnie, co ci powiem, rozumiesz?- Ton głosu Iana był poważny i zdecydowany.

Luz pokiwała twierdzącą głową.

Ian z racji, że był duchem, mógł się swobodnie poruszać po klasie, i szybko usiadł koło Luz.

- Weź tę żółtą i pomarańczową fiolkę. Z pierwszej wlej do kociołka 1/3 zawartości, a z drugiej 2/3 i ani kropli więcej.- Polecił, zaznaczając mocno ostatnie słowa.

- Jasne- Powiedziała i ostrożnie zaczęła wlewać do kociołka płyny z fiolek, które wskazał, i z trudem usiłowała przelać określoną przez Iana zawartość fiolek, ale nie pomagało jej drżenie dłoni, które było spowodowane zimnem oraz krzyki uwięzionych.

- Powoli i spokojnie- Instruował ją Ian- Przy miksturach pośpiech to zły doradca.

Słowa Iana nie pomagały Luz, ale jakoś się jej udało. Dym przestał się wydobywać i zrobiło się odrobinę cieplej.

- Teraz weź czerwoną fiolkę i wlej 4 krople i ani jednej więcej lub mniej.

Luz zrobiła, o co poprosił ją Ian i teraz z kociołka zaczął wydobywać się czerwony dym, który szybko rozpuszczał lód, w którym byli uwięzieni, i po 4 minutach wszyscy byli wolni, a w klasie nie było już śladu ani po lodzie, ani po wodzie.

- Nieźle sobie poradziłaś- Stwierdził z uznaniem Ian, który przez chwilę obawiał się, czy Luz wytrzyma presję.

- Chyba sobie odpuszczę eliksiry- Westchnęła z ulgą- To nie na moje nerwy.

- Uważam, że nie powinnaś- Wtrąciła nagle nauczycielka mikstur- Ładnie udało ci się naprawić własny błąd, a możesz mi wierzyć, że bez talentu mogłabyś wysadzić pół szkoły w powietrze, gdybyś pomyliła proporcje. Jednak na przyszłość bądź ostrożniejsza- Upomniała ją, wracając do swojego biurka, przy którym usiadła, przeglądając jakieś papiery.

- Naprawdę mogłam wysadzić pół szkoły?- Spytała nieco roztrzęsiona.

- E, tam przesadziła- Odparł Ian, jakby nic się nie stało- Zawartości tych fiolek starczyłoby, tylko aby wysadzić co najwyżej tylką tę klasę.

- Jeśli chcesz mnie pocieszyć to marnie ci idzie- Luz powoli dochodziła do siebie po tej akcji z lodową chmurą.

Nagle drzwi do klasy weszły dwie osoby. Obie Ian kojarzył pierwszą, była to ta trzy oka wiedźma, która już wcześniej zwróciła jego uwagę, a która była odpowiedzialna za sabotaż, który doprowadził do zamrożenia całej klasy no przynajmniej w niewielkiej części. Miał niejasne wrażenie, że dziewczyna dobrze wiedziała ile wlać do kociołka Luz mikstury, aby wywołać reakcje, która narobi zamieszania, a nie skończy się tym, że cała klasa razem ze wszystkimi w środku skończyliby jako lodowe sople. Drugą osobą był dyrektor Bump, którego Ian pamiętał, bo od czasu do czasu bywał w cesarskim sabacie, ale był wtedy młodszy. Prawdopodobnie stanowisko dyrektorskie dało mu w kość, przez co Ian zaczął rozumieć czemu jego mistrzyni nie chciała kierować żadną ze szkół. Szkoda jej było zdrowia i nerwów.

- Co ta Boscha znowu wymyśliła?- Luz zdawała się nie być zaskoczona tym, że pojawiła się ona tutaj akurat teraz i to z dyrektorem.

- Jeśli dodajesz 2 do 2, a wynik wychodzi 5, a to znaczy, że coś ci umknęło- Zauważył Ian, używając metafory, dając Luz do zrozumienia, że to, co przeoczyła, jest oczywiste, chociaż widział, że ona już to chyba dostrzegła.

- A to podła...-Luz ugryzła się w język, aby nie zacząć rzucać epitetami w kierunku Boschy i nie napytać sobie biedy. Boscha, która od ostatniego meczu nic się nie zmieniła. Stała się tylko bardziej subtelna. Było już doprawiane bardzo ostrym sosem jedzenie, guma do żucia we włosach, zdobienie książek obraźliwymi hasłami czy też publiczne upokarzanie, ale nigdy nie można było jej z tym powiązać. Jednak zamrożenie całej klasy i próba zwalenia tego na nią to było już za wiele.

- Brawo. Cieszę się, że do tego doszłaś bez mojej pomocy. Bedą z ciebie ludzie Luz!- Roześmiał się Ian, dla którego cała ta sytuacja stawała się dobrą okazją, aby nieco się rozerwać.

Luz przypomniała sobie, jak wcześniej myślała, że Ian powinien się od czasu do czasu rozluźnić, to teraz cofa to zdecydowanie, bo kiedy to robi, to nie jest ta sama osoba, i zawsze dzieje się coś niespodziewanego. Zupełnie jakby upodabniał się do niej.

- Na moje oko wszystko tu w porządku- odezwał się dyrektor, który rozglądał się po klasie, zatrzymując wzrok na Luz- I to pomimo faktu, że panna Luz jest w klasie, to nie widzę nic, co odbiegałoby od normy.

- Ale ona zamroziła całą klasę- Boscha sprawiała wrażenie zaskoczonej faktem, że nie ma żadnych zniszczeń, na które liczyła.- Kiedy wychodziłam, to zauważyłam jak z jej kociołka, wydobywał się błękitny dym. Zdążyłam zamknąć drzwi, aby dym nie rozprzestrzenił się na resztę szkoły- Tłumaczyła, ale efekt był inny, niż powinien. Żadnego lodu, żadnych wybuchów i krzyków. Nic. To było dziwne. W końcu wiedziała, że Luz jest kiepska z mikstur, więc nie było szans, że sama się uwolniła. Wniosek był prosty. Ten, kto jej pomógł, nie tylko widział, co jej dolewa, ale też znał się na rzeczy. Jednak żaden z tych ciapciaków poza nauczycielką nie miał prawa tego wiedzieć, ponieważ była to mikstura, jakiej powinni się uczyć dopiero za rok.

- Był niewielki incydent- Wtrąciła nauczycielka od mikstur- ale panna Luz szybko naprawiła swój błąd i poza odrobiną strachu nic się nie stało.

- Robią z ciebie kozła ofiarnego? Muszą cię tu uwielbiać- Powiedział z przekąsem rozbawiony rozwijającą się sytuacją. Nagle zniknął i pojawił się koło biurka nauczycielki- Na szczęście masz mnie. Weź to opakowanie ze srebrnym proszkiem, które stoi koło fiolek, a pomogę ci się odegrać.- Wskazał palcem na jej ławkę, przy której zostało jeszcze trochę składników.

Luz spojrzała na niego pytająco, bo nie chciała, aby dyrektor i Boscha nie odkryli przypadkiem obecności Iana.

-Zaufaj mi. Mam plan więc zrób o co proszę, a nie pożałujesz.

Perswazja Iana zadziałała, bo Luz już bez kwestionowania jego słów sięgnęła po wskazany przez niego proszek, podczas gdy dyrektor był zajęty słuchaniem oskarżeń pod adresem Luz.

- Teraz złap tę dziewczynę za lewą rękę i posyp ją tym proszkiem. Zaufaj mi, to rozwiąże twoje problemy.

Luz nie bardzo wiedziała w jaki sposób, ale to Ian był w tej klasie ekspertem, to jednak miała pewne obawy co może się stać, jeśli się myli.

* Raz kozie śmierć* Pomyślała i złapała Boschę za rękę i wysypała na nią całą zawartość.

- Odbiło ci! Głupi człowiek!- Wrzasnęła Boscha tak głośno, że jej krzyk był słyszalny na całym piętrze.- Panie dyrektorze powinien ją pan wyrzucić ze szkoły!

- Co to ma znaczyć? Wytłumacz się! Szybko!- Rozkazał dyrektor Bump, który również nie był zachwycony jej zachowanie.

- Ja...

Luz spojrzała w kierunku biurka, gdzie siedział Ian, który miał bardzo dobry humor. Wyciągnął rękę i zaczął odliczać.

- 3, 2, 1 i 0, a teraz powiedz dyrektorowi, aby spojrzał na rękę twojej koleżanki- uśmiechnął się złośliwie- Proszek, którym ją posypałaś, zareagował z miksturą której użyła Boscha, aby cię sabotować, a ja widziałem, że nieco się jej rozlało po dłoni, a co to oznacza- Wskazał w jej stronę ręce, jakby czekał na odpowiedź.

Luz nie odpowiedziała, ale zrozumiała przesłanie i zgodnie z jego radą powiedziała dyrektorowi o sabotażu Boschy, a czerwone plamy na dłoni potwierdziły jej słowa.

- Co ty mi zrobiłaś?!- Krzyknęła, próbując jednocześnie zetrzeć plamy, które nie tylko nie znikały, ale robiły się bardziej wyraziste.

- Próbuj, próbuj- Śmiał się Ian, który pojawił się tuż obok niej- Te plamy nie zejdą przez kolejne 3 dni! To mi się udał dowcip- Powiedział rozbawiony.

- Jestem zawiedziony twoim zachowaniem. To jest niedopuszczalne, ale...- Dyrektor Bump westchnął ciężko, ale wyglądał na mocno poirytowanego- Tym razem ci daruję ze względu na fakt, że jesteś kapitanem naszej drużyny Grudgby. Jednak zapamiętaj moje słowa jeszcze jedna taka akcja, a wylecisz z drużyny, zrozumiano?

- Ale...ale to nie moja wina, tylko JEJ- Boscha wskazała palcem na Luz, starają się jakoś wytłumaczyć, ale wszystkie dowody świadczyły przeciwko niej.

- PYTAŁEM CZY ZROZUMIANO?!!!

- Tak jest panie dyrektorze!- Boscha odpowiedziała jak na komendę, przestraszona nagłym wybuchem złości dyrektora.

Luz nigdy nie widziała, żeby dyrektor Bump, był tak wściekły, a przecież ostatecznie nic takiego się nie stało.

- Widocznie to przelało czarę goryczy- odparł Ian, który jakby odgadł myśli Luz- Teraz twoja koleżanka może robić za sygnalizację świetlną lub przeprowadzać dzieci przez pasy. Dzisiaj plamy są czerwone, jutro żółte, a za 2 dni zielone- Ian zdawał się w świetnym humorze.

Dyrektor odetchnął, odzyskując spokój.

-Dobrze. A co do ciebie panno Luz to widzę, że czegoś jednak się tu nauczyłaś. Ta sztuczka z barwnikiem...sprytnie pomyślane. Dobrze, że się w końcu uczysz. Powoli, ale jednak.- Dyrektor spojrzał na Luz i Boschę- Ostatnia sprawa. Nie chcę słyszeć o żadnych kłopotach na terenie mojej szkoły z waszym udziałem, inaczej wyciągnę surowe konsekwencje, a teraz wracajcie do swoich zajęć- Oświadczył i opuścił klasę w niezbyt dobrym humorze.

- Aha. Uczy. Dobre sobie- prychnął złośliwie, ale przynajmniej to była to dla niego produktywnie spędzona lekcja.- Jednak powinnaś uważać dyrektor, chyba mówił poważnie.

Luz i Boscha zostały same w klasie, bo wszyscy łącze z nauczycielką zdążyli się dyskretnie ulotnić, oczywiście był też Ian, ale jego to nie dotyczyło.

- Nie wiem jak to zrobiłaś człowieczku, ale ostrzegam cię, że pożałujesz dnia, w którym postawiłaś nogę w tej szkole. To się tak nie skończy.- Warknęła i nie czekając na odpowiedź Luz wyszła trzaskając z całej siły drzwiami.

- Chyba będziemy musieli na nią uważać osoby rzucające tego typu groźby, zwykle je realizują.- Odparł Ian, odprowadzając wzrokiem zdenerwowaną Boschę.- Na szczęście masz mnie, a jeśli dobrze to rozegramy, to wyleci z hukiem ze szkoły i w końcu będziesz mieć spokój.

- Nie chcę się na niej mścić tylko...

- Chcę, aby została moją przyjaciółką- Dokończył Ian- Tacy jak ona się nie zmieniają.

- Skąd wiesz? Nie znasz jej. Może ona też ma jakiś problem, przez który jest, jaka jest- Powiedziała, starając się znaleźć jakieś usprawiedliwienie jej zachowania, ponieważ chciała być taka jak Azura i móc się ze wszystkimi zaprzyjaźnić.

- O, ależ ona ma problemy nawet, mogę ci zdradzić jakie- odparł lekko się uśmiechając- Zresztą znam ten typ osób.

- Żartujesz sobie ze mnie?

- Nie w tej sytuacji, ale jeśli chcesz wiedzieć, to ci powiem. Jej największy problemem są jej cechy osobowości, które uniemożliwiają choćby koleżeńską relację między nią a kimkolwiek innym. Jej najważniejsza cecha to Duma, która każe jej podziwiać silnych i sprawia, że jest gotowa posunąć się do wszystkiego, aby osiągnąć cel. Jest arogancka, ponieważ uważa innych za gorszych od siebie, ostatnią cechą, którą u niej zobaczyłem i za którą nawet trochę ją szanuje to przebiegłość. Tego chyba nie muszę ci tłumaczyć, ale dodam, że gdyby nie moja interwencja szorowałabyś pewnie szkołę od dachu po piwnicę albo i gorzej.- Wzdrygnął się na myśl, że chcąc nie chcąc musiałby w tym uczestniczyć.

- Wiem, że mi pomogłeś, ale ciągle nie wiem, skąd ty bierzesz te wszystkie informacje? Znasz ją krócej niż ja, a zdajesz się o niej wiedzieć więcej ode mnie.

- Odpowiedź jest całkiem prosta. Specjalizuje się w magii iluzji, której jestem, nieskromnie mówiąc mistrzem. Bo dobra iluzja to taka, której nie da się na pierwszy rzut oka przejrzeć. Dzięki wyszkoleniu potrafię czytać w innych jak w otwartej książce. Swoje zrobiło też trudne dzieciństwo, a i pobyt tutaj też miał na mnie nie mały wpływ. Zresztą dość już o tym, bo będziemy tu tkwić do jutra, a nie chcę też, abyś spóźniała się na lekcję, bo jak mawiała moja mistrzyni "Nieobecność na lekcji usprawiedliwia tylko śmierć"- Zaśmiał się, jakby opowiedział właśnie śmieszny żart, którego nikt poza nim nie zrozumiał.

-Czyli mam osobistego asystenta. Jak więc wygląda mój terminarz na dzisiaj?- Wyszczerzyła zęby.

- Bardzo śmieszne, ale na to wychodzi.- Westchnął, przewracając oczami, zastanawiając się nad swoim losem- Chodźmy już.- Poprosił, wiedząc, że ta rozmowa mogłaby się ciągnąć do wieczora.

- Tak chodźmy, ale kiedyś jeszcze kiedyś do tego wrócimy- Luz westchnęła i pozbierała swoje rzeczy i wyszła z klasy, a Ian razem z nią.

Luz miała za złe Ianowi jego podejście do innych. Zawsze szukał dziury w całym i nie wierzył w dobre intencje innych, mimo że wiedziała, dlaczego to nie rozumiała czemu nie potrafi zmienić swojego nastawienia. Gdyby miała opisać jaka relacja łączy ich oboje to, że Ian zaczyna być powoli dla niej jak starszy brat, którego nigdy nie miała. W końcu spędzają razem dużo czasu, dba o nią na swój dziwny sposób, ma też zupełnie inne poglądy od niej, jednak nie dokuczał jej tak jak, robiło to rodzeństwo Amity, próbując ją ciągle ośmieszać. Jednak na szczęście dla niej i dla niego nie próbował bawić się swata, chociaż to chyba ona powinna to zrobić, ale to dopiero po wywiązaniu się z umowy. To były całkiem zabawne i miłe myśli, a Luz miała nadzieję, że Ian również w jakiś sensie ma o niej podobnie, i nie myśli o niej jako o głupim dzieciaku z głową pełną bzdur, które trzeba prowadzić za rękę, bo zrobi sobie i innym krzywdę.

Kolejne lekcje minęły bez większych problemów, a sam Ian ograniczał swoją aktywność do minimum, tylko co jakiś czas rzucając lakoniczny komentarz dotyczący wyższości nauk jakie on odbył nad tym co uczą w tej szkole.

Kiedy skończyła się ostatnia lekcja Luz czekała wraz z Ianem przed wejściem do szkoły na Willow, Gusa i Amity. Ian przyglądał się uczniom opuszczającym szkołę, a wśród jednej z grup dostrzegł Boschę.

Nie zwróciła kompletnie uwagi na Luz, ale co rzuciło się w oczy Ianowi to rękawiczki na dłoniach, które ukrywały kolorowe kropki i jej podejrzanie dobry humor jak na kogoś, komu grozi usunięcie z drużyny. To sprawiało, że Ian zaczął się obawiać czy dziewczyna nie zacznie uprzykrzać życia Luz jeszcze po szkole, bo jeśli tak to trzeba będzie rozwiązać ten problem mniej przyjemnymi środkami.

- Coś długo ich nie ma- zauważył Ian, który zaczął chodzić w tę i z powrotem.

- Spokojnie, przyjdą. Czasem się zdarza, że zostają chwilę dłużej zwłaszcza Willow, która dba o klasowe rośliny.- Odparła spokojnie Luz, ciesząc się przy okazji piękną pogodą.

- Mhm- mruknął.

- Już jestem.- Powiedziała Amity, która wyszła jako pierwsza.

Chwilę później dołączyli Willow i Guz, i całą piątką udali się do Sowiego Domu.

- Jaki masz plan?- Zapytała Amity.

- Szczerze? Ciężko mi coś zaplanować bez obejrzenia miejsca akcji, a za dnia nie mamy tam czego szukać. Nocą z kolei możemy wydać się im podejrzani, jeśli będziemy się tam kręcić bez celu.- Ian westchnął ciężko.- Przydałby się ktoś, kto był już na Nocnym Rynku i może nam go dokładnie opisać.

- Chyba mam rozwiązanie- Odezwał się Gus- Mój tata robił jakiś czas temu materiał na ten temat, więc może to nam pomoże?

- To byłoby więcej niż pomocne- ucieszył się Ian.- Im mniej osób wie akcji tym lepiej. Jeśli się pośpieszysz, to zdążę go przejrzeć i coś wymyślić przed zmrokiem.

- Robi się! Spotkamy się u Luz.- Gus podekscytowany swoim zadaniem pobiegł w kierunku swojego domu.

Luz, Amity i Willow zajęły się rozmową między sobą, i nie wyglądały na przejęte sytuacją. Jednak Ian, który szedł kilka kroków dalej, zdawał się bardziej podenerwowany, w końcu od tego zależało czy odzyska swoje ciało. Wiedział również, że tego typu akcje wymagają przemyśleń, wglądu i planowania, a potencjalny błąd może źle się skończyć. Jednak teraz musiał uzbroić się w cierpliwość i czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro