Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 Przyjaciel do pierwszych kłopotów część 2

Tym razem zamiast jednej piosenki daję całą składankę, aby przyjemniej się wam przebijało przez kolejne zdania :)

https://youtu.be/QjTeCG7_guM

Nie bójcie się długości rozdziału, bo według mnie jest on całkiem ciekawy i kosztował mnie sporo pracy i czasu dlatego liczę, że ci którzy dotrą do końca nie będą zawiedzeni ^^


W tym samym czasie w zamku Imperatora Belosa panowało zamieszanie spowodowane wizytą kogoś, kogo imperator, uznał za ważnego. Wszyscy dostępni członkowie sabatu dostali rozkaz stawienia się przy głównej bramie.

- Kto wydał rozkaz otwarcia bramy?- Kikimora zdziwiona zamieszaniem zaczepiła jednego z członków cesarskiego sabatu.

- Nie wiem, ale mówią, że pojawił się ktoś ważny. Przepraszam, ale się śpieszę- Ukłonił się i pobiegł na swoje stanowisko.

Odpowiedź była lakoniczna, ale świadczyła o tym, że nikt tak naprawdę nie wie, kto przybył.

- Hmmm- zamyśliła się lekko zaniepokojona, że nikt jej nie poinformował o tej wizycie, a przecież to ona jest odpowiedzialna za tego typu sprawy -Zobaczmy kto to.- Powiedziała do siebie i również ruszyła w kierunku wejścia do pałacu.

Na miejscu faktycznie wyglądało, że to rzeczywiście musi pojawić się ktoś ważny, bo zebrało się sporo cesarskich sług którzy stali w szyku po obu stronach korytarza, ale Kikimora dalej nie wiedział, dla kogo to powitanie i dlaczego nikt jej o tym nie powiedział.

Nagle w korytarzu rozległy się odgłosy kroków oczom Kikimory, ukazała się  kobiety w kapturze. Miała na sobie standardowe cesarskie szaty, które świadczyły, że osoba ta piastowała kiedyś wysokie stanowisko, ale były one znoszone i naznaczone przez czas. Eskortowało ją dwóch członków cesarskiego sabatu. Kiedy kobieta zdjęła kaptur Kikimora, już wiedziała kto, jest tym specjalnym gościem.
- Iris Fallmoon.- Powiedziała, patrząc na nią z lekkim grymasem na twarzy, który dzięki wysokim kołnierzom, jakie miała, był niewidoczny dla innych. Teraz wiedziała, dlaczego nikt jej o tym nie powiedział. Gdyby wiedziała, to w życiu by jej tu nie wpuściła.

- Minęło sporo czasu Kiki.- Uśmiechnęła się złośliwie.

- Prawie 10 lat.- Doprecyzowała.- Nic się nie zmieniłaś.

- Komplement? Z twoich ust? Słowa troski z twojej strony? To doprawdy ujmujące- zaśmiała się ironicznie.- Ty za to się zmieniłaś. Na lepsze jak widzę. Bo widzę, że moje dawne stanowisko dobrze ci służy, a sama wiesz, jakie były nasze relacje kiedyś.- Skwitowała Iris, która wiedziała jak Kiki, aż gotuje się w środku ze złości na jej widok, ale umiejętnie to maskowała.

Kikimora nic nie odpowiedziała, nie chcąc dać się sprowokować elfce, ale pamiętała, że w dawnych czasach Iris była jej rywalką, a ich relacje, były delikatnie mówiąc chłodne. Bardzo chłodne. W końcu wygnanie Iris to był jej pomysł, aby ją upokorzyć. Jednak teraz Kikimora miała pozycję i szacunek, o który z nią kiedyś rywalizowała, a dziś jej stara rywalka wróciła jak gdyby nigdy nic. Kikimora miała wrażenie, że Iris się zmieniła. Nie wyglądała, jakby chowała urazę lub planowała się na niej odegrać. To było dziwne i lekko niepokojące, ale Kikimora wiedziała, że Iris zawsze umiała ukryć swoje prawdziwe zamiary. Takie jak zdrada.

Kiedy 10 lat temu Iris dopuściła się zdrady imperatora polegającej na próbie ratowania jej ucznia, było to wówczas wielkim zaskoczeniem dla wszystkich bowiem, nikt kto ją znał nie, mógł się tego spodziewać nawet imperator Belos, który uważał ją za jedną z najbardziej lojalnych i oddanych osób w całym cesarskim sabacie. Chociaż gdyby przyjrzeć się jej historii, nie tej oficjalnej, lecz tej, o której wiedziało bardzo małe grono osób, to być może sprawy potoczyłby się inaczej. I to właśnie tę historię przywołała w pamięci Kikimora. Pamiętała, jak wiele musiała się namęczyć, aby uzyskać do niej dostęp, ale efekty był tego warte.

(Zdjęcie podglądowe wyglądu Iris który nie jest do końca zgodny z opisem znajdującym się poniżej ponieważ nie było możliwości stworzenia śladów oparzeń, ale jest to zdjęcie które najbardziej pasuje do tej postaci. Więc przeczytajcie opis i nanieście poprawki na zdjęcie podglądowe a łatwiej będzie wam ją sobie wyobrazić)


Opis Iris znaleziony w cesarskich archiwach. Autor nieznany. Stopień utajnienia: Ściśle tajne z rozkazu imperatora Belosa brak dostępu bez jego osobistej autoryzacji.

„Na osobisty rozkaz imperatora Belosa polecono mi stworzyć rys historyczny Iris Fallmoon. Oczywiście nie chodzi tu o fakty powszechnie znane, lecz o to, że była i nadal jest jedną z najbardziej tajemniczych i fascynujących postaci, jakie przewinęły się przez cesarski sabat, a mimo to bardzo niewiele wiadomo na temat jej przeszłości. Dlatego postaram się to zrobić rzetelnie i szczegółowo, chociaż dostępne informacje są skąpe lub niedokładne, ale o to, co udało mi się z nich wydobyć, a co mam nadzieję, że wystarczy, aby dać tobie drogi czytelniku obraz postaci, jaką jest Iris Fallmoon.

To, co się rzucało w oczy na początku, był to niewątpliwie jej wygląd Iris, była bowiem szczupłą wysoką wiedźmą, o jasnej karnacji, która całkiem dobrze komponowała się z jej białymi jak śnieg włosami, które z reguły miała zawinięte w kok. Jej lekko niebieskawe oczy, które wyglądały w odpowiednich warunkach, jak migoczące na nocnym niebie gwiazdy, które powodowały u osób, które jej nie znały onieśmielenie. Jednak jej twarz szpeciła lub dodawała uroku (kwestia punktu widzenia oraz gustu) rana spowodowana poparzeniem, która znajdowała się po lewej stronie jej twarzy i ciągnęła się od końca ucha, tak samo na obu dłoniach od nadgarstków po łokcie był to efekt nieodpowiedzialnych eksperymentów, jakie przeprowadzała w młodości. Nikt tak naprawdę nie wiedział, jak wiele blizn i śladów poparzeń nosi, ponieważ zawsze starannie je zakrywała. Nikt poza Kikimorą, Imperatorem Belosem, oraz jej tajnym uczeniem, ale o nim można w zasadzie mówić w czasie przeszłym. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja, którą znają i tak nieliczni.

Kolejną ciekawą kwestią był jej wiek i, mimo że była już sporo po 50-tce to wyglądała, jakby ciągle miała 30 lub jak twierdzą niektórzy 20 lat, ponieważ na jej twarzy nie było ani jednej zmarszczki, a kilka pieprzyków podkreślała jej tajemniczą osobowość oraz dodawały uroku. Wiedząc, że wygląd to jej najpotężniejsza wówczas broń, której używała, aż do momentu dołączenia do cesarskiego sabatu, ale o tym później. Brak zmarszczek według teorii spiskowych był efektem wynikającym z zażywania jakichś mikstur lub czarów, chociaż to tylko podejrzenia w których mogło kryć się ziarnko prawdy. W końcu nikt na całych Wrzących Wyspach nie wiedział o miksturach więcej od niej, a ona sama bardzo niechętnie dzieliła wiedzą na ten temat, ale są też teorie, że sprzedała duszę, za wieczną młodość co jest oczywiście kłamstwem, ponieważ udało mi się dotrzeć do pewnych istotnych informacji, chociaż jest w nich sporo luk co nie, zmienia faktu, że są ciekawe, Przyszła na świat jako członkini rodu, który cechował się właśnie długowiecznością oraz urodą niezwykłą nawet wśród innych elfów ze Wrzących Wysp. Jednak ze wzgląd na to, że była efektem zakazanej miłości głowy rodu i pokojówki, przez co została ona pozbawiona prawa do tytułów i nazwiska co skończyło się dla niej i jej matki wygnaniem. Jej matka nie przeżyła zdrady ukochanego, przez co Iris dorastała sama, przyjmując nazwisko, jakim posługuje się do dziś. Fallmoon. (notatka autora: Pomimo moich usilnych prób ustalenia kto zajął się nią po śmierci jej matki, nie udało mi się niczego ustalić, więc muszę uznać jej wersję, że wychowała się sama bez pomocy innych)

Następną wartą wspomnienia informacją była szczera nienawiść, jaką żywiło do niej jej przyrodnie rodzeństwo, ze wzajemnością skutkowało to kilkoma próbami zamachu na jej życie. Na szczęście dla niej nieudanymi, ale aby się zemścić Iris potrzebowała kogoś potężnego kogoś, kto zapewni jej ochronę. Co udało się jej jakiś czas później, kiedy młoda Iris dołączyła jako jedna z pierwszych osób, jakie do imperatora Belosa, pomagając mu w zaprowadzaniu porządku na Wrzących Wyspach. Uśmiech losu sprawił, że okazja na zemstę nadarzyła się dość szybko. Ponieważ według plotek Iris była odpowiedzialna za pacyfikacje rodziny, która ją odrzuciła, a dlaczego spytacie? Uważali oni imperatora za zwykłego uzurpatora, a jako ród władający dziką magią stanowili zagrożenie, dla porządku no i oczywiście dla samego Belosa. Szczęśliwy obrót spraw zwłaszcza dla Iris, która łaknęła zemsty. Co się z nimi stało zapytacie? Nie wiadomo, ale wiecie, jak to jest z przeszkodami, albo się je omija, albo usuwa. W każdym razie Iris dopilnowała, aby ten ród zniknął ostatecznie z kart historii. Przyłożyła się do tego na tyle dobrze, że nie znamy dzisiaj nawet nazwiska tego rodu oraz ich losu. I nie pytajcie, co z nimi zrobiła, bo nikt tego nie wie prócz niej. A za zasługi w walce z wrogami imperatora dostała pozwolenie na praktykowanie każdego rodzaju magii na chwałę imperatora oraz sabatu oczywiście.

Inną wartą odnotowania rzeczą była jej laska, a zwłaszcza talizman przypominał węża z rogami, który oplatał głowice jej laskę, w której znajdował się całkiem spory rubin. Osoby lubujące się w książkach o Azurze skojarzyłyby węża z jej laski z jednym z potworów, z którymi walczyła Azura. O samej lasce nie można zbyt wiele powiedzieć, ponieważ nie było wiadomo do końca z czego, została zrobiona, i to pomimo że przypominała zwykły kij z jakiegoś ciemnobrązowego drewna to, był to efekt długich badań oraz prób stworzenia doskonałej pod każdym względem laski, albowiem Iris zawsze dążyła do perfekcji więc jej laska również, musiała taka być. Pytanie, jakie się nasuwa to, dlaczego talizman przypomina węża z rogami? Złośliwi twierdzą, że wybrała go, bo oddaje jej oślizgły i zdradziecki charakter, a jeszcze inni uważają, że ma to związek z jej fascynacją miksturami, oraz obsesją na punkcie demonów. Jaka jest prawda? Pewnie jak zwykle leży gdzieś pośrodku.

Ostatnią rzeczą, o której muszę wspomnieć, a jest to tylko ciekawostką, której nikt poza zainteresowanymi nie może oficjalnie potwierdzić. Chodzi o romans potencjalny Iris Fallmoon i Imperatora Belosa, o którym szeptano po cichu (chociaż biorąc pod uwagę jej wygląd i fakt, że ceniła siłę oraz inteligencję to plotki mogły być prawdziwe. Zwłaszcza, że po wstąpieniu do cesarskiego sabatu miała wielu adoratorów których odprawiała z kwitkiem. Zwłaszcza, że ona też posiadała wiele cech jakie podziwiał imperator). Nikt nie wie, czy było to zwykłe zauroczenie, czy chodziło o coś więcej? Bo wiecie, dwójka najpotężniejszych osób na Wrzących Wyspach? Nie jestem fanem teorii spiskowych, ale gdyby z tego związku coś wyszło to ich, mogłyby przerosnąć swoich rodziców i zaprowadzić ostatecznie porządek na Wrzących Wyspach lub ostatecznie je zniszczyły. Ostatecznie do niczego takiego nie doszło, bo po incydencie z jej tajnym uczniem (o którym nic nie wiadomo) została pozbawiona stanowiska i wygnana, a jej miejsce jako nowa twarz cesarskiego sabatu zajęła Lilith Clawthrone siostra niesławnej Edy Clawthrone. Swoją drogą nie wiem co, sobie myślał imperator, kiedy skazywał ją na wygnanie, wiedząc jak, skończyła jej rodzina, która zrobiła dokładnie to samo co on. Cóż jednak to nie mój problem.

Podsumowując to, opisałbym ją jako potężną, piękną, zdeterminowaną oraz inteligentną kobietę (kolejność dowolna). Ale jak każdy, nie była też wolna od wad. Największymi słabościami był brak zrozumienia dla słabości innych. Każdego mierzyła własną miarą, od każdego wymagała tyle, co od siebie. Dlatego niewiele osób było w stanie nawiązać z nią więź, a osobą gorszym okazywała niechęć, albo wręcz pogardę. Była również osobą, która nigdy nie zapomina wyrządzonej jej krzywd oraz długo chowa urazę. Doznane rany te fizyczne i psychiczne sprawiły, że unikała kontaktu z innymi członkami cesarskiego sabatu konsekwentnie, odrzucając oferty kierowania którymkolwiek z sabatów. Poza Belosem i Kikimorą z nikim nie utrzymywała kontaktów (chyba że musiała)

Ty który/która to czytasz, możesz znać inną wersję jej historii, ale na obecną chwilę tylko tyle udało mi się ustalić. Sami osądźcie, ile z tej historii jest prawdą i jak bardzo się pomyliłem."

Podpis autora zamazany

-Chodź, zaprowadzę cię- Powiedziała Kikimora, nie okazując przy tym żadnych emocji.
 Jednak im dłużej patrzyła na Iris, tym bardziej sobie przypominała stare czasy, które w żadnym razie nie można było uznać za dobre. Nie dla niej.
- Znam drogę, ale jeśli chcesz mi dotrzymać towarzystwa, to bardzo proszę.- Iris zignorowała próbę zaczepki, wiedząc, że Kiki z nią pogrywa. Wbrew pozorom ona też nic się nie zmieniła.
Kikimora odesłała pozostałych członków sabatu i razem z Iris ruszyły do komnaty Belosa. Kikimorę irytowała nie tylko sama jej obecność, ale też ta wyniosłość, z jaką odnosi się do innych. Mowa i każdy jej gest stara się podkreślić, że to na jest najważniejsza, nawet jeśli prawda jest inna. Wyglądała i zachowywała się tak jakby była od niej lepsza, a to jednak Kikimora jest obecnie doradczynią Belosa, a zachowywała się, jakby było na odwrót. Te czasy już nie wrócą. Nie dla Iris, która już raz zdradziła imperatora dla głupiego człowieka. Dlatego z całych sił starała się ukryć pogardę, jaką do niej żywiła do czasu, aż powinie się jej noga, aby móc ją usunąć tym razem na zawsze.

- Gdzie się podziewałaś, przez ten czas?- Spytała nie dlatego, że osobiście ją to interesowało, ale dlatego, że mogła na wygnaniu uknuć spisek. I liczyła, że może coś się jej przez przypadek wymsknie.
- Podróżowałam tu i tam nic szczególnie ekscytującego mnie nie spotkało.- Odparła, znając prawdziwy cel tego pytania. Gdyby miała odpowiadać szczerze to na pewno nie jej.
- Hmm. A dlaczego wróciłaś?- Kikimora zdawała się bardzo zainteresowana jedak nie tym, gdzie podziewała się jej rywalka, ale dlaczego nagle wróciła? Wolna, a nie w łańcuchach tak jak na to zasługiwała.

- Belos po mnie posłał, a sama dobrze wiesz, że jemu nie odmawia się bezkarnie. Zresztą sama wiesz, że zawsze miał do mnie słabość.- Odrzekła z przekąsem. Widziała, że podkreślanie własnej wyjątkowości działało Kiki na nerwy co, wprawiało Iris w dobry nastrój.

Dalszą część drogi obie pokonały w milczeniu, aby po kilku chwilach stanąć przed otwartymi drzwiami komnaty ze sercem, którą imperator Belos uczynił swoją salą tronową.

- Imperatorze.- Iris weszła jako pierwsza i ukłoniła się nisko.

Kikimora która była tuż za nią stanęła koło niej i również się ukłoniła.

Imperator ruchem dłoni zamknął drzwi.

- Wezwałem cię tutaj, ponieważ potrzebuję twoich umiejętności.- Imperator Belos zmierzył Iris wzrokiem.- Na twoje szczęście nie znalazł się nikt kto, potrafiłby przyrządzać mikstury tak jak ty, a twoja wiedza na temat potworów i demonów również przemawia za tym, aby dać ci drugą szansę.

- Nie zawiodę cię.- Odparła posłusznie, chociaż przekonała się na własnej skórze jak szybko można wypaść z jego łask.

- Uważaj. Jeśli jeszcze raz mi się sprzeciwisz, nie będzie kolejnej szansy i nie skończy się na kolejnym wygnaniu.- Powiedział stanowczym tonem, a jego przekaz był jasny i czytelny.

- Nigdy nie popełniam dwa razy tych samych błędów.- Odrzekła spokojnie.

- Dobrze. A teraz idź. Twoje dawne laboratorium i pokój już na ciebie czekają. Znasz drogę. Wezwę cię, kiedy będziesz mi potrzebna.- Imperator skinął ręką na znak, że może odejść.

Iris ukłoniła się ponownie i wyszła.

- Miej ją na oku Kiki. Mam wobec jej talentu spore plany i nie chcę, aby powtórzyło się to co, miało tu miejsce 10 lat temu.- W głosie imperatora słychać było lekki niepokój, bo wiedział, że kto raz zdradził może to, zrobić ponownie.

- Będzie jak, każesz.

- A teraz zostaw mnie samego. I co najważniejsze nie zawiedź mnie.- Rzucił na koniec, dając jej znak ręką, że ma wyjść.

Kikimora podobnie jak Iris ukłoniła się i wyszła jednak po raz pierwszy od dawna, poczuła niepokój. Porażka Iris mogła pociągnąć ją za sobą na dno, więc musi zrobić wszystko, aby Iris zrobiła swoje i nic więcej.

Po opuszczeniu Sali tronowej Kikimora spostrzegła, że Iris na nią czeka.

- Belos nie kazał ci przypadkiem iść do siebie?- Zapytała nieco oskarżycielskim tonem.

- Owszem.- Przytaknęła.- Ale nie słyszałam, aby kazał mi tam iść natychmiast.- Uśmiechnęła się, opierając się o ścianę.- Więc masz mnie nadzorować, co?

- Interpretujesz słowa imperatora jak ci wygodnie i podsłuchujesz zresztą jak zawsze. To do ciebie podobne. Nic się nie zmieniłaś.- Odparła Kikimora. To właśnie taką Iris zapamiętała. Arogancką i wykorzystującą swój talent, aby zyskać przywileje takie jak brak ograniczeń, w stosowaniu każdego rodzaju magii co czyniło ją dodatkowo groźnym przeciwnikiem, ale raz już przegrała więc nie, jest tak doskonała, za jaką się uważa. Ta myśl podtrzymywała Kikimorę na duchu.

- Dlaczego miałabym to robić?- Zdziwiła się.- Nie jestem głupia.- Iris zdawała się dotknięta przez oskarżenie Kiki. Słuszne poniekąd.- Dobrze wiem co, powiedział imperator, i nawet nie musiałem tam być, aby to wiedzieć. Kazał ci mnie obserwować tak? Nie dziwię się, na jego miejscu też bym tak zrobiła.

- W takim razie rób co do ciebie, należy tak jak dawniej, a obie będziemy zadowolone, albo i nie rób twoja wola. Wiesz jednak co się wtedy stanie prawda?- Kikimora lekko się uśmiechnęła.- Będę cię mieć na oku.

- Zobaczymy.- Iris wyprostowała się i odwróciła w kierunku, w którym znajdował się korytarz do jej pokoju.- Brakowało mi przez te lata tych naszych utarczek słownych.- Iris uśmiechnęła się złośliwie.- Jeśli będziesz chciała poplotkować to, wiesz gdzie mnie znaleźć.- Machnęła jej ręką i poszła w kierunku swojego laboratorium, uśmiechając się do siebie.

Kikimora westchnęła tylko i wróciła do swoich obowiązków.

Kiedy lekcje się skończyły Luz w towarzystwie swoich przyjaciół oraz Iana szli do sowiej chaty, aby dowiedzieć się więcej na temat tego, co zaszło między Luz a Ianem.

Niespodziewanie usłyszeli wołanie.

- Zaczekajcie!

- To Edric.- Zauważyła Amity.- Co on tu robi i gdzie jest Emira?

Amity była zdziwiona, bo Edric i Emira byli nierozłączni, a jej brak był wyjątkowo dziwny.

- Co się stało?- Zapytała Luz.

Edric dogonił ich i od razu spojrzał w kierunku Iana.

- To przez ciebie!- Krzyknął, wskazując palcem na Iana.

- O co chodzi?!- Amita starała się wymusić na barcie jakieś wyjaśnienia.

- Emira wróciła do domu. Sama.- Odparł.- Wyciągnąłem od niej tylko, że z tobą rozmawiała i właśnie po rozmowie z tobą przestała się uśmiechać czy nawet odzywać na wszystko reaguje tylko pomrukiwaniem. Dobrze, że rodziców nie ma, bo mielibyśmy kłopoty- Edric wyrzucił z siebie swój problem, który wbrew pozorom był poważny.

Edric był zły i rozgoryczony. Jako bliźniaki on i Emiria od zawsze trzymali się razem, a to, co dręczyło Emiry, musiało wpłynąć też na niego.

- Nie wspominałeś, że rozmawiałeś z Emirią.- Odezwała się Luz, patrząc na Iana, który stanął obok niej.

Sam Ian nie wydawał się w żadnym stopniu poruszony oskarżeniami Edrica.

- Nie mówiłaś, że mam ci opowiadać z kim i o czym rozmawiam.- W głosie Iana słychać było lekki zarzut w kierunku Luz.

- Nie, nie mówiłam, ale Edric twierdzi, że to ma związek z waszą rozmową, więc jeśli możesz to, chciałabym wiedzieć, co takiego jej powiedziałeś, że tak zareagowała?- Luz zdawała się bardziej stanowcza niż zazwyczaj.

Ian słyszał, że Luz reaguje na wszystko nieco nie adekwatnie, ale tym razem jej reakcja była o dziwo bliżej normy. Widocznie sprawianie przykrości jej przyjaciołom jest czymś, co, wymusza na niej stanowczość i powagę.

- Skoro tak stawiasz sprawę.- Ian westchnął i spojrzał na Edrica.- Można powiedzieć, że zniszczyłem jej marzenia i je uratowałem.- Odparł spokojnie. Może zbyt spokojnie co może być źle odebrane przez resztę, ale Ian wtedy się nad tym nie zastanawiał.

- I mówisz o tym, jakby nic się nie stało?- Powiedziała z wyrzutem Luz.

- Daj mi skończyć.-Spojrzał na Amity i Edrica.- Pewnie wy też marzycie, aby dołączyć do cesarskiego sabatu co?- Ian pokręcił głową i zrobił kilka kroków do przodu.- Powiedziałem jej, że to błąd. Dopóki Imperator Belos przewodzi sabatowi dołączenie do niego równa się poświęceniu tego, kim się jest.- Ian zniknął i pojawił się przed Luz.- Eda powiedziała ci kto, rzuciła na nią klątwę i dlaczego prawda?

Luz nie odpowiedziała tylko, pokiwała twierdząco głową.

- Tak szczerze.- Ian zmierzył wzrokiem wszystkich zebranych- Kto z was chce dołączyć do cesarskiego sabatu, niech podniesie teraz rękę.

Rękę podnieśli wszyscy poza Luz.

- Tak właśnie działa cesarski sabat. Organizują pokazy, rozpuszczają plotki o plusach, jakie niesie przynależność do niego, ale o minusach się nie mówi.- Wyraz twarzy Iana był pełen dezaprobaty.- To, co mówią cesarskim sabacie na targach, jest dobre dla naiwniaków, wystarczyło, że pokazali wam parę sztuczek i dali kilka obietnic o prestiżu i potędze, jaki możecie zdobyć, dołączając do nich, a bylibyście gotowi ze sobą walczyć, byleby tylko załapać się na wolne miejsce. To jednak nie jest najgorsze.- Ian zdawał się traktować to bardzo osobiście.- Po dołączeniu do nich zaczną was indoktrynować, sprawiać, że zaczniecie się zmieniać, a wy nawet nie zauważycie momentu, w którym staliście się kimś innym.

- To powiedziałeś Emiri?- Luz spojrzała na swoich przyjaciół, którzy też zdawali się zmieszani jego słowami.

Ian mówił to w taki sposób, jakby wierzył, że to była prawda. Może i była, ale sposób, w jaki o tym mówił, świadczył o niechęci do tych, którzy decydują się na dołączenie do cesarskiego sabatu. Widocznie uznał, że to on ma obowiązek uświadomić wszystkich, że droga, którą pragną iść, sprowadzi ich tylko na manowce.

- Tak. Najdelikatniej jak potrafiłem.- Przytaknął, chociaż, wiedział, że kwestia jego wersji delikatności była co najmniej dyskusyjna- Musicie wiedzieć, że Imperator Belos już zabrał dostęp do swobodnego korzystania z magii, a teraz wyciąga ręce po nas samych. Chce kontroli. Co to za życie gdzie nie można mieć możliwości samemu wybierać? Zresztą pytałem Emiri, czy wszystko gra powiedziała, że tak więc nie rozumiem zarzutów.- Odparł, starając się przy okazji wybić z głowy szkodliwe marzenia, ale zauważył, że chyba nie wszyscy podzielali jego punkt widzenia, a samo jego tłumaczenie było, mówiąc delikatnie mało przekonujące.

- Gdybyś ją teraz zobaczył to, wiedziałbyś, że nic nie gra!- Odparł Edric, który był wyraźnie zły na to, że przez Iana jego siostra tak mocno przeżyła to, co jej powiedział. I gdyby nie fakt, że Ian jest duchem prawdopodobnie, mogłoby się to źle skończyć dla jednego z nich lub nawet obu.

- Rozumiem.- Przerwała mu Luz.- Jeśli jednak powiedziałeś to w taki sposób jak teraz, to nie dziwię się, że się załamała. Po prostu bezceremonialnie zniszczyłeś jej marzenia.

Luz wydawała się wściekła nawet bardzo i było to dość niespotykane zwłaszcza u niej. Tej, która zawsze śmiała się z byle głupoty teraz, była bardzo zła co, było widać, ale nie było w tym krzty logiki.

Amity, Willow i Gus również nigdy jej takiej nie widzieli, ale nie śmieli się odezwać.

- Jej? Czy jej rodziców, bo to spora różnica.- Ian zdawał się nie przejmować zarzutami Luz.- Lepsza jest gorzka prawda niż słodkie kłamstwo. Jeśli ci to przeszkadza to już twój problem ja tylko, powiedziałem jej prawdę.

- Zawsze taki jesteś?- Zapytała Luz, próbując dźgnąć go palcem w ramię wiedząc o tym, że nie może, ale jednak chciała w ten sposób podkreślić swoja złość- Nie musiałeś być tak brutalnie szczery.

- Prawda bywa brutalna.- Odparł obojętnie.- I wybij sobie z głowy, że ją przeproszę. Ona i reszta twoich przyjaciół poukłada to sobie w głowie i za jakiś czas im przejdzie. A co do ciebie powinnaś dorosnąć, a twoje obecne zachowanie jest bezcelowe i szkodliwe. Masz głowę wypełnioną bzdurami o kimś takim jak Azura. W prawdziwym świecie nic nie jest takie proste jak w książce, im szybciej się z tym pogodzisz tym lepiej.

Te słowa przelały czarę goryczy, bo Luz aż zaczęła dygotać z gniewu, a jej przyjaciele bali się odezwać. Uznając, że bezpieczniej, jeśli oboje wyjaśnią to między sobą.

Sam Ian uważał, że jeśli Luz dalej będzie taka beztroska to oboje, wpadną w kłopoty, z których nie będą mogli się już wydostać. Jednak widział, że osiągnął wynik inny od zamierzonego, bo zamiast zastanowić się nad jego bądź co bądź niedelikatną opinią to Luz dała się ponieść emocjom.

- Żałuję, że się zgodziłam ci pomóc!- Warknęła mocno, zaciskając pięści.- Żałuję, że Eda cię uwolniła! Żałuję, że tu jesteś!- Krzyknęła, a w jej głosie słychać było sporo złości i żalu.

Luz ostatni raz czuła się tak, kiedy cesarz złapał Sowią Damę oraz kiedy dowiedziała się, że to Lilith rzuciła na nią klątwę. Wiedziała, że trochę przesadziła, ale nie mogła przecież pozwolić, aby Ian bezkarnie niszczył marzenia innych w tym jej.

- Jesteś taka jak wszyscy inni ludzie.- Ian tym razem wyglądał na poruszonego.- Odrzucacie tych, którzy mówią prawdę. Proszę złość się, jeśli chcesz, ale pamiętaj, obowiązuje nas pakt, a ja mam czas. Poczekam.- Ian zmienił się ponownie w małą błyszczącą kulkę.- Jeśli zmądrzejesz, będę niedaleko.- Po tych słowach Ian odleciał tak daleko jak mógł, a jego blask jako świecącej kulki nieco przygasł.

- Przepraszam za niego.- Zaczęła Luz, starając się załagodzić nieco sytuacje- Gdybym wiedziała, jaki jest, nie pozwoliłabym mu zostawać sam na sam z kimkolwiek.

- Nie musisz przepraszać.- Amity położyła dłoń na jej ramieniu.- To, co powiedział to prawda. Brutalna, ale prawda.

- O czym ty gadasz Mitka?- Zdziwił się Edric.

- Rodzice zawsze od nas wiele wymagali, a my się na to godziliśmy. Odrzuciłam swoją przyjaciółkę, bo tego chcieli.- Amity spojrzała na Willow.- Chciałam należeć do cesarskiego sabatu najbardziej na świecie, ale kiedy pojawiła się Luz, zrozumiałam, jak wiele już poświęciłam i jak wiele mogłabym jeszcze poświęcić, aby osiągnąć swój cel. Teraz już nie jestem taka pewna.- Amity spojrzała na swojego brata.- Ian nie był delikatny tak jak Luz. Podejrzewam, że chciał to wszystko zmienić od razu, nie licząc się z konsekwencjami swoich słów. Nie pochwalam jego sposobu, jednak rozumiem, dlaczego tak zrobił.-Wyjaśniła.- To nas łączy. On podobnie jak ja kiedyś uważa, że wie, co jest najlepsze dla innych i stara się im to wytykać, nie zważając na ich uczucia.

Pozostali patrzyli po sobie, jakby czekali kto, pierwszy się odezwie. Na szczęście ciszę przerwała ponownie Amity.

- Myślę, że on sam podczas pobytu w cesarskim sabacie się zmienił, dlatego mówi o tym w taki sposób.- Amity westchnęła i spojrzała na Luz.- Sama dobrze wiem jak ciężko zmienić się bez pomocy innych. Jeśli teraz się od niego odwrócisz, to już nigdy nikomu nie zaufa.- Amity sama nie wierzyła, że robi dla Luz to samo co ona dla niej. Stara się dostrzec dobre cechy u kogoś, kto, jest podobny do niej. Zdziwił ją jeszcze fakt, że Luz zareagowała tak żywiołowo, co było do niej niepodobne.

- Masz rację.- Luz zdawała się lekko zdezorientowana.- Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Po prostu zdenerwował mnie, bo przypomniał mi, dlaczego tu trafiłam. Mnie też chciano odebrać marzenia i chyba wyładowałam na nim całą swoją złość, jaka we mnie była.- Luz czuła się naprawdę głupio z powodu tego, jak się zachowała.

- Ja też parę razy chciałam wykrzyczeć innym co o nich myślę.- Wtrąciła Willow.- Bardzo głośno i tak, aby mnie popamiętali, ale Amity ma rację, jeśli nie ma się nikogo to ciężko przejmować się uczuciami innych.

- Powinnam go przeprosić?

- Bardziej porozmawiać niż przeprosić. Musicie sobie wszystko wyjaśnić i może wtedy zmieni nieco podejście.- Amity zwróciła się do swojego brata.- Chodź, pogadamy z Emiri i może jakoś pomożemy się jej pozbierać. Zobaczymy się później- Amity skinęła głową do Luz i wraz ze swoim bratem udali się do swojego domu.

Sam Ian zdawał się nieobecny, jakby odciął się od świata. Luz nie wiedziała, czy słyszał co mówili, ale wiedziała, że Amita miała rację. Dała się ponieść emocjom.

- My też pójdziemy.- Odezwała się Willow.- Tę sprawę musicie załatwić sami.

Willow zabrała ze sobą zaskoczonego Gusa, zostawiając Iana i Luz samych.

Luz jednak nie wiedziała co powiedzieć, więc w milczeniu wrócili oboje do domu. W drzwiach przywitał ich Król, który trzymał w łapce kartkę papieru. Był to prawdopodobnie rysunek przedstawiający bolesny koniec któregoś z jego wrogów.

- Jak było w szkole?- Zapytał.

- Dobrze.- Odparła krótko i weszła do środka bez wdawania się w dyskusję.

- Co jej się stało?- Król zwrócił się do Iana, który powrócił do swojej pierwotnej postaci.

- Cóż...mieliśmy małą różnicę zdań- powiedział wymijająco.

- Czyli się kłóciliście?- Odgadł Król, który doskonale wiedział, czym są te różnice zdań.

W końcu sam też nieraz się kłócił czy to z Luz, czy Edą.

- Owszem, ale to chyba było coś więcej niż zwykła kłótnia- Przytaknął i westchnął, jakby myślami był gdzie indziej.- Jest Eda?

- Tak, jest w środku.

- Więc czeka mnie kazanie.- Westchnął Ian i powoli wszedł do środka.

- Muszę to zobaczyć.- Król radośnie zaczął zacierać łapki.

- Przynajmniej ty się będziesz dobrze bawił- odparł obojętnie.

Kiedy Król wraz z Ianem weszli do środka, Luz już rozmawiała z Edą, a sam Ian stał oparty o ścianę zaraz przy drzwiach, a przynajmniej tak się wydawało, bo w końcu był duchem.

- Więc naprawdę powiedziałeś to wszystko?- Zapytała Eda.

- Tak.-Pokiwał twierdząco głową.

- Zgadzam się z tym co powiedziałeś, ale nie uważasz, że byłeś zbyt...- Eda szukała dobrego słowa.

- Brutalny?- Dokończył.- Może, ale żeby inni zrozumieli, trzeba nimi czasem potrząsnąć i to mocno. Jeśli nie będziemy, mówić wprost to gdzie nas to doprowadzi?- Ian nie rozumiał, dlaczego Luz tak bardzo przejmuje się uczuciami innych. Uważał to za przejaw słabości, który można łatwo wykorzystać, a póki byli połączeni nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek mu przeszkodził w powrocie. Zwłaszcza słabość Luz.

- A, bezceremonialne deptanie marzeń? Sposób, w jaki o tym mówiłeś, świadczył, że ci, którzy marzyli o cesarskim sabacie to idioci, którzy są ślepi na prawdę.- Słowa Luz brzmiały jak oskarżenie, ale widać było, że nie pogodziła się do końca z faktem, jak Ian podchodzi do niektórych spraw.

- Lepsze zniszczone marzenia niż zniszczone życie- odparł krótko.- Ja chcę, tylko aby inni otworzyli oczy inaczej, nic się nie zmieni.

Ian zdawał sobie sprawę, że Luz ma źle poukładaną listę priorytetów, ale fakt, że nie rozumie, iż on co prawda rani innych, ale oszczędza im większego bólu później. Jej tok myślenia stawiał pod znakiem zapytania powodzenie umowy, jaką z nią zawarł.

- W ten sposób nigdy nie zdobędziesz przyjaciół.- Powiedziała z wyrzutem Luz, łapiąc oddech, nieco się uspokoiwszy.

Ian spojrzał na nią, prostując się i nagle zniknął i pojawił się 3 kroki od niej.- Skąd pomysł, że ich potrzebuje?

- A Hooty? Rozmawialiście całą noc. On traktuje cię jako przyjaciela i ty też go tak traktowałeś, więc jak możesz mówić, że nie potrzebujesz przyjaciół?

- Hooty chciał tylko abyście to wy, zwrócili na niego uwagę i okazali mu zainteresowanie.- Odparł Ian, chociaż Luz miała trochę racji, ale nie chciał jej tego otwarcie przyznać.- Zresztą jedna rozmowa nie czyni z nikogo przyjaciela.

- Azura potrafiła zaprzyjaźnić się z każdym nawet ze swoją rywalką, a ty odrzucasz przyjaźń, którą inni ci oferują z własnej woli.- Spojrzała na niego z wyrzutem.

- Już raz powiedziałem co, myślę o książkach o Azurze, ale powtórzę raz jeszcze, bo mogłaś nie zrozumieć. W prawdziwym świecie nic nie jest takie proste jak w ksiązkach. Nie ma autora, który wymyśli dla nas szczęśliwe zakończenie. Bo prawda jest taka, że ostatecznie wszystko zaczyna się i kończy na nas samych.

- Niezły tekst.- Odezwał się Król.- Wykorzystam go w mojej następnej książce.- Po tych słowach zaczął zapisywać ostatnie zdanie, jakie wypowiedział Ian. Było mroczne, tak jak lubił. Zastanawiał się, czy nie poprosić go o pomoc przy nowej książce, ale ostatecznie uznał, że to kiepski moment.

- Co jest z tobą nie tak? Dlaczego musisz być tak samolubny?- Luz wyciągnęła zaciśnięte dłonie do góry i szybko je opuściła, tak jakby brakowało jej sił na dalszą dyskusję.- Usprawiedliwiasz to co robisz, chociaż jest to niewłaściwe.

- Mówiłem. Wszystko jest kwestią punktu widzenia.- Odparł- dla ciebie może jest nie właściwe, ale dla mnie już tak. Zaakceptuj fakt, że nie wszyscy podzielają twój punkt widzenia, a im szybciej to zrobisz, tym lepiej.

Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła Amity.

- Mogę wejść?- Zapytała.

- Proszę.- Odpowiedziała spokojnie Luz i znów spojrzała na Iana.- W naszym świecie nie miałam żadnego przyjaciela, uważali mnie za dziwną i ciągle mi wytykali, że ciągle zajmuje się głupotami. To przez to tu trafiłam i tu w końcu znalazłam przyjaciół, którzy mnie rozumieją i akceptują. Dlaczego ty nie możesz zrobić tego samego?

- To może ja wpadnę później...-Amita już miała się wycofać w kierunku drzwi, kiedy usłyszała od Luz stanowcze.

- Zostań!- Rozkazała.
Amity zareagowała jak na komendę. Myślała, że już jej przeszło, ale widocznie nie, i to wszystko z powodu jej siostry. Świadczyło to o tym, że Luz przejęła się tą sytuacją bardziej niż ona jej rodzona siostra, a przez myśl przeszło jej, gdyby Ian odstawił taki numer jej albo Willow czy Gusowi wtedy pewnie rzucałaby w niego wszystkim, co miałaby pod ręką.

Co byłoby nawet zabawne, ale sprawa jest faktycznie poważna. Rozmyślanie przerwał jej jednak Ian, który nie zamierzał ustąpić.

- Dlaczego mam to robić?- Ian udawał, że się zastanawia.- Aby być taki jak ty?

- Nie- Odpowiedziała- Kiedy wpadniesz w kłopoty kto wtedy ci pomoże, jeśli wszyscy będą się ciebie bać lub nie będą cię lubić?

-To proste. Nikt. Tak jak zawsze.- Warknął, marszcząc brwi- Skoro jesteś taka ciekawa, to coś ci opowiem i może wtedy zrozumiesz albo chociaż dasz mi spokój.

Ian spojrzał na wszystkich w pokoju.

-Kiedyś też miałem przyjaciół przynajmniej, tak mi się wtedy zdawało, ale kiedy przestałem im być potrzebny, odwrócili się ode mnie- Ian wziął głęboki wdech, jakby miał zamiar eksplodować- Moje życie w naszym świecie to jeden wielki żart i to niezbyt śmieszny. Ty przynajmniej miałaś dom, a ja wychowałem się na ulicy. Sam. Zawsze przyciągałem do siebie kłopoty, wiesz bójki niszczenie mienia standard. Chciałem, żeby inni mnie zauważyli, chciałem zostawić po sobie coś, aby inni mnie zapamiętali, ale było dokładnie odwrotnie. Jednak nie to było najgorsze. Było coś, co mnie denerwowało jak nic innego. „Żart" jak oni to nazywali. Do dziś go pamiętam i chwile, kiedy go opowiadali w szkole zawsze w mojej obecności lub tak, abym dobrze go słyszał „Ian jest tak biedny, że nawet go nie stać na rodziców." I ciągłe krzyki „Sierota! Sierota!" Mówię ci ubaw po pachy.- Ian jednak nie wyglądał na zachwyconego, a przy każdym słowie czuć było wylewającą się z niego złość i pogardę.- Któregoś dnia nie wytrzymałem i pobiłem dwójkę, która ciągle to powtarzała. Dwa bufony, które myślały, że pieniądze i pochodzenie czyni ich lepszymi. Cóż trochę się wtedy przeliczyli. Normalnie ciężko mnie wyprowadzić z równowagi, ale ten żart i wyzwiska były tego dnia tym, co przelało czarę goryczy. I... i trochę przesadziłem.- Ian opuścił wzrok.- Obaj stracili kilka zębów, jednemu złamałem nos i rękę, a drugiemu nogę. Gdyby mnie wtedy mnie nie odciągnęli, to mogłem im zrobić większą krzywdę. Po tym zajściu pewnie chcieli by mnie wyrzucić ze szkoły i zamknąć w jakimś poprawczaku, ale nie zdążyli. Bo uciekłem od razu, nie czekając na to co się stanie. Uciekałem tak długo, aż trafiłem tutaj. Więc wybacz, że nie rozumiem przyjaźni tak jak ty, ale ja na niej zawsze źle wychodziłem.- Podszedł do okna i wpatrywał się w jakiś punkt na horyzoncie, ale po chwili zwrócił głowę w jej kierunku.

- Powiem ci jeszcze, dlaczego ciągle muszę być czym zajęty, zwłaszcza wieczorami. Jak pewnie wiesz, jako duch nie muszę spać, i właśnie, wtedy kiedy wszystko wkoło cichnie, słyszę te wyzwiska i żarty w moją stronę. Jako duch doświadczam tego znacznie bardziej intensywnie, niż kiedy miałem ciało i nic nie mogę z tym zrobić. Nic poza zajęciem myśli czymś innym. Dlatego jestem taki i dlatego zdarza mi się czasem dużo mówić, bo pomaga mi to nie myśleć o tym, co złego mnie w życiu spotkało. Jednak niczego nie żałuję- Powiedział i znów spojrzał w okno.

- Ja...nie wiedziałam. Przykro mi.- Wydusiła Luz, która sądziła, że już wcześniej historia Iana była niewesoła to to, co teraz usłyszała, mocno nią wstrząsnęło. Nie wiedziała, że ktoś w tym wieku doświadczył tak wielkiego cierpienia. Teraz Luz była bardziej pewna niż kiedykolwiek wcześniej, że Ian potrzebuje przyjaciela, bardziej niż mu się zdaje, ale nie wiedziała, jak miałaby go nakłonić do zmiany zdania.

- Oczywiście, że nie wiedziałaś, bo jesteś dopiero drugą osobą, której to powiedziałem, chociaż właściwie 2,3,4,5 i 6- Roześmiał się ironicznie, wyliczając obecnych tutaj którzy poznali jego historię.- Pierwszą była moja mistrzyni, ale nie łączy nas przyjaźń nie w rozumieniu tego słowa, lecz coś innego. Odpowiedzialność, jaką ponosi mistrz za ucznia lub przywiązanie, sam nie wiem jak to nazwać. Uczucia są skomplikowane, a ja jestem prostym chłopakiem z ulicy.- Ian pokręcił głową, próbując pozbyć się nawracających wspomnień z dzieciństwa.

Ian spojrzał  ponownie na Luz, a na jego twarzy nie malowały się już żadne emocje.

- Opowiedziałem ci tę historię nie dlatego, abyś mnie żałowała tylko zrozumiała, dlaczego ja postrzegam świat w inny sposób niż ty. Każdy z nas ma własne demony, z którymi musi się zmagać.- Ian westchnął i spojrzał na Luz oraz pozostałych- Mam już dość wracania do przeszłości i ciągłego rozdrapywania starych ran. Muszę pobyć sam i wszystko sobie poukładać.
Luz patrzyła, jak Ian przeszedł przez ścianę i skierował się na klif obok domu, gdzie usiadł na jednym z kamieni tuż nad urwiskiem.

Pozostali siedzieli w milczeniu. Nawet Król, który z reguły miał wiele do powiedzenia nie bardzo wiedział co powiedzieć.

- I co o tym myślisz?- Zapytała Amity, przerywając ciszę.

- Sama nie wiem.- Luz usiadła obok Edy- Nie wiem jak mam do niego dotrzeć. Wiem tylko, że bycie samotnym nie wychodzi mu na zdrowie.

- Ja uważam...-Zaczęła Eda- chłopak miał całe życie pod górkę. To, co go spotkało, zostawiło na nim ślad, dlatego musisz dać mu czas i nie naciskać go za bardzo.- Westchnęła.- Kiedy zmieniłam się w potwora, też długo byłam sama tak jak on, ale później wszystko jakoś się ułożyło. Tylko dlatego, że ja nie byłam sama. Bo miałam was.- Eda podkreśliła ostatnie zdanie. Wiedziała, że Ian ma sporo racji, ale Luz też. Był zagubiony i dlatego ktoś powinien pomóc mu odnaleźć właściwą drogę.

- Nie można nikogo zmusić do przyjaźni Luz. To Ian musi sam tego chcieć, a ty musisz zaakceptować jego decyzję, inaczej będzie cię postrzegał jako rywalkę, którą musi pokonać, a taka rywalizacja zawsze źle się kończy- Powiedziała Eda, która przypomniała sobie, do czego rywalizacja popchnęła jej siostrę. Wiedziała, że Ian mógłby pójść o krok, ale pytanie było czy oboje wyciągnęli z tej rozmowy jakąś lekcję.

- Zobaczę co u niego.- Zaproponowała Amita.

- Dlaczego?- Zdziwił się Król.

- Czy zawsze musi być powód? Chcę to zrobić, tak po prostu.- Amity otwarła drzwi i wyszła.

Luz nie zdążyła jej nic odpowiedzieć, bo myślała nad słowami Iana i Edy. W żadnej z części przygód Azury bohaterka nie zmagała się z podobnym problemem, więc tym razem musiała sama pomyśleć nad rozwiązaniem wiedząc, jak wiele od tego zależy.

- Możemy porozmawiać?- Amity podeszła do miejsca, w którym siedział Ian.

- Kazali ci tu przyjść?

- Nie- Pokręciła głową- To był mój pomysł.

- Dobrze, że przynajmniej uszanowali to, co powiedziałem. Usiądź- Wskazał miejsce obok siebie.- Widok jest stąd całkiem ładny- zauważył, wpatrując się w horyzont.

Amity usiadła koło niego.- Faktycznie.- Przytaknęła.-Jest całkiem niczego sobie.

- Ale chyba nie przyszłaś tu tylko po to, aby ze mną popodziwiać zachód słońca prawda?

- Nie. Luz może nie do końca rozumie twoją sytuację, ale ja tak. Przynajmniej w większej części.

- No nie wiem.- Uśmiechnął się ironicznie.- Zaborczy rodzice ustawiający ci całe życie to jednak trochę coś innego niż wychowanie na ulicy gdzie nikogo nie obchodzisz, ale rozumiem, co chcesz powiedzieć. Chyba. A tak w ogóle to, co z twoją siostrą? Mam nadzieję, że się jej poprawiło?- Zapytał, zmieniając temat. Wracanie myślami do przeszłości było dla niego bolesne.

- Tak masz rację to nie to samo- Przytaknęła.- Chociaż mam rodziców to czuję się tak, jakby ich nie było. Jedyne co od nich otrzymuje to coraz większe oczekiwania, a co do Emiry to już prawie doszła do siebie i na dzień dobry objechała Edrica, że do ciebie przyszedł. To było całkiem zabawne. Zwłaszcza jak Edric omal nie dostał grzebieniem w głowę za mieszanie się w nie swoje sprawy- Zaśmiała się na wspomnienie tej sytuacji.

- Faktycznie możesz mnie zrozumieć, bo wiesz jak, to jest coś mieć i jednocześnie tego nie mieć. Próbujesz spełnić oczekiwania rodziców, szukając ich aprobaty, która ostatecznie nigdy nie nadchodzi.

Amity była zaskoczona, jak Ian szybko ją rozgryzł była to jego największa wada i zaleta.

Niespodziewanie Ian nagle się roześmiał, a Amity spojrzała na niego zdziwiona.

- Przepraszam, ale wyobraziłem sobie to, jak twoja siostra rzuca grzebieniem do twojego brata. Następnym razem będę musiał uważać na słowa w jej obecności, aby czymś nie oberwać, i to pomimo faktu, że jestem duchem- Ian spojrzał, na nią rozbawiony, po czym znów spojrzał na zachodzące powoli za horyzontem słońce.- Widziałem zachód słońca na Wrzących Wyspach dziesiątki razy, ale nigdy nie widziałem tak wyraźnie. Oh...możesz nie wiedzieć, ale z pałacu imperatora raczej sobie nie pooglądasz zachodów słońca.- Odparł rozbawiony.

- Szczerze? Nie wyglądasz na osobę, która zachwyca się takimi błahostkami.- Amity lekko się speszyła- Przepraszam, nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Po prostu sprawiasz wrażenie osoby która...no nie wiem... mocno stąpa po ziemi?

- Nic się nie stało, ale masz rację, nie wyglądam, ale nauczyłem się cieszyć z rzeczy błahych. Wiesz miękkiego łóżka, dobrego jedzenia, tego typów drobiazgów- Zaśmiał się.- Powiem ci, dlaczego najbardziej je lubię. W sensie zachody i wschody słońca. Są piękne. Wiesz, kiedy żyje się obcym świecie, trzeba znaleźć jakiś fundamentalny punkt porozumienia. Prawda czy dobro z tymi wartościami zawsze są problemy, tylko piękno jest uniwersalne.

Amity parsknęła śmiechem.- Ostatni raz czytałam podobne zdanie w książce o filozofii, ale w życiu nie pomyślałabym, że spotkam człowieka filozofa.- Otarła łezkę, powoli opanowując śmiech.- Ale w tym, co mówisz, jest sporo racji.

- Cieszę się, że cię rozbawiłem- Ian spojrzał na Amity z rozbawieniem- Chociaż tego nie planowałem.

Amity spojrzała na niego badawczym wzrokiem.

- Czy ty chcesz mnie zmiękczyć i poderwać?- Amity zmrużyła podejrzliwie oczy, a jej wyraz twarzy zrobił się nieco bardziej poważny.

Ian w pierwsze kolejności rozejrzał się wkoło czy przypadkiem mówi do kogoś innego, ale okazało się, że nie, i to pytanie było do niego. Wtedy Ian parsknął gromkim śmiechem, a dawno nikt nie uraczył go tak fantastycznym żartem.

- Naprawdę tak pomyślałaś? Skąd takie pytanie?- Zdziwił się, będąc jednocześnie zaskoczony i rozbawiony- Przyznaj się, przeczytałaś jakiś romans, gdzie jedna z postaci zakochuje się w innej na skutek wyjawienia jej swojej mrocznej przeszłości. To jeden z najbardziej oklepanych motywów na podryw. Zresztą bez obrazy, ale bliżej mojego typu dziewczyny byłaby twoja siostra, ale obecnie mam nieco inną listę priorytetów niż zabawa w romanse.

- Ty tak serio? Emiri?- Zdziwiła się na jego słowa, ponieważ powiedział o tym tak po prostu. Zdziwiła się na tyle mocno, że aż na moment zapomniała o oddychaniu.

- Powiedziałem, że jest blisko mojego typu, a nie że mi się podoba. Chociaż zabujanie się, w osobie której wcześniej zniszczyło się marzenia to też całkiem ciekawy motyw na jakieś romansidło, jakby ktoś pytał mnie o zdanie- Ian zdawał się rozbawiony insynuacjami Amity.

- Szkoda. Bylibyście całkiem ładną parą- Amity zrozumiała czemu jej rodzeństwo zawsze starało się jej dogryźć. W dogryzaniu komuś coś było zabawnego, o ile to nie dotyczy ciebie.

- Yhm, nie wątpię- Ian mruknął, uśmiechając się złośliwie- A propos piękna to odnoszę wrażenia, że tobie podoba się ktoś, kogo imię zaczyna się na literę L, a kończy na z.

Słowa Iana sprawiły, że twarz Amity w ciągu kilku sekund zrobiła się cała czerwona. Amity bowiem doskonale wiedziała, kogo Ian miał na myśli.

- Skąd...skąd taki pomysł?- Zdziwiła się lekko zawstydzona, ale pytanie było zasadne. Nikt o tym nie wiedział, a jej zdawało się, że dobrze się maskuje, a Ian rozgryzł ją w kilka minut.

- Luz może tego nie zauważać, bo jest zajęta bujaniem w obłokach i nie widzi tego, co ma tuż przed oczami, ale ja to zauważyłem. Nauczyłem się jak odczytywać zachowania, gesty oraz zwyczaje innych co pomaga mi ich poznać bez konieczności rozmowy- Ian stwierdził oczywisty, przynajmniej dla niego fakt- Zwracasz się do niej w pierwszej kolejności i innym tonem niż do innych, w jej obecności pocą ci się dłonie, masz rozbiegany wzrok i zapominasz, co masz powiedzieć, i tak bym mógł jeszcze chwilę wyliczać. Och!- zachichotał widząc, jak Amity czerwieni się coraz bardziej.- Och, och, och. oooh. Nie musisz się mnie obawiać. Wyrzuć z siebie wszystko, co ci leży na wątrobie na barki twojego nowego najlepszego kumpla Iana, hm?

- Ja...ja...nie wiem.- Amita zdawała się szukać odpowiednich słów.- Bardzo lubię jej towarzystwo. Jest pierwszą osobą, która pomimo tego, jak ją traktowałam, ciągle chciałabym była jej przyjaciółką, ale ogólnie to masz rację. Jednak naprawdę nie wiem co robić.- Amita schowała twarz w dłoniach, starając się ukryć zażenowanie.

- Jeśli to zauroczenie to pewnie przejdzie z czasem, jeśli coś innego to...cóż będziesz wiedzieć. Wtedy nie zastanawiaj się i daj ponieść impulsowi. Wiesz, pierwsza reakcja zawsze jest szczera.

- Powiedz mi, jak ty to robisz? <asz na wszystko gotową odpowiedź?- Amity nieco się uspokoiła, ale widać, że była jeszcze lekko czerwona na twarzy.

- Sam nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Moja mistrzyni sporo ode mnie wymagała i też raczyła mnie podobnymi mądrościami co ja ciebie. Filozofia jest fajna, jeśli potrafi się coś z niej wyciągnąć, ale uczuć za ciebie wyznam.- Odparł rozbawiony.

- Tego się spodziewałam.- Zachichotała Amity- Kiepsko by to wyglądało, gdybym ktoś za mnie musiał wyznać uczucia. Zwłaszcza ty...znaczy, nie że jesteś zły czy coś...rany zaczynam się plątać we własnych słowach. Po prostu chciałabym to zrobić sama.

Ian sprawiał wrażenie rozbawionego próbami wyjaśnień, jakie podejmowała Amity.

-Fakt- Byłoby to uroczo nieporadne z twojej strony, ale jak mówiłem ekspertem, od romansów nie jestem, więc to, co zrobisz w tej sprawie, zależy tylko od ciebie- Westchnął, bo nie miał dla niej innej rady.

- Odrzucenie przez nią to jest jedyna rzecz, jakiej się boje.- Powiedziała cicho i złapała się za czoło.- Dlaczego ja ci to mówię?- była mocno zdziwiona swoją szczerością.

- Najważniejszy jest pierwszy krok, a później już samo idzie, albo dlatego, że jestem świetnym słuchaczem lub dlatego, że daje dobre rady, cóż możesz sobie wybrać powód.- Uśmiechnął się życzliwie, ale szybko odzyskał powagę- W każdym razie oboje musimy porozmawiać z Luz.

- Dlaczego oboje?

- Ty akurat wiesz dlaczego, a ja chyba muszę ją przeprosić.- Westchnął. Ian nie miał w zwyczaju przyznawać się do winny, ale tym razem stawka była zbyt wysoka, aby przez dumę zaprzepaścić szansę na odzyskanie ciała i nowy początek.

- To prawda, ale ja akurat tego dzisiaj nie zrobię. Jednak pomyślę nad tym, ale nie rozumiem, dlaczego ty chcesz ją przeprosić, skoro miałeś rację.

- Miałem, ale faktycznie nie byłem delikatny. W mojej obecnej sytuacji muszę polegać na innych, a jeśli Luz będzie traktować mnie jako wroga, to będzie ciężka współpraca- Ian doznał nagle olśnienia- Właśnie zdałem sobie sprawę, że ja o swoich uczuciach i o tym, co myślę i mówię, wprost bez zastanawiania się nad konsekwencjami, a ty wprost przeciwnie.

Słowa Iana sprawiły, że Amity musiała poważnie pomyśleć nad swoimi uczuciami. Miał rację. Ciągle miała w głowie czarne scenariusze, w których Luz ją odrzuca, że nigdy nie zdobędzie się na szczerość wobec niej. Wierzyła też Ianowi, że nie wyjawi jej sekretu, ale bała się, że pojawią się inni, którzy dostrzegą to, co on i wykorzystają to przeciw niej. Osoby takie jak Boscha, która podobnie jak Ian jest bardzo przenikliwa i inteligentna, a od ostatniego meczu Grudgby przysięgła, że się na niej odegra za jej zdradę.

Rozmyślanie nad tym jednak przerwał jej Ian.

- Luz miała też trochę racji, wiesz odnośnie marzeń. Marzenia są istotne, nawet jeśli są głupie. Bo życie nie zawsze przypomina bajkę, ale zawsze trzeba w coś wierzyć.- Ian lekko się uśmiechnął tak, jakby przypomniało się mu coś miłego- Bo co innego nam pozostaje?

- Całkiem nieźle powiedziane.- Amity wstała i skrzyżowała dłonie.- Dziękuje. Po rozmowie z tobą czuję się trochę lepiej. Pewnie dlatego, że podpuściłeś mnie, abym się wygadała. Nikt nie zna moich uczuć nawet ja sama nie wiem co czuję i pewnie dlatego jest mi lżej, bo mogłam się z kimś podzielić swoimi wątpliwościami.

Ian również wstał.- Od tego są filozofowie tacy jak ja. Doradzają. Dają niejasne rady, z których każdy wyciąga to, co chce. Nawet jeśli nie to miał na myśli- Ian roześmiał się i pokręcił rozbawiony głową- Myślę, że ostatecznie jakoś wszystko się ułoży.

- Pewnie tak.- Przytaknęła.- Ja już muszę wracać. Przekaż Luz, że spotkamy się jutro.- Amity skinęła głową na pożegnanie i z uśmiechem udała się do swojego domu.

Ian jeszcze przez chwilę wpatrywał się w horyzont, aż w końcu zebrał się w sobie i wrócił do domu. Czekało go jedno z najtrudniejszych zadań w życiu, jakim było przyznanie się do błędu i przeprosiny.

Luz siedziała na kanapie, a na jej kolanach drzemał Król.

- Amity prosiła, abym ci przekazał, że musiała iść i spotkacie się jutro.- Zaczął, starając się dobrać słowa, do najtrudniejszej części rozmowy- W kwestii naszej wcześniejszej rozmowy...

- Miałeś rację...-Westchnęła ciężko- Powinnam nieco dorosnąć. Dałam się ponieść emocją i...- Luz spojrzała na Iana. Na jej twarzy zamiast codziennego uśmiechu malowała się powaga wymieszana ze smutkiem- może wtedy nie popełniłabym niektórych błędów.

- Daj spokój.- Przerwał jej, wiedząc, w jaką stronę zmierza jej ckliwe wyznanie- Ja dorosłem za szybko i nic dobrego dla mnie z tego nie wynikło. Jednak ja nie miałem wyboru, ty masz więc nie idź w moje ślady.- Wyciągnął dłoń w jej kierunku.- Nie ważne co postanowisz, pomogę ci, jak tylko będę mógł.

Luz uśmiechnęła się i uścisnęła jego dłoń, wtedy stało się coś, czego się nie spodziewała. Ian anulował przysięgę.

- Co...dlaczego?- Zdziwiła się.

- Podobno ze zmuszania kogoś do przyjaźni oraz do pomocy nigdy nie wychodzi nic dobrego. Dlatego uznałem, że powinnaś mieć wybór. Wybór, który zawsze ktoś podejmował za mnie- Ian spojrzał Luz w oczy- Oraz chcę ci tym pokazać, że nic nie knuję. I kiedy już odzyskam swoje ciało, to obiecuję, że pomogę ci znaleźć lekarstwo dla Edy.

- Ja też ci coś ci obiecałam.- Wzięła głęboki wdech- Pomogę ci i dotrzymam słowa bez względu na to, czy wiąże nas jakaś magiczna przysięga.- Zadeklarowała stanowczo. Mimo że wcześniej powiedziała, że żałuje swojej zgody na pomoc to przemiana, jakiej była świadkiem, utwierdziła ją w tym, że każdy zasługuje na drugą szansę.

- W takim razie zawsze ty też możesz na mnie liczyć- pokiwał głową, a jego wyraz twarzy zdradzał aprobatę.

- Zawsze lubiłam szczęśliwe zakończenia- Uśmiechnęła się Luz, która poniesiona przez falę szczęście uściskała Iana, który był na tyle materialny, że jej się to udało.

- Tylko spokojnie- odparł lekko skrepowany niespodziewanym napadem czułości- Skoro sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy, to resztę proponuje przełożyć na jutro- Kiwnął głową w kierunku okna, za którym już zapadła noc.

- Masz rację.- Przytknęła, wypuszczając go z uścisku.- Jednak nie jesteś taki zły, jak myślałam- A na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech- Dobranoc.- Powiedziała i zabrała ze sobą na górę śpiącego Króla.

Luz zdawała się szczęśliwa, że Ian jednak ma dobre serce, chociaż nie chce tego pokazać. Miała również wrażenie, że Amity mogła w jakiś sposób wpłynąć na jego decyzję, bo to po rozmowie z nią zmienił nastawienie.

Kidy wszyscy już udali się do swoich pokojów kładąc, się spać. Ian znów został sam, zdecydował ponownie zaproponować Hooty rozmowę, na którą ten oczywiście się zgodził. Miał mu wiele do powiedzenia, a rozmowa nawet z kimś tak mało rozgarniętym sprawiała, że Ian lepiej układał sobie pewne rzeczy w głowie, a miał sporo do przemyślenia. Odnosił też wrażenie, że Hooty jest, mądrzejszy niż się zdaje, aż przypominał sobie stare powiedzenie, które mówi, że nadmiar myślenia szkodzi. Cóż...patrząc na niego oraz pozostałych to trudno się z tym nie zgodzić. Ian zawsze wszystko analizował, starał się myśleć przyszłościowo. Jednak teraz miał kogoś kto powoli w jego oczach zyskiwał status przyjaciela.

* Bądź dla innych taki jaki chcesz, aby oni byli dla ciebie* Pomyślał. To były jego słowa jeszcze sprzed przybycia tutaj. *Może warto spróbować? Jutro spróbuje być milszy i zobaczymy, co z tego wyniknie.*

Z tą myślą nie rozstawał się, aż do następnego poranka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro