Rozdział 14 Sen, który nie był tylko snem.
Piosenka rozdziału to:
https://youtu.be/KINfQbfZwik
Jest piękna i idealnie pasuje do chwil kiedy bohaterowie swobodnie sobie rozmawiają :)
I jedna istotna sprawa. Ten rozdział składa się z 3 części. Filozoficznej gdzie Iris rozmawia ze swoim mistrzem. Luźnej Iris zaprzyjaźnia się z Lilith i romantycznej (niespodzianka).
Filozofia jest to chyba ostatnia rzecz, jakiej byście się tu spodziewali, ale chciałem, aby to było zróżnicowane tematycznie opowiadanie i abyście wyciągnęli z niego jakąś lekcję.
Iris stała na najwyższym punkcie na kolanie Tytana, z którego rozciągał się widok na niemal całe Wrzące Wyspy, ale Iris skupiła uwagę na jednym tylko punkcie. Majaczącym w oddali konturach zamku Belosa. Jej domu, który musiała porzucić, ale nie żałowała tego ani trochę. Brakowało jej dawnych czasów, kiedy wszystko było prostsze i wiedziała, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, a dzisiaj? Dzisiaj było bardzo trudno o osoby godne zaufania. Dlatego tak bardzo tęskniła za dawnymi czasami, kiedy wszystko było prostsze, a ona wraz ze swoim mistrzem wędrowała po całych Wrzących Wyspach i dalej.
Iris uwielbiała demony, ponieważ jej mistrza według ówczesnych książek był zakwalifikowano jako demona, ale to on jej pokazał, że nie należy oceniać innych po pozorach. Dlatego kiedy uporała się ze sprawami rodzinnymi zaczęła je opisywać, aby inni też dostrzegli w nich to co ona. Nauczyła się, że strach i obawy zawsze biorą się z braku zrozumienia i wiedzy, dlatego też chciała to zmienić.
Eda zapytała ją ostatnio, dlaczego nie wyzwała Belosa do walki skoro teoretycznie jako jedna z niewielu osób czy może nawet jedyna, która może się z nim równać. Odpowiedziała jej, że nie może, bo kiedyś obiecali sobie, że nie podniosą na siebie ręki i, mimo że nie wiązała ich wiążąca przysięga, to nie mogła się przełamać, aby stanąć z nim do walki. I to pomimo, że Iris wiedziała, że Belosa trzeba powstrzymać,
Jedyną szansą na jego pokonanie był jej uczeń oraz jego przyjaciółka Luz. Są uparci, nieprzewidywalni, mają nieograniczony potencjał i coś naprawdę specjalnego. Coś, co pozwalało jej wierzyć, że uda się im tam, gdzie ona zawiodła.
Słońce lekko ogrzewało skórę Iris, podczas gdy ta stała pogrążona w myślach, kiedy rozległ się znajomy głos.
- Zawsze lubiłaś to miejsce... Kolano Tytana wciąż jest dla ciebie ważne. Prawda Iskiereczko?
Iris szybko obróciła się w stronę, z której usłyszała głos i zobaczyła starszego mężczyznę człowieka.
Był to jej mistrz Kalid, a wygląd, który przyjął, był jednym z jego ulubionych. Zwłaszcza kiedy podróżował po świecie ludzi.
- Wiem, że już to zrobiłam, ale zrobię to jeszcze raz. Dziękuję, ze się mną zająłeś- zaczęła.- Te 10 lat, które spędziliśmy razem...chcę, abyś wiedział, że nie żałuję tego czasu, który spędziła u twojego boku. Wiem że byłam "trudna", ale wiele się od ciebie nauczyła,
Kalid uśmiechnął się ciepło i stanął obok niej.
- Nie musisz mi dziękować.- Odparł.- Zajmowanie się tobą było jedną z moich najlepszych przygód w życiu. Bo kiedy cię przygarnąłem, byłaś zagadkowa- powiedział, wpatrując się w jakiś punkt na horyzoncie.- Dalej jesteś. Znalazłaś w ciekawym punkcie swojego życia i jestem ciekaw, co uda ci się jeszcze osiągnąć Iskiereczko.
- Nie jestem tak zagadkowa, jak ty mistrzu. Zawsze lubiłeś rozwiązywać zagadki oraz nimi mówić, a kiedy nazywasz mnie Iskiereczką znów czuję się jak dziewczynka, którą tamtego dnia przygarnąłeś- odparła, uśmiechając się szeroko.- Chciałabym wiedzieć co robić. Uczucia nie pozwalają mi trzeźwo myśleć, nie wiem, czy potrafię właściwie ocenić sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Znam prawdę o Belosie, ale wspomnienia tego co przeżyliśmy razem wszystko utrudniają.
- A mimo to wezwałaś mnie, więc jednak nie jest z tobą, aż tak źle, jak ci się zdaje- również się uśmiechnął się i spojrzał na swoją zakłopotaną uczennicę.- Jestem tu, ponieważ poprosiłaś o pomoc. Nieświadomie, ale jednak.
- Skąd wiedziałeś, że cię potrzebuje?- spytała zdziwiona.
- Czy pytasz ptaka, jak to się dzieje, że potrafi latać?- roześmiał się.- 10 lat spędziliśmy niemal wyłącznie razem więc to logiczne, że narodziła się między nami więź. Między uczniem a mistrzem. Ale TY byłaś dla mnie kimś więcej. Byłaś dla mnie również jak córka. Niesforna dziewczynka z wiecznie obtartymi kolanami, która zamiast czytać książki i przykładać się nauki wolała wdrapywać się na drzewa i z nich spadać, tylko po to, aby chwilę później znów się na nie wdrapywać.
Iris zarumieniła się na słowa swojego mistrz. Nigdy bowiem nie słyszała od niego tak wielu ciepłych słów. Jej mistrz zachowywał się teraz tak samo, jak ona w stosunku do Iana. Czas pozwolił obojgu docenić swoje dobre i złe strony oraz wyciągnąć lekcje z przeszłości. Iris cieszyło, że miała kogoś, kto może nie jest jej prawdziwym ojcem, ale zrobił dla niej znacznie więcej niż jej biologiczny a biologiczny nie zrobił dla niej nic. Poza tym, że przez niego straciła mamę i być może te wszystkie wydarzenia, jakie były tego konsekwencją, tak ją ukształtowały, ale jednej rzecz była dla niej jasna, bo nie ważne co zrobi dla swojego mistrza zawsze będzie Iskiereczką.
Poczuła dotyk dłoni swojego mistrza na swoim ramieniu:
-Byłaś i dalej jesteś ciekawa świata i choć udało ci się też zapanować nad swoją naturą, to wiesz dobrze, że niestety nie mogę ci pomóc tak jakbyś tego sobie życzyła, chociaż bardzo bym chciał ponieważ...- Kalid sprawiał wrażenie lekko sfrustrowanego. Naprawdę chciał jej pomóc, ale stare pakty uniemożliwiały mu bezpośrednie działanie.
- Mieszania się w sprawy śmiertelnych nigdy nic dobrego nie wynikło....- dokończyła.- Dobrze to pamiętam, ale miło, że mi to mówisz.- Uśmiechnęła się.
- Kiedyś spotkałem pewną dziewczynkę, uciekającą przed światem. Dziewczynkę która miała marzenie, aby go zmienić. Od tego czasu minęło ponad 40 lat, a dzisiaj stoi przede mną ta sama dziewczynka mimo wieku, doświadczenia i spełnienia niektórych ze swoich marzeń ciągle jest taka sama jak w dniu kiedy ją spotkałem, tyle że teraz jest trochę mądrzejsza.- Jego twarz ponownie przyozdobił szczery uśmiech. Mimo, że był nieśmiertelny, to wspomnienia były dla niego ważne, bo bez nich świat byłby strasznie pusty.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki sentymentalny mistrzu- Iris wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmieszku.- Jednak dobrze, że tutaj jesteś, bo dzięki rozmowie z tobą może jakoś to wszystko sobie poukładam.- Splotła dłonie za plecami, a na jej twarzy pojawił się spokój.
- W czym więc mogę ci pomóc?
- Nie wiem jak, możemy powstrzymać Belosa, przed zniszczeniem obu światów. Jego moc już teraz jest znaczna, więc co będzie, kiedy wchłonie moc serca?
- Belos ma obsesje na punkcie mocy i porządku. Jego pragnienia są niczym rak pożerający go od środka, który rośnie znacznie szybciej niż może go nakarmić. Nawet jeśli się mu uda, to tego głodu nie zaspokoi nigdy. A kiedy to zrozumie, to ogarnie go strach, przez który zniszczy wszystko. Jest oślepiony przez własne ego i nie widzi, że jego działania bardziej szkodzą, niż pomagają.
- Tyle to i ja wiem- westchnęła lekko poirytowana faktem, że jej mistrz zawsze odpowiada zagadkami i odniesieniami, zamiast dać jej jasną odpowiedź, chociaż wiedziała, że robi to, aby zmusić rozmówcę do myślenia, a by to on sam znalazł odpowiedź na dręczący go problem.- Dalej jednak nie wiem jak z nim walczyć...- stwierdziła sfrustrowana.
- Jak dobrze wiesz, walka zawsze powinna być ostatecznością- odparł.- Jednak w jego wypadku jest inaczej i sama siła to za mało, ale na szczęście los wydaje ci się sprzyjać.- Kalid uśmiechnął się tajemniczo.
- To znaczy?
Kalid wykonał ruch palcem i oczom Iris ukazał niewielki czerwony klejnot. Rozpoznała go od razu. Był to krwawy rubin i pamięta, nawet gdzie go widziała.
- Król!- krzyknęła.- On ma jeden z krwawych rubinów!
- Ten mały demon nie wie jak wielki dar otrzymał- zauważył, łagodnie się przy tym uśmiechając.- Demony takie jak Leszy nigdy z własnej woli nie podzieliłby się takim darem z byle kim. Musisz jednak pamiętać, że ten klejnot sprawi, że Belos będzie podatny na zranienie, ale trzeba wybrać do tego odpowiedni moment, inaczej nie będzie drugiej szansy.
- Wiem- pokiwała głową.- Dziękuję ci mistrzu.- Odparła i nieco uspokoiła skołatane myśli.
- Może zechcesz wyświadczyć staremu mistrzowi pewną przysługę?- zapytał.
- Jaką?
- Pamiętasz nasz wspólne rozmowy? Zawsze sprawiały mi wiele radości, a twoje poglądy były miłym powiewem świeżości, więc pomyślałem, że może porozmawiamy jak za starych czasów?- Zapytał, uśmiechając się szeroko.
Czas bowiem w jego przypadku był rzeczą względną. Sama Iris nie wiedziała, jak stary jest jej mistrz, ale na pewno wiele widział i przeżył, o czym świadczyły jego opowieści i podejście do życia. Dzień, rok, dekada czy cały wiek czas nie miał dla niego znaczenia. Miał cierpliwość kamienia i wolę gwiazd, a jego największą wadą i jednocześnie zaletą był fakt, że zadawał pytania do momentu, dopóki nie obnażył dziur twoim w rozumowaniu, zmuszając swoich rozmówców do zastanowienia się na pytaniami jakie im zadawał. Iris kilka razy była świadkiem, jak samą rozmową zapobiegł nieuchronnej, zdawać się mogło walce, wskazując obu stronom luki w ich argumentach.
- Odpowiedz mi na pytanie, czy władza faktycznie deprawuje?
- Poznałam, już świat na tyle, by wiedzieć, że nie ma "dobrych" władców. Nawet Belos ma na względzie własne korzyści.- Odparła.
Kalid pokręcił głową i po dłuższej chwili odpowiedział:
- Przerośnięte ego i pewność siebie nakarmione nagłym zdobyciem władzy łatwo sprawia, że traci się równowagę.- Westchnął.- Wspomniany przez ciebie Belos jest tak przekonany o swojej wyjątkowości, że wierzy, iż jego cel jest wart każdej ofiary, a jego inteligencja sprawia, że zawsze znajdzie racjonalne usprawiedliwienie dla swojej żądzy władzy. I dla swoich celów jest gotów krzywdzić bliskie mu osoby oraz jest bardziej niż zadowolony, kiedy to inni poświęcają się dla jego sprawy, to on sam tego nie zrobi bez absolutnej konieczności.
Iris nic nie odpowiedziała. Słowa jej mistrza doskonale opisywały to, jaki jest Belos i zrozumiała to, że to ona poświęciła dla niego najwięcej ze wszystkich, a w zamian nie dostała zupełnie nic poza odrzuceniem.
- Wniosek, jaki z tego płynie jest taki, że jeżeli ktoś jest przekonany, że jako jedyny wie, jak powinien wyglądać świat, to prawdopodobnie jest to ostatnia osoba, jaka powinna dostać władzę.- Kalid podszedł do Iris i spojrzał jej w oczy.- Wszystko bowiem jest krótkotrwałe i krótkowzroczne bowiem żaden stan rzeczy nie jest wieczny. A dopóki trwa historia, dopóty w społeczeństwach będą trwać konflikty interesów oraz osoby, które będą chciały je bezwzględnie wygrywać, a tym, co nieuchronnie zbliża nas do konsekwencji tego, jest sam czas. Nasze wybory są niczym kręgi na wodzie. Początkowo wydają się małe i nieznaczące, ale z czasem mogą przeobrazić się w niszczycielskie fale. We wszystkim to czas odgrywa największą rolę i tylko on uczy nas czegokolwiek. Rozumiesz?
- Powiedzmy- pokiwała twierdząco głową, próbując ogarnąć słowa swojego mistrza.- Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego za metaforę naszych wyborów wybrałeś kręgi na wodzie? Przecież to fizycznie niemożliwe, aby stały się niszczycielską falą.- Odparła, przechylając głowę w bok.
Jej mistrz uśmiechnął się tylko, a Iris wiedziała, że to oznacza, że czekał tylko na zadanie tego pytania.
Wiedziała bowiem w jak piękny, poetycki sposób jej mistrz opowiadał o podstawowych prawdach, dotyczących ludzkiej czy też nieludzkiej natury. Posługując się przy tym opowieściami, aby nauczać i przekazywać swoją wiedzę. Jego opowieści były o ludziach, o bohaterach i wielkich czynach, o przewrotnym losie i wartościach życia, które było tak ulotne, a wszystko to po to, aby pomóc innym jak radzić sobie z codziennymi wyzwaniami i trudnymi doświadczeniami życiowymi tak, aby zachować wiarę i pozostać istotą z otwartym sercem, wrażliwą, współczującą i radosną. Ucząc, jak odzyskać poczucie własnej wartości, uzdrowić wszelkie emocjonalne zranienia i jak szanować i kochać samą siebie czy samego siebie. Dowiedziała się dzięki niemu, że nie ma czegoś takiego „ideał", że nie różnimy się od ludzi i tak jak ludzie popełniamy błędy, które pomagają nam się rozwijać i stawać takimi, jakimi chcemy lub marzymy, by być. Nie ma też „człowieka uniwersalnego", jednego wzorca. Każda istota jest niepowtarzalna i unikalna, i jeśli chcemy się porównywać, to jedynie z własną wizją samych siebie.
Iris przypomniała sobie te wszystkie historie, bo o ile w młodości ją nudziły, tak teraz mogłaby słuchać ich bez końca, ponieważ zaczynała rozumieć ich znaczenie.
Wtedy jej mistrz powiedział:
- Zacytuje ci teraz fragment z pewnej ludzkiej książki, który całkiem dobrze oddaje, to o co mi chodzi "Każde z nas wytwarza w swoim życiu kręgi na wodzie. Pamiętaj, że fale te mogą zakłócić spokój innych istot, pamiętaj, że jesteś odpowiedzialna, za to, co wkładasz do swojego kręgu i o tym, że twój krąg styka się z innymi. Musisz żyć w taki sposób, aby pokój z twojego kręgu przenikał do innych z całym swoim błogosławieństwem. Kręgi pochodzące od złości lub zawiści będą promieniować te uczucia na inne kręgi, jesteś za to odpowiedzialna. Cokolwiek dzieje się wewnątrz nas rozchodzi się na cały świat, przekazując piękno lub niepokój innym kręgom życia." Mówiąc krótko, twoje życie jest takim kręgiem na wodzie, który oddziałuje na innych. Pomaga, jak w przypadku twojego ucznia lub niszczy jak w przypadku twojej rodziny. Zapamiętaj, wszystko ma swoje konsekwencje, ale tylko czas pokazuje czy podjęliśmy właściwą decyzję.
-Zawsze mogę liczyć na to, że debaty z tobą przyprawią mnie o potworny ból głowy.- Na jej twarzy pojawił się zmęczony uśmiech, ale cieszyła się, znów mogąc porozmawiać ze swoim mistrzem, ale chyba rozumiała, co ma na myśli.
- Mógłbym się z tobą na ten temat kłócić- zaśmiał się.- Nawet tutaj, ale zawsze byłaś bardzo bystra więc na pewno zrozumiesz co miałem na myśli.
- Co rozumiesz przez "nawet tutaj"?
- A myślisz, że gdzie teraz jesteśmy?- odparł, rozkładając ręce.
Iris obróciła kilka razy głowę w lewo i w prawo i stwierdziła:
- To nie jest prawdziwe.
- Można nad tym debatować...ale to kiedy indziej Iskiereczko. Teraz najlepiej będzie, jeśli się... obudzisz.
Na dźwięk ostatnich słów Iris jak na komendę poderwała się z łóżka, na którym spała.
Drzwi do jej pokoju nagle otwarły się, a w progu pojawiła się Lilith.
- Zły sen?- spytała.
- Nie- pokręciła głową.- Możesz uznać, że żartuje, ale rozmawiałam ze swoim mistrzem- odparła, siadając na krawędzi łóżka.
Lilith uniosła ze zdziwienia jedną brew i odparła:
- Nie słyszałam, żebyś opuszczała pokój. Wiedziałabym, gdyby było inaczej.
- To nie było fizyczne spotkanie- wyjaśniła.- Mój mistrz jest dżinem, potrafi zmieniać postaci czy nawet wejść do twojego snu lub raczej tylko do mojego. Nie wiem, jak to działa- wzruszyła ramionami.- Jednak rozmowa z nim rozjaśniła mi pewne sprawy.
Lilith pokiwała głową ze zrozumieniem. Nigdy jednak nie słyszała o rozmowach przeprowadzanych w ten sposób, ale to nie znaczyło, że jest to niemożliwe. Przeciwnie. Wiele razy słyszała opowieści o tym, jak Iris dokonywała rzeczy z pozoru niemożliwych, w końcu czy może być lepszy materiał na idolkę niż, ktoś kto potrafi przezwyciężać trudności i dokonywać niemożliwego? Jednak kiedy się jej tak przyglądała, to wyglądała tak w jej oczach...zwyczajnie. Jej rozczochrane włosy i pomięte ubrania sprawiały, że w niczym nie przypominała kobiety z plakatów czy opowieści, co sprawiło, że była dla Lilith bardziej autentyczna. A było to wszystko dalekie od ideału którego wymagał od nich cesarski sabat, co pokazywało jak pobyt w nim potrafił wypaczyć postrzeganie świata.
- Śniadanie jest już gotowe- powiedziała, przypominając sobie, po co w ogóle tu przyszła.
- Jasne- odparła.- Za chwilę przyjdę, tylko trochę się ogarnę.- Uśmiechając się lekko i dłonią przejeżdżając po głowie, odgadując, że jej włosy są raczej w kiepskim stanie, ale absolutnie ją to nie martwiło. Cieszyła ją ta odrobina normalności i gdyby nie fakt, że okoliczności są dość ponure, to nie pogardziłaby takim życiem.
Lilith skinęła głową i zostawiła ją samą.
Iris przetarła zmęczone oczy i wstała, przeciągając się przy tym. Pierwsze kroki skierowała do łazienki na szybki prysznic, po którym się ubrała i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Mimo lekko podkrążonych oczów wyglądała całkiem nieźle i to pomimo kilku ładnych dekad na karku, to wciąż czuła się młoda i pełna energii. Pobyt w cesarskim sabacie nauczył ją, że możesz być od stóp do głów pokryta błotem i kurzem, ale zawsze masz prezentować się z klasą. I była to jedna z niewielu rzeczy za którą była wdzięczna sabatowi.
Iris miała skomplikowane życie, w którym nie było za bardzo czasu na zabawę czy budowanie relacji nawet pomimo tego, że jej mistrz kilkukrotnie nalegał, aby nawiązała jakąś znajomość, twierdząc, że jej to pomoże w jej rozwoju. Miało to sprawić, że będzie mieć większą motywację, aby się starać, ale jej charakter skutecznie to uniemożliwiał. Bo jak każdy inny Iris, nie była też wolna od wad. Największą jej wadą był brak zrozumienia dla słabości innych. Każdego mierzyła własną miarą, od każdego wymagała tyle, co od siebie. Dlatego niewiele osób było w stanie nawiązać z nią więź, a osobą gorszym okazywała niechęć, albo wręcz pogardę. Dzisiaj jednak żałowała takiego podejścia. Może gdyby miała kogoś zaufanego jakiegoś innego przyjaciela, to może nie dałaby się omotać Belosowi tak łatwo. W końcu, kiedy nie masz nikogo, to długa samotność sprawia, że zadowalasz się każdym, kto się nawinie, ignorując jego wady i głos rozsądku, a Belosowi bardzo trudno było się oprzeć, a zwłaszcza w pojedynkę.
Teraz jednak wszystko było inaczej, bo kiedy opuściła cesarski sabat, nagle wszystko stało się prostsze, przynajmniej w tym jednym względzie.
Lilith, która była bardzo wdzięczna za pomoc Iris w odzyskaniu zdolności czarowania, zaproponowała jej, że może się zatrzymać w jej rodzinnym domu, w którym był akurat wolny pokój należący kiedyś do Edy.
Iris początkowo grzecznie odmawiała, ale wiedząc, że Eda ma na głowie już całkiem sporą gromadkę to postanowiła się zgodzić. Nie dlatego, że spanie pod gołym niebem ją przerażało, przeciwnie, za młodu praktycznie spała tak cały czas. Nie, po prostu musiała mieć jakiś kąt, gdzie mogłaby w spokoju pracować, więc z braku innych opcji wyszło jak wyszło, ale był jeszcze jeden dość istotny powód. Brakowało jej towarzystwa. Rozmowy z kimś z kim mogłaby otwarcie porozmawiać, albo przynajmniej skonfrontować swoje poglądy. Zrozumiał słowa mistrza, że bez pomocy innych nie rozwiniemy się i utoniemy w oceanie zwanym życiem.
Sama Lilith jako współlokatorka była bardzo osobliwa. Przyglądając się jej, Iris dostrzegła w niej samą siebie za czasów jej początków w cesarskim sabacie. To jak mówi, jak się rusza, jak się zachowuje, to wszystko są rzeczy wyuczone w cesarskim sabacie. Iris znała Lilith jeszcze z czasów pobytu w cesarskim sabacie, ale znajomość ograniczała się tylko do powitań i zdawania relacji no i było to bardzo rzadko, bo w końcu miała na głowie swojego ucznia.
Odrywając wzrok od lustra Iris, zakończyła te rozmyślania, które były efektem chęci zajęcia głowy czymś innym niż zbliżający się potencjalnie koniec świata, za który pośrednio odpowiada, bo w końcu to ona pomogła wprowadzać w czyn plany Belosa.
Kiedy zeszła do jadalni czekała na nią tylko Lilith, co przypomniało Iris, że rodzice Lilith i Edy mieli jakieś sprawy do załatwienia, więc byłaby to dobra okazja nieco lepiej się poznać i sprawdzić, czy jej umiejętności interpersonalne dalej są tak fatalne, jak kiedyś.
- Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo?- zapytała, zajmując miejsce dokładnie naprzeciw niej.
- Niecałe 5 minut- odparła.
Iris odetchnęła z ulgą. Myślała, że jej rozważania przy lustrze trwały dłużej, co się zdarzało, ale na szczęście tym razem się pomyliła.
Śniadanie było raczej skromne, bo składało się na nie po jednym bajglu z cynamonem i kawa, a jeśli komuś było mało, to na środku stał talerz z całkiem pokaźną ilością małych rogalików, które miały różne nadzienia: czekoladowe, z konfiturą, czy wanilią. Jednak Iris najbardziej uwielbiała te z czekoladą, ale chcąc zachować takt, skupiła się na zjedzeniu swojego bajgla.
- Nie miałam okazji ci podziękować, za przyjęcie mnie pod swój dach- odezwała się Iris, przerywając niezręczną ciszę.- Oraz przeprosić, że kiedyś byłam dla ciebie taka niemiła. Po prostu byłam w złym miejscu swojego życia
- Nie ma o czym mówić, było minęło- odparła Lilith, kończąc swój posiłek.- Chociaż to ja powinnam podziękować tobie, w końcu to dzięki twojej miksturze mogę znowu czarować.- Lilith pozwoliła sobie na skromny uśmiech, a by podkreślić szczerość swoich słów.
- Obie jedziemy na tym samym wózku- stwierdziła Iris.- Pokładałyśmy sporą wiarę w cesarza, a on na końcu nas oszukał, ale ma to też swoje dobre strony. Teraz przynajmniej obie jesteśmy wolne- uśmiechnęła się, częstując się przy okazji jednym z rogalików, rozkoszując jednocześnie jego czekoladowym nadzieniem.
- Nie wiem, czy Eda ci wspominała o...- zaczęła niepewnie- tym, że to twój sukces zainspirował nas, abyśmy dołączyły do cesarskiego sabatu.
- Eda coś wspominała- odparła Iris.- Jednak czy odniosłam sukces? Można by dyskutować, ale z tego, co słyszałam, ty postawiłaś swoją siostrę ponad Belosa. To imponujące- powiedziała z uznaniem, podnosząc jednocześnie kubek z kawą do ust. Ona bowiem zniszczyła swoją rodzinę i gdyby nie Ian dalej tkwiłaby przy jego boku do smutnego końca.
Lilith uśmiechnęła się nieco szerzej.
- To dziwne...kiedy byłam w cesarskim sabacie, opowiadali, że byłaś osoba, która nigdy się nie uśmiechała oraz taką która zawsze patrzyła na wszystkich góry.- Powiedziała, wspierając podbródek na dłoniach.- Tak ci się przyglądam i żadna z tych rzeczy obecnie do ciebie nie pasuje.
- Służba i stanowisko wymagały powagi i ciągłego przypominania innym gdzie jest ich miejsce- westchnęła, zdając sobie sprawę, że nie tylko Lilith tak myślała.- Na szczęście to już jest za nami.- Uśmiechnęła się i poczęstowała się kolejnym rogalikiem, który tym razem miał smak wanilii. Jednak zauważyła, że umiejętności rozmowy Lilith są na równie żałosnym poziomie co jej własne. Poza wspólną pracą nie wiedziała jaki temat poruszyć.
- Doskonale wiem, co masz na myśli- pokiwała głową.- Nie wiem jednak co teraz mam ze sobą zrobić. Nie mam celu. Nie mam nic. I muszę znów mieszkać z rodzicami- powiedziała z wyrzutem.- Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czuję pewno pustkę...
- Jak mówiłam wcześniej. Jedziemy na tym samym wózku, ale może będę mogła ci pomóc. I być może dać ci nowy cel w życiu.- Odparła Iris.- Jeśli Belos zostanie pokonany, to ktoś będzie musiał zająć jego miejsce i wiem, że nie powinno się zakładać z góry pewnych rzeczy, ale staram się być optymistką.- Jej usta przyozdobił skromny uśmiech.- Wracając do rzeczy to kiedy Belos już nie będzie, to pewnie zwrócą się do mnie jako osoby, która pomagała budować potęgę cesarskiego sabatu. I przydałby mi się ktoś taki jak ty. Ktoś, kto wie, gdzie jest granica, której nie można przekroczyć. Wiem, że pewnie powiesz, że Eda nadawałaby się lepiej na to stanowisko, bo jest silniejsza od ciebie, ale ty jesteś mądrzejsza, a ten świat potrzebuje osób z głową na karku takich jak ty. Więc mogę na ciebie liczyć?- Zapytała i wyciągał w jej kierunku dłoń.
Lilith niemal oblała się rumieńcem. Nie spodziewała się takiej propozycji i takiej ilości komplementów pod swoim adresem, a już na pewno nie z ust swojej idolki z dzieciństwa, to wszystko zdawało się snem, ale nim nie było.
- N...n...nie wiem co powiedzieć- wydusiła zaskoczona.
- Ale ja wiem- uśmiechnęła się Iris, dalej trzymając wyciągniętą dłoń.- Po prostu powiedz TAK.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to nie mogę odmówić- odparła i uścisnęła dłoń Iris.
- Może razem uda się nam sprawić, aby cesarski sabat był w końcu taki, jaki być powinien od początku- powiedziała.- Jednak są jeszcze inne sabaty, a bez ich poparcia może być ciężko- westchnęła Iris, kiedy sobie przypomniała o tym małym detalu.
- Jeśli jednak to cię zainteresuje, to wiem z wiarygodnego źródła, że w szkole Hexside ma się odbyć zebranie sabatów i ma to mieć związek ze zbliżającym się Dniem Jedności.
- To bardzo cenna informacja Lilith- uśmiechnęła się Iris.- Więc chyba będę musiała złożyć wizytę starym znajomym.
- Myślisz, że uda ci się ich przekonać, aby cię poparli?
- Wątpię, ale mnie wystarczy na razie, żeby nie wsparli Belosa, a jeśli wygramy, to pójdą za nami potulnie jak owieczki, a jeśli nie to będą musieli z nami rozmawiać. Wiesz, o której ma się odbyć to zebranie?
- Koło południa- odparła.- Po tym, co zrobił twój uczeń i ty szkoła Hexside została zamknięta dla uczniów. Według niektórych, ze względów bezpieczeństwa, ale są też tacy, którzy uważają, że jest to tylko po to, aby mieć przywódców sabatów pod ręką. Podobno sam dyrektor Bump odpowiada za ich bezpieczeństwo.
- No to pójdzie bardzo łatwo- uśmiechnęła się złośliwie.- Bump nigdy nie miał wizji, a jedyne co potrafił to wykonywać rozkazy, ale cóż spróbuje jakoś ich przekonać, że Belos nie jest kimś, kogo warto popierać.
Lilith pokiwała twierdząco głową i spojrzała na zegar.
- Masz jeszcze sporo czasu, więc może poczęstujesz się rogalikiem? Słyszałam, że je lubisz.- Lilith podsuwając talerz z rogalikami bliżej Iris.
- Łatwo mnie przejrzałaś- uśmiechnęła się, biorąc kolejny rogalik.- Cieszę się, że jesteś po mojej stronie.- Prawda była jednak taka, że Iris nie tyle lubiła same rogaliki ile ich nadzienie, a sama Lilith była bardzo przenikliwa i to w niej szanowała.
Iris bowiem uwielbiała czekoladę i gdyby nie fakt, że dbała o linię to starała się ją jeść rzadko i tylko w formie nagrody i to właśnie wtedy smakowała najlepiej. Mało kto wiedział, że zwykłe pudełko czekoladek sprawiało, że Iris zaczynała patrzeć na osobę, która jej go wręcza bardziej łaskawym okiem, ale starała się, aby jak najmniej osób o tym wiedziało. Każdy ma w końcu jakieś swoje słabostki prawda?
Lilith odpowiedziała tylko uśmiechem, a dalsza rozmowa zeszła na nieco bardziej przyziemne tematy. I wbrew temu, co myślała na początku, to okazało, że obie mają sporo wspólnych tematów do rozmów. Sama Lilith okazała się znacznie bardziej zabawna, niż opisywała ją jej siostra Eda. Pytanie, czy było to spowodowane odejściem z cesarskiego sabatu, czy rozmowa z kimś, kto doskonale rozumie, przez co obecnie przechodziła czy może miały podobne poczucie humoru. Być może wszystko naraz. Dzięki czemu Iris poczuła, że powoli zaczyna mieć kogoś, kogo może nazwać przyjaciółką. Nic bowiem nie zbliża tak jak podobne przejścia oraz tkwienie w tych samych kłopotach.
Kiedy na zegarze wybijało powoli południe Iris stała już przed drzwiami szkoły, które o dziwo były otwarte, ale czy można się im dziwić? Przedstawiciele sabatów byli uznawani za najlepszych, bo w końcu kierownictwa nie dostawało się za nic. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby też z nimi walczyć, a już na pewno nie ze wszystkimi na raz. Iris jednak liczyła, że uda się ich przekonać, aby nie udzieli poparcia Belosowi.
Kiedy Iris weszła do szkoły bez trudu odnalazła miejsce, gdzie odbywało się zebranie, a wszystko to dzięki głośnym krzykom, jakie towarzyszyły temu spotkaniu. Co było standardem niemal przy każdym zebraniu w jakim miała okazję uczestniczyć.
Kiedy otwarła drzwi, wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Weszła bezceremonialnie do środka, omiatając wzrokiem wszystkich zebranych.
- Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam wam w czymś ważnym?- zapytała z ironią w głosie. Wiedziała, że każde spotkanie zaczynało się od kłótni, który sabat powinien przewodzić obradą i to na ten wybór marnowali z reguły najwięcej czasu.
- To jest spotkanie przywódców sabatów, a jeśli się nie mylę, ty żadnym nie przewodzisz, i z cesarskiego też chyba cię usunęli.- Odparł Bump jakby od niechcenia.
Większość przywódców zaśmiała się szyderczo, lecz niezrażona tym Iris wbiła w nich swój wyczekujący wzrok.
- Znane są twoje zasługi dla Wrzących Wysp, ale jak mówiłem nie masz tu czego szukać- machnięciem dłoni Bump zasugerował jej, aby wyszła.
- Daj spokój Bump, jeśli ona tu jest, to nie dlatego, że nie wpadła z towarzyską wizytą, ale zapewne ma do nas jakąś sprawę.- Odezwała się przedstawicielka sabatu mikstur.
Iris uśmiechnęła się tylko, bo doskonale znała przywódczynie tego sabatu, ponieważ to ona ją zarekomendowała na stanowisko i cieszyła się, że nie popełniła błędu.
- To prawda- odrzekła.- Mam do was dość istotną sprawę, ale chcę najpierw wiedzieć, czy wybraliście już osobę, która przewodniczy tym obradą.
Spojrzenia wszystkich członków sabatów powędrowały w kierunku Idril, która przewodziła obecnie sabatowi bardów.
- Moje gratulacje Idril- powiedziała Iris i lekko skinęła głową- Jednak przechodząc do rzeczy, wiem, że debatujecie nad udzieleniem poparcia planom Belosa.
- Cesarza Belosa- poprawił ją Bump.
- A no tak zapomniałam. Stary dobry Bump i jego uwielbienie dla zasad i paragrafów- Iris uśmiechnęła się złośliwie.- Jak to było? Zgodnie z rozporządzeniem 76/CW/X obecny tutaj dyrektor Bump dalej ma w dupie kij od szczotki, którego zapomniał wyjąć.- Iris przytoczyła tekst, jaki kiedyś powiedział, były asystent dyrektora, a to tylko dla tego, że zawsze musiał przestrzegać protokołu. Nie ważne jak głupi on nie był. Pozostali przywódcy sabatów również go znali, ale tylko ona była na tyle bezczelna, aby go przywołać i to przy wszystkich.
Wszyscy zgromadzeni poza Bumpem parsknęli śmiechem. Bump również znał te słowa ponieważ usłyszał je w chwili kiedy zwalniał swojego asystenta za właśnie złamanie regulaminu, ale pech chciał, że kilka osób to słyszało, a wśród nich była Iris i część obecnych tu przywódców.
- Wracając do twojego pytania- powiedziała Irdil, która jako pierwsza opanowała śmiech.- Czego więc chcesz? Abyśmy tak jak ty zbuntowali się przeciwko cesarzowi?
- Nie- zaprzeczyła.- Chce, tylko abyście mu nie pomagali, przynajmniej do czasu, aż nie skończy się Dzień Jedności.
- Dlaczego mielibyśmy to robić?- odezwał się przywódca sabatu iluzji.
- Dajcie spokój i zastanówcie się przez chwilę.- Zaczęła i zmierzyła wszystkich chłodnym wzrokiem.- Kiedyś byłam jedną z was i to dzięki mnie niektórzy co poniektórzy tutaj mają obecne stanowisko. Służyłam długo i lojalnie cesarzowi i spójrzcie, co dostałam w zamian. A państwo Blight? Oni również służą cesarzowi jak wy i co? Kazał im wydać własną córkę, aby zrobić z niej przynętę. Jaką macie gwarancje, że jutro to wy nie znajdziecie się na moim czy ich miejscu?
W sali zapadła przejmująca cisza.
Wszyscy wymieniali się tylko porozumiewawczymi spojrzeniami, a po chwili Idril wstała z miejsca i oświadczyła:
- Belos nie otrzyma poparcia sabatów, ale pamiętaj Iris, jeśli zawiedziecie, będziesz nas miała na sumieniu.
- Dziękuję- skinęła głową.- To dobra decyzja i liczę, że jej nie pożałujecie.
- Oby- westchnęła Idril.- Teraz możesz już odejść, bo my mamy tu jeszcze coś do omówienia.
Iris ukłoniła się, zamykając za sobą drzwi.
*Poszło całkiem łatwo. Widocznie Belos traci poparcie, szybciej niż się mu zdaje. Wiedziałam, że rządy strachu nie będą działać wiecznie* Pomyślała, kierując swoje kroki do Sowiego Domu, ale wcześniej musiała odwiedzić kilka miejsc, by przygotować się na jutrzejszy dzień.
Później tego samego wieczora.
Iris opowiedziała wszystkim, co udało się jej zdziałać, o tym jak zablokowała poparcie sabatów dla Belosa i jak rozpuściła po mieście wieść, o tym, co planuje Belos. Wiedząc, że jutrzejszy dzień będzie najważniejszym dniem w życiu każdego mieszkańca Wrzących Wysp, to postanowiła ich uświadomić ,co może ich czekać.
Ian siedział na górze w swoim pokoju, ale nie mógł zasnąć, bowiem ciągle myślał o jutrzejszym dniu.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Tak?
- Ian?
To była Emira.
- Wejdź- powiedział.
Drzwi się otworzyły i Emira przekroczyła próg.
- Mogę z tobą posiedzieć?- zapytała niepewnie.
Ian podniósł się ze swojego łóżka, które najlepsze lata miało już za sobą, a jedyną w miarę nową rzeczą był materac, na którym spał.
- Yyy, jasne- odparł zdziwiony jej propozycją, ale nie miał nic przeciwko jej towarzystwu.
Ian przesunął się na swoim materacu, żeby zrobić miejsce obok siebie dla Emiri.
- Dlaczego Edric nie chciał iść ze mną?- spytała, siadając na tyle blisko niego, że znaleźli się w tym samym wgnieceniu materaca i przechylili się lekko ku sobie.
- Nie wiem- pokręcił głową.- Może ciągle wierzy, że wasi rodzice chcą tylko waszego dobra, a może po prostu mnie nie lubi ze wzajemnością. Zwłaszcza po tym, jak mnie otruł.- Zauważył i splótł ręce, które trzymał na kolanach.- Mimo to przykro mi, że nie udało się go przekonać. Naprawdę.
Emira zaczęła płakać.
Ian nie bardzo wiedział, co zrobić, ale było mu jej żal, i wydawało się mu, że znają się dość dobrze, by mógł objąć ją ramieniem. Emira w odpowiedzi wtuliła się policzkiem do jego ramienia i nakryła twarz dłońmi. Ian zwrócił uwagę, że pachnie słodkimi migdałami lub czymś, co je przypominało, ale był to bardzo przyjemny zapach i dziwnie kojący.
- Wszystko jakoś się ułoży, musisz tylko być cierpliwa, ponieważ pewne sprawy wymagają nieco czasu.- powiedział, starając się ją pocieszyć.
Pokiwała głową.
- Mam nadzieję.- Wyprostowała się i otarła oczy czubkami palców.- Edric od początku nie wiedział co ze sobą zrobić i bardzo polegał na moim zdaniu, a jakaś część mnie nie chce już za niego odpowiadać.
-Chyba rozumiem- przytaknął Ian. Mimo, że sam nie miał rodzeństwa, to wiedział z grubsza jak działa taka relacja i zależność.
- Nie sądzisz, że skoro tak myślę, to jestem złą siostrą?
- Nie, uważam, że każdy z nas musi być odpowiedzialny za siebie. Edric też. Podjął taką decyzję, jaką uznał za właściwą, a ty podjęłaś swoją. Nie ma nic złego w tym, że wybraliście inaczej nawet mimo to, że jesteście bliźniakami.
Emira pokiwała głową.
- Nie mam pojęcia, co się z nim stało. Wcześniej zawsze wszystko robiliśmy razem, a teraz ledwo go poznaje.
- Może zobaczył dla siebie okazję, aby zaimponować rodzicom nie miał już konkurencji, bo ty i Amity odeszłyście i, pomimo że nie są zbyt dobrzy, uznał, że mimo wszystko to jest rodzina i trzeba się jej trzymać.- Spojrzał na Emiri i dodał.- To są moje domysły, a prawdę zna tylko twój brat.- Odparł Ian i wbił wzrok w podłogę.- Mogę zapytać, dlaczego ty odeszłaś?
Emira przez dłuższą chwilę nic nie odpowiedziała.
- Myślę, że...- powiedziała w końcu.- Myślę, że w końcu zrozumiałam, że nasza rodzina już wcześniej była zepsuta, a kiedy pozwolili zabrać Amity, to było coś ,co przelało czarę goryczy. Nie mogłam z nimi zostać i udawać, że nic się nie stało i wszystko jest w porządku, ale nie czuje się zbyt dobrze z faktem, że zostawiłam brata.
- Jestem pewien, że jeśli jest, chociaż w połowie tak mądry, jak ty to w końcu to zrozumie swój błąd i znowu będziecie razem, a jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciała o tym porozmawiać, to się nie krępuj. Może razem uda się nam coś wymyślić.- Ostatnie zdanie Ian powiedział bardzo przymilnym tonem tak, aby Emira, chociaż na moment zapomniała o swoich problemach, zdając sobie sprawę jak ciężką decyzję podjęła..
Na jego słowa Emira uśmiechnęła się i znienacka zrobiła coś co zaskoczyło chyba oboje. Pocałowała go w usta.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś- odparła, mrużąc oczy.- Może wyda ci się to śmieszne, ale potrzebowałam kogoś, komu mogę powiedzieć, co mi leży na sercu, a nasza ostatnia rozmowa pokazała, że świetnie słuchasz.- Emira pozwoliła sobie na ciepły uśmiech.
Ian tylko pokiwał głową, ale nie wydobył z siebie ani słowa. Całe to zajście trwało ledwie mgnienie oka, ale sprawiło, że poczuł się dziwnie. Nie pierwszy raz pomagał komuś się pozbierać czy też kogoś wysłuchał, ale nigdy nikt nie podziękował mu w taki sposób. Nie wiedział nawet, czy cała ta rozmowa pretekstem do tego pocałunku, czy Emira po prostu na moment się zapomniała, ale ponownie oparła policzek o jego ramię. Siedzieli tak jeszcze dłużą chwilę nie odzywając się, jednak oboje wyglądali na zadowolonych, aż do czasu kiedy drzwi zapukał Król.
- Tak?- spytał Ian.
- Iris chce widzieć was oboje na dole- oznajmił.
Emira wstała jako pierwsza i zrobiła miejsce Ianowi, uśmiechając się do niego, co sprawiło, że nieco się zaczerwienił, ale szybko mu to przeszło, bo nie chciał, aby ktoś to zauważył. Słyszał bowiem w głowie jak Luz i Amity dogryzają mu z tego powodu, że wcześniej to on wymuszał ich wyznanie uczuć, a jak przyszło co do czego, to nie potrafił powiedzieć ani słowa i samemu wyznać swoich. Jednak w tym wypadku sprawa była nieco bardziej skomplikowana.
Kiedy wyszli we troje na korytarz i skierowali się do salonu, w którym przed szklaną kulą siedziała Iris, Luz, Amity i Eda i patrzyli w milczeniu na kryształową kulę, w której właśnie leciało przemówienie Belosa, a Król, Ian i Emira dołączyli do nich, zajmując wolne miejsca przy stole.
- Rozpoczynamy walkę w tym samym konflikcie, w którym walczyliśmy wcześniej. -Zaczął, a było to jasne odniesienie do kresu Dzikich Wieków.- Tym razem wynik będzie taki sam. Jednak my jesteśmy inni. Mądrzejsi i Silniejsi. Cesarski Sabat jest miejscem tradycji i przekonań. Miejscem, gdzie rządzą najsilniejsi, a ci, którzy osiągnęli najwięcej, otrzymują wielką nagrodę. Właśnie to odróżnia nas od tych, którzy chcą zburzyć porządek, jaki zaprowadziłem. W Cesarskim Sabacie magia jest drogą życia. Najsilniejsi mają prawo do wszystkiego. Cesarski Sabat rządzony jest przez najsilniejszego. Cesarski Sabat jest najsilniejszy. Wy jesteście jego członkami najwspanialszej formacji, jaka kiedykolwiek stąpała po Wrzących Wyspach. Nie bójcie się naszych wrogów, ruszajcie na pole bitwy i wygrajcie! Teraz ci buntownicy stawią czoło prawdziwej sile Cesarskiego Sabatu. Teraz stawią czoła WAM!
Odgłosy wiwatów i oklasków, jakie było słychać, świadczyło tylko o jednym. Poplecznicy Belosa nie poddadzą się bez walki. Jutrzejszy dzień miał zadecydować o losach obu światów.
Jeśli mam ocenić ten rozdział, to jest on bardzo przyjemny i pouczający. Chyba całkiem nieźle mi to wyszło prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro