Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 Owiana legendą

Piosenką rozdziału jest :

https://youtu.be/dCq4k54VUBY

Mix jest świetny i pasuje do tego rozdziału, bo jest w nim sporo takich uczuciowych rozmów ❤️


Mimo że od odzyskania ciała minęło ledwie tydzień, a Ian czuł się wspaniale. Przepełniała go energia i dobry nastrój, i to pomimo że jest ciągle najbardziej poszukiwaną osobą na Wrzących Wyspach, ale dzięki iluzji mógł wraz Luz pomóc Edzie w robieniu zakupów. Nie było w tym nic niezwykłego, przynajmniej do chwili kiedy Eda nagle się zatrzymała.

- Stójcie!- poleciła, dając znak ręką.- Widzę kogoś od z cesarskiego sabatu. Wtopmy się w tłum i zaczekajmy.- Oznajmiła i odwróciła się plecami w kierunku z którego dostrzegła zagrożenie.

Ian postanowił z ciekawości zerknąć, kogo z cesarskiego sabatu wypatrzyła Eda. Kiedy przyjrzał się dokładniej i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Osobą, przed którą się chowali była jego dawna mistrzyni Iris Fallmoon, która podobnie jak Eda wybrała się na zakupy. Ian odruchowo zignorował polecenie Edy i skierował się w kierunku swojej mistrzyni. Była bowiem jedyną osobą, którą przez okres pobytu na Wrzących Wyspach polubił i to, pomimo że była ona wymagającą i często nie okazywała żadnych uczuć. To jednak troszczyła się o niego na swój sposób, a co najważniejsze sprzeciwiła się Belosowi. Pomogła Ianowi zaplanować przemianę w kamień tak, aby mogła go później uwolnić. Mimo że nie wszystko poszło zgodnie z planem, to Ian zawdzięczał jej wszystko, co udało się mu do tej pory osiągnąć. Eda nie zdążyła go złapać i tylko patrzyła jak chłopak, daje się ponieść emocją, co było do niego wyjątkowo niepodobne.

Iris dostrzegła chłopaka, który szedł w jej kierunku. Rozpoznała go od razu, mimo że miał rzucony na siebie czar iluzji. Był to jej wierny uczeń Ian. Rzucił się do przodu, obejmując i całując Iris w policzek, sama Iris nie mogła wyjść z podziwu, jak jej uczeń wyrósł. Nie tyle fizycznie ile mentalnie. Emanował pewnością siebie i gracją. Nie widziała w nim już strachu i nieporadności, które tak dobrze pamiętała w chwili kiedy go odnalazła. Jednak jego oczy się nie zmieniły, to wciąż ten sam Ian, którego pamiętała. Strach zniknął, ale iskierki niewinności, pasji oraz radości wciąż są na swoich miejscach. Wydawały się nawet jaśniejsze.

Iris odpowiedziała uściskiem. Była szczęśliwa, że jej uczeń przetrwał. Ostatnie 10 lat spędziła na tym, aby ustalić, co się z nim stało, a teraz kiedy go zobaczyła, wielki ciężar spadł jej z serca. Zauważyła zbliżającą się Ede i Luz wiedząc kim one są, dlatego skinieniem głowy dała im znak, aby zeszli nieco z widoku co też uczynili.

- Widziałam, że sobie poradzisz.- Iris przyjrzała się mu dokładnie zupełnie jakby nie widziała go całe wieki, co było poniekąd prawdą.- Fizycznie się nie zmieniłeś, ale po twoich oczach widzę, że dorosłeś.- Odparła, dzieląc się z uczniem swoimi spostrzeżeniami.

- To dzięki twoim naukom i pomocy moich nowych przyjaciół.- Ian wskazał dłonią na Ede i Luz.- Pomogli mi odzyskać naszyjnik i fizyczne ciało.

- Fizyczne ciało?- Zdziwiła się jego słowami i klepnęła w czoło.- Więc jednak pomyliłam się w proporcjach, ale w końcu nie myli się tylko ten, kto nic nie robi.- Zaśmiała się.- Masz bardzo ciekawych przyjaciół.- Iris spojrzała w ich kierunku.

- Ian powiedział, że możesz wyleczyć mnie i moją siostrę z tej klątwy.- Odezwała się Eda, której przypomniały się jego słowa z pierwszych dni jego pobytu w Sowim Domu.

- Sowia klątwa? Tak, słyszałam, o tym co cię spotkało. Przykra historia, ale Ian ma rację, mogę was uleczyć, ale obecnie to może być nieco...skomplikowane.- Odparła.

- To znaczny?- Dopytywała Eda w której odżyła nadzieja, że znów będzie mogła czarować.

- Potrzebuje nieco esencji serca Tytana. Tego samego serca, które imperator Belos ma w swojej sali tronowej, a ja obecnie nie bardzo mam do niego dostęp więc jedyne co mogę zrobić to coś, co na jakiś czas przywróci ci moce.

- Już próbowałam podobnej mikstury, ale przestała działać.- Odparła.

- Bo robili ją amatorzy- prychnęła z pogardą.- Wielcy alchemicy... zwykli szarlatani, którzy nie potrafią odmierzyć odpowiednich proporcji i udają, że się znają na rzeczy, a nie potrafiliby przyrządzić nawet zwykłej herbaty.

- Ile będzie mnie to kosztowało?- Eda przeszła od razu do sedna licząc, że cena jednak nie będzie zbyt wygórowana.

- Normalnie powiedziałabym, że na pewno cię na to stać i nie mówię tu o składnikach tylko o mojej pracy, ale...- zażartowała i spojrzała na swojego ucznia.- Pomogliście i zaopiekowaliście się moim uczniem, dlatego zrobię to za darmo. Niech to będzie namiastka mojej wdzięczności za to wszystko, co dla niego zrobiliście. Jednak będę potrzebować tych składników.- Iris wyciągnęła z kieszeni pustą kartkę papieru i zaczęła wypisywać listę potrzebnych składników...- Proszę, przekazała ją Edzie.

- Hmm...-Eda przeczytała szybko, czego potrzebuje Iris.- To są właściwie te same składniki, które były w moim poprzednim eliksirze.- Odparła zdziwiona.

- Prawda, ale w przypadku takich eliksirów proporcje mają olbrzymie znaczenie. Wiesz, dodasz czegoś za mało, wyjdzie ci coś w rodzaju gorzkiej herbaty. Dodaj za dużo, a wypali ci cały przełyk.- Zaśmiała się, chociaż pozostali raczej nie załapali żartu.- Ekhm...załatw mi to, a na jakiś czas twoje moce wrócą.

Ian nie mógł się nadziwić, że to ta sama osoba, która trenowała go przez 5 lat, przez które nie widział, aby uśmiechnęła się choćby raz. Lecz teraz? Teraz wydaje się całkiem inną osobą, zupełnie jakby pozbyła się wszystkich kłopotów, przez które nie mogła sobie pozwolić na uśmiech. Cieszyło go to i pokazało to, że nawet ona ma swoją lepszą stronę.

- Luz mogłabyś załatwić rzeczy z tej listy.- Eda wręczyła listę Luz.

- Jasne! Już idę.- Luz z entuzjazmem pobiegła na rynek, aby zdobyć potrzebne składniki.

- Opowiadaj co się z tobą działo?!- Iris spojrzała na Iana.

- Mimo że uwolniłem się ze swojej kamiennej postaci prawie 2 tygodnie temu, to wydarzyło się całkiem sporo.- Ian zaczął opowiadać o wszystkim, co wydarzyło się od czasu jego uwolnienia.

Iris reagowała na zmianę śmiechem i zdumieniem. Jej uczeń nauczył się najważniejszej lekcji, jaką mogła mu przekazać. Podejmować samemu decyzje oraz lojalności.

- Pamiętam, jak Lilith opowiadała, że jako jedyna w cesarskim sabacie nie chciałaś mieć ucznia, a kiedy się zdecydowałaś, okazał się nim być człowiek. Dlaczego?- Zapytała Eda, która była ciekawa, co nią kierowało.

- Kiedy go odnalazłam, nie miałam pojęcia, że zostanie moim uczniem, ale los często lubi nas zaskakiwać- Iris spojrzała na Edę.- Więc nie powiem ci nic, czego byś już nie wiedziała. Luz jest dla ciebie równie ważna co Ian dla mnie.- Iris spojrzała na Iana.- Nie wiem, czy to przywiązanie, czy fakt, że widzimy w nich samych siebie, a może wszystko razem?

- Tak.- Przytaknęła.- Luz może i z początku była nieznośna, ale później faktycznie zaczynałam widzieć w niej samą siebie sprzed lat.- Eda uśmiechnęła się.- Była ze mną na dobre i złe, no i uratowała mi życie.

- Szkoda, że ja nie mogłam zrobić dla ciebie nic więcej.- Powiedziała z wyrzutem Iris, patrząc na swojego ucznia.

- Nawet gdybyś mogła, to już się stało. Jesteśmy tu i teraz i powinniśmy się z tego cieszyć. Wszystko w końcu jakoś się ułożyło.- Stwierdził Ian, który wiedział, że zrobiła dla niego, tyle ile mogła. Nie mógł przecież wymagać od niej więcej.

Iris roześmiała się głośno.- Nigdy nie pomyślałabym, że mój własny uczeń będzie mnie pouczał.- Spojrzała na niego i pokiwała głową.- Faktycznie dorosłeś.

- A tak między nami.- Eda spojrzała na Iana.- Skąd wiedziałeś, że twoja mistrzyni nie złapie nas wszystkich i nie dostarczy Cesarzowi?

- Ktoś, kto zaryzykował dla mnie wszystkim, więc nie mógłby mnie teraz sprzedać. To nie miałoby sensu.- Ian spojrzał na swoją mistrzynię.- Poza tym zawsze ceniła sobie lojalność no i coś mi mówiło, że tego nie zrobi.

- Cieszę się, że dalej pamiętasz moje nauki.- Uśmiechnęła się.- Sama osobiście też nie przepadam za Belosem, ale wolę mieć go na oku, dlatego.- Iris rozejrzała się dookoła.- Kiedy wróci Luz, powinniśmy znaleźć jakieś ustronniejsze miejsce wtedy będziemy mogli o tym porozmawiać.

Eda i Ian przytaknęli.

Kiedy Luz wróciła, Eda zabrała Iris do jej domu. Kiedy się zbliżali, powitał ich Hooty.

- Hoot, hoot mamy gościa?- Spytał Hooty, wyciągając głowę w kierunku idących za Edą Luz, Iana oraz Iris.

- Zachowuj się Hooty- upomniała go Eda.

- Demon zaklęty w dom. Fascynujące.- Iris słyszała opowieści o Sowim Domu, ale widzieć go z bliska to było niezwykłe doświadczenie, a zwłaszcza dla kogoś takiego jak ona. Osoby, która jest specjalistką od demonów i dla której demony stanowią istotną część życia.

- Hoot, hoot to musi być mistrzyni Iana hoot, hoot- Hooty przekrzywił lekko głowę w prawo, a potem w lewo oglądając gościa z każdej strony.

- A ty skąd to wiesz?- Eda była lekko zaskoczona wiedzą, jaką miał Hooty na temat ich gościa.

- Przyjaciel Ian o niej opowiadał. Iris mistrzyni, wiele nauczyła ho,ho,ho. Mistrzyni surowa, ale dobra. Ian nie zapomniał. Hoot, hoot. Hooty słuchał przyjaciela hoot, hoot.-Hooty zdawał się nieco bardziej podekscytowany lub zadowolony niż zazwyczaj, ale ciężko było to stwierdzić jednoznacznie, ponieważ zdawało się mu reagować niekiedy cóż... za bardzo.

- Widzę, że słuchałeś.- Oznajmił zadowolony Ian.

- Hoot, hoot.-Odpowiedział zadowolony i wrócił na swoje miejsce.

- Masz naprawdę ciekawych przyjaciół.- Zaśmiała się Iris.- Kiedyś w życiu nie powiedziałabym, abyś zaprzyjaźnił się z kimkolwiek, a teraz dowiaduję się, że demoniczny Sowi Dom nazywa cię przyjacielem. To całkiem zabawne.-Powiedziała rozbawiona.

Luz weszła pierwsza, a w środku przywitał ją Król.

- Kto to?- Zapytał, a kiedy spojrzał na Iris, zobaczył, że ma na sobie strój cesarskiego sabatu, przez co trochę się przestraszył.

- Spokojnie Królu.- Luz pogłaskała go po głowie.- To mistrzyni Iana Iris.- Wyjaśniła.

Król z przestraszonego zmienił nastawienie na zaciekawionego.- Dzień dobry.- Powiedział w mowie demonów, chcąc jej zaimponować, ponieważ pamiętał jak Ian mówił, że jego mistrzyni jest specjalistką między innymi od demonów.

- A któż to jest?- Iris zdawała się zaskoczona i zwróciła się do Edy.- Jeśli pamiętam, na listach gończych z tobą był demon. To ty.- Zmierzyła go wzrokiem.- Dzień dobry.- Odpowiedziała w mowie demonów, uśmiechając się przyjaźnie.

- To Król. Mieszka ze mną od dłuższego czasu bywa irytujący, ale przyzwyczaiłam się do tego małego wiercipiętka- Eda pogłaskała go po głowie.

- Miałaś mnie tak nie nazywać!- Oburzył się Król, tupiąc ze złości nóżkami o ziemię.

- Prawdziwy z niego słodziak.- Zaśmiała się Iris, obserwując złoszczącego się Króla.- Chociaż Wygląda jak miniaturka demona, którego kości tworzą Wrzące Wyspy.- Zauważyła.- Pewnie jest w jakimś stopniu z nim spokrewniony, kto wie.- Iris podeszła do Króla i pogłaskała po głowie.

- Od chwili kiedy spotkał jednego z Ukrytych i się z nim zaprzyjaźnił, zaczął się uczyć mowy demonów, a Ian mu pomaga.- Eda uśmiechnęła się lekko.

- Ukrytych spotyka się bardzo rzadko, a dogadanie się z nimi bez znajomości ich mowy jest prawie niemożliwe.- Iris spojrzała na Króla.- Widocznie jednak zawsze znajdzie się sposób, aby się jakoś dogadać- Odparła, ale to stwierdzenie raczej dotyczyło całkiem innej sprawy.

- Ian mam prośbę.

- Tak?

- Zapomniałam dopisać do listy pewien składnik, mógłbyś go dla mnie zdobyć.- Iris wyciągnęła pustą fiolkę z opisaną zawartością.

-Wrócę niedługo- Ian wziął fiolkę i szybkim krokiem opuścił dom.

- Jest jeszcze coś o co chciałam cię zapytać- Powiedziała Eda, rozsiadając się wygodnie na krześle.

- Jakim cudem Ian skończył jako miniaturowa figurka, którą można odczarować poprzez tylko i wyłącznie jej zbicie? Myślałam, że przemiana jest nieodwracalna.

- Bo jest. Poniekąd. To był całkiem prosty plan. Tak się mi przynajmniej wtedy zdawało.- Zaczęła.- Użyłam pewnej mikstury ochronnej, którą Ian miał wypić przed zamianą, aby jego ciało wytworzyło coś w rodzaju membrany, która miała nie dopuścić do zamiany ciała w kamień, porównałabym to do skorupki jajka, która chroni jego wnętrze- wyjaśniał na dość prostym według niej przykładzie.- A dla pewności trochę po majstrowałam przy maszynie, która miała go zamienić. Dolałam do niej trochę mikstury zmniejszającej, aby go w trakcie przemiany zmniejszyło, a dzięki czemu łatwiej można by go było ukryć. Udało się, ale nie przewidziałam, że Kikimora dowiedziała się o moim planie. Zdołałam otworzyć po przemianie portal, ale nie zdążyłam wyobrazić sobie punktu docelowego, więc mogło go wyrzucić wszędzie. Chciałam go szukać, ale mnie wygnano.- Iris opuściła głowę.- Nie mogłam wrócić, bo bacznie mnie obserwowano, chociaż organizowałam co jakiś czas osoby, które miały go znaleźć jednak bez powodzenia. W każdym razie wszystko skończyło się dobrze no może poza tym, że zajęło to 10 lat.- Iris westchnęła ciężko- Ważne, że Ian wrócił, teraz mogę już spać spokojnie.- Uśmiechnęła się.

- Nieźle wykombinowane, ale dlaczego Belos nie zamienił cię w kamień jak jego?

- To bardzo proste.- Odparła.- Byłam zbyt cenna na taką karę, ale jakoś musiał mnie ukarać więc padło na wygnanie, które przy okazji było pomysłem Kiki. Liczyła, że na wygnaniu przytrafi się mi jakiś wypadek- pokręciła głową.- Nigdy mnie nie lubiła, heh ze wzajemnością.- Uśmiechnęła się złośliwie.

- Eda mówiła, że była pani kiedyś twarzą cesarskiego sabatu. Jeśli to nie tajemnica to chciałbym wiedzieć, dlaczego dołączyła pani do Belosa?

- Luz!- Zganiła ją Eda- Nasz gość może nie mieć ochoty opowiadać na takie pytanie.

- To żadna tajemnica chociaż trochę krępująca z perspektywy czasu.- Wzięła głęboki wdech- Poznałam go w chwili kiedy wprowadzał podział na sabaty i jako jedna z pierwszych zostałam przyjęta do jego sabatu, który jeszcze nie był cesarski. Szukałam ochrony przed wrogami, którzy na mnie polowali, a sabat był jedynym miejscem, który mogłoby zapewnić mi ochronę.

- Ochronę przed czym?- dopytywała Luz.

- Przed moim przyrodnim rodzeństwem, które nigdy mnie nie zaakceptowało i traktowało moją obecność jako rysę na honorze. Rysę, którą trzeba usunąć.- Westchnęła.

- Za młodych lat słyszałam opowieści, że brałaś udział w walce ze zbuntowanymi lordami, którzy nie uznawali władzy Belosa, to prawda, że ich przywódcami była twoja rodzina?

- To prawda Edo- przytaknęła, chociaż nie była z tego dumna.- Moja rodzina była inicjatorami i przywódcami buntu, a kiedy ich zabrakło, bunt upadł, a ci, którzy wcześniej walczyli przeciwko Belosowi, szybko uznali go za prawowitego władcę Wrzących Wysp. Pierwszym, który to zrobił był Falsus Blight ojciec Aladora, który tak między nami wdał się w ojca.- Na twarzy Iris pojawiło się obrzydzenie.- Przysięgał lojalność Belosowi, ale kiedy zrobi się gorąco, to wątpię, czy będzie można na niego liczyć. Szczury takie jak on zawsze pierwsze opuszczają tonący okręt.

- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale chcesz powiedzieć, że Alador Blight członek jednej z najbardziej wpływowych rodzin na Wrzących Wyspach był synem zdrajcy?- zapytała zaintrygowana tą informacją Eda.

- Mhm. Historię jednak piszą zwycięscy i uważa się go za tego, który "przejrzał na oczy"- pokiwała twierdząco głową, uśmiechając się ironicznie przy ostatnich słowach.- Falsus w zamian za lojalność zachował status i prawo do korzystania z magii, ale nie nacieszył się tym długo, bo przytrafił się mu wypadek. Śmiertelny wypadek. Głową rodziny został Alador, który jest taki sam jak jego ojciec, czyli kieruje się swoją nienasyconą ambicją. A takie zachowanie niemal zawsze odbywa się kosztem innych i stąd wzięła się jego obsesja na punkcie otaczania się równymi sobie.

Luz opuściła głowę. Nie miała pojęcia jak bardzo zepsuta jest rodzina Amity, która powoli, ale skutecznie zaczęła zmieniać swoje dzieci na swoje podobieństwo. Sama Amity już to zrozumiała, ale co z jej rodzeństwem? Czy trzeba będzie ich ratować przed nimi samymi? Czy trzeba będzie z nimi walczyć? Słowa Iris były niepokojące. Nie chciała jednak dopuścić do siebie myśli, że miałaby stanąć przeciwko Amity.

Iris uśmiechnęła się i lekko zaczerwieniła na policzkach- Wracając do kwestii, dlaczego dołączyłam do Belosa. Był jeszcze jeden powód, bardziej osobisty. To, co nas wtedy łączyło...nie było dziecinnym pojęciem romansu, ale...przynajmniej byliśmy szczęśliwi. Nie wiem, czy on był, ale ja tak.

- Chwila, chwila- Przerwała Luz- Byłaś dziewczyną Belosa?!- Zapytała, jakby nie wierzyła w to co słyszy.

- To był inne czas i my byliśmy inni- uśmiechnęła się ironicznie- był fascynujący. Imponowała mi w nim jego pewność siebie, wizja, a na dodatek był życzliwy, mądry, a nawet miły więc jak mogłam się w nim nie zakochać?- Iris ponownie się uśmiechnęła, jakby miała to wszystko przed oczami- Mogę wam to nawet pokazać.- Wykonała ruch palcem i oczom wszystkich ukazał się fragment wspomnienia Iris.

Wspomnienia, w którym Iris podeszła do Belosa i wzięła go pod rękę i położyła na głowę na jego ramieniu, oglądając wspólnie wielką paradę wszystkich sabatów, a w tle można było dostrzec postaci takie jak Lilith, rodziców Amity i dyrektora Bumpa. Wszyscy maszerowali z dumnie wypiętymi piersiami świętując zaprowadzenie porządku. Na tym wspomnienie się skończyło.

-Przynajmniej taki był na początku. Później zaczęła się jego obsesja na punkcie zaprowadzenia porządku w magii. Nie ważne co wtedy zrobiłam, on nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć. Po prostu mnie odtrącił, wtedy dotarło do mnie, że jego „rozwiązanie" problemu dzikiej magi polegało na zamknięciu dostępu do niej dla tych, którzy nie podporządkują się idei sabatów, a ci, którzy ją zaakceptowali, mieli do niej ograniczony dostęp. Zabawne jak szybko z wybawiciela można zmienić się w tyrana.- Iris spojrzała na Ede i Luz śmiejąc się ironicznie- Ale mimo to zostałam przy nim, bo nie miałam lepszych opcji przynajmniej do czasu, aż pojawił się Ian, a dalszy ciąg już pewnie znacie.

- Nigdy nie pomyślałabym, że Belos mógł się z kimś związać- Eda zdawała się nie wierzyć w to co słyszała, ale wspomnienie Iris nie kłamało.

- Może nigdy nie chodziło o związek- Iris bezradnie rozłożyła ręce- może w ten sposób chciał mnie zatrzymać przy sobie i wykorzystać moje zdolności. Byłam samotna oraz miałam potężnych wrogów, a on to wykorzystał, a kiedy dostał, to czego chciał, to zrzucił maskę- Iris nieco posmutniała.- Jednak ja wolę myśleć, że jednak coś do mnie czuł, inaczej okaże się, że...ech szkoda gadać.- Pokręciła głową z dezaprobatą, a na jej twarzy widać było, że myślenie o tym sprawia jej ból.

- Więc Belos był kiedyś inny?- Zdziwiła się Eda- To wydaje się nierealne.

- To prawda. Znałam go najdłużej ze wszystkich, ale okazało się, że tak naprawdę nie znałam go wcale- przyznała ze smutkiem.- Dawny Belos odszedł, a ten, którego dzisiaj znacie, jest gotów poświęcić wszystko i wszystkich dla swoich celów.

Luz spojrzała na Iris, a w jej głowie kłębiło się wiele pytań, a jej historia sprawiła, że niektóre sprawy przestawały być czarno białe.

- Odnoszę wrażenie, że chce nam pani jeszcze coś powiedzieć.- Odezwała się Luz jakby czuła, jakby coś jej kazało o to zapytać.

- Twoja uczennica jest bardzo przenikliwa- uśmiechnęła się Iris- Owszem jest jeszcze coś, o czym muszę wam powiedzieć- Przytaknęła i zrobiła się bardziej poważna- Jak pewnie wiesz ludzie nie potrafią korzystać z magii w taki sposób jak my- Zaczęła.

- Tak wiem, ale Luz potrafi czarować przy pomocy glifów, które rysuje.

- Słyszałam o tym i to jest bardzo interesujące.

Luz wyszła i po chwili wróciła do pokoju z czymś, co wyglądało na herbatę i położyła kubki na stole.

- Cóż, kiedy znalazłam Iana, nie był taki jak ten, którego widzicie dzisiaj.- Iris spojrzała na Luz.- Był wyczerpany, złamany, ale zobaczyłam w nim to, co każdy mistrz chciałby zobaczyć. Niedoświadczoną i nieokiełznaną moc, która aż się prosiła, aby ją uwolnić, poza tym zobaczyłam w nim coś naprawdę specjalnego.- Iris wzięła łyk napoju.- Jako wierna członkini cesarskiego sabatu i prawa ręka cesarza w tamtym czasie zameldowałam o tym co się stało, a Belos kazał mi się nim zająć, i bacznie obserwować.

- Dlaczego?- Zapytała Luz

- Eda pewnie ci opowiadała, że nasze światy się łączyły w różnych okresach historii?

Luz pokiwała twierdząco głową.

- Belos był ciekaw, jak Ian tu trafił, i podobnie jak ja wiedział, że jest niezwykły- Iris spojrzała w swoje odbicie w reszcie, lub tego, co zostało z „herbaty" którą przygotowała Luz- Kiedy Ian rzucił swoje pierwsze zaklęcie, zaczęłam sobie zadawać pytanie: "Jakim cudem człowiek potrafi czarować?" Wtedy Belos kazał, abym go wyszkoliła, bo według niego mógł okazać się przydatny. Był tylko jeden warunek --Nikt nie mógł się dowiedzieć, że człowiek przebywa w cesarskim sabacie- Dlatego postanowiłam go nauczyć magii iluzji i tego, jak się ukrywać przed niechcianym wzrokiem- Iris westchnęła ciężko- szybko się uczył i okazało się, że ma smykałkę do iluzji, a potrafił więcej niż nauczyciele, którzy go uczyli, chociaż sami o tym nie wiedzieli. Wiedziałam, że w tajemnicy uczęszcza na lekcje wmieszany w tłum innych uczniów cesarskiego sabatu, ale nie zabroniłam mu tego, bo uznałam, że czegoś się nauczy no i to był dobry test jego umiejętności. Po 5 latach nauki stanął przed Belosem i wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Belos nas zdradził. Ian próbował walczyć, ale nie miał szans...

- Zrobiłaś, co ci kazał- oburzyła się Eda- wyszkoliłaś najlepiej jak umiałaś i tak ci podziękował?

- Fakt- przytaknęła.- Wyszkoliłam go i to chyba za dobrze. Belos przestraszył się, że człowiek okiełzna dziką magię i odbierze mu władzę, ale ja sądzę, że było jeszcze coś- Iris spojrzała na Ede i Luz.- Ian jest bardziej niezwykły, niż się zdaje.- Oparła podbródek na swoich dłoniach- Po 5 latach nauki chcąc nie chcąc przywiązałam się do niego, bo jak mówiłam wczesniej, widziałam w nim samą siebie, więc nie mogłam go porzucić, tak jak to mnie porzucono.- Iris zrobiła ostatni łyk herbaty.

- Mimo że minęło tak wiele czasu, to Ian nadal bardzo cię ceni.- Odparła Eda.

- Wiem. Chociaż po tym, co razem przeszliśmy to trochę dziwne- spojrzała na Edę i zamyśliła się na chwile.- Łączy nas relacja, jaka łączy mistrzynię i ucznia, a kto wie może nawet uważa, że jestem dla niego kimś w rodzaju matki.- Uśmiechnęła się lekko rozbawiona ironią tego stwierdzenia.- Jednak prawda jest bardziej bolesna, niż mi się zdawało, a doszłam do tego kilka dni po wygnaniu...

- Niech pani opowie.- Poprosiła Luz.

- Dobrze, ale nie mówcie tego Ianowi. Sama to zrobię.

Ida i Luz potrząsnęły głową na znak, że rozumieją.

- Powiedzcie mi najpierw czy słyszeliście kiedyś o imieniu Tanis?

- Ja słyszałam- odezwała się Eda.- Moja siostra czytała kiedyś romans, którego bohaterka miała tak na imię, a na końcu niej zyskała przydomek Tanis Tysiąca Łez.

- To ta sama- Iris pokiwała głową.- Napisał ją mój dobry znajomy, a czemu o niej mówię? Cóż...Tanis była moją młodszą przyrodnią siostrą i o ironio...- Iris zdawała się mieć wielkie trudności z wyduszeniem tego słowa. Zupełnie jakby powodowało u niej ból- to ona była matką Iana.

Po tych słowach wszyscy otworzyli usta ze zdziwienia tak szeroko, że te niemal dotknęły ziemi.

- Więc chcesz powiedzieć, że...- zaczęła Eda.

- Że w Ianie płynie krew jednego z najstarszych rodów na Wrzących Wyspach? Tak, to właśnie chce powiedzieć, a fakt, że jest też w połowie człowiekiem, co już samo w sobie sprawiło, że ma  ogromny potencjał, ale żeby to zrozumieć, opowiem wam fragment tej historii.- Iris westchnęła i rozsiadła się wygodnie na krześle.- Wszystko zaczęło się w chwili kiedy bunt, który wszczęła moja rodzina, powoli dobiegał końca, a Tanis była ostatnią z mojej rodziny, która mi umykała. Ścigałam ją długo, aż udało mi się ją dogonić w miejscu nazywaną Pustynią Zaginionych Dusz. Pustkowiem gdzie nikt przy zdrowych zmysłach się nie zapuszcza, a jeśli już to robi, to nigdy stamtąd nie wraca. Jednak to wspomnienie do niedawna nic dla mnie nie znaczyło, a teraz... o niczym innym nie myślę, bo należało do mojej siostry, która mi je przekazała, żebym nigdy nie mogła zapomnieć o tym, co zrobiłam- Iris z ciężkim sercem rzuciła po raz kolejny czar, w którym ukazała się wizja, w której znajdowała się jej siostra w towarzystwie jakiegoś człowieka, którego twarz była ciężka do zidentyfikowania, ale ją było widać bardzo dobrze.

(Podglądowy wygląd Tanis)

- Moja siostra niedługo tu będzie- Tanis wbiła wzrok w ziemię.- Nie spocznie, dopóki nasza rodzina nie przestanie istnieć...

- Zawsze jest nadzieja- odpowiedział człowiek, trzymając w ramionach zawinięte w tkaninę niemowlę.

- Ja jednak jej nie widzę...-westchnęła.- Nie mamy już dokąd uciekać...

- A co z naszym synem?

- Ukochany...nasz syn skrywa w sobie wielką moc, ale to jeszcze niemowlę. Nie może się równać z moją siostrą, ale znam sposób, aby go ocalić...

- Jaki, ukochana?

- Nie, to zbyt ryzykowne. Klejnot mego rodu może otworzyć przejście do twojego świata, ale uaktywni go tylko dobrowolnie poświęcona dusza...- odparła, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że któreś z nich musi się poświęcić.

-Użyj mojej duszy, ocal naszego syna. Wiesz, że nie mamy wyboru.

-Och, ukochany, nie mogłabym...

-Dobrze zdajesz sobie sprawę, że nigdy nas nie zaakceptują. Raczej stłamszą cię na swoje podobieństwo lub zniszczą, niż dostrzegą w tobie kwiat, który ja widzę.

- Ukochany...

-Nasz syn ma w sobie moc, która może odmienić Wrzące Wyspy, lecz najpierw to my musimy ocalić jego.

Tanis z ciężkim sercem musiała przyznać mu rację. Odłożywszy bezpiecznie niemowlę na ziemię Tanis wzniosła ramiona i otoczył ją błękitny wir. Jej ukochany krzyknął, wydając z siebie jeden przenikliwy dźwięk, a chwilę później pozostał już tylko klejnot nazwany na pamiątkę tamtego dnia Kwiatem Pustyni, który był teraz żywym i błękitnym klejnotem, połyskującym delikatnym wewnętrznym światłem.

Korzystając z jego mocy, otwarła przejście do świata ludzi, gdzie zostawiła niemowlę przed miejscem w którym, ktoś będzie mógł się nim zająć, po czym wróciła, aby stawić czoło swojej siostrze, mając równocześnie w głowie pierwsze i ostatnie słowa, jakie wypowiedziała do swojego syna.

"Będziesz walczył i ponosił porażki. Czasami będziesz myślał, że już nie zdołasz się podźwignąć. Że wolisz zostać na ziemi. Ale wstaniesz, synu. Bo jesteś silny. Bo pochodzisz z silnego rodu. A my zawsze się podnosimy. Będziesz pytał dlaczego. I choć nigdy mnie nie poznasz, wiedz jedno...jesteś moim synem i, że walczyłam za ciebie i za twoich potomków. Do samego końca..."

Teraz Tanis był gotowa stawić czoło swojej siostrze. Czekając na jej nadejście, ściskała w dłoni Kwiat Pustyni pogodzona z własnym losem. Wiedziała bowiem, że nie zatrzyma swojej siostry, a to wszystko z powodu braku akceptacji...głupota jej ojca oraz jej braci, która ściągnęła zagładę na ich rodzinę i pogrzebały wszelką szansę na dogadanie się.

- Nasz syn jest bezpieczny...-wyszeptała.

Nagle powietrze przeszył głośny krzyk.

- Tutaj kończy się twoja podróż siostro!

Iris i Tanis stanęły naprzeciw siebie, wymieniając się zaklęciami, lecz żadne z nich nie chciało ulec. Walka była naznaczona przez ślady, na ich ciałach, a krew mieszała się z potem spływającym z ich twarzy. Tanis wiedziała, że przegrała, Iris zdawała się niestrudzona, chociaż większość osób, z którymi wcześniej walczyła Tanis dawno by padła pod naporem jej zaklęć. Jednak osoba z którą walczyła, była jej siostra. Napędzał ją gniew i poczucie obowiązku. Wreszcie Iris skoncentrowała całą swoją moc w jedno ostatnie zaklęcie, które dosięgło celu. Jej wzrok na moment skrzyżował się ze wzrokiem Tanis i zdawało się jej, że dostrzegła w jej oczach smutek, nim zgasł w nich ogień. Tanis ostatkiem sił rzuciła się na Iris, wbijając jej palce w twarz, przekazując jej wspomnienia ostatnich chwil jej życia, po czym zachwiała się i spadła w przepaść kurczowo trzymając w dłoniach Kwiat Pustyni, a Iris czuła jakby to dwa żywoty dobiegały kresu, staczając się w otchłań. Wtedy pojęła, że również cząstka niej samej nigdy nie opuści tych głębin. Jej emocje przysłoniły jej to, co słuszne, ale to już nie miało znaczenia. Ostatni członek jej rodziny został pokonany, ale tym razem Iris nie czuła radości. Liczyła, że kiedy zerwie z przeszłością będzie w końcu wolna, ale jeden zerwany łańcuch zastąpił inny. Było to poczucie winy, którego tak łatwo nie można się było pozbyć.

W tej chwili wspomnienie się skończyło.

- To tylko fragment tej historii.- Odparła Iris. Książka, którą uważacie za romans to tak naprawdę historia moja i mojej rodziny ubarwiona tu i ówdzie, ale jej sens jest ten sam.

Eda, Luz i Król byli w szoku. Historia, jaką przedstawiła im Iris, wstrząsnęła nimi tak bardzo, że nawet nie wiedzieli, jak mają to skomentować.

-Zrobiłam dla niego, tyle ile mogłam, ale od was też sporo się nauczył- Twarzy Iris stała się bardziej pogodna i bardziej żywa- No, ale już dość tych smutnych tematów. Pora zrobić to, po co tu jestem. Gdzie w tym domu jest jakiś stół alchemiczny?- Zapytała, wstając od stołu, w ciągu kilku chwil otrząsając się ze smutku i żalu, jaki towarzyszył jej przez większość rozmowy.

- Ja pokażę- Zgłosił się Król.

I razem z Iris poszli do pomieszczenia, które służyły Edzie za laboratorium.

- Wyglądasz na strapioną- Odezwała się Eda.

- To, czego się dzisiaj dowiedzieliśmy...jest naprawdę ciężkie do przetrawienia....- Luz starała się odpowiedzieć, ale ciężko jej to szło.

- Chodzi o Iana?- zapytała Eda, chociaż to było pytanie retoryczne. Oczywiście, że chodziło o niego.

- Yhm- pokiwała twierdząco głową.- Stracił tak wiele, ale jednak udało się mu pozbierać, chociaż, to pewnie przez to boi się otworzyć przed innymi. Jednak nigdy nie słyszał, żeby narzekał na swój los.- Luz miała problemy z dobieraniem właściwych słów. Wiedziała, że więź, która ich łączy coś więcej niż przyjaźń...najbliżej temu do swego rodzaju braterstwa.

- Rozumiem go.- Eda wyglądała na zamyśloną. Przypomniało się jej, co stało się, po tym jak sama została przeklęta oraz jak namawiała Luz, aby ta ją porzuciła, chcąc ją ratować.- Nikt nie chce obarczać innych swoimi problemami, a zwłaszcza tych, na którym im zależy. Opiekuj się nim Luz, nawet jeśli on tego nie potrzebuje, to powinien mieć kogoś takiego jak ty. Przyjaciółkę, na którą zawsze może liczyć.- Eda położyła dłoń na jej ramieniu.

- Tak będzie najlepiej- Luz uśmiechnęła się szeroko.- Jednak będę dla niego kimś kim on dla mnie był i dalej jest...duchem stróżem, kimś w rodzaju starszego brata, który udaje, że nic go nie obchodzi, a naprawdę bardzo się stara na swój sposób mi pomóc- Luz próbowała ubrać swoje uczucia w słowa, co wychodziło jej z mieszanym efektem.

Eda uśmiechnęła się i z zadowoleniem patrzyła na postawę swej uczennicy. Dzięki tej relacji zaczęła mentalnie dorastać. Powoli, ale jednak. Wtedy właśnie wrócił Ian.

- Gdzie jest Iris?- Zapytał.

- Zabrała się za robienie mikstury. Chodź. Właśnie do niej idziemy.

Eda wyszła jako pierwsza, a Luz tuż za nią Ian szybko do niej dołączył. Luz spojrzała na niego i dostrzegła, że wyglądał na szczęśliwego. Znalazł przyjaciół, ponownie spotkał się ze swoją mistrzynią oraz wyrwał się z kamiennej klątwy i odzyskał ciało. Nikt w świecie ludzi nie uwierzyłby Luz w taką historię, ale to była prawda. Sama Luz czuła, że pomógł jej się rozwinąć i dorosnąć była tylko ciekawa, w czym ona pomogła jemu oraz jak on ją postrzega. Czy dalej ma ją za głupiutką naiwną dziewczynkę, która nie ma pojęcia, jak działa świat czy za przyjaciółkę lub nawet rodzinę? Z pogodnym wyrazem twarzy oraz tymi myślami Luz i reszta udali się do pracowni Edy.

Kiedy dotarli na miejsce, Iris już kończyła.

- Jesteście.- Powiedziała, głaszcząc Króla po głowie.- Uczę Króla mowy demonów i muszę przyznać, że szybko się uczy. Prawda?- zwróciła się do Króla.


-Prawda!- potwierdził, mrużąc oczy, a musiał przyznać, że dłonie Iris były wyjątkowo delikatne.
- Przyniosłem to o co prosiłaś.- Ian wręczył Iris fiolkę pełną jakiejś pomarańczowej cieczy.

- Świetnie.- Iris wlała kilka kropel do kociołka, w którym przygotowywała miksturę.- Teraz nie będzie już tego gorzkawego posmaku.- Wzięła odrobinę wywaru na łyżkę i spróbowała przez jakiś czas, trzymając go w ustach, by po chwili go połknąć.- Właśnie o to chodziło.- Uśmiechnęła się.- To wystarczy na jakiś tydzień. Tylko pamiętaj pół butelki przed sen i pół po przebudzeniu, a powinno być dobrze, gdyby jednak coś było nie tak to cóż...zrobiłam ile się dało.

Eda spojrzała na pełny kociołek eliksiru.- Czy wystarczy dla mojej siostry?

- Pewnie. Wzięłam ją pod uwagę w obliczeniach, a żeby było ci łatwiej na fiolkach, zaznaczyłam połowę więc nie powinnaś się pomylić.- Iris otrzepała dłonie zadowolona z wyników swojej pracy. Przypomniało jej to stare czasy, kiedy dopiero uczyła się jak warzyć mikstury, jej pierwsze porażki i sukcesy.- Na mnie już czas młody.- Iris podeszła do Iana i położyła dłoń na jego ramieniu. I wręczyła mu zapieczętowany zwój.- Cieszę się, że cię spotkałam i że jesteś cały i zdrowy.- Zwróciła się w kierunku do Edy i Luz.- Przypilnujcie go do czasu, aż ten bałagan z Belosem się nie rozwiąże. A ty Ian pamiętaj, zawsze możecie liczyć na moją pomoc.- Uśmiechnęła się, kładąc na moment rękę na jego ramieniu, by po chwili ruchem swojej laski otworzyć portal, przez który przeszła.

- Dotrzymałeś słowa mały.- Odezwała się Eda, zwracając się do Iana.- Pomoc twojej mistrzyni sporo zmieniła.- Uśmiechnęła się lekko.- Dobrze, że w cesarskim sabacie są jeszcze porządne osoby.

- To brzmi jak komplement.- Zaśmiała się Luz.

- Taki cesarski sabat powinien być od początku.- Oznajmił Ian.- Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.- Trzymając kurczowo zwój, jaki dostał od swojej mistrzyni.

Iris wróciła do cesarskiego zamku, gdzie ktoś już na nią czekał.

- Gdzie byłaś?- Zapytała niezadowolona Kikimora, która czekała na nią przed jej pokojem wbijając w nią swój wzrok.

- Nie muszę ci się spowiadać Kiki- rzuciła.- Załatwiałam swoje sprawy- dodała beznamiętnie.- Mikstura dla cesarza jest w mojej pracowni, jeśli o to ci chodzi.

- Uważaj Iris, stąpasz po kruchym lodzie. Jedna pomyłka i skończysz jako rzeźba- Po ostatnim zdaniu Kikimora uśmiechnęła się złośliwie.

- Jeszcze nie dzisiaj.- Warknęła.- A teraz wybacz, jestem zmęczona.- Ziewnęła, otwierając drzwi od swojego pokoju, ignorując przy okazji Kikimorę i nie czekając na jej reakcje szybko je za sobą zamknęła.

Kikimora odeszła kilka kroków, ale sprawiała wrażenie zadowolonej.

- Nie myśl, że nie wiem gdzie byłaś. Cesarz się o tym dowie, a kiedy przestaniesz być potrzebna, zamienisz się w kamień- Kikimora odeszła w swoją stronę ciesząc się, że wkrótce na dobre pozbędzie się problemu w postaci odwiecznej rywalki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro