Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog Każda historia ma swoje zakończenie

[Smutne zakończenie]

https://youtu.be/Ihdo3vPFK9Y

To zakończenie napisałem pod wpływem tego sundtracku, który robi depresyjną robotę. Polecam zacząć od 1:50

- Została jedna ostatnia rzecz do zrobienia.-Najtrudniejsza.- Ian spojrzał ponownie w kierunku serca.

- Co...co masz na myśli?- Zapytała Luz, która miała wrażenie, że zaraz usłyszy coś, czego nie chciałaby usłyszeć.

- Pokonaliśmy Belosa, ale stało się to czego się obawiałem. Zmiany zaszły za daleko Wrzące Wyspy, a może i nasz świat mogą ucierpieć, mocno ucierpieć. Chyba że...- Ian opuścił wzrok i westchnął ciężko, a na jego twarzy pojawił się smutek.

Luz spojrzała na niego jeszcze bardziej zdenerwowana.

- Nie bez powodu prosiłem cię, abyśmy zakończyli to we dwójkę...-Ian wziął głęboki oddech.- Kiedy odzyskałem swoje fizyczne ciało, powiedziałem ci, że mam u ciebie wielki dług wdzięczności. Dług, który zamierzam dziś spłacić, a kolnym powodem, dla którego zabrałem cię ze sobą, był fakt, abym mógł się z tobą osobiście pożegnać.- Zacisnął pięści i wyprostował się, patrząc w kierunku serca.

- Nie, nie, nie!- Luz rozpłakała się, a łzy pociekły po jej policzkach, domyślając się, do czego zmierza ta rozmowa.- Nie możliwości na inne zakończenie, szczę....szczęśliwe dla nas wszystkich?!

- Nie dla kogoś takiego jak ja.-Ian również posmutniał.-Z tej przygody wróci tylko jedno z nas i chcę, abyś to była ty.- Powiedział spokojnie, kładąc dłoń na jej ramieniu.

- Koniec, w którym ktoś ginie?!- Luz zrzuciła jego dłoń.- Nie zgadzam się! Słyszysz?! Nie zgadzam się! To nie tak miało być!

- Posłuchaj mnie Luz, nie chcę, abyśmy oboje tu zginęli!- Przywołał ją do porządku.- Ja już kiedyś podjąłem pierwszy krok, dlatego jest mi łatwiej podjąć tę decyzję. Po drugie nie zawsze dostajemy od życia to czego chcemy. Zresztą, kiedy ruszaliśmy, mówiłem, że wiem co trzba zrobić, aby się udało, ale nie powiedziałem, że ktoś musi poświęcić się dla dobra ogółu i wychodzi na to, że tym kimś będę ja.

- A pomyślałeś chociaż przez chwilę o mnie?! O pozostałych?! Twoich przyjaciołach?!- Powiedziała z wyrzutem.

- Tak. Właśnie dla tego to robię. Dla was. Dla ciebie. Kiedyś nie kiwnąłbym nawet palcem. Patrzyłbym, jak Wrzące Wyspy i świat ludzi płonie i obraca się w popiół, ale z chwilą, kiedy poznałem ciebie...- Ian walczył ze sobą, aby powstrzymać łzy.- Drugi raz mi się nie uda, więc słuchaj uważnie. Wiem, że nie zawsze się zgadzaliśmy, ale ciesze się, że cię poznałem. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką, pokazałaś mi, że nawet ktoś taki jak może zrobić coś dobrego. Za tymi murami są twoi przyjaciele, osoby, którym na tobie zależy. Osoby, które cię kochają. Zresztą Amity zabiłaby mnie, gdybym pozwolił ci ryzykować życie. Pamiętasz jak ci mówiłem, że czasem potrzebny jest tylko bodziec, ale nie dodałem, że czasem również potrzebna jest ofiara...- Ian uśmiechnął się, chociaż wcale nie było mu do śmiechu, po czym skupił się i otworzył portal za plecami Luz.

Luz jednak zdawała się nie przyjmować tego do wiadomości.

- Proszę wróć ze mną...zawsze jest inne wyjście...

- Nie, nie tym razem. Nie ma innej możliwości. Nie wrócę. Radzę się oddalić. To, co się tu stanie może być problematyczne...

- Błagam cię przemyśl to....

- To muszę być ja, bo ktoś inny mógłby wszystko zepsuć.- Uśmiechnął się przez chwilę.- Zresztą co ty wiesz o ratowaniu świata głuptasie, jesteś tylko...Luz.

- Proszę...nie rób mi tego... nie teraz...- powiedziała przez łzy i mocno go przytuliła.

-To jest moja misja, nie twoja. Pozwól mi ją zakończyć, a brew temu, co myślisz to nie jest koniec.-Ian znów się uśmiechnął .- Żyjemy tak długo, jak pamięta o nas ostatnia osoba. Żegnaj Luz, zaszczytem było móc nazywać się twoim przyjacielem.- Ian spojrzał jej w oczy.- I obiecaj, że o mnie nie zapomnisz i nigdy się nie zmienisz.- Wybór był dla niego jasny, ale jednocześnie niemożliwy do spełnienia. Wiedział, że jeśli Luz tu zostanie będzie to oznaczało koniec świata i koniec ich obojga. Aby powstrzymać upadek musiał zapomnieć o uczuciach do Luz i pozostałych...na zawsze. Po ostatnich słowach Ian odepchnął ją, by zaraz się skoncentrować i podmuchem magi wpychając opierająca się jeszcze Luz do portalu wraz z maską Belosa.

https://youtu.be/egV52He4QWU

(polecam sobie odpalić bo ta muzyka fenomenalnie buduje nastrój!)

-Niektórzy mówią, że tchórz umiera tysiąc razy, a bohater umiera tylko raz.- Powiedział do siebie, próbując jakoś poprawić sobie nastrój.- Czas to zakończyć raz i na zawsze.

Serce skażone przez magię Belosa było coraz bardziej niestabilne, a Ian czuł, że jego niestabilna energia wymykała się powoli spod kontroli i że jeśli czegoś nie zrobi wszystko przestanie istnieć.

- Oby to wystarczyło.- Ian podszedł żwawym krokiem do serca i obiema dłońmi złapał za serce zaczynając przekazywać mu swoją energię. Wiedział, że kiedy zacznie to robić nie będzie mógł przestać, aż do chwili kiedy serce zostanie ustabilizowane jednak miało to swoją cenę. Bardzo wysoką cenę. Z każdą sekundą słabł coraz bardziej tak bardzo, że ciężko było mu ustać na nogach, ale mimo wszystko kontynuował. Kiedy czuł, że nie ma już ani grama magi musiał użyć swych sił witalnych. Jego ciało zaczęło powoli znikać. Wiedział, że to są jego ostatnie chwile. Czuł, że pochłania go ciemność, ale tym razem się jej nie opierał. Liczyło się tylko to, że Luz i reszta są bezpieczni. Nie musiał tam być, żeby wiedzieć, co się dalej wydarzy. Przywołał więc resztkę niknącej świadomości i wyszeptał swoje imię, a przed oczami przebiegło mu całe życie w których przebłyskach pojawiły się osoby, które były dla niego ważne. Iris, Luz oraz Emira...i wtedy nadszedł koniec. A Ian w końcu odnalazł wolność...

(polecam obejrzeć fragment który udostępniłem w komentarzu. Jest wzruszający i oddaje niemal 1 do 1 co się tutaj stało)

Serce Tytana znów zaczęło bić tak jak powinno, a obie krainy zostały ocalone. Belos leżał słaby i pokonany, ale Iana już nie było. Poświęcił on całe swoje jestestwo, wszystko czym był i czym mógł się stać, aby ratować miejsce które mógł w końcu nazwać domem oraz swoich przyjaciół.
Fala energii jaka została wyzwolona rozlała się na całe Wrzące Wyspy a nawet dalej.

Na zewnątrz wszystko nagle ucichło. Zwolennicy Belosa i ci którzy walczyli przeciwko niemu zamarli kiedy z zamku wydobyła się fala energii, a cała wola walki nagle z nich uleciała, zrozumieli, że to już koniec. Wtedy otworzył się portal z którego wypadła Luz wraz maską Belosa i wtedy było już jasne, kto zwyciężył

- Nic ci nie jest!- Zapytała Amity podbiegając do Luz i w pierwszym odruchu przytuliła ją najmocniej jak potrafiła..

Dołączyli do niej pozostali przyjaciele, wśród nich  Eda i Lilith. Nagle pomiędzy nich wepchnęła się Iris.

- Gdzie jest Ian.- Iris podniosła z ziemi maskę Belosa.

- Ja...przykro mi...- Luz rozpłakała się.- Nie mogłam go zatrzymać.

- Biedny dzieciak.- Iris spojrzała na swoje odbicie w masce.- Zawsze wiedziałam, że pisane mu wielkie czyny, ale coś takiego się nie spodziewałam.- Iris otarła łzy.- Byłeś najlepszym uczniem jakiego miałam, moją rodziną i to ty otwarłeś mi oczy, że zawsze jest inna droga, więc dlaczego ty musiałeś wybrać akurat tę?- łkała, padając na kolana.- Obiecuje ci, że twoje poświęcenie nie zostanie zapomniane.- Wyszeptała

Iris otarła łzy i spojrzała na Luz mówiąc:

-Dziękuje.

- Za co?- Zdziwiła się.

- Za to, że byłaś przy nim niemal do końca. Że miał kogoś kogo mógł nazwać przyjacielem, rodziną.- Iris wstała.- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, czegokolwiek, to z radością ci pomogę.- Iris lekko się ukłoniła.- Kiki!- Rzuciła w kierunku dawnej rywalki.

- T-tak?

- To koniec.- Iris spojrzała na Kikimorę i pozostałych członków cesarskiego sabatu.- Spokojnie Kiki nie jestem mściwa. Dlatego daję ci szansę, dołącz do mnie, a wspólnie odbudujemy sabat Zaczniemy wszystko od nowa i zapomnimy o tym co nas dzieliło. Dla dobra Wrzących Wysp. 

Kikirmora chwilę myślała po czym odparła:

- Ja...dziękuję za te szansę. Nie zawiodę cię.-Ukłoniła się, zaskoczona ofertą dawnej rywalki, ale wiedziała, że nie mogła jej odmówić.

- Udało się, ale szczerze nie czuję radości w tym zwycięstwie.- Luz spojrzała na zamek.

- Zrobił to aby uratować nas wszystkich. Uratować ciebie.- Amity złapała Luz mocno za rękę.

- Masz rację, ale bez niego czuję się...pusta.- Luz westchnęła smutno.- Ian zawsze mówi, że chce zrobić coś aby o nim nie zapomniano. Bał się zapomnienia i samotności, a teraz go nie ma.

- Jego poświęcenie nie pójdzie na marne młoda.- Eda położyła dłoń na jej ramieniu.- Wrzące Wyspy nigdy nie zapomną długu jaki mają u tego chłopaka.- Eda spojrzała w kierunku Iris.

Iris wiedziała co Eda chce powiedzieć i miała racje. Poświęcenie jej ucznia nie mogło zostać zapomniane.

- Każdy bohater musi być gotów do poświęceń,a Ian poświęcił to co miał najcenniejsze. Samego siebie. Co tylko pokazało, że na końcu znalazł coś lub kogoś ważniejszego od siebie, a my musimy dobrze wykorzystać daną nam przez niego szansę.- Stwierdziła ze smutkiem Iris i po tych słowach dołączyła do zbierających się wokół niej członków dawnego cesarskiego sabatu

- Ona ma rację. Wiem, że to trudne, ale tak już czasem się zdarza. W niektórych historiach bohaterowie odchodzą...- Westchnęła Eda, starając się znaleźć właściwe słowa, ale w takich chwilach było o nie bardzo ciężko.- Na pewno chciałby abyś żyła dalej i wspominała go z uśmiechem, a nie ze smutkiem, bo w końcu zrobił to głównie dla ciebie.

- Masz rację.-Luz otarła ostatnią łzę.

- Wrzące Wyspy są bezpieczne, idźcie świętować.- Poleciła Iris chociaż zdawała się lekko zamyślona. Dla niej również było to ciężkie przeżycie. Została ostatnią ze swego rodu, ale nie mogła teraz odpuścić, bo wciąż było wiele do zrobienia.

- Po tym co zrobił Ian? Nie wiem czy będę potrafiła świętować wiedząc, że ktoś się za mnie poświęcił.

- Ian poświęcił się za ciebie i za nas wszystkich.- Poprawiła ją Iris i wzięła głęboki oddech.- Gdyby widział jak się mażesz na pewno porządnie by na ciebie na krzyczał i kazał ci się wziąć w garść- po tych słowach lekko się uśmiechnęła na chwilę zapominając, że jej ucznia już nie ma, bo czuła że w jakiś sposób był wciąż obecny. Odcisnął piętno na wielu osobach i to oni byli świadectwem jego czynów. Wszystko co zrobił zostawiło mniejszy lub większy ślad na każdym z tu obecnych, ale jednak marna to pociecha kiedy kończy się to w taki sposób.

Luz zaśmiała się i przypomniała sobie jak Ian zawsze starał się szukać wszędzie pozytywów i to pomimo tego jak los go potraktował. Zrobiła więc tak jak mówiła Iris. Wzięła się w garść, a przynajmniej próbowała i gdyby nie Amity, to pewnie by się jej to nie udało.

LUZ

Kiedy wróciliśmy do miasta zobaczyliśmy, że mieszkańcy wyszli ze swoich domów i tańczą na ulicach i ciesząc się życiem. Myślałam, że wszyscy zapomną o moim przyjacielu, ale mieszkańcy Wrzących Wysp dowiedzieli, co dla nich zrobił. Kto by pomyślał, że "Upiór ze Wrzących Wysp" stanie się ich patronem. Ci którzy poznali Iana opowiadali historie o tym jaki był, wspominali że mimo błędów jakie popełnił w życiu, to wyciągał z nich wnioski i zawsze starał się wszystko naprawić i iść ciągle naprzód. Widział w innych rzeczy których oni sami w sobie nie dostrzegali. Był najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wymarzyć który bez wahania był gotów poświęcić się dla tych na których mu zależało. Lojalny i odważy do samego końca. Tak właśnie był Ian Varon człowiek który poświęcił samego siebie aby ocalić oba światy. Kocham cię, przyjacielu i będzie mi ciebie brakowało.

Kalid


Chcecie wiedzieć co stało się dalej? Takie rzeczy stają się jasne dopiero po pewnym czasie <śmiech>

Iris dzięki pomocy Kikimory oraz Lilith zjednoczyła rozbity cesarski sabat i zmieniła jego nazwę na Sabat Pierworodnych, a sama obwołała się pierwszą wiedźmą Wrzących Wysp. Nazwa może nie była zbyt wyszukana, ale dobrze oddała jego kierunek. Sabat wrócił bowiem do korzeni przywracając światu zapomnianą magię. Pod czujnym okiem Iris.

Idea sabatów została zachowana jedyne co się zmieniło to to, że za niedołączenie nie posyłano do Konformatorium, ale bacznie obserwowano tych którzy nie chcieli się zadeklarować. W końcu wśród nich mógł pojawić się kolejny Belos.

Sabaty zyskały na znaczeniu i urosły w siłę, dumę i potęgę.

Gnoll Goen został najbogatszym kupcem na Wrzących Wyspach. Dzięki pomocy Luz, Amity i Iris które ocaliły go przed Tymciem, co pozwoliło mu zbudować olbrzymie imperium handlowe, by wkrótce stać się właścicielem całego Nocnego Rynku. Tymcio zaś musiał się pogodzić ze zmianami i dalej prowadzi swój kram, ale zmienił nieco podejście do klientów. Czy na lepsze? To się okaże.

Pomimo konieczności powrotu do świata ludzi Luz, to dzięki pomocy Iris oraz postępujących badaniach nad pierwotną magią umożliwiono jej późniejszy powrót. Z czego korzystała wiele razy.  Jej związek z Amity tak jak każdy inny miewał wzloty i upadki, ale ostatecznie wszystko kończyło się szczęśliwie dla obojga.

Amity dzięki swojej odwadze i determinacji dołączyła do sabatu pierworodnych gdzie zdobyła wysoką pozycję, która uczyniła nazwisko Blight znanym i szanowanym. Krążą plotki, że zebranie sabatów będzie chciało ją zarekomendować jako kandydatkę, na przyszłą przywódczynie sabatu abominacji. 

Jej rodzice niechętnie zaakceptowali związek z człowiekiem, ale po obliczeniu zysków i strat wyszło im, że bardziej się im opłaca na niego pozwolić. Dzięki wstawiennictwu Amity zachowali swoje posady, ale ich zachowanie niewiele się zmieniło. Jednak musieli zaakceptować zmiany jakie zaszły.

Willow: Dzięki swojemu talentowi w magii roślin Willow szybko zdobyła szacunek swojego sabatu by wiele lat później stanąć na jego czele. Pokazując, że dzięki uporowi, determinacji i przyjaciołom można osiągnąć wszystko.

Gus: Chłopak po ukończeniu szkoły odkrył, że jego powołaniem jest rozrywka i został prowadzącym teleshow które ma całkiem niezłą oglądalność,a on sam dobrze wie jak zrobić show. Okazyjnie towarzyszy mu Król.

Boscha: Tak jak marzyła została gwiazdą grudgby, ale charakter się jej nieco poprawił. Po nauczce jaką kiedyś dostała swoją agresje wyładowuje na boisku, a zamiast dokuczać innym po prostu ich ignoruje. Zawsze to jakaś poprawa.

dr. Bump Dalej sprawuje opiekę nad szkołą Hexside pocieszając się tym, że każdy dzień przybliża go do emerytury.

Edric i Emira Rodzeństwo po zakończeniu nauki rozpoczęło podróżuje po Wrzących Wyspach szukając przygód i szukając nowego celu w życiu. Emira co jakiś czas jednak wraca do Hexside gdzie stoi pomnik Iana i w milczeniu na niego patrzy. Nikt nie wie o czym myśli, ale ci którzy ją znają mogą się tylko domyślać.

Uczeń Belosa: Mając dość walki udał się w podróż w której chciał odnaleźć samego siebie.

Król: Pozostał razem z Edą w Sowim Domu by co jakiś czas spotykać się ze swoim przyjacielem Solusem. Stał się biegły w mowie demonów, a dzięki pomocy Iris oraz Solusa napisał nową książkę o demonach, która szybko stała się bestselerem. Dalej cieszy się specjalnymi względami u Iris.

Hooty: Jest tam gdzie zawsze stał. Wesoło nucąc sobie jakieś piosenki, żywiąc się owadami i strasząc niektórych gości. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

A Eda? Cóż.... Eda jest z pewnością tam gdzie można coś zarobić. Jej interes z ludzkimi skarbami po pokonaniu Belosa ponownie zaczął się rozkręcać. Utrzymuje ona przyjacielskie stosunki ze swoją siostrą oraz Iris, a kiedy odwiedza ją Luz zawsze raczy ją mądrymi radami dotyczącymi życia i biznesu. Oczywiście mądrymi według niej.

Co się stało z Belosem? Obecnie siedzi w Konformatorium gdzie odwiedziła go dotąd jedna osoba. Pewien kupiec o kwiecistej mowie i bystrym umyśle, po wizycie którego Belos już nie mógł lub nie chciał czarować. Nikt nie wie kim był ten kupiec, ani gdzie się podział, ale jedno jest pewne. Pewnych tajemnic nigdy nie powinno się rozwiązywać.


[dobre zakończenie]

- Została jedna ostatnia rzecz do zrobienia.-Najtrudniejsza.- Ian spojrzał ponownie w kierunku serca.

- Co...co masz na myśli?- Zapytała Luz, która miała wrażenie, że zaraz usłyszy coś, czego nie chciałaby usłyszeć.

- Pokonaliśmy Belosa, ale stało się to czego się obawiałem. Zmiany zaszły za daleko Wrzące Wyspy, a może i nasz świat mogą ucierpieć, mocno ucierpieć. Chyba że...- Ian opuścił wzrok i westchnął ciężko, a na jego twarzy pojawił się smutek.

Luz spojrzała na niego jeszcze bardziej zdenerwowana.

- Nie bez powodu prosiłem cię, abyśmy zakończyli to we dwójkę...-Ian wziął głęboki oddech.- Kiedy odzyskałem swoje fizyczne ciało, powiedziałem ci, że mam u ciebie wielki dług wdzięczności. Dług, który zamierzam dziś spłacić, a kolnym powodem, dla którego zabrałem cię ze sobą, był fakt, abym mógł się z tobą osobiście pożegnać.- Zacisnął pięści i wyprostował się, patrząc w kierunku serca.

Luz poczuła nagle, że coś nie pozwala jej odpuścić. Nie mogła go zostawić bez względu na wszystko. Jest dla niej jak brat, rodzina, a rodziny się nie porzuca!

- Nigdzie się nie wybieram! Ani ty ani nikt inny mnie do tego nie zmusi!

- A niech cię Luz!- warknął.

Ian nie miał już czasu już aby ją odesłać, bo potrzebował każdego grama mocy jaki miał. Dlatego musiał działać teraz, a obecność Luz sprawiała, że musiał dać z siebie wszystko. Dosłownie.

Podszedł do serca i  zaczął je oczyszczać poprzez przelanie w nie swojej magi. Z każdą sekundą słabł coraz bardziej tak bardzo, że ciężko było mu ustać na nogach, ale mimo wszystko kontynuował. Kiedy czuł, że nie ma już ani grama magi musiał użyć swych sił witalnych. Jego ciało zaczęło powoli znikać. Nagle na ramieniu poczuł dłoń Luz.

- Zapomniałeś?! Przyjaciele trzymają się razem! Nie ma mowy o żadnym poświęceniu życia.-Zganiła go i w jakiś nie wytłumaczalny sposób narysowała glif leczniczy i kiedy go aktywowała, to jego moc powoli zaczynała regenerować siły Iana.

Sprawiło to, że przestał zanikać.

- Już prawie.- Wydusił.

Nagle potężna fala energii powaliła oboje na ziemię.

- Udało się.- Powiedział, wstając i z niedowierzaniem patrzył na oczyszczone serce demona.- Kto by pomyślał...

- Więc jednak było jakieś szczęśliwe zakończenie.- Uśmiechnęła się Luz.

- Jak to zrobiłaś?- Spytał zdziwiony.- Nie miałem pojęcia, że potrafisz rysować takie glify. Zaskoczyłaś mnie. Znowu.. Chociaż przyznam, że byłem gotów się poświęcić.- Uśmiechnął się lekko, ale docierało do niego jak głupio chciał postąpić.- Teraz mam u ciebie jeszcze większy dług.

Luz podeszła do niego i uderzyła go w policzek, najmocniej jak potrafiła.

- Auu! Za co to?- Jęknął, masując obolałe miejsce, a na jego twarzy pojawiła się czerwona odbitka dłoni Luz.

- Za bycie samolubnym głupkiem!- Odparła z wyrzutem szturchając go kilkukrotnie palcem, by chwilę potem przytulić się do niego, najmocniej jak tylko potrafiła.- Ciesze się, że żyjesz i nie masz u mnie żadnego długu i nigdy nie miałeś. Tak zachowują się przyjaciele, tak zachowuje się rodzina. Pomagają sobie i można na nich liczyć na dobre i złe.

- Dzięki młoda. Za wszystko.-Uśmiechnął się i poklepał ją po plecach.- Zapamiętam to, a teraz chodźmy, bo pewnie się już o nas martwią.- Ian wykrzesał z siebie jeszcze  na tyle magi aby otworzyć portal na zewnątrz.

- A co z nim?- Luz wskazała na leżącego na ziemi nieprzytomnego Belosa.

- To już nie nasze zmartwienie. Został pokonany, ale wiem kto zajmie się tą sprawą.- Ian spojrzał na Luz i przeszedł przez portal, a ona przeszła tuż po nim.

Przed pałacem ustały walki z powodu energii jaką uwolniło serce. Był to sygnał, że dalsza walka nie miała już sensu.

Luz i Ian przeszli przez portal, a na zewnątrz czekali już ich przyjaciele. Resztki zwolenników Belosa straciło nagle wolę walki i po prostu się poddało. Sprawa o jaką walczyli przepadła wraz z upadkiem Belosa.

- Luz! Nic ci nie jest!- Amity, przedarła się przez tłum i podbiegła do Luz i mocno ją przytuliła by chwilę później zacząć sprawdzać czy faktycznie jest cała.

- Co się tam stało?- Spytała Iris która podeszła do Iana.

- Oczyściłem serce tak jak planowałem, ale gdyby nie Luz nie wróciłbym już stamtąd.- Westchnął, czerwieniąc się nieco ze wstydu.

- Dobrze zrobiłaś Luz, że go nie posłuchałaś.- Iris spojrzała z wyrzutem na Iana.- Uczyłam cię, że zawsze jest inna opcja, a ty chciałeś wybrać najgorszą z możliwych.- Iris uściskała swojego ucznia.- Cieszę się, że zmieniłeś zdanie i dałeś jej szansę.- Iris zdawała się bardzo zadowolona z przebiegu sytuacji. Po raz kolejny poczuła wielką ulgę. Nic już nie zaprzątało jej myśli.

- Tak wiem. Przepraszam. Jednak coś mnie tknęło, żeby jednak zaufać Luz i jej nie odsyłać jak widać opłaciło się.- Ian zdawał się sam nie wierzyć w to jak głupio chciał się zachować. Dotarło do niego, że każdy problem najlepiej rozwiązywać wspólnie.

- To co teraz? Z Belosem i sabatem?- Zapytał Ian.

- Właśnie.- Odezwała się Kikimora, która do nich dołączyła.- Iris ty powinnaś zająć miejsce Belosa.- Spojrzała na dawaną rywalkę.

- Ja?- Zdziwiła się.- Jesteśmy sobie równe, a po drugie zdawało mi się, że za mną nie przepadasz?

- To prawda, ale za długo mu służyłam że nie wiem teraz co miałabym robić. A ty? Chodź ciężko mi to przyznać to masz do tego najlepsze kwalifikacje.

- Skoro tak to nie mogę odmówić.- Uśmiechnęła się, wiedząc, że ten dzień musiał nadejść.- Liczę, że mi w tym pomożecie.- Iris spojrzała na Kikimorę, Iana oraz Lilith, która właśnie do nich dołączyła.

- Jak za starych czasów.-Zaśmiał się Ian.- Oczywiście w końcu to mój nowy dom.

- Możesz na mnie liczyć.- Kikimora ukłoniła się lekko.

- Na mnie też- oznajmiła Lilith.

- To co powiecie na jakąś imprezę? Taką konkretną.- Wtrąciła Eda strzepując z siebie kurz.- Uratowanie Wrzących Wysp to nie lada osiągnięcie i nie zdarza się codziennie Szkoda tylko, że postawiłam też dużą kasę na naszą porażkę he,he. Jest z was dumna. Z Iana i z Ciebie Luz. Cieszę się, że mogłam mieć tak odważną uczennicę, tylko pamiętaj by sodówka nie uderzyła ci do głowy.

Luz w odpowiedzi przytuliła się Edy, co już samo w sobie wystarczyło za komentarz

- Powinniśmy tu wybudować jakiś bar- zaproponował Ian.

- Przemyślę to.- Uśmiechnęła się Iris.- Teraz Wrzące Wyspy powinny poznać swoich bohaterów.

Podczas kiedy świętowanie trwało w najlepsze Ian wziął się w garść i podszedł do Emiri, która ze zdumioną miną przyglądała się bukietowi czerwonych tulipanów, jaki jej wręczył i pomyślał, że może popełnił wielki błąd. A jeśli tak, to już chyba nigdy nie dojdzie do siebie. Bo nie miał już wątpliwości co do uczuć, jakie do niej żywił. Żadnych. 

Zakochał się w niej w chwili ich szczerej rozmowy nad szklaneczką naparu z mandragory. Czas jaki zdążyli razem spędzić sprawiło, że to uczucie tylko się wzmogło i stało się tak silne, że było niemal jak mieszanka słodyczy i bólu, jak najdroższy ciężar.

Chciał widywać ją codzienni tylko po to, by z nią pobyć. Rzeczy, które ją interesowały, były dla niego równie absorbujące, a to, co ją śmieszyło, rozweselało i jego. Zwykły wspólny dzień przynosił mu szczęście jakiego nigdy nie czuł. Jego dusza uwolniła się od ciężaru dawnych lat. Emira sprawiła, że znów czuł się kompletny i odrodzony. Była jak rzadki motyl, intensywnie kolorowy.

A jednak podobnie jak motyl, mogła z łatwością wzbić się w powietrze i odlecieć. I dlatego liczył, że ich wcześniejsza rozmowa nie zaprzepaściła jego szansy.

Emira patrzyła zakłopotana na bukiet.

- Z jakiej to okazji?- Zdziwiła się. Nie spodziewała się bowiem takiego obrotu sytuacji.

- Mówiłem, że wrócimy do tej rozmowy kiedy to się skończy- uśmiechnął się.- Wiesz w świecie ludzi kwiaty mają swoje znaczenie- powiedział patrząc jej w oczy.

- A te co znaczą?- zapytała, zaintrygowana.

- Cóż te akurat oznaczają...- wziął głęboki wdech, chrząknął  i powiedział-...wyznanie miłości.

Emira wzięła go za rękę i spojrzała na ukochaną twarz. Jej spojrzenie mówiło wszystko. I patrząc w jej oczy, wiedział, że ona czuła to samo co on.

W duchu Emira była bardzo rozbawiona ironią tej sytuacji, bo podobnie jak jej siostra ona też zakochała się w człowieku i było to nagle i niespodziewane, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. Ten człowiek bowiem był wyjątkowo intrygujący, czarujący, zabawny oraz jest kimś, kto potrafił słuchać i ją zrozumieć, a nawet rozbawić. Emira w końcu mogła się otworzyć i być sobą.

Jej brat zdawał się być tym lekko zdegustowany, ale jego siostra wiedziała, że w końcu się z tym pogodzi.

Kiedy świętowanie zwycięstwa dobiegło końca nastał dzień pożegnania. Luz musiała wracać do domu.

Po bardzo długim pożegnaniu z Amity, ostatnią osobą z jaką żegnała się z Luz był Ian.

- Szkoda, że nie wracasz ze mną.

- Wiem, ale jak ci już mówiłem świat ludzi nie jest dla mnie zresztą nic mnie tam nie trzymało. A tu znalazłem nowy dom. Zresztą nie wszystkie pożegnania są na zawsze- uśmiechnął się.

Ian spojrzał na pozostałych którzy rozmawiali ze sobą szukając w głowie właściwych słów.

- Liczę, że pewnie się jeszcze spotkamy i może kiedyś cię odwiedzę, ale i tak jest mi jakoś tak dziwnie smutno że musisz iść, bo przyzwyczaiłem się już do ciebie. I dlatego mam dla ciebie mały prezent. Dosłownie, ale za to jaki....- Wyciągnął z kieszeni niewielką figurkę.- To mała Luz czarodziejka, zrobiłem ją na wzór Azury, ale ma twoją twarz, bo ty to ty jesteś prawdziwą bohaterką. Miałem ci ją dać jakiś czas temu, ale wolałem poczekać na jakąś dobrą okazję taką jak ta. Możesz z niej zrobić breloczek lub naszyjnik, niech przyniesie ci szczęście.

Luz w odpowiedzi uściskała go mocno.

- Dziękuję. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych przygód. Do zobaczenia i nie próbuj znów tego numeru z poświęcaniem, bo inaczej pogadamy.- Upomniała go, groźnie kiwając palcem, tuż przed jego nosem.

- Już ja go przypilnuje- wtrąciła Emira ze złośliwym uśmiechem na twarzy, dając mu kuksańca w ramię by chwilę później go objąć i przyciskając jednocześnie mocno ku sobie.

- Będziecie mi to ciągle wypominać?- roześmiał się.- Uważaj na siebie  i wpadaj do nas czasem, bo bez ciebie Wrzące Wyspy nie będą takie same. I pamiętaj nigdy się nie zmieniaj.- Położył dłoń na jej ramieniu.- Do następnego razu Luz.

Luz pomachała mu i wszystkim pozostałym. Wzięła wdech i wróciła do miejsca gdzie zaczęła się jej przygoda. A koniec jednej przygody jest z reguły początkiem innej. Tak działa życie.

Kalid


Chcecie wiedzieć co stało się dalej? Takie rzeczy stają się jasne dopiero po pewnym czasie <śmiech>

Iris dzięki pomocy Iana, Lilith i Kikimory odbudowali i na nowo zorganizowali cesarski sabat. Iris wbrew woli po długich namowach przyjęła tytuł cesarzowej. Cesarski sabat stał się taki jak być powinien, miejscem gdzie najzdolniejsi mogli doskonalić się w wybranych przez siebie rodzajach magii

Idea sabatów została zachowana, ale została rozbudowana i pozwalała ona łączyć dwa, a co lepsi mogli studiować nawet trzy wybrane przez siebie kierunki, ale wiązało się to z zaliczeniem testów, które miały potwierdzić, że osoba panuje nad magią. Dla tych, którzy odrzucali idee sabatów  zmieniło się to to, że za niedołączenie nie posyłano do Konformatorium, ale bacznie obserwowano tych którzy nie chcieli się zadeklarować, chociaż Ian starał się zachęcać do dołączenia pokazując przykład Belosa jako osoby, która oszalała od nadmiaru mocy i władzy. Co o dziwo przynosiło całkiem dobre rezultaty.

Sabaty zyskały na znaczeniu i urosły w siłę, dumę i potęgę. Powstał również nowy sabat skupiający się na pierwotnej dzikiej magii, do którego należeli najlepsi członkowie wszystkich pozostałych sabatów. Miało to zapewnić szerszy punkt widzenia. Wszystkie te działania koordynowała Iris i nawet udało się jej mnie przekonać, abym dwukrotnie udzielił wykładów na temat pierwotnej magii. Pierwszy raz dostałem wynagrodzenie za gadanie <śmiech>, ale ważniejsze było, aby przyszli adepci magii zrozumieli samą naturę magii i był to też dobry powód do stoczenia kilku debat filozoficznych. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią <śmiech>

Pomimo konieczności powrotu do świata ludzi Luz okazało się,  że dzięki pomocy Iana oraz postępujących badaniach nad pierwotną magią mogła wrócić. Z czego korzystała wiele razy. Jej związek z Amity tak jak każdy inny miewał wzloty i upadki, ale ostatecznie wszystko kończyło się szczęśliwie dla obojga. I to pomimo różnicy charakterów.

 Sama Amity dzięki swojej odwadze i determinacji dołączyła do nowego cesarskiego sabatu gdzie zdobyła wysoką pozycję, która uczyniła nazwisko Blight znanym i szanowanym.

Jej rodzice  zaakceptowali związek z człowiekiem głównie dlatego, że ich druga córka również związała się z człowiekiem postanowili nieco zmienić nastawienie. Bycie siostrzeńcem cesarzowej ma spore plusy. Koniec jednej tradycji jest początkiem innej. Dzięki wstawiennictwu Amity i Emiri zachowali swoje posady i powoli zaczynali się uczyć co to znaczy być rodzicem.

Ian przez jakiś czas pomagał Iris w organizacji cesarskiego sabatu by jakiś czas później zostać wybranym na przywódce sabatu iluzji, zaczynając tym samym przekazywać swą ogromną wiedzę uczniom pośród których zyskał opinię surowego, wymagającego, ale sprawiedliwego, a Emira pokazała, że ma też drugą stronę bardziej łagodną, dzięki czemu uczniowie czuli, że przywódca sabatu jest taki jak oni i ma te same problemy, co dało z czasem wyniki.

Gnoll Goen został najbogatszym kupcem na Wrzących Wyspach. Dzięki pomocy Luz, Amity i Iris które ocaliły go przed Tymciem, co pozwoliło mu zbudować olbrzymie imperium handlowe, by wkrótce stać się właścicielem całego Nocnego Rynku. Tymcio zaś musiał się pogodzić ze zmianami i dalej prowadzi swój kram, ale zmienił nieco podejście do klientów. Czy na lepsze? To się okaże.

Willow: Dzięki swojemu talentowi w magii roślin Willow szybko zdobyła szacunek swojego sabatu by wiele lat później stanąć na jego czele.

Gus: Chłopak po ukończeniu szkoły odkrył, że jego powołaniem jest rozrywka i razem z Edicem zostali prowadzącymi teleshow, a ich duet przyciąga zawsze masę widzów.

Boscha: Tak jak marzyła została gwiazdą grudgby, ale charakter się jej nieco poprawił. Po nauczce jaką kiedyś dostała i faktem, że osoba która jej ją dała piastuje obecnie wysokie stanowisko zmusiło ją do wyładowywania swojej agresji na boisku, a zamiast dokuczać innym po prostu ich ignoruje. Zawsze to jakaś poprawa prawda?

dr. Bump Dalej sprawuje opiekę nad szkołą Hexside pocieszając się tym, że każdy dzień przybliża go do wymarzonej emerytury.

Emira po zakończeniu nauki dołączyła do Iana i wspólnie zarządzali sabatem iluzji. Jedno jest pewne ich rządy były najlepszym okresem w historii sabatu iluzji, który był drugim najpopularniejszym wybieranym sabatem zaraz po cesarskim.

Uczeń Belosa: Mając dość walki udał się w podróż w której chciał odnaleźć samego siebie, ale parę razy spotkał się z Ianem, który udzielił mu rad jak zacząć od nowa. Co robi teraz? Nie wiadomo.

Król: Pozostał razem z Edą w Sowim Domu by co jakiś czas spotykać się ze swoim przyjacielem Solusem. Stał się biegły w mowie demonów, a dzięki pomocy Iris oraz Solusa napisał nową książkę o demonach, która szybko stała się bestselerem. A dodatkowo cieszył się olbrzymią sympatią nowej cesarzowej, ale czego można się spodziewać po osobie kochającej demony, a już szczególnie tak wyjątkowe jak Król.

Hooty: Jest tam gdzie zawsze stał. Wesoło nucąc sobie jakieś piosenki, żywiąc się owadami i strasząc niektórych gości. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

A Eda? Cóż.... Eda jest z pewnością tam gdzie można coś zarobić. Jej interes z ludzkimi skarbami po pokonaniu Belosa ponownie zaczął się rozkręcać. Utrzymuje ona przyjacielskie stosunki ze swoją siostrą oraz Iris, a kiedy odwiedza ją Luz zawsze raczy ją mądrymi radami dotyczącymi życia i biznesu. Oczywiście mądrymi według niej.

Co się stało z Belosem? Obecnie siedzi w Konformatorium gdzie odwiedziła go dotąd jedna osoba. Iris.

Konformatorium kilka dni później.

Iris stała przed celą w której siedział Belos. W niczym już nie przypominał osoby jaką ostatnio widziała. Żar w jego oczach już niemal całkowicie przygasł.

-Mówiłeś, że jestem słaba, ale ja zdecydowałam, by cię oszczędzić. Może inni mieli rację. Może to kolejny twój podstęp. Próba namieszania mi w głowie, żebym zapomniała kim jestem i znów stała się twoim niewolnikiem. W każdym razie, pozwoliłam ci żyć. Wreszcie wyzwoliłam się spod twojej władzy. Któregoś dnia zrozumiesz, że podjęłam słuszną decyzję.- Powiedziała i odwróciła się do niego plecami i skierowała się do wyjścia.

- Jak długo żyje twój uczeń tak długo będę cię kontrolował i któregoś dnia to ty tu przyjdziesz i przyznasz mi, że miałem rację, a ty się myliłaś- odparł obojętnie.

Iris zatrzymała się tuż przed wyjściem i na chwilę zacisnęła pięści, ale nic nie odpowiedziała. Zostawiła Belosa samego sobie. Teraz mogła wreszcie skupić się na przyszłości.

To już wszystko? To się okaże. Wiadomo jedno. Wszystko będzie w porządku.


I jak wam się podoba zakończenie tej historii? Sprostałem waszym oczekiwaniom czy też nie? Jestem bardzo ciekaw co myślicie oraz czy udało mi się zachować wiarygodność. Zdaje sobie sprawę, że historia skupiała się głównie na Ianie i Luz, ale to Luz była tu najważniejsza, była spoiwem, które łączyło wszystkie części układanki i to dzięki niej Ian się rozwinął i na odwrót.  Takie relacje czynią historię wciągającą.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro