Rozdział 27
August zerwał się ze swojego miejsca, nie czekając nawet aż powóz zdąży się zatrzymać. Był podekscytowany i chciał jak najszybciej spotkać się z kuzynem, żeby podzielić się z nim wrażeniami z lektury bajek La Fontaine'a, które, zgodnie z zaleceniami Floriana, przeczytał w oryginale.
Przycisnął książkę do piersi i pobiegł żwirowaną alejką ku wejściu do dworu. Wiedział, że nie zastanie w domu wuja, który pojechał do miasta załatwić jakąś istotną sprawę z adwokatem. W zasadzie chłopca cieszył taki obrót spraw, ponieważ szczerze liczył, że podczas nieobecności Gieorgija Fiodorowa Florian zechce zabrać go na przejażdżkę konną albo pokazać mu tajemnicze, wcześniej zamknięte na klucz pomieszczenia Krasnoboru. Czasem kuzyn pozwalał mu na podobne rozrywki w ramach odpoczynku od nauki. August lubił te momentu, kiedy zamiast czytania zakurzonych, obcojęzycznych tekstów mogli ze sobą porozmawiać, nieważne, że to on głównie mówił, a Florian głównie słuchał i tylko co jakiś czas wtrącał swoje uwagi.
August wtargnął jak burza do dworu i zrzucił z siebie wierzchnie okrycie, by udać się do salonu, gdzie zwyczajnie odbywały się ich lekcje od czasu, gdy Florian zdecydował się włączyć do jego edukacji zajęcia z gry na fortepianie. Worokin nie przepadał za nimi jakoś szczególnie, ale nigdy nie powiedział o tym swojemu krewnemu, czekał bowiem z niecierpliwością na chwile, kiedy ten dla niego grał. Muzyka powstająca pod palcami kuzyna wydawała się chłopcu czymś nadzwyczajnym i niemal metafizycznym. Uważał, że Florian jest wybitnym kompozytorem, chociaż, prawdę mówiąc, nie słyszał w swoim życiu zbyt wielu naprawdę dobrych utworów. W jego domu muzykowała tylko Rosa i jej maestro, ale ich nie dało się porównać z Fiodorowem, który, jak sam twierdził, nauczył się fortepianu nie tylko w domu, ale przede wszystkim w stolicy muzyki – Wiedniu.
Chłopiec usiadł w wielkim fotelu i co chwilę zerkał na stary zegar ścienny, choć doskonale wiedział, że nie wybiła jeszcze właściwa godzina spotkania, a jego kuzyn zawsze pojawiał się punktualnie co do minuty. Ostatecznie August zdecydował się jeszcze raz przekartkować La Fotaine'a, żeby upewnić się, czy zaznaczył w tekście wszystkie zagadkowe i interesujące fragmenty. Mimo woli łowił dźwięki ożywionej rozmowy rozgrywającej się między dwiema służącymi i niosącej się szemrzącym echem po korytarzu Kobiety najpewniej nie miały pojęcia, że są podsłuchiwane, w przeciwnym razie nie pozwoliłby sobie na równie zuchwałe słowa.
— Czy nie uważasz, że błędem jest powierzanie paniczowi edukacji tego chłopca, zwłaszcza biorąc pod uwagę wydarzenia sprzed trzech miesięcy?
— Nie do nas należy ocenianie decyzji hrabiego, ale zdaje się, że panicz czuje się nieco lepiej, kiedy ma pod opieką to dziecko. Ach, modlę się codziennie, aby Bóg wyrwał naszego hrabicza z objęć mroku. Kto wie, może dziecię Worokinów zdoła mu pomóc?
— Głupiaś! Wydaje ci się, że towarzystwo chłopca sprawi, że panicz przestanie oddawać się swoim szaleństwom? Ja w to nie wierzę. Czyś nie słyszała plotek o klątwie, którą sam Bóg albo może siły nieczyste sprowadziły na tę rodzinę? Wszystko ponoć zaczęło się dekady temu, od prababki hrabiego. Mówiono, że jest strzygą, ale dziedzic rodu Fiodorowów i tak ją zaślubił, podobno zaślepiony jej nadnaturalną urodą. Wziął sobie za żonę dziewkę potępioną razem z ciążącym na niej przekleństwem.
— Lecz przecież nie wszystkich członków rodziny dotknęła ta choroba czy może klątwa, jakkolwiek chcesz nazywać to przerażające zjawisko. Hrabia i jego siostra...
— I o czym to świadczy? Czy nie o zdradliwości i tajemniczości klątwy? Nikt nie wie kiedy i w kogo uderzy. Dotknęła z całą pewnością nieboszczyka pradziada panicza, dziada i jego cioteczną babkę, a teraz i na niego samego spadło przekleństwo. Jeśli chcesz znać moje zdanie, wydaje mi się, że to wszystko musi być karą za grzechy. Przodkowie hrabiego musieli splamić się czymś naprawdę podłym, skoro Bóg mści się w ten sposób na całym rodzie.
— Nie mów takich strasznych rzeczy, chyba sama w to nie wierzysz! Hrabia i jego siostra to dobrzy ludzie, dlaczego Bóg miałby się na nich mścić? A panicz? Czy nie pamiętasz, jak zorganizował doktora dla chłopskich dzieci albo dał starej Morowej pięćdziesiąt rubli po śmierci męża? Ma szczodre serce, choć przyznaję, że bywają momenty, kiedy naprawdę się go boję.
— Jużci! Jak tu się nie bać, kiedy widzisz panicza chodzącego po domu z zamglonym wzrokiem i słyszysz jego rozmowy z samym sobą? A ta sytuacja sprzed trzech miesięcy? Gdyby hrabia i Eugeniusz w porę go nie powstrzymali, spaliłby cały dwór i zabił nas wszystkich!
— Pamiętasz, mówił, że duchy kazały mu to zrobić... Że to miejsce jest przeklęte...
— Duchy? Chyba szatany!
— Nie wierzysz więc, że duchy naprawdę do niego mówią? Ja nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć. Posłuchaj tylko, co panicz mi kiedyś powiedział. Otóż...
Rozmowa uległa gwałtownemu rozmyciu, kiedy służące oddaliły się od salonu, ale jej fantazmatyczne strzępy nadal pobrzmiewały w uszach Augusta, który siedział jak spetryfikowany, nie rozumiejąc zupełnie, czego przypadkiem stał się świadkiem. Nie miał wątpliwości, że kobiety mówiły o jego kuzynie, ale ich słowa wydały mu się dziwaczne, co najmniej jakby służące przemawiały w obcym dla niego języku. Nie mógł jednak dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż usłyszał miarowe kroki na schodach i już po chwili w salonie pojawił się Florian – jak zwykle bardzo elegancki, ale blady, jak gdyby nie spał od kilku nocy.
— Dzień dobry, Auguście — powiedział, zdobywając się na nikły uśmiech. — Dzisiaj zajmiemy się zagadnieniami z zakresu gramatyki francuskiej. Czy podobały ci się bajki, które ode mnie otrzymałeś?
Worokin otworzył usta, ale natychmiast je zamknął, zdając sobie sprawę z tego, że nie ma nic do powiedzenia. Wszystkie przemyślenia, którymi chciał się podzielić z kuzynem zniknęły z jego umysłu jak rosa po wschodzie słońca i nie mógł ich sobie w żaden sposób przypomnieć. Wymamrotał więc tylko kilka słów podziękowania za ciekawą lekturę i umilkł zawstydzony, wbijając wzrok we własne dłonie. Kuzyn przyglądał mu się z uwagą, zaskoczony zachowaniem chłopca, ale nic nie powiedział. Skupił się na tłumaczeniu Augustowi budowy czasu przyszłego, a chłopiec starał się go uważnie słuchać, ale nie potrafił. Był zbyt rozkojarzony, ciągle mylił przykłady i częściej spoglądał na swojego krewnego niż do przyniesionej przez niego książki. W końcu Florian zamknął podręcznik, przerywając w połowie swój wykład.
— Czy coś się stało? — zapytał z powagą. — Jesteś dzisiaj nieswój. Wiesz chyba, że możesz mi powiedzieć o swoich zmartwieniach? To ważne, żebyś mi ufał i...
— To prawda, że widzisz duchy? — zapytał August, nim zdołał ugryźć się w język.
Fiodorow zamarł, a w jego oczach błysnęła emocja, której młodszy nigdy dotąd nie widział – niepewność.
— Kto ci powiedział coś takiego, Auguście?
— Słyszałem, jak służące o tym rozmawiały — odparł chłopiec naiwnie. — Czy to prawda? Bardzo chciałbym to wiedzieć. Proszę, proszę, powiedz mi!
Florian zacisnął usta w wąską linię i milczał dłuższą chwilę.
— Nie zrozumiesz tego. Nikt tego nie rozumie.
— A więc służące nie kłamały?! — wykrzyknął August z podnieceniem. — Więc widzisz...
— Ciszej, na Boga! — syknął Fiodorow, rozglądając się nerwowo dookoła. — Tak, zdarza się, że widzę... Widzę czasem różne osobliwe kształty.
— Duchy? — zapytał podekscytowany chłopiec, z trudem powstrzymując się przed podnoszeniem głosu.
Florian wyraźnie się zawahał.
— Nie wiem, czy nazwałbym je w ten sposób — przyznał z zakłopotaniem. — Raczej określiłbym je mianem cieni. Krążą dookoła mnie, patrzą i czasem coś mówią, lecz ja staram się ich nie słuchać.
— Są tutaj? — zapytał August bez tchu, a jego kuzyn nieznacznie skinął głową w odpowiedzi.
Worokin zaczął wtedy uważnie rozglądać się po pomieszczeniu, ale niczego nie dostrzegł. Fiodorow tymczasem przymknął powieki i powoli wypuścił powietrze z płuc, jakby przygotowując się do wyjawienia mu największego ze swoich sekretów.
— Jest coś jeszcze — powiedział obcym, urywanym głosem. — Ja widzę... Wydaje mi się, że widzę, w jaki sposób umrą inni ludzie i mogę to stwierdzić na podstawie ich wyglądu. W jednej chwili prezentują się zupełnie zwyczajnie, lecz wystarczy, żebym lepiej się im przyjrzał, a wtedy... Te przebite serca, wyłupione oczy, dłonie gnijące od gangreny i skóra marszcząca się ze starości... — Wzdrygnął się z obrzydzenia, a August mimowolnie zadrżał. Minęło wcześniejsze podekscytowanie i opanował go lęk.
— Czyli możesz przewidywać przyszłość? Wiesz więc, w jaki sposób ja...
Florian wyciągnął przed siebie dłoń i położył ją na piersi Worokina, a następnie przeciągnął nią w górę i dotknął zakrzywionymi, zimnymi palcami gardła chłopca, tak jakby chciał je na nim zacisnąć i go udusić. August wciągnął ze świstem powietrze i wybuchnął płaczem. Fiodorow natychmiast cofnął dłoń, wpatrując się w płaczącego chłopca ze zdumieniem. Dopiero po chwili wyprostował się sztywno, położył ręce na policzkach Augusta i zmusił go do spojrzenia sobie w oczy.
— Ależ po co te łzy? — Przybrał łagodny, niemal ojcowski ton głosu. Sięgnął po chusteczkę i wytarł nią twarz młodszego. — Czy nie wiesz, że żartowałem?
— Żartowałeś? — spytał chłopiec bez zrozumienia. — Jak to?
— Och, Auguście, chyba nie powiesz mi, że naprawdę wierzysz w istnienie duchów? — Fiodorow zaśmiał się sucho. — Służące, dwie prowincjonalne gęsi, opowiadały głupstwa, a ty ich posłuchałeś. Zapewniam cię, że nic z tego, co mówiłem, nie jest prawdą. Duchy, demony, boginki, klątwy – to wszystko wytwór nazbyt wybujałej wyobraźni ludzi śmiesznych i nieuczonych. Powinieneś o tym pamiętać. Oto największa nauka dla ciebie z naszej dzisiejszej lekcji.
— A to, co się wydarzyło przed trzema miesiącami? — August nie dawał za wygraną. — Służące mówiły, że chciałeś spalić Krasnobór, bo duchy ci tak kazały zrobić.
Florian zacisnął dłonie w pięści.
— Nieprawda — warknął. — Nic takiego nie miało miejsca, Auguście. Pozostawiłem na stole tlące się cygaro, od którego zajęły się ogniem moje papiery. Bynajmniej nie zrobiłem tego celowo. Nie wiem, skąd wśród służby wzięły się podobne plotki, ale są one niedopuszczalne i niezwłocznie poinformuję o nich mojego ojca.
August zmartwił się, że niepotrzebnie wspominał kuzynowi o tym, co usłyszał. Wyszedł przed nim na dziecko, w dodatku naiwne i strachliwe, a przecież miał już dziesięć lat. Pociągnął nosem i otarł oczy wierzchem dłoni.
— Ani przez moment nie wierzyłem w ich słowa — zapewnił, czując potrzebę, żeby się usprawiedliwić przed Florianem. — Tata mówił mi, że służba często kłamie. A duchy nie istnieją, to głupstwo.
Wyraz twarzy Fiodorowa złagodniał.
— Masz zupełną rację, Auguście. Jesteś mądrym chłopcem. Wybacz, że tak okropnie sobie z ciebie zażartowałem. Nie chciałem cię nastraszyć.
— Wcale się nie bałem!
— Oczywiście. Oczywiście, że się nie bałeś — przytaknął kuzyn ugodowo. — Posłuchaj, zapomnijmy o tym, co powiesz o podobnym rozwiązaniu? Wróćmy do gramatyki francuskiej zamiast poświęcać czas na sprawy niewarte naszej uwagi.
Worokin pokiwał głową, zgadzając się z propozycją Floriana bez żadnych zastrzeżeń. Owszem, zabolał go żart krewnego, ale nie chciał tego po sobie pokazać. Nie zamierzał też kontynuować pytań o duchy, widząc, że Fiodorow nie ma ochoty o nich rozmawiać i uważa wiarę w nie za przejaw głupoty.
Jeszcze jakiś czas potem żyła w jego pamięci dyskusja, którą tamtego dnia odbyli, ale po paru tygodniach o niej zapomniał jak o wielu innych majakach swojego dzieciństwa. Wspomnienie to wypłynęło do jego świadomości dopiero po latach i wtedy zadawał sobie pytanie, dlaczego tak łatwo odpuścił, pozwalając, by najlepsza szansa na poznanie tajemnic kuzyna bezpowrotnie minęła.
~*~
August chodził niespokojnie po salonie, krążąc od jednej ściany do drugiej. Nerwowo szarpał swoje włosy i poły ubrania, wyklinając w myślach Floriana, miłość, a przede wszystkim samego siebie jako najbardziej winnego temu nieszczęściu, które uderzyło w ich rodzinę. Gdyby był ostrożniejszy! Gdyby tylko pomyślał o możliwych konsekwencjach, nim było za późno! Sprowadził na swoją rodzinę wstyd, wiedział o tym dobrze. To nie Florian powinien bronić ich honoru i pojedynkować się z Nikodimem, ale on sam. Przez niego powstał ten okropny pamflet.
Worokin nie miał pojęcia, jak to się stało, że sprawy zaszły tak daleko i od wiersza mężczyźni przeszli do rękoczynów. Kto wie, czy właśnie w tej chwili jego kuzyn nie wykrwawiał się na śmierć gdzieś pośród ponurego lasu, w samotności, z przyczyny Augusta. Młodzieniec nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego jego krewnemu coś się stało. Fiodorow zbyt wiele dla niego znaczył – może za późno sobie to uświadamiał.
— Auguście, przestań, wyprowadzasz mnie z równowagi! — syknęła Roza, a jej brat posłusznie przystanął w miejscu i spojrzał kątem oka na kobietę, która siedziała na kanapie i szydełkowała.
— Jak możesz być tak spokojna? — zapytał niemal oskarżycielsko.
Roza odłożyła robótkę i wbiła w brata karcący wzrok.
— Staram się panować nas swoimi nerwami, zawierzając los naszego kuzyna Bogu, gdyż nic innego zrobić nie mogę. Jeśli chcesz znać moje zdanie, ty także mógłbyś zająć się czymś pożytecznym. Przykro mi to mówić, ale twoja rozpacz nikomu w tym momencie nie pomoże.
August westchnął i opadł bezsilnie na fotel przy kominku.
— Jak mogę nie rozpaczać, kiedy to z mojej winy Florian naraża swoje życie? — zapytał retorycznie. — Boże, Boże, dlaczego was nie posłuchałem? Dlaczego kontynuowałem ten zgubny romans? — jęknął, chowając twarz w dłoniach. — Przysięgam, że oddałbym wszystko, żeby tylko Florian wyszedł cało z tej okropnej przygody. Stałbym się najlepszym bratem i kuzynem dla was obojga. Nie spojrzałbym już nigdy na Eugenię, nie ośmieliłbym się na nawet o niej pomyśleć! Głupiec ze mnie, zwyczajny głupiec!
Lebiediewa słuchała w milczeniu jego gorzkich słów, nie przerywała mu i nie starała się go pocieszyć. August był jej za to wdzięczny – nie chciał współczucia, na które nie zasługiwał, a chłodne potraktowanie przez siostrę tylko utwierdziło go w przekonaniu, że jego postępowanie zasługiwało na potępienie
— Jestem tobą rozczarowana i zła z powodu twojego zachowania, ale nie do mnie należy sądzenie cię i nie ja mam prawo cię karać czy rozgrzeszać — powiedziała spokojnie kobieta. — Tę rolę pozostawiam Florianowi, który – jak wierzę – wróci do nas bez szwanku, a wtedy tu będziesz mógł go szczerze przeprosić. Nie mam ochoty cię łajać, bo wydaje mi się, że cała ta tragiczna historia dała ci do myślenia i żałujesz swoich wcześniejszych czynów, ale naprawdę trudno mi uwierzyć, że miłość do panny znanej ci zaledwie przez kilka tygodni zaślepiła cię do tego stopnia, by narażać własną rodzinę. I nie chodzi mi teraz o siebie, ale człowieka, który cię wychował i przez tyle lat zrobił dla ciebie więcej, niż ktokolwiek inny byłby skłonny zrobić.
Augustowi zaszkliły się oczy. W istocie dopiero realne zagrożenie sprawiło, że zrozumiał, ile kuzyn dla niego znaczył i że z pewnością wolałby poświęcić swoje szczęście i miłość niż go stracić.
— Nie chciałem tego. Naprawdę tego nie chciałem — wyszeptał bezradnie. Czuł się podle sam ze sobą i nawet jeśli Roza nie czyniła mu poważnych wyrzutów i nie wypominała mu wszystkich jego błędów, pragnął zwyczajnie zniknąć z powierzchni ziemi. We własnych oczach urósł do rangi najgorszego na świecie egoisty, niewdzięcznika i tchórza.
Siedzieli dłuższy czas w milczeniu, zerkając raz po raz na zegar ciężko wybijający kolejne połowy godzin, aż wreszcie przed dworem rozległ się turkot powozu, a służba rzuciła się przed dom, by zobaczyć swego pana. Roza i August także wstali i pobiegli do korytarza. Serca zalała im niewysłowiona ulga, kiedy ujrzeli Floriana wysiadającego z dorożki i idącemu ku nim powoli przy wsparciu Berezowskiego i lekarza. Radość rodzeństwa nie trwała jednak długo, dostrzegli bowiem z bliska stan ubrania hrabiego i krew przesiąkającą przez opatrunki wystające spod podartej koszuli
— Biegnijcie po gazę i ręczniki, ja przyniosę gorącą wodę — zarządziła Lebiediewa, ruszając do kuchni w towarzystwie dwóch pobladłych służących. Tymczasem mężczyźni wprowadzili chwiejącego się na nogach Fiodorowa do salonu i posadzili na fotelu. August przyglądał się temu bezsilnie. Potrafił tylko stać i obserwować, jak inni pomagają jego kuzynowi. Hrabia miał na wpół przymknięte powieki i ciężko oddychał, a po jego skroniach płynęły kropelki potu. Kiedy kobiety przyniosły wodę i bandaże, lekarz obnażył tors Floriana i odwinął prowizoryczny, zakrwawiony opatrunek, żeby nałożyć świeży.
— Aristow... Czy nie żyje... — wydusił Florian, mierząc zgromadzonych błędnym spojrzeniem. — Muszę... Muszę wiedzieć...
— Pytałeś już o to jakieś pięć razy. Aristow przeżył pojedynek i jest duża szansa, że go odratują, choć podziurawiłeś go jak sito — pospieszył z odpowiedzią Berezowski. — Odniosłeś naprawdę doskonałe zwycięstwo, a teraz powinieneś odpoczywać.
— Nie rozumiem... Powinien zginąć... On albo ja... Od strzału z pistoletu...
— Bredzisz, Florianie. Całe szczęście, że obaj żyjecie. Opatrzność nad wami czuwała.
— Tak... Z całą pewnością tak było... — wymamrotał Florian. Skrzywił się, kiedy lekarz zawiązywał bandaże wokół jego barku, ale nie szarpnął się nawet wtedy, gdy na czystym materiale pojawiły się krople krwi, a medyk przeprosił go za zbyt ciasne założenie opatrunku. Fiodorow milczał, pozwalając, by jeszcze raz odwinięto bandaż i przemyto ranę. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy, biorąc świszczący oddech.
— Rusz się, Auguście, przynieś wódkę — nakazał Berezowski Worokinowi, sądząc, że hrabia zaczął tracić przytomność.
— To zbędne... — zaprotestował słabo Florian, ale upił kilka łyków alkoholu, który podała mu służąca, gdyż August nadal nie potrafił ruszyć się ze swojego miejsca. Wódka sprawiła, że hrabia odzyskał nieco kolorów, ale nadal wyglądał niepokojąco. Roza przyniosła kuzynowi kompres i położyła mu na nogach koc w obawie, że mężczyzna dostanie gorączki i dreszczy.
— Czy rana jest bardzo poważna, doktorze? — zapytała z niepokojem.
Medyk skończył nakładanie opatrunków i odsunął się od swojego pacjenta, który leżał teraz z zamkniętymi oczami i wydawało się, że zapadł w sen. Z potarganymi włosami, bledszy niż zwykle i bez rękawiczek ukrywających jego sine paznokcie i blizny, wyglądał niczym położony w grobie trup.
— Na szczęście kula nie utknęła głęboko i rana nie zagraża zdrowiu i życiu hrabiego — relacjonował lekarz. — Mimo wszystko pan Fiodorow powinien odpoczywać. Stracił wiele krwi. Byłoby z nim znacznie gorzej, gdyby pan Berezowski w porę nie zatamował krwotoku.
Lebiediewa odwróciła głowę, by spojrzeć na Maksyma, który opierał się ciężko o kredens, sącząc przyniesioną wcześniej wódkę. Wyglądał na znużonego, jego ubranie znajdowało się w nieładzie i pokrywały je plamy zaschniętej krwi.
— Dziękuję panu. — Roza posłała mężczyźnie spojrzenie pełne szczerej wdzięczności. — Jest pan prawdziwym bohaterem.
— Nonsens — odparł Berezowski skromnie, chociaż wydawał się mile zaskoczony słowami kobiety. — Zrobiłem jedynie to, co do mnie należało. Cieszę się, że mogłem pomóc przyjacielowi. Niech pani żałuje, że nie widziała pojedynku. Hrabia obronił swój honor i to z nawiązką. Widowisko było spektakularne.
— Och, z całą pewnością. — Roza popatrzyła na rozmówcę spod zmarszczonych brwi. Wyraźnie nie aprobowała jego podejścia do kwestii pojedynku, ale powstrzymała się od komentarza. — Czy pan zostanie z nami na śniadaniu? Nalegam w imieniu Floriana.
Berezowski wyraźnie miał opory przed przyjęciem jej propozycji.
— W tym stroju...
— Ależ proszę się nie krępować — zapewniła Lebiediewa. — Nam pański strój nie będzie przeszkadzał.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
— Nie mogę urągać pani osobie ani porządkowi tego domu, zasiadając do posiłku w stroju wymiętym i poznaczonym posoką. Jeśli pani pozwoli, pojadę do domu i przebiorę się, a potem wrócę, by doglądać zdrowia Floriana i zjeść z państwem obiad.
— Niech więc tak będzie — zgodziła się Roza. — A pan? — zwróciła się tym razem do lekarza. — Mam nadzieję, że zostanie pan, by czuwać przy rannym?
— Naturalnie. Zostanę tak długo, aż hrabia mnie nie odprawi — potwierdził doktor, zbierając przyniesione narzędzia do skórzanej torby. — Państwo wybaczą. — Skłonił się i wyszedł, żeby umyć ręce.
August jakby dopiero w tamtej chwili wybudził się z dotychczasowego odrętwienia. Niepewnie zbliżył się do swojego kuzyna, uklęknął przy fotelu, na którym go położono i przycisnął czoło do chłodnej dłoni hrabiego.
— Wybacz mi. Błagam, wybacz mi — poprosił rozpaczliwie. Nie odważył się podnieść oczu nawet wtedy, kiedy Fiodorow rozchylił powieki i cofnął dłoń, wyrywając ją z uścisku Worokina. — Tak bardzo się bałem. Bałem się, że umrzesz. Nie zniósłbym tego, przysięgam. Prędzej skoczyłbym do dołu trumiennego razem z tobą. Ten pojedynek był szaleństwem. Błagam, nie rób więcej niczego takiego. Nie chcę cię stracić
— Doprawdy? — wychrypiał hrabia i, choć mówił cicho, ściągnął na siebie uwagę wszystkich zebranych w pokoju osób. — Dlaczego miałbyś tak przeżywać moją śmierć
August poderwał głowę do góry i spojrzał na kuzyna pytająco
— Florianie, co próbujesz przez to powiedzieć?
Fiodorow podniósł się na łokciach mimo gwałtownych protestów Rozy i Maksyma.
— Nie kłam, że ani przez moment nie zastanawiałeś się, co by się stało, gdybym nie przeżył — mruknął gniewnie. — Czyż moja śmierć nie byłaby ci na rękę i nie rozwiązałaby wszystkich twoich problemów? Jak myślisz, na kogo przeszedłby cały mój majątek? Na ciebie. Miałbyś pieniądze, posiadłość i serce Eugenii – czy mógłbyś chcieć czegoś więcej? — zapytał hrabia z goryczą. Jego spojrzenie było ciemne i złe. — Jestem tylko przeszkodą na twojej drodze. Dlaczego nie miałbyś się cieszyć, gdybym...
— Florianie, bój się Boga! — wykrzyknęła Roza, przerywając kuzynowi jego przemowę. Zgromadzone w salonie osoby spoglądały na Fiodorowa z pomieszaniem i przykrością. Sam hrabia wydawał się zaskoczony swoim wybuchem, zaś Worokin był szczerze wstrząśnięty i wyglądał tak, jakby zobaczył ducha.
— Auguście, słuchaj... — Florian chciał się podnieść, ale został powstrzymany przez Berezowskiego.
— Nie wstawaj. Tylko sobie w ten sposób zaszkodzisz. Poza tym jesteś zdenerwowany. Porozmawiacie, kiedy wydobrzejesz.
— Chodź, Guciu, nie męcz naszego kuzyna. — Roza objęła brata ramieniem i wyprowadziła go z pokoju, a on nie stawiał żadnego oporu.
— Nigdy nie myślałem o Florianie jako o rywalu i nie życzyłem mu śmierci — wyszeptał, kiedy znaleźli się sami na schodach prowadzących na piętro. — Boże, jak bardzo on musi mnie teraz nienawidzić. Nie wybaczy mi nigdy, to pewne.
Lebiediewa uścisnęła dłoń brata pocieszająco.
— Nie zadręczaj się. Nasz kuzyn zapewne sam nie wierzy we własne słowa. Będziecie mogli porozmawiać ze sobą spokojnie, gdy już poczuje się lepiej.
— Tak myślisz? — spytał August z nadzieją. — Ile bym dał, żeby zechciał podarować mi drugą szansę i nadal być moim przyjacielem...
Szli przez chwilę w milczeniu mrocznym korytarzem, pozwalając, by podłużne cienie smagały ich twarze swoimi ponurymi, niewyczuwalnymi mackami. August zadrżał, kiedy nagle spłynęło na niego wspomnienie z tamtego dziwnego dnia, w którym on i kuzyn po raz pierwszy i ostatni rozmawiali o mówiących cienistych istotach czy też duchach, jak chciał je nazywać Worokin.
— Nie poznaję naszego kuzyna. W ostatnim czasie zachowuje się jak zupełnie obcy człowiek — wyjawiła Roza, przerywając zalegającą między nimi ciszę. — Ten niespodziewany ślub, pojedynek z Aristowem, jego dzisiejszy wybuch... Sama nie wiem. Nie rozumiem, dlaczego nasz zimny, zawsze opanowany Florian postępuje z podobną nienawiścią i gwałtownością jak ktoś...
— Szalony — dokończył za nią Worokin niemal bezgłośnie. — Wydaje mi się, że żadne z nas tak naprawdę nie zna Floriana i jego demonów.
— Tak, zdaje się, że masz rację — przyznała Roza po krótkim namyśle. — W przeszłości naszego kuzyna kryje się jakiś mrok, którego chyba nigdy nie zdołamy przeniknąć. Florian starannie ukrył przed nami i całym światem wiele spraw.
— Lecz one w końcu muszą go dogonić, czyż nie? A kiedy tak się stanie... Nie wiem, czy będziemy gotowi, żeby zmierzyć się z ciężarem tajemnicy. Czy on sam jest na to gotowy.
Lebiediewa wyraźnie posmutniała.
— Florian nie chce, żebyśmy mu pomagali, a nawet gdyby tego chciał, nie sądzę, żebyśmy potrafili. On jest inny od nas, zawsze był. On jeden jest panem własnych sekretów i własnej przeszłości i nie zdradzi ich za żadne skarby. Przeraża mnie, że w imię jakichś zadawnionych krzywd i wydarzeń nie boi się nawet śmierci. Sam zresztą widziałeś, z jakim lekceważeniem rzucił się w jej objęcia zaledwie kilka godzin temu.
Po plecach Augusta przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
— To było przerażające. Nie słuchał naszych rad i błagań, zupełnie tak, jakbyśmy nic dla niego nie znaczyli...
— Może znaczymy mniej niż gra, w którą od lat gra za naszymi plecami. Pytanie o jaką stawkę się ona toczy — mruknęła Roza. Ona i jej brat równocześnie na siebie popatrzyli i w spojrzeniach obojga odbiły się te same lęki.
— Jak widać o najwyższą...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro