Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25


Po dwóch tygodniach mierzenia się z chorobą August był już zdolny do wstania z łóżka, przywdziania fraka i powrotu do życia towarzyskiego, chociaż gdyby mógł, skryłby się chętnie w swojej samotni i nie pokazywał światu, a zwłaszcza swojemu kuzynowi. Pamiętał doskonale każde słowo z przemowy Floriana, która dudniła złowrogim echem w jego umyśle. Czuł się winny i zawstydzony, wcale nie dlatego, że Fiodorow go przejrzał i zganił, ale dlatego, że zdradził zaufanie hrabiego i tamtego dnia zobaczył, jak wielki zawód mu przyniósł.

Podczas swojej rekonwalescencji Worokin miał wiele czasu, żeby przemyśleć swoje czyny, a bilans popełnionych szkód zdecydowanie przemawiał na jego niekorzyść. Początkowo sądził, że słusznie dokonał zdrady za zdradę, oddając krewnemu to, co mu się należało, lecz później spłynęło na niego lodowate otrzeźwienie. Czyż jego wina nie była wielokrotnie cięższa od tej Floriana? Racja, hrabia odebrał mu ukochaną, ale w rzeczywistości jakie prawa August mógł sobie rościć do tej anielskiej istoty? To Fiodorow nosił miano jej narzeczonego, jemu Eugenia została już dawno przyobiecana i niedługo miała go poślubić w obliczu Boga i ludzi. Działania Worokina były więc jednoznacznie wymierzone w pewien społeczny porządek i – przede wszystkim – honor Floriana. Młodzieniec postanowił naprawić swój błąd, pojmując wreszcie, jak bardzo nieostrożnie i egoistycznie do tej pory postępował, ale nie wiedział, czy zdoła tego dokonać. Zwątpił, kiedy na salonach pojawił się najgroźniejszy wróg każdego arystokraty – soczysta, pulsująca krwią plotka.

Z początku August nie rozumiał, co mają znaczyć rzucane w jego stronę zaciekawione, a czasem i krytyczne spojrzenia dam oraz złośliwe uśmieszki znajomych po piórze. Starał się je ignorować, uznając, że dziwaczna atmosfera zapadająca w chwili gdy pojawiał się wśród towarzystwa wkrótce samoistnie opadnie, jednak z dnia na dzień było coraz gorzej – salonowy ostracyzm stawał się coraz bardziej uporczywy, na ulicach niektórzy dżentelmeni z ociąganiem odpowiadali na jego ukłony, a znajomi rozmawiali z nim z pewnym dystansem. To samo dotyczyło zresztą Floriana i Rozy. Przyczynę tej nieprzyjemnej sytuacji Worokin rychło poznał, kiedy przypadkiem w jego dłonie trafił odpis pamfletu, który krążył od jakiegoś czasu po całym mieście.

W świecie ludzi jak u zwierząt

Pora godów zmysły plącze

Na salonach słodki nierząd

Młodych dusi uczuć pnącze

Panny z pudru mają maski

Tutaj wstążka, tam buciki,

Każda czeka na oklaski

Strojna w pióra i waciki

W towarzystwie Laura nowa

Wzrok przyciąga i krew burzy

Płeć jej piękna, satynowa

Oczki czarne, usta róży

Nie dla prostych chłopków ona

Zniosła podróży niedole

Już hrabiną naznaczona

Upiorzycy ma grać rolę

Niezbyt z tego ucieszona

Z twarzy czytać wzgardę cichą

Nieszczęśliwa narzeczona

Ma poślubić to złe licho

W łożu prędko trumnę znajdzie

Widzi już swą rychłą klęskę

Tymczasem za nią uparcie

Wodzi poeta swe oczy tęskne

Dama nowa, skandal nowy

Po salonach szepty wzbudza

Ślub już prawie że gotowy

Zapału serc nie ostudza

Sakrament to tylko fraszka

Kiedy żarze serce znaczysz

Patrzże tłumie, to igraszka

Wnet z dwojga, troje zobaczysz

Aluzje poczynione w tekście nie pozostawiały wątpliwości, kto jest jego bohaterem. Wkrótce utwór trafił także do rąk Fiodorowa i rodziców Eugenii, co wywołało znaczne zamieszanie. Hrabia musiał stanąć w obronie swojej i Augusta, zapewniając Suworowów, że w pamflecie napisano same kłamstwa, żeby go oczernić. Także Suworowowie upraszali Floriana, by nie traktował poważnie kierowanych przeciwko niemu oskarżeń. Podjęte przez nich starania nie na wiele się zdały – ani zamknięcie Eugenii na jakiś czas w domu, ani jej przebywanie na salonach wyłącznie w towarzystwie matki i przyszłego męża nie sprawiły, że przestano plotkować. Milczenie hrabiego towarzystwo uznało za słabość, a działania jego i rodziców nieszczęsnej dziewczyny – za potwierdzenie oskarżeń, które zawarto w okrutnym liryku.

Temat Floriana-upiora powracał co jakiś czas na salony, kiedy arystokraci nie mieli już o czym rozmawiać, lecz teraz, okraszony dodatkowo erotyczną nutą, stał się szczególnie łakomym kąskiem dla wszystkich miłośników cudzych grzechów i sekrecików. Ci uważali, że August Worokin, jawiący się w ich umysłach jako swoisty konkurent dla hrabiego, powinien jak najprędzej opuścić Krasnobór, a kiedy tak się nie stało, uznali, że Fiodorowowi wcale nie przeszkadza bycie rogaczem i – kto wie – może czerpie przyjemność z tak bezbożnego układu, ujawniając tym samym diabelskie perwersje, nie tylko erotyczne, ale i kazirodcze. Tego dla Floriana było stanowczo za wiele.

— Niedługo plotkarze znudzą się i znajdą inną ofiarę dla swoich prześladowań — zapewniał go Berezowski, kiedy siedzieli razem przy obiedzie.

Hrabia nie tknął nawet kęsa swojej pieczeni, zresztą nie tylko on nie miał tego dnia apetytu. Od rana mężczyzna pogrążony był w czarnych myślach i tak drażliwy, że wszyscy domownicy woleli schodzić mu z drogi. Słowa przyjaciela skwitował uśmiechem politowania.

— Doprawdy? — zapytał sceptycznie. — Nie wiem, jak możesz sądzić, że podobne słowa mnie pocieszą. Czy nie dostrzegasz, jak źle wygląda moja obecna sytuacja? Robię wszystko, by nie dawać ludziom powodu do obmowy, tymczasem plotki zamiast cichnąć, zmieniają się w rosnącego z każdym dniem Lewiatana. Co je napędza? Kiedy wreszcie umilkną? Będą się ciągnąć aż do mojego ślubu, czy może jeszcze dłużej?

Maksym spojrzał na Augusta i Rozę, jakby szukając u nich wsparcia, ale Roza siedziała milcząca i nieruchoma, a August uciekł spojrzeniem.

— Rozumiem twoje rozgoryczenie, Florianie — powiedział mężczyzna, próbując innej taktyki. — Sam nie chciałbym się stać przedmiotem podobnego skandalu, ale wierz mi, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy w prawdziwość tych plotek. Twoi przyjaciele i sojusznicy pozostają ci oddani, zwłaszcza teraz.

Hrabia odstawił pusty kieliszek po winie z głośnym brzękiem.

— Więc dlaczego odmawiają, gdy zapraszam ich do Krasnoboru? — wycedził przez zęby. — Dlaczego odwracają ode mnie wzrok, kiedy patrzę na nich podczas bali i rautów?

Berezowski otworzył usta, ale zaraz je zamknął, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Odchrząknął znacząco i skupił się na krojeniu dziczyzny.

— Jak się czuje z tym wszystkim panna Eugenia? — spytał, kierując rozmowę na inne tory. — Zapewne ciężko znosi obecną sytuację?

Fiodorow zmarszczył brwi.

— Zapewne — mruknął z obojętnością. — Spadło na nią wiele krytyki, ale wydaje się silna.

— A więc z nią nie rozmawiałeś? — Maksym był zaskoczony. — Myślałem, że...

— Myślałeś? — przerwał mu Florian chłodno. — Lepiej więcej tego nie rób. A jeśli któryś z fragmentów pamfletu jest prawdziwy, to na pewno ten, że moja młoda narzeczona nie raduje się z perspektywy zamążpójścia i nie chce mieć ze mną zbyt wiele wspólnego.

Berezowski pokręcił głową i nachylił się do Rozy, by wyszeptać jej do ucha.

— Czyż nie przepowiadałem temu związkowi fatalnej przyszłości? — szepnął niby konspiracyjnie, lecz August usłyszał urywki jego wypowiedzi, podobnie zresztą jak Fiodorow, który posłał swojemu przyjacielowi wymowne spojrzenie.

Między zgromadzonymi zapadła głucha cisza, wypełniona jedynie brzękiem sztućców i odgłosem rozlewanego do kieliszków wina. August dawno nie czuł się tak bardzo nieszczęśliwy. Winił siebie za wszystko, co się wydarzyło, a jego udrękę tylko potęgowało rozczarowanie i smutek widziane na twarzy siostry oraz milczące potępienie Floriana, który podczas trwania obiadu ani razu nie obdarzył go swoją uwagą, tak jakby kuzyn przestał dla niego istnieć. Bolało to Worokina, a jednocześnie wiedział, że w pełni zasłużył sobie na podobne traktowanie. Krewni wielokrotnie ostrzegali go, co się może stać, jeśli nie wyrzeknie się swojej miłości do Eugenii, jednak on wolał zignorować ich rady, a teraz zbierał tego żniwo. Zastanawiał się, czy Fiodorow bardzo go w tamtej chwili nienawidził i czy kiedykolwiek uda mu się uzyskać jego przebaczenie.

— Nadeszły złe czasy dla naszej rodziny, ale musimy jakoś przetrwać tę burzę — odezwała się w końcu Lebiediewa, przerywając przedłużającą się ciszę. August był pełen podziwu dla jej starań, żeby uratować ich na wpół umarłą rozmowę, ale nie wydawało mu się, by mogły one przynieść jakikolwiek skutek. — Pan Berezowski ma rację i wkrótce na pewno plotki ustaną, tymczasem warto, byśmy skupili się na przygotowaniach do ślubu, pokazując, że jesteśmy ponad ludzką zawiść. Florianie, nigdy nie brałeś sobie do serca plotek o rodzinnej klątwie, o twoim pochodzeniu i wyglądzie, dlaczego miałbyś martwić się i tą?

Hrabia westchnął.

— Czy naprawdę muszę tłumaczyć ci, droga kuzynko, różnicę między tą plotką a poprzednimi? — zapytał ze znużeniem. — Pogłoski o mojej upiorowości czy rodzinnej klątwie nie szkodziły mojej popularności, ba, wzmagały ją nawet, bo ludzie byli gotowi nawiązać ze mną interesy choćby po to, żeby zobaczyć owo słynne petersburskie monstrum. Sugestia romansu mojej narzeczonej z Augustem nie jest mi pomocna w żadnym ze swoich aspektów, czyniąc mnie w oczach arystokratów zaślepionym głupcem albo odrażającym hedonistą. Tylko czekać, aż mój szacunek u cara i dworskie znajomości posypią się jak zamek z kart! Wszystko, nad czym od lat pracowałem, legnie w gruzach!

August wbijał wzrok w swój prawie nieruszony obiad, nie mając odwagi zerknąć na kuzyna, ale po gwałtownym skrzypnięciu wiedział, że ten wstał od stołu. Skulił się w sobie na myśl, że jednym gestem przekreślił plany, które dręczyły Floriana od tylu lat. Czy tylko to potrafił przynosić innym ludziom – smutek i zniszczenie?

— Florianie, zbyt poważnie traktujesz całą tę sprawę — próbował uspokoić hrabiego Berezowski. — Ileż to skandali co tydzień czy co miesiąc przetacza się przez salony i nikt jeszcze od nich nie zginął! Pijactwa, utraty majątków, zdrady, oszczerstwa, nieszczęśliwe mariaże – a ilu z bohaterów tych małostkowych opowieści wychodzi z problemów obronną ręką? Masz pieniądze, a wkrótce młodą żonę i obiecane przez cara stanowisko, pluj więc na ludzi, którzy próbują cię upokorzyć. Zaręczam ci, że masz na tyle silną pozycję wśród arystokracji, że byle pamflet nie będzie w stanie cię zrujnować.

— Tego nie możesz być pewien — odparł nieprzyjemnie Florian. Z jego głosu nie dało się wyczytać wielu emocji, nawet w chwili wzburzenia hamował się przed wybuchem, ale wydawało się, że jest na skraju cierpliwości. — Wybaczcie mi, ale muszę wrócić do swoich obowiązków. Nie krępujcie się, żeby... — Nie dokończył, ponieważ do jadalni wkroczył służący, oznajmiając przybycie gościa. Hrabia był zaskoczony. — Nikogo się dzisiaj nie spodziewałem. Kto przyjechał?

— Jakiś mężczyzna o nazwisku Aristow, proszę pana.

Worokin poderwał głowę, usłyszawszy wypowiedź służącego. Uważnie obserwował reakcję kuzyna na niespodziewane pojawienie się jego dawnego przyjaciela, a obecnie wroga. Nagły spazm wykrzywił twarz mężczyzny, sprawiając, że blizna na jego policzku poruszyła się makabrycznie.

— Dobrze, wpuść go — powiedział w końcu Fiodorow odległym głosem. Zerknął kątem oka na Augusta, jednak zaraz odwrócił się plecami do niego i pozostałych siedzących przy stole osób, oczekując nowego gościa. Z całej jego postawy biło napięcie.

Aristow wkroczył do jadalni cały w uśmiechach, jakby w ogóle nie wyczuwając ponurej atmosfery panującej wśród biesiadników. Zdjął kapelusz i skłonił się teatralnie.

— Proszę mi wybaczyć to niespodziewane najście. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem państwu w niczym ważnym?

— Jak widać, jesteśmy właśnie w trakcie obiadu, więc owszem, przeszkadza nam pan. — Florian nawet nie silił się na uprzejmość. — Czego pan tutaj szuka? Nie życzyliśmy i nie życzymy sobie pańskiej obecności.

Uśmiech Nikodima jeszcze się poszerzył.

— Ależ po co ta niegrzeczność? Przyszedłem, żeby złożyć panu najlepsze życzenia z okazji pańskich zaręczyn, gdyż wcześniej nie było ku temu okazji — powiedział niewinnie. — Muszę przyznać, że ma pan piękną narzeczoną, prawdziwy z pana szczęściarz.

— Proszę sobie darować.

— Mówię prawdę — bronił się Aristow. — Podziwiam pański wybór i szczerze winszuję. Współczuję też panu z powodu tych okrutnych plotek, które z ostatnim czasie pojawiły się na salonach. To naprawdę okropne, że towarzystwo żartuje sobie z przykładnych obywateli w taki sposób. Ja sam nigdy nie wierzyłem w ani jedno niepochlebne słowo na pana temat.

— Oczywiście — odparł z ironią Fiodorow. — Pan nie wierzy w plotki. Pan je tworzy.

Jego rozmówca uniósł brew.

— Pan coś sugeruje?

Dłuższą chwilę Florian milczał, pozwalając, by niewypowiedziane oskarżenie wisiało między nimi jak złowroga mgła. August wstrzymał oddech. Czy możliwym było, żeby to Aristow napisał tamten wstrętny wiersz i rozpowszechnił go na salonach? Czy wykorzystał naiwność Worokina, który pragnął znaleźć w nim autorytet i mistrza tylko po to, by się z niego nastręczać i ośmieszyć jego rodzinę? Gorycz ścisnęła młodzieńca za gardło.

Boże, co ja zrobiłem — myślał. — Sam dałem mu do czytania wiersze o swojej nieszczęśliwej miłości, sam wielokrotnie opowiadałem w jego towarzystwie o cierpieniu, które mnie trawi. Głupiec ze mnie! Głupiec, głupiec!

— Nawet gdybym ja stał za tymi plotkami, co by to zmieniało? — zapytał Nikodim, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. W kąciku jego ust błąkał się złośliwy uśmieszek. Postąpił dwa kroki do przodu, niebezpiecznie skracając dystans między sobą a Fiodorowem. — Co by pan zrobił, żeby powstrzymać mnie przed napisaniem kolejnych dwudziestu takich pamfletów? Materiał mam już gotowy, wystarczy tylko ubrać go w sło...

— Ty skurwysynie! — Florian dopadł do Nikodima i pchnął go na ścianę, po czym uderzył pięścią w szczękę.

— Mój Boże! — krzyknęła Roza, zrywając się z miejsca. Berezowski także prędko otrząsnął się z szoku i rozdzielił walczących mężczyzn. Tylko August siedział nadal przy stole i patrzył znieruchomiały na rozgrywającą się na jego oczach scenę.

— Panowie, panowie! — Maksym stanął między Nikodimem a Florianem. Z twarzy Aristowa nie schodził uśmiech, chociaż spomiędzy jego warg sączyła się krew. Fiodorow z kolei, jeszcze chwilę wcześniej wściekły i gotowy gołymi rękami udusić swojego wroga, teraz stał zupełnie spokojny i wycierał chusteczką poznaczoną czerwonymi plamami dłoń.

— Bijesz się jak panna — rzucił mu w twarz Nikodim, jednak Florian nie zareagował w żaden sposób na tę obelgę. — Tylko na tyle cię stać?

Fiodorow skończył wycierać dłoń z krwi i spojrzał na drugiego mężczyznę z tak wielką nienawiścią, że przyglądającemu się całej scenie Augustowi aż dreszcze przebiegły po plecach.

— Za dwa dni po wschodzie słońca staniemy naprzeciw siebie na Łysej Polanie. Z pewnością pamiętasz, gdzie się ona znajduje. Weź ze sobą kogoś na sekundanta i lepiej wcześniej się wyspowiadaj, bo nie zamierzam okazać ci żadnej litości — wysyczał lodowato.

Aristow odpowiedział mu pogardliwym spojrzeniem.

— Przypominam ci, że spędziłem swe młodzieńcze lata w wojsku, podczas gdy ty chowałeś się w Wiedniu jak szczur. Jeśli ktoś powinien się obawiać pojedynku, to na pewno nie ja — stwierdził z wyższością. — Spodziewaj się mnie o ustalonej porze. Przyniosę pistolety. Z przyjemnością zakończę wreszcie raz na zawsze ten przeklęty spór, który ciągnął się od tylu lat. Nie masz pojęcia, jak długo czekałem na podobną sposobność.

— I ja również — odparł Florian, nie zmieniając wyrazu twarzy. — Czas już najwyższy, żeby któryś z nas zapłacił za przeszłość.

Aristow odepchnął rękę Berezowskiego i wcisnął na głowę swój cylinder, który dość poważnie ucierpiał podczas wcześniejszej szarpaniny.

— Mam nadzieję, że nie stchórzysz w ostatniej chwili i nie wycofasz z pojedynku. Ja na pewno będę na ciebie oczekiwał, możesz być tego pewien — obiecał złowrogo, po czym wyszedł bez pożegnania, pozostawiając domowników i służbę, która zbiegła się zaniepokojona hałasami, w osobliwym odrętwieniu.

— Coś ty zrobił, Florianie? — Berezowski pierwszy otrząsnął się z tego stanu. — Czyś ty oszalał? Pojedynek na pistolety... Pozabijacie się w ten sposób!

— Aristow musi zapłacić za zniewagę, którą mi wyrządził — odpowiedział spokojnie Florian.

— Nawet jeśli ty miałbyś przez to zginąć?!

— Przynajmniej zginąłbym, broniąc swojego honoru. — Do hrabiego wyraźnie nie przemawiały racjonalne argumenty jego znajomego. — Zresztą nie chodzi tylko o ten przeklęty pamflet, przy pomocy którego upokorzył mnie wśród socjety. Zrozum, że konflikt między mną a Aristowem... Jego przyczyna tkwi znacznie głębiej niż mogłoby ci się wydawać. Na tym świecie nie ma miejsca dla nas dwóch. Któryś z nas musi umrzeć. Bóg to rozstrzygnie.

— Nie mówisz tego poważnie, Florianie. Chyba sam nie wierzysz we własne słowa — mruknął Maksym, zerkając przez ramię na zesztywniałego ze zgrozy Augusta i pobladłą Rozę zasłaniającą dłonią usta. — Jesteś zaślepiony gniewem i nie zdajesz sobie sprawy z możliwych konsekwencji. Możesz stracić życie, jeśli zaś zabijesz Aristowa... Żadna z tych opcji nie jest dobra i tylko sprowadzi na ciebie nieszczęście.

Hrabia pokręcił głową. Nadal pozostawał doskonale obojętny, podczas gdy jego towarzyszami wstrząsały najróżniejsze skrajne emocje.

— Takie rozwiązanie rozważałem już od dawna. Odkąd przyjaźń moja i Aristowa przerodziła się w nienawiść, podobny koniec stał się nieunikniony. Nasza rywalizacja potrzebuje wreszcie rozstrzygnięcia, nawet jeśli miałoby być ono tragiczne dla któregoś z nas. Zdaję sobie sprawę, że trudno wam to zrozumieć i nie winię was za to. Wystarczy tylko, byście wiedzieli, że nie zmienię zdania i za dwa dni odbędzie się pojedynek, z którego być może nie wrócę cało.

— Ach, kuzynie! — jęknęła Roza, podchodząc do Floriana i drżącymi palcami dotykając jego zapadłego policzka. W jej oczach lśniły łzy. — Mój Boże, jakież złe siły doprowadziły cię do podobnych szaleństw? Jakież demony skrywa twoja przeszłość, jeśli w ich imię masz zginąć albo kogoś zabić zamiast ruszyć na przód i cieszyć się swoim życiem? Tyle lat tak ciężko pracowałeś na swój sukces, tylko po to, by wszystko obrócić w proch? Oby Bóg zmiłował się nad twoją biedną, poszarpaną duszą! Proszę cię, Florianie, proszę, przemyśl jeszcze swoją decyzję!

— Nie, Rozo, nie zrobię tego — odparł mężczyzna, delikatnie, acz stanowczo, odsuwając od siebie kobietę i przekazując ją w objęcia Augusta.

Worokin patrzył na kuzyna bezradnie. Chciał coś powiedzieć, lecz nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Wszystko to wydarzyło się tak nagle, a on? On mógł tylko przyglądać się w wewnętrznym rozdwojeniu toczącym się wypadkom, zgadzając się na nie bez żadnej walki, tak jakby był bezwolną kukiełką, która nie otworzy ust ani nie poruszy swoimi drewnianymi kończynami, dopóki ktoś nie szarpnie za sznurki. Czuł się zupełnie bezsilny.

— Florianie... — Tylko tyle zdołał powiedzieć, ale hrabia nie zwrócił na niego większej uwagi.

— Zabierz stąd siostrę. Uspokójcie służbę i odeślijcie ją do codziennych obowiązków — powiedział beznamiętnie. — Nie będziemy lamentować ani popadać w rozpacz z powodu tego, co ma się wydarzyć.

Berezowski pokręcił głową, wstrząśnięty wypowiedzią Fiodorowa nie mniej niż jego krewni.

— Jeśli nie zamierzasz rezygnować z tego szalonego pomysłu, pozwól chociaż, żebym ja był twoim sekundantem — poprosił. Na te słowa August poczuł się tak, jakby niewidzialna ręka zacisnęła swe szpony na jego sercu. To on, a nie Maksym, powinien być sekundantem Floriana, zwłaszcza, że to z jego winy powstał ów nieszczęsny pamflet i miało dojść do pojedynku.

— Niech tak będzie — zgodził się Florian, nie spoglądając nawet na Augusta, który spuścił głowę i mocniej przytulił do siebie Rozę. — Gdybym zginął, dopełnisz wszelkich formalności. Przekażę ci, gdzie umieściłem testament i w których bankach zdeponowałem swoje oszczędności. Podam ci też nazwisko mojego prawnika. Ufam, że wypełnisz wszystko wedle moich poleceń, jeśli ja nie będę w stanie. Zobowiązuję też was wszystkich do milczenia na temat pojedynku. Wiedza o nim nie może opuścić tego domu. Zwłaszcza panna Eugenia i jej rodzina nie mogą o niczym wiedzieć, póki rzecz się nie dokona, a ja nie będę pewien, czy przeżyję i zbiegnę za granicę, czy umrę i w waszych rękach pozostawię pochowanie mojego ciała. — Wydawał te instrukcje bez wahania, tak jakby przygotował się na podobną okoliczność już dawno temu, a teraz tylko wypełniał punkty ułożonego niegdyś planu. Kiedy skończył, wyglądał na znużonego, ale też zdecydowanego. Nim opuścił jadalnię, raczył w końcu spojrzeć na swojego kuzyna. W jego oczach czaiła się ponura otchłań, która przeraziła Augusta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro