Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Widzieć, jak na mnie patrzysz, i w twe oczy patrzeć,

Na ustach poczuć twoich ust pocałowanie —

Która już tego szczęścia doznała — czyż dla niej

Mogą być teraz inne radości bogatsze?

Z dala od Ciebie, obca dla swoich — kołacze

Jedno wciąż moich myśli pasmo nieprzerwane

I zawsze ta godzina przyjdzie niespodzianie —

ta jedna, i pierś zadrga, i wybuchnę płaczem!

Lecz po chwili wysycha już łza. Szepczą wargi:

Przecież on kocha, przecież nawet w tym momencie

Sięga jego myśl ku mnie, jak moja ku niemu...

O, usłysz szept daleki tej miłosnej skargi!

Ty wiesz: moje największe i jedyne szczęście

To twa przychylność dla mnie. Daj znak sercu! Przemów...

August powtarzał w duchu te słowa przepisane przez Eugenię z Goethego i rozkoszował się ich brzmieniem. Dawno nie czuł się równie lekko – tak jakby jego duch, uwolniony od ciężarów i nieszczęśliwości ostatnich miesięcy, dążył do wyszarpnięcia się z ciała i ulecenia w górę – daleko i wysoko, poza sufit chmur, ku niewidzialnym przestrzeniom nieba. Wątpliwości, które powinien mieć, rozpierzchły się pod wpływem szaleńczej radości, jaka go opromieniła i zepchnęła na margines świadomości wszelkie lęki i zdroworozsądkowe przemyślenia. Zaślepiła go miłość, silna i promienna, kto wie, czy nie mocniejsza nawet niż wcześniej, bo rozwinięta pod wpływem oczekiwania i doświadczona nutą goryczy.

Kiedy upoił się już własnym szczęściem, spijając spory łyk piany z kielicha romantyczności, zdecydował się wspomnieć o liściku Rozie, która od lat była jego sercową doradczynią. Wierzył święcie, że siostra uraduje się z tych wieści, wesprze go i zrozumie, jednak, ku własnemu rozczarowaniu, spotkał się z wyrzutami i pytaniami, które on w pierwszej chwili od siebie odsunął i nie chciał na nie odpowiadać.

— Ależ Guciu, czy zastanawiałeś się chociaż przez chwilę, na jakie nieprzyjemności skazujesz siebie i tę biedną dziewczynę? — pytała, patrząc na niego z zatroskaniem. — Eugenia to młodziutka i naiwna panienka, która być może nie w pełni pojmuje, jak potworna hańba ją czeka, gdyby ktoś dowiedział się o waszych sekretnych wyznaniach, ale ciebie, jako starszego od niej i znającego lepiej niż ona pułapki salonów, nie podejrzewałabym o podobną lekkomyślność.

Worokin odwrócił wzrok, nie mogąc znieść oskarżenia widocznego na twarzy kobiety.

— Rozo, nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ranisz — mruknął. — Przecież wiesz, że nigdy nie skrzywdziłbym Eugenii. Czy już nie mam prawy kochać jej, a ona mnie? Czy miłość kończy się tam, gdzie społeczeństwo stawia mur między dwojgiem ludzi?

— Ach, bracie! — Lebiediewa jęknęła udręczonym głosem. — Zdaję sobie sprawę z twoich emocji i rozumiem, że ty i Eugenia pragniecie kontynuować waszą znajomość. Na Boga, kochaj ją jak siostrę, jak przyjaciółkę, jak swoją artystyczną inspirację, ale myśl o jej przyszłości. Jako mężczyzna nie masz pojęcia, jak to jest żyć wciąż pod obserwacją uważnych krytyków i moralizatorów, którzy w każdej chwili mogą wyciągnąć przeciwko tobie oskarżenia o niewłaściwe prowadzenie się i ogłosić kobietą upadłą. Chcesz sprowadzić Eugenię na dno? Zresztą myśl również o samym sobie i o naszej rodzinie. Czy sądzisz, że przetrwalibyśmy podobny skandal? Wiem, że obecnie masz wiele pretensji do Floriana, ale czy w swojej nienawiści i zawziętości byłbyś w stanie w podobny sposób go upokorzyć? Kocham cię, ale nie możesz wymagać ode mnie, bym wspierała cię w tej konkretnej sprawie.

Worokin zgarbił się, zraniony i przytłoczony ciężarem siostrzanych słów.

— Lecz nie wydasz mnie przed Florianem ani nikim innym? Nie zrobisz tego, prawda, Rozo? — zapytał niepewnie, nadal nie spoglądając na towarzyszącą mu kobietę, bojąc się, że mógłby zobaczyć w jej oczach gniew i odmowę.

Lebiediewa milczała dłuższą chwilę, wyraźnie bijąc się z myślami.

— Nie powiem nikomu — zapewniła ostatecznie. — Nie robię tego jednak ze względu na ciebie. Musiałabym być chyba potworną grzesznicą.

— Więc dlaczego...? — August zmarszczył brwi i w końcu spojrzał na siostrę, wyrażając swoje bezbrzeżne zdumienie.

Tym razem to Roza uciekła wzrokiem, spuszczając oczy na sztywno splecione na kolanach dłonie.

— Robię to, żeby chronić przyjaźń twoją i Floriana, a także by to małżeństwo, jakkolwiek przynoszące nam wszystkim wiele trosk, doszło do skutku — odpowiedziała stanowczo. — Nie liczę, że to zrozumiesz, bracie, ale potrzebujemy tego związku bardziej, niż mogłoby ci się wydawać. Zyskanie przez Floriana nowych ziem i tytułów, poślubienie młodej i doskonale urodzonej damy i budowanie rodowej potęgi jest korzystne także i dla nas, którzy nieustannie posiłkujemy się dobrami Fiodorowów.

— A więc interes? Tylko to się liczy? — zapytał August bez tchu. — Wspierałaś mnie wcześniej w moich uczuciach, nalegałaś sama, bym nie tracił nadziei, a teraz...?

— Teraz sytuacja się zmieniła, Auguście — powiedziała dobitnie Roza. — Wiem, że nie należysz do tych podłych mężczyzn, którzy sprowadzają zakochane w sobie damy na ścieżkę grzechu, wiem, że zależy ci na Eugenii, a twoja miłość jest czysto platoniczna, lecz co by powiedzieli postronni, gdyby dowiedzieli się, że potajemnie wymieniacie liściki lub, nie daj Boże, spotykacie się ze sobą? — zapytała retorycznie. — Musisz to zakończyć, najlepiej natychmiast, bo ściągniesz na nasz dom tragedię. Możesz uważać mnie teraz za nieczułą i interesowną, ale staram się myśleć jak mężczyzna i podejmować decyzje dla naszego wspólnego dobra, jeśli ty nie jesteś w stanie.

Worokin otworzył szerzej oczy ze zdumienia, nie spodziewając się z ust siostry tak ostrych słów, które uderzały boleśnie w jego honor i męską dumę.

— Ależ Rozo...

— Nie, Auguście. — Kobieta nie pozwoliła u dokończyć myśli. — Jeśli kiedykolwiek moje zdanie coś dla ciebie znaczyło, jeśli kiedykolwiek leżało ci na sercu dobro naszej rodziny, zakończysz to szaleństwo.

Młodzieniec wyprostował się sztywno na swoim miejscu, chcąc protestować, ale nie odważył się wobec miażdżącego spojrzenia siostry. Takiego wyrazu nie widział u niej jeszcze nigdy. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu August odpuścił i przygarbił ramiona.

— Wymagasz ode mnie bezdusznie wielkiego poświęcenia — zauważył ponuro. — Chcesz bym wyrzekł się dopiero co odzyskanej miłości i zachowywał się tak, jakby mnie i Eugenii nic nie łączyło? Jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy?

Lebiediewa skinęła głową.

— Musisz zrozumieć, że jest to konieczne. Ostatecznie wszyscy pragniemy tego samego – aby nasza rodzina wreszcie zaznała choć odrobiny szczęścia i spokoju, czyż nie?

— Tak, to prawda — przytaknął August odległym, wypranym z emocji głosem. Wiedział podświadomie, że argumenty jego siostry są słuszne, jednak nie chciał ich do siebie dopuścić. Wzdrygnął się lekko, kiedy Rosa nachyliła się do niego i uchwyciła jego dłoń w swoją własną.

— Przykro mi, że musiałeś to usłyszeć z moich ust, ale tak będzie najlepiej — powiedziała łagodnie. — Czy możesz mi obiecać, że nie odpiszesz na żaden z kolejnych liścików Eugenii i będziesz ją trzymał na dystans, by nikt z postronnych nie mógł podejrzewać was o przesadną zażyłość? Proszę cię, Guciu.

Młodzieniec zwlekał z odpowiedzią, nie chcąc wcale jej udzielać, jednak w końcu zmusił się, by przez jego gardło przeszła ta bolesna, wiążąca deklaracja:

— Obiecuję.

Roza musnęła palcami wierzch jego dłoni w czułym, uspokajającym geście i uśmiechnęła się do niego blado, choć widać było, że to wymuszony grymas.

— Dziękuję ci. Wiedziałam, że wybierzesz mądrze.

Powóz przystanął, a konie zaparskały niecierpliwie. Worokin zerwał się ze swojego miejsca jak oparzony, wyrywając ręce z uścisku siostry, podczas gdy Lebiediewa wstała z ławki znacznie wolniej i dostojniej, wyraźnie nie chcąc pokazać po sobie nerwów. Wygładziła suknię i sięgnęła do klamki przy drzwiach.

— Chodźmy, bracie. Czas przymierzyć stroje ślubne.

~*~

Zakładanie i zdejmowanie przed lustrem odrażająco drogich materii wykonanych na zamówienie Fiodorowa przez jednego z najlepszych krawców w mieście miało w sobie coś z tragikomedii masek. Odpychały one Worokina jako najdobitniejsze świadectwo jego sromotnej klęski i konieczności podporządkowania się żądaniom Rozy i Floriana. Choć niewątpliwie piękne, zwiastowały okrutną farsę, w której oni wszyscy mieli wziąć udział.

Te kilka godzin było dla niego istną udręką i nie chciał się nawet zastanawiać, jak zniesie prawdziwe przedstawienie, bo przecież teraz uczestniczył zaledwie w miernych próbach do zbliżającego się wielkimi krokami ślubu. Nie chciał myśleć, co się wydarzy później.

— Czy nie możemy zrezygnować z tej wizyty towarzyskiej? — zapytał prosząco, ale siostra, która właśnie zapłaciła krawcowi zaliczkę i narzuciła na siebie płaszcz, obdarzyła go spojrzeniem pozbawionym jakiegokolwiek współczucia.

— To byłoby bardzo nieodpowiednie. Księżna Iwanowa była wielką przyjaciółką naszej matki i opiekowała się mną, kiedy przyjechałam do Petersburga jako młoda, niedoświadczona panna.

— To tylko zaproszenie na herbatę — mruknął August. — Czy nie możemy posłać jej jakiejś zgrabnej wymówki i przyjść innego dnia? Jestem znużony i ostatnim, czego pragnę, jest nudzenie się w towarzystwie starych pań.

Roza prychnęła.

— Nie zachowuj się jak dziecko, Auguście — ostrzegła, splatając dłonie na piersi.

Worokin zaprzestał dalszych nalegań i przyjrzał się uważnie swojej towarzyszce. Z jej zaciśniętych w wąską linię ust i zmarszczonych brwi wywnioskował, że musi być zdenerwowana. Czyżby tak bardzo wytrącił ją z równowagi swoim postępowaniem? Wydało mu się nagle, że wszyscy ludzie, którzy do tej pory okazywali mu swoją przyjaźń i przychylność, nagle się od niego odsunęli. Poczuł się potwornie samotny, ale też winny. Pomyślał, że skoro nawet Roza nie miała ochoty dłużej stawać w jego obronie i popierać jego działań, musiał zachowywać się naprawdę nieznośnie, przekraczając pewną granicę, jakiej przekraczać się nie powinno. Rzadko znajdował siostrę równie stanowczą, co tego dnia, a kiedy się to działo, zazwyczaj w powietrzu wisiały problemy.

Być może ja jestem największym z nich — przemknęło mu przez myśl. Pierwszy raz, od kiedy spadła na niego wieść o ślubie Eugenii i Floriana, zaczął się zastanawiać, czy aby we własnym zaślepieniu żalem i rozpaczą, nie dostarczał dodatkowych – i jak się zdaje niepotrzebnych – zmartwień swoim bliskim. Widział przecież niejednokrotnie poczucie winy na twarzy kuzyna, który jeszcze częściej niż kiedyś zamykał się we własnym gabinecie oraz tytaniczne wysiłki Rozy, by powstrzymać ich maleńką rodzinę przed rozpadem, a także strzec finansów Worokinów i nadzorować przebieg remontu Woroniego Gniezda, co przecież nie należało do jej obowiązków.

August pojął w jednej chwili, że zamiast skupić się na ich wspólnym dobru, rzucił się ku prywatnym sprawom, powodując dodatkowy zamęt. Zawstydził się z tego powodu – przecież nie chciał nikogo krzywdzić, zależało mu jedynie na miłości Eugenii i nie sądził, że przez nią może równocześnie dostarczyć zmartwień najbliższym. Dlaczego wszystko było w jego życiu tak okropnie skomplikowane?

— Przepraszam cię, Rozo — westchnął, czując się w obowiązku, by okazać skruchę.

Lebiediewa spojrzała na niego zaskoczona, a jej twarz nieco złagodniała.

— Za co mnie przepraszasz, bracie? — zapytała. — Nie jestem na ciebie rozgniewana, ale raczej rozczarowana twoją lekkomyślnością i zmartwiona tym, że możesz nierozważnie ściągnąć na swoją głowę kłopoty.

— Za to przepraszam. Nie chciałem dostarczać ci powodów do niepokojów i wymagać, byś znosiła wszystkie moje postępki i dźwigała zamiast mnie brzemię bycia głową rodu Worokinów — przyznał młodzieniec niepewnie. — Czy możesz mi wybaczyć?

Roza pokręciła głową.

— Wiesz, że zawsze ci wybaczam, bo kocham cię bezwarunkowo — odparła spokojnie. — I wierzę, że naprawdę posłuchasz moich rad. Wyświadczysz w ten sposób przysługę nie tylko sobie, ale nam wszystkim. Ostatnie tygodnie były wyjątkowo trudne, nie ukrywam, jednak nadszedł czas, żeby pogodzić się z tym, co los nam zesłał, i szukać rozwiązań, które nie okażą się dla nas gwoździem do trumny.

August, choć niechętnie, musiał przyznać siostrze rację. Był pod wrażeniem jej racjonalności i iście męskiego opanowania. Wydawała się w pełni kontrolować siebie i całą sytuację.

— Rozumiem to i jeszcze raz cię przepraszam.

Spletli ze sobą dłonie na znak odnowienia łączącej ich zawsze unii, która parę godzin wcześniej na moment zachwiała się w posadach, lecz szybko powróciła do swego pierwotnego stanu, bowiem ani Roza, ani August, nie potrafili długo chować wobec siebie urazy. Jakże mogli, kiedy byli dla siebie najbliższymi istotami w tym złym, pełnym pułapek świecie?

— Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie — przyrzekła Lebiediewa, opierając głowę na ramieniu brata. Młodzieniec chciał wierzyć w prawdziwość jej zapewnień.

Resztę drogi spędzili w zgodnym milczeniu, które pozwoliło Augustowi ufać, że ich pierwotna przyjaźń pozostała nienaruszona i przetrwa nawet najgorszą burzę. W siostrze znajdował najważniejsze oparcie i był szczęśliwy, mogąc powtórnie przekonać się o jej nieskazitelnej dobroci i lojalności. Jednocześnie tym dotkliwiej poczuł brak przyjaźni Floriana, która zawsze stanowiła przeciwwagę dla relacji z Rozą – w ramionach kobiety zawsze odnajdywał niemal matczyną czułość, radę i pocieszenie, podczas gdy kuzyn rozumiał bez słów jego ambicje, ofiarowywał mu praktyczną pomoc i bolesną szczerość, nierzadko ratującą Augusta przed wpadnięciem w tarapaty. Ach, gdyby tylko w kwestii Eugenii Worokin posłuchał Fiodorowa, a tamten powiedział mu całą prawdę! Ale stało się i żaden z nich nie był w stanie cofnąć biegu wydarzeń.

Księżna Iwanowa, wdowa po carskim oficerze, mieszkała w samym centrum miasta, pielęgnując okazałą kamienicę nad Fontanką, gdzie w każdą środę zamożne damy z towarzystwa zwykły się spotykać i plotkować. Ich grono zazwyczaj pozostawało niezmienne i obejmowało w głównej mierze kobiety zamężne, wdowy i te, które najbujniejszy rozkwit miały już za sobą, chociaż zdawały się w ich gronie także i panny, starsze i młodsze, oraz pojedynczy mężczyźni, ale wśród nich lwią część stanowili mężowie obecnych lub zasuszeni, niezbyt przystojni kawalerowie zapraszani chyba tylko z litości nad ich nieszczęściem w miłości i przez wzgląd na ich pozycję.

— Jakże się cieszę, że przyjęliście moje zaproszenie. — Księżna powitała Rozę i Augusta dobrotliwym uśmiechem i gestem zachęciła, by przeszli wraz z nią do salonu. — Przykro, że hrabia nie zechciał do nas dołączyć.

— Nasz kuzyn jest człowiekiem wiecznie zapracowanym — usprawiedliwiła Floriana Lebiediewa. — Z pewnością odwiedzi panią, kiedy tylko znajdzie czas.

— O ile go znajdzie — zauważyła Iwanowa z rozbawionym błyskiem w oku. — Żałuję, że nie przyszedł, bo pozwoliłam sobie zaprosić na nasze małe spotkanie panią Suworową z córką.

Roza posłała Augustowi szybkie spojrzenie i mocniej zacisnęła dłoń na jego przedramieniu. Nie wyglądała na zachwyconą informacją przekazaną im przez księżną, ale szybko się opanowała i przywołała na twarz łagodny uśmiech, który był tylko odrobinę szerszy i mniej naturalny niż ten prawdziwy. Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu pełnym dam, od razu podeszła do jednej z nich, wyciągając dłonie w jej stronę.

— Cóż za fortunne spotkanie!

Kobiety wymieniły się muśnięciami w policzek i paroma lotnymi uprzejmościami. Worokin słuchał ich bez specjalnego zaangażowania, pozwalając siostrze prowadzić rozmowy w imieniu ich obojga, podczas gdy jego spojrzenie przez cały czas uciekało w stronę siedzącej na kanapce Eugenii czujnie strzeżonej przez matkę dyskutującą o czymś zawzięcie z panią domu. Augustowi towarzyszyła przemożna ochota, żeby się do nich zbliżyć, ale Roza miała inne plany i w pierwszej kolejności zdecydowała się przedstawić go wszystkim swoim znajomym obecnym w obszernym salonie pełnym ciemnych mebli z zielonymi obiciami oraz roślin, mającym imitować zdaje się klimat paryskich oranżerii.

Młodzieniec bez entuzjazmu zapoznał się z porucznikiem Morozowem – podstarzałym dżentelmenem zajmującym się amatorsko krytyką literacką, który pochwalił jego wiersze, baronową Andruszkową słynną ze swoich salonowych improwizacji fortepianowych i panią de Chevalier, wdową po francuskim rewolucjoniście, o którym nie należało wspominać w jej obecności, bo zaraz zalewała się gorzkimi łzami. W końcu podeszli, by powitać przedstawicielki rodziny Suworowej, ale trwało to zaledwie chwilę i Worokin nie zdołał wydusić z siebie więcej niż parę banalnych frazesów, ponieważ Roza chwilę później odprowadziła go na fotel po drugiej stronie pomieszczenia i usadziła zaraz obok jednej ze swoich przyjaciółek.

— Rozo, ależ ty blada! — wyraziła swoje ubolewanie kobieta siedząca po prawej stronie Lebiediewej, jak się okazało potem, żona jednego z bogatszych włościan i osobista rywalka Rozy jeszcze z czasów jej nauki na pensji. — Czyżbyś chorowała?

Siostra Worokina uśmiechnęła się do niej lodowato.

— Dziękuję za twoją troskę, Amalio. Nie jestem chora, ale raczej zmęczona — odparła.

Druga z kobiet nie pozwoliła jednak na ucięcie dyskusji w martwym punkcie.

— Z pewnością sporo twojej energii pochłaniają przygotowania do ślubu hrabiego Fiodorowa. To będzie piękna uroczystość, nie uważasz? Panna Eugenia jest urocza i bystra, z kolei jej narzeczony posiada koneksje i majątek. Czegóż chcieć więcej dla szczęśliwego małżeństwa?

— W istocie — przytaknęła Roza z wyraźną niechęcią. — Jeszcze tylko odrobina wzajemnego szacunku i Bożego błogosławieństwa, a ta para z pewnością okaże się jedną z najszczęśliwszych.

— A co z tobą, droga Rozo? Czy także myślisz o ponownym zamążpójściu? Miesiące mijają, wkrótce zamienią się w lata, i będzie ci coraz trudniej znaleźć właściwą partię — kontynuowała Amalia z wrednym uśmieszkiem błąkającym się na wargach. — Jesteś jeszcze piękna, ale uroda przemija, więc powinnaś się spieszyć, póki jeszcze wielu kawalerów jest tobą zainteresowanych. Czy wciąż zaleca się do ciebie pan Berezowski?

— Owszem — potwierdziła Lebiediewa, marszcząc brwi. — Robi w sposób niesamowicie wytrwały, jeśli mogę użyć tego właśnie słowa.

— To doskonały kandydat na męża. Nie potrafię pojąć, dlaczego tak go zwodzisz.

— Nie zwodzę nikogo, bo nie jestem jedną z salonowych kokietek — odpowiedziała zimno Roza. — Staram się nie podejmować decyzji w pośpiechu, by poznać zalety każdego dżentelmena i przekonać się, czy pierwsze wrażenie, które na mnie wywarł, pokrywa się z prawdziwym stanem rzeczy. Z tego, co pamiętam, pan Berezowski jeszcze mi się nie oświadczył, więc do niczego się nie zobowiązywałam.

— A gdyby ci się oświadczył? — dociekała Amalia. — Przyjęłabyś go? Nawet nie wiesz, ile kobiet zazdrości ci jego zainteresowania.

Lebiediewa milczała dłuższą chwilę.

— Być może — uznała w końcu wymijająco. — Niewątpliwie pan Berezowski jest interesującą personą, z odpowiednim majątkiem, wykształceniem i manierami. Schlebiają mi składane przez niego hołdy i wierne zaloty, aczkolwiek moje wątpliwości budzi jego libertyński sposób bycia i reputacja fircyka.

— To prawda, reputację ma nie najlepszą, ale wydaje się, że dla ciebie gotów jest zerwać z dotychczasowym życiem i wstąpić na drogę świętości. — Ton głosu drugiej z kobiet wyraźnie zdradzał, co myśli na ten temat. — Niemniej nie powinnaś być przesadnie wymagająca w tej konkretnej kwestii, Rozo. Czy rzadko się zdarza, że w kościele ślubuje nam jeden mężczyzna, a później okazuje się, że oprócz niego zaślubiłyśmy niejako także i jego kochanki?

— Amalio, proszę cię. — Roza skrzywiła się z niesmakiem.

August przysłuchiwał się rozmowie kobiet i pomyślał, że nie jest dobrym bratem, skoro nie wiedział niemal nic o postępach w relacji między Rozą a przyjacielem Fiodorowa. Pluł sobie w brodę z powodu własnej głupoty. Osobiste problemy uczuciowe uczyniły go ślepym na potrzeby siostry, która być może potrzebowała jego wsparcia, a on nawet nie zainteresował się, czy towarzystwo Berezowskiego jest dla niej miłe i czy powinien uważać na tego mężczyznę próbującego za wszelką cenę zaślubić Lebiediewę, choć nikt nie wiedział, jaki będzie miał w tym interes.

Rozmyślania Worokina przerwało pojawienie się służącej z porcelanowym serwisem do herbaty, a potem występ baronowej Andruszkowej, która, poproszona przez gospodynię, zaimprowizowała na fortepianie skoczną melodię w rodzaju "Czterech pór roku" Vivaldiego. Po występie goście nagrodzili ją uprzejmymi oklaskami.

— Słyszałam, że panna Eugenia również grywa na fortepianie — odezwała się księżna, spoglądając na młodą dziewczynę znacząco. — Czy to prawda?

— Tak, chociaż moja gra jest raczej podręcznikowa i brakuje w niej takiego ducha, jakiego byliśmy świadkami chwilę temu w improwizacji pani baronowej — powiedziała skromnie Eugenia, kiedy matka dała jej znak, że wolno jej mówić.

— Drogie dziecko, może zechciałabyś nam w takim razie coś zagrać? — zaproponowała Iwanowa. — Bardzo cię prosimy.

— Eugenio, najmilsza moja, zaśpiewaj nam coś z Goethego, ty tak cudnie go interpretujesz — rzuciła pani Suworowa i uśmiechnęła się do zgromadzonych z błyskiem obietnicy w oczach. — Eugenia uczyła się gry pod okiem najznamienitszych pruskich wirtuozów. Układa czasem własne teksty, ale najczęściej komponuje muzykę do gotowej poezji. Jest w tym bardzo wrażliwa i przekonująca. Zresztą same panie zobaczą.

Zachęcona przez matkę i przychylne słowa innych dam, dziewczyna zasiadła do fortepianu i przebiegła parę razy palcami po klawiszach, sprawdzając nastrojenie instrumentu. Nim zaczęła grać, przesunęła spojrzeniem tajemniczo ciemnych oczu po wszystkich gościach, najdłużej zatrzymując je na Auguście, którego przeszedł niekontrolowany dreszcz. Zmusił się jednak do zachowania opanowanego wyrazu twarzy.

Gdy słońca blask nad morza lśni głębiną,

Myślę o tobie, miły.

Wzywałam cię, gdy księżyc niebem płynął

I zdroje się srebrzyły.

Widzę cię tam, gdzie skraj dalekiej drogi

Szarym zasnuty pyłem,

A nocą gdzieś wędrowiec drży ubogi

Na ścieżynie zawiłej.

Słyszę twój głos w szumie spienionej fali

Bijącej o wybrzeże,

Lub w cichy gaj przychodzę słuchać dali

W zamierającym szmerze.

I wtedy wiem, że jesteś przy mnie, blisko,

Choć oddal cię ukryła —

Przygasa dzień, wnet gwiazdy mi zabłysną,

O, gdybym z tobą była!

Worokin przełknął ślinę. Ach, że też musiała wybrać właśnie Goethego i to jeszcze taki wiersz! Zerknął kątem oka na podstarzałe damy, ale żadna z nich nie zdawała się właściwie odczytać sensu wyśpiewanego tekstu, ani kto w istocie był jego adresatem. Tylko Roza zmarszczyła brwi i mocniej zacisnęła palce na dłoni Augusta, jakby nadając w ten sposób sygnał ostrzeżenia.

— Jaka szkoda, że pan Fiodorow nie mógł usłyszeć tej pieśni — westchnęła jedna z kobiet, uśmiechając się z roztkliwieniem. — Niewątpliwie przyjemność sprawiłyby mu przywiązanie i czułość, jakimi darzy go młoda narzeczona.

— To prawda. Pięknie jest patrzeć na miłość dwóch młodych dusz — poparła ją gospodyni. — Zwłaszcza, że hrabia nie miał do tej pory zbyt wiele szczęścia w życiu uczuciowym. Nie słyszałam, żeby darzył uczuciem jakąkolwiek kobietę z towarzystwa.

— Tym lepiej — stwierdziła z przekonaniem matka Eugenii. — To świadczy o jego cnocie i sile charakteru. Prawdziwy dżentelmen nie oznajmia całemu światu swoich miłostek.

— Nie oznajmia ich, ale cały świat i tak o nich wie — wtrąciła poufale jeszcze inna dama. — O podbojach pana Fiodorowa nie wiemy absolutnie nic, a przecież bywając w Paryżu czy Wiedniu, na pewno spotkał wiele interesujących kobiet.

— Panie, to niestosowne mówić o takich sprawach w obecności niewinnej panny i mojego brata. Zostawmy kobiece sprawy uszom dojrzałych matron — napomniała zebrane Roza.

Między damami wywiązała się dyskusja odnośnie występu Eugenii, ale August nie zamierzał brać w niej udziału. Śledził wzrokiem ukochaną – jej niewymuszoną grację, subtelne poruszenia ust, kiedy rozmawiała z matką, krzywiznę palców zaciśniętych na rączce wachlarza. Zalała go miłość tak wielka, że nie potrafił wyrazić jej słowami. Uśmiechnął się w duchu na wspomnienie muzycznej interpretacji Goethego wciąż dźwięczącej mu w uszach. Podziwiał odwagę i przebiegłość młodej dziewczyny, która w obecności wszystkich zebranych w salonie gości wyznała na głos swoje najskrytsze uczucia, a ci nie odgadli wcale ich obiektu.

Pamiętał wyraz twarzy Eugenii, kiedy skończyła śpiewać i spojrzała mu prosto w oczy w sposób czuły, a jednocześnie żądający podobnej odpowiedzi, tak jakby chciała powiedzieć: „Zobacz, jak bardzo cię kocham. Powiedz, czy ciebie również stać na taki wielki gest?". Był wzruszony lojalnością ukochanej i jej słowami przywiązania, które rozpalały w nim wciąż na nowo szaleństwo miłości. Choć nie chciał zranić Rozy, czuł, że nie zdoła dotrzymać swojej obietnicy, bo cały wszechświat zdawał się go pchać wprost w objęcia kochanki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro