Rozdział 13
Młodzieniec przystanął, kiedy blask południowego słońca przetoczył się świetlistą salwą przez korytarz, pokonując ciężką barierę z bordowych kotar w oknach i na moment sprawiając, że to miejsce wyglądało niemal przytulnie. Nagła jasność sprawiła, że Worokin dostrzegł kilka drobnych elementów, które dopełniały każdego dnia wygląd ponurego holu, lecz on, zawsze pogrążony we własnych myślach, nie zwracał na nie uwagi. Sznurki przy kotarach, wyblakłe i smętnie zwisające przypominały wysłużone liny na starej łajbie, w powietrzu fruwały drobinki kurzu wyglądające jak dogorywające owady, a na długim, niegdyś czerwonym dywanie leżały suszone płatki z kwiatów stojących w wazonach przy oknach. Schylił się i podniósł fragment martwej róży, który rozkruszył mu się między palcami i wirującym ruchem opadł na ziemię. August westchnął i strzepnął z dłoni resztki kwiatu. Pozostawiły one na jego skórze nikły, prawie niewyczuwalny zapach młodości i lata. O ile salon i inne dostępne dla gości części domu prezentowały się nienagannie, zachwycając jasnością i nasyceniem barw, pomieszczenia na piętrze do złudzenia przypominały mauzoleum. Może w istocie nim były – wszak tylu Worokinów i Fiodorowów umarło w tym miejscu – a oni, żywi mieszkańcy dworu, stąpali pośród oddechu przodków i ich kości, sami upodabniając się do upiorów
Worokin nie lubił takich miejsc – dusznych, ponurych i tchnących odorem śmierci. Mimowolnie przypomniał mu się Londyn – na pierwszy rzut oka miasto nowoczesności, pełne dorożek, robotników, żołnierzy, kupców, ale też podbite przez żebraków i niepozbawione wilgotnych piwnic, budynków bez okien i ciemnych zaułków zamieszkałych przez miejską biedotę. Tam dominowała brutalna siła i twarde prawo talionu, nie brakowało zbiegłych przestępców, kieszonkowców, prostytutek i wygłodzonych dzieci wałęsających się po ulicach bez opieki. Bogatsi mieszkańcy oglądali te sceny z obojętnością lub też odwracali głowy, nie chcąc niczego widzieć, ale August zawsze przystawał na chodniku i patrzył na wszystko ze zdumieniem właściwym neofitom.
Nie mógł uwierzyć w to, że Bóg dopuszcza istnienie takiego ogromu nędzy i beznadziei. Przemowa Aristowa podczas wieczoru u Darniłowa uświadomiła mu, że wcale nie był lepszy od tamtych ignorujących problem londyńczyków. Czyż sytuacja rosyjskich chłopów nie wydawała się równie potworna, jeśli nie gorsza nawet, od egzystencji tamtej obcej biedoty? A on przez całe swe życie poświęcił jej zaledwie ułamek swych myśli! Czuł się przez to podle i chciał porozmawiać na ten temat z Florianem, pewien, że ten zrozumie jego bolączki i zaproponuje skuteczne rozwiązanie, jak zawsze zresztą.
Teraz jednak, stojąc niemal w progu pokoi kuzyna, zawahał się. W ostatnim czasie niewiele mieli okazji do rozmowy – Fiodorow przebywający w Krasnoborze był równie nieobecny, co ten w podróży. Ilekroć August zaglądał do jego gabinetu, znajdywał mężczyznę pochłoniętego dokumentami, listami czy rachunkami i nie chciał mu przeszkadzać, nawet jeśli Florian na pewno porzuciłby swoje obowiązki, gdyby go o to poprosił.
Zbliżył się do drzwi prowadzących do apartamentów kuzyna. Były uchylone, a z wnętrza dochodził dźwięk ludzkiego głosu. August zmarszczył brwi. Czy znów zdarzyło mu się nie zauważyć przybycia gościa, tak jak wtedy, kiedy Florian wydał wystawne śniadanie dla Berezowskiego i dwóch młodych dam? Dyskretnie zajrzał do zaciemnionego pomieszczenia i dostrzegł swojego kuzyna, bladego jak papier, chodzącego nerwowo przy kominku, tuż pod portretem swego zagniewanego, apodyktycznego ojca. Worokin nigdy nie widział krewnego w takim stanie. Wyglądał na chorego albo pijanego, co wydawało się nie do pomyślenia.
— To był błąd — mówił niskim, nieco bełkotliwym tonem, gestykulując zupełnie tak, jakby prowadził z kimś zażartą dysputę. Augustowi aż przebiegł dreszcz po plecach. Czuł, że powinien się wycofać i nie oglądać Fiodorowa w tym niecodziennym, przerażającym stanie, ale nie mógł tego zrobić. Jakaś dziwna siła kazała mu pozostać w miejscu i patrzeć na tę zastanawiającą scenę. — Zrobiłem wszystko, czego chciałeś — kontynuował Florian. Worokinowi na początku wydawało się, że mężczyzna zwraca się do wizerunku swojego ojca, ale nie – on zerkał co jakiś czas a fotel przy biurku, pusty i zimny. — Postępowałem zawsze zgodnie z twoimi nakazami, a teraz widzisz, co mnie spotyka? — Zamilkł, jakby oczekując odpowiedzi, po czym gwałtownie przystanął i wbił wściekłe spojrzenie w miejsce, gdzie miał siedzieć jego wyimaginowany rozmówca. — Myślisz, że o tym nie wiem? Że nie czekałem całe swoje życie na podobne zrządzenie losu? Korzyści mogą być niewymierne, ale co ze stratami? Czy to wszystko naprawdę jest tego warte, bym stracił zaufanie i przyjaźń najbliższych mi ludzi? — Pokręcił głową, wznawiając swój nerwowy marsz. — Nie, nie. Nie mogę im powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Bawi cię to? Oczywiście. Zawsze traktowałeś mnie z takim lekceważeniem. I nie tobie przyjdzie znosić pretensje, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Nie ty będziesz musiał oglądać jego rozpacz. — Na twarzy Floriana perlił się pot. Blizna, gruba i wypukła, lśniła złowrogo w blasku pojedynczej świecy. Okna w pomieszczeniu pozostawały szczelnie zasłonięte, nadając mu wygląd grobowca. Mrok i zaduch sprawiały upiorne wrażenie. August nie potrafił dłużej przyglądać się temu wszystkiemu. Stanowczo pchnął drzwi, które odpowiedziały pełnym protestu skrzypnięciem i stanął w progu.
— Florianie?
W jednej chwili kuzyn zamarł, odwrócony do niego plecami. Worokin widział, jak bierze głęboki oddech, opuszcza ramiona i zwiesza ręce wzdłuż ciała, starając się nad sobą zapanować. I rzeczywiście, kiedy wreszcie spojrzał na młodszego, wyglądał zupełnie zwyczajnie – może tylko na nieco bardziej znużonego i bardziej roztargnionego niż zwykle.
— W czym mogę ci pomóc, Auguście?
Worokinowi przemknęło przez myśl, że to raczej on powinien zadać to pytanie. Próbował zrozumieć, czego chwilę wcześniej był świadkiem. Zdarzało się, że znajdował swojego kuzyna stojącego pośrodku korytarza i wpatrującego się bez wyrazu w jeden punkt lub też odwrotnie – wodzącego wzrokiem za czymś, co tylko on potrafił dostrzec; znał jego upodobanie do przebywania w ciemnościach i nie widział nic niepokojącego w tym, że kuzyn czasem całymi dniami milczał, znikał bez słowa albo nie wychodził z pokoju, uznając to za element jego trudnego charakteru. Nigdy jednak nie widział, by mężczyzna rozmawiał z widziadłami i zachowanie Floriana mocno go zaniepokoiło. Owszem, wszyscy w ich rodzinie mieli dość wybujałą wyobraźnię, a fascynacja zjawiskami nadprzyrodzonymi i niewytłumaczalnymi płynęła w ich krwi, ale Fiodorow wydawał się wyjątkowo odporny na ten konkretny aspekt rodzinnej klątwy – wyznawał stoicyzm i racjonalizm, nie interesował go świat metafizyczny a z pewnością obce były mu próby kontaktowania się z nim.
— Rozmawiałeś z kimś? Wydawało mi się, że słyszałem...
Mężczyzna w odpowiedzi machnął niedbale ręką.
— Ach tak, zdarza mi się czasem mówić do siebie, kiedy zastanawiam się nad interesami. Widzisz, starzeję się — zażartował, ale choć w jego głosie brzmiała nonszalancja, w posturze dominowało napięcie. August wiedział, że kuzyn próbuje go okłamać i nie podobało mu się to, ale równocześnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w żadnym razie nie uda mu się skłonić Floriana do zwierzeń, jeśli on sam nie będzie tego chciał. — Coś się stało? Wyglądasz na poruszonego, kuzynie.
August tylko pokręcił głową. Reakcja Floriana wytrąciła go z równowagi do tego stopnia, że nagle zapomniał o wszystkim, co zamierzał mu powiedzieć. Słowa zdawały się ugrzęznąć mu w gardle. Omiótł wzrokiem pokój, szukając rozpaczliwie jakiejkolwiek myśli czy jakiegokolwiek przedmiotu, których mógłby się złapać jak tonący brzytwy i pociągnąć dalej rozmowę, choć ta właściwie nawet się nie rozpoczęła.
— Czy to najnowsza korespondencja? — spytał, dostrzegając plik listów pozostawiony na biurku. Nim jednak zdążył wyciągnąć ku niemu dłoń, Florian go ubiegł, zgarniając koperty i ciskając je do szuflady. Odchrząknął z lekkim zakłopotaniem, widząc zaskoczone spojrzenie Augusta.
— Wybacz — mruknął. — Przykro mi, ale nie przyniesiono dziś żadnej wiadomości do ciebie. Wszystkie listy zaadresowano bezpośrednio na moje nazwisko – jeden z banku, jeden od prawnika i dwa od zarządcy Krasnoboru. Przykro mi, że Eugenia nadal milczy. — Położył młodszemu dłoń na ramieniu w geście wsparcia, ale Worokin wcale nie czuł się dzięki temu lepiej, wręcz przeciwnie – z pełną mocą dotarło do niego, że gdyby ukochana chciała mu odpisać, zrobiłaby to do tej pory. Zyskał więc pewność, że wszystko między nimi skończone, ale nadal nie potrafił tego zaakceptować. Czuł się tak, jakby ktoś wbijał tępy nóż między jego żebra – raz za razem, bezdusznie i coraz głębiej.
— Widocznie tak miało być — wydusił. Zamrugał szybko, odganiając niechciane łzy. Fiodorow, widząc to, jeszcze bardziej zacieśnił uścisk na jego ramieniu.
— Pierwsza miłość zawsze jest bolesna i pełna rozczarowań — powiedział łagodnie. — Zobaczysz, czas leczy rany.
August przytaknął, ale wcale nie wierzył w zapewnienia krewnego. Przecież minęło już tyle tygodni, a on kochał Eugenię dokładnie tak samo jak w dniu, w którym się rozstali. Chciał coś jeszcze powiedzieć, chociażby podziękować Florianowi za jego słowa pocieszenia, ale jego zamiary zniweczyło subtelne pukanie do drzwi i pojawienie się lokaja.
— Przyjechał zarządca Majewski, proszę pana — zwrócił się do Fiodorowa, wykonując ukłon.
Florian odsunął się od Augusta i odprawił służącego wielkopańskim gestem.
— Dobrze. Liczyłem, że się dziś zjawi — stwierdził, po czym spojrzał na Augusta. — Zechcesz mi może potowarzyszyć podczas tej rozmowy?
— Tak, oczywiście — przytaknął Worokin, choć bez zapału. Czuł, że kuzyn próbuje usilnie odwrócić jego myśli od Eugenii i doceniał jego troskę, ale nie sądził, by zajęcie się domowymi obowiązkami mogło mu w jakikolwiek sposób pomóc.
Wymienili jeszcze kilka zdań bez znaczenia, po czym ramię w ramię opuścili ciemny gabinet, którego atmosfera przyprawiała Augusta o ciarki. I może to zastygłe w rozpaczy zmysły go zwodziły, ale wydawało mu się, że czuje na plecach ciężar czyjegoś spojrzenia, a cienie w kątach pokoju niebezpiecznie się poruszają, jakby były żywymi, żarłocznymi istotami.
~*~
Zarządca Majewski był dystyngowanym, krągłym mężczyzną w sile wieku. Miał bystre, paciorkowate oczka i posiwiałe wąsy, nosił płaszcz i kaftan w odcieniach szarości, a do tego drobny, dopasowany kapelusz, który ściągnął na ich widok i skłonił się uprzejmie. Za jego plecami stała gromadka chłopów w grubych kożuchach i czapach. Nieśli ze sobą wielkie kosze i worki, co zaskoczyło Augusta, ponieważ w ich dworku nie zdarzało się, by odbierano należności zimą, kiedy podwładni przymierali głodem. Zerknął na kuzyna, ale ten zajęty był witaniem się z Majewskim.
— Wspaniałomyślność waszej hrabiowskiej mości jest wręcz nieopisana — mówił zarządca, dając znak chłopom, by postawili przyniesione rzeczy na ziemi. — Zbiory w tym roku okazały się słabsze niż liczyliśmy, w przeciwnym razie parobkowie na pewno przynieśliby okazalsze dary, ale wierzą, że i tymi pan nie pogardzi. Mamy tu odrobinę zboża, miód, mleko i uzbieranie przez wieś pieniądze – wszystko to, żeby wyrazić wielką wdzięczność wobec waszej hrabiowskiej mości.
August nic nie rozumiał z tego, co się dzieje, dlatego kiedy tylko wodził wzrokiem między Florianem a gośćmi, próbując dopatrzyć się sensu w ich rozmowie. Fiodorow tymczasem uniósł dłoń, powstrzymując Majewskiego przed kontynuowaniem jego układnej przemowy.
— Niech chłopi zachowają pieniądze — powiedział. — Wioska zapłaciła już swą należność jesienią. Nie ma potrzeby, by dodatkowo składała okup za moją ekstraordynaryjną decyzję.
— Wasza hrabiowska mość to anioł, nie człowiek. — Zarządca był wyraźnie poruszony słowami swojego chlebodawcy. — Maryla, Wasilij — zwrócił się do chłopów — ucałujcie dłonie swego dobroczyńcy! — nakazał, po czym ponownie skupił uwagę na Florianie. — Nieboraki osobiście przyszli podziękować waszej hrabiowskiej mości za łaskawość — wyjaśnił.
Z grupy chłopów wyłoniła się młodziutka dziewczyna o jasnych włosach i rumianej buzi oraz wysoki jak tyczka parobek z pociemniałymi i popękanymi od pracy palcami. Florian łaskawie wyciągnął do nich upierścienioną dłoń, którą z namaszczeniem pocałowali. Dziewczyna, wyraźnie wzruszona, rozpłakała się i osunęła na kolana zaraz u stóp Fiodorowa.
— Będę się zawsze modliła do Niebieskiej Panienki za zdrowie i pomyślność pana dobrodzieja — łkała spazmatycznie. — Nikt jeszcze nie zrobił dla mnie tyle dobrego. Nikt, w całym moim życiu. Gdyby nie pomoc pana dobrodzieja, nie mielibyśmy z Wasią, gdzie mieszkać, ino pod gołym niebem, a pop na pewno nie zgodziłby się na danie nam rozgrzeszenia i sakramentu małżeństwa.
— Marylo, wstań, moczysz łzami rękawiczki jego hrabiowskiej mości — zwrócił jej uwagę zarządca i z pomocą jej partnera, który spoglądał wszędzie, tylko nie na dziedzica Krasnoboru, podniósł dziewczynę do pozycji stojącej. — Tak nie wypada. Zwłaszcza w obecności jego hrabiowskiej mości — zżymał się dalej
Florian wpatrywał się w tę osobliwą scenę z doskonałą obojętnością. Z godnością odgrywał swą rolę wielkiego pana rozległych włości.
— Czy chata, którą wskazałem, jest w na tyle dobrym stanie, żeby młoda para wprowadziła się do niej już po ślubie? — spytał bez zainteresowania.
Zarządca pokręcił przecząco głową.
— Odnowimy ją na wiosnę, tak samo jak pozostałe chaty. Wasza hrabiowska mość będzie zadowolony.
Florian przyjął tę wiadomość bez zdziwienia, gniewu czy zadowolenia. Jego twarz pozostawała nieodgadnioną maską.
— Dobrze. Doskonale — stwierdził. — Dziękuję za wszystkie podarunki. Ufam też, że młoda para będzie szczęśliwa.
— Z całą pewnością — odparł Majewski.
On i Florian wymienili parę grzeczności, po czym goście opuścili dwór przy wtórze dźwięków strzelającego bicza i skrzypienia kół furmanki na śniegu. Pozostawione przez nich kosze i worki z żywnością przeniesiono na rozkaz Fiodorowa do spiżarni, a sam pan domu ruszył do salonu i ruszył wygodnie w fotelu, sięgając po gazetę. August poszedł za nim i przystanął przy oknie, zerkając co jakiś czas na krewnego spod zmarszczonych brwi. Przebywali we dworku zupełnie sami, ponieważ Roza wybrała się do cerkwi jak w każdą niedzielę. Z domowników tylko ona regularnie praktykowała wiarę. Relacja Worokina z Bogiem była dość skomplikowana, zaś Florian, jak się zdaje, wyznawał dość nihilistyczną filozofię życiową i wcale nie szukał kontaktu ze swoim Stwórcą.
— Co to wszystko znaczyło? — zapytał August, nawiązując do przybycia do Krasnoboru chłopów i zarządcy majątku.
Fiodorow uniósł na niego wzrok znad gazety, wyraźnie niezadowolony, że przerwano mu lekturę.
— Chłopka zaszła w ciążę, więc wstawiłem się za nią u miejscowego popa i pozwoliłem, żeby zamieszkała z dzieckiem i narzeczonym w jednej z pustych chat, które stoją na skraju wsi niedaleko sadów Worokinów — powiedział, wzruszając ramionami.
— To bardzo hojne z twojej strony — przyznał August. — W gruncie rzeczy wcale nie musiałeś im pomagać, a jednak to zrobiłeś — zauważył z wahaniem. W jego umyśle w jednej chwili pojawiło się nieprawdopodobne przypuszczenie. Aż bał się wspominać o nim na głos, a jednak nie potrafił tłumić w sobie obaw. — Czy ty i ta chłopka... Czy to dziecko...
Florian z wściekłym szelestem podobnym syczeniu węża złożył gazetę i spojrzał na młodszego jak na zupełnego szaleńca.
— Czy ciebie Bóg opuścił, kuzynie? — zapytał z irytacją. — Podejrzewasz mnie o romans z chłopką? Za kogo ty mnie uważasz?
Worokin zawstydził się.
— Przepraszam — bąknął. — Byłeś w ostatnim czasie bardziej skryty niż zwykle, więc sądziłem, że coś cię gnębi, a kiedy powiedziałeś mi o ciąży tej chłopki, której nie tylko zaaranżowałeś małżeństwo, ale też dałeś dom... Nie wiem, ta myśl pojawiła się w mojej głowie zupełnie bez powodu. Oczywiście nigdy nie podejrzewałbym cię o coś takiego! Przepraszam. Naprawdę okropnie się czuję z powodu podobnej sugestii.
Wyraz twarzy Fiodorowa zdecydowanie złagodniał.
— Owszem zajmuje mnie teraz parę spraw, ale na pewno nie są to problemy natury uczuciowej. W tej sferze wszystko pozostaje bez zmian. Przynajmniej na razie.
August przestąpił z nogi na nogę.
— Może mógłbym ci w jakikolwiek sposób pomóc? — zaproponował nieśmiało. — Byłbym spokojniejszy, gdybym wiedział, co cię dręczy. Nigdy nie wspominałeś na głos o tym, że masz jakieś kłopoty — zauważył.
— Nie nazwałbym tego kłopotami — zaoponował Florian. — Raczej chwilowymi uciążliwościami, którymi muszę się zająć. Nic, czym miałbyś się przejmować.
— A jednak wolałbym o nich wiedzieć — upierał się August.
Jego kuzyn westchnął i zacisnął palce na skrzydełkach nosa.
— Jeśli koniecznie musisz interesować się takimi błahostkami, to kupiłem w ostatnim czasie pięćdziesiąt hektarów ziemi. Zaniedbałem swoje włości, kiedy bywałem w Moskwie i Niżnym Nowogrodzie, dlatego teraz chcę to naprawić. Zamierzam postawić manufakturę i zacząć na nowo wykorzystywać stojące odłogiem pola. W tym roku przez słabe zbiory poniosłem straty i będę musiał podnieść chłopom czynsz, żeby je wyrównać. Ponadto planuję zaskarżyć wierzycieli twojego ojca i cały czas prowadzę na ten temat rozmowy z prawnikami — tłumaczył spokojnie. — Poza tym przekroczyłem trzydziestkę, wypada więc, bym się ustatkował i pomyślał poważnie o spłodzeniu dziedzica. Myślę też stale o przyszłości twojej i Rozy.
— Co przez to rozumiesz? — zapytał August, siadając w fotelu naprzeciwko i patrząc na kuzyna badawczo.
— Roza powinna ponownie wyjść za mąż — oznajmił bez wahania mężczyzna. — Rozumiem jej niechęć, ale sam przyznasz, że żałoba i samotność wybitnie jej nie służą. Nie powinna odsuwać się od świata jak jakaś ascetka. Młody, energiczny mąż, który zabierałby ją na spotkania towarzyskie i obdarzył kilkorgiem zdrowych, silnych dzieci to właściwe lekarstwo na troski twojej siostry.
— Nie jestem do końca przekonany — przyznał August, krzywiąc się w duchu. — Roza potrzebuje czasu i spokoju. Jeśli sądzi, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment do podobnego zamążpójścia...
— Czy nie dostrzegasz, że ona waha się ze względu na ciebie? — przerwał mu Florian. — Boi się, że jeśli wyjedzie, zostaniesz sam w chorobie. Ona ma wyrzuty sumienia, że już raz cię opuściła, wychodząc za mąż.
— Tak ci powiedziała? — zapytał Worokin wstrząśnięty.
— Nie musiała — odparł Fiodorow. — To widać na pierwszy rzut oka. Zresztą nie tylko Roza powinna zastanowić się nad swoją przyszłością. Ty również. Wyjechałeś w podróż po Europie jako młodzieniec, a wróciłeś jako dorosły mężczyzna. Sądzę, że nadszedł czas, byś poważnie pomyślał o objęciu swojego dziedzictwa. Oczywiście cieszy mnie możliwość goszczenia ciebie i twojej siostry w Krasnoborze, ale być może nadszedł moment, by każdy z nas wybrał swoją własną drogę.
— Chyba nie rozumiem — wydusił August, chociaż doskonale wiedział, co Florian próbuje mu przekazać. Po prostu nie potrafił dopuścić do siebie tej myśli.
— Pomogłem ci odzyskać pełne prawa do Woroniego Gniezda — oznajmił ze zniecierpliwieniem Florian, tak jakby ten fakt wymagał przypomnienia. — Myślę, że jesteś na tyle dojrzały, by przejąć pieczę nad swym majątkiem i nauczyć się zarządzać nim tak, by przynosił zyski. Nie możesz całe życie mieszkać w Krasnoborze i znosić w towarzystwie szyderstw jako arystokrata bez majątku. Jeśli pozwolisz sobie pomóc, pokażę ci, jak podnieść Woronie Gniezdo z ruiny i w co najlepiej inwestować pieniądze. Nauczę cię wszystkiego, co powinien ci był przekazać ojciec. Wyciągnę też z depozytu rodzinnego pieniądze twej matki, które Gieorgij Fiodorow zdołał zabezpieczyć przed swoim niszczycielskim szwagrem, a jeśli będzie trzeba, udzielę ci pożyczki na niski procent. Wystarczy jasna deklaracja z twojej strony, a przyniosę odpowiednie dokumenty i plany. Twój dwór wymaga gruntownego remontu, a pola – siły roboczej i dobrego zarządcy. Wszystkim tym się zajmę.
August siedział oniemiały, nie mając pojęcia, co powinien o tym wszystkim myśleć.
— Oczywiście nie musisz się śpieszyć — zapewnił go kuzyn. — Daj sobie czas na podjęcie decyzji, ale remont najlepiej byłoby rozpocząć już wiosną, byś za rok czy dwa mógł zamieszkać we własnym dworze.
Worokin pokręcił głową.
— Nie mogę się zgadzać, byś tak wiele mi oferował — powiedział z zakłopotaniem. — Jesteś zbyt hojny, a przecież tobie również będą potrzebne pieniądze, jeśli chcesz opłacać prawników, organizować uroczyste obiady i bywać w towarzystwie, by znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę.
Fiodorow skrzywił się z niesmakiem.
— Pieniądze nie stanowią żadnego problemu — uciął stanowczo.
Worokin milczał dłuższą chwilę. Naturalnie czuł wdzięczność wobec Floriana za jego protektorat i chęć wsparcia, ale nie czuł się gotowy na przyjęcie pisanej sobie roli. Wydawało mu się, że to wszystko dzieje się zbyt szybko. Nie sądził, że kiedy zawiśnie nad nim konieczność zmian, okaże się, że on wciąż nie jest na nie przygotowany.
— Muszę to wszystko przemyśleć.
— Wiem. Nie żądam byś podejmował decyzję już teraz.
Na kilka minut zapadła między nimi cisza. Fiodorow wrócił do swojej gazety, ale nim zdążył na nowo pogrążyć się w jej treści, August przypomniał sobie, po co tak naprawdę przyszedł z nim porozmawiać.
— Florianie?
Mężczyzna spojrzał na niego z lekkim znużeniem.
— Tak, kuzynie?
— Jest pewna kwestia, która od jakiegoś czasu mnie martwi i pomyślałem, że może zechcesz mnie wysłuchać.
— Jaka to kwestia? — Florian zmarszczył brwi i ponownie odłożył gazetę.
August, widząc, że zdobył nieco uwagi starszego, wziął głęboki oddech i zaczął mówić o tym, co leżało mu na sercu:
— Myślałem ostatnio o losie chłopów i ich marności. Czy nie sądzisz, Florianie, że życie chłopa przypomina życie niewolnika? Mieszka w skupiskach, często w skrajnej biedzie, musi pracować dla siebie, ale też dla pana i płacić mu często niebotycznie wysoki czynsz. Do tego pan decyduje o całej jego egzystencji – czy może zawrzeć małżeństwo, gdzie zamieszka, nawet może kazać mu się przenieść z całym dobytkiem do innej guberni. A do tego jeszcze ciężka praca fizyczna i ciągłe widmo oćwiczenia. Czy nie wydaje ci się to straszne?
— Tak jest skonstruowany ten świat, Auguście — zauważył spokojnie Florian.
— Ale czy to nie jest niesprawiedliwe?
— Cały świat jest niesprawiedliwy — odparł Fiodorow. — Jedni rodzą się bogaci, inni biedni. Jedni są panami, inni poddanymi. Tego nie zmienisz. Liczy się to, że wszyscy jesteśmy ludźmi i powinniśmy się wzajemnie traktować po ludzku.
— Ale dlaczego właściwie nie mielibyśmy być równi? — upierał się August. — Wtedy nie byłoby wyzysku, okrucieństwa, ubóstwa...
— Masz naiwne podejście do świata i pojęcia sprawiedliwości — zganił go bezlitośnie krewny. — Niektórzy są bogaci i tracą swoje majątki, inni są biedni, ale zyskują bogactwa. Nie brak też ludzi biednych bez szans na poprawę swojego losu. Czy naprawdę sądzisz, że zrównanie ich wszystkich ze sobą zapewniłoby ludzkości szczęście? Że zniknąłby głód, choroby, krzywdy, oszustwa, morderstwa?
August zacisnął dłonie w pięści z nerwów.
— Każdy powinien mieć tyle, ile potrzebuje — stwierdził. — To by było według mnie sprawiedliwe.
— Każdy powinien mieć tyle, na ile sam sobie zapracował — nie zgodził się z nim Florian. — Nie widzę potrzeby, dla której miałbym mieć tyle samo bogactw co jakiś leniwy pop czy uliczny rzezimieszek.
Worokin pokręcił głową.
— Ale przecież są też ludzie, którzy pracują równie ciężko jak ty, jeśli nawet nie ciężej, a jednak nigdy nie przeskoczą ograniczeń stanowych — zauważył. — Gdyby przyznać im ponowne prawa, by mogli się rozwijać...
— We Francji już tego próbowali — przerwał mu gorzko Fiodorow. — Chcieli wolności, równości i braterstwa, a doprowadzili do krwawej rzezi i chaosu. Widzisz sam, że rewolucje społeczna pochłania własne dzieci. Gdyby do podobnych wydarzeń doszło tutaj, mimo wzniosłych poglądów, jako szlachcic pierwszy poszedłbyś na gilotynę. Masy by cię nie oszczędziły, pojmujesz?
Worokin milczał dłuższą chwilę.
— Lecz gdyby wprowadzać reformy stopniowo...
— A kto chciałby je wprowadzać, Auguście? — zapytał Florian, rozkładając ręce. — Ludzie nauczeni przykładem Francji, obawiają się przemian. Jak myślisz, ile jest wśród rosyjskiej szlachty osób wyznających takie idee jak ty? Kto dobrowolnie oddałby swoje przywileje i mienie w imię utopii? Możemy oczywiście próbować zmieniać świat, ale co zyskamy poza zupełną śmiesznością wśród naszej sfery i nieuniknionymi problemami? Nie, kuzynie, nie warto poświęcać wszystkiego, co posiadamy, dla jakiejś mętnej wizji świata, która nie ma szans się spełnić. I nie radzę ci powtarzać twoich poglądów na salonach, wśród dobrego towarzystwa, bo tylko narazisz się na nieprzyjemności.
Młodszy z mężczyzn pobladł. Nie spodziewał się po swoim krewnym podobnych słów. Zawsze widział w nim swój autorytet – inteligentnego, altruistycznego i postępowego człowieka. Nie starał się nawet ukrywać rozczarowania spowodowanego konformizmem Floriana. Sądził, że lepiej go zna. Może tak naprawdę nie znał go nigdy.
— Nie zgadzam się z tobą. Nie zgadzam się i uważam, że twoja postawa do niczego nas nie zaprowadzi — stwierdził ze złością i, nim Fiodorow zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wyszedł z pomieszczenia. Był zawiedziony jak nigdy dotąd.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro