XLI
26 ABY, Kamino
Ben zerwał się z łóżka, chcąc odnaleźć Rey. Liczył na to, że dziewczyna zwyczajnie wstała przed nim i poszła zjeść śniadanie czy porozmawiać z Ahsoką, ale po szarej strażnice nie było śladu. Nie uwierzyła mu. Był pewien, że postanowiła pokonać Dartha Sidiousa na własną rękę. Nie mogła się za niego poświęcić, nie pozwoli jej na to! Za dużo jej zawdzięczał, by dać jej odejść. Chwycił za swoją broń i uczepił ją u pasa, a z drugiej strony zawiesił miecz świetlny swojego dziadka. To wszyto, czego potrzebował. Nie miał pojęcia, co robić. Gdzie Rey mogła zniknąć? Podejrzewał, że poleciała na Takodanę, by odzyskać sztylet. Bardziej bał się, że Imperator, odcięty od niego, dorwał się do Rey i mącąc w głowie, podał jej miejsce, w którym zastawi na nią pułapkę.
Jego przeciwnik był potężny. Nie może porwać się na Lorda Sithów w pojedynkę i musi przed tym powstrzymać Rey. Potrzebował sojuszników, Jedi, jak najwięcej osób wrażliwych na moc, bo tylko oni mieli jakąś szansę. Rycerze Ren podlegali mu, nie Najwyższemu Porządkowi, jeżeli będą mieć odrobinę godności, staną po jego stronie, ale z uczniami Skywalkera, mógł być większy problem. Przy nich potrzebna mu będzie Ahsoka. Gdyby ona wysłała hologram i poprosiła o pomoc, posłuchaliby jej. Gdy tylko ten pomysł pojawił się w jego głowie, ruszył z miejsca. Tano była w sypialniach niedaleko. Chłopak wparował do środka, nie przejmując się tym, że nie dość, że obudził starszą kobietę, to również porządnie przestraszył. Przeprosił ją szybko, nie przywiązując do tego większej wagi i zaczął chaotycznie przedstawiać sytuację. Prosząc ją o pomoc, niemalże miał ochotę paść na kolana i błagać. Nie musiał, Ahsoka i tak miała dług wobec Skywalkerów.
— Tylko jak mam ci pomóc? — zapytała, gdy chłopak w pośpiechu przeglądał półki.
— Mnie nikt nie posłucha, więc będziesz musiała porozmawiać z kilkoma Jedi i... Mam jeden pomysł, ale nie potrafię obsługiwać tym maszyn — odpowiedział, wyciągając z szuflady czerwone, luźne ubrania, dawnej należące do klonów.
— Ben, czy ty chcesz wybudzić klona? — mówiła niedowierzaniem i przetarła oczy.
— Mniej więcej.
Chciał biec, zrobić to wszystko w mgnieniu oka i jak najszybciej odnaleźć Rey, nim zrobi coś głupiego, ale nie mógł pośpieszać Togrutaniki. Parzyła na niego, jak na dziecko, które bez skupienia układa domek z kart, a on zawsze upada. Jeżeli będzie się tak śpieszył, na pewno coś pójdzie nie tak. Musiał zwolnić i zacząć myśleć, ale gdy przekroczył próg laboratorium, nie wytrzymał i pobiegł do probówki. Klon jego dziadka rozwijał się za szkłem od ponad dwudziestu lat, a mutacja genetyczna przyśpieszyła cały proces, co oznaczało, że mężczyzna był niemalże w tym samym wieku, w jakim zmarł. Solo oparł dłoń na powierzchni maszyny utrzymującej życie i zmusił się, by uspokoić umysł. Musiał wziąć głęboki oddech, by nie uciekać myślami do Rey, co było trudne, ale wreszcie przyszła cisza. "Dziadku, Anakinie Skywalkerze, jesteś ostatnią osobą, do której mogę zwrócić się o pomoc" pomyślał.
— Bądź przy mnie — dodał na głos.
Jego modły nigdy nie zostawały wysłuchane, choć, gdy był częścią Najwyższego Porządku, rozmawiał z Darthem Vaderem niemalże każdego dnia. Nigdy nie dostał żadnej odpowiedzi, ale to nie gasiło jego zapału. Potrzebował myśleć, że chociaż jednej osobie na nim zależy, że wciąż nie był zupełnie odcięty od rodziny, a zrozumieć mógł go tylko ktoś, kto sam był na jego miejscu. Mówił do spalonej maski, jakby sama z siebie mogła mu odpowiedzieć, ale martwy przedmiot pozostawiał go w ciszy. Pragnął stworzyć imperium, w którym będzie rządzić w imię swojego dziadka, kontynuując to, czego on nie miał okazji skończyć. Teraz nic z tego nie miało dla niego znaczenia. Musiał uratować dziewczynę, która wydostała go z ciemności, przed jej własną rodziną. Do tego potrzebny był mu człowiek, który raz już zdołał pokonać tego potwora. Wołając Dartha Vadera, nigdy nie zdołał uzyskać odpowiedzi, ale Anakin Skywalker czuwał przy nim i położył dłoń na ramieniu wnuka.
— Naprawdę tu jesteś — powiedział Solo, odwracając się w stronę ducha mocy.
— Niełatwo odnaleźć się w Świecie między światami, ale skierowało mnie tu moje imię — odpowiedział mu.
— Coś o tym wiem — odezwała się Ahsoka, wychodząc z cienia. Nie chciała przeszkadzać Benowi w medytacji, ale na widok swojego mistrza, nie mogła się powstrzymać. — Miło cię widzieć, Rycerzyku.
—Ciebie też... Chyba nie wypada, bym wciąż mówił do ciebie Smarku — powiedział na jej widok. Ledwo rozpoznał w kobiecie swoją dawną padawan. Nie zmieniły się tylko jej oczy, wciąż duże i jasne. Tano uśmiechnęła się do niego. — Ben, wiem, co planujesz, ale nawet moja obecność nic nie zmieni. To, co powiedziała wam Ahsoka, jest prawdą. Ktokolwiek pokona Palpatine'a, zginie. Pozbawianie do mocy, którą żywi się od lat, będzie kosztować za dużo wysiłku, nawet najpotężniejszy Jedi tego nie przetrwa — na jego słowa, Ben bezsilnie padł na kolana. Jego ostatnia nadzieja właśnie zgasła.
— Nie mogę jej stracić — wyszeptał, gdy zrozuiał, że jego plan był na nic.
Anakin odwrócił wzrok od wnuka, tylko po to, by spojrzeć na Ahsokę. Przyglądała mu się spod zmarszczonych brwi, świetnie wiedząc, co działo się teraz w jego głowie. Nic nie powiedziała i tak by nie posłuchał. Duch przyłożył swoją dłoń do szklanej pokrywy, a później zniknął. Klon wewnątrz zaczął się wiercić i krztusić. Ben wstał na równe nogi, a Togrutanka podbiegła do maszyny, by spuścić z probówki zielony płyn, w którym znajdował się jej przyjaciel. Po chwili znów mógł oddychać zwyczajnym powietrzem, a szkło uniosło się, by go wypuścić. Klęcząc na ziemi, ubrał się w czerwony strój, a pozostali odwrócili od niego wzrok. Solo nie wiedział, co dalej. Nie chciał uratować jednego życia kosztem drugiego. Usłyszał jasno i wyraźnie, że cena jest nawet większa niż to, bo zwycięstwo pochłonie całą moc żyjącą w człowieku. Nie zostanie nic.
— To nie tego chciałem. To nie jest twoja walka — chłopak powiedział do Anakina.
— Mylisz się, ja ją zacząłem... Lata temu, poświęciłem wszystko, by uratować osobę, którą kochałem. Zawiodłem. Chciałeś skończyć, to, co zacząłem, więc dokończ, uratuj Rey, a mnie pozwól odpokutować, za to, na co skazałem Galaktykę.
— Masz ogromne ego — wtrąciła się Ahsoka. — Zresztą, obydwoje macie. Nie za wszystko odpowiedzialny jest jakiś Skywalker.
— Mam nadzieję, że nie będziesz mnie powstrzymywać — powiedział, jakby zirytowany na samą myśl o kłótni z nią.
— Nie. Idę z tobą. Nie myślisz, chyba, że zostawię cię z tym samego?
— Chwila. Rey utopiła jedyny przedmiot, zawierający współrzędne z miejscem pobytu Palpatine'a. Pewnie już zdążyła go znaleźć, jeżeli się pośpieszymy, może dotrzemy na Takodanę, nim...
— Wiem, gdzie jest Palpatine — wtrącił się Anakin. — Musimy lecieć na Exegol.
Ruszyli w stronę lądowiska. Ben zdziwił się na widok frachtowca, którym wcześniej tu dotarł, ale Ahsoka nawet nie musiała sprawdzać, by domyślić się, że było to kosztem jej myśliwca. W trójkę wsiedli na statek, a Anakin pierwszy rzucił się, by złapać za ster. Dawna padawan była u jego boku, a wnuk patrzył przez ramię. Wróciły do niego wspomnienia z czasów Wojen Klonów, a sentymentalne uczucia nieco go przygniotły. Stracił swoją szczęśliwą przyszłość na rzecz Dartha Vadera, a teraz, gdy życie zostało mu zwrócone, to tylko po to, by zaraz je stracił. Wiedział, że zasłużył na to, jak nikt inny. W swój konflikt zaangażował całą galaktykę, sprowadził cierpienie na niewinnych i zabił Jedi, jedynych strażników pokoju. Nie oszczędził nawet najmłodszych. Teraz nadeszła szansa, by jego sumienie wreszcie było czyste
⭐
26 ABY, Supermancy
— Poe, ze wszystkich twoich głupich planów, ten jest najgorszy — stwierdził Finn, słysząc, co jego przyjaciel zaplanował, by mogli przedostać się przez bariery.
— Jak masz coś lepszego, to słucham — odpowiedział, a ręce pociły mu się ze zdenerwowania.
— Cokolwiek, ale przebicie się prędkością światła nas zabije. Nie jesteś Hanem Solo!
— Jeżeli staruszek dał radę, to ja też dam.
— Rozbijemy się. Rozbijemy się i zostanie z nas mokra plama.
Nic innego nie mogli zrobić. Mieli ze sobą jednego z najlepszych pilotów i musieli mu zaufać, inaczej cały plan pójdzie na marne. Dameron zbliżył się, ile mógł do Gwiezdnego Niszczyciela i zdenerwowany chwycił za ster. Wiedział, że w tamtej chwili wszystko zależało od niego. Nacisnął kilka guzików, które zaczęły jaśnieć najróżniejszymi kolorami, a prędkość, w którą wkroczył, przygniotła go do fotela. Musiał pozostać czujny, inaczej wleci w bok statku i może pozbawi go jednej kwatery, podczas gdy rebelianccy szturmowcy stracą życie. Skręcał raz w jedną, raz w drugą stronę, modląc się, by to zostało niezauważone przez Najwyższy Porządek. Dachem frachtowca, który prowadził, niemalże starł się o spód Supermancy, ale udało mu się utrzymać centymetry pod nim. W pewnym momencie wykręcił, zadzierając przód statku do góry i przekręcił się, by znów być w normalnej pozycji. Wszyscy byli zapięci i tylko BB-8 uniósł się przez to w górę, po czym upadł jak piłka. Udało mu się, wlecieli do hangaru. Poe wypuścił ster i otarł z pot z czoła.
— Jesteś pewien, że na nic się tam wam nie przydam? — zapytał, gdy Finn założył na siebie hełm, chcąc już mieć za sobą niebezpieczne zadanie.
— Zrobiłeś, co miałeś zrobić. Teraz nasza kolej — odpowiedział mu, złapał za broń i postawił krok w przód, kiedy Dameron chwycił go za rękę.
— Niech moc będzie z tobą — powiedział do niego z uśmiechem, ale nie potrafił ukryć smutku, z którym patrzył na byłego szturmowca.
— Nie martw się, wrócę. — Na pewno, zrobi, co może, by tak się stało.
Mała armia rebeliantów była kolorowa. Nie byli już bezmyślnymi żołnierzami, jeden tak samo nieważny, jak drugi i łatwy do zastąpienia. To, jak wyglądali, pozwoliło im się poczuć wyjątkowymi. Nie wszyscy założyli hełmy, uważali je za wiadra, które tylko przysłaniały widok, utrudniając strzelanie. Jeżeli walka się rozpocznie i tak było już po nich, hełm na niewiele się zda. Takie podejście miała między innymi Jannah, która swoją zbroję zabarwiła na pomarańczowo i niebiesko, a poza znakiem Ruchu Oporu, na klace napisała "Rebelianckie ścierwo", które zielonym sprayem rozmazało się, lekko spływając. Finn był z nich wszystkich najmniej kolorowy. Miał znak, jak wszyscy, wymalowany czarnym kolorem na naramienniku, ale poza tym zdobiła go już tylko biel i czerwień. Swój hełm ozdobił czerwonym śladem krewi, w kształcie dłoni, a jego napierśnik zdobił tylko jeden, prosty napis "Zdrajca".
Kolorowa grupa zeszła z pokładu, a na ich widok, biała armia zaczęła zbierać się wokół, wystarczy im jeden rozkaz do wystrzału, a pozbędą się niechcianych gości. Nikt jednak nie drgnął. Rozpoznawali twarze. Byli wśród nich przyjaciele, znajomi, z którymi kiedyś konkurowali o to, kto jest najlepszy na treningach, osoby, z którym musieli dzielić pokój. Wszyscy rebelianci byli zdrajcami, a jednak coś nie pozwalało żołnierzom pociągnąć za spust. To było dla nich jak strzelanie do swoich. Generał Hux jedynie na monitoringu oglądał całe zamieszanie, a na miejsce wysłał swoją kapitan. Finn kiwnął głową na swoich, a oni bez zawahania opuścili broń i unieśli dłonie, pokazując, że nie przybyli tam walczyć. Nadeszła jego chwila, by zacząć przedstawienie.
— Byłem FN- 2187, ale teraz jestem Finn — przedstawił się. — Okradziono mnie z tego. Odebrano rodzicom i wmówiono, że muszę walczyć, ale nie dano mi możliwości wyboru, po której stronie wojny chcę być, ale nie muszę wam tego mówić. Wszyscy przeszliśmy przez ten sam koszmar — mówił, a coraz więcej osób w białych zbrojach zaczęło się pojawiać, by móc go wysłuchać. Wielu pchało się przed ekrany z monitoringu i w krótkim czasie, każdy mógł słuchać jego przemowy. — Jesteśmy tutaj, by pokazać wam, że tak nie musi być. Chcemy dać wam szansę wyboru. Możecie walczyć po naszej stronie lub nie musicie walczyć wcale. Najwyższy Porządek wmawiał nam, że jest naszą rodziną, ale rodziny nie da się zastąpić, tak jak oni zastępują nas. Każdy zasługuje na to, by mieć własne zdanie! Nie jesteśmy jedną armią, tylko indywidualnymi istotami — po tym zdaniu, ściągnął swój hełm, by pokazać pod nim zwykłego człowieka, a nie jednego z wojowników.
— Brawo — odezwała się Phasma, która zdążyła dotrzeć na miejsce i przecisnąć się na przód zbiorowiska. — Żołnierze unieść broń — rozkazała, ale wielu szturmowców się zawahało.
— Nie musicie dłużej słuchać niczyich rozkazów — krzyknęła Jannah. — Zwracamy wam wolność.
— Unieść broń! — kapitan Phasma powtórzyła ostro.
— Nie — powiedział jeden z żołnierzy i zdjął hełm, wyrzucając go za siebie.
Ten drobny gest sprawił, że wielu innych poszło w jego ślady. Kapitan po raz kolejny kazała im unieść broń, jakby była niewzruszona całym widowiskiem. Ci, którzy chcieli jej posłuchać, zrobili to, ale broń unieśli wszyscy, wiedząc, kto celował w którego wroga. Padł rozkaz do ostrzału i właśnie w te chwili zaczęła się wojna. Finn krzyczał, by wycofywali się na pokłady, bo to nie tam miała się skończyć. Wyciągnął miecz świetlny, który, kilka dni wcześniej, podarowała mu Voe i zaczął zwinnie odbijać strzały. Potrafił walczyć, całe życie szkolono go do wojny i tylko dlatego teraz radził sobie całkiem dobrze, choć o połowę gorzej, od najgorszego ucznia Skywalkera. Jeżeli to przeżyje, nauczy się, jak być Jedi, ale teraz, nie wyjął miecza, tylko po to, by walczyć. Chciał pokazać innym, że szturmowiec może być Jedi, a skoro to było możliwe, to wszystko inne też.
Rey wciąż nadawała sygnał ze statku, którym leciała na Exegol, dzięki czemu wszyscy wiedzieli, gdzie mają się kierować i tam przeniesie się walka. W ciągu tych kilku chwil, zdezerterowała połowa załogi Supermancy, więc walka między nimi a Ruchem Oporu nareszcie stała się wyrównana. Rebelianci wzniecili iskrę, która tliła się w każdym już od lat i ten mały impuls wystarczył, by wznieść bunt, o którym wielu śniło każdej nocy. Ktoś dał im tę możliwość, choć całe życie wmawiano im, że to niemożliwe, by byli czymś więcej niż armią. Statki zaczęły opuszczać Gwiezdnego Niszczyciela, kierując się na Exegol, które miało zostać ostatecznym miejscem starcia pomiędzy dobrem i złem. Hux nie miał zamiaru odpuścić, również zaczął podążać za sygnałem nadawanym przez Ruch Oporu. Jeżeli tego dnia zwycięży, już nikt nie powstrzyma jego rozrastającego się imperium.
⭐
26 ABY, Nieznane Terytoria
Jedi było niewielu. Z czternastki uczniów Skywalkera odszedł Mroco, Hennix, Ben i Rey, która jako jedyna z tej grupy, miała teraz walczyć po ich stronie. Zmieścili się do jednego frachtowca i podróżowali w ciszy. Voe co jakiś czas spoglądała na swoją byłą padawan i szukała w niej oznak ciemnej strony mocy, ale nie znajdowała nic. Jasności też nie potrafiła się doszukać. Jej moc była dziwna, zupełnie czysta i nie można było jednoznacznie powiedzieć czy dobra, czy zła, ale niosła ze sobą poczucie harmonii. Rycerz się poddała. Źle zinterpretowała swoją wizję. Myślała, że widząc Bena i Rey, znów walczących po jednej stronie, będzie oznaczało, że obydwoje zostali pochłonięci przez mrok. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że młodszy Solo zejdzie z mrocznej ścieżki, a jednak tak się stało.
— Przepraszam — odezwała się do swojej uczennicy, ale ta spojrzała na nią, nie mając pojęcia, o co mogło chodzić. Młodsza dziewczyna wydawała się w zupełnie innym miejscu. — Za ostatnią walkę.
— Nic się nie stało — odpowiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się lekko.
Rozumiała, dlaczego tak się stało. Od dłuższego czasu i tak jej nikt wtedy nie ufał. Kto chciałby zaufać Palpatine? Oczywiście, poczuła się zawiedziona, że nawet jej mistrzyni nie potrafiła się do tego zmusić, ale nigdy nie żywiła nadziei, że będzie je dzieliło coś poza naukami Jedi. Przeprosiny, to i tak więcej niż mogłaby chcieć. Voe odwzajemniła lekki uśmiech i uspokajając oddech, skupiła się na oczyszczeniu umysłu, jak pozostali uczniowie. Wtedy jeden ze stołów zapiszczał, na co Tai wstał i uruchomił urządzenie, z którego wyświetlił się hologram. Przed oczami wszystkich stanęła Togrutanka w długiej, białej szacie i białą laską. Przedstawiła się jako Ahsoka Tano, a każdy, który choć trochę znał historię, wstrzymał oddech, niedowierzając w widok bohaterki. Ben również odbierał sygnał nadawany przez nieznany mu frachtowiec. Wskazywał miejsce, o którym nigdy nie słyszał i domyślił się, co to mogło znaczyć, a przeczucie go w tym utwierdzało. Rey chciała popełnić głupstwo, ale przynajmniej pomyślała o tym, by nie zabierać się za to sama.
— Nazywam się Ahsoka Tano i każdego, kto teraz słyszy moje słowa, chciałaby poprosić o pomoc w walce, której wynik odbije się na każdej żyjącej istocie — zabrzmiały pierwsze słowa przekazu. — Każdy, kto może walczyć, teraz jest na to czas. Mroczne siły powstały i musimy zjednoczyć się, by je powstrzymać. Podążajcie za nadawanym sygnałem, on doprowadzi was do miejsca ostatecznej bitwy. Jesteśmy nadzieją na pokój w galaktyce i każdego, kto stanie do walki, przyszłość zapamięta, jako wielkiego wojownika.Niech moc będzie z wami... zawsze.
Po zakończonej transmisji, na statku zapanowała cisza. Wszyscy nie mogli uwierzyć, że Komandor Tano żyła. Jedynie Rey pozostała niewzruszona. Wiedziała, z czym to się wiązało. Ben będzie walczył i narazi się na niebezpieczeństwo. Zrobiła tak dużo, by go nie stracić. Co, jeżeli teraz zginie? Straci go i będzie cierpiała przez całą wieczność, gdy nawet jego dusza rozpłynie się w mocy. Wciąż miała szansę pokonać Dartha Sidiousa jako pierwsza, ale z myślą, że młodego Solo przy tym nie będzie, wciąż żywiła nadzieję, że przynajmniej będzie bezpieczny, a wraz z tą wiadomością, cały urok złudzeń prysnął. Po chwili zaczęły rozlegać się szepty, później głośne rozmowy, a na koniec wybuch radości. W uczniach Skywalkera odżyła wiara, wzbudzona transmisją. Podobnie było w innych miejscach, gdzie wojownikom podarowano nadzieję, której tak bardzo potrzebowali.
Most między Benem a Rey się otworzył. W pierwszym odruchu dziewczyna chciała go zamknąć, ale to już nie miało większego znaczenia. Odnajdzie ją, czy tego chciała, czy nie, więc nie było sensu się opierać. Patrzyli na siebie w milczeniu, a w oczach Solo nie było gniewu, którego spodziewała się dziewczyna. Nie winił jej za ucieczkę, bo sam wcześniej zastanawiał się, czy nie zrobić tego samego. Cieszył się, że jej na nim zależało, a to jedynie utwierdzało go w myśli, że nie może jej stracić. Nie chcieli się do siebie odzywać, nie byli sami, więc każdy słyszałby padające z jednej strony słowa. Nie mogli się nawet dotknąć, bo ryzykowaliby, że nagle z obu stron pojawią się przed oczami wszystkich. Ben odważył się, by wypowiedzieć tylko jedno zdanie.
— Anakin Skywalker jest z nami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro