Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Najaśnieszja Gwiazda i Pełne Przebudzenie

82 dzień pobytu Natsu w Alvarez

Skradająca się na paluszkach postać o czarnej czuprynie z charakterystycznymi kilkoma, sterczącymi do góry włoskami na jej czubku, przemknęła obok uchylonych drzwi. Śmiejąc się w ręce, Zeref doszedł do zasłoniętego, zasłoną przejścia. Malujący się na jego ustach, złośliwi uśmieszek, nie zapowiadał nic dobrego i była to szczera prawda. Chcąc odpłacić się braciszkowi za wczorajszą gwałtowną pobudkę, gdy śpiąc sobie smacznie po całym dniu w akademii, ten nie dość, że go obudził, to jeszcze zrobił to w iście złośliwy sposób, wskakując na niego z rozpędu i krzycząc w niebogłosy.

- POBUDKA! ZELEF! -

Przygryzając wargę i ukazując białe ząbki, Zeref pomasował swój obolały brzuch.

- Czas na pobudkę, braciszku. - zaśmiał się po raz ostatni, nim chwytając za zasłonę do pokoju młodego Dragneela, odsunął ją przekraczając próg niczym skradający się drapieżnik.

Ciemno szara jak popiół tkanina, zasłoniła mu na chwilę widok, a gdy znikła, serce młodego Zerefa, podeszło pod gardło. Stojąc nagle na środku wioski, poczuł gryzący w nos i otaczający go zewsząd dym. Rozglądając się w panice dookoła, aż zasłonił uszy, gdy przeraźliwy ryk, pojawił się nad nim.

- Zelef! Zelef! - mimo to, słysząc ten sepleniący, cienki głosik małego braciszka, wyprostował się ponownie rozglądając się.

- Natsu?! Gdzie jesteś?! - krzyknął dusząc się powietrzem.

- Zelef!! Zelef!! Latunku!! Latuj!! - czując coraz większą panikę, Zeref zaczął biec przed siebie, cały czas nawołując Natsu.

Nagle wśród dymu, dostrzegł biegnącego ku niego, zapłakanego czterolatka z wiśniowymi włosami. Serce po raz drugi stanęło mu z przerażenia gdy za nim, pojawił się nagle ogromny smok.

- Nastu! Uciekaj! - krzyknął biegnąc naprzeciw swojemu największemu koszmarowi, lecz nie zatrzymał się, ani nie zawahał, ponieważ teraz liczyło się tylko ochronienie Natsu, tylko to.

Już, już, już wyciągał rękę by złapać wystraszone dziecko, gdy z paszczy smoka wydobył się ogień, pochłaniając ich obu w sekundę.

- Zelef! Zelef! - nieustające krzyki cienkiego głosu dziecka, nagle przerodziły się w dorosłe wołanie tuż przed nim. - Zeref! Oj, Zeref!! -

Otwierając gwałtownie oczy, Zeref dostrzegł na tle ciemnego sufitu, pochylonego nad nim Natsu, który z troską w swoich zielonych i dzikich oczach, patrzył prosto na niego. Nie wiedząc co się dzieje, czarnowłosy chłopak, zerwał się z łóżka, siadając na nim.

- Natsu? - wyszeptał dysząc tak ciężko, jakby dosłownie przed chwilą przebiegł maraton.

- No w końcu śpiąca królewna się obudziła. - zaśmiał się, robiąc krok do tyłu i uważnie przyglądając się bratu.

- Znów ten koszmar. - szepnął do siebie, pochylając głowę i przecierając oczy. - Natsu, co się stało? O co chodzi? - dodał zerkając na wciąż stojącego obok swojego łóżka brata.

- Przyszła jakaś pilna wiadomość do ciebie. Nie mogłem spać i poszedłem się przejść po korytarzu. Tam wpadłem na Jacoba, który mi to przekazał. - zaczął poważniejąc. - Mieli cię obudzić, ale koniec końców żaden ze spriggan, nie miał odwagi tutaj wejść. Naprawdę, nie wiem czego oni się boją. - dodał, uśmiechając pod nosem.

- Dobrze, już wstaję. - mruknął Zeref zaspanym głosem, przecierając znów oczy.

- Koszmar? - spytał Natsu, gdy Imperator zsunął nogi na ziemię.

- To nic. Czasami śnią mi się głupoty. - przyznał, machając ręką.

- Na pewno? -

- Tak, to nic. Dobra, to chodź, zobaczymy co tym razem, wali nam się na głowy. - zawołał, wstając i narzucając szybko na ramiona, swój płaszcz bez rękawów.

- No nie wiem, to chyba jakieś polityczne sprawy... - zawahał się Natsu, jednak widząc spojrzenie brata, westchnął przez śmiech. - Nieważne. Przecież i tak się już mieszam sam do twoich spraw. -

...

W sali zapadła głucha cisza. Nikt ze spriggan nie śmiał zabrać głosu, aby jeszcze bardziej nie wkurzyć Imperatora.

- Czy ktoś może mi łaskawie wytłumaczyć, jakim kurwa mać cudem, w moim mieście, w stolicy Imperium, widziano dwóch żołnierzy z Amakmar?! - rzucając o stół w sali obrad zwinięty zwój, posłał zebranym śmiertelnie wkurzone spojrzenie.

- Może przyszli odbić tamtego smokożercę, który zaatakował nas wtedy gdy rozmawiałeś z Księciem Amakmar? - jedyna nie bojąca się odezwać osoba, zabrał głos.

- Wątpię Natsu. Ten żółtodziób nie był smokożercą, a tylko im służył, stąd tak silny zapach miał na sobie. Poza tym, nie miał żadnych istotnych informacji, więc nie było sensu trzymania go tu żywym, co za tym idzie, nie mają kogo już odbijać. -

Natsu słysząc to z tak beztroskim tonem, jeszcze kiedyś poczuł by dreszcze czy wściekłość, jednak teraz, cmokając niezadowolony, pozwolił by zleciało to po nim jak woda po kaczce.

- W takim razie, trzeba będzie ich dorwać i tyle. - wypalił, przeciągając się.

- Złapać... - parsknął Zeref. - Dwójka, nie dobrze... - dodał, gdy drzwi do sali obrad otworzyły się na oścież, a stojący w niej strażnik wyglądał jakby zaraz miał paść trupem.

Nie mogąc się wysłowić, przełknął głośno ślinę i zaciskając dłonie w pięści, zawołał na jednym wydechu.

- Sadalsuud płonie! Wojsko bez znaku przynależności do kraju, rozpoczęło jego podbój! -

Nie bardzo łapiąc jeszcze nazw miast w Imperium, Natsu obrócił głowę ze strażnika na brata, ale widząc jego nagły stoicki spokój, poczuł te jakże zapomniane ciary po plecach. Tego nie można było już nazwać ciszą przed burzą. Hoho, oj nie. Ostatnia z nitek jego cierpliwości została właśnie przerwana, a ci którzy doprowadzili do tego, nie mieli jeszcze pojęcia, jak bardzo są już martwi.

- Jedziesz ze mną? - spytał wręcz lodowym szeptem, gdy mijając Natsu spokojnym krokiem, począł emanować namacalną energią, do złudzenia przypominającą klątwę sprzeczności.

- Ttak. - odparł Natsu, lekko się zawahając i również wstając z krzesła.

- Ajeel, Invel i Brandish. Jedziecie z nami. - ogłosił spoglądając swoimi czerwonymi oczami, na wstających spriggan. - Za 2 minuty macie być gotowi z całą waszą dywizją! - warknął gdy ci wciąż stali w miejscu.

Słysząc wściekłość nad którą ledwo panował, członkowie dwunastki, prawie wybiegli na złamanie karku z sali. Pozostała Dimaria i Jacob, wychodząc za nimi, również wzięli się do roboty. To nie był już pierwszy raz, gdy Imperator zostawiał któreś z nich w stolicy. W końcu nie mógł sobie pozwolić na pozostawienie jej całkowicie bezbronnej podczas jego nieobecności.

- Sadalsuud... - zaczął Natsu, dorównując kroku bratu, gdy jako ostatni wyszli z sali.

- Miasto 25 km od nas. Skurwysyny, jedno to najeżdżać osady na granicach, a drugie to niszczyć jedno z miast praktycznie w środku Imperium!! - syknął Zeref, wpadając do swojej komnaty z takim pędem, że drzwi odbiły się od ściany.

Natsu stał chwilę w progu, nie przekraczając go, a widząc jak brat ubiera się pośpiesznie, strzelił sobie ręką w czoło, zrywając się z miejsca. On sobie tak stał i patrzyła na Zerefa, a przecież zaraz mieli wychodzić! Biegnąc jak na połamanie nóg, skierował się do swojej komnaty i tak samo jak on, wpdał obijając drzwi o ścianę.

Tymczasem, Zeref słysząc owe donośne plasknięcie, zerknął ulotnie na puste miejsce po nim. Nie skomentował tego żadnym słowem czy gestem. Nie był zupełnie w humorze na to, więc w ciszy wrócił do obwiązywania się, swoją białą chustą w pasie.

...

Sadalsuud - parenaście minut po przybyciu wojska Alvarez

Trwająca od pierwszej chwili przybycia Imperatora wraz z bratem i wojskiem walka z najeźdcami, rozlała się nie tylko na terenie miasta, ale i również na jego obrzeżach. Wpadając tutaj Zeref, bez rozdrabniania się wydał tylko jeden rozkaz.

- Zabić każdego, który jest w to zaangażowany i nie brać przy tym, żadnych jeńców!!! - krzyknął, nim przywdziewając formę Fairy Heart, wbił się pierwszy w stojącego wroga, który zauważając go za późno, nawet nie zdążył pomyśleć o śmierci, nim padł martwy na ziemię.

Podążając za bratem, Natsu natychmiast wywołał swoją demoniczną formę END. Uzbrojony w piekielny ogień, pazury, nadludzki wzrok, dziką szybkość i siłę, z pełną agresją i bez zahamowań, zaczął wypełniać rozkaz. On jako jedyny mógł go zignorować, nie zabijając ale otumaniając przeciwników, jednak widok zakrwawionych mieszkańców miasta, podziałał na niego tak mocno, że puściły mu wszelkie hamulce. Tak jak najeźdcy nie oszczędzali nikogo, raniąc i zabijając nawet dzieci, tak i on bez mrugnięcia, zabijał ich na miejscu.

Nie obchodziła go tryskająca krew na jego ciało. Nie zostawała na nim i tak długo, gdyż będąc rozpalonym do granic możliwości, szkarłatna ciecz zupełnie wyparowywała bez pozostawiania po sobie śladu.

Ilu zabił? Nie liczył, było to zbyw wiele. Ilu ranił i pozostawił na pastwę reszty wojska Alvarez? Dużo.

Nabierając w końcu tchu po jednym z wielu pościgów, uciekających przeciwników, Natsu oddalił się od brata, aż poza mury granic miasta.

- Nosz cholera! - warknął jak rozjuszone zwierzę, widząc biegnących na niego piątkę ludzi.

Chcąc go zabić, rzucili się na niego wszyscy na raz, wykrzykując obelgi i porównania go do monstrum. Na Natsu nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. Kiedy stał się taki niewspółczujący? Kiedy stał się taki ostry i bezlitosny? Kiedy? A może to END pchał go do tego? Może ta forma, te klątwy i cała ta moc, pchała go w odmęty ciemności i śmierci?

Zgrzytając zębami, a raczej kłami, powalił swoją kolejną ofiarę na ziemię z zamiarem zabicia, gdy niespodziewanie grunt pod nimi wszystkimi zapadł się, pochłaniając ich.

- Ach!! - wyrwało mu się z piersi, gdy łapiąc się na oślep wystającej skałki, udało mu się zawisnąć przy jeden ze ścianek, jak się okazało podziemnej jaskini.

Trójka ludzi która z nim zleciała, nie miała tyle szczęścia, przywalając z całym impetem o dno i zabijając się na miejscu. Będąc mimo ciężkiej sytuacji cały czas czujnym, Natsu zadarł głowę do góry, dostrzegając patrzących się na trupy pozostałą dwójkę. Przenosząc wzrok z powrotem na niego, puścili się również ściany, celując w jego głowę.

- Po moim trupie! - syknął Natsu puszczając się i pozwalając zlecieć ciału na dno.

Owijając się demonicznym ogniem, udało mu się na tyle wychamować upadek, że oprócz drobnego potknięcia się, nic sobie nie zrobił.

- Ty chodząca kreaturo! -

- Monstrum! Bądź przeklęty! -

Nie dając za wygraną, skacząca za nim dwójka, wydzierając się, ruszyła znów na niego. Oj jak bardzo się przeliczył, gdy ich zlekceważył. Współpracując ze sobą, atakowali go na przemian. Gdy Natsu próbował trafić jednego, obrywał od drugiego. Obaj różnili się poziomem walki od dotychczas spotkanych najeźdźców.

Nie minęło nawet kilka minut, a Natsu zmuszony do cały czas poruszania się w głąb jaskini, zaczął ślizgać się i gubić w krokach. Wkurzając się na to, jak dał im wejść sobie na głowę, przywołał całą swoją moc, rozpraszając ją następnie w około siebie. Demoniczny żar, przebił się przez jedną ze ścian obok nich, kompletnie ją rozwalając. Ratując swoje życie przed tą ścianą ognia, agresorzy odskoczyli do tyłu z równą mu prędkością i znikając w mrokach, uciekli na dobre.

- Co do kurwy?! - wyszeptał, łapiąc w końcu oddech. - Najpierw chcą mnie zabić, a jak zaczynam się bronić, dają nogę?! - dodał pochylając się i opierając ręce o kolana.

Chwilę tak dyszał, aż prostując się, coś zwróciło jego uwagę. Jeden z leżących części ściany, nie pasował do reszty jaskini. Był zbyt...

- Co jest? To wygląda jak kawałek obrobionego kamienia? - mruknął spoglądając na niego.

Nie musiał rozpalać ognia, by doskonale widzieć w ciemności dzięki demonicznym oczom, dlatego prostując się, błyskawicznie zobaczył kolejne leżące, obrobione prostopadłościany. Zainteresowany znaleziskiem, olał na moment toczącą się wciąż nad jego głową, na powierzchni walkę, samemu podążając w głąb jaskini.

- Auć! - syknął nagle po zaledwie dwóch krokach.

Kucając, złapał się za opuchnięta odrobinę kostkę prawej nogi, o którą się potknął, lądując na dnie.

- No nie wierzę! - prychnął, gdy doszło do niego, że musiał ją skręcić.

Już chciał zrezygnować z dalszej eksploatacji jaskini, gdy jego uszy, wychwyciły czyjeś wołanie. Zerkając z ukosa na prowadzącą głębiej ścieżkę, począł nasłuchiwać.

Czy jest coś w tej jaskini, o czym wiedziała tamta dwójka, kiedy uciekła po jego mocniejszym ataku, zaś on nie miał, o tym pojęcia?

Zadając sobie to pytania i cały czas nasłuchując, Natsu aż podskoczył, gdy usłyszał głos brata w lakrymię, którą miał przypiętą do ucha.

- Natsu, nic ci nie jest? -

- Nie, skąd, tylko zaraz zejdę przez ciebie na zawał. - mruknął w pierwszej chwili, jednak na tyle cicho, że Zeref tego nie usłyszał. - Tak, w porządku. Tylko się trochę potłukłem. - dodał, domyślając się, że musiał dowiedzieć się, że spadł pod ziemię.

- Dasz radę wrócić? - spytał szarpanym głosem Zeref, najpewniej wciąż będąc w środku walki.

- Tak, tylko... - zawahał się na moment. - Zeref jest coś w jaskiniach pod miastem, na co powinnieniem uważać? - dodał, zerkając znów za swoje plecy, czy aby dwójka intruzów, nie wróciła jednak.

- Jest.... $&#$&# - odpowiedział starszy Dragneel, jednak pojawiający się szum, zakłócił ich połączenie.

- Zeref? Zeref?! Oj Zeref, słyszysz mnie?! - wołał Natsu jednak widząc, że nie ma to sensu, odpuścił. - No to nic. Czas się samemu przekonać. - mruknął.

Podpierając się ręką o ścianę i kuśtykając przez skręconą i obolałą kostkę w głąb jaskini, uważnie obserwował otoczenie, słuchając każdego nowego dźwięku. Wychodząc zza jednego z zakrętów, w końcu dostrzegł ogromną grotę, całą zabudowaną ruinami jakieś cywilizacji.

Znów odbijający się echem dźwięk damskiego głosu, zwrócił jego uwagę. Nie umiał tego określić, ale to coś go wołało. Ona go zapraszała do siebie. Dając się ponieść chwili, ruszył ostrożnie do przodu, wchodząc w ruiny zabudowy.

- Hmm... - mruknął po paru metrach, widząc gdzie zaprowadziły go nogi.

Stojąc przed drewnianymi drzwiami, pomalowanymi dziwnymi malowidłami i zupełnie nie pasującymi do zniszczonej reszty, Natsu zmrużył oczy, przywołując do swojej ręki demoniczny żar.

- Puk, puk? Jest ktoś w domu? - zawołał żartobliwie, chcąc dodać tak sobie otuchy, gdy wolną ręką, popchnął skrzydło, otwierając je na oścież.

Panujący w środku mrok, rozświetlił jego ogień, ukazując zadbane wnętrze z leżącymi na ziemi w nieładzie, świeżymi kwiatami. Tego było już za wiele. Spinając mięśnie i przygotowując się do natychmiastowego ataku w razie zagrożenie, przekroczył obiema nogami próg.

- Długo kazaliście mi na was czekać, Natsu. - ten czysty bez echa jaskini, damski głos dobywający się ze środka, poznał od razu, lecz mimo to, nie mogąc tego pojąć, stanął w zupełnym szoku, z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w pojawiającą się na jego oczach postać przed sobą.

- To jakiś... Ale co ty tu robisz?! - zaczął, gdy tracąc kontrolę nad demonicznym ogniem, zgasił go spowijając znów całe pomieszczenie w ciemności.

...

Kwadrans później, kuśtykając z powrotem do miejsca gdzie spadli z powierzchni, Natsu nie odwracając się za siebie, wciąż nie mógł przestać się uśmiechać po tym niespodziewnym spotkaniu. Powtarzając w myślach każde jej słowo do niego i ciesząc się jak dziecko, zapomniał o skręconej kostce, prze co w połowie drogi znów źle następując na nią, aż zawył z bólu. Spadając na kolano, ponownie dotknął ją swoją ludzką ręką, a czując jedno wielkie opuchnięcie i pulsowanie jej, przeklął siarczyście.

Nie było sznasy zrobienie już ani jednego kroku na tej nodze, nie wspominając przy tym o wspinaczce i wyjściu z tej dziury na górę. Nie mając do niej cierpliwości, chąc jak najszybciej się stąd wydostać, przygryzł wragę, próbując wymyślić rozwiązanie. Cały czas będąc w formie END, miał nadzieję skorzystać ze swoich pazurów i szponów do wspinaczki. Ta opcja właśnie została przekreślona, bo jeśli jego kostka w tej formie, okryta czarnymi łuskami już jest spuchnięta, to nawet nie chciał myśleć, jak będzie wyglądać gdy z niej wyjdzie. Pomysł wspinania się na jednej nodze też odpadał, gdyż mógłby łatwo stracić równowagę i pomimo pomocy rąk, spaść z powrotem na dno.

Zastanawiając się nad rozwiązaniem, ponownie przemienił swoją dłoń w formę Etherious i począł bawić się z swoim żarem na końcach jej placów.

- Wyjść w górę, wyjść w górę, tylko jak? - pytał sam siebie gdy zawieszając wzrok na jednym z płomieni demonicznego ognia, doznał nagłego olśnienia. - No przecież! - zawołał radosny, prawie zrywając się na nogi, jednak w ostatniej chwili, zrezygnował z tego, ze wgląd na tą cholerną nogę.

Śmiejąc się do siebie, popukał się w głowę, przypominając sobie jedną z rozmów z bratem. Co ma w sobie forma Etherious czego mu jeszcze brakuje? Czego jeszcze nie wywołał u siebie?

- Skrzydła! - syknął, szczerząc się radośnie.

Prawda była taka, że nie miał bladego pojęcia jak to zrobić, jednak postanowił zaufać sobie i dać się ponieść intuicji. Tak jak wtedy w stolicy, gdy dzieci prosiły go o pokazanie im jego rogów, taki teraz zamykając oczy, skupił się na buzującej wewnątrz niego energi. Oddychając powoli, obtoczył się ognistym kokonem, chcąc ułatwić sobie jeszcze zadanie. Teraz topiąc się praktycznie cały w swojej demonicznej mocy, skupił swój umysł na jednym punkcie na ciele, a mianowicie plecach. Przelewając tam swoją moc klątw, nie musiał długo czekać na efekty. Jak na zawołanie, poczuł mrowienie a potem ukłócie porównywane z tym, gdy ktoś wbija sobie kilka igieł w to samo miejsce.

- No dalej, dasz radę! - syknął zaciskając zęby, gdy ból nasilił się.

Nie działo się to, gdy tworzył swoje rogi, jednak była pewna istotna różnica miejsca, w którym teraz próbował wydobyć część swojej postaci END. O ile głowę miał ''całą'', o tyle plecy wciąż go nieraz bolały, od widniejących tam lini po batach. Starając się nie myśleć o bólu, skupił tam jeszcze więcej swojej mocy, aż poczuł jak coś pociagło go do tyłu. Machając ręką, udał mu się wrócić do pionowej pozycji siadu, bez upadku na plecy.

- Heh.. Hehe... Hahaha... - zaczął się śmiać, gdy otwierając oczy i obracając głowę za siebie, dostrzegł zarys swoich skrzydeł. - Teraz to się zabawimy. - dodał powoli je rozprostowując.

Z pierwszego pozoru duże skrzydła, zaskoczyły go swoją lekkością. Wystarczyło kilka sekund aby się do ich obecności przyzwyczaił. Testując je przed pierwszym lotem, parę razy je rozprostował i przyciągał do siebie, poruszał tylko jednym a potem drugim, by na koniec, bardzo leciutko machnąć nimi gdy wstawał na nogę. Były silne i on to czuł, gdy ten niewielki ruch, pozwolił mu podnieść się z tyłka, zupełnie tak jakby ktoś go uniósł.

- Ciekawe czy będę umiał na nich latać? - przeszło mu przez myśl.

Przez to, że wciąż twkił pod ziemią, nie mógł ani rozprostować ich na ich maksymalną szerokość, ani też z całej siły nimi machnąć. Bawiąc się i jak najdelikatniej umiał poruszając nimi, uniósł się nad dnem korytarza, pod kulając jednak przy tym jednocześnie obie nogi w kolanach.

- Dobra, z wyprostowanymi też nie polecę, za ciasno, ale z ugiętymi to już jakoś się może zmieszczę. - stwierdził posuwając się w powietrzu do przodu. - I w sumie wyjdzie mi takie taśtasianie na dobre, przynajmniej przyzwyczaję się do nich, zanim rozwinę je w pełni na górze. -

Z początku nie spiesząc się i lecąc wolniej niż szedł na nogach, Natsu szybko załapał jak powinnien używać swoje skrzydła. Tak jak podejrzewał, nie było to trudne, odruchowo wiedząc jak ułożyć ciało, jak się pochylić czy obrócić, dzięki tym wszystkim latom lotów z Happy.

Na wspomnienie przyjaciela i partnera, cmoknął niezadowolony, smutnieją. Tracąc całą dotychczas radość z lotu, zerknął w dół do pasa, dopiero teraz orientując się, że w całym tym pośpiechu w pałacu, zapomniał wziąć ze sobą sakiewki i kluczy Lucy, które codziennie miał przy sobie.

- Musiały zostać na łóźku. - szepnął, gdy doleciał do jedynego oświetlonego przez słońce miejsca w którym wpadł wraz z najeźdcami.

Patrząc w górę na jasno błękitne niebo, zapowiadające piękny dzień, wypuścił z sobie powietrze, wraz z nim wyrzucając nawracające myśli o Ishgarze.

- Nie teraz, później. - mruknął jakby chciał sam siebie utwierdzić w przekonaniu, że nie jest to najlepszy moment. - To zabawmy się! - zawołał, i z całą siłą wzbił się w górę, prosto ku niebu.

...

Przebijając na wylot klatkę piersiową stojącego przed nim żołnierza, Zeref zmrużył oczy opryskując się przy tym jego krwią. Czysta i lśniącą jak śnieg w słoneczny dzień forma Fairy Herat, była teraz cała w kolorze szkarłatu, ociekając czerwoną cieczą z jego włosów, brody i rąk. Każda z tych krwawych lini na jego policzkach czy ciele, należała do zabitego bez zawahania wroga. Tylko dwa pojedyncze draśnięcia na ramieniu, które oberwał przez nieuwagę, zalane były jego własną krwią.

Pozwalając by ciało zabitego przed sekundą człowieka, spadło bezwładnie na ziemię, Zeref podniósł wzrok w stronę wyjścia z miasta i jego murów, za którymi jak to się dowiedział od Brandish, Natsu wpadł w jakąś dziurę wraz z najeźdcami. Olał by to ufając mu, że poradzi sobie z nimi, gdyby nie druga wiadomość od Brandish próbującej dostać się do owego zapadliska, że dwójka przeciwników, uciekła z niej a po Natsu ani śladu. Martwiąc się już na serio o niego, skontaktował się z nim poprzez lakrymę, którą oboje mieli zapiętą jako pojedynczy kolczyk przy uchu.

Doperio gdy usłyszał od niego, że nic mu nie jest, oddetchnął spokojnie, lecz przez tę sekundę rozkojarzenia, zdążyli dopaść do niego kolejni przeciwnicy i przez rozpoczętą z nimi jadkę, usłyszał tylko początek pytania brata.

- Jest co? - zapytał, uchylając się przed mocą jednego ze swoich przeciwników, aby Natsu powtórzył swoje pytanie, lecz wtedy jak na złość, drugi z najeźdców, zachodząc go od tyłu, tak mu przywalił, że kolczyk lakryma przy jego uchu, rozpadał się na kawałki, zrywając połączenie.

Do teraz się dziwił, jakim cudem tylko to ucierpiało, a jemu nic się nie stało. Nawet nie miał draśnięcia z tego powodu... no może nie licząc też paru obcietych koło ucha włosów, był całkowicie w jednym kawałku. Zupełnie tak, jakby ten atak nie był wycelowany z zamiarem zranienie go, a rozwalenie lakrymy. Może widząc jak rozmawia z kimś uznali, że wzywał wsparcie?

- Nie doczekanie ich. - prychnął przez swój diaboliczny uśmiech. - Cokolwiek to było, tego już się nie dowie, bo wkurzony na nich za to, oberwał im łby, skręcając im tak szyję, że skóra i kości, same popękały.

Od ostatniego kontaktu z Natsu, minęło tak dobre 25 minut. Niby twierdził pewny siebie, że nic mu nie jest i sam wyjdzie na górę, lecz jego braterskie przeczucie, mówiło mu coś innego. W końcu to Natsu. Czy on kiedykolwiek przyznał się mu w dzieciństwie, że coś sobie zrobił i nie da rady gdzieś iść czy się dalej bawić? Na samą myśl o jego ignorowaniu samego siebie i swoich ran, Zeref zrobił kwaśną minę.

- On nigdy się nie zmieni. Nigdy. - powtórzył, zbierając swoją czarno fioletową moc klątwy i przywalając powstałą falą w biegnących do niego przeciwników oraz tych co byli w pobliżu.

Tańcząc między nimi ze swoją mocą Zeref, zabijał kolejne osoby, które były odpowiedzialne za atak na miasto Sadalsuud, kierując się jednocxeśnie w stronę wyjścia z miasta. Skoro nie może się z nim ponownie połączyć, a Brandish która miała do niego dotrzeć, została odseparowana przez agresorów, widać będzie musiał sam się tam pofatygować, bo inaczej nie będzie miał spokoju.

- Chcesz coś? Zrób to sam. - mruknął niezadowolony zbliżając się do muru, gdy coś przeleciało mu dosłownie centymetry obok jego twarzy.

Nie zdążył nawet nabrać powietrza, gdy podmuch uderzyło w niego po przelocie tego czegoś. Gorące, nie. To powietrze gdyby mogło, płonęło by...

- Płonęło? - jęknął przysłaniając sobie ręką usta i nos.

Odwracając się za siebie, srebrno białe oczy Imperatora, zamarły na jednym punkcie, a mianowicie na jednej osobie, która bawiąc się ogniem jak on przed chwilą swoją mocą, rozłożyła na ziemię większość żółnierzy z którymi on i dywizja Invela walczyła w tej stronie miasta.

- No bez żartów. - zawołał uśmiechając się na widok brata ze skrzydłami. - To o to mnie wtedy pytał? O skrzydła? Pff, wymyślił sobie czas na zabawy z nimi. - dodał i wypluwając ślinę, Zeref ruszył prosto do Natsu.

Buzująca w nim moc, nie pozwalała mu się zatrzymać. Więcej i więcej. Jego ciało aż wołało o więcej krwi, samo pchając go do zabijania kolejnych osób. Odkąd wyleciał jak pocisk z tej dziury i pozwolił sobie na rozłożenie skrzydeł na całego, przelewając w nie tyle samo mocy co do reszty części ciała, to pragnienie śmierci, nie opuszczało go. Teraz już rozumiał, czym jest pełna forma Etherious END, kim jest Etherious Natsu Dragneel. Jego obecna gdzieś z tyłu głowy świadomość mówiła mu, aby się zatrzymał, lecz reszta go, skutecznie to zagłuszała.

- Więcej, więcej, więcej!!! - krzyczało znów całe jego ciało, gdy kolejny spalony aż do kości trup, opadał na ziemię.

- Ej Berserku! - znajomy ton głosu, pojawiający się zaraz obok niego, na chwilę odwrócił jego uwagę. - Mógłbyś następnym razem uważać albo ostrzegać? Centymetr bliżej, a byś wleciałwe mnie haha. -

Łapiąc kontakt z krwawą Fairy Heart, Natsu uśmiechnął się zadziornie.

- A co? Wystraszyłeś się? -

- Raczej bym Ci mógł przywalić niechcący. - odbił natychmiast piłeczkę, również uśmiechać się drwiąco.

- Dragneel. - Prychnął walczący niedaleko nich Ajeel, widząc miny obu braci i ich wspólne dogryzki w środku pobojowiska. - Jednak oboje są potworami i demonami w czystej postaci. - dodał w myślach, kręcąc głową na boki.

Natsu dołączając do brata i wspólnie z nim latając między resztkami najeźdców, zaczął siać na polu walki taki postrach i grozę, że nim minęło kolejnych 5 minut, żadna osoba która była zamieszana w atak na miasto, nie uszła z życiem.

Wśród wiwatujących za ratunek mieszkańców miasta, którzy wyszli z ukrycia, Zeref powiódł wzrokiem za bratem, który lądując obok niego na tyłku, wyszedł prawie całkowicie z demonicznej formy z wyjątkiem rogów, które wciąż widniały pomiędzy jego czarnymi włosami (przypominam, że przed każdym wyjściem poza mury Vistraion - stolicy Alvarez - Natsu za pomocą magicznej kapsułki, zmienia kolor swoich włosów z wiśniowych na czarne).

- Zmęczony? - zaczął Zeref stając nad nim.

- Raczej... Dziwnie się czuje. Nieważne, pogadamy o tym w domu. - zbywając temat, Natsu pomachał ręką.

- Ale na pewno wszystko w porządku? Po tym upadku? - niedając się zbyć, Zeref ciągnął dalej temat.

- Hihi, nawet lepiej. - zaśmiał się radośnie, sięgając pod ubranie przy szyji.

Z początku nie wiedząc co on robi, straszy Dragneel uniósł obie brwi w górę widząc błyskotkę w rękach brata.

- Kuźwa, a ja się zastanawiałem gdzieś ty był tyle czasu! - zawołał w pierwszej chwili, krzyżując ze sobą ręce na brzuchu. - Gdzie są garniace twojego farta? Co? - dodał śmiejąc się pod nosem.

- A bo ja to wiem? Nie planowalem tego. - odprał beztrosko Natsu, uśmiechając się szczerze, gdy jego oczy spotkały się z nadchodzącą Brandish.

- Czy to jest...? - zaczęła widząc jak brat Imperatora, pokazuje mu trzymany złoty klucz. - Klucz Aquarius? - dokończyła zatrzymując się dwa kroki od niego.

Widząc szok malujący się na twarzy zielonowłosej, Natsu ugryzł się w język aby nie palnąć coś głupiego. Niby nie miał nic do niej, ale jednak wiedział, że Lucy ją lubiła. Brandish nie wydawała się złą osobą, a z upływem czasu tutaj, on sam nawet dość bardzo ją polubił.

- Był w ruinach pod miastem. - odprał poważniejąc.

- Ruinach? - wtrącił Zeref.

- Tak. Pytałem się ciebie o tę jaskinię, ale chyba nam coś przerwało. -

- Stłukli mi kolczyk i nie usłyszałem cię dobrze. - wzruszył ramionami. - A wracając do tematu, to pewnie znalezłeś ruiny świątynne ku czci Sadalsuud. - dodał zerkając na Brandish.

- Zaraz, moment. Ku czci Sadalsuud? Przecież to nazwa miasta. - zwrócił uwagę Natsu, marszcząc czoło.

- Tak. Miasto nazwano tak samo, jak najaśniejszą gwiazdę w gwiazdozbiorze Wodnika. Niedaleko stąd płynie rzeka, która jest znana z jasnych minerałów, które wyglądają jak gwiazdy na nocnym niebie. Dlatego zdecydowano się tak nazwać to miasto ku czci gwiazdy Wodnika, który był już sam w sobie czczony tu wcześniej. - tłumacząc wszystko na spokojnie, Brandish nie spuściła ani na moment wzroku ze złotego klucza.

- Wybacz, ale nie oddam ci go. - mruknął Natsu czując wzrok dziewczyny na jego ręce.

- Nie zamierzam o to prosić. - odprał po chwili ciszy. - Znalazłeś przede mną, to trudno. Jednak jeśli go zgubisz, nie ręczę już, że odzyskasz go z powrotem. - dodała z powagą w głosie.

- O to się nie martw. - odprał Natsu uśmiechając się i ponownie zawieszając klucz na sznurku znalezionym po drodze, zawiesił sobie na szyji i schował pod ubraniem. - Nie ma takiej opcji, abym go gdzieś zostawił samego. - dodał widząc jak dziewczyna szykuje się do odejścia.

- Tak samo jak resztę kluczy? - dodała odchodząc od Natsu.

- Ej! To był.... - zawołał za nią, zrywając się na nogi, jednak zapominając o skręconej kostce, natychmiast upadł na kolano, sycząc z bólu.

- Nawet jest lepiej. - przedzeźnił go Zeref, patrząc na niego z politowaniem wymalowanym na twarzy. - To może jednak powiesz mi, czy na pewno jest wszystko w porządku, ale tak na prawdę. -

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro