Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Nowe oblicze Starego Wroga

- Więc z matką i dwoma braćmi prowadzicie karczmę? -

- Tak. Od małego sprzątałam czy pomagałam w kuchni. Teraz gotuję obiady, desery, ważę piwo, dbam o porządek czy usługuje klientom. -

Siedząc na jednej z ławek w cieniu drzewa, Natsu poznał bliżej dziewczynę. Rozmawiając ze sobą, oboje zapomnieli o ryżowych kulkach Mochi, leżących pomiędzy nimi. Dopiero po paru minutach, dziewczyna zerkając na nie, przygryzła wargę.

- Dziś mieliśmy parę rodzajów i smaków, jednak zeszły błyskawicznie i zostały nam tyle te ostatnie. - zaczęła rozwijając zawiniątko. - Z sokiem wiśniowym, stąd ten różowy kolor. - wyjaśniła pokazując, małe kuleczki, nerwowo zakładając znów opadły kosmyk, błękitnych włosów za ucho.

Natsu zawieszając wzrok na kulkach, zawachał się na moment. Czy powinien przyjmować i jeść coś od nieznajomych? Niby w Fiore nigdy nie gardził darmowym posiłkiem, jednak tutaj nie czuł się tak pewnie z tym. Widząc jego wahanie się, dziewczyna znów się odezwała.

- A tak w ogóle, to jestem Eri. Powinnam się przedstawić na samym początku. - zawołała uśmiechając się radośnie i na zachętę, sięgnęła po jedna z kulkek, gryząc jej kawałek.

Widząc jak czeka na niego i nie chcąc być niegrzeczny w stosunku do niej, Natsu sięgnął w końcu po jedną, miękką i sprężystą kulkę, próbując jej połowy.

- Wiesz, spadłeś nam jak anioł z nieba z tą pomocą. - mówiąc to, zjadła drugą połówkę kulki.

- Anioł?! Że ja?! Raczej przeciwieństwo, demon wcielony. - krzyczało całe jego wnętrze. - Ee tam. - mruknął na głos, kręcąc głową na boki.

- Jesteś może przyjezdnym? Pierwszy raz w stolicy? - spytała, oblizując usta po słodkiej przekąsce. - Wydawałeś się zagubiony, gdy szedłeś od nas ulicą. - dodała widząc jak, biorąc do ust resztę kulki, spojrzał na nią spod kaptura.

Zaskoczony jej pytaniem, jęknął coś niezrozmiale, gubiąc się w tym co jej odpowiedzieć.

- Wybacz, wybacz. Nie powinnam cię tak wypytywać. - zawołała Eri, nerwowo odwracając wzrok na bawiące się niedaleko dzieci.

- Nie, w porządku. - mruknął Natsu, również odwracając wzrok w bok.

Chcąc naprawić swój błąd, Eri postanowiła zmienić temat rozmowy.

- Tooo, smakują ci te kulki? -

- Tak, są bardzo dobre. Dzięki za poczęstunek. - odparł Natsu, sięgając nieśmiało po drugą, jednak wtedy, kątem oka dostrzegł jak nie zwracający na niego uwagi do tej pory strażnicy w mieście, teraz przystanęli, przyglądając się mu, Eri i tym co robią.

Udając, że nie widzi ich, ugryzł trzymaną kulkę, zerkjąc ukradkiem na dziewczynę, która ewidentnie, też ich zauważyła. Zestresowana Eri, przebierając palcami, również starała się udawać, że nie widzi zainteresowania strażników nimi. Chcąc chodź trochę ją rozluźnić, Natsu zabrał jako pierwszy głos.

- Sama je robiłaś? - spytał, a widząc jak nie załapała o co chodzi, wskazał na pozostałe trzy kulki na chustce.

- Yyy, tak, tak. - zawołała uśmiechając się. - Nie wiedziałam, czy będziesz chciał je zjeść, bo tak jak Ci wspomniałam, zostały nam same różowe. -

Słysząc i widząc jak Eri pląta się w tym co mówiła, zaśmiał się wesoło, zwracając tym całkowicie jej uwagę, przez co jeszcze bardziej się zarumieniła. Już chciał powiedzieć jej, jak uroczo wygląda z tymi rumieńcami, gdy pod jego nogi, potoczyła się jakaś piłka. Nie wiedząc skąd się wzięła, podniósł głowę z niej przed siebie na kilka dzieci, które widząc gdzie poleciała ich zabawka, zastygły w bezruchu.

Nie myśląc wiele, Natsu odruchowo schylił się po piłkę i podnosząc ją, wyciągnął z nią rękę do przodu, zachęcając tak, by wzięły swoją zabawkę. Dzieci nie wiedząc co ze sobą zrobić, wciąż stały w miejscu, zerkając jedno na drugiego, aż w końcu, któreś z nich, wypchnęło jednego z chłopczyków do przodu, aby poszedł po ich własność. Dziecko robiąc krok do przodu, zatrzymało się znów w połowie drogi do Natsu, zerkając raz na niego, a raz na Eri.

- Hej, to twoja piłeczka, prawda? - zachęcił Natsu, jednak dziecko tylko drgnęło o jeden krok do przodu.

- On się chyba boi twojego kaptura. - szepnęła w pewnym momencie Eri. - Daj mi ją, oddam mu. - dodała zbierając się aby się podnieść z ławki.

Ignorując jej słowa, Natsu patrząc się w oczy wystraszonego dziecka, zrobił coś tak irracjonalnego dla niego i głupiego, że sam się sobie dziwił. Cały ten czas chodząc w kapturze, aby nikt go nie poznał i nie zapamiętał, dbając o swoją anonimowość, teraz widząc przestraszone dziecko, zwyczajnie w świecie, zsunął go do tyłu, odsłaniając słońcu swoją twarz i parę wiśniowych włosów.

- Hej, nie ma się czego bać. Nic ci nie zrobię. - zawołał, uśmiechając się najbardziej przyjaźniej, jak tylko umiał.

- Przepraszam Pana... - chłopczyk odzywając się w końcu, spuścił głowę w dół. - Czy mogę wziąć piłeczkę? - dodał robiąc minę aniołka.

- Pewnie, chodź. - Natsu, ponownie wyciągając rękę z piłką, podał ją chłopczykowi, gdy ten w końcu podszedł do niego.

- Przepraszam Pana. - powtórzył, podnosząc oczy na niego i przyglądając się mu.

- Spokojnie, przecież nic się nie stało. - odparł zerkając na Eri, która siedziała w kompletnym szoku. - Tak, wiem. Mam ten sam kolor włosów co twoje kulki ryżowe. - zaśmiał się, odgarniając jeden z opadniętych na czoło kosmyków.

- Nie, to... Ty... - zająknęła się w pierwszej chwili. - Czy ty aby przypadkiem, nie jesteś Księciem Alvarez? - wypaliła.

Nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, Natsu otworzył zaskoczony buzię, przyglądając się jej granatowym tęczówką.

- Skąd ty... -

- Poważnie? Jesteś bratem Imperatora? - ciągnęła dalej. - Widziałam was kiedyś razem, jak wychodziliście z miasta. -

Przełykając ślinę, Natsu przerzucił wzrok z niej na wciąż stojące i przysłuchujące się ich rozmowie dziecko, na resztę jego kolegów oraz na końcu, na strażników.

- Tak, ale nie czuję się Księciem Alvarez... - wyszeptał. - Tylko po prostu młodszym bratem i tyle. - stwierdził, czekając na ich reakcję.

Ostatnie czego teraz chciał, to aby Eri i chłopczyk, słysząc z kim rozmawiają, odsunęli się od niego, z powodu jego statusu społecznego w Imperium. Jednak oni kompletnie go zaskoczyli, nie tylko się nie odsuwając, lecz wręcz przybliżając bliżej.

- O rany! Ty mówisz serio?! Nawet nie wiesz jak miło cię poznać. - zawołała Eri, klaskając w ręce z radości.

Nie wiedząc co jej odpwiedzieć, Natsu uśmiechnął się nieśmiało.

- Pan jest naszym Koutaishi (z jap. - książę, następca tronu)? Ej! Słyszeliście? - stojący przy nich chłopczyk, zawołał do reszty, przez co w sekundę, cała ich gromadka, znalazła się wokół Natsu i Eri.

- Hehe, widzisz jak dzieci się cieszą, widząc cię. - zaśmiała się Eri. - To dlatego nosiłeś kaptur? Jejku, moja matka mi nie uwierzy, kto nam dziś pomagał. -

- Ale Wasza książęca mość, ma ładne włosy. -

- Tak, tak, jaki fajny kolor. -

- Mi się podobają Waszej Wysokości oczy, takie dzikie i odważne. - zawołała jedna z dziewczynek, na co reszta jej koleżanek, przybliżyła się jeszcze bardziej, chcąc zobaczyć je jak najlepiej.

Kompletnie osłupiały Natsu, nie wiedząc co zrobić z oblegającymi go dziećmi, zerknął na Eri, która na jego minę, wybuchła śmiechem.

- Nie przepadasz za atencją? Co nie? - spytała.

- Nie o to chodzi, tylko... - jęknął. - Nie spodziewałem się tego, za bardzo. Nie wiedziałem, że mnie znają. -

- Oczywiście, że cię znają. Gdy ponad rok temu, doszły nas słuchy, że Imperator ma brata, całe miasto huczało z ciekawości, a zwłaszcza dzieci. Naprawdę nie wiesz o tym, że jesteś tutaj tak samo wielbiony jak Imperator? -

- Nie. - przyznał szczerze, zerkając na zapatrzone w niego dziewczynki.

Widząc jak patrzy na nie, uśmiechnęły się do siebie, planując jakby jakąś intrygę, po czym wszystkie razem, podniosły palce jak w szkole, u obu rączek i przykładając je do swoich główek, zrobiły z nich malutkie rogi.

- Pokaże Koutaishi nam swoje rogi? - zawołały z wielką nutką ekscytacji w głosie.

Po raz kolejny w dniu dzisiejszym, Natsu doznał takiego szoku i strachu, że przebiegający mu po kręgosłupie, lodowaty dreszcz, wzdrygnął nim całym.

- Jjjakie rogi? - wydusił w końcu z siebie.

- Rogi END! - zawołały radośnie.

- O właśnie! - dołączyli chłopcy. - Pokaże Koutaishi nam je?! Bardzo prosimy. -

Czując jak nie może oddychać spokojnie, Natsu zerknął spanikowany na Eri, która tak samo jak dzieci, zrobiła sobie z palców rogi, uśmiechając się ciepło.

- Wiecie o END? -

- No pewnie!! To najsilniejszy demon w naszym Imperium! - pisnęły dzieci. - Jest potężny i niepokonany! To sam brat Imperatora! -

- One nie wiedzą co mówią. - szepnął Natsu pochylając się do Eri.

- Wiedzą. Doskonale widzą. Legendy o END były już znane tutaj, odkąd Imperator zaczął złączać gildie, tworząc początki Imperium. - wytłumaczyła. - To tak jak mówią, najsilniejszy i najbardziej odważny demon Imperatora i całego Alvarez. Nikt go nie pokona gdy jest w swojej demonicznej formie. A gdy jest człowiekiem, jest znany ze swojej dobroci i wyrozumiałości. Dla wrogów jest postrachem a dla nas, dla swoich przyjaciół i dla rodziny, najwspanialszą osobą pod słońcem! -

Słuchając swojego opisu, Natsu kompletnie opadł na ławkę plecami. TEGO już naprawdę się nie spodziewał. Mało tego, słysząc nieznaną sobie dotąd wersję, nie wiedział jak to skomentować. On, END demon zniszczenia i końca, jest troskliwym przyjacielem? Uczuciowym? Najwspanialszą osobą?

- Wydajesz się zaskoczony. Czemu? - Eri po raz kolejny, zakładając kosmyk za ucho, obdarowała go, zmartwionym spojrzeniem. - Coś się stało? -

- Tam skąd... Tam gdzie byłem długi czas, END jest uważany zupełnie inaczej. - wykrztusił z siebie.

- Ma Koutaishi na myśli wschodni kontynent? - zapytała jedna z dziewczynek.

- Ishgar? Tak się nazywa z tego co pamiętam od Pani nauczycielki. - dodała druga, na co reszta dzieci, zawołała z jeszcze większą ciekawością.

- Tak, z Ishgaru. Tam END jest uważany za demona, najbardziej okrutnego i za symbol końca świata. Za symbol zniszczenia i śmierci. - wyszeptał nie chcąc za bardzo straszyć dzieci.

- A ty jako END jak uważasz? Jaki jesteś? - spytała z powagą Eri.

- Ja? Jaki ja jestem? - powtórzył Natsu, spuszczając głowę.

- Myślę, że Ishgar cię nie poznał i to dlatego znają połowiczną wersję, bo rozmawiając teraz z tobą, nie wyglądasz na złego człowieka. -

Jak kubeł lodowatej wody, jego umysł nagle dostał szoku. Spoglądając na szczęśliwe dzieci, na uśmiechniętą Eri i mijających ich mieszkańców Vistarion, którzy poznając go, przystawali i machali do niego ręką, Natsu zagryzł język. Dopiero teraz do niego to dotarło, jakim idiotą był. Czego on się bał? Przecież Zeref ma rację. To tylko demoniczną moc, która należy do niego. Nie jest demonem, jest człowiekiem. Ma swój własny charakter, swoje uczucia i cechy. Przecież zawsze powtarzał, że chrzani przeznaczenie, że on sam wytycza sobie swoją własną ścieżkę!

,, Jeśli moje przeznaczenie ma tak wyglądać, spalę je na popiół! ''

Czy nie to, wykrzyczał bratu w twarz w gildii, gdy ten raz po raz, nazywał go END i swoim demonem? Przecież wtedy był tak pewny siebie! Przecież ,,no stop'' powtarzał, że jest człowiekiem, wychowanym przez smoka, zrodzonym z mocy demona!! Człowiekiem!! Jest Natsu Dragneel'em, bratem Zerefa Dragneel, Imperatora Alvarez!

- Dzięki Eri. - szepnął tak cicho, że ona ledwie go usłyszała. - Rogi? Okej, spróbuję. - dodał do dzieci.

Nie bardzo wiedząc jak się za to wziąć, postanowił dać się ponieść chwili i instynktowi. Jak głupia z pozoru rozmowa, mogła tak bardzo pomóc mu uporządkować swoje myśli, z którymi męczył się od ponad roku! Zamykając oczy, pozwolił by moc która gdzieś tam wewnątrz niego się czaiła, teraz mogła wydostać się na zewnątrz. Nie musiał się upewniać czy dobrze robi, bo zaledwie kilka sekund potem, usłyszał radosne piski dzieci i nawoływania.

- Ale czad! -

- Jakie słodkie! -

- O rany, ona są prawdzie! -

Podnosząc powieki i widząc gwiazdki w oczach dzieciaków, naszedł go pomysł, aby jeszcze bardziej je zadowolić. Uśmiechając się zadziornie, pochylił się całkowicie w dół, aby jego głową była na wyciągnięcie ich rączek po czym zapytał, swoim żartobliwym głosem.

- To która osoba chce je dotknąć pierwsza? -

Piski i krzyki jakie wywołał, tak bardzo podrażniły jego uszy, że przymrużając oczy, zmarszczył czoło. Eri natomiast, zasłaniając sobie uszy rękami, uśmiechnęła się tak szeroko, jak tylko mogła.

Natsu patrzył na nią chwilę, lecz gdy poczuł pierwsze dotknięcie na głowie, odwrócił od niej wzrok, na nieśmiałą, blond włosom dziewczynkę, o brązowych oczach. Ich wzrok, spotykając się, przypomniał Natsu o Lucy.

- Twarde. - szepnęła zabierając rączki i odsuwając się do tyłu, dała miejsce swoim rówieśnikom.

Natsu jednak nie spuszczając jej z oczu, przez jeszcze kilka minut, stanął ponownie przed kolejną decyzję, która spadła na niego jak kilu tonowy ciężar. Chcąc czy nie, będzie musiał w końcu się określić. Korzystając z okazji fascynacji dzieci jego rogami, zerknął dyskretnie pod kamizelkę w którą był ubrany i dotykając zapiętego w pasie paska z sakiewką, wyszeptał w myślach.

,,Lucy... Gdybyś tylko widziała, jak ona cię bardzo przypomina. Oraz jak bardzo za tobą tęsknię i martwię się o ciebie...''

...

Gdy wybiło południe, a dzieci niechętnie musiały wrócić do domów, Natsu żegnając się z Eri, spytał ją o jedną rzecz.

- Czy mam kontakt z Ishgarem? - powtórzyła, przekrzywiając głowę w bok. - Teraz nie bardzo. Normalnie jest to bardzo utrudnione, przez odległość, ale zawsze jakieś drobne plotki słyszałam od klientów w naszej karczmie. Jednak gdy ponad dwa miesiące temu, a nawet prawie już trzy, zamknięto granicę, nie słyszałam o Ishgarze nawet jednego słowa. -

- Rozumiem. - szepnął smutny.

- W pałacu powinieneś mieć lepszy dostęp do takich informacji. - stwierdziła, złączając przed sobą dłonie.

- Jeśli brat przede mną nic nie ukrywa, to kompletnie nie ma żadnych informacji. - mruknął. - No to nic. Muszę już wracać. Dzięki za rozmowę i kulki ryżowe. - dodał starając się udać pozory, jakby nic się nie stało.

- Prosze, i to ja dziękuję, że mogłam cię poznać, Wasza Książęca mość. - mówiąc to Eri, pokłoniła się.

- Mów mi Natsu. Całe te tytuły, jeszcze do tego nie przywykłem. -

- Natsu? Okej. To do zobaczenia, mam nadzieję jeszcze kiedyś, Natsu. -

- Cześć Eri. - zawołał, odchodząc w swoją stronę.

Nie uszedł jednak dużo kroków, gdy dołączyła do niego straż z miasta, pytając się czy wszystko w porządku, bo nie chcieli mu przeszkadzać gdy spacerował sam, ale gdy doszła do niego ta dziewczyna i te dzieci, zaniepokoili się, czy życzy sobie zawracanie tak głowy.

- To żadne zawracanie głowy. - oburzył się, prostując dumnie. - Niech zgadnę, mój brat kazał wam mnie śledzić? - dodał lekko poirytowany.

- Nie dostaliśmy żadnego rozkazu, oprócz tego sprzed paru miesięcy, aby gdybyśmy cię zobaczyli na mieście, mieli w obowiązku ochraniać przed jakimiś atakami i być na Wasze każde życzenie. - odparli stojąc na baczność.

- Heh, kochany braciszek pomyślał o wszystkim... - parsknął. - Czyli, że on nie wie, że dziś tu jestem? - dopytał, a widząc jak kiwając głowami, uśmiechnął się przebiegle.

Sięgając ręką do włosów i rogów, pozwolił aby znikły, przeczesując puste miejsce po nich.

- To niech tak zostanie. Nie musi o tym wiedzieć. - dodał nim zostawił z tyłu strażników.

...

81 dzień pobytu Natsu w Alvarez - pod wieczór

Po powrocie do pałacu, Natsu od razu wyrwał brata na trening. Ten z początku zaskoczony, zgodził się na niego. Już od pierwszych minut, ich sparing w żadnym stopniu nie przypominał poprzednich. Tym  razem, to Natsu atakując zaciekłe brata, nie dawał mu szansy na kontratak. Zeref nie nadążając momentami za demonicznym żarem brata, spalił sobie w paru miejscach ubranie.

A Natsu? Bawiąc się w najlepsze, testował swoje nowe zdolności i nowe ruchu. Gdyby ktoś zobaczył go jeszcze o poranku i teraz pod wieczór, dałby sobie nawet rękę uciąć, że to jest zupełnie inna osoba. Zeref jednak wiedząc o jego wypadzie do miasta, uśmiechał się, zadowolony z tego, że Natsu uporał się ze swoimi rozterkami. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zagadał

- A co tam słychać w mieście, że wracasz w tak dobrym humorze? -

Natsu zatrzymując się z zaskoczenia, obrzucił najpierw straż, stojącą w łuku wejściowym wściekłym spojrzeniem, a potem zwracając się do brata, syknął.

- Już Ci powiedzieli?! Nosz kurwa mać! -

- Invel mi przekazał, że wyszedłeś z pałacu do miasta. Miałem ochotę, puścić kogoś za tobą, ale uznałem, że należy ci się chodź trochę swobody. - odparł, niewinne wzruszając ramionami. - To więc jak? Coś ciekawego się tam wydarzyło? -

- Nic. -

- Czy aby na pewno? -

- Na pewno! -

- To czemu się rumienisz? -

- Co? Wcale się nie rumienię!! - krzyknął Natsu zerkając w szybę okna.

Na to tylko czekał Zeref. Pojawiając się zaraz za nim w odbiciu szkła, z iście diabolicznym uśmiechem, zapytał.

- A może źle postawiłem pytanie. Nie co się wydarzyło, a kogo spotkałeś? Jakąś... -

- Skończ! - warknął Natsu i odwracając się z zaskoczenie, zaatakował brata. - Wracamy do treningu! Koniec gadania. -

Chodź na zewnątrz Zeref cieszył się z postępów jakie Natsu zrobił i tym, jak wręcz bezbłędnie kontroluje moc END, całkowicie ją akceptując, gdzieś tam w środku siebie, odczuwał lęk.

Czy aby na pewno, nie jest to za szybko? Czy Natsu za bardzo nie pcha się w ciemność? Chciał aby opanował moc którą mu podarował, lecz niepokoiło go to, że zatapiając się całkowicie w niej, przestanie czuć się człowiekiem i kompletnie jak on pogrąży się w ciemności. Patrząc na jego częściową formę Etherious, którą potrafił przybierać na zawołanie, jego niepokój rósł coraz mocniej. Gdyby tylko był pewny, że po opanowaniu jej całej, Natsu nie pogubi się i wciąż będzie chciał pozostać sobą.

Obecnie, w formę Etherious, Natsu miał parę, czarnych lub momentami ciemno bordowych rogów wyrastających z głowy, ręce od palców do łokci, oraz nogi do kolan, pokryte czarnymi łuskami i palce przeobrażone w szpony podobne do tych jakie miała Irene. Oprócz tego, jego twarz również uległa zmianie. Ostre zęby, jeszcze bardziej się wyostrzyły i powiększyły, a skóra wokół oczu, spękała od czarnych jak języki ognia wzorów. W tej wersji, Natsu nie miał tych dzikich i smoczych, zielonych oczu, lecz krwisto czerwone, z idealnie widocznymi, pionowymi kreskami. Do całego kompletu brakowało mu już niewiele, a mianowicie pary dużych skrzydeł, zakończonych ostrymi kolcami.

... 

Wracając z kolacji, Natsu zamknął powoli drzwi od swojej komnaty. Spokojnym krokiem, podszedł do krzesła, rzucając tam swój płaszcz Księcia Alvarez po czym, odwracając się w kierunku łóżka, na szybko zdjął sandały, rzucając się na nie. W tym momencie, cały dobry humor jaki miał od powrotu z miasta, prysnął niczym bańska mydlana. Jak co noc, sięgnął do pasa po sakiewkę z kluczami Lucy i przykładając sobie ją do nosa, zaciągnął się jej zapachem, jak jakimś narkotykiem. Robił tak codziennie, nie mogąc bez tego zasnąć. Nie rozumiał tego, mógł spędzać cały dzień na walkach i treningach, na rozterkach i rozmowach o Ishgarze, a gdy przychodziła pora snu, za nic w świecie nie mógł zmrużyć oka, cały czas słysząc i widząc przed oczami, obraz gildii w lakrymie i Lucy z zaczerwienionymi od łez oczami. Czasami zdawało się, że słyszał jej krzyki przez sen i błagania aby wrócił do niej. Było to tak dotkliwe, że potrafił budzić się parę razy w nocy, cały roztrzęsiony i podenerwowany. Wtedy też zauważył, że bliskość jej kluczy i jej zapach z nich, uspokajał go i dodawał otuchy. 

Dziś nie było lepiej...

Po zakończonym treningu i posiłku, Natsu nie mógł przestać myśleć o odpowiedzi na pytanie. Gdzie jest jego dom? Czy tu u boku brata, czy tam w Ishgarze? Rozmowa z Eri dodała mu siły i pomogła odnaleźć siebie, jednak gdy przyszło sobie odpowiedzieć szczerze na to pytanie, chłopak poczuł się tak bardzo zagubiony, jak dziecko we mgle. Gdyby miał być szczery ze sobą i słuchać głosu serca, wybór byłby oczywisty tyle, że jego umysł próbując być górą, zasypywał mu głowę racjonalnym według niego rozwiązaniem, przez co coraz trudniej było mu odróżnić jedno od drugiego. Na początku, gdy ocknął się tutaj i przez pierwsze dni pobytu w Alvarez, gdyby tylko mógł, wrócił by natychmiast do Fiore i przyjaciół. Jednak z każdym kolejnym spędzonym z bratem dniem, zaczynał czuć coraz mocniejszą z nim więź. 

- Kto by pomyślał, że nie będę mógł w pełni wybrać gdzie jest mój dom. - prychnął zamykając oczy i zaciągając się mocno zapachem kluczy. 

Od dnia, gdy po raz ostatni był w Ishgarze minęło 81 dni, a licząc od kiedy był po raz ostatni w gildii wśród przyjaciół, czyli doliczając te dni, kiedy był porwany i torturowany, wychodziły prawie trzy miesiące bez kilku dni. Czas uciekał mu przez palce jak nigdy wcześniej, a z każdą chwilą czuł jak zaczyna oddalać się bezpowrotnie od Fiore i Fairy Tail, do tego stopnia, że teraz czuł się bliżej brata niż przyjaciół.

- Heh... świetnie. - mruknął, gdy pierwsza z zebranych spod jego zamkniętych powiek, wypłynęła na poduszkę.- Zostać z bratem w Alvarez? A co jeśli, ona ułożyła siebie już beze mnie życie? Czy powinienem rozdrapywać tę ranę, na siłę wracając i pchając się tam? Poza tym, moja moc klątw END... ona nigdy nie znajdzie akceptacji w Ishgarze, tak dużej jak tu w Alvarez. - szeptając, Natsu ronił łzę za łzą.

Musiał w końcu zadecydować i zdawał sobie sprawę, że nie będzie to łatwa decyzja, jednak i tak, nie przypuszczał, jak bardzo będzie to go bolało wewnętrznie. 

- Przepraszam was... przepraszam cię Lucy...- płacząc już w najlepsze, Natsu wtulił się w klucze dziewczyny. - Nie wiem już co robić, potrzebuję jakieś wskazówki, cokolwiek... - dodał chlipiąc pod nosem.

Z pozoru zamknięte drzwi do jego komnaty, ponownie ruszyły się, zamykając najciszej jak to możliwe. Chlipiąc i wtulając się w klucze dziewczyny, Natsu nawet nie zauważył, stojącego za progiem brata, który martwiąc się jego stanem, przyszedł po kolacji z nim pogadać. Zeref widział już parę razy jak zasypiał z kluczami Heartfili, płacząc przy nich, lecz dzisiejszy widok tak bardzo go poruszył, że nie mógł tak po prostu odejść i zostawić go samego.

- Tego się obawiałem, że on nie wytrzyma... - wyszeptał, zamykając oczy i ściskając z bezsilności ręce.

Podchodząc spokojnym krokiem do łóżka, Zeref odsunął jedną z kotar tak by miał całkowity dostęp do leżącego za nimi brata.

- Nats? - szepnął czułym głosem, kucając przy nim.

Nie słysząc go wcześniej, Natsu poderwał zapłakane oczy z poduszki na niego.

- Zeref? Co ty... tu robisz? -

- Cii. - szepnął siadając na łóżku i kładąc rękę na jego barku. - W porządku. Wiem co się trapi. - dodał, głaskając go samymi czubkami palców.

- Ja już nie wiem, co robić. Gdzie jest mój dom. Czy Lucy żyje? Czy ułożyła sobie już życie? Czy wracając tam, nie rozdrapię tych ran? Czy oni mnie zaakceptują z tą mocą? Książe Alvarez... a może powinienem zostać tu z tobą? Spełniać ... - wyrzucając z siebie to wszystko jak katarynka, Natsu podciągnął się do brata, kładąc swoją głowę na jego udach.

Zeref oddychając powoli i ciężko, wciąż głaskał brata po plecach, próbując uspokoić jego płacz i drżenie ciała.

- Natsu, jestem twoim rodzonym bratem i chcę dla ciebie jak najlepiej. Bardzo chciałbym ci pomóc, ale tę decyzję musisz podjąć sam. Jeśli miałbym ci jakoś podpowiedzieć, to weź pod uwagę to, że większą część życia spędziłeś jednak w Ishgarze, w gildii. Nie mówię tutaj o tym, że masz wracać i na siłę robić wszystko aby tam zostać. Chcę jednak abyś wiedział, że gdyby tam ci się nie ułożyło, zawsze masz gdzie wrócić. Do mnie i Alvarez w którym z tego co widzę, zaczynasz czuć się coraz swobodniej. Nigdy nie zamknę przed tobą drzwi i nie odwrócę się od ciebie. -

Słuchając pewnego siebie ale i zarazem spokojnego i czułego głosu starszego brata, Natsu poczuł jak zaczyna się uspokajać. Obcierając ostatnie łzy, z powrotem położył głowę na poduszce, prosząc Zerefa aby opowiedział mu jak to z nimi było. Jak żyli z rodzicami, co wyprawiali i z czego się śmiali. Idąc mu na rękę i chcąc po prostu zmienić temat rozmowy, Zeref zaczął opowiadać o ich największych planach jakie mieli jako dzieci, oraz o tym co nieraz wyprawiali, że cała wioska w której żyli, załamywała ręce.

Rozmawiali do późnych godzin nocnych. Gdy zamykające się, zielone oczy chłopaka, kompletnie opadły, Zeref podniósł się ostrożnie z brzegu łóżka i wychodząc na paluszkach, zamknął po cichu drzwi. To była chyba pierwsza noc, gdy Natsu zasnął bez łez i kurczowego ściskania kluczy dziewczyny, które teraz leżały same, obok jego poduszki. Uśmiechając się delikatnie, Zeref obrócił się na pięcie, kierując do swojej komnaty.

- A więc zobaczmy, co przyniesie jutrzejszy dzień. - pomyślał przemierzając kompletnie pusty i tonący w półmroku korytarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro