7. Błądząc Pod błękitnym Niebem
79 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Odwaracając się przodem do struchlałych ze strachu oraz paniki dwójki wojskowych, ruszył na nich z całą siłą i nim zdążyli mrugnąć, leżeli wbici w ziemię. Fala żaru i ognia zalała otoczenie w około nich, spalając trawę do gołej ziemi. W tym buchającym piekle, powietrze zdawało się płonąć razem z ziemią, gdy nagle wszystko objęła ciemność, a znajomy i troskliwy z tonu głos, wyszeptał mu nad uchem
- Natsu... wróć do mnie... -
Zatrzymując się w miejscu, Natsu rozpoznał głos brata zaraz za sobą. Kładąc jedną z dłoni na jego oczach, zasłonił mu zupełnie widok, a drugą oplatając wokoło jego szyji, skutecznie zatrzymał w miejscu.
- Natsu, oddychaj powoli, już spokojnie, już jestem przy tobie... - wciąż szeptając, Zerefowi począł drżeć głos.
Natsu nie mogąc tego słuchać, jak jego brat denerwuje się, sięgnął dłonią do tej, którą trzymał przy jego szyji, i łapiąc ją, wypalił to co mu pierwsze przyszło na myśl.
- Nic ci nie jest? -
- Mi? Mi!? Oczywiście, że... - zawołał żwawo Zeref, urywając jednak nagle. - Natsu? Kontaktujesz? -
- Tak, a czemu miałbym nie? - spytał, wypuszczając mocniej powietrze z ust i lekko się uśmiechając.
Poczuł jak brat spiął palce na jego oczach, chwilę potem zabierając obie dłonie od niego. Otwierając oczy, oślepiło go najpierw światło dnia, przez co zmrużył powieki.
- Natsu? - słysząc ponownie swoje imię, podniósł wzrok na stojącego przy nim brata, który patrzył na niego niedowierzająco.
- No co? Patrzysz się na mnie, jakbym... - zaczął gdy nagłe uderzenie duszności, zwaliło go z nóg, prosto na kolana.
Ledwo łapiąc oddech, poczuł jak nie może się poruszać. Całe jego ciało było tak ciężkie, że nie wiedział już, czy dusi się z upału jaki go otaczał, czy z powodu, miażdżenia mu płuc. Łapiąc się za pierś, pochylił głowę do przodu, próbując dokończyć zdanie.
- Natsu? Oj Natsu co jest? -
- Duszno mi... i ciężko... - jęknął w końcu, czując jak brat kuca obok niego.
Walcząc wciąż o każdy oddech, zaciągnął się nagle, tak lodowym powietrzem, że zakrztusił się nim.
- Oddychaj pomału, przez nos. Spokojnie, mamy czas. - kładąc swoją dłoń na barku młodszego brata, Zeref wypuścił parę z ust.
- Co się dzieje? - pisnął Natsu, ponownie pochylając głowę w dół, na rozrastającą się pod nim cienką taflę lodu.
- To magia Invela. Pomoże ci się schłodzić. - mruknął Zeref, cały czas nie spuszczając wzroku z brata i kucając przy nim.
Słuchając jego poleceń, skupił się na jak najwolniejszym wciąganiu powietrza przez nos i wpuszczaniu go ustami, by nie nabawić się szoku termicznego. Czując stopniowo ulgę, spuścił wzrok z brata, na taflę lodu pod nim. Jednak na widok jaki tam zastał, nie był w ogóle przygotowany. Widząc w lodzie swoje odbice, zupełnie zamrał, wstrzymując powietrze.
- Zeref... - wyszeptał spanikowanym głosem.
- Spokojnie, nie panikuj. Wiem, nic... -
To co mówił, nie docierało do niego. Nie mogąc skupić się na niczym innym, wyciągnął dłoń, kładąc ją na swoim odbicu i widocznych w tafli lodu, dwóch rogach, które wyrosły mu z głowy.
- Posłuchaj, nie możesz mi teraz spanikować. Nie wiem jakim cudem, ale weszłeś w formę Etherious. Nie pełną, ale bez wątpienia to jest twoja forma Etherious END. -
- Forma Etherious? - wyjąkał Natsu, gdy po minięciu pierwszego szoku, znów mógł się chodź odrobinę skupić na tym co mówi starszy Dragneel.
Sięgając pamięcią, przypomniało mu się z nikąd, jego i Gray'a starcie z Mard Geer podczas walk z Tartarosem, a przede wszystkim to, jak owy demon dostał nagłego power up po wejściu jak to określił w '' formę Etherious''.
- Nie powinieneś być do tego zdolny, gdy nie panujesz do końca nad małym uwolnieniem swojej mocy. Mniejsza jednak z tym, dowiemy się tego później. Teraz jest coś ważniejszego. Twoja forma Etherious jest nie pełna i niestabilna. Nie panujesz nad nią i jeśli spanikujesz, stracisz zupełnie kontrolę. Stąd ten stan duszności i odczucie jakbyś ważył tonę. -
- To co mam zrobić? - syknął Natsu, odwracając gwałtownie głowę do brata.
Nie spodziewając się jego ruchu, Zeref delikatnie spiął mięśnie.
- Wasza... - również Invel, reagując na niespokojny ruch Natsu, ruszył w kierunku Imperatora, jednak widzący to Zeref, zatrzymał go natychmiast ręką, karząc jednocześnie wycofać się do tyłu.
- Nie panikuj. To zaraz minie. Jestem przy tobie, jednak jeśli stracisz nad sobą zupełnie kontrolę, będę musiał cię zatrzymać i użyć całej swojej siły. - kontyunował Zeref. - Dlatego chcę tego uniknąć za wszelką cenę. - dodał widząc jak Natsu przełyka zdenerwowany ślinę.
Odwracając ponownie wzrok z brata na swoje odbice, powoli i z wielkim oporem uniósł swoją dłoń w górę, aż do głowy. Delikatnie, tak jakby były z porcelany, którą można było by rozbić przy zbyt mocnym dotyku, przejechał palcami po nich. Czując twardą powierzchnię swoich cienkich jak u antylopy rogów, zawahał się na moment, zamykając jednocześnie oczy.
Wiedział, że prędzej czy później dojedzie do tego, jednak wolał by doszło to podczas ich treningów, a nie podczas walki. Korzystając z okazji, że miał zamknięte oczy, Zeref zerknął przez swój bark, na ciała zabitych trzech wojskowych z którymi walczył oraz kolejne dwa ciała, które zabił Natsu pod wpływem szału. Pierwszy który zaatakował go, wciąż żyjąc, cały blady leżał na ziemi, unieruchomiony przez ludzi z dywizjonu Ajeela.
- Kurwa mać... - przeklął w myślach, spoglądając tym razem na stojącego w szoku Księcia Amakmar i jego ministra. - Zasadzka? Tylko na kogo? Na mnie czy na niego? - kolejna z myśli pojawiająca się w głowie Imperatora Alvarez, zaczęła go drażnić.
- Dlaczego... - jęknął nagle Natsu, zwracając z powrotem na siebie uwagę. - Dlaczego nie mogę być normalnym człowiekiem? -
Zaciskając dłonie w pięść, Zeref przygryzł nerwowo wargę. Znał odpowiedź, wiedział co powinien mu teraz powiedzieć, jednak z jakiegoś powodu, słowa utknęly mu w gardle.
...
81 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Czytając po raz setny, tę samą stronę, zgrzytnął niezadowolony zębami. Odchylając głowę w tył, Zeref złapał się za obydwie skronie, masując je. Określenie padać z nóg, idealnie opisywało jego dzisiejsze samopoczucie. Gdyby tylko pozwolił sobie na zamknięcie na chwilę oczu, odpłynął by natychmiast w błogi sen.
- Chrzanić to wszystko. - prychnął, kierując wzrok na stojący na stole przy którym siedział, drugi pusty kubek.
''Jestem potworem'' - odbijało się wciąż w jego głowie. Myśl o tym, jak uważał o sobie Natsu, napawała go wściekłością, współczuciem i poczuciem winy. Piekącej winny, która znów dała o sobie znać.
Gdy przedwczoraj, jego bratu udało się zmusić formę Etherious by znikła, wszyscy odetchnęli z ulgą. Upewniając się, że nic już się nie stanie, starszy Dragneel poinformował go, że zaraz wróci do niego, ruszając jednocześnie prosto do Księcia Amakmar. Tym razem ich rozmowa była krótka i niespokojna. Wyrzucając z siebie wszystko, Zeref wypowiedział Księciu prosto w oczy wojnę. Ten jednak wraz z ministrem zapewniając o tym, że nie mieli o niczym pojęcia, zaczęli próbować wpłynąć na zmianę zdania.
Po kolejnej ostrej wymianie zdań, skończyło się na wstrzymaniu się obu stron z konfliktem. Amakmar zgodził się na oddanie pojmanego wojskowego, by Alvarez mogło zrobić z nim co chciało, w zamian za rezygnację z natychmiastowego wkroczenia wojska Imperatora na terytorium Królestwa Amakmar. Tym o to sposobem, wybuch otwartej wojny został przesunięty.
Jednego tylko nie mogąc dojść do porozumienia, nie udało się załatwić, a mianowicie walk na granicy i włączanie leżących tam osad. Każda ze stron, upominając się w mniemaniu o swoje zabrane tereny, nie chciała pójść na ustępstwo.
Aby całkowicie nie dać się ponieść emocją, które buzowały wtedy w powietrzu i nie wywołać jakieś walki pomiędzy sobą, dogadano się, że rozejdą się na ten czas do siebie i gdy ochłoną, wznowią listowną wymianę żądań.
- Jeśli myślą, że z upływem czasu zmienię zdanie i im ulegnę, to się grubo mylą. - syknął Zeref, z hukiem zamykając czytaną książkę.
Krótki z pozoru dźwięk, odbił się echem wśród ścian biblioteczki w której siedział. Nie obchodziło go to wcale. Był u siebie i mógł robić co chciał. Gdy już myślał, że wszystko układało się w najlepsze, musiał przyjść jeden moment, jedna wpadka by popsuć to. Zaskakujące było to, jak sprawy wojen i państwowe zupełnie nie odziałowujące na niego do tej pory, teraz powodowały u niego skrajne emocje.
- Czego!? - warknął słysząc powoli otwierane drzwi do środka.
- Wasza Wysokość. - zaczął spokojnie i chłodno Invel, wchodząc za próg. - Mam wiadomość od strażników. -
- Słucham. - odprał już spokojniej, rozsiadając się wygodniej na krześle.
- Nie wiem jak to powiedzieć... ale podobno według nich, Książę Alvarez, opuścił parę minut temu pałac. -
Sądząc w pierwszej sekundzie, że się przesłyszał, Zeref uniósł brew w górę. Od ich powrotu, Natsu zamknął się w swojej komnacie, znów odcinając się od wszystkich. Miał dość treningów, tej mocy i co najgorsze, również i siebie. Cała ta sytuacja i wybuch jego formy Etherious, kompletnie go dobiły. Czując się za to częściowo odpowiedzialnym, Zeref potrzebował czasu by na nowo ochłonąć. Jego również dołowała cała ta sytuacja i nocne widoki, płaczącego przez sen brata, ściskającego w ręce klucze Lucy. Tęsknił za domem, martwił się o blondynkę, a teraz jeszcze to. Klątwy END które go przerastały.
- Jak to wyszedł? - spytał w końcu, patrząc wciąż niedowierzająco na Invela.
- Wymknął się bocznym wyjściem. -
- Dokąd? - zawołał Zeref wstając na nogi. - Posłaliście za nim kogoś? -
- Tak, ale strażnik rozpoznający go, wrócił gubiąc go w uliczkach miasta. -
- Heh. - zaśmiał się starszy Dragneel. - Typowo. - dodał kręcąc głową na boki.
- Co rozkażesz? Wysłać za nim wojsko? - spytał Invel wchodząc w głąb biblioteczki.
- To Natsu. Mogę wysłać za nim nawet całą armię, a on i takich ich wszystkich zgubi. - westchnął Zeref, opadając ciężko na krzesło.
- Więc? -
- Zostaw go. Mam przeczucie. - mruknął otwierając ponownie książkę i zaczynając znowu ją czytać. - Jeśli ma taką potrzebę, może poruszać się po Vistaron. Nie będę go zamykał na cztery zamki w pałacu. - dodał widząc jak Invel niespieszne odwrócił się by wyjść.
...
Idąc labiryntem uliczek w mieście Vistarion, Natsu bardzo szybko oddalił się od terenu pałacu. Chowając swoją głowę pod kapturem, przemykał po cichu wśród tłumów mieszkańców. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, ani nie zaczepił. Ludzie zajęci swoimi codziennym obowiązkami, chodzili dosłownie wszędzie. Ogólnie w powietrzu czuć było luźną atmosferę, zupełnie jak w Magnoli. Tak jak tam, tak i tu, prawie każdy uśmiechał się czy śmiał. Dzieci bawiąc się w berka, biegały pomiędzy dorosłymi, nie kiedy wpadając w kogoś.
Nie mając celu, Natsu zatrzymał się w końcu przy jednym z rozwidleń, rozglądając się w około. Miasto zbudowane było w całości z trzy, cztero lub pięcio piętrowych domów wielorodzinnych. Jednolity styl architektoniczny był wręcz namacalny gołym okiem mimo to, miasto przyciągało wzrok i zachęcało do dalszej eksploracji. Budynki zbudowane jedne obok drugiego, tworzyły ścianę ulic, szerokich i wyłożonych kamieniem. Gdzie niegdzie pojawiały się przełączki zawieszone nad drogą, łączące dwa piętra bez konieczności schodzenia na sam dół i po przekroczeniu ulicy, ponownego wchodzenia do przeciwległego budynku na górę. Owe przełączki tworzyły urocze łuki, pod którymi w cieniu, lubiły odpoczywać miejskie koty, oraz spotykać się młodzi ludzie.
Podczas swojej wędrówki po stolicy, Natsu znalazł parę miejskich placyków, na których były ławeczki, a czasem i nawet fontanny. To co uderzyło go najbardziej, to panujący ład i porządek. Praktycznie nigdzie, nie dostrzegł po drodze jakiegokolwiek kramu czy stoiska. Wszystkie sklepy i usługi, schowane były w parterach budynków dzięki czemu, piesi i wozy, mogły korzystać w pełni z szerokich ulic. Jedyne co ograniczło je, były to rośliny zielone; drobne krzewy i drzewa liściaste, które dość wyraźnie wyróżniały się wśród pomarańczowo czerwonych dachówek budynków.
Mijając po raz któryś już z kolei, patrolującą okolicę straż, która w pełni go ignorowała, Natsu poczuł się nieco swobodniej. Wkładając ręce w obie kieszenie spodni, zadarł głowę w górę, na błękitne niebo z paroma białymi chmurkami.
- Przynajmniej one są identyczne jak w domu... - szepnął zapatrując się na białe obłoki.
''Dom'' - myśląc o tym co powiedział, parsknął krótkim śmiechem. Jakie to było teraz odległe i wcale nie chodziło mu o dzielącą go odległość od Fiore. Gdzie jest jego dom? W Magnoli przy gildii? W Vistarion przy bracie? A może nigdzie? Przecież jego prawdziwy dom rodzinny, jego rodzinną osadę zrównał z ziemią smok...
- Zrównał? - syknął, łapiąc się za skroń, gdy wracające wspomnienia, spowodowały nieprzyjemne zakręcenie mu się w głowie. - Tch, kretyn ze mnie, gdy myślałem, że po wojne zacznie się teraz wszystko układać na dobre. - dodał ruszając w pierwszą lepszą alejkę.
Jego ciało potrzebowało ruchu. Nienawidził siedzieć bezczynnie, bo to było wbrew jego stylowi życia tylko, że umysł dziś jak i przez ostatnie kilka dni, nie miał na to najmniejszej ochoty, stąd włuczenie się po mieście bez celu.
Wychodził właśnie na kolejną, szerszą ulicę, gdy w szumie rozmów ludzi, usłyszał trzask. Zainteresowany przystanął, rozglądając się za jego źródłem. Nie zajęło mu to długo, gdy dostrzegł stojący po drugiej stronie ulicy, przy jednym z wejść do budynku drewniany wóz. Prawdopodobnie była to dostawa, ponieważ cały był wypełniony po brzegi, jasnymi workami i skrzynkami z warzywami.
Stojące przy nim dwie kobiety i woźnica zażarcie o czym dyskutowali. Zainteresowany nimi, sam nie wiedząc czemu, ruszył w ich kierunku chcąc przejść obok i dowiedzieć się o czym rozmawiali. Przechodząc wśród innych ludzi na drugą stronę ulicy, zobaczył jak woźnica zaczyna ściągać towary z wozu i wraz z kobietami wnosić je do środka. Starsza z kobiet, zabierając bez problemu skrzynkę z warzywami, ruszyła pierwsza do środka domu, wskazując jednocześnie drogę mężczyźnie, który podążając za nią ciężkim krokiem, niósł aż dwa worki na raz.
Pozostała przy wozie młoda dziewczyna, wskoczyła na niego jak sarenka i odnajdując kolejną ze skrzynek, zaczęła ciągnąć ją do krawędzi. Natsu zmarszczył brwi gdy zrozumiał, że nie miała ona siły na tak wypakowaną skrzynkę. Widząc jak dziewczyna zeskoczyła z wozu i szykuje się do jej podniesienia, przyśpieszył kroku czując, że zaraz coś się stanie.
Czemu musiał być takim jasnowidzem! - pomyślał w głowie, gdy dźwigając skrzynkę, dziewczyna zachwiała się na nogach, lecąc w tył.
- Ach! - wyrwało się jej z ust, czując jak zbyt bardzo się przechyliła i upadek był teraz nieunikniony.
- Wow, uważaj trochę. - nieznajomy głos obok niej, zupełnie ją zaskoczył.
Podnosząc swoje granatowe oczy na swojego wybawcę, który pojawiając się za nią, nie tylko złapał od niej skrzynkę, ale i zapobiegł jej upadkowi, zastygła w bezruchu.
- Córciu, nic ci nie jest! Mówiłam Ci przecież, żebyś nie brała całej skrzynki. - starsza kobieta, wybiegając z domu, złapała dziewczynę za ramiona, sprawdzając czy nic jej nie jest.
- Chciałam pomóc... - wyszeptała zawstydzona, spuszczając wzrok w dół i zakładając za ucho, jedno z wolnych pasem, błękitnych jak niebo włosów.
- Wiem, skarbie, ale nie możesz się tak forsować. - wyszeptała matka dziewczyny. - Dziękuję Ci za pomoc. - dodała zwracając się do Natsu.
- Nie ma problemu. - mruknął wzruszając ramionami i oddając kobiecie, złapaną skrzynkę. - One są za ciężkie dla was. Nie lepiej było by rozładowywać je po połowie? - wypalił nie wiedząc czemu.
- Nie mamy na to czasu. Woźnica musi zaraz jechać dalej. Normalnie pomagają mi jeszcze dwaj synowie tylko, że jeden musiał pojechać po nowe beczki, a drugi złamał rękę i nie może dźwigać. - odparła kobieta, poprawiając sobie skrzynkę i ruszając z powrotem do środka.
Natsu powiódł za nią wzrokiem, spod swojego kaptura.
- Karczma? - szepnął do siebie.
- Tak, rodzinna. - odpowiedziała nieśmiało dziewczyna, zerkając na niego z ukosa.
Przeżucając wzrok z niej, na wejście do środka i wóz, prychnął niezadowolony.
Gdy kobieta ponownie wyszła ze środka, podszedł z nią do wozu i opierając się rękami o niego, odparł spkojnym głosem.
- Pomogę wam. Wystarczy wnieść do środka? -
- Nie, nie. Nie trzeba. Damy radę. - zapewniała matka dziewczyny, uśmiechając się życzliwie.
- Tak będzie szybciej. Poza tym, zostało tutaj więcej worków niż skrzynek. Ja wezmę worki, a wy we dwójkę skrzynkę. - mówiąc to, złapał za worek i przyciągając go do siebie, zdjął z wozu.
- Na pewno to nie problem. Aż mi głupio tak cię wykorzystywać. - ciągnęła dalej kobieta.
- To żaden problem. Naprawdę. - śmiejąc się Natsu, zerknął na młodą dziewczynę. - Weźmiesz razem z matką skrzynkę? -
- Tak jasne! - zawołała podbiegając do wozu.
Wnosząc wraz z woźnicą, worki do środka, Natsu pomógł opróżnić wóz w niecały kwadrans. Wychodząc z karczmy po raz ostatni, rzucił na nią okiem. Bar niczym nie różnił się od tych, które widywał w Ishgarze. Unoszony się zapach piwa, tytoniu i słonych przekąsek, przypomniał mu o zabawach w gildii. Czując jak zaciska zęby, odwrócił głowę, wypadając wręcz biegiem na świeże powietrze.
- To już ostatni. Dziękuję za Pana pomoc. - mijający go woźnica, kiwnął porozumiewawczo głową. - Poczekaj chwile, to właścicielka zaraz ci zapłaci za to. - dodał znikając za progiem i nawołując starszą kobietę.
Poprawiając kaptur, który miał cały ten czas na głowie, a który teraz zaczął mu spadać, włożył ponownie ręce do kieszeni spodni. Zerkając po raz ostatni za siebie, szybko odszedł niknąc w tłumie innych osób. Nie robił tego dla zapłaty, a po prostu z czystego kaprysu. Rozmawiając z właścicielką przy wnoszeniu worków, zdążył się już zorientować, że kobieta nie puściła by go z pustymi rękami za pomoc. Chcąc uniknąć z nią sprzeczki, zwyczajnie w świecie odszedł.
Idąc znów tam, gdzie go nogi poniosą, poczuł się lekko lepiej. Drobny wysiłek zajął mu umysł i pozwolił zapomnieć o jego zmartwieniach, które teraz ponownie zaczęły go męczyć.
- Hej! Poczekaj! Hej! - słysząc wołanie za plecami, odwrócił głowę, a widząc biegnącą do niego córkę właścicielki, spiął mięśnie.
Uciekać czy grzecznie odmówić? Jest od niej szybszy, więc dałby radę ją zgubić. Ona też nie dogoniła by go...
- Jak dobrze, że cię złapałam! - wydyszała, zatrzymując się kilka kroków, przed nim. - Po twoich odpowiedziach, tak coś czułam, że nie przyjmiesz zapłaty na koniec od mojej matki. W porządku, nie wie, że pobiegłam za tobą. - dodała ledwo łapiąc oddech.
Natsu obracając się do niej przodem, zbadał jej sylwetkę. Niezbyt wysoka dziewczyna, o przeciętnej budowie ciała, z włosami spiętymi w koka i paroma niesfornymi pasmami, wiszącymi jej koło policzków.
- Ale... ale... ale... - uspokajając w końcu oddech, pochyliła się do przodu wyciągając ręce z jakimś zawiniątkiem. - Weź chociaż to, za to, że mnie złapałeś. Gdybym upadła, potłukła bym się dość mocno. -
- Już mówiłem, to nic. Nie chcę zapł... - zaczął Natsu, machając ręką.
- To nie zapłata, tylko mały poczęstunek. - szepnęła przebierając nerwowo nogami.
- Poczęstunek? -
- Tak. Proszę, weź chociaż to. Naprawę jestem Ci wdzięczna za ratunek i pomoc. -
Widząc jej błagalne spojrzenie, Natsu wypuścił ciężko powietrze, ulegając jej. Wyciągając rękę, przyjął malutki pakunek.
- Dobrze. Dzięki. - mówiąc to, uśmiechnął się ciepło. - Ale zanim wrócisz do matki, lepiej usiądź na chwilę, bo zaraz mi się tu przewrócisz. - dodał wskazując brodą na jedną z ławek.
- Okej, usiądę. - odparła i nim Natsu zareagował, dziewczyna złapała go pod rękę, ciągnąc za sobą.
- Ej, poczekaj.... - zawołał, jednak widząc jej uśmiechniętą buzię, spasował.
Co może się stać? Posiedzi z nią trochę i tyle. Przecież to zwykła dziewczyna z miasta...
C. D. N....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro