Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Zawalona misja

92 dzień pobytu Natsu w Alvarez - wczesny poranek (przed świtem)

Podlatując w kompletnej ciszy i skupieniu do jednej z wież pałacowych, trzy pary przyjaciół rozdzieliło się w różne strony pałacu. Ich zadania z pozoru wydawały się proste, lecz wystarczyło jedno potknięcie aby zniszczyć cały plan mistrzyni i doprowadzić do wojny, którą w tym momencie przegrali by, gdyby ta osoba dołączyła do niej.

Pierwszym i priorytetowym zadaniem było więc zatrzymanie go. Nie mając innego wyboru, dla dobra świata każde z nich zgodziło się znaleźć jego księgę i niszcząc ją, zabić najsilniejszego demona stworzonego przez Czarnego Maga Zerefa. Księga END zdawała się być na wyciągnięcie ręki dla nich i jedyną szansą w walce z nim. Zgodnie z posiadanymi informacjami, jej tom znajdował się w prywatnej bibliotece Imperatora. I tu się pojawiał ich pierwszy problem. Oprócz tej informacji, żadne z nich nie znało dokładnej lokalizacji pomieszczenia, stąd decyzja o pracy w parach podczas przeczesywania pałacu.

Drugą misją było znalezienie planów ataku i kierunków działań militarnych prowadzonych przez samego Zerefa. Dzięki takim informacją, mogli by przygotować się na nadchodząca wojnę, lub uprzedzić inne państwa przed atakiem. Zwoje z tymi dokumentami miały znajdować się w gabinecie Imperatora, bądź jednej z sal  narad. Jako zadanie mniej pilne od pierwszego, miało zostać wykonane przy okazji i czasu oraz przede wszystkim, przy wcześniejszym nie wykryciu.

Ostatnim poleceniem, a raczej sugestią było znalezienie Brandish, jedynej członki spriggan z którą można było porozmawiać bez ogromnej obawy przed natychmiastowym wydaniem czy atakiem z jej strony. Jako iż zielonowłosa kobieta miała dobre kontakty z samym Fiore i Fairy Tail, grupa inwiligacyjna liczyła na współpracę z jej strony w razie przypadkowego spotkania. W każdym razie, każdy z sześciu członków miał nie szukać jej na siłę i w pierwszej kolejności zająć się księgą END.

- Spokojnie i powoli. O tej porze większa część pałacu wciąż śpi, więc waszym jedynym zagrożeniem powinni być zmęczeni strażnicy, po całonocnej warcie. - cienki, damski głos rozbrzmiał w ich głowach poprzez lakrymowe kolczyki.

- Tak jest. - odparli szeptem i żegnając się machaniem ręki, wlecieli poprzez otwarte okna na trzy różne piętra pałacu.

- Pamiętacie też o alarmach. Jeśli jakiś wywołamy, będziemy musieli się stąd natychmiast wynosić. - przypomniała samiczka Exeeda, lądując zaraz za oknem, na korytarzu wraz z niesioną przez nią przyjaciółką.

- Carla, będzie dobrze. - dziewczynka szepcząc cichutko, uśmiechnęła się do kociczki.

- Bez imion! - zabrzmiał męski głos w lakrymie. - Jeśli ktoś by nas podsłuchiwał, lepiej aby wiedział o nas jak najmniej. -

- Przepraszam! - pisnęła w ręce granatowłosa dziewczyna.

- Rany, rany. Bierzmy się do pracy. - westchneła Carla, poprawiając na ręce małą bransoletkę z pięcioma niebieskimi kamykami.

Była to ich jedyna obrona i przewaga na terenie wroga. Dzięki tym magicznym wynalazkom, cztery dziewczyny i dwóch chłopaków stawało się całkowicie niewidzialnymi dla otoczenia, jednocześnie widząc siebie nawzajem bez problemu. Mankamentem był jednak czas działania i problem z używaniem mocy. Pierwszy aspekt obarczał ich 25 minutowym czasem działania, przed wyczerpaniem się magii z przedmiotu i utratą niewidzialności. Drugim kłopotem była surowa niemożność używania podczas noszenia tego swojej własnej mocy, gdyż mogła ona zakłócić działanie bransoletki.

Nie ociągając się już dłużej, każda z trzech par zaraz po wylądowaniu w pałacu, ruszyła w miarę cichym biegiem przez korytarze na danym piętrze, poszukując biblioteki, gabinetu Zerefa lub komnaty Brandish.

Minuty leciały jak na złamanie karku, jakby czas robił im na złość i starał się utrudnić i tak ciężkie zadanie. Gdy wskazówki stopera zaczęły zbliżać się do 11 minut, przez lakrymę kontaktową dało się słyszeć wiadomość zwiastującą zarazem ulgę jak i podwyższenie i tak już wysokiego poziomu adrenaliny u tych którzy działali w terenie oraz pozostałych w tymczasowej bazie członków gildii.

- Znalazłam. Mam księgę END! -

Spogladajac w bazie na swoją mistrzynie Mavis, chłopak kiwnął porozumiewawczo głową, wskazując czas w zapasie.

- Alarm? - spytała Mavis

- Brak. - oznajmiła białowłosa kobieta, trzymając w ręce starą księgę z wydrukowanymi na jej okładce czarnymi literami END.

- Wygląda na to, że była niedawno używana i nie została odłożona na pułkę. - dodał towarzyszący kobiecie czarny kot.

- Zachowajcie i tak czujność. - ostrzegła Mavis. - Plany ataku? Panna T? -

- Na moim piętrze nie było komnat mieszkalnych. - odpowiedziała Wendy.

- U nas częściowo, ale nie spotkaliśmy jej. - odparła ostatnia kobieta. - Za to znaleźliśmy gabinet, niestety nigdzie nie ma szukanych tub. -

- W porządku. Czas? - spytała Mavis, zerkając na siedzącego obok niej Gray'a z stoperem.

- 18 minut. -

- Wycofajcie się wszyscy. Powrót do ustalonego punktu. - zarządziła Mavis.

- Tak jest. - przyjmując polecenie mistrzyni, zespół zaczął się ostrożnie wycofywać.

- Idziesz? - spytał niebieski kot, wisząc w powietrzu przed progiem gabinetu.

- Już idę, już. - odparła pewna blondynka, odwracając wzrok od regału ze zwojami i tubami, ruszyła do wyjścia z pomieszczenia.

Przechodząc koło ostatniego ze stołków, nagle w powietrzu rozbrzmiał pojedyńczy dzwoneczek, a zaraz po nim kolejne.

- Kurwa! - zaklnęła w myślach, rzucając się do ucieczki. - Alarm... - tyle tylko zdążyła zawołać, gdy drzwi przed jej nosem zamknęły się same, oddzielając ją od czekającego na nią na korytarzu Happy'ego.

- Co jest? Coś się stało? - wołając, kotek chwycił za klamkę lecz ani on, ani ona nie mogli ich otworzyć.

- Leć na zewnątrz! - zarządziła przez lakrymę.

- Oszalałaś? Nie zostawię cię tu samą! - oburzył się Happy.

- Widziałam drugie wyjście stąd, z tyłu gabinetu. Prowadziło też na korytarz, tyle że piętro wyżej. Bransoletka starczy mi jeszcze na 5 minut. Wystarczy. - oznajmiła blondynka, zawracając na tył komnaty.

- Zaraz cię stamtąd zabiorę! - powiedział Happy, szykując się do lotu przez korytarz i schody.

- Nie! Wyleć na zewnątrz bo jeśli zaczniesz używać tutaj skrzydeł, bransoletka tego nie wytrzyma i zobaczą cię! - wtrąciła Lucy. - Otwarte... - dodała po chwili wychodząc na korytarz po paru schodkach.

- Znajdź obojętne jakie okno, odbiorę cię stamtąd. Będzie dobrze, będzie dobrze... - starając się nie wpaść w panikę, Happy zawrócił do najbliższego okna które mijali idąc korytarzem, po czym otwierając je cicho wyleciał na zewnątrz.

- Co się tam dzieje?! - zawołała Mavis do lakrymy.

- Jak wychodziliśmy włączył się w gabinecie chyba alarm. Jakieś dzwonki. - zameldował Happy. - Rozdzielilo nas, ale spokojnie, zaraz... zaraz ją zabieram. -

- Znaleziona wracaj. Niebiańska zostań. - zarządziła Vermillion.

- Zabierz księgę do mistrzyni. - szepnęła cicho Mira, podając ją Lily.

- A ty? - zapytał biorąc ją do ręki.

- Zostanę w razie problemów. Mam złe przeczucie. - przyznała i odpychając się od Exeeda, wykonała Halphas Soul, dzięki czemu pod postacią demona, miała swoje własne skrzydła aby samemu utrzymać się w powietrzu.

...

- Te też zamknięte? No nie wierzę! - pisnęła w myślach Lucy, szarpiąc się z kolejną z kolei klamką okna.

Korytarz na który się dostała nie dość, że miał mało okien, to jeszcze każde z nich było zamknięte lub bez możliwości otworzenia. Pomysł z wybiciem, który przyszedł jej na myśli przy drugej szybie też odpadał. Narobiła by tym za dużo hałasu i jeszcze większych sobie kłopotów. Zresztą już miał przechlapane. Odkąd wyszła z gabinetu tylnimi drzwiami, ciągle słyszała kroki straży na niższym piętrze i wydawane rozkazy.

Dobiegając do zakrętu korytarza, Lucy zatrzymała się gwałtownie w miejscu widząc zbliżające się stamtąd cienie nie jednego, czy dwóch, ale chyba z ośmiu ludzi. Sama próba ominięcia ich bez trącenia była niemżliwa, a jej na dodatek kończył się czas w bransoletce. Nie mając wyboru, odwróciła się by wrócić skąd przyszła i udać się w drugą stronę. Serce blondynki zamarło, widząc wychodzących na korytarz uzbrojonych strażników i zagradzających jej drogę. Czując się jak w potrzasku, zaczęła nerwowo rozglądać się po pustym holu za kryjówką, której na próżno było szukać.

- Ja chyba oszlałam... Błagam, błagam... - szeptała podchodząc do jednych z drzwi do jakieś komnaty i korzystając z chwili zagadania się strażników po jej lewej stronie, szybciutko i cicho nacisnęła na klamkę, wchodząc do środka.

Serce biło jej tak szybko, że gdyby mogło wyrwało by się z jej piersi. Zamykając za sobą drzwi, rozejrzała się w jakim teraz bagnie będzie siedzieć. Widząc jednak pusty pokój, tonący w półmroku poranka bez niczyjej obecności, odetchnęła z ulgą. Nie chcąc kusić jednak losu czy aby ktoś zaraz tutaj nie pojawi się, ruszyła się spod drzwi bardziej w głąb, szukając jakiegoś okna. Jaka była jej radość, gdy czując nagle na twarzy powiew świeżego powietrza, zlokalizowała jego źródło w postaci szeroko otwartych drzwi balkonowych.

- Znalazłam? - szepnęła najciszej jak mogła do lakrymy.

- Z której strony? - zawołał Happy wciąż latając wzdłuż piętra i wypatrując ją.

- Balkon. Już na niego wychodzę.... - dodała idąc w jego kierunku na paluszkach.

- Balkon? Matko! Czy ty weszłaś do jakiejś komnaty?! - zawołał Gray przysłuchując się wciąż całej akcji.

- Pogadamy w bazie. - odparła nie mając siły teraz na otrzymanie kolejne reprymendy od niego.

Ledwie kończąc to mówić, poczuła dziwne uczucie. Zatrzymując się na środku pokoju, rozejrzała się po nim. Jej wzrok zatrzymał się na dużym, dwuosobowym łóźku, zakrytym z każdej strony bordową kotarą. W jednym miejscu, była zaciągnięta nie do końca, ukazując puste miejsce na poduszce i coś, na widok czego jej dziewczęce serce kompletnie zamarło.

Przykładając sobie ręce do ust, zdusiła całkowicie swój oddech, gdy w jej szeroko otwartych, bursztynowych oczach odbiła się skurzana sakiewka z kluczami maga gwiezdnych duchów. Widząc swoją zaginioną własność, którą myślała że już nigdy nie odzyska, adrenilna uderzyła jej do głowy, a jej ciało poruszyło się samo w kierunku łóżka. Idąc wciąż na paluszkach, stanęła przy nim i nie odsuwając kotary bardziej, aby niczego nie poruszać, sięgnęła dłonią po sakiewkę. Czując pod palcami skurzany materiał i magię jej kluczy, uśmiechnęła się, czując że zaraz popłacze się ze szczęścia. Tyle co tylko zdążyła złapać ją, unosząc znad materaca, nagle coś złapało ją za nadgarstek i nim zdążyła zareagować, wciągnęło za kotarę.

...

- Kyaa!! - jej przerażony krzyk przez lakrymę wzrygnął każdego, przyprawiając o zawał.

- Hej?! Hej!! Co się tam stało? - Gray krzyknął jako pierwszy, spadając prawie z krzesła na którym nerwowo się chwiał w ich tymczasowej bazie.

- Gdzie jesteś?! - zawołał Happy lecąc od balkonu do balkonu. - Hej! Który to balkon?! Od której strony?! -

- Co się stało?! - Mira i Wendy próbując nawiązać z nią kontakt, wystraszone również udały się w górę, w kierunku balkonów na wyższym piętrze, których jak na złość było całkiem sporo.

- Kurwa mać! Odpowiedz! Lucy!! - Gray tracąc nerwy, olał rozkaz nie nawoływania się po imionach, próbując za wszelką cenę odzyskać z nią utracony kontakt.

- Widzicie ją?! - zawołała Mavis, dopadając do lakrymy.

- Nie. Tu jest pełno małych balkonów. Nigdzie jej nie widać. - zawołali, latając od jednego do drugiego i zaglądając do środka pomieszczeń przez szyby.

Minuty płyneły nieubłaganie, a ich panika rosła coraz bardziej. To nie mogło się stać by ją złapali! Nie, nie, nie! Oni się stąd bez niej nie ruszą! Rozglądająca się w kółko Carla, zacisnęła nagle łapki na ramionach Wendy, zwracając jej uwagę.

- Carla? -

- Na górze! Balkon na górze! - krzyknęła wskazując Happy i Mirajane ogromny balkon kawałek wyżej nad ich głowami, przy murku którego pojawiła się odwrócona do nich plecami Lucy.

Ich ulga nie trwała jednak długo, bo sekundę potem, coś a raczej ktoś, wypchnął Lucy w dół, nie siląc się nawet na to, by udawać wypadek. Po prostu popchnął ją prosto w dół aby blondynka zabiła się uderzając w ziemię, ponad 100 metrów niżej.

- Lucy!! - Happy wyzwalając max speed złapał ją zaledwie 8 metry niżej, natychmiast zatrzymując się z nią w powietrzu.

- Lucy! - Mira i Wendy podlatując do niej, krzyknęły wystraszne, lecz zerkając chwilę potem w górę, całkowicie pobladły.

Już wiedziały kto ją wypchnął i wcale nie były tym zaskoczone. Widząc patrzącego na nie, krwiożerczym, demonicznym wzrokiem END w swojej postaci Etherious, wszystkie przęłkneły ślinę. Jeśli plotki był prawdziwe i owy demon miał skrzydła, to w tym momencie, unosząc się w powietrzu zaledwie kilka metrów od niego, były wręcz już martwe. Czując paniczny strach przed nim, Exeedy zamarły bojąc się ruszyć.

- Uciekajmy... - dopiero roztrzęsiony głos Lucy, obudził je.

Zaciskając ręce na roztrzaskanej bransoletce, Lucy zagryzła wargi, odwracając wzork jak najdalej od niego. Nie musiała powtarzać swojej prośby ponownie, bo prawie natchmast Exeedy i Mira zaczęły się wycofywać zwiększając odległość pomiędzy nimi a tym demonem. On patrzył tylko na nie, jakby chciał zabić je samym wzrokiem, by po chwili zwyczajnie w świecie odwrócić się i odejść z balkonu.

- Olał nas? - pisnęła Wendy, zerkając za siebie.

- Nie będę się zastanawiać czemu. Widać jesteśmy dla niego nikim, więc nam odpuścił. - mruknęła Carla, przyśpieszając lot.

- Lucy, nic ci nie jest? - Mira podlatując do wciąż roztrzęsionej blondynki, dotknęła jej ramienia.

- Nie. W porządku, tylko się wystraszyłam. - wyszeptała.

- Macie ją? - głos Gray w lakrymie ogłuszył ich wszystkich,

- Tak mamy. Tylko chyba zgubiła kolczyk. - stwierdziła Mira, zerkając na Lucy.

- Roztrzaskał mi go. - szepnęła, spuszczając głowę w dół.

- Kto? Kto go rostrzaskał? - zawołał Gray, gdy Strauss powtórzyła mu słowa Lucy.

- Pogadamy w bazie. Zaraz tam będziemy. - zamykając temat, białowłosa rozłączyła się.

Lecąc w ciszy, wylecieli z pełną prędkością za mury miasta Vistarion, kierując się do leżącego parę kilometrów dalej lasu, w którym rozbili bazę.

...

Stojąc ledwo na roztrzęsionych nogach, przed wejściem do ruin leśnej wioski, w której rozbili namioty, Lucy słuchała kazania jakie urządził jej Gray. Słysząc od dziewczyn o tym, że END wypchnął ją z balkonu, lodowy mag nie mógł powstrzymać się przed wyruszeniem natychmiast i zatłuczeniem jak to określił 'tej gnidy'!

Na nic zdały się zapewnienia blondynki, że nic się jej nie stało. Dopiero stanowczy głos wychodzącej z namiotu Mavis, przywołał chłopaka do porządku.

- Lucy, nie możesz być tak nieostrożna. A gdyby cię zabił? - mruczał Fullbuster idąc wraz z ekipą na naradę do Pierwszej.

- Nic mi się nie stało. To po prostu... zaskoczył mnie... - szepnęła spoglądając na roztrzęsione z emocji ręce.

- Nic?! Do cholery, Lucy! Popatrz na siebie. Ty się cała trzęsiesz jak galareta. I jeszcze te rumieńce. -

- Rumieńce? - powtórzyła dotykając się po rozgrzanych policzkach. - Skok temperatury. Musiało mnie przewiać. - odparła posępnym głosem.

- Gray-sama. - Juvia zatrzymując się przy nich, posłała blondynce współczujące spojrzenie. - Daj jej już spokój. Jest w szoku po tym wszystkim. -

- Wybacz. - szepnął Gray. - Może lepiej odpuś... -

- Nie. Chcę posłuchać co zrobimy z księgą END. - odparła stanowczo.

- To nie w stylu Fairy Tail zabijać tak swoich wrogów. - mruknęła Mira, gdy wszyscy weszli do namiotu.

- Jednak pozostawienie tego demona przy życiu, stanowi dla nas i Ishgaru poważne zagrożenie. - głos zabrała Mavis, kładąc na stole przyniesioną przez Panterlily księgę.

- Więc negocjacie? - spytała Wendy, siadając na jednej ze skrzynek.

- Tylko jeśli Zeref kopnął w kalendarz, bo jak wiadomo nie pokazuje się publicznie od ponad tygodnia, to z kim mamy negocjować? - mruknął Gajeel stojąc za Wendy. - Z tym demonem? Gihi, to życzę powodzenia. - dodał złośliwym tonem.

- To nie jest śmieszne! - oburzył się Gray.

- A skąd. Czy ja się śmieje? - odbił Gajeel.

- Chłopaki! - Juvia próbując uspokoić ich, stanęła pośrodku nich, włączając się do kłótni jaką wywołali.

Każdemu puszczały nerwy, chodź w Alvarez byli tutaj dopiero 5 dzień, z czego nim udało się im dostać do owego lasku i przenikać do Vistarion wychodziły zaledwie 3 dni.

Każdy z nich chciał zakończyć tę misję i wrócić do domu. Najbardziej nerwowymi osobami był jednak Gray i Gajeel. O ile ten drugi chciał wrócić jak najszybciej do ciężarnej Levy, która została w Magnoli, o tyle Gray, napędzany wieściami o END, pałał do walki i pozbyciu się go. Jakby tego było jeszcze mało, po ataku na Lucy gdy biegł z nią do gildii, nie spuszczał z niej praktycznie oka.

- Tch! - strzelając po raz kolejny zębami, Fullbuster odwrócił się tyłem do Dragon Slayer Żelaza.

Po śmierci Natsu, jego najlepszego przyjaciela kompletnie nie radził sobie z emocjami i co gorsza z panowaniem nad swoją mocą Demon Slayer. Ona dosłownie wymykała mu się spod kontroli, szalejąc i robiąc co chciała przy najmniejszej jej próbie użycia. Aż dziwnym było to, że teraz będąc w kraju tego demona zniszczenia i śmierci, potrafił nad nią jakoś panować. Nie, ona i jego myśli, zjednoczyły się na drodze do jednego celu. Zabicia END. Im bardziej zbliżał się do niego, tym moc klątw lodu rosła w nim. Gdyby tylko wtedy, gdy postrzelili go w Vistarion mógłby pójść na całość...

- Zabijmy go. - zawołał wskazując na księgę.

- Poczekajmy. - odezwała się nagle Lucy. - Spróbujmy wcześniej pogadać z Zerefem. -

- Nie wierzę! Ty go jeszcze bronisz?! - krzyknął.

- Nie bronię go! - zapierała się dziewczyna.

- To co właśnie robisz?! Przecież o mały włos by cię zabił dziś! -

- Happy mnie złapał. -

- Lucy! - podchodząc do stołu, Gray przywalił w niego pięścią, aż siedzącą na krześle obok Mavis, odruchowo podskoczyła. - Ja wiem, że masz dość śmierci i cierpienia, ale do cholery! END nie jest czymś, co ma litość! To, że żyjesz to jego kaprys! Zeref na pewno sam nie kontroluje go. Może nawet to nie był zamach na niego, a właśnie ten demon.... -

- Dlatego mówię, abyśmy skontaktowali się z Zerefem i wysunęli nasze żądania! - Lucy podchodząc również do księgi, wskazała na nią otwartą dłonią. - Nie wiemy na czym stoimy! Nie wiemy nic! -

- Zgadzam się z Lucy. - odezwała się Mavis. - Jeśli Zeref nie żyje i zabijemy END, czyli Księcia Alvarez, to kto obejmie rządy tutaj? Naszymi pochopnymi działaniami skażemy niewinnych mieszkańców na śmierć, gdyby jakiś kraj najechał teraz go. -

- Pff! - prychnął niezadowolony Gray.

- A w razie niepowodzenia, sama mogę przebić tę księgę. - szepnęła Lucy i wyciągając jeden ze swoich sztyletów obronnych, wbiła go w stół, tuż obok tomu księgi END.

C.D.N...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro