10. Szlaban
Dziś rozdział powyżej 5k słów 🙃.
***
83 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Stojąc przed lustrem, Natsu powoli odwijał ostatni bandaż, który miał na ciele, a dokładnie na ramieniu. Ręka ani raz mu nie zadrżała, gdy ostatnia warstwa białego materiału spadła, odsłaniając czerwone plamy, które kiedyś były najcenniejszym dla niego znakiem, dla którego w obronie był gotów poświęcić krew i łzy. Nie odwracając wzroku od swojego odbicia, przejechał palcami po resztakach zniszczonej wróżki, zatrzymując się zaraz za nią.
- W porządku? - Zeref obserwujący całą scenę z boku, podszedł do brata.
- Tak. Jest w porządku. - odparł bez emocji, skupiając się na odbiciu czarnowłosego chłopaka za sobą.
- Myślę, że w gildii dadzą radę ci ją odnowić... - mruknął spuszczając wzrok na ramię młodszego brata.
Natsu nic nie odpowiadając, sięgnął po opaskę w kolorze swojej skóry i nasuwając ją na ramię, zakrył zniszczone logo Fairy Tail. Następnie ściągając z krzesła czarny podkoszulek na ramiączkach, ubrał go nieśpiesznie.
- To co masz dziś w planach? - spytał Zerefa.
- Muszę wyjść na zebranie. - szepnął zmęczony. - W sprawie wczorajszego incydent z wtargnięciem tutaj ludzi z Amakmar. - dodał widząc spojrzenie brata.
- Nie złapano ich w końcu? -
- Nie. Ani też nie wiadomo jak się tu dostali, czy jak długo tu byli. -
- Amakmar będzie się musiał gęsto z tego tłumaczyć. - przeciągając swoją szyję, Natsu obrócił się przodem do Imperatora. - Z całą dwunastką się spotykasz? -
- Nie. Dimaria pójdzie tylko ze mną. Im mniej osób tym lepiej. - szepnął. - Chcę na spokojnie pogadać z dowódcami straży w mieście oraz tymi z miasta Sadalsuud. Dlatego spotykamy się poza Vistarion. -
- Poza? Czyli gdzie? - zawołał Natsu podnosząc obie brwi do góry.
- Wybacz, ale ty masz szlaban, więc na nic ci się to przyda. - mówiąc to Zeref, uśmiechnął się zadziornie.
- Co mam? Szlaban?! A to niby za co?! - krzyknął łapiąc się prawą ręką za biodro.
- Z tą kostką nigdzie nie będziesz mi się włuczył. - mruknął, wskazując oczami na usztywnioną prawą stopę Natsu. - Masz jak najmniej chodzić. - dodał poważniejąc.
- Pff... Przecież już mnie nie boli. Weź, zanudzę się tu. -
- Nie Natsu. Tym razem jadę sam. - mówiąc to stanowczo, Zeref odwrócił się do drzwi. - A jak wrócę to chcę cię widzieć u siebie w komnacie. -
- Po co? Coś się stało? - zawołał za bratem, gdy ten przekroczył próg.
- Hehe, zobaczysz. - śmiejąc się cicho, straszy Dragneel zniknął Natsu kompletnie z oczu.
- Tch! Jak on mi nie raz działa na nerwy. - prychnął odwracając się do krzesła, zabierając z niego swój bordowy płaszcz, z żółtymi ornamentami Alvarez na jego końcu i rękawach.
Zarzucając go sobie na ramiona, wpadł mu do głowy pewien pomysł. Jak tu nie skorzystać z takiej okazji, gdy brata nie będzie w pałacu? Uśmiechając się, wychylił głowę za drzwi i widząc stojącego na korytarzu strażnika, zawołał go gestem dłoni.
- Gdy mój brat wyjdzie z pałacu, przyjdź do mnie po jedną z książek. Obiecałem mu ją oddać po przeczytaniu, ale nie chcę mu teraz zawracać głowy, kiedy zbiera się na wyjście. -
- Oczywiście, jak książę rozkaże. - odpowiedział strażnik, kłaniając się w połowie.
- Super. - zawołał uradowany Natsu, na powrót znikając w komnacie i zamykając za sobą drzwi.
Znając brata spodziewał się, że nie pojedzie od razu i trochę mu zejdzie z tym. Korzystając więc z tego czasu, rzuciłl się z całym impetem na swoje łóźko i wyciągając spod poduszki, skurzaną sakiewkę z kluczami Lucy, odnalazł w niej nowiutki klucz Aquarius. Przekręcając się na plecy, podniósł go do góry, przyglądając się lśniącemu złotu z którego był wykonany.
- Świecące jak słońce na niebie. - mruknął obracając go w palcach.
Nie był magiem gwiezdnych duchów, nie czuł od niego żadnej mocy, lecz mimo to obchodził się z nim delikatnie, wiedząc o tym jak ceny był to klucz dla Lucy.
- Hihi, mam go i nie oddam nikomu innemu oprócz tobie. Gdy się znów spotkamy mam nadzieję, że w ten sposób chodź trochę przeproszę cię za to wszystko... Nie, za to jaki sprawiłem Ci ból, nigdy nie będę wstanie cię wystarczająco przeprosić. - mrucząc pod nosem, Natsu bawił się kawałkiem nadzieji i znaku zesłanego wręcz z niebios.
Wróci do Ishgaru. Podjął decyzję i będzie się jej twardo trzymał. Żal mu będzie rozstawania się z Alvarez, bo polubił spędzanie czasu tutaj z bratem, ale postanowił mu zaufać. Jeśli faktycznie coś poszło by nie tak w Ishgarze i nie zaakceptowano jego mocy END, to po prostu wróci tu. Największym głupcem byłby wtedy, gdyby w ogóle nie stawił temu czoła.
Zadowolony ze swojego planu, zacisnął palce na kluczu Aquarius i sięgając drugą ręką sakiewki, włożył go z powrotem. Tyle co zapiął zapięcie, gdy do jego drzwi zapukał strażnik.
- Książę, Imperator opuścił właśnie pałac. Przyszedłem po książkę, którą mam zanieść do jego komnaty. - zawołał uchylając lekko drzwi.
Gotów na odpowiedź od Natsu, strażnik aż podskoczył w miejscu gdy lekko uchylone przez niego drzwi, otworzyły się na oścież z całym impetem.
- Dzięki i zapomnij o tej rozmowie. - zawołał uśmiechając się do zdębiałego mężczyzny.
- Yyy... Książę? - wyjąkał, widząc malującą się na jego twarzy niebezpieczną intrygę. - Ty chyba nie planujesz czegoś... -
- Cii. O niczym nie wiesz. Nic nie widzałeś. - zaśmiał się Natsu, przymykając drzwi.
- Ale Imperator nas każe stracić, jeśli tobie się coś stanie! Książę! - nie dając za wygraną, strażnik zatrzymał drzwi noga, patrząc błagalnie w zielone oczy chłopaka.
- Ech... - westchnął w pierwszym momencie gorącym powietrzem.
- Niech Książe powie. Bałagm cię, wasza książęca wysokość. Jeśli by się coś stało, miej na względzie swoje bezpieczeństwo! - prosił usilnie, a widząc jak Natsu zagryza wargę, wahając się, pokłonił się całkiem przechodząc przez próg jego komnaty. - Poza tym, jeśli by Imperator wrócił wcześniej, to będę mieć szansę uprzedzenia cię. - dodał spinając swoje ramiona, nie będąc pewnym reakcji chłopaka.
Natsu miał ogromną ochotę mu odmówić, jednak ostatnie zdanie kompletnie zmieniło jego punkt widzenia. No tak, nie pomyślał o tym, co by było, gdyby jego brat wrócił nie za godzinę czy dwie, a za pół godziny? Na myśl o wysłuchiwaniu jego kazania, które na pewno by otrzymał, cmoknął czując się w podbramkowej sytuacji.
- Ale mam warunek. Jeśli komuś piśniesz o tym słowo, a zwłaszcza mojemu bratu gdyby wrócił przede mną, to pożałujesz. - warknął cicho.
- Jak rozkażesz. -
- Lecę do miasta, odwiedzić jedną osobę. Poznaną ostatnim razem dziewczynę. - wyszeptał najciszej jak się tylko dało. - Raz, że mam się nie ruszać z moją skręconą kostką, a dwa, że nie mam ochoty wysłuchiwania od Zerefa jego podchodów czy to abym się nie zakochał. - dodał.
- Nic nie powiem, klnę się na swoje życie. - zawołał strażnik. - A w razie powrotu Imperatora, zrobię wszystko by cię za wczasu o tym powiadomić. -
- Trzymam za słowo. A teraz już możesz odejść. - mówiąc to tak chłodno jak Zeref, Natsu zdziwił się swoją postawą.
Strażnik nic już nie mówiąc, błyskawicznie wycofał się za drzwi, zamykając je za sobą.
Nie, to tylko przypadek...
Wcale nie zamienia się w bez uczuciową kopię swojego brata. Spokojnie, po cichu i bez wpadek. To nie zajmie mu długo, a musi z nią dziś pogadać.
Z takim nastawieniem, Natsu obrócił się do drzwi balkonowych i przybierając swoją postać Etherious, wyleciał z komnaty, pikując w stronę położonego za murami pałacowymi miasta Vistarion.
...
Nalewając kolejną porcję piw, Eri wypadła z nimi zza baru, pędząc w stronę klientów. Dzięki swojej gibkości była to dla niej pestka z masłem, utrzymanie ich i nie rozlanie. Tańcząc pośród innych stolików, dotarła do ostatniego przy ścianie i pochylając się nad trójką mężczyzn i dwoma towarzyszącymi im kobietami, zaczęła rozkładać trunki.
- Wasze zamówienia, pięć zimnych piw, z czego dwa z sokiem malinowym. - zawołała podsuwając napoje do każdej osoby.
- Dziękujemy. -
- Eri jak zwykle niezawodna. -
- Nasza ulubiona gosposia. -
Zadowoleni z szybkiego zamówienia, zaczęli przyjaźnie nawoływać za nią i uśmiechać się.
- Eri, mogła bym cię prosić jeszcze o dwa cygara? - spytała jedna z kobiet.
- Tak, zaraz je przyniosę. - odpowiedziała, odchodząc od stolika.
Będąc bardzo obrotną, po drodze zgranęła jeszcze trzy inne zamówienia, nim dopadła do blatu baru.
- Mamo! Mamy zamówienie na twoje żeberka w miodzie, dwie porcje ciasta jeżynowego, dwa cygara i trzy koktaile. -
- Cygara leżą w koszyku pod butelkami z whisky, a żeberkami już się zajmuje. - odpowiedział jej kobiecy głos zza zasłony kuchennej.
- Dzięki, ja zajmę się koktajlami i ciastem. - nie zatrzymując się już dłużej w jednym miejscu, błękitnowłosa dziewczyna dosłownie wskoczyła zza ladę baru i chwytając kolejne butelki, zaczęła stawiać je na blacie roboczym.
Wykładając trzy kieliszki wielkości małych pucharków deserowych, złapała za leżące obok kawałki świeżo obranego grejfruta i wrzucając je na dno, zalała je odrobiną czerwonego Grenadine. Następnie łapiąc drewnianą gałkę od moździerza, zaczęła ugniatać owoc w syropie. Gdy kawałki rozmiękły, ale nie stały się papką, złapała za małe wiaderko z kostkami lodu z chłodni i wrzuciła lodowe sześciany do naczynia po jego brzeg. Odstawiając wiaderko na miejsce, ponownie sięgneła po grejfruta, lecz tym razem bez ubijania go, położyła na samym wierzchu lodowej góry kostek, po jednym kawałku dla wizualnej ozdoby. Syrop z ubitym owocem i zasypany lodem, sięgał teraz do 2/3 wysokości kieliszka, więc aby zapełnć go do końca, Eri dolała jeszcze trochę sody, tworząc przepiękne ombre. Kolor z mocnej czerwieni na spodzie, przechodził w coraz jaśniejszy, by na samej górze przybrać barwę lekko różowej cieczy.
Zadowolona ze swojego dzieła, odstawiła kieliszki na tackę, a w ich miejsce położyła dwa białe talerzyki.
- Ciasto jeżynowe dwa razy! - zawołała radośnie sama do siebie, wyjmując całą tackę spod lady i kładąc obok przygotowanych talerzyków. - Dwa, kawałki, dwa kawałki... - nucąc w kółko, schyliła się po nóż do krojenia, gdy dochodzący do baru nowy klient, oparł się o niego i zawołał.
- Trzy jeśli można. -
- Nie ma problemu. - odpowiedziała, łapiąc po drodze jeszcze jeden talerzyk.
Krojąc w kilka sekund ciasto, w mgnieniu oka położyła je na talerzyki, z czego jeden od razu podsunęła na wierzchu baru.
- Smacz... - łapiąc pierwszy kontakt wzrokowy z nowym klientem urwała, widząc jego radosne zielone oczy i rozczochrane wiśniowe włosy. - Na... Natsu?! - krzyknęła zaskoczona.
- Hej. Widzę, że macie całkiem spory ruch. - zagadał, uśmiechając się przyjaźnie.
- Tak i to od rana hehe. Aleś mnie zaskoczył, zupełnie się ciebie tutaj nie spodziewałam. - przyznała biorąc do ręki tacę z koktajlami, a do drugiej dwa talerzyki z ciastem. - Poczekasz momencik? Zaraz do ciebie wrócę. - spytała, zerkając jeszcze na włożone wcześniej cygara do kieszeni fartuszka, czy aby na pewno nie wypadną.
- Jasne, to ja raczej powinienem się spytać, czy Ci nie przeszkadzam. -
Eri tylko pokręciła radośnie głową, biegnąc od stolika do stolika i zanosząc zamówienia. Nim wróciła do Natsu, wpadła jeszcze do matki i biorąc od nież żeberka, wyręczyła ją z zanoszeniem do klienta. Dragneel w tym czasie, nabierając na widelec, pierwszy kęs ciasta, uśmiechnął się pod nosem. Czegoś tak pysznego dawno już nie jadł.
- Dobra jestem! - zawołała, zjawiająca się jak wiatr przed nim Eri. - I jak ciasto? -
- Pyszne. Masz talent do pieczenia. -
- Aj, przestań. - machnęła ręką, czując napływ rumieńców. - Dziś oficjalnie czy prywatnie? - dodała wskazując na głowę Natsu.
- Hmm? A, że rogi? Przyzwyczaiłem się chyba już do nich i zapomniałem schować. - przyznał, odruchowo dotykając się po nich.
- Wyglądasz w nich uroczo. - wymknęło się Eri, która orientując się co powiedziała, odkalsznęła głośno jakby nic nie mówiła i sięgając po szmatkę, zaczęła wycierać nią mokre talerzyki. - Widziałam dziś Imperatora wychodzącego z pałacu. Myślałam, że poszedłeś z nim. -
- Nie tym razem. Dostałem szlaban. - wzruszył ramionami Natsu, a widząc niedowierzanie w granatowych oczach dziewczyny dodał. - Skręciłem wczoraj kostkę i brat myśli, że będę grzecznie siedział na tyłku z nią. -
- Skręciłeś kostkę? - powtórzyła Eri, wychylając się i zerkając na usztywnienie na nodze chłopaka. - To co ty tutaj robisz?! Nie powinnej jej przeciążać. -
- Oj proszę cię, jakbym go słyszał. - westchnął, przewracając oczami. - Tyle co się przeszedłem od drzwi karczmy do blatu, kompletnie mi nie zaszkodzi. Już w pałacu więcej chodzę od pokoju do pokoju. -
- Na pewno? -
- Hehe, tak na pewno. Na dalsze odległości używam skrzydeł, więc nie ma co się tą kostką tak przejmować. -
- Rany, gdzieś ty się tego nabawił. - westchnęła, wypuszczając powietrze. - A, a, a. Nie musisz płacić. To na mój koszt. - dodała widząc jak Natsu po zjedzeniu ciasta, sięgnął po monety.
- Wykluczone. Zjadłem to zapłacę. - odparł twardo, kładąc na blacie dwie monety.
- Aż mi głupio. - szepnęła Eri, szybko je chowając. - Nie przegadam ci, prawda? -
- Nie ma takiej możliwości. - zaśmiał się, uśmiechając się przyjaźnie, gdy obok Eri stanął jakiś ciemnowłosy chłopak.
- Książę Alvarez, to zaszczyt dla nas. - zaczął skinieniem głowy.
- Witam. -
- Natsu, to jest mój brat. - wtrąciła Eri, wskazując na chłopaka. - Woli jak zwracamy się do niego po imieniu - dodała do brata. -
Natsu korzystając z okazji zajęcia chłopaka, na szybko się mu przyjżał. Tak jak Eri miał dość drobną budowę ciała, jednak czuł, że do słabeuszy nie należał. Krótkie granatowe włosy i granatowe oczy, trochę skojarzyły mu się z Gray'em, lecz szybko kręcąc głową, odrzucił tą myśl na bok.
- Jak ręka? - spytał widząc gips na jego lewej ręce.
Brat Eri słysząc pytanie, zerknął na niego, na swój gips i podnosząc znów oczy, odparł ciężko.
- Złamana w dwóch miejscach. Jeszcze minie dobre kilka tygodni nim będę mógł pomyśleć o zdjęciu tego cholerstwa. -
- A do tego czasu, pomaga mi w drobnych sprawach jak rozliczanie się z kupcami, czy wystawianie rachunków. - powiedziała Eri, wracając do wycierania naczyń.
- To życzę szybkiego powrotu do zdrowia. -
- Dziękuję. - odparł, uśmiechając się. - Swoją drogą, wiem że to nie mój interes ani nikogo z miasta, ale coś się dzieje w Imperium? - szepnął, przybliżając się do Natsu i opierając zdrową ręką na blacie.
- To znaczy? -
- Przed wczoraj, gdy byłem u mojego znajomego, kilka ulic dalej, który też prowadzi karczmę, doszło tam do pewnego spotkania. Przyszła dwójka jakiś ludzi w ubraniach typowych z północy, Amakmar i tamte regiony, rozmawiając i śmiejąc się na całego z dowódcą strażników z miasta i jego zastępcą. Dzień później z rana, tyle co uchyliłem okna na piętrze od sypialni, zobaczyłem żołnierzy pałacowych, przeszukujących ulice i karczmy. Do nas też wstąpili, ale nie wiem o czym gadali, bo nasza matka z nimi rozmawiała. -
- Z tego co mi powiedziała, szukali podobno jakiś szpiegów. - wtrącią Eri, wskazując głową na kuchnie. - Kogoś z Sadalsuud. - dodała spoglądając na Natsu, który siedział w kompletnym szoku.
- Moment, chwila. - zawołał unosząc obie ręce do góry i uciszając rodzeństwo. - Przedwczoraj widziałeś dwóch wojskowych z Amakmar rozmawiających z dowódcą straży miejskiej Vistarion? - warknął szeptem.
- Tak, na własne oczy. Dlatego stąd moje pytanie, czy coś wsi w powietrzu? Nie codziennie widzi się śmiejącego dowódcę z obcokrajowcami, a kilka godzin później jakieś obławy. -
- Jesteś pewny, że byli z Amakmar?! -
- Yyy... Nie do końca. Ich ubiór był jak mieszkańców z północy ale po mowie, powiedział bym raczej, że są z północnego wschodu. Tam ludzie przeciągają niektóre sylaby w charakterystyczny sposób. -
Spinajac mięśnie ramion, Natsu przęłknął ślinę. Mało znał się na geografi zachodnich kontynentów, ale na wspomnienie północno wschodnich regionów od Alvarez i przeciągania sylab w słowach, do głowy przyszło mu tylko jedno.
- Guiltina... -
- Też o tym pomyślałem, ale to było by bez sensu. Mamy zamknięte granice międzykontynentalne i same podróże między państwami już są wyzwaniem. Poza tym, gdyby byli stamtąd, to strażnicy nie rozmawiali by z nimi jak z dobrymi przyjaciółmi. -
- Natsu? Wszystko w porządku? - spytała Eri odstawiając talerz i szmatkę. - Wyglądasz na... -
- Muszę już iść. Dzięki za ciasto i te informacje. - zawołał zrywając się z krzesła.
- Prosze. - odparła Eri zerkając na brata.
- Więc jednak coś się dzieje. - mruknął patrząc za wychodzącym w pośpiechu z karczmy Księciu Alvarez. - Jakbyście się jeszcze spotkali, to dowiesz się? -
- O ile mi powie. - mruknęła dziewczyna, wracając do swoich obowiązków.
Tymczasem Natsu wypadając z karczmy, przywołał swoje skrzydła i wybijając się w górę z całym impetem, nawet nie zwrócił uwagi na spoglądających na niego pytająco ludzi.
- Nie. Dimaria pójdzie tylko ze mną. Im mniej osób tym lepiej. - szepnął. - Chcę na spokojnie pogadać z dowódcami straży w mieście oraz tymi z miasta Sadalsuud. Dlatego spotykamy się poza Vistarion. -
- Poza? Czyli gdzie? - zawołał Natsu podnosząc obie brwi do góry.
- Wybacz, ale ty masz szlaban, więc na nic ci się to przyda. - mówiąc to Zeref, uśmiechnął się zadziornie.
Dzwoniąca w jego głowie rozmowa z bratem, nie dawala mu szansy na uspokojenie się. Oby tylko się mylił, oby się mylił. Jeśli dowódca strażników w mieście kontaktował się z ludźmi z Guiltina czy nawet Amakmar za plecami Zerefa, to nie wróżyło to nic dobrego. Musieli spotkać się, obgadać coś, a rankiem kolejnego dnia, ktoś inny przyłapał ich, donosząc o tym do pałacu.
- Kurwa mać! Czemu do cholery nie powiedział mi gdzie pojechał! - warknął Natsu przelatując nad murem pałacowym i wznosząc się na szczy jeden z wież, wylądował na balkonie komanty brata.
Nie trosząc się czy może tu być czy nie, schował skrzydła, wchodząc przez próg drzwi balkonowych do komanty. Czuwająca pod drzwiami straż, zaniepokojna odgłosem wewnątrz, uchyliła drzwi zaglądając do środka, a widząc Księcia Alvarez, chciała się z powrotem wycofać.
- Wezwać do mnie Invela! Natychmiast! - krzyknął Natsu widząc ich zza drzwi.
- Książę... Tak jest! - zawołali natychmiast, zrywając się spod progu.
Natsu w tym czasie dopadł do pułek z książkami i zwojami. Szukając po kolei jednej z tub, zgrzytał swoimi kłami.
- Jest! - warknął łapiąc do ręki zwiniętą mapę i odwracając się do stołu, odsunął niedbale wszystko z niego na bok, rozkładając kawałek papieru.
- Ouji (z jap. Książę ) - lodowaty głos Invela wypełnił komantę Imperatora, gdy wszedł powoli do środka.
- Gdzie pojechał mój brat!!! Gadaj!! - podrywając gwałtownie głowę znad mapy, Natsu obrzucił Invela swoimi czerwonymi, demonicznymi oczami, wywołując przez sekundę w lodowym magu, ciary.
- Na zebranie... - mruknął.
- To wiem!! Gdzie jest to zebranie?! -
- Ouji. Imperator zakazał ci... -
- Jeśli mojemu bratu coś się stanie, to g*wno mnie będzie obchodzić ta pierdolona kostka i jego szlaban!! - warknął Natsu, przywalając otwartą dłonią w mapę. - Gadaj! -
Invel widząc, że Natsu wcale nie żartuje, podszedł szybko do stołu i wskazując miejsce na papierze, podniósł na niego swój chłodny wzrok.
- Co się dzieje? -
- Dowódca straży miejskiej z którym pojechał Zeref to zdrajca. - syknął Dragneel, odwracając się z powrotem do balkonu.
- Pójdę rozkazać otworzyć portale. - powiedział Invel, kierjąc się do drzwi. - Za 10 minut... -
- Za 8 minut praktycznie tam dolecę. - zawołał Natsu, zerkając ostro na prawą rękę brata - Weź swoją dywizję i zjaw się tam jak najszybciej. W razie nieporozumienia, biorę na siebie całą odpowiedzialność. - rozkładając swoje skrzydła, machnął nim po raz trzeci w dzisiejszym dniu, wzbijając się do lotu.
...
28 minut później, okolice opustoszałego miasta Filedia
Kucając za jedną z rozwalonych ścianek porośniętych pnącą się roślinnością, Natsu poczuł jak kolejna z kropel strachu, skapuje mu z jego czoła. Nie silił się na obtarcie jej roztrzęsionymi rękami, które kurczowo zaciskał podpierając się nimi na ziemi. Starając się opanować wewnętrzy paraliż strachu, po raz trzeci przerzucił wzrok na chodzących kilka metrów dalej trójki smokożerców z Guiltina, z którymi nie dość, że się starł podczas stuletniej misji, to jeszcze jedna z nich, była odpowiedzialna za zniszczenie mu, tamtego dnia na oczach Lucy, jego godła gildii.
Przełykając ślnę i oddychając nerwowo, zerknął znów na rosnące na środku małego placyka drzewo. To właśnie przy nim, udało mu się znaleźć swojego brata. Zeref siedząc klęczkach i jednocześnie na skrzyżowanych w kostakch nogach, opierał się plecami o pień ogromnego tulipanowca. Jego ręce podniesione do góry, były zakute w kajdanki i przywiązane do drzewa łańcuchem. Przyglądając się jego odkrytym ramionom, przez zdarty z niego płaszcz Imperatora, wiszący mu teraz w pasie, Natsu odetchnął z ulgą, że nic mu się nie stało.
No prawie nic, bo gdy ruchem głowy, odgarnął włosy które zleciały mu do oczu, młodszy Dragneel dostrzegł rozwalony łuk brwiowy, krwawiący przez cały policzek i skapujący na ziemię przed nim.
- Rozerwę ich na strzępy. - syknął Natsu w myślach, czując jak coraz szybciej zaczyna ruszać swoimi ramionami przy oddychaniu. - A zwłaszcza tego zdrajcę. - dodał wypalając dziurę swoimi demonicznymi oczami, w głowie siedzącego obok drzewa dowódcy straży miejskiej i palącego w najlepsze papierosa.
Czując chyba na sobie jego zabójczy wzrok, mężczyzna potarł ramiona i wstając z miejsca, poszedł poszfendać się pomiędzy smokożercami. Mijając kilka zabitych ciał straży z Sadalsuud, splunął na nich beszczelnie.
Tylko oni go blokowali. Smokożercy. Gdyby nie ta trójka, skończyło by się to jak kilka minut wcześniej. Gdy wpadając do miasta w którym miała odbyć się narada, zastał pojmany cały dywizjon Dimari, włącznie z nią samą. Uwalniając członikię spirggan i zabijając z miejsca pilnujących ich tam ludzi znów bez znaku przynależności do jakiegokolwiek kraju, wyciągnął z ostatniego informacje, gdzie zabrano Imperatora. Nie mając nastroju na zabawy z Dimarią, grożąc jej ostro, zmusił ją aby ruszyła z nim do Filedia, opustoszałego miasta niedaleko od nich, w którym podobno miał być przetrzymywany Zeref. Potrzebował jej wsparcia i zatrzymania czasu, a zwłaszcza po tym, jak powiedziała mu, że napadło ich pięciu smokożerców.
- Kurwa.... - wydyszał wciąż dostrzegając tylko trójkę z nich, spędzających luźno czas i pilnujących jego brata. - Gdzie jest pozostała dwójka?! - krzyczał jego instynkt.
Jeśli przeczesują okolicę, to była to dla niego idealna szansa na atak. Im mniej smokożerców na raz, tym lepiej. Tyle, że jeśli są tu gdzieś w pobliżu, to atakując widoczną dwójkę, wystawi się im jak na tacy. Wahając się nad ruchem, Natsu sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając małą, czarną kapsułkę.
- Dobra, nie ma sensu tak czekać w nieskończoność. Powalam jednego Dragon Ito, uwalniam brata, powalam drugiego a on trzeciego i spadamy stąd. - wyliczając plan, Natsu włożył sobie tabletkę do ust, przegryzając. - I lepiej, żeby mnie nie poznali, bo wtedy zrobi się nie za ciekawie. - mruknął czując jej paskundy smak.
Połykając substancje, złapał za jedno z pasem swoich włosów, sprawdzając czy zmieniły już kolor. Widząc czerniejące włosy, przywołał więcej swojej mocy END, pozwalając by czarne łuski pokryły mu nogi i ręce do łokci. Natomiast wywołane w ten sam sposób czarne języki ognia ozdobiły resztę jego ciała, włącznie z okolicą oczu oraz policzków. Dodając to tego rogi we włosach i to, że po całym tym zajściu był chudszy i bledszy, miał nadzieję na nierozpoznanie go.
Czując jak adrenalina buzuje mu w żyłach, rozluźnił swoje czarne szpony w rękach. Jeśli coś wymknęło by się spod kontroli, Dimaria miała zatrzymać czas, dając mu szansę na wycofanie się. Taką miał nadzieję, a czy nie zgubi go to, okaże się zaraz.
- O kurwa... gdzie jest trzeci Dragon Ito? - dostrzegając brak jednego z celów, który rozmawiał przed sekundą z dowódcą strażników miejskich, Natsu wstrzymał powietrze.
Nie musiał długo czekać żeby go zlokalizować, bo prawie natychmiast po zauważeniu jego zniknięcia, poczuł za sobą czyjąś obecność. Bojąc się ich i panikując wewnętrznie, dał się zajść jak jakieś małe dziecko. Rozumiejąc, że nie naprawi już swojego błędu, postanowił zmienić plany i przystosować się do nowej sytuacji.
Udając, że nie zorientował się, wyciszył kompletnie swoją moc Drago Slayer, pozbywając się zupełnie, nadludzkiego zmysłu węchu.
- Trzy, dwa... - licząc kroki jakie pozostały smokożercy do niego, zacisnął pazury, pozostawiając w ziemi małe ślady wgłębień.
Tak jak wyliczył, gdy Dragon Ito dotarł do niego, zaatakował go za pleców, zarzucając mu trzymaną w rękach linę na szyję i zaciskając. Wciąż grając pozory zaskoczonego, Natsu zaczął się z nim szarpać. Nie bawiąc się w to, smokożerca wyszarpał młodszego Dragneel'a z jego kryjówki, zaciągając na brzeg placyku i podduszając przy tym odrobinę.
- Patrzcie co znalazłem w krzakach! - zawołał prześmiewczo, zawracając uwagę wszystkich na sobie. - Sam demonik pofatygował się do nas! - dodał, kopiąc Natsu w piszczel i zmuszać do klęknięcia na jedno kolano.
- Dawaj mi go, zabawimy się! - krzyknęła Kiria, oblizując się i prawie podbiegając do lidera swojej grupy.
- To nie pora na twoje zabawy! Opamiętaj się ty napalone kobito! - syknął Skullion, mocniej zaciągając sznur w efekcie czego, bardziej poddusił Natsu, zmuszając go jednocześnie do odgięcia głowy aż do tyłu.
Nabierając ze świstem powietrza przez zęby, END napiął swoje ręce, które trzymał mu drugą dłonią lider obecnych tu Dragon Ito. Podczas gdy Skullion kłócił się z Kirią, Natsu zerknął za stojącego przy nich Nebaru, prosto na patrzącego z przerażeniem na niego samego brata. Widząc jego strach w oczach, mimo problemów ze spokojnym oddychaniem, podniósł jeden z kącików ust do góry, dając mu znak, że wszystko jest okej.
- I z czego tak się cieszysz? - przerywając kłócącej się dwójce, Nebaru kucnął przed Natsu, przyglądając mu się wyzywająco.
- Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą. - wyszeptał młodszy Dragneel, do starszego ignorując przy tym w pełni kucającego przy nim Dragon Ito.
Gdyby tylko sytuacja nie była tak poważna, Zeref parsknął by śmiechem. On kontroluje sytuację? Niby gdzie? Klęcząc na jedno kolano między trzema smokożercami, którzy ostatnim razem prawie go zabili?! Jeśli wyczują od niego zapach Dragon Slayer, to będzie po nim!!
- Ach tak? A ta blondynka to twoja koleżanka, co nie? - pojawiający się w powietrzu Reiss, rzucił obok swoich kompanów ciało nieprzytomnej Dimari z rozwaloną głową.
- Dobra, może nie nad wszystkim, wszystkim mam kontrolę, ale wciąż panuję nad sytacją. - robiąc dobrą minę do złej gry, Natsu zerknął czy członkini spriggan wciąż żyje. - Oddycha. - westchnął w myślach czując malutką ulgę.
- Mieliśmy nadzieję na to, że się zjawisz. - zaczął Skullion pochylając się nad uchem Natsu. - Jesteś jedynym elementem, który psuje nam nasze plany tutaj. - dodał wkurzonym tonem.
- Haha! Mówiłam wam! - wybuchła Kiria. - Wystarczy złapać jego braciszka, a drugi szybciutko się nam wystawi. -
Słysząc to wyznanie, obaj Dragneel zrobili wielkie oczy. Czemu Dragon Ito chodziło o END? Czy aby aż tak się go bali? Przecież mając w rękach Imperatora Alvarez, mogli by zabić go i przejąć władę w całym Impeium. Po cholerę łapać go, by zwabić jego młodszego brata?
- Czego odde mnie chcecie? - myśląc podobnie jak brat, Natsu spróbował pociągnąć ich za język.
- Dowiesz się w swoim czasie. - odparli beztrosko. - Przeszkadzasz nam w naszych planach i trzeba cię więc naprostować. - powtórzyła Kiria, łapiąc się za biodra.
Tak to się niczego od nich nie dowie. Patrząc na wyzywającą postawę kobiety, Natsu zmrużył swoje czerwone oczy z pionowymi kreskami, widząc blizny na jej dłoniach. Kiria z pozoru bawiąca się w najlepsze, czując na sobie wzrok jeńca, wystawiła język i syknęła na wpół wściekła.
- I co się tak gapisz na mnie? Co podobają ci się? - dodała wskazując na swoje pocięte ręce.
- Pff, wkurzyłaś jakiegoś kota czy co? - zadrwił posyłając jej cyniczny uśmieszek.
- Raczej pieprzoną blondynę. Dobrze jej tak, niech wącha kwiatki pod ziemią! Szmata jedna. - wysyczała, zgrzytając zębami.
- Blodynkę? - powtórzył Natsu czując jak narasta w nim niewyobrażalna panika. - Nie, nie, nie. To tylko kolor włosów. To nie ona. To nie Lucy. To nie ma nic wspólnego z tymi czerniejącymi kluczami. Lucy jest w Ishgarze w gildii, a ta smokożerczyni musiała wpaść na jakąś inną blondynkę w Guiltina lub Alakitasia.... - krzycząc w środku siebie, Natsu zagryzł tak mocno zęby, że spomiędzy jego warg, wypłynęła sróżka krwi.
- A co to? Tak cię to złości? A powiedzieć ci, jak się z nią zabawiłam po tym? - zadrwiła Kiria pochylając się do przodu. - Albo nie. Pokaże ci. - zmieniając szybko zdanie, odwróciła się zmierzając w kierunku Zerefa.
Tego było już za dużo, Natsu czując jak zaczyna tracić kontrolę nad demoniczną mocą, zrobił coś najgłubszego co mógł. Puścił hamulce, pozwalając by krwiożerczy instynkt END przejął go całkowicie. Będąc jak lalka, widział jak jego ciało pokrywając się jeszcze bardziej czarnymi łuskami, zrobiło się zupełnie bezwładne. Pochylając się w przód, coś przeleciało mu przez bark, wbijając się w ziemię przed nim. Śledząc swoje wyczyny, Natsu dostrzegł leżącego na plecach Skulliona, którym musiał przeżucic nieświadomie przez swój bark. Nim zdążył ktokolwiek mrugnąć, znalazł się nad nim i przywalając mu łokciem w krtań, skutecznie przydusił i ogłuszył.
- Powal go! - wydarł się Nebaru do Kiria, odskakując jednocześnie od nieprzytomnego Skullion.
Dziewczyna widząc za swoimi plecami stojącego demona, którego ciało prawie całe było pokryte łuskami, rogami i szponami oraz krwiożerczym wzrokiem, skoczyła do Zerefa chcąc wziąć go jako żywą tarczę, jednak po jednym kroku, uderzył się w pojawiającą się tuż przed nią ścianę lodu.
- Kiria! Uważaj! - krzyknął Reiss za jej plecami, samemu sekundę potem rozpływając się w powietrzu i najprawdopodobniej ruszając po wsparcie.
Natsu nie panując nad swoją szybkością, minął w niecałą sekundę skołowaną kobietę i przeskakując z lekkością prawie 6 metrową ścianę lodu, znalazł się przy bracie.
- Na... - zaczął Zeref gdy demoniczny żar przeciął jego kajdany, ścinając jednocześnie drzewo za nim. - O kurwa.... - wyrwało mu się z ust, widząc upadający pień prosto na chowającego się za nim dowódcę strażników.
Natsu nie zakończył na tym swojej szarży. Mijając brata, wyprzedził drzewo, chwytając dowódcę za fraki i odskakując z nim na bok.
- Ty!! - warknął wypuszczając parę z ust.
- R... Rrr... Ratunku!!!! - wydarł się mężczyzna, próbując uciec od przerażającego demona.
- Tobie już nic nie pomoże, ty parszywy zdrajco!!! - warcząc jak dzikie zwierzę, Natsu wbił swoje pazury w jego klatkę piersiową i łamiąc mu parę żeber, rzucił z powrotem ciało na ziemię. - Jeszcze raz podniesiesz na mojego brata rękę, to dorwę cię nawet w piekle!! - zagroził, miażdżąc mu swoją zdrową nogą ze szponami kolano mężczyzny .
W dupie miał jego bolesne krzyki. Teraz liczył się tylko zew krwi, którego nie umiał już zatrzymać. Podnosząc go z powrotem za głowę w górę, wycelował tym razem w jego oczy, gdy czarno fioletowa fala, przeleciała obok jego głowy i przebijając dowódcę, zabiła go na miejscu. Natsu puszczając trupa, odwrócił powoli głowę za siebie na osobę, która zabiła mu ofiarę.
- Dość. Uspokój się. - szepnął Zeref, wciąż klęcząc z nadal krążącą wokół niego jego ciemno fiolotową mocą klątw. - Jesteś od niej.... - zaczął gdy Natsu w sekundę znalazł się przed nim, kucając i zaglądając swoimi demonicznymi oczami, prosto w jego czarne. -... silniejszy. - dokończył, ufając bratu, że go tu zaraz nie kropnie.
Co się z nim wtedy stało, że END po prostu odpuścił? Nie wiedział. W każdym razie odzyskując nad sobą kontrolę, Natsu zamrugał kilka razy jaby mu coś wleciało do oka, po czym wstając i obracając się przodem do dwóch stojących na nogach Dragon Ito i jednego leżącego wciąż na ziemi, szepnął swoim spokojnym głosem.
- Dasz radę walczyć? -
- Tak. - odparł Zeref wstając na nogi i zerkając na nadbiegających żołnierzy Alvarez z Invelem.
- Ten to ma pierońsko dobry cel. - mruknął Natsu, wskazując na resztki lodowej ściany. - Kazałem mu się trzymać z daleka, tam na wzniesieniu, a ten nie dość że wymeirzył perfekcyjnie przed tą pindą, to jeszcze skutecznie ją zdezorientował. - dodał, śmiejąc się.
- Invel to nie byle kto. Nie radzę nikomu z nim zaczynać. - mruknął Zeref, wchodząc w formę Fairy Heart. - Ja wezmę na siebie Nebaru, a ty Kiria. Tylko jej nie zabij. -
- Przemyślę to. - parsknął Natsu, przypominając sobie znów jej słowa o pewnej blondynce.
Nie czekając na brata, skoczył do przodu jako pierwszy, prosto na spanikowaną Kirię, gdy dziewczyna nagle rozpadła się w popiół. Pędząc do niej, przypomniało mu się starcie podczas ich stuletniej misji z nimi oraz ich zdolności. Ich lider potrafił zamieniać ciało w wodę, w popiół i.... Teleportować!
- Aniki! - gdy dotarło do niego, co się właśnie dzieje, Natsu gwałtownie się obrócił do biegnącego kilka kroków za nim brata w formie Fairy Heart prosto na Nebaru, akurat w momencie którym, za jego plecami pojawiła się Kiria.
- Zabij go! - rozkaz leżącego wciąż na ziemi Skulliona, zadzwonił w uszach obu Dragneel.
Skacząc do brata z całym pędem, Natsu starał się zdążyć, jednak kiedy zobaczył wbijającą swoje szpony dziewczynę, prosto w plecy Zerefa, poczuł jak krew odpływa z niego.
- Aniki!! - wydarł się, gdy ciało brata, zachwiało się na nogach, a cała postać Fairy Heart, prysła niczym bańka mydlana.
C.D.N...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro