1. Przepraszam
Pov Lucy:
Nie bolało. Nic nie czułam. To było dziwne...
Zawsze ilekroć o tym myślałam, zawsze wydawało mi się, że ból będzie tak duży, że nie zniosę tego. To dziwne, że nic nie czuję. Zupełnie nic, a może jednak coś, może coś jak pustkę?
A może to ma sens? W końcu, gdy stracisz wszystko zostaje nic. Zostaje pustka. Nie rozumiem już tego i nie chcę rozumieć. Moje życie w tamtej chwili straciło sens. Straciło barwy i duszę. Zginęło. Zostałam pustą skorupą która jedyne co robiła, to wciąż trwała ... trwała w czymś czego nie umiem nazwać.
Jeszcze wczoraj nazwałabym to nadzieją, lecz teraz to była czysta głupota.
Pewnie zapytacie się mnie, co się stało? Czy Natsu nie powtarzał mi zawsze, że nie ważne jak źle jest, jak w beznadziejnej sytuacji jesteśmy, ważne, że się nie poddajemy bo:
''Gdy tylko pomyślisz o poddaniu się, pomyśl o tym, dlaczego tak długo się trzymałaś!''
'' Jesteśmy Fairy Tail! My się nie poddajemy. My walczymy razem i dlatego wygrywamy! Zawsze!''
Z moich oczu już nie kapały łzy. Nie miałam siły płakać. Nie chciałam. Nie mogłam.
- Czemu nigdy się nie poddawałam? Bo byłeś przy mnie. Czemu więc teraz to robię? Z tego samego powodu. Ponieważ...nie...ma...cię...już...przy...mnie.. - szeptałam siedząc na łóżku i patrząc pustymi oczami w ścianę na przeciw mnie.
Pamiętam każdy szczegół tamtego popołudnia. Każdy najdrobniejszy szczegół, tego pieprzonego popołudnia!
Trzy dni przed wczorajszym popołudniem spędzałam czas z Natsu i Happy. To miała być nasza zwykła praca. Zwykła misja. Nie była trudna. Wykonywaliśmy trudniejsze, już wiele razy. Zwykłe zadanie, w zwykłym miasteczku, wśród zwykłych ludzi. Tamtego dnia, miałam już spłacony czynsz za mieszkanie, a Natsu wraz z Happy mieli jeszcze gotówki po poprzedniej misji. Wybraliśmy się na nią tylko dlatego, że rozpalała nas energia. Hehe, nawet mi się udzielił ten ognisty temperament Natsu.
Wracając z misji do domu, przez miasteczko portowe Hargeon śmialiśmy się na całego. Happy nie mogąc doczekać się zobaczyć z Carlą, latał w tą i z powrotem. My natomiast szliśmy ramie w ramię, wspominając nasze pierwsze spotkanie.
Kto by przewidział, że miejsce w którym spotkałam po raz pierwszy Natsu, będzie miejscem w którym po raz ostatni go zobaczę przy mnie.
Dosłownie kilka metrów za pamiętnym miejscem, Natsu gwałtowanie się zatrzymał, zaciągając się zapachem unoszącym się w powietrzu. W pierwszej chwili olałam to, uznając, że sobie żartuje, lecz gdy mimo moich wołań, dalej tkwił poważny, poczułam ciary na plecach.
- Co jest? - szepnęłam podchodząc do niego.
Aż za dobrze pamiętam, gdy zerwał się do biegu i łapiąc mnie za rękę pociągnął wołając
- Luce, uciekaj! -
Spanikowana poczułam jak moje mięśnie drętwieją. Natsu czując to, bez ostrzeżenia złapał mnie na ręce nie zatrzymując się. Biegliśmy tak kawałek mijając zdezorientowanych mieszkańców.
- Natsu co się dzieje?! - zawołałam nie widząc przyczyny jego paniki.
- Natsu! - nad naszymi głowami pojawił się Happy
- Happy, zabierz ją stąd! - krzyknął Natsu podrzucając mnie w górę, lecz ja nie puściłam się jego szyji, zatrzymując nas na środku drogi.
- Natsu co się dzieje?! - krzyknęłam patrząc mu prosto w oczy.
Jedno słowo które wypowiedział skutecznie zmroziło mi krew w żyłach.
- Smokożercy. - szepnął błagalnym tonem.
Doskonale ich znaliśmy. Smokożercy. Piąta generacja Dragon Slayer. Piąta generacja która żywiła się innymi Dragon Slayer. Śmiertelny wróg. Po raz pierwszy poznaliśmy ich podczas wykonywania stu letniej misji... którą musieliśmy przez nich przerwać. Życie Natsu, Wendy, Gajeel i Laxusa zostało zagrożone w tak poważnym stopniu, że nawet mój ognisty Salamander podkulił ogon ''grzecznie'' wycofując się. Widziałam to po raz pierwszy. Po raz pierwszy by Natsu tak posłusznie zrezygnował z misji na którą cieszył się jak małe dziecko. Skomentował to wtedy krótko.
''Gildarst mi kiedyś powiedział. Strach nie jest oznaką tchórzostwa. On pokazuje nam nasze słabości i naszą siłę. To nic złego czasem się bać. ''
Gdy wróciliśmy tamtego dnia do domu, zebrała się narada. Nie tylko w Fairy Tail, ale w całym Fiore. Ishgar zamknął granice. Nikt z Guiltia nie mógł przybyć na nasze ziemie. Okazuje się, że naszym największym przeciwnikiem nie była Acnologia ani Zeref który po wojnie wrócił do Alvarez zaszywając się tam na dobre. Okazuje się, że naszym największym i najniebezpieczniejszym wrogiem są Dragon Slayer. Są smokożercy którzy nie mając naturalnego wroga, stoją na końcu łańcucha pokarmowego. Nic nie jest w stanie ich pokonać.
Od naszego mistrza dostaliśmy surowy zakaz walk z nimi w razie gdybyśmy się spotkali na misji. Pomińmy fakt, że nałożono na każdą gildię w Ishgarze zakaz brania misji poza kontynentem. Teraz już rozumiecie strach Natsu i jego reakcję na smokożerców.
Nawet nie zdałam sobie sprawy, gdy kilka minut potem, trzymałam nieprzytomnego, zakrwawionego Happy w rękach chwilę potem oberwając magią, która wbiła mnie w ściankę pobliskiego budynku. Chwila, to była chwila, gdy dopadli do nas smokożercy. W trójkę położyli Natsu na łopatki mimo, że wszedł w Dragon Force. Byliśmy bezsilni. Nikt nie mógł nam pomóc. Ze łzami w oczach patrzyłam jak mój różowo włosy przyjaciel próbuje wyszarpać się z objęć tych bestii. Do dziś pamiętam jego krzyk, panikę i łzy, gdy jeden z napastników wbił mu palce zakończone szponami głęboko w ramię i wyrywając je z całą siłą, zniszczył w sekundę jego najukochańsze miejsce. Jego czerwona wróżka, logo gildyjne przestało istnieć, w niecałą sekundę.
Zabrali go. Smokożercy zabrali go na moich oczach, znikając w jakimś portalu.
Szukaliśmy go. Szukaliśmy go całe 3 dni. Cała Magnolia. Gdy trzeciego dnia dołączyło również wojsko z Fiore, sprawa wydawała się układać i dawać mi nadzieję. Nadzieję aż do tego popołudnia...
Do tego popołudnia, gdy dostaliśmy w gildii lakrymę. Małą kulę, która zniszczyła mój cały świat. Rozmowa trwała 30 minut. Pół godziny podczas której z przerażeniem obserwowałam jak mówiący do nas smokożercy, pastwią się nad Natsu. Dragneel był u kresu sił. Cały zakrwawiony, wszędzie pocięty. Podwieszony za ręce do góry tak mocno, że mimo wyprostowanego ciała, jego końcówki nóg nie dotykały ziemi. Brakowało mu dosłownie 5 centymetrów!! Jakby tego było im mało, zakneblowali mu usta woreczkiem z kamyczkami anty magicznymi. Dokładając do tego kajdany i łańcuch z owego stopu, czyniło to więzy, niemożliwymi do zerwania przez niego.
Za każdym razem, gdy cieli go lub uderzali, Natsu zaciskał zęby, lecz ani razu nie wydał dźwięku... do czasu gdy ujrzałam w rękach jednego ze smokożerców dwa pręty. Pierwszym z nich, mniejszym przebił Natsu gardło. Na wylot. Jego krzyk dławiony kneblem doszedł do moich uszu. Była to najgorsza tortura. Czułam jakbym tam umierała z nim. Starał się, lecz to przelało czarę goryczy i z jego oczu poleciały łzy. Nim zdążyliśmy zareagować, zobaczyłam tylko jego krótkie spojrzenie, oraz to jak jego spękane, zakrwawione wargi poruszają się układając w słowo:
''Przepraszam"
Dwa wdechy później, moje serce zamarło i łapiąc się za nie, z krzykiem upadłam na kolana. Smokożerca bez ceregieli zaśmiał się nam prosto w oczy i zachodząc od tyłu wykrwawiającego się Natsu, którego oczy poczęły gasnąć, przebił go drugim, dłuższym prętem. Metal wszedł w jego plecy, przebił kręgosłup i wychodząc z klatki piersiowej, przebił mu serce. Na moich oczach zobaczyłam jak Natsu umiera. Odszedł na moich oczach...
.. a ja klęczałam zaciskając ręce na swoim mostku po którym rozeszło się piekące uczucie. Widziałam jak w zwolnionym tempie, moi przyjaciele poruszali się, jak otwierając buzię coś krzyczeli. Cisza. Słyszałam ciszę, a w śród niej usłyszałam odgłos upadającego bezwładnie ciała Natsu, który został odcięty od łańcuchów. Leżał w martwy na ziemi, z zamkniętymi oczami. Jego klatka piersiowa, nie poruszała się. Nie oddychał. Krew wypływająca z rany rozlała się na podłodze, aż w końcu nawet ona zatrzymała się, powoli krzepnąc.
Aby zadać nam jeszcze większy ból, jedna z smokożerców, kobieta, pochyliła się nad nieżywym Natsu i wgryzła mu się w rękę w miejscu gdzie miał swego czasu tatuaż smoka podarowany mu przez Igneela wraz z resztkami mocy. Z uśmiechem kata, wyjęła swoje zęby wyszarpując naskórek wraz z kolejną porcją krwi. Stała tak nad nim, ubrudzona w niej oblizując się zupełnie jak ja gdy jadłam coś słodkiego. Tego było za wiele. Ciemność zagościła przed moimi oczami. Osunęłam się na ziemię słysząc gdzieś w dodali jego ostatnie.
''Przepraszam"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro