Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Kolejne dwa dni upłynęły bez zbędnego niepokoju. Mężczyzna który mnie zaatakował,  nie pojawił się drugi raz choć przyjaciele upewniali mnie, że prędzej czy później koleś "wpadnie". Czy mieli taką pewność? Ja, nie szczególnie...

Aiden unikał mnie w szkole, zresztą jak non stop odkąd tu jestem. Mam wrażenie, że ten chłopak nie może w moim towarzystwie wytrzymać ani sekundy. Starałam się o nim nie myśleć...jednak nie mogłam w nieskończoność..Ten chłopak mimo iż mnie irytował to jednocześnie intrygował.

Sprawy z babcią idą w dobrym kierunku. Choć cały czas pracuje, nie ma jej w domu. Wychodzi, kiedy idę do szkoły, a wraca gdy już prawdopodobnie śpię. Babcia obiecała, że jeśli chcę to może mnie odwozić do szkoły, na co przystałam. Bałam się. To miejsce nieszczególnie mi się podoba. A chociaż wtedy mamy czas żeby normalnie porozmawiać i spędzić ze sobą należyty czas.

Wróciłam po szkole od razu do domu. Dłuższą drogą. Darowałam sobie przejście parkiem.

Zrobiłam obiad. Zostawiłam babci porcję jedzenia, bo pewnie po przyjściu z pracy będzie głodna. Odgrzeje sobie i zje.

Przypomniałam sobie, że prosiła mnie o zrobienie zakupów. Miała jutro wolne, więc chciała upichcić kurczaka. Potrzebowała kilku dodatków i przypraw. W drodze do szkoły widziałam market. 

Odrobiłam lekcje, posprzątałam po sobie naczynia z obiadu i udałam się na zakupy.

-----------------------------------------------

W sklepie panowała miła atmosfera. Odnalazłam potrzebne produkty i podeszłam do kasy. Przywitała mnie sympatyczna dziewczyna. Na oko parę lat starsza ode mnie. Skasowała zakupy po czym podałam jej potrzebną kwotę.

Nie śpieszyłam się z powrotem. Chciałam rozejrzeć się jeszcze po okolicy. Spojrzałam na zegarek. Zaczęło zmierzchać. Czyli nie zostało mi dużo czasu i musiałam się streszczać, jeżeli chciałam bezpiecznie i spokojnie dotrzec, dopóki jest widno.

Przypomniałam sobie słowa bruneta, abym nie wychodziła po zmroku...

Pieprzyć to.. Nie jest moim ojcem.

Od domu dzieliły mnie jeszcze  dwie ulice. Momentalnie zaczęła boleć mnie głowa. Pewnie po tym porannym wstawaniu. Tym bardziej, że późno chodzę spać.

Schyliłam się do rozwiązanej sznurówki. Zawiązałam ją dokładnie, po czym się wyprostowałam.

Na wprost mnie szedł Nick i Lucas. Patrzyli na coś za mną. Obróciłam się. W naszą stronę szedł Will i Aiden.

Wyglądają jak policja patrolująca ulicę- roześmiałam się w duchu.

-Hej chłopaki. Wyglądacie jak jacyś strażnicy.

Chłopaki nie zdążyli nic powiedzieć, bo wtrącił się gniewny głos.

- Mówiłem ci żebyś nie chodziła sama po nocach!

Nocach? Gdzie on widzi noc, do cholery?!

-Nie podnoś na mnie głosu! Musiałam zrobić zakupy..A poza tym nie jesteś do cholery moim ojcem, jasne?

Chłopaki wymienili spojrzenia. W ich oczach czaiło się rozbawienie. Co ich tak śmieszy? Ten kretyn jest...

Nie zdążyłam dokończyć, bo ból głowy nasilił się gwałtownie. Był nie do zniesienia.

Juliane! Julie! Chodź do nas- znowu te głosy... To nie może.. być przypadek

Musiałam wracać do domu zanim chłopaki stwierdzą jaka jestem nienormalna..

- Fajnie się rozmawiało, ale muszę lecieć. Do zobaczenia w szkole.

Wyminęłam ich. Szybkim krokiem skierowałam się do domu.

Nie zdążyłam daleko odejść. Głowa zapulsowała niemiłosiernie. Ból dosłownie zwalił mnie z nóg.

Ktoś rzucił się w moją stronę, ale nie zdążył mnie złapać. Uderzyłam całym ciałem o beton. 

Ostatnią rzeczą jaką byłam w stanie zobaczyć, był  człowiek  z mieczem stojący za Aidenem. Zdążyłam niemrawo krzyknąć żeby uważał....Potem nastała ciemność.

---------------------------------

Nie wiem ile spałam,ale gdy otwarłam oczy, moje ciało było zastygnięte,  niczym lawa. Każda kończyna była odrętwiała.

Nad sobą dostrzegłam czarny sufit. To nie mój pokój! Gdzie ja jestem? Próbowałam wstać. Ale migrena nie dawała mi spokoju. Z powrotem opadłam na miękką poduszkę. Gdzie ja jestem?

Usłyszałam szmer rozmów.

-Den, musimy to sprawdzić. Ale... Musimy jej powiedzieć.

-Nie, to niemożliwe. Spójrz na nią.  Taka dziewczyna jak ona nie ma tyle w sobie siły żeby to wszystko udźwignąć.- uchyliłam powiekę. Powiedział to Will.

Zabolało. Nie byłam może typem rasowej kulturystki czy pyskatej niuni. Od zawsze wyróżniałam się od innych sprytem i szybkością. Poza tym mimo drobnej figury miałam siłę niekiedy lepszą od większości chłopaków. Biegałam z nimi na zajęciach, gdyż zdaniem nauczycieli w koleżankach nie miałam już żadnej konkurencji, pod tym względem. Mogłam przebiec kilometry a wyglądałabym jakbym dopiero zaczęła bieg.

-Może i tak, ale co będzie jeśli sytuacja będzie się powtarzać? Co jeśli.. Julie jest "tą" Wojowniczką? To już trzecie zdarzenie. Nie możemy pozwolić by żyła w ciągłym niebezpieczeństwie.

-Nie, Will. Nie możemy...To zbyt niebezpieczne... Ten gościu mało nie pozbawił mnie głowy, a jestem przygotowywany do tego od dziecka. Co jeśli na moim miejscu znalazła by się Julie?

Nierozsądna odezwałam się, pod wpływem impulsu.

-Co jest niebezpieczne? I czego nie możecie mi powiedzieć?-wyrwało mi się.

Will i  Aiden zamarli, słysząc mój głos.

Pierwszy odezwał się Aiden. Widocznie unikał tematu.

-Jak się czujesz?

Podszedł i stanął koło łóżka.

-Nie czuję nic. Boli mnie głowa....Co się tak w ogóle stało? Pamiętam, że wracałam ze sklepu i was spotkałam...później strasznie rozbolała mnie głowa.

Przypomniałam sobie coś jeszcze.

-Był jeszcze ten człowiek. Miał miecz. Dokładnie jak w moim śnie-szepnęłam, ale widocznie nie na tyle cicho, bo Aiden raptownie się ożywił.

-Co? Widziałaś go już?

-Tak, kiedy zemdlałam. I w parku kiedy mnie znaleźliście. To przed nim uciekałam. Szedł za mną.

Nagle przypomniałam sobie o obecności Willa. Zerknęłam w jego stronę.

-Czy ktoś do cholery powie mi o co tu chodzi? Zerknęłam naprzemiennie na Willa i Aidena.

- Idę po Kate. Przyniesie ci jakieś ubrania na zmianę, bo zostajesz dziś na noc -odezwał się Aiden

-Aiden nie zmieniaj te...

Co? Na noc? Nie Nie Nie mogę. Babcia...

- Na noc? Nie!  Babcia będzie się martwić...

-Zadzwonię do niej. Uwierz mi będzie nam wdzięczna- powiedział chłopak po czym wyszedł. Wdzięczna? Niby za co? Za to że śpię u znajomych, których znam zaledwie cztery dni?

Jego miejsce zajął Will.

-Ale nam napędziłaś stracha. Nieźle rąbnęłaś o ziemię! A wyglądałaś jeszcze gorzej. Płakałaś po upadku i się nie ruszałaś...Myśleliśmy , że...Pierwszy raz widziałem taki odgłos..Jakbyś połamała wszystkie kości...

-I tak się czuję, bo boli mnie wszystko.

Do pokoju wparowała roztargniona Kate.

-Juls! Nic ci nie jest? Ci kretyni nie chcieli mi nic powiedzieć. Zagroziłam, że pokażę całej szkole ich bokserki... Dzwoniłam do ciebie.

Uścisnęła mnie, niemal dusząc.

-K...K...ate   puś..ć   b..o  mn..ie u..dusi...sz

Odsunęła się z uśmiechem.

-Przyniosłam ci ubrania na zmianę. Chłopaki powiedzieli że zostajesz na noc. Możesz spać u mnie.

- Dzięki.- Nie znałyśmy się nawet tydzień, ale czułam jakbyśmy się znały od zawsze. Była taka opiekuńcza...

Była cudowną przyjaciółką.

-Kate?

-Tak?

-Gdzie ja właściwie jestem? Chodzi mi ogólnie..

- W naszym domu. Chłopaki przyprowadzili cię kilka godzin temu bo..

-Bo?

-Nieważne. -uśmiechnęła się chytrze.

-Jesteś w pokoju mojego braciszka, a dokładniej w jego łóżku.

Usłyszałam jej śmiech odbijający się od ścian gdy wyszła i zostawiła mnie samą.










 












Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro