Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 79.

Julie

Babcia zostawiła nas samych, żebyśmy porozmawiali.

- Nie dziw się jej, martwi się o "taką"... dziewuchę, która robi "takie" rzeczy.

- Kochasz tą dziewuchę- odgryzłam się brunetowi.

- No, wiesz pomyślałbym nad tym dłużej, po tym co się stało.

- Ach tak? W takim razie znajdę sobie chłopaka, który zaakceptuje mnie taką jaka jestem, chociaż, na dole, nie mówiłeś mi takich rzeczy...

- Nawet mi się nie waż..

- Powiedziałeś, że masz wątpliwości, więc...

- A od kiedy nie znasz żartów, hm?

-  Skończcie te małżeńskie spory- przerwała nam Kate- Julie, o co chodzi z Hadesem.

- Poczekajcie chwilkę, zapomniałabym.

Wybiegłam z pokoju, zostawiając ich samych z pytającym wyrazem na twarzy. Później im to wyjaśnię.

Najpierw babcia.

Zastałam ją właśnie szykującą się do snu. Ścieliła łóżko.

- Wiedziałaś, prawda?

- Nie rozumiem...

- Wiedziałaś, że Grace i Jonathan Black nie są moimi prawdziwymi rodzicami.

- Tak...

- I nie miałaś zamiaru mi o tym powiedzieć?

- Miałam...

- Kiedy?!- podniosłam głos- Może to i dobrze, że podjęłam tamtą decyzję, przynajmniej dowiedziałam się, kim jestem i, że całe moje życie to jeden wielki blef- samotne łzy spływały po mojej twarzy.

- Kochanie, zrozum. Tak było dla ciebie lepiej- podniosła lekko głos.

- Czy ty jesteś moją prawdziwą babcią?- słowa ledwie przechodziły mi przez gardło.

- Oczywiście, skarbie, moją córką była Cambrille Egida. Zginęli tuż po twoich  trzecich urodzinach. Byłaś taka młodziutka, więc zadecydowałam, że znajdę dla ciebie rodzinę, która zaopiekuję się tobą i pokocha jak własne. Ich syn, tak się do ciebie przywiązał, że traktował cię jak swoją młodszą siostrzyczkę.

- A co z Hadesem...Hadrianem, moim prawdziwym bratem?

- Hadrian, to mój...starszy wnuczek. Kiedyś był wspaniałym, ułożonym chłopcem. Ale później....

- Kiedy ja się urodziłam, prawda?

- Julie, to nie twoja wina...

- Babciu mów dalej..

- Stał się innym chłopakiem. Nie wiem, jaki interes miała moja córka i twój ojciec, ale zostawili go. Nie rozumiem ich decyzji. Próbowałam odnaleźć Hadriana, ale każda próba odnalezienia go kończyła się niepowodzeniem. Serce mi się krajało. Nigdy was nie wyróżniałam. Byliście moimi jedynymi wnuczkami. Oddawałam wam całe serce, a później...jego nie było.

- Babciu, przykro mi..

- Niepotrzebnie, kotku. Julie...co się z nim stało?

- Z Hadrianem?- potaknęła- On...nie żyje. Przykro mi.

- Julie. To już nie był ten sam człowiek. Tamten Hadrian już dawno zginął. Wraz ze swoim prawdziwym nazwiskiem.

- Kocham cię babciu, nigdy cię nie zostawię. To była głupia decyzja z mojej strony. Przepraszam. I... przepraszam, że tak naskoczyłam na ciebie.

- Kochanie, nie mam ci tego za złe, ale przez ciebie moje stare serduszko prawie pękło na pół. Podtrzymywało go jedynie...obecność Allana. Pomagał mi przez to przejść.

Uśmiechnęłam się do niej przez łzy. Na jej twarzy też dostrzegłam kilka zabłąkanych śladów po nich.

- Później mi opowiesz. Muszę lecieć na dół. Czekają na mnie.

- Ja bym radziła ci się pospieszyć. Nie masz dużo czasu. I nie myśl, że kara cię ominie przez to.

- Też cie kocham. Dobranoc babciu.

- Dobranoc moja mała Julie.

-----------------------------------------------------------

Patrzyli na mnie wyczekująco. Opowiedziałam im o wszystkim. Nie przerwali mi i siedzieli cały ten czas nasłuchując mnie.

- Nie wierzę...- szepnęła Camille.

- Ja też, nie mogłam. Do teraz.

- I jak się z tym czujesz?- zapytała Allyson.

- A jak może się czuć? Jak ty byś się czuła, kiedy po 17 latach dowiedziałabyś się, że twoi rodzice nie są twoimi rodzicami. W dodatku masz brata, który za wszelką cenę, ogarnięty żądzą zemsty chce cię zniszczyć?

- Dziwi mnie jedna sprawa- powiedział nagle Lucas- przecież Hadesa mogła zabić tylko Julie, jako dziedziczka, prawda? No..więc, dlaczego, dokonała tego Allyson, rzekoma pół-wojowniczka?

Spojrzeliśmy po sobie. Dobre pytanie!

- Wiecie co? Dajmy już sobie spokój z tym wszystkim, tymbardziej, że to...koniec- powiedziałam.

- Masz rację, wiesz, że masz nas, prawda? Jesteśmy w tym razem. Wszyscy.

- Dziękuję wam. Jesteście wspaniali. Chciałabym zaproponować jakiś wypad na weekend, ale niestety jestem uziemiona na okrągłe 2 tygodnie. Wiec, przykro mi.

- Coś wymyślę. Zostaw to mnie- puścił oczko Aiden.

Przytulił mnie do siebie opiekuńczo, jakby bał się, że mogę zrobić znów jakieś głupstwo. Pocałowałam go delikatnie w nos.

- Dobra, zbieramy się- wstała Allyson.

Spojrzała znacząco na resztę- Musimy wszyscy odpocząć. Do jutra, Juls.

- Ale, ja mam szla...

- Zaufaj nam. To do jutra- dodała z naciskiem, spojrzała na chłopaka, obejmującego mnie czule- czekamy na zewnątrz.

Aiden nie miał widocznie zamiaru mnie zostawić, bo nawet na chwilkę mnie nie puścił.

- Zdajesz sobie sprawę, jaką krzywdę mi wyrządziłaś zostawiając mnie samego ?

- Tak...

- I co zrobisz w związku z tym? Wiesz jak mnie to zabolało?

- Myślę, że się jakoś dogadamy...-mruknęłam mu w usta, oddając słodkiego całusa. Miałam już się odsunąć, kiedy chłopak przyciągnął mnie bardziej, pogłębiając całusa w namiętny pocałunek. Mruknął przy tym. Byłam zadowolona, że tak na niego działam. Aiden objął mnie jedną ręką w pasie, drugą zaś włożył pod koszulkę. Jego dotyk na ciepłej skórze wywoływał ciarki. Nawet jego dłonie działały na mnie jak płachta na byka. Rozpływałam się pod wpływem jego dotyku.

- Julie, nie powinnaś przypadkiem już się pożegnać?- babcia całkowicie nas zaskoczyła. Stała z założonymi rękoma i dobrze zakamuflowanym, rozbawionym wyrazem twarzy.

Raptownie odsunęliśmy się od siebie, cali czerwoni.

- Tak, właśnie Aiden miał wychodzić, prawda?- spojrzałam na niego.

Babcia mruknęła coś pod nosem.

- Oczywiście. Dobranoc, Lucine.

- Odprowadzę cię- powiedziałam pośpiesznie.

Poszłam za nim, aż po drzwi. Zatrzymał się na ganku. Chłód owiał moje nagie ramiona. Nachylił się do mnie i szepnął.

- Jeszcze dokończymy, to co zaczęliśmy. A teraz wracaj zanim się przeziębisz.

- Czyli wybaczasz mi?

- Jeszcze nie do końca, ale jesteśmy na dobrej drodze, piękna.

Stanęłam na palcach i pocałowałam go na pożegnanie. Mruknął uwodzicielsko. Lekko klepnął mnie w pupę.

- Leć już do domu. Nie chcem narazić się Lucine. Poza tym jutro szykuję niespodziankę, więc tym bardziej, musimy jej zapunktować.

- Oczywiście- zaśmiałam się.

Zobaczyłam jak oddala się do stojących po drugiej strony ulicy przyjaciół. Pomachałam im, po czym weszłam do domu.




















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro