Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 70.

Hades

- No, co na to powiesz? Załatwiłem dla ciebie specjalny strój, na tą okazję- wskazał ręką na wiszącą długą sukienkę z kapturem. Była to damska wersja tego co noszą Żniwiarze.

Nie przekona mnie żebym to ubrała.

- Dzięki, ale zostanę przy tym co mam.

- Nie pytałem cię o zdanie. Ubieraj się i bez gadania.

- Nie ...- dostałam w twarz siarczysty cios.

- Ty jeb....

Drugi raz zaatakował.

- Nie odzywaj się tak do brata, suko. Wkładaj to i za 15 minut widzę cię wyszykowaną.

Wyszedł z pomieszczenia. Niechętnie podeszłam do wieszaka i przymierzyłam ubranie.

Sukienka była idealnie szyta, chociaż mogłaby być trochę mniej obcisła i krótsza.

- Gotowa?

- Tak- mruknęłam słabo.

Od czasu "nękania" przez Elyrie straciłam chęć do życia, czułam się taka...bezosobowa. Nieczuła, niechętna, bez życia.

Odebrały mi to co najważniejsze. Wspomnienia.

--------------------------------------

Hades zaprowadził mnie gdzieś w otoczeniu 12 Żniwiarzy, którzy nie kryli niechęci do mnie. Podejrzewam, że gdyby nie mój domniemany "brat" tyran już bym nie żyła.

Szliśmy po betonowych schodkach, jakieś 100 metrów w górę, następnie przez bramę na polanę. Raczej była to polana. Dreptaliśmy jeszcze kawałek, kiedy zatrzymaliśmy się nagle.

Staliśmy nad wzgórzem.

O mój boże....

To było dokładnie to samo miejsce, jak w moich wizjach i snach...

Było ciemno, ale i tak mogłam dostrzec zarys głębokiego dołu.

- Gdzie my jesteśmy?

- Wiem, że doskonale znasz to miejsce.....

- Tak, ale....

- To nie przypadkowe miejsce. To Wzgórze Hadesa.

Nie odezwałam się.

Pojawiły się kobiety, które przyprawiały mnie o dreszcze.
Te, które mnie zniszczyły!

- Wiecie, co macie robić- zwrócił się do nich Hades.

Pokiwały głowami. Dziwiło mnie, że prawie nigdy się nie odzywały, a jeśli już, to był to ledwie słyszalny pomruk czy szept.

- Tak....

- Więc do roboty, moje drogie...

Stałam w bezruchu zdezorientowana.
Chodziło o mnie?

Mam nadzieję, że jednak nie... nadzieja matką głupich.

Elyrie znalazły się dokładnie przede mną. Otoczyły mnie.

Julie!

Altheo!

Jesteś beznadziejna!

Jesteś problemem!

Musisz zniknąć!

Zabij się!

Skróć wszystkim cierpienia!

Poddaj się!

Mamy cię w garści! Bezużyteczne dziecię!

Głosy owładnęły moim umysłem. Upadłam na kolana, podtrzymując łupiącą głowę.

- Poddaj się, siostro. masz wybór. Albo przysporzysz jeszcze większego tragizmu albo poddasz się i podejmiesz decyzję, która poprowadzi cię o tu- wskazał na dół- Wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro