Rozdział 68.
Julie
Nie miałam siły wstać.....
Nie byłam w stanie wypowiedzieć chociażby jednego słowa.....
Nie dałam rady uchylić powiek.....
Nie czułam nic......żadnych uczuć, emocji, wspomnień.
Tak bardzo chciałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale nie byłam w stanie.....
Tak mocno czułam, że staje się słabsza fizycznie i psychicznie.....
Byłam wrakiem 17- latki, która jeszcze niedawno żyła.........
W głowie migają mi tylko imiona, ale za nic nie mogę skojarzyć sobie kim były osoby, z którymi te imiona są związane.
Miałam tylko jedno jasne imię.
I nie było to nic dobrego. Wiedziałam to!
HADES.
Kolejne imiona były jak mgła.
Daniel
Grace
Jonathan
Lucine
Nick
Camille
Kate
Will
Aiden
Z tym ostatni czułam dziwny pociąg. Jakbym miała jakieś wspomnienia z tą osobą. Na myśl o tym imieniu czułam w sercu rozchodzące się ciepło i łaskotanie.
Kolejne imiona przetrasowały w mojej głowie.
Allyson
Lucas
Eleonor
Samantha
Liam
Stop! Skarciłam się! To za dużo! Nie myśl o tym i skup się!
No właśnie jak ja mam na imię?! Kolarze coś z literką "J"
Jasmine?
Jannet?
Jamie?
Juliana? Tak, to było coś podobne.
Moje rozmyślania na temat własnego imienia przerwał głos, który ułatwił mi to:
- Julie, złotko. Wiesz co jest dzisiaj prawda?
- Zostaw mnie....
- Chciałbym, lecz niestety jesteś mi bardzo potrzebna. Doceniam cię, dlatego to robię, więc ciesz się moim dobrym serduszkiem.
- Odejdź...zabij mnie, ale wyjdź i się do mnie nie zbliżaj! Jesteś odrażający! Co ty ze mną zrobiłeś....Dlaczego nic nie pamiętam!?- krzyczałam.
- Chciałabyś, tak łatwo. Żebym cię zabił, ale nie! Nie ma tak łatwo! Pocierpisz, tak jak ja cierpiałem przez całe siedemnaście lat. Dokładnie od dnia twoich narodzin!
- O czym ty mówisz?- nie zrozumiałam sensu jego słów.
- Naiwna dziewucho, powiem ci to, ale tylko dlatego, że chcę żebyś cierpiała. Nie dlatego, że mi ciebie żal. Poniekąd, trochę tak, ale chodzi mi o ból. Twój ból. Sprawię, że podczas pełni zabłagasz o śmierć, a ja być może, wtedy już ci w tym pomogę. Zastanowię się, bo patrzenie na ciebie w takim stanie sprawia mi ogromną satysfakcję.
- Nie rozumiem....
O czym on do cholery mówi?
- Twoi rodzice Grace i Jonathan, prawda? Oczywiście, że prawda...- sam sobie odpowiedział.- okłamali cię. Żyłaś w jednej bańce kłamstw. Daniel, uroczy braciszek, on też nie jest tym za kogo go uważasz, albo uważałaś...
- Co ty pieprzysz! I skąd znasz moją rodzinę?!
- Uwierz mi, znam ich lepiej od ciebie. Dziwię się, że nie zauważyłaś tego wcześniej...Myślałem, że jesteś troszkę bardziej spostrzegawcza, ale trudno. Nigdy nie zauważyłaś jak bardzo odstajesz od swojej rodzinki? Ty jasnowłosa niczym Atena, z hipnotyzującymi oczyma. Oni natomiast opaleni, ciemnowłosi. Zwykli przeciętniacy. Nie sprawiało to u ciebie powodu do namysłu?
Potaknęłam, ze wzbierającymi się łzami w oczach.
- Co ty bredzisz...
- Nic, po prostu chcę ci powiedzieć, że Grace oraz Jonathan Black, nie są twoimi prawdziwymi rodzicami. Ich synek, także nie jest twoim starszym rodzeństwem.
Co to ma kuźwa być? Dlaczego mnie oszukali, a może to Hades kłamał? Bardziej skłaniam się ku temu drugiemu.
- Kłamiesz...nie wierzę ci. Udowodnij mi to...
- Z przyjemnością...
Wyciągnął z kieszeni fotografię.
Przedstawiała dwoje młodych ludzi trzymających na rękach dziecko. Bodajże dziewczynkę, co poznałam po różowym beciku. Obok stał około 10-letni chłopiec.
- Co to jest?
- To jest twoja prawdziwa rodzina. O tutaj- wskazał na dziecko- jesteś ty. Nie wspominając o tym, że twój akt urodzenia, dane, wszytko zostało zmyślone.
- W takim razie...kim...ja jestem?- łzy płynęły niepohamowanie
- Prawowicie nazywasz się Althea. I jesteś córką Cambrille Egida. Twoim ojcem jest Sorens Egida, ten sam, który pokonał dwa pradawne domy boskie.
- W takim razie, skąd tyle o tym wiesz? O mnie? I kim jest ten chłopiec na zdjęciu? Jest podobny do....
Nie dokończyłam. A dokładnie wiedziałam kogo mi przypominał.
- Wiem to, ponieważ moja droga siostrzyczko, ja jestem tym uroczym chłopcem ze zdjęcia. "Hades" to moje drugie imię. To imię doskonale odzwierciedla, co czuję, bo teraz to podziemie są moim domem. Przejąłem go od samego Boga. Stałem się okrutny i zły przez ciebie. Ale nie narzekam.
Siostrzyczko?! Nie...to niemożliwe...
- Chcę, żeby moja mała siostra cierpiała. Ty zostałaś oddana i bezpieczna, schroniłaś się u Blacków, ja byłem skazany na sobie. Porzucili mnie...jak psa. Zostawili samemu sobie i skupili się tylko na tobie.
- Gdzie oni teraz są?
- Tego nie wiem i szczerze mnie to nie obchodzi, bo teraz mam ciebie. Moją jedyną rodzinę. I zostaniesz mi oddana, tak długo jak ci rozkaże, jasne? Jasne.- odpowiedział sam sobie.
- Nie...niemożliwe- pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Możliwe i jak najbardziej pewne.
- Nie...
- Tak, droga Julie, a może raczej teraz już Altheo, hm? Jestem twoim bratem. Nazywam się Hadrian Egida. I zadbam o ciebie w taki sposób, w jaki byłem traktowany od dnia twoich narodzin!
Nie dowierzałam...
Jak to? Oszukali mnie?
Najważniejsze osoby w moim życie, były mi obce...
...a ja, nic o nich nawet nie wiem...
...nie pamiętam ich...tak jak całej reszty...
...o ile miałam jeszcze kogoś....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro