Rozdział 65.
Julie
Następnego dnia obudziłam się z potwornym bólem głowy. Przemarznięta, obolała, brudna.
Leżałam na jakimś łóżku polowym w piwnicy. W pokoju miałam jedynie stolik, krzesło, łóżko i małą szafkę. Nie było toalety ani prysznica.
- Księżniczko, czas wstawać. Dzisiaj wielki dzień- znany mi, irytujący głos zaćwierkał, dochodząc do mojego pomieszczenia.
- Nigdzie nie idę.
- Wiedziałem, że będzie problem, ale spokojnie. Zawsze stawiam na swoim.
Do pokoju "przyfrunęły" kobiety.
- Poznaj proszę, moje drogie Elyrie. Moje najdroższe przyjaciółki. Urocze prawda?!- skrzywiłam się- Uważasz inaczej, twój błąd, nie radzę im podpadać. Są troszkę...porywcze. I brutalne.
- Nie wątpię- mruknęłam.
Jedna z nich z gniewem w oczach ruszyła w moją stronę.
- Nie teraz Elyrio- zatrzymał ją ruchem dłoni- Chodź, moja mała- złapał mnie za ramię- idziemy.
Wyrywałam się...bezskutecznie.
Poddałam się, gdy dostałam mocne uderzenie w kręgosłup. Przeszywający ból w całym ciele, nie pozwolił mi dalej się stawiać.
----------------------------
Weszliśmy do ciemnego pokoju bez okien. Wykonany był z lustra weneckiego. Stała tam tylko skrzynia z bronią.
- Gdzie jesteśmy?- zapytałam.
- Jesteśmy w pokoju, gdzie urządzam treningi. Twoje dzisiejsze zdanie będzie właśnie na tym polegało. Pokarz na co cię stać.
- Ale..ja nic nie potrafię.
- Oj, kotek, nie baw się ze mną. Pokaż, co potrafisz i dam ci na dziś spokój.
- Przecież mówię, że nic ci nie pokażę, bo nic nie umiem- warknęłam.
- W takim razie widzę, że muszę cię sprowokować.. Już wiem.
- Nic nie wiesz...
- Tak? Co powiesz na to, żebym wysłał do domu twojego chłoptasia i jego siostry Żniwiarzy?! Wiesz dobrze, że nie dali by sobie rady z taką armią. Zabiją ich, a tylko dlatego, że nie chcesz współpracować.
- Zamknij się!
- Jeśli mi ułatwisz sprawę! Inaczej urocza Kate, zginie u boku uroczego braciszka. Chcesz tego!? warknął- Mi to na rękę. Mniej problemów.
- Zamknij ryj!
- Bo co mi zrobisz?!- kopnął mnie podcinając z nóg.- Jesteś niczym, bezużyteczną suką, nic nie wartą....
I wtedy stało się coś , czego za żadne skarby bym się nie spodziewała. Moja wściekłość eksplodowała. Uderzyłam z frustracji dłońmi w zimną ziemię.
A ta...
Pękła, rozstąpiła się, rozdzieliła...nie wiem jak to nazwać...
I to niby zrobiłam ja swoimi rękoma?! Nie, nie, nie..
- Nareszcie! Dobra robota. Nie sądziłem, że w tym chudziutkim ciałku, tkwi siła herosa. Zdumiewające...- zamyślił się.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Elyrie, kochane, teraz wasza część planu na dziś. Zostawiam was same. Poznajcie się- zaśmiał się.
Wyszedł zostawiając mnie z paskudami w jednym pomieszczeniu.
------------------------------------
Hades
Wyszedłem.
Po kilku minutach usłyszałem wrzask.
Zaczęło się.
Elyrie skutkują. Zobaczymy co uczynią w efekcie.
Wrzaski rozbrzmiewały jeszcze jakieś kilka minut.
Usłyszałem cichy szelest.
- Panie- szepnęła najmłodsza- stawiała opór, ale zaczęło się. Proces niszczenia wspomnieć i kasowania pamięci rozpoczęty. Jak na razie idzie wszystko dobrze...
- Cudownie, możecie odejść.- uciąłem.
Mam nadzieję, że to poskutkuje. I ta dziewucha nie będzie pamiętała NIC.
------------------------------
Julie
Co one ze mną zrobiły?!
Głowa bolała niemiłosiernie, poza tym czułam jakbym utraciła cząstkę siebie, jakbym miała lukę w pamięci.
Rzuciłam się na zimną podłogę i zasnęłam z bólu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro