Rozdział 62.
Kate
Co jej strzeliło do głowy? Czy ją totalnie już pojebało?!
- Nie wierzę....Po prostu nadzwyczajnie w świecie nie wierzę- złapałam się z bezradności za głowę.
Spojrzałam na Aidena, który osunął się po ścianie na ziemię. Ciężko oddychał. Wzrok miał nieobecny. Jak nie on.
- Aiden, wszystko ok?
- Pytasz, czy wszystko ok? Serio!? Oczywiście, że nie jest dobrze. Bo niby jak ma być skoro moja bezmyślna dziewczyna oddała się w ręce...człowieka, która za wszelką cenę chce ją zabić?! Więc, nie nie jest dobrze do cholery!
Wstał i wyszedł z domu, a raczej próbował, bo coś umożliwiało mu to.
- Powiedzcie, kurwa, że to jakieś żarty!- krzyknął. Zrezygnował i wyszedł wyjściem tarasowym.
- Will, i co teraz?- zapytałam.
Podszedł do mnie.
- Nie wiem, kochanie. Nie jestem w stanie nic sensownego powiedzieć w tym momencie.- Przepraszam, ale to było takie...niespodziewane. Ale wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję- dodał ciszej.
- Spójrz tam- wskazałam na leżącą na ziemi Allyson. Obok niej siedziała półprzytomna Camille. Oznaczało to, że musi wykorzystywać dużo energii na uzdrowienie dziewczyny, ale co dziwne....bo uleczanie działa tylko na bogów i wojowników. A młoda dziewczyna jest przecież...człowiekiem.
A przynajmniej byliśmy tego pewni..do teraz. Bo niby jak? Jak to wyjaśnić?!
Camille odsunęła się od Ally.
- Co z nią?- zapytał siedzący na schodach Lucas.
- Będzie dobrze. Jest tylko bardzo słaba. Straciła dużo krwi, z racji tej, że dostała w dwa miejsca. Ale wszystko jest pod kontrolą.
- Jesteś wspaniała Cam- przytuliłam przyjaciółkę.
- Gdzie Julie..i Aiden?
Spojrzałam na Willa. A on na mnie.
- No co milczycie. Gdzie oni są?
- Camille...
- Mów wreszcie.
I opodwiedziałam jej o wszystkim. Była tak zajęta Allyson, że nic nie widziała.
- Co?!- krzyknęła, gdy skończyłam mówić.
Lucas trzymał głowę rudej na kolanach. Wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać. Cholera....
Dlaczego życie musi być tak zajebiście popieprzone!?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro