Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 60.

Aiden

Wbiegłem do domu w momencie, gdy Will atakował jednego ze Żniwiarzy.

- Gdzie reszta?- zapytałem rozglądając się.

- Są na górze, bezpieczni.

Zaatakowałem zabójcę z którym borykał się mój przyjaciel.

- Dzięki, stary. Był strasznie upierdliwy- wskazał na leżącego na ziemi- Nie dotarło do ciebie co mówiłem. Co jest nie jasne w słowach "NIE przyjeżdżaj" ?

- Miałem nadzieję, że będziesz potrzebował mojej pomocy, ale widzę, że doskonale sobie poradziłeś.

- To dopiero początek. Odwróć się!- nakazał.

Do domu weszli kolejni Żniwiarze. Ich miecze błyszczały niczym brylant.

- Gdzie jest wojowniczka?!

- Córa Ateny!

- Dajcie nam ją, a nic nikomu się nie stanie. To tylko jedna osoba. A w przeciwnym wypadku zginą krocie.

Co oni bredzili?!

Podbiegłem do jednego i uderzyłem go w szczękę. Nigdy nie walczyłem bronią. Walka wręcz była moim atutem.

Obok mnie Will walczył z dwoma innymi. Przybywało ich coraz więcej.

Hades nie próżnuje- pomyślałem.

Zabrałem się za kolejnych wysłanników podziemi.

Will został przyparty do ściany. Nie miał jak się bronić. Otoczyli go z każdej strony.

Podbiegłem, aby pomóc przyjacielowi, ale tym razem i ja zostałem wplątany w pułapkę. Otoczyli nas.

Jeden ze Żniwiarzy wytrącił Willowi sztylet. Dostałem od kolejnego w  brzuch. Zgiąłem się nie mogąc złapać tchu. Will został odrzucony na ścianę. Opadł po niej tracąc przytomność.

- Kate!- ryknąłem.

Kate zbiegła na dół i zaatakowała dwóch strażników na raz. Zostało już tylko pięciu. Tylko i aż.

- Zabierz stąd Willa. Dam sobie radę sam!

- Ale..

- Kate, rób co mówię! Zjeżdżaj stąd, już!

Kate wzięła pod pachy chłopaka i w  czasie, gdy ja zająłem czarne postacie, ona dyskretnie się ulotniła.

Walczyłem, choć przyznam, że moje szanse było niewielkie. Pięciu na jednego to nie wróży nic dobrego.

Jednego udało mi się obezwładnić zostało tylko czterech, ale byli bystrzejsi.

Przechytrzyli mnie i teraz z każdej strony stała postać. Nie wiedziałem z której strony atakować. Nie dane mi było o tym myśleć, bo wszyscy na raz ruszyli na mnie.

Czekałem na cud! Albo jakiś szybki pomysł.

Niebawem dwóch z nich padło na ziemię z dziurami w plecach.

Za nimi stała...Julie!

- Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci się za mnie poświęcać. Zadbam sama o siebie.

Trzymała w rękach miniaturowy, ale bardzo ostry miecz.

Ale skąd ona go ma?!

- Co tak patrzysz? To, że nie pokazałam wszystkiego na treningach nie znaczy, że od razu nie wykonuję poleceń. Kate kazała mi go mieć przy sobie. Zawsze.

Zaśmiałem się.

- Uważaj!- krzyknąłem, gdy zobaczyłem zbliżającego się do niej wroga.

- Nareszcie! Ateno!

-------------------------------------------------------

Julie

Postanowiłam improwizować. Moje zdolności waleczne były...znikome. Zrobiłam obrót w tył i udało mi się podciąć Żniwiarza. Noga bolała jak cholera, ale to nie istotne!

Doskoczyłam w jego stronę i zadałam cios, ale sprawnie go odparł.

W tym czasie Aiden walczył z ostatnim. Zapatrzyłam się za długo, bo nim się otrzeźwiłam poczułam bolesne uderzenie rękojeścią w twarz. Upadłam zamroczona na ziemię. Żniwiarz zbliżał się do mnie płynnym ruchem.

- A mówiłem Julie Black, żebyś się poddała. Oszczędziłabyś wszystkiego!

Skoczyłam na równe nogi. Wojownicy Hadesa byli doskonale wyszkoleni. Nie byłam w stanie zadać im śmiertelnego bólu. Sprawnie odpierali każdy mój cios.

Uciekłam przed napastnikiem. Ruszył za mną.

Biegłam obok schodów chcąc go zmylić, ale "głupi dywan" zaplątał mi się wokół nóg i upadłam.

- Julie!- krzyknęła Ally z góry schodów.

- Uciekaj Allyson, ukryj się gdzieś!

Zagadała mnie, przez co nie dostrzegłam, kiedy w ręku mężczyzny  zaistniała strzykawka z fioletowym płynem. Przybliżył ostrze do mojej szyi.

Za późno. Dzięki Allyson!

Nie poczułam bólu.

Usłyszałam głośny łomot. Allyson skoczyła na zabójcę. Walczyła z nim. Ten bez trudu odepchnął ją i walnęła o stolik.

- Allyson!- krzyknął Lucas, zbiegając ze schodów.

- Lucas! zabierz ją na górę- wskazałam na leżącą rudą dziewczynę.

- Allyson! Ally!- usłyszałam jak krzyknął- Obudź się, słyszysz?

Otworzyła oczy niepewnie.

- Musisz wstać. Pomogę ci.

- Muszę..pomóc Julie.

- Zabierz ją stąd Luck- ponagliłam.

- Nie!- zaprzeczyła.

Żniwiarz ponownie się do mnie zbliżył. Ze strzykawką.

- To koniec! Wojowniczko, to koniec!- zaśmiał się szyderczo.

I wszystko stało się jak w  spowolnionym filmie.

Allie wyrwała się Lucasowi i na chwiejnych nogach podbiegła, odpychając mojego przeciwnika. Ten ani drgając, wyjął zza pazuchy sztylet i pewnym ruchem wbił jej go w udo, a następnie w rękę. Wykorzystałam okazję i uderzyłam. Żniwiarz upadł z dziurą w głowie. W tym samym momencie do pomieszczenie wpadł  z krwią na koszulce Aiden, a za nim Will i Kate.

Upadłam przy Ally. Z jej rany sączyło się dużo krwi.

- Potrzebujemy Camille.- oznajmiłam uciskając rany.

- To nic nie da- oznajmił Aiden- ona jest człowiekiem. Nie jest jak my.

- Spróbujmy!- nalegałam.

Kate zadzwoniła do Camille.

- Nie odbiera. Odrzuca połączenie. dziwne, prawie cały dzień jej nie widziałam.

Drzwi wejściowe trzasnęły, uderzając  z impetem o ścianę. Na ten dźwięki jak oparzona podniosłam się gotowa do walki.

- Jej szukacie?- zapytał znany głos.

Do pokoju wszedł Liam, ciągnący za sobą Camille. Dziewczyna była w opłakanym stanie. Na twarzy miała siniaka, zaschniętą krew pod nosem i podartą koszulę. Wskazał na jej telefon, a następnie na nią.

Aiden podbiegł do niego z wściekłością w oczach.

- Odsuń się Aiden! Albo ona zginie!

Aiden odsunął się wyraźnie niezadowolony.

- Zostaw ją- krzyknęłam.- Ona musi nam pomóc- załamał mi się głos.

- Mam propozycję. Nie do odrzucenia.

- Zaraz, ci dam propozycję, frajerze- odezwał się Will.

- Spokojnie, chyba nie chcecie, żeby wasza nowa przyjaciółka zginęła, prawda? Allyson o niczym nie miała pojęcia. Może umrzeć w niewiedzy. Kolejna niewinna osoba starci życie narażając się dla ciebie- wskazał na mnie- Jesteś z siebie dumna? Gdybyś się nie urodziła, nie było by takiej liczby zgonów. A jednak! Bóg dał ci szansę i posłał na świat pechową dziewuchę!

- Zamknij ryj- warknął Aiden.

- Co to za propozycja?- zapytałam łamiącym się głosem.

- Dobra decyzja, złotko...Do rzeczy... Oddam wam cudowną Camille. Uleczy rudzielca. A tak po za tym, radził bym zagłębić się w jej przeszłość. Zobaczycie sami, bo Camille jest w stanie ją wyleczyć. Sami sobie to wyjaśnijcie. Ale, nie ma nic za darmo. W zamian...chcę ciebie- wskazał na mnie.- Hades chce cię dzisiaj żywą i mam zamiar tego dokonać. W porównaniu do bandy tych nieudaczników- mruknął.- W każdym razie sprawa wygląda tak. Robimy wymianę. Camille za Julie. Inaczej za...-spojrzał na zegarek- niecałe 7 minut Allyson Monroe pożegna się z życiem. Decyzja należy do was.




















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro