Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 58.

Julie

Byłam podłamana przez kolejne kilka dni.

Brat Allyson chciał mnie...zgwałcić!

Czułam wszędzie jego obleśne usta i dotyk.

Wszyscy patrzyli na mnie z troską. Wspierali mnie. Co dziwne nawet Allyson siadała od tamtej pory z nami. Chodziły pogłoski, że podobno pokłóciła się ze swoimi byłymi już przyjaciółkami, o to, że nie ma dla nich czasu i stała się totalnie walnięta.

Prawda była taka, że te pustaki nie dostrzegały w niej prawdziwie naturalnej dziewczyny z dobrym...no powiedzmy...sercem, a nawet dobrej kandydatkinna kumpele.

Siedzieliśmy właśnie w Starbucksie. Była pora wieczorna, więc nie było tłumów w porównaniu z południem czy rankiem. Odpłynęłam myślami do minionego czasu. Żniwiarze, Ashton, babcia tego było za wiele.

- Ej, Julie! Hola! Kontaktujesz jeszcze?- zapytała mnie Camille.

- Julie, jestem w ciąży- oznajmiła Kate.

Dopiero po tym oprzytomniałam.

- Co?!

- No nareszcie...żartowałam tylko. No co tak patrzycie na mnie, nie macie poczucia humoru jak ja?

- Co jest?- szepnął Aiden.

- Jestem zmęczona tylko. Potrzebuję porządnej dawki kofeiny- wstałam i poszłam do lady zamówić kawę.- Chcecie coś?- krzyknęłam jeszcze.

- Możesz mi wziąć muffinkę z malinami?- zapytała Allyson.

- Jasne, komuś jeszcze coś?

Kiedy nie było żadnych propozycji ruszyłam do lady. Złożyłam zamówienie i czekałam z babeczką na swój napój.

Wróciłam po kilku minutach do stolika.

- Co tam szepczecie?

- Rozmawialiśmy właśnie o ostatnich zdarzeniach...

Spięłam się.

-Przecież rozmawialiśmy już o tym...

-Tak, tak, ale..

- Żadnych "ale". Koniec kropka. Skończmy ten temat i zacznijmy nareszcie żyć jak normalni ludzie.

- Juls, zrozum, że my nie jesteśmy normal...- Kate na szczęście złapała się za język w odpowiednim momencie. Spojrzała na Allyson.

- Co? Czym nie jesteśmy? Dokończ.

- Niczym, chodziło mi że my nie jesteśmy tacy jak inni. No bo, przecież jesteśmy wyjątkowi prawda?- zaśmiała się nerwowo.

Dziewczyna obdarzyła ją dziwnym, chyba nawet niezbyt ufnym spojrzeniem.

- No co?

- Nic. Tylko ciekawi mnie skąd Aiden miał tyle siły, że złamał mojemu przyrodniemu, zaznaczam przyrodniemu, bratu nos, szczękę, uszkodził mu łuk brwiowy, żebra i złamał obojczyk. I ta szybkość. Imponujące.

- No co ty Ally, nie słyszałaś o naszym kapitanie? O jego szybkości i sile. Trenuje na siłce prawie codziennie, to pewnie dlatego. Normalka. Nic nadzwyczajnego, chociaż to prawda, że różni się od innych chłopaków.- włączyła się siostra Dena.

- Ej- uszczypnął ją Will.

- Oczywiście oprócz ciebie William- czarnowłosa dziewczyna pocałowała go, na co mruknął, co było niezwłocznym dowodem, że za pocałunek wybaczył jej wszystko co powiedziała- oczywiście Lucas też jest całkiem...że tak powiem w waszej lidze.

- Oczywiście. Nie ma ku temu żadnych wątpliwości, złotko.

Will  żartobliwie przydusił go, za to określenie jego dziewczyny.

W efekcie siedzieliśmy tam jeszcze trochę czasu i rozjechaliśmy się do domów. Miałam swoje auto, świeżutko odebrane z warsztatu, choć mój chłopak uparł się, żebyśmy jechali razem. Oczywiście postawiłam na swoim, ponieważ musiałabym fatygować go żeby zrobił podwójną drogę, a tak sama mogłam dojechać i wszyscy byliby szczęśliwi. Ale nie on rzecz jasna.

Pożegnaliśmy się przy autach i odjechaliśmy. Cam, Will i Kate pojechali jednym, Lucas i Aiden kolejnym, natomiast ja odwiozłam Allyson.

Już miałam odjechać, kiedy samochód Aidena zabarykadował mi drogę. Uchyliłam okno, chcą wiedzieć jaki był powód tej dziwacznej sytuacji. Wysiadł z auta.

- Co zapomniałeś?

- Ciebie.

- Mnie?

- Tak, ślicznotko. Zapomniałem o tobie. A teraz bądź tak miła, wysiądź z auta i oddaj mi kluczyki.

Allyson także patrzyła zdezorientowana.

- Ale..

- Żadnych" ale", pamiętasz?

Kurde, ten uśmiech. Posiekałabym za niego. Rozbrajał mnie na miejscu. Wywoływał to, co dziewczyna chciałaby czuć przy swoim chłopaku.

Uległam. Wysiadłam niepewnie z auta i podałam mu kluczyki.

- Lucas- zawołał go Aiden.- Podobno miałeś gdzieś zabrać Allyson, prawda?

- Mnie?- szepnęła zaczerwieniona ruda dziewczyna.

- Tak, ale...- Lucas wydawał się zdenerwowany.

- Masz ku temu okazje. Zabieram Julie, a ty- rzucił mu klucze od mojego auta i wzrokiem dał znak kumplowi- wykorzystaj ten czas jak najlepiej. Jutro odbiorę auto, bo późno wrócimy. Powodzenia, stary- poklepał go po ramieniu.

- Jasne. Miłej zabawy.

Lucas wsiadł do mojego Audi, uśmiechnął się do zdezorientowanej dziewczyny, coś jej powiedział i odjechał. Tym samym, zostawiając mnie bez mojego samochodu, ale za to z kimś, za kogo oddałabym wszystko.

- Ale o co chodzi? Aiden, co ty znowu kombinujesz, hm?

- Postanowiłem poprawić swojej księżniczce humor. Nie mogę patrzeć na ciebie, "taką". Jesteś przygnębiona, nieobecna. A ja jako twój jedyny i niepowtarzalny, ponadto niegrzeczny- błysnął białymi zębami- chłopak, zrobię wszystko, żeby to zmienić. Więc zamknij się i choć raz mnie posłuchaj.

Nieoczekiwanie z chytrym uśmieszkiem, przepięknym zresztą, podszedł do mnie i obejmując w pasie, przerzucił przez ramię. Wierzgałam nogami, żeby mnie puścił, ale jego ciepłe ramiona przyciągały mnie do siebie.

Oczarował mnie jego piękny, intensywny zapach. Jego własny idealny zapach zmieszany z męskimi perfumami. Miałam ochotę właśnie w tym momencie rzucić się na niego i zrobić...

Koniec! Co za głupie myśli?!

Wystarczyło mi już samo to, że wisiałam w jego ramionach wdychając tą idealną woń.

- To jest porwanie- szepnął mi do ucha. Poczułam dreszcze.

Co ten chłopak, znów wymyślił ?! Pomyślałam.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro