Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 56.

Nie wiedziałam, ile czasu Aiden trzymał mnie w pionie, tuląc. Wypłakiwałam się w jego koszulkę, a przecież powinnam być już w drodze do domu. Stałam tylko dzięki jego silnym ramionom, oplatającym mnie w pasie. Muszę się zobaczyć z babcią. Nie wiem nawet, czy jest w domu czy w szpitalu.

Cholera!

Zaczęłam biec, potykając się o własne nogi. Usłyszałam za sobą krzyki, ale nic nie widziałam przez napływającą falę łez. Potknęłam się o korzeń i wyrżnęłam jak długa. Nie byłam w stanie się podnieść. Czyjeś silne ramiona podniosły mnie i przyciągnęły do swojej klatki piersiowej.

- Uspokój się- szepnął Aiden.

- N-nnie mo-gę, bab-cia...ona...- nie mogłam wydusić ani słowa.

Podejrzewam kto mógł zrobić taką krzywdę, ale nie sądziłam, że ten kretyński brat Allyson posunie się do tego.

" ...w klubie..." to musiało chodzić o niego.

Musiałam odnaleźć Allyson.

Zapłakana wyrwałam się brunetowi i ruszyłam w kierunku domu. Znalazłam ją siedząca z Lucasem pod ścianą.

- Wiedziałaś o wszystkim?!- naskoczyłam na nią.

Wszyscy wpatrywali się we mnie jak na wariatkę. Musiałam wyglądać odrażająco z wściekłą miną i pewnie rozmazanym makijażem.

- Ale o co chodzi? Co się stało?!

- Wiedziałaś, że twój pieprzony naćpany braciszek skrzywdzi albo mnie albo moją rodzinę?! Maczałaś w tym palce? To całe udawanie miłej...to była cześć waszego planu?!- warknęłam krzycząc.

- O czym ty do cholery mówisz?!- dostrzegłam w jej oczach łzy- Nie miałam o niczym pojęcia, ale co on, kurwa zrobił?!

- Spójrz.- podsunęłam jej pod nos telefon.

- Oto co zrobił ten kretyn. Zabiję go, ale chcę wiedzieć czy ciebie też mam zabić. Ta cała impreza, to wszystko,  czy to była taka podpucha? Zrobiłaś ze mnie idiotkę?

- O czym ty mówisz!- krzyknęła wzburzona- pieprzę to co robi mój brat. Nie jestem nim! I nie chcę nawet mieć z nim nic wspólnego, więc, do cholery jasnej, przestań obwiniać mnie o to co on robi. Myślisz, że nie wiem, że jest popieprzonym szmaciarzem?!

- Nie to....

- Nie jestem nim do cholery! Gdyby nie to, że moja matka jest z jego ojcem, dalej byśmy byli dla siebie obcymi ludźmi. A to, że postanowili się spiknąć, nie oznacza od razu, że tworzymy pełną rodzinę. Więc, rusz mózgownicą i zastanów się, czy jestem aż tak beznadziejna, żeby psuć ci urodziny i to w taki sposób?! Nigdy bym tego nie zrobiła, ponieważ nie chciałabym, żeby twoje siedemnaste  urodziny wyglądały tak moje !

Łzy poleciały po jej policzkach. Lucas podszedł i chcąc dodać jej otuchy przytulił ją do siebie.

- Allyson, ja....przepraszam.

- W porządku. Miałaś prawo- otarła łzy i czerwona oderwała się od chłopaka.

Kuźwa, co ja tu jeszcze robię?!

Babcia nie wiadomo gdzie leży, nie wiem w jakim jest stanie, a ja stoję i kłócę się z "nową przyjaciółką" na swojej imprezie urodzinowej.

Wybiegłam z domu zostawiając ich ze zdziwionymi spojrzeniami. Przypomniało mi się, gdzie Kate położyła swoje kluczyki od auta. Zgarnęłam je z półki w przedpokoju. Jakoś musiałam się dostać do babci. Jak najszybciej. Mam nadzieję, że się nie pogniewa.

Wsiadłam do cudzego auta. Odpaliłam go i szybko wyjechałam z podjazdu. We wstecznym lusterku dostrzegłam jeszcze jak przyjaciele wybiegają za mną z domu. Widząc jak odjeżdżam zrobili przerażone miny. Nie powinnam prowadzić w takim stanie, ale nie mogłam w takiej sytuacji myśleć racjonalnie.

Moja najbliższa, i chyba jedyna osoba z rodziny właśnie została ranna i skrzywdzona. Łzy szczypały mnie już w oczy. Miałam niejasny obraz. Jechałam najszybciej jak mogłam, ale to i tak było za wolno.

Szybciej. Szybciej. Szybciej- modliłam się.

Przyspieszałam coraz bardziej, dopóki nie znalazłam się na głównej ulicy mojego domu. Licznik ciągle przekraczał 130 km/h. Łamałam wszelkie przepisy.

-------------------------------------------------

Nie gasząc samochodu, popędziłam w stronę drzwi. W całym domu było pusto. Przeszłam kilka razy oglądając dokładnie każde z pomieszczeń.

Nic.

Kolejny raz.

Nic.

I kolejny, i kolejny. Nic.

Jedynie mignęło mi coś białego, leżącego na stoliku.

Jakaś karteczka... zaadresowana do mnie.

Poczułam niezmierną ulgę. Była od babci. Ale przecież ona...

Kochana Julie, miałam mały wypadek. Jadąc z pracy na drogę wybiegła mi sarna i nie wyhamowałam. Uderzyłam w słup. Nie martw się, może strasznie to brzmi, ale w rzeczywistości nic mi się nie stało. Kilka zwichnięć i siniaków. Pojechałam na obserwację. Jutro powinnam opuścić szpital. 

Ps. Był tu jakiś chłopiec i pytał o ciebie. Taki niski, całkiem przystojny, z tatuażem.

Powiedziałam mu, że jesteś na imprezie. Powiedział, żebym ci przekazała, że był i wróci jeszcze.

Kocham, cię. Babcia

A więc nic jej nie było! Poczułam iskrzącą ulgę

A to zdjęcie, co ono znaczyło? Czy to był zwykły fotomontaż?! Zabiję skurw...

- Co kotku nie podoba ci się urodzinowa niespodzianka? Dobrze nieraz mieć znajomości u informatyków. Przyznam, że znają się na rzeczy. Prawda? Wygląda bardzo realistycznie.

- Co ty tu robisz?!- warknęłam, na maksa wkurzona. Stał obok drzwi, swobodnie opierając się o ścianę.

- Przyszedłem się odwdzięczyć, za to, że przez ciebie nie dostałem to czego chciałem. Moja siostrzyczka była mi posłuszna jak pies, dopóki nie zjawiłaś się wtedy w klubie. A wiesz co jest najlepsze?- podchodził do mnie, coraz to bliżej- Przez ciebie nie miałem prochów. A to jedyne podtrzymuje mnie przy moim nędznym życiu. Ale skoro postanowiłaś się już wtrącić, to wykorzystam twoją odwagę i zabawimy się. Co ty na to? Ty, ja i igraszki w roli głównej.

Uśmiechnęłam się słodko, chcąc zachować pozory. W głębi duszy, panicznie się bałam tego psychola. Tym bardziej, że byłam sama.

Głupia- skarciłam się w duchu- mogłaś kogoś ze sobą zabrać, a nie uciekać jak debilka.

- Co ja na to, kochanie?- zalotnie szepnęłam na co on wydał pomruk.- Ja na to...żebyś się pieprzył frajerze!

Kopnęłam go w krocze. Zawył z bólu. Może nie była dobra w walce z mieczem, ale podstawowe triki walki z prześladowcą bądź zboczeńcem znam, tak jak powinna je znać każda dziewczyna. Uciekłam na dwór i niewiele myśląc uciekłam na plaże za domem.

Kretynko, tam nie ma nawet ludzi. I jest woda, a ty nie za dobrze umiesz pływać! Utopi cię jeszcze!












Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro