Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45.

Julie

Siedzieliśmy wszyscy w jadalni, oglądając kolejną komedię wybraną przez Lucasa. Mieliśmy dość jego "dziwnego" poczucia humoru. Siedziałam wtulona w Aidena i obserwowałam siedzących obok nas Willa i Kat, która szeptała mu coś na ucho. Na przeciwko nas siedział Lucas, Nate i dziewczyny. Natomiast Samantha siedziała na podwójnym fotelu z chłopakiem z jeżem na głowie, Aleciem. Mimo groźnego wyglądu (według mojego przekonania) był bardzo sympatycznym chłopakiem.

- To jak tam, udała się zabawa w klubie?- zapytał Lucas.

- Było ok, chociaż końcówka nie do końca udana. Gdyby nie ta sprawa w toalecie...- chrząknęłam i posłałam przyjaciółce wymowne spojrzenie. Jeśli zacznie coś mówić, wyjdę na kłamczuchę przed moim chłopakiem. Powiedziałam mu, że się uderzyłam przy tańcu, a nie wspominałam nic o nieciekawym "znajomym" Allyson.

- Co to za spojrzenia- czemu on musi być taki spostrzegawczy?!- no Kate, dokończ...

Spojrzała na mnie z rozpaczą, ale wiedziałam, że już po mnie, a ona nie umie mieć tajemnic przed bratem. Zabiję ją kiedyś za to, ale teraz czekam na swoją własną śmierć....

- No bo...-westchnęła- tańczyłyśmy i ogólne, było super. A później Juls poszła do toalety i spotkała tam Allyson. Jakiś gościu ją uderzył. Kłócili się. I nasza obrończyni wkroczyła do akcji. A przyznam, że podziwiam ją, bo ten typek był niczym gangster. Wyglądał strasznie.  I ten gościu...tak jakby...uderzył Julie. Stąd ten niewielki siniak na twarzy, ale spokojnie ochrona wyprowadziła faceta i było po sprawie.

- Co?!- warknął Den, po czym spojrzał na mnie- mówiłaś mi co innego, do cholery. Oszukałaś mnie.

- Nie chciałam cię dener...

- Denerwować mnie?! Czy ty siebie słyszysz?! Jakiś gościu uderzył moją dziewczynę, a ty ukrywasz to przede mną?! Poza tym uderzył, także inną dziewczynę, co nie może mu ujść od tak !

 "Moją dziewczynę"  Ucieszyłam się mocno na to określenie.

- Przepraszam..

- Teraz to nie ma już znaczenia.- złagodniał i wstał.- Kto to był? Pamiętasz go? Cokolwiek? Chodźcie chłopaki znajdziemy go może...

- Nie to bez sensu, on już dawno zniknął. Proszę cię Aiden- spojrzałam mu w oczy błagalnie i dostrzegłam, że powoli wygrywa ze złością. Pocałowałam go w policzek, a on przytulił mnie.

- Cholera, Julie. Nigdy więcej mnie nie oszukuj. Takie rzeczy nie mogą nikomu uciec koło nosa. Zabiłbym gnoja z miłą chęcią.

- Dobra, ja już odlatuję. Idę spać.- oznajmiła Grace.

Koniec końców wszsytkie poszłyśmy spać, a chłopaki zostali dalej oglądając filmy.

------------------------------------------------------------

Następnego dnia, z rana, spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do babci. Miała dziś wolne i chciałam ten dzień spędzić z nią. Kat odwiozła dziewczyny, a ja postanowiłam się przewietrzyć. Chłopaki smacznie spali na dole, co pewnie świadczy o tym, że Lucas do późna męczył ich swoim humorystycznym kinem.

Babcia siedziała w kuchni, kiedy weszłam do domu. Na stole leżała gorąca jeszcze szarlotka. Moja ulubiona.

Uściskałam babcię.

- Babciu, co chcesz dzisiaj robić? Mamy cały dzień dla siebie.

- Nie spotykasz się z przyjaciółmi? Z Aidenem?

Babcia doskonale wiedziała, co się między nami dzieje. Nie raz przepowiadała mi, że to fajny chłopak. Oczywiście nie zaprzeczałam, żeby nie wdawać się z nią głębiej w dyskusję, ale teraz doszłam do wniosku,że nie powinnam w to wątpić.

- Nie, dzisiaj postanowiłam spędzić ten dzień z tobą. Tylko o 18 muszę się spotkać ze znajomą na plaży. Wiesz, takie tam szkolne sprawy- machnęłam ręką gestykulując.

- Rozumiem. Bardzo się cieszę, że chcesz spędzić czas ze staruszką.

- Oj, babciu, nie przesadzaj z tym już. Wiek to tylko liczba, a ty jesteś piękna, co chyba wyraźnie dostrzega chociażby wuj Aidena. Długo się znacie?

Oczy jej rozbłysły. Oho!

- Długa historia...Znamy się od..praktycznie od 40 lat. Poznałam go w szkole, kiedy zaprzyjaźniłam się z jego byłą żoną Samilią. Zmarła niestety, podczas jednej z jej podróży krajoznawczych. Była wielką fanką turystyki. Wchodząc na skały spadła. Była w śpiączce, ale lekarze nic nie mogli więcej zrobić.- w jej oczach zalśniły łzy.- w każdym razie Alan jest moim bliskim przyjacielem. W sumie to był, ale mam nadzieję, że to się zmieni i nasz kontakt się odnowi.

- Wydaje się w porządku.

- Bo taki jest.- nagle jak oparzona zerwała się z krzesła i podbiegła do telefonu- moja stara pamięć...zapomniałam na śmierć zadzwonić do niego i powiedzieć, że nie pójdę z nim na kolację, bo spędzę wieczór z tobą.

Zaprosił ją na kolację, a to już...Co?! Nie, nie może dowołać tej "randki". Przecież widzę, jak reaguje tylko na jego imię. Podświadomie bardzo chciałaby pójść, ale nie chce mi zrobić przykrości.

- Babciu, nie możesz! Przełożymy ten dzień na kiedy indziej. Alan podobno pojutrze już wyjeżdża, więc wykorzystajcie ten czas należyci.- mrugnęłam jej.

- Na pewno? Nie będziesz na mnie zła, kochanie?

Ja? Zła? Tej kobiecie też się coś należy od życia....Niczego jej nie brakuje, jest jak na swój wiek piękna, inteligentna. Alan także jest niczego sobie, więc czemu miałabym psuć im plany na wieczór? A może nawet...na przyszłość? Kto wie, czas pokaże.

- Oczywiście, że nie, a teraz chodź zrobimy cię na bóstwo przed "randką"- zaakcentowałam dobitnie ostatnie słowo, na co Lucine się zarumieniła.

-------------------------------------------------------------

Babcia wyszła na kolację, a ja samotnie leżałam na kanapie i przeskakiwałam miedzy kanałami. Nic ciekawego nie leciało, więc się zdrzemnęłam. Zasnęłam niemalże od razu.

Szłam ciemnym lasem. Była późna godzina.  Miałam na sobie jedynie spodnie od pidżamy i koszulkę. Byłam boso. Pulsował mi głowa. Nagle owiał mnie lodowaty chłód. Odruchowo sie wzdrygnęłam.

Julie Black! - usłyszałam.

Julie Black! Wciąż czekamy!

Co to jest ?! Znowu te cholerne sny....Chce się obudzić i nie myśleć o niczym...Proszę, niech się obudzę....

Julie! Julie ! Julie! Julie!

Usłyszałam ciągłe powtarzanie mojego imienia. Nie słyszałam nic, tylko swoje imię. To był cichy wrzask. Dźwięk był tak okropny, że moja czaszka nie wytrzymała i padłam na kolana. Złapałam się obolałą głowę, łzy pociekły po moich policzkach, a suche gałęzie poraniły moje bose stopy.

Podniosłam głowę i dostrzegłam ciemny ruch za drzewem. Byłam w coraz to większej panice. Czułam się jak w strasznym filmie, gdzie dziewczynę atakują bestie, a później wyjadają jej całe wnętrzności.

Miałam nadzieję, że te moje chore odczucia są tylko przejawem strachu i sparaliżowania. Błagałam, żeby to się skończyło, ale widocznie to nie był sen. Nie budziłam się.

Cień przeleciał teraz na drugą stronę. Był bardzo szybki. Cholernie szybki! Rozmywał się przy każdym ruchu.

Wstałam z klęczek, lekceważąc promieniujący ból w czaszce.

Obróciłam się dookoła, sprawdzając "co" albo "kto" to jest. Nie zdążyłam się dobrze obrócić, a "coś" zawarczało za moimi plecami. Odwróciłam się, czując na sobie czyjś wzrok. I mało się nie zakrztusiłam własną śliną. Moje serce przyśpieszyło jak po maratonie...

Przede mną stał...nietypowy...pies o trzech głowach. Był strasznie wielki. Lustrował mnie dokładnie wzrokiem, po czym zawarczał, na co momentalnie się zatrzęsłam. Z jego pyska, a raczej potrójnego pyska, leciała strużka śliny.

Fuj! Widok był obrzydzający. Zebrało mi się na wymioty.

Z opisu ten pies przypominał mi coś.

Tak, wiem !!!

Jeśli mnie pamięć nie myli był to Cerber. Pupilek Hadesa. Pamiętam to z jednej z lekcji z Kat. Wspominała o tym " mutancie". Podobno był stróżem wejścia do świata zmarłych. A przecież ja nie umarłam, prawda? A tym bardziej nie chciałam wybierać się do podziemi, przynajmniej na razie. Więc po co on tutaj?!

Nie miałam czasu długo się nad tym zastanawiać, bo bestia rzuciła się na mnie kłapiąc odrażającym zębiskiem. Poczułam okropny ból w udzie. Wrzasnęłam, gdy poczułam jak potrójne pyski wtapiają kły zębowe w moje ciało.

Obudziłam się z takim wrzaskiem, że aż kłuło mnie w gardle. Odruchowo spojrzałam na swoje ciało szukając ran, ale na szczęście nic. To tylko sen. Była taki realistyczny. I ten pies. Jakby szukał czegoś. I znalazł, ale odpowiedni kąsek.

Wyszłam spod koca. Miałam na sobie luźne getry i podkoszulkę. Mimo jesiennej aury, w domu było gorąco.

Spojrzałam przelotnie na zegar. Było po piątej. A więc mam jeszcze niespełna godzinę, do spotkania z Allyson. Postanowiłam się odświeżyć. Wzięłam ciepłe ubrania i poszłam się wykapać.

Ściągnęłam przepocone ubrania w toalecie.

I doznałam szoku. Zwariowałam! Miałam zwidy! Cokolwiek!

Bo jak inaczej wytłumaczę... to, że na nogach miałam czerwone od krwi ślady po zadrapaniach? Dokładnie takie same, jak we śnie, kiedy upadłam na kolana i poraniłam się.

Przetarłam oczy, ale obraz został ten sam.

To nie były zwidy!

Ale dlaczego, nigdzie nie mam śladów po ugryzieniu? Przecież, czułam ból...

Wstrząśnięta widokiem zaschniętej krwi na nogach,  dokładnie umyłam się cała.

Ubrałam ciepłą bluzę z kapturem i białe rurki. Wyszłam chwiejnie na nogach z toalety.

I nieczekając na więcej niespodzianek, wzięłam torbę , ubrałam się i wyszłam z domu.
















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro