Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37.

Podziemny świat.

Hades czeka na swoich podwładnych. Jest coraz bardziej zaniepokojony. Uważa, że już kolejny raz wysłał synów, którzy nie zdołali unicestwić wojowniczki ateńskiej. Ic poprzednik, nie powrócił, po tym jak został wysłany. Kolejny musiał natychmiastowo zostać odsunięty na czas nieokreślony. 

On jest naszym asem w rękawie. Liam, synu ty mnie nie zawiedziesz...

Hades usłyszał miarowy chód. W drzwiach ukazały się postacie. Wrócili. Po ich minach, wnioskuje, że zadanie przebiegło...

- Άδης , άρχοντα ! Hadesie, panie, zrobiliśmy to! Córa Ateny już ci nie zagrozi. Nie żyje.- mężczyzna ukłonił się.

- Zrobiliśmy tak, jak nam kazałeś- dodał drugi.

- Jesteście pewni?!- ryknął.

- Tak, panie. Jesteśmy. Έχουμε εκπληρώσει- odpowiedzieli.

Hades przybrał szyderczy obleśny uśmiech. Był zadowolony, choć nie do końca pewny.

Jak to możliwe, że Żniwiarze poradzili sobie z tą smarkulą, a moi synowie, których wyszkoliłem polegli..Jednak skoro zapewnili, to nie ma potrzeb do niedowierzań. Jeśli mnie oszukali zapłacą za to. Póki co cieszmy się....

- Nareszcie! Ile musiałem na to czekać.. Nie ważne, teraz liczy się to, że wojowniczka nie zdoła mnie powstrzymać. Możecie odejść, spisaliście się.

Wyszli. Bóg został sam.

- Tak!- Podniósł swój największy atrybut, berło. Stuknął nim dwa razy w ziemię. Przy jego boku od razu pojawił się Cerber.

- Mam dla was zadanie, piesku. Specjalne zadanie.

----------------------------------------------------------

Kate

- Co z nią?- zapytałam nieobecnego brata.

- Jest nieprzytomna. Jej stan jest bardzo ciężki. Camille ledwo ją uratowała. Jest bardzo słaba. Kilka razy musiała jej przywracać czynności życiowe- chłopak dłonią przejechał po włosach.

Aiden wygląda fatalnie. Dokładnie od wypadku, Julie. Leży już drugi dzień i nic. Jakby uszło z niej życie.

- Den, wszystko będzie dobrze. Ona jest silna. Zobaczysz, że da radę. A co z Cam?

- Jest wyczerpana. Wykorzystała całą swoją energię, na uratowanie jej. Gdyby nie ona, to nie wiem co by było...

Do pokoju wszedł Will. Niósł ze sobą kolację. Aiden nie jadł nic od momentu, w którym przywieźli Julie do Cam. Każda próba skłonienia go do czegoś kończyła się fiaskiem.

- Aiden, nie możesz przestać jeść i się zagłodzić. Julie chciałaby zobaczyć ciebie żywego chłopie i napewno noe wychudzonego- uśmiechnęłam się lekko na jego słowa, natomiast mój brat przybrał swój stały obojętny wyraz twarzy.

- Co z tobą, do cholery? Już nawet mowę ci odjęło?- Will spiął się nieco. Widać było, że stara się utrzymać przyjaciela przy zdrowych zmysłach. Każdy z nas był przytłoczony.

Najpierw każdy z nas stracił najbliższą rodzinę, później Nick a teraz może dołączyć do nich Jul.... Nie ! Co ja pieprzę! Ona wydobrzeje!

- Aiden...

- Idę zobaczyć do niej...

Wyszedł z pokoju nic nie mówiąc, niemalże jak zombie. Will podszedł do mnie i objął mnie.

- Będzie dobrze. Ona walczy dla niego. Nie przetrwają bez siebie, mimo, że mówią i robią co innego.

- Will, martwię się...

- Kochanie, nie ma czego. Zobaczysz, że za parę dni wszystko wróci do normy. Zaufaj mi !

- Mówił ci ktoś, że jesteś dobrym kłamcą?

- Nie, ale- pocałował mnie w czoło-  ty mówiłaś, że świetnie całuję.

Kurde, ten chłopak zawsze wie, co powiedzieć.

Pocałowałam go. Byłam mu wdzięczna za wszystko co robi.

I za...jego miłość.

----------------------------------

Julie

Czułam jak się unoszę.

Lekka jak piórko..

Zwiewna..

Widziałam tylko małe białe światełko. Ciągnęło mnie ku sobie, choć moje ciało z całych sił się opierało.

Dążyłam do oślepiającego światła, intrygowało mnie. Chciałam go dotknąć. Sprawdzić. Poczuć.

Ale..

Jedna cześć mnie podpowiadała, że nie warto...że lepiej jest tu gdzie jestem.

Druga wygrywała...i przybliżałam się z oporem, do bieli.

Gdy byłam już bliżej niż dalej, jasność rozproszyła się. Z jednej małej kropki, zrobiło się ogromne pole pochłaniające mnie....

....

Znajdowałam się w miejscu, gdzie już byłam. W miejscu gdzie byłam w swojej wizji, śnie. Jak zwykle była to ciemna przepaść. Stałam na jej skraju. Czerń była taka hipnotyzująca... zupełnie inna, niż nieskazitelna biel....była taka mroczna, taka intensywna.

Wiał chłodny wiaterek. Czułam go na swojej skórze, ponieważ miałam na sobie jedynie zwiewną sukieneczkę, przypominającą halkę. Byłam boso. Moje włosy targane były przez jesienne powiewy.

Nie byłam w stanie się ruszyć. Moje ciało jakby przyrosło do ziemi, a przynajmniej takie miałam wrażenie, które było złudne...

bo...

...po chwili trącona przez nagły silniejszy powiew spadałam wprost w szarzyznę...i nie zdawałam sobie sprawy, jak przerażająco brzmi mój wrzask, odbijający się od skalistych ścianek.

....

Nie wiem kiedy, nie wiem nawet jak...ale obudziłam się z przerażającym krzykiem. Szarpałam się, miotałam, mój szloch zamienił się w płacz.

Zemdlałam.

------------------------

Ocknęłam się jakiś czas później. Straciłam poczucie.

Ktoś trzymał mnie w objęciach. Czyjaś mocna klatka przylgnęła do moich pleców i trzymała w żelaznym uścisku. Nie miałam wystarczająco siły, ale z wysiłkiem uniosłam głowę, aby spojrzeć kim był mój wybawiciel.

Był to chłopak, na pewno. Przystojny. Dobrze zbudowany.O hipnotyzujących, niebieskich oczach.

W rogu na kanapie leżała jakaś dziewczyna. Oddychała ciężko, jakby była zmęczona. Jej włosy rozsypane były na poduszce. Wyglądała tak niewinnie.

Chłopak chyba poczuł, że się obudziłam, bo uchylił oczy. Gdy dostrzegł, ze jestem przytomna, otwarł je szerzej. Widziałam w nich troskę i ulgę. Jakby...ogromny kamień spadł mu z serca.

- Julie, jak się czujesz...- gdy patrzyłam na niego oniemiała, niemal leżąc na jego torsie, dodał- Przepraszam, krzyczałaś przez sen , zresztą od paru dni było tak samo...musiałem coś zrobić i tylko to pomogło.

Podniósł się, przesuwając mnie tak, żebym była delikatnie oparta o poduszkę. Teraz siedział obok mnie na brzegu łózka i wpatrywał się we mnie.

Patrzyłam na niego dalej nie wiedząc co powiedzieć.

- Powiedz coś, boli cię coś, potrzebujesz czegoś ?

Gdy kolejny raz nie odpowiedziałam, spojrzał na mnie wyraźnie zdezorientowany. Jego zdumienie z każdym uderzeniem serca, przeradzało się w szok. Był zaniepokojony...

- Julie...powiedz coś.

Wstrzymałam oddech, no bo... skąd on znał moje imię?!

- Przepraszam, ale kim ty jesteś?

 Tym razem brunet spojrzał na mnie z mieszanką strachu i szoku. Pobladł.

- Julie, co ty....

I nie zdążył, bo rzucił się w moją stronę, gdy nieprzytomna spadałam z łózka. Ciemność całkowicie mną owładnęła.

Straciłam przytomność.





















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro