Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3.

Szkoła Ashton Hills znajdowała się kilka ulic dalej. Poszłam na skróty, tak jak poleciła mi wcześniej babcia. Przez niewielki park.

Po około 15 minutach stałam przed wielkim budynkiem. Szkoła była ogromna. Na dziedzińcu roiło się od uczniów. Z każdej strony przybywało ich grupkami. Czułam się jak na premierze nowej kolekcji Korsa.

Babcia dostarczyła mi wcześniej plan zajęć. Miałam mieć wychowanie fizyczne. Tak! Lepiej dzień nie mógł się zacząć. Kocham sport. Dzięki niemu zapominam o problemach. Odpręża mnie.

Spojrzałam na zegarek. Pięć minut do rozpoczęcia lekcji.

W pewnym momencie gdy szłam w stronę wejścia głównego, jakaś dziewczyna, szturchnęła mnie po czym odwróciła się i szepnęła "suka".

Ha. Nie do wiary. Wpadła na mnie i bezczelnie mnie obraża.

Nie wiedziałam gdzie jest sala gimnastyczna, nie chciałam się spóźnić, więc zapytałam o drogę przechodzącą obok mnie dziewczynę.

-Przepraszam, nie wiesz może gdzie jest sala gimnastyczna?

-Prosto i na lewo.-uśmiechnęła się serdecznie. Była bardzo ładna. Miała długie brązowe włosy i duże sarnie oczy.

Podziękowałam, po czym odeszłam w poszukiwaniu.

-----------------------------------------------------

Nieco spóźniona wpadłam do sali. Uczniowie byli w trakcie rozgrzewki. Kiedy weszłam przerwali i z ciekawością mi się przyglądali. Po chwili usłyszałam podniesiony męski głos.

- A kogo my tu mamy? Black, prawda? Spóźniłaś się moja droga! Wychowanie fizyczne zaczęło się- spojrzał na zegarek- jakieś dwie minuty temu.

-Prze...Przepraszam. Jestem nowa i nie mogłam znaleźć sali -wydukałam. Wśród uczniów dostrzegłam dziewczynę która mi pomogła. Uśmiechnęłam się. Ona chyba mnie nie zauważyła, bo pogrążona była w rozmowie.

-Na co jeszcze czekasz. Leć się przebrać! Nikt na ciebie nie będzie czekał.-powiedział  widocznie zirytowany- Na korytarzu, na prawo jest szatnia. Leć.

Ufff..

-Oczywiście. Przepraszam.- Czym prędzej wybiegłam się przebrać.

Na korytarzu szkolnym jak i w samej szatni było cicho. Słychać było jedynie dźwięk działającego wentylatora. W milczeniu przebrałam się w krótkie szorty, top oraz narzuconą na niego koszulkę do biegania.

Udałam się z powrotem do sali. Idąc korytarzem miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

Ni stąd ni zowąd usłyszałam niemy szept.

Julie... Chodź..Do...Nas

Zamarłam.

Wojowniczko...

Co? Że co? Wojowniczka? Ja?

Oniemiałam.

Szłam dalej. 

Julie! Przestań ! Wariujesz!-zbeształam się w myślach.

Nagle zza winkla wyszła postać ubrana na czarno. Nie widziałam twarzy, ponieważ  przysłonił ją kaptur. W ręku trzymała miecz. Miecz?!

Koleś chyba pomylił miejsca. Z takim strojem to do teatru.

-Ee przepraszam..Pewnie szukasz sali teatralnej...Jestem nowa więc ci nie pomogę- oznajmiłam próbując przybrać poważny ton.

Wojowniczko! Nareszcie! Tyle czasu minęło...

Wzdrygnęłam się, ponownie.

Znowu to słowo. Zwariuję po prostu. Ta szkoła już ma na mnie zły wpływ.

- Słucham? Coś mówiłeś?

Nagle czarna postać podniosła miecz i zaczęła iść w moją stronę.

Byłam zdezorientowana. Czy to jakaś ukryta kamera? Tak od teraz witają nowych w szkole? Jeśli tak to muszą być nieźle walnięci.

Poważnie przestraszona już, krzyknęłam:

-Ej ludzie to już nie jest śmieszne!

Zaczęło mi się kręcić w głowie. Czułam buchające gorąco w twarz. Łzy strachu napłynęły mi do oczu.

Koleś nie przestawał iść  w moją stronę. Cofnęłam się w tył.

Niespodziewanie potknęłam się o własne nogi. Z hukiem upadłam na ziemię. Obraz mi się rozmazał.

Stałam nad urwiskiemNa przeciwko mnie stał mężczyzna  w czarnym kapturze. Trzymał zakrwawiony miecz.

Poczułam dziwny chłód w okolicy  brzucha. Odruchowo dotknęłam miejsca . Na rękach miałam czerwoną lepką ciecz. Krew! Byłam ranna!

Przy moim boku stał wysoki brunet. Niedaleko nas stała dziewczyna o sarnich oczach i trzy inne osoby. Jedna z nich ją podtrzymywała.

Stawałam się coraz bardziej senna. Czułam że opadam z sił.

Wnet upadłam na ziemię. Chłopak natychmiast mnie podniósł i spojrzał na krew. Dostrzegłam w jego spojrzeniu strach. 

-Julie! Spójrz na mnie! Wszystko będzie dobrze, tylko nie zasypiaj...

- Aid...Aiden... nie. ..dam raa...rady...chce ...mi ...się ...spać, jestem ....taka z..zmęczona.

-Nie Nie Nie Nie zasypiaj ,słyszysz mnie? Nie wolno ci!

Spojrzałam na grupkę stojącą obok nas. Mieli łzy w oczach, z wyjątkiem dziewczyny, która już płakała.

Odpływałam. W pewnym momencie ból rozsadził mi niemal czaszkę. Był potworny.

-Nareszcie!-usłyszałam szept.-Wojowniczko..Twój czas dobiegł końca- po czym szyderczy śmiech.

Oczy mi się zamykały. 

-Juls Nie!- krzyknął ktoś

Usłyszałam cichy śmiech.

Mężczyzna w czerni  wbił miecz w ziemię.

- Nareszcie!- ryknął

Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam była rozpacz na twarzy bruneta.

Otwarłam powoli oczy. Leżałam na ...korytarzu szkolnym. Musiałam uderzyć się w głowę. Miałam dziwny sen. Pewnie znowu naoglądałam się za dużo fantasy.

Ale... gdzie jest mężczyzna z mieczem? Nigdzie go nie widzę. Pewnie go też, sobie wyobraziłam. Wariatka!

Z sali gimnastycznej wybiegł nauczyciel z wysokim chłopakiem.

O mój Boże!

Chłopak wyglądał dokładnie jak ...jak...jak chłopak z mojego snu, gdy zemdlałam. Wysoki, zmierzwione włosy, błękitne pociągające oczy. Nie, to niemożliwe!

Przyglądałam mu się chyba zbyt długo bo wuefista zapytał:

-Panno Black, co się stało? Dobrze się pani czuje?

Otrząsnęłam się z myśli o chłopaku.

-Yyy tak,przepraszam. Wychodziłam z sali. Widocznie się potknęłam... i zemdlałam. Niezdara ze mnie. A może to dlatego, że z tego wszystkiego zapomniałam zjeść śniadania przed wyjściem.

Profesor chyba zastanawiał się nad moimi słowami. Nagle jednak przypomniał sobie o czymś.

- A te krzyki?- zapytał.

-Krzyki?

-Tak, krzyki. Wysłałem po ciebie Liama i powiedział, że leżysz na ziemi i krzyczysz. Przybiegliśmy sprawdzić.

-Proszę się nie przejmować. Ostatnio mam zwidy, to może przez to te krzyki.

-Zwidy?

-Tak, wyobrażam sobie niestworzone rzeczy. Na przykład ostatnio widziałam czarną postać z mieczem. Zabawne prawda?

Zobaczyłam jak zarówno chłopakowi jak i nauczycielowi odpływa krew z twarzy. Wyglądali jak by zobaczyli ducha.

-Przepraszam czy coś powiedziałam nie tak?- zapytałam równie przerażona jak oni. Złapałam się za głowę , bo poczułam jak rozsadza mi ją od środka. Ból był potężny, aż poleciały mi łzy. Wyrwał mi się urwany jęk.

-N..Nie.-odpowiedział szybko, po czym zwrócił się do chłopaka - Aiden przyprowadź Camille. Niech zaprowadzi ją do pielęgniarki.

Aiden? Tak samo miał na imię chłopak z mojego snu. Cholera, jestem jakaś nienormalna. Co ja sobie myślę...Nie jednemu psu na imię Burek, ale...

...te oczy ....to nie przypadek.

Chłopak chwilę się zastanawiał i o czymś rozmyślał. Głowa mnie cholernie bolała, zaczęłam szlochać.

-Aiden! Przyprowadź Camille!

-Tak, przepraszam. Zamyśliłem się.- szybko powiedział po czym biegiem ruszył po dziewczynę imieniem Camille.



























Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro