Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17.

Obudziłam się przed świtem. Byłam w znanym mi pomieszczeniu. Byłam w swoim pokoju.

Bolał mnie brzuch. Ciężko oddychałam. Czułam ucisk w klatce.

Spojrzałam w dół. Klatkę piersiową miałam owiniętą bandażem elastycznym z opatrunkiem.

Usłyszałam ciche pochrapywanie. Było ciemno w pokoju, więc nie mogłam nic dostrzec. Jedynie moją uwagę zwróciła sylwetka.

Poruszyła się jakby wyczuła, że się przebudziłam. Sylwetka ruszyła w stronę łóżka w którym leżałam.

Postać stanęła nade mną. I wreszcie w delikatnym świetle mogłam dostrzec twarz intruza. Ten facet coraz bardziej mnie zaskakuje.

Aiden.

-Co tu robisz?

- Ciebie też miło widzieć. Zemdlałaś i straciłaś trochę krwi. Trzeba było ci opatrzyć ranę. Zajęła się tym Camille. Ja tylko zostałem, by na ciebie spoglądać od czasu do czasu.

-Camille? Dlaczego ona?

-Nie pamiętasz? Przecież uratowała twoją babcię. Cam ma dar .. nie wspominaliśmy ci o tym wcześniej, ale niektórzy z nas posiadają także specjalny dar od bóstwa. Działa on jedynie na wojowników boskich takich jak my. Julie? Naprawdę nie pamiętasz co się wydarzyło?

Spojrzał z dziwnym grymasem. Troski? Zakłopotania? Przerażenia?

Ale ja naprawdę nic nie pamiętam. Mam pustkę w głowie.

-Nic nie pamiętam. Mam mętlik w głowie. Przepraszam...A tak poza tym, dlaczego mam owinięty brzuch?

-Julie...Przecież Żniwiarz, który zaatakował cię, Dean, pamiętasz? Zranił cię sztyletem. Zemdlałaś. I przyprowadziliśmy cię tutaj. Ten Żniwiarz...to on zaatakował cię wtedy w parku, szłaś ze szkoły...Jest wysłannikiem boga podziemi.

-Co? W jakim parku? O czym ty mówisz?

-Dziewczyno... przerażasz mnie. Park, napad, pomogliśmy ci z chłopakami bo cię zaatakował...Nie żartuj, ok? Nie najlepszy moment na humorek.

- Człowieku, nie mam pojęcia o co ci chodzi ! Do cholery! Jesteś jakiś inny, czy co?  Pieprzysz o jakimś napadzie? Nie pamiętam żadnego napadu!

Widziałam przerażenie w jego oczach. Momentalnie krew odpłynęła mu z twarzy.

- Co jest?

-Nic, odpocznij. Ja muszę załatwić kilka spraw.

Wyszedł z mojego pokoju.

--------------------------------------------------

Usłyszałam w kuchni rozmowy. Postanowiłam sprawdzić z kim babcia rozmawia podniesionym głosem.

Zajrzałam przez drzwi. Nikt mnie nie zauważył. W kuchni stała babcia, Aiden, Kate, Will, Nick i Camille. Rozmawiali na jakiś temat ożywieni.

- Lucine, ona nic nie pamięta. To nie wróży nic dobrego.

- Uspokójcie się, może po prostu uderzyła się  w głowę. Kilka razy zemdlała. Pójdę z nią do lekarza.

Odezwała się Camille.

- Nie. To nie jest konieczne. Sprawdzę to. Jeśli jest chora wyczuję to.

Kate ja poparła.

- Tak, to dobry pomysł.

Po długim milczeniu odezwał się Aiden.

- Dziwne... Nic nie pamiętała..a przecież to się działo zaledwie kilka..godzin i dni temu. Powiem szczerze, że mnie przeraziła. Może Hades podwoił starania. Wiemy przecież, że Erynie mogą wpływać na nas. Może to także ich sprawka.

- Den, wiesz przecież, że Hades siedzi i oczekuje, aż Żniwiarz wypełni swoje zadanie. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że jego wojownik jest zamknięty u nas w piwnicy. Niech tak zostanie. Mamy przewagę nad nim. Zanim odkryje to minie kilka dni. Musimy coś wymyślić za ten czas-  powiedział Will.

- Nie mogę patrzeć jak ten idiota włącza ją w swoje gierki. Nie pozwolę by ją skrzywdził.

Słowa Aidena mnie zaskoczyły.

-Bracie, wiem, że ci na niej zależy ale musisz trzeźwo myśleć, rozumiesz? Bo inaczej nie pomożesz ani nam ani jej.

Zależy? Na mnie? Czy chodzi o mnie?

Postanowiłam się ujawnić.

Weszłam do pomieszczenia i przywitałam się ze wszystkimi. Mieli dziwnie przerażone miny. Zobaczyli ducha?

- Słyszałam o czym rozmawiacie..

-Przepraszam Julie, nie chciałam, żebyś to słyszała.

-W porządku babciu. Ja..po prostu.. jestem zmęczona i miałam prawo zapomnieć o wypadku w parku, prawda?- spojrzałam na chłopaków. Potaknęli głowami- Poza tym to dla mnie jeszcze nowość, więc nie oczekujcie, że będę skakać od razu z mieczem i zabijać.

-Julie, nie oczekujemy tego od ciebie-powiedziała Camille- po prostu martwimy się i chcemy, żebyś umiała się obronić w konieczności. Zawsze będziemy przy tobie, ale może się zdarzyć wypadek, że będziesz musiała poradzić sobie sama.

-Musisz zacząć lekcję- oznajmiła zdecydowanym tonem, nieznoszącym sprzeciwu, Kate.

Chciałam się odezwać, ale uprzedził mnie Nick. Zaskoczył mnie jego ton. Zwykle cichy i opanowany, teraz niemal rozzłoszczony.

-Dziewczyno, zrób wreszcie coś dla siebie i nas wszystkich i pozwól sobie pomóc. Wiemy, że nie chcesz nas w to wciągać, ale kuźwa jak zauważyłaś, my od dawna jesteśmy w tym po uszy, więc proszę, zrób to i nie każ nam dalej siedzieć w niepewności, chroniąc cię na każdym kroku. Daj nam tą- chociaż minimalną- satysfakcję, że gdy zostawimy cię samą, to dasz radę coś zrobić, a nie tylko za każdym razem się poddawać i czekać na koniec!

Stałam jak wryta. Zresztą nie tylko ja. Wszyscy z rozdziawionymi ustami przyglądali się chłopakowi. Wyglądał na nabuzowanego.

Po chwili wyszedł na zewnątrz trzaskając drzwiami. Camille i Will wybiegli za nim. Rzucili mi smutne spojrzenie.

Zdecydowałam, po słowach Nicka.

-Dobra, jeśli to was uszczęśliwi to zacznijmy te lekcje.

- To nie tylko nas uszczęśliwiasz, tylko samą siebie, kotku- oznajmiła babcia.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro