Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Komplikacje


Rano dnia następnego wstali wypoczęci i gotowi do działania. Kapitan ku swemu zaskoczeniu odkrył, że ten młody facet musi być kimś naprawde potężnym skoro wciąż utrzymuje działanie techniki. Wydawało się, że śpi spokojnie i głęboko, ale wolał się nie przekonywać jak jest naprawdę. Wyszedł do głównej części, która służyła jako salon i jadalnia.

- Dzień dobry, Kovu-san. Już na nogach?

- Dzień dobry, Yaga-san. Jestem przyzwyczajony.

- Usiądź zatem. Zrobię herbaty i śniadanie, chyba, że wolisz kawę?

- Nie chcę sprawiać dodatkowego kłopotu.

- Jesteś dobrym człowiekiem. Pozwól mi, sprawisz przyjemność starej kobiecie.

- Dobrze. Proszę kawy.

Yaga uśmiechnęła się i poszła zająć przygotowaniem śniadania dla swoich niespodziewanych gości, którzy wprowadzili do pustego domu troche życia. Podała mu kawę i wróciła do przygotowania posiłku, kiedy zza przepierzenia wyszedł Iruka trąc zaspane oczy.

- Obudziłeś się?

- Mhm...

- Jesteś głodny?

- Chcę kawy.

- No chyba nie. Jesteś za mały na kofeinę.

- Łyczka chociaż?- jęknął

Kapitan westchnął cierpiętniczo, ale  podał mu kubek.

- Tylko ostrożnie, bo gorąca.

Iruka pokiwał mu głową i z wdzięcznością przyjął kubek. Zrobił duży łyk i oddał niechętnie naczynie. Położył się na stole, za co od razu dostał ochrzan, że stół nie służy do tego i ma siedzieć jak człowiek. Chłopak już miał coś burknąć, kiedy pojawiła się starsza kobieta.

- Dzień dobry, kruszynko.

- Dzień dobry pani. Mam na imię Honou, a nie kruszyna.- burknął.

- Słodziutki.- powiedziała uśmiechając się i stawiając przed nimi miseczki z parująca zupą miso.

Iruka naburmuszył się tylko. Czekał na resztę śniadania. Po chwili na stole pojawiły się miseczki z ryżem i grillowaną sajrą. Tuż przy porcji chłopaka pojawił się kubek aromatycznej zielonej herbaty i mała miseczka natto.

- Smacznego, moi kochani.

- Naprawdę muszę to zjeść?- jęknął niechętnie zerkając na nasiona spowite lepkim glutem i pachnące co najmniej nieapetycznie.

- Tak.- odpowiedział kapitan z wredną satysfakcją.

Iruka westchnął zrezygnowany. Nigdy za natto nie przepadał, ale dobrze wiedział jak wartościowe jest to paskudztwo, więc uznał, że może się poświęcić i tylko wyjdzie mu to na zdrowie.

- Itadakimasu.- powiedział bez przekonania i rozpoczął od zupki i ryby.

Kapitan i kobieta zaśmiali się. Dalszy posiłek przebiegł w milczeniu. Iruka zaraz po tym pobiegł na posłanie i wrócił ze swoim nadgryzionym lizakiem. Kapitan podziękował za posiłek mówiąc, że idą się rozejrzeć po miasteczku. Wziął za rękę chłopaka, który znów zdawał się być wielce zaaferowany słodkościami, które wpadły mu w rączki.

Szli tak powoli i rozglądali się za pozostałymi, choć Iruka zdawał się bardziej interesować lizakiem. Kapitan zaczynał się niepokoić, gdyż tłum na ulicach gęstniał, a on wciąż nie dostrzegał swoich ludzi.

- Tataaa...- jęknął maluch.

- Co tym razem?

- Wszyscy mnie popychają i zaraz podepczą.

Kapitan warknął cicho pod nosem. Zupełnie zapomniał, że taki malec to bardziej się plącze pod nogami niż idzie. Podniósł go zaskoczony, że nie waży tyle ile powinien dorosły facet. Kompletnie nie miał pojęcia co to za niesamowita technika, która potrafi zmienić nie tylko wygląd, ale i ciężar. Posadził go sobie na ramionach i ruszył w dalszą drogę.

- Nie tam. W lewo. Widzę ich. Chyba też za nami patrzą.

Ten bez słowa skręcił we wskazywanym kierunku zastanawiając się jak im to powiedzieć. Podszedł do grupki, która zdziwiona popatrzyła na mężczyznę z dzieckiem.

- Ra?- zapytał ostrożnie.

- Ra.- odpowiedział jeden z nich wciąż podejrzliwie łypiąc na nich.- Kapitanie, skąd wziąłeś to dziecko?

- Cóż... pomysł naszego informatora na przebranie.- bąknął.- Dowiedzieliście się czegoś?- dodał

- Tylko tego, że jest w mieście i czeka na kogoś.

- I właśnie się doczekał.- powiedział Iruka machając przed nimi lizakiem

- Skąd wiesz?

- Widzę go. Kieruje się w stronę tych bardziej zniszczonych zabudowań. Zatrzymamy się tam na papu? Chyba mają tam budkę z zupką.

- Jest sam?

- Sam, ale chyba ktoś go śledzi. Jednak na razie mam co do tego wątpliwość. Równie dobrze może iść w tym samym kierunku. Jakaś kobieta w łachmanach.

- W takim razie też się tam udajmy, ale musisz zejść.

- Znowu mnie rozdeptają.- jęknął

- Zajmij się lizakiem, co?

Iruka naburmuszył się, ale nie protestował więcej. Miał dziwne wrażenie, że coś tu jest nie tak. Tylko nie potrafił określić, co dokładnie, a to powodowało, że nigdy nikt nie chciał posłuchać jego ostrzeżenia. Twierdzili, że przeczucia są dobre dla bab, a potem ginęli.

Ruszyli niespiesznie w stronę gdzie udał się cel ich zadania. Szli tak dłuższa chwilę. Było podejrzanie spokojnie, kiedy tłum dziwnie zgęstniał i drużyna łowców została rozdzielona z Iruką, który wciąż pozostawał pod działaniem techniki, której nie dało się odwołać przed upływem raz ustalonego czasu. Jedna z poważniejszych wad techniki. Próbował się przedrzeć jak najszybciej, by ich dogonić, ale to nie było takie łatwe. Nagle poczuł jak ktoś łapie go za ubranie i przyciska coś do twarzy. Szarpał się, by uciec, ale kolejna wada techniki spowodowała, że nie był dość silny i po chwili jego zmysły opanowała lepka ciemność.

Tymczasem kapitan zorientowawszy się, że chłopak wymknął mu się z ręki, zaczął się rozglądać za nim, ale spory tłum ludzi skutecznie utrudniał mu to zadanie. Już miał go wołać po imieniu i wrócić się, kiedy towarzysze go powstrzymali.

- Coś się stało, kapitanie?

- Honou się zgubił. Wyślizgnął mi się gdzieś z ręki.

- Znajdzie się. Wie gdzie iść.

- To mi się bardzo nie podoba. Zachowajcie najwyższą ostrożność.

- Jasne. Trochę za bardzo wczułeś się w rolę, kapitanie.

- Możliwe, ale czuję wewnętrzny niepokój jakbyśmy szli prosto w pułapkę.

- Nie możemy się wycofać.

Kapitan tylko kiwnął głową i zaczął się baczniej rozglądać. Przypomniał sobie, że to miasteczko jest siedliskiem wyrzutków i dezerterów. Możliwe, że ktoś nimi tu zarządza i kazał sprowokować ten nagły tłum. Wyglądali na zwykłych biedaków, może szumowiny społeczne, ale od niektórych czuć było słabszą bądź silniejszą czakrę.

Zobaczyli jak ich cel wchodzi do jednego z domów, który nie wyróżniał się dosłownie niczym. Zatrzymali się namawiając nad szybkim planem działania. Weszli do środka, które było zaskakująco jasne. Na środku pomieszczenia stał cel, jakiś mężczyzna i kobieta. Kapitan wzdrygnął się na samą myśl. Chłopak mówił, że cel jest śledzony przez kobietę.

- Długo kazaliście na siebie czekać.- powiedziała z obcym akcentem.

- Kim wy jesteście?

- Och... jaki agresywny. Cóż... chcemy was zniszczyć. Konoha to taka zapyziała wioska. Tak łatwo kupić waszych ludzi.

- To ty rządzisz tym całym motłochem tutaj?

- Grzeczniej chłopczyku, albo twojemu synkowi stanie się krzywda. To był twój życiowy błąd liściaku, zabieranie dzieciaka na misję. Właśnie tak się zastanawiam czy go zabić na twoich oczach czy wymazać mu pamięć i sobie wziąć. Jest słodziutki.

- Zostaw go w spokoju, ty ściero do podłogi.

- Och... nie wierzysz mi?- wysyczała.- Dawaj dzieciaka!- warknęła na mężczyznę obok.

Ten posłusznie poszedł gdzieś w kąt i po chwili wrócił ze związanym i zakneblowanym chłopakiem, który był aktualnie nieprzytomny.

- Puść go, albo źle skończysz. Ty i te twoje bezmózgowce. Co mu zrobiłaś?!

- Był niegrzeczny, to poszedł spać. Widać charakterek ma po tatusiu.- zadrwiła.

- Oszczędź go.

Zaśmiała się złośliwie. Spojrzała na zdrajcę, który wyglądał jakby miał w gacie zrobić, albo nagle cudownie się nawrócić i pokrzyżować jej plany. Potem na ninja, którzy przybyli tu by odzyskać informacje i pewnie przy okazji pozbyć się zdrajcy.

- Po to tu jesteście, prawda?- pokazała im malutki zwój, który idealnie mieścił się w jej drobnej dłoni.

Kapitan i pozostali milczeli, ale wściekłość malowała się na ich twarzach.

- No chodźcie i spróbujcie nam to odebrać.- zadrwiła

W tym momencie ocknął się nieprzytomny i znów zaczął szarpać jakby nie do końca wiedząc, co się dzieje i w jakim jest położeniu.

- Radzę się nie szarpać, albo więcej się nie obudzisz.

- Mmmm...mhmm...ghmmm...

- Och.. rozmyśliłam się. Zabij gówniarza. Mamy tu większe wyzwania.- powiedziała.- Tylko zrób to żeby trochę się pomęczył.- dodała z chorym, sadystycznym uśmieszkiem.

Ninja wzruszył tylko ramionami i wbił dzieciakowi kunai w bok. Ten jęknął zaskoczony i zemdlał. Ninja wyrwał broń z rany i rzucił dzieciaka gdzieś w bok pod ścianę. Oinini rzucili się do ataku, a wróg nie pozostał bierny. Tylko zdrajca stał chwile nie mogąc się zdecydować na ruch. Sprawy zaczynały przybierać nieciekawy obrót, więc postanowił się włączyć. Jednak nie tak jak się spodziewała każda ze stron. Sięgnął po miecz i ku zdumieniu wszystkich odciął kobiecie dłoń w której ściskała zwój z informacjami, które mogły zniszczyć wioskę Liścia. Szybko lawirując między walczącymi i goniony wściekłymi klątwami kobiety podbiegł do dzieciaka, który powoli zaczynał odzyskiwać przytomność.

- Weź to. Czuję, że nie jesteś tym na kogo wyglądasz. Ty możesz jeszcze odwrócić to, co ja prawie uczyniłem. Dalej nienawidzę Konohy, ale dzieci niczemu nie zawiniły. Uświadomiłeś mi to.- mówił szybko wpychając mu zakrwawione etui w małą rączkę.

Dzieciak nie zdążył mu nic odpowiedzieć ani on nie zdążył zrobić nic więcej gdyż zdrajcę przebiły dwa ostrza jednocześnie. Jedno z nich zraniło chłopaka w ramię. Zdrajca zakrztusił się krwią i upadł na niego, przygniatając go swym ciężarem.

Oinini zwyciężyli, ale otrzymali ciężkie rany zwłaszcza ci dwaj. Podbiegli pod ścianę, gdzie było truchło zdrajcy. Zdjęli je z chłopaka i zabrali go nie wiedząc czy jeszcze żyje. Nie mieli czasu tego sprawdzać, gdyż odgłosy walki na pewno ściągną tu więcej nikczemników. Szybko ruszyli ku najbliższej bramie, by wydostać się z miasteczka i opóźnić ewentualną pogoń. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro