6. Nieuniknione starcie
73 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Podpisując ostatnie z rozporządzeń, Zeref zawinął je w rulon i włożył do ciemno fioletowej tuby ze znakiem Alvarez. Nalewając na złotą podstawkę odrobinę wosku, roztopił go.
Widząc odbijającą się swoją twarz, w płynnej czerwieni, zamknął powoli oczy. Lejąca się krew, krzyki i zapach, swąd spalenizny. Pamiętał to aż za dobrze, dzień gdy ubrudzony we krwi mieszkańców, jako małe dziecko, klęczał pośród zniszczonej przez smoka, rodzonej osady. Nie wiedząc gdzie się podziać, gdzie byli jego rodzice i młodszy braciszek, błąkał się potem wśród gruzów budynków szukając pomocy. Do dziś w koszmarach widzi obraz, martwych ciał bliskich, zalanej we krwi twarzy Natsu i przeraźliwej ciszy, przerywanej tylko dźwiękiem pękających przez żar resztek belek stropów. Sny jak zabierając go na ręce, stara się ocucić i ożywić... aż w końcu jego i rodziców pochówek...
- Wasza Wysokość? - głos towarzyszącego mu Jacoba wyrwał go ze wspomnień.
Otwierając ponownie oczy, nawet nie raczył na niego spojrzeć. Wracając do przerwanej czynności, zanużył w całkowicie już ciekłym wosku stempel i odciskając go na linkach obwiązanych na tubie, zapieczętował swoje ósme dziś rozporządzenie.
- Zanieś to we wskazane miejsce. - szepnął spokojnym głosem, wyciągając 7 tub do Jacoba. - Tylko bez świadków. Nikt ma cię nie widzieć. - dodał spoglądając na niego chłodnym wzrokiem.
- Oczywiście. Jak rozkażesz. - mówiąc to, Jacob pokłonił głowę i zabierając tuby, moment później rozpłynął się w powietrzu.
- Jak je dostarczysz, przypilnuj aby przeczytali je do końca. - szepnął Zeref podnosząc się z miejsca.
Doskonale zdając sobie sprawę ze zdolności Jacoba do znikania, uważał za niekonieczne patrzenie mu w oczy podczas rozmowy. Liczyło się tylko to, aby wypełniał powierzone rozkazy. Nic więcej.
- Zgodnie z twym życzeniem. - rozległ się z nikąd jego przychrypniety od tytoniu i alkoholu głos.
Starszy Dragneel czekał aż drzwi zamkną się za spirgganem, a kiedy to się stało, sięgnął po 8 tubę z ostatnim dokumentem. Ta sprawa była najcięża. Od jej wysłania zależało, czy w końcu wypowie otwartą wojnę Amakmar, czy wciąż poprzestanie na podchodach i co kilkudniowych starciach na granicy.
Obracając tubę w dłoni, skierował się do drzwi. Musiał obgadać tę decyzję z całą radą spriggan, co oznaczało, że musi jednocześnie wstrzymać się z tym do powrotu Jacoba.
- Brandish, Ajeel, Invel i Dimaria obecni w pałacu. Jacob o ile się uwinie szybko, powinien wrócić za 3 godziny. - wyliczając Zeref pokonał część jednego z wielu korytarzy tworzących swego rodzaju labirynt w pałacu, nie zwracając uwagi na stojącą gdzie nie gdzie straż. - Jednak on już zna sprawę, więc do tego czasu zdążę ją przedstawić reszcie. - układając w myślach kolejne posunięcie, zatrzymał się przed jedną z komnat.
Otwierając drzwi wszedł do środka poszukując jednego z magicznych przedmiotów. Skacząc wzrokiem z półki na półkę, w końcu to znalazł. Biorąc do ręki czarną kulkę, przelał na nią odrobinę swojej mocy, budząc ją do życia. Rozkładający się w jego rękach, magiczny ptak, w mgnieniu oka urusł do rozmiarów dorosłego kruka, z piór którego, emanowała ciemno fioletowa, zimna i złowroga magia, a raczej klątwa.
- Neinhart ma się stawić w pałacu natychmiast. - przekazując swój rozkaz, Zeref otworzył jedno z okien wypuszczając ptaka.
Gdy magiczne zwierzę wyleciało, zamknął je natychmiast, wracając z powrotem na korytarz. Od czasu wojny i powrotu do Alvarez, Neinhart był w pałacu może z dwa razy. Zaszywając się nie wiadomo gdzie, słuch po nim zaginął. Jego dywizjon robił co chciał, lecz w granicach rozsądku. Z pozoru wydawać by się można było, że Imperator nie panuje nad swoimi ludźmi. Fakt, nie interesował się gdzie jest jeden z jego dwunastki spriggan, lecz gdyby zaszła taka potrzeba, dowie się o tym jako pierwszy w mniej niż parę minut.
Neinhart był dość specyficzny. Lubił samotność i miejsca owiane grozą. Gdy dochodziło do jakiejś rzezi, to on zjawiał się tam jako pierwszy. Chodząc wśród zwłok i płaczących wśród nich żywych osób, powiększał swoją kolekcję Historii, replik zmarłych osób z zachowaniem ich mocy i cech osobowsości jaką mieli za życia.
Jak na egoistę przystało, liczyło się dla niego tylko to, aby wiciągnąć dla siebie jak najwięcej, olewając wszystkich wokół. Gdy Zeref wydał rozkaz spotkania przed nadchodzącą inwzają na Ishgar, on jako jedyny śmiał odmówić przyjścia na nie, stąd starszy Dragneel nie przykładał wielkich nadzieji, iż tym razem raczy pofatygować się na dzisiejsze spotkanie.
Czemu więc wciąż go trzymał? Czemu nie zabił za nieposłuszeństwo? Odpowiedź była prosta, z powodu jego magi. Była swego rodzaju cenna i Zeref nie chciał stracić kogoś takiego. Za duże już straty poniósł z powodu utraty Irene czy Augusta, by teraz móc sobie pozwolić na kolejne czystki.
Wychodzą przez jeden z łuków, dostrzegł stojących kawałek dalej strażników, szepczących coś i skupiających całą swoją uwagę na czymś za oknem. Zaciekawiony tym, schował pod płaszczem trzymaną wciąż w ręce tubę i podchodząc spokojnym, dumym krokiem do nich, powoli zaczął uwalniać swoją moc. Zajęci dyskutowaniem i obstawianiem strażnicy, poczuli go dopiero z trzech metrów. Odskakując od okna, stanęli na baczność, przełykając śliny i spinając ramiona.
- Co się tu dzieje? - zapytał, stając w ich miejscu tyłem do okna.
Nie mogąc doczekać się odpwiedzi, zerknął w końcu za szkło, na zlokalizowany pod piętrem na którym byli, jeden z wielkich balkonów. Ten południowy taras, był pokryty w całości trawą i średniej wielkości krzaczkami. Wejście na niego, stanowił korytarz z łukami, niewidocznymi z okna. Nie było to jednak ważne, gdyż to co zwróciło uwagę strażników i o co tak ochoczo się zakładli, znajdowało się na środku tarasu, doskonale widoczne z góry.
Podnosząc ostro brew w górę, Zeref zawiesił wzrok na odbywającym się na dole sparingu. Ajeel z dziką jak na siebie szybkością i nie opisaną radością na ustach, siłował się w starciu z...
- Natsu? - zawołał w szoku, obserwując swojego młodszego braciszka, blokującego ciosy Ajeela.
Z początku unikając lub blokując dłonie Ajeela, Natsu w końcu złapał rytm i korzystając z jednego jego błędu, złapał za ramię maga, przywalając mu barkiem w klatkę i spychając do tyłu na plecy. Pod wpływem naporu, Ajeel stracił równowagę i przewrócił się do tyłu, jednak ciągnąc za sobą Natsu, zrobił fikołka, obracając całą sytuację znów na niekorzyść młodszego Dragneela.
Zeref widząc to, ruszył się z miejsca schodząc po schodach na niższe piętro. Wchodząc na korytarz na którego końcu było wejście na owy taras, usłyszał nawoływania i krzyki.
- Tylko na tyle cię stać? -
- Powiedział ten co leży na ziemi! -
Na moment zapadła cisza, przerwana została po chwili odgłosem szapraniny i nowych krzyków.
- Ej no! Wracaj mi tu! -
- A proszę cię bardzo! -
Przyśpieszając jeszcze bardziej kroku, Zeref dopadł truchtem do łuku, w którym prawie wpadłby na stojąca tam z boku Brandish. Zaskoczona dziewczyna, wzdrygnęła się, cofając w bok i uderzając się w ścianę barkiem.
- Co tu się dzieje? - zapytał Zeref skacząc wzrokiem z niej na walczących ze sobą chłopaków.
- Natsu chciał poćwiczyć i poprosił mnie o trening. Odmówiłam bo nie przepadam za walką wręcz bez magii. Ajeel będąc ze mną, zaproponował sparing, na który obaj przystali. - wytłumaczyła pośpiesznie, ściskając trzymany płaszcz Natsu w rękach.
- Poćwiczyć? - powtórzył Zeref odwracając wzrok od dziewczyny na brata, akurat w momencie którym, przygwoździł Ajeela do ziemi, siadając mu na plecach, by sekundę potem, wylądować samemu na trawie.
- Przecież on wciąż nie doszedł do siebie! - syknął Zeref, ściągając brwi.
- Mówiłam mu to, ale machnął do mnie ręką mówiąc, że poćwiczą trochę bez magi, nic wielkiego ani nadwyrężajacego. -
- Nic wielkiego!? Przecież oni nawzajem się tutaj siłują jak na ringu! -
- Zaszło to odrobinę za daleko, ale... - Brandish nim skończyła, usłyszała kolejne krzyki i obracając głowę z Imperatora na chłopaków, przełknęła nerwowo ślinę, widząc, jak Natsu leżąc na plecach, pomachał ręką aby zrobili przerwę.
- Osz cię... - wysapał Ajeel, ledwo łapiąc oddech. - No, no, nawet nieźle ci to idzie. - dodał stojąc nad Natsu.
- Heh, jakbym był w pełni sił, to bym cię położył na łopaki w kilka minut. -
- Jakbyś był w pełni sił, ale na szczęście nie jesteś. - zaśmiał się Ajeel, łapiąc się za boki. - Co nie zmienia faktu, że jak znów zamierzasz odpalić swoją demoniczną stronę, to uprzedź. Wyjadę wtedy na wakacje, daleko stąd. -
- Hahaha... A podobno niczego się nie boisz! - wybuchnął śmiechem wiśniowo włosy.
- Niczego co ludzkie. A TO nie jest ludzkie! - odburknął odwracając się plecami do Natsu z zamiarem odejścia, lecz dostrzegając stojącego obok Brandish Zerefa z ściągniętymi brwiami i w niezbyt dobrym humorze, zatrzymał się w miejscu. - Ocho. Mówiłem Ci, że prędzej czy później przywieje tutaj i twojego brata. - szepnął cicho.
Natsu podnosząc się do siadu, zawiesił wzrok na bracie. Widząc również jego minę, cmoknął ustami z niezadowoleniem.
- No i się teraz zacznie. - przeszło mu przez myśl, podnosząc się na nogi. - No co? - zawołał w jego stronę, rozkładając ręce.
- To ja was zostawię samych. - bruknął Ajeel, kierując się do łuku na korytarz obok Imperatora.
- Sparing? Poważnie? - zaczął Zeref wychodząc na trawę.
- Tak, a to coś złego? - spytał Natsu idąc w jego kierunku. - Sam mówiłeś, że Alakitasia to nie Isghar, więc słabe osoby długo tutaj nie przetrwają. -
Słysząc swoje słowa z ust brata, obrzucił go spojrzeniem mówiącym ''Litości''.
- I co zamierzasz tym osiągnąć? Powiedziałem ci, że nie zgadzam się na to, aby mieszać cię w walki. Wczorajsza wyprawa... -
- W sumie mam do ciebie prośbę. - przerywając bratu, Natsu przygryzł dolną wargę.
- Jaką? Co znowu wymyśliłeś? -
- Skoro nie mogę używać mocy Dragon Slayer, to... -
- To? - ponaglił go, zakładając rękę za rękę.
- To... - westchnął ciężko nie mogąc ewidentnie się wysłowić. - Może...pomógł byś mi z opanowaniem klątw END? -
Nie spodziewając się takiej prośby, Zeref aż otworzył buzię z szoku. Żył ponad 400 lat, widział już nie jedno, znał swojego brata na wylot, jego nawyki i charakter, ale wciąż mimo to, potrafił go tak zaskoczyć swoimi niespodziewanymi decyzjami, że kompletnie wbijał go w ziemię. To się już nigdy nie zmieni, Natsu jest silnym, porywczym i kompletnie nieprzewidywalnym magiem. Umie tak dobrze dostosować się do zmieniających warunków i przeciwnika, jak nikt inny.
- Długo nad tym myślałeś? - wypalił bez sensu.
- Od wczoraj. Potrzebuję jednak siły, abym mógł cię zatrzymywać, gdy się za bardzo zapędzisz. - przyznał wprost z powagą.
- Ty chyba sobie żartujesz? - parsknął Zeref, widząc jednak powagę w oczach Natsu, szybko się opanował. - Pewne rzeczy widzę, że się nie zmienią. Zawsze uwielbiałeś mi w dzieciństwie przeszkadzać i rozpraszać. -
- Wybacz, ale niezbyt pamiętam. Tylko urywki. - przyznał wzruszając rękami. - Jeśli jednak mi nie pomożesz, to ostrzegam, że i tak to zrobię ale wtedy nie ręczę za to, jeśli znów stracę kontrolę... - dodał znów poważnie gdy na jego czole wylądował palec wskazujący brata.
- Tu tkwi problem. W twojej głowie. Już Ci to mówiłem, ta moc jest twoja, tylko o ile twoje ciało wie o tym, o tyle twój umysł boi się jej i nie akceptuje. Stąd tracisz nad tym panowanie. Wystarczy, żebyś ją zaakceptował, jako część siebie. - tłumacząc wszystko powoli i spokojnym tonem, Zeref uśmiechnął się delikatnie.
- Zaakceptować, łatwo powiedzieć. - prychnął Natsu. - I niby jak mam to zrobić? -
- Chodź, spróbujemy. - mówiąc to Zeref wrócił do Brandish i nim dziewczyna zaprotestowała, oddał jej swoją białą chutę ozdobną z wzorami, ściągnął płaszcz i pozostając tak samo jak Natsu, w spodniach i podkoszulku na ramiączkach, odwrócił się do niego z powrotem. - Co powiesz na mały sparing tym razem ze mną? -
Śledząc sylwetkę brata, na jego propozycje Natsu w pierwszej chwili nie wiedział co odpowiedzieć, jednak z każdą kolejną sekundą, zaczynał się coraz bardziej uśmiechać.
- No pewnie! - zawołał radośnie.
Nie trwało to długo, bo zaledwie kilka sekund potem, widząc jak Zeref gromadzi swoją klątwę, mina mu zrzedła.
- A nie miało być bez mocy? -
- Nie. Sparing z klątwami, inaczej się tego nie nauczysz. - odparł beztrosko starszy Dragneel, bawiąc się całą tą sytaucają w najlepsze. - A bym był zapomniał. Brandish, zmniejsz swoją mocą, odczuwanie jego bólu. - dodał zwracając się twarzą do dziewczyny stojącej wciąż jak słup soli z ich płaszczami.
- Zanim zacząłem sparing z Ajeelem, poprosiłem ją już o to. - przyznał się delikatnie Natsu.
- Cwaniaczek. - skomentował Zeref, śmiejąc się pod nosem. - Okej, to zaczynamy. Po pierwsze musisz przestać myśleć o Dragon Slayer. Ta moc na tę chwilę nie istnieje. Skup się na mocy demona, na tym co wtedy czułeś gdy otaczały cię płomienie. -
- Co czułem? - powtórzył Natsu spuszczając wzrok na swoje zaciśnięte pięści. - Żar który mógłby spalić nawet samo powietrze oraz jednocześnie tak chłodny jak lód. -
- Widzisz? Mówiłem Ci, twoje ciało akceptuje to, dlatego taka piekielna temperatura nie robi na nim wrażenia. -
- Żar który żył swoim życiem i nic go nie kontrolowało. Wypełniał każdą cząstkę mnie, potem nagle znikał i znów się pojawiał. Aaa, nie umiem ubrać tego w słowa! - zawołał Natsu, czochrając się po swoich wiśniowych włosach.
- Okej, spróbuj wywołać znów ten żar. Na początek tylko na palcach. - zaproponował Zeref.
- Dobra, spróbuję. - szepnął Natsu, zamykając oczy i skupiając się, rozprostował palce prawej dłoni.
Żar, żar, żar, myśl o tym, myśl...
Obserwująca to z tyłu Brandish, zerknęła w dół na trzymane płaszcze, po czym nadęła policzki.
- Co ja wieszak jestem? - prychnęła w myślach.
Dostrzegając wiszącą malutką gałazkę, poprzez komendę powiększenia, zrobiła sobie z niej w dwie sekundy wieszak, na którym zawiesiła oba płaszcze i biała chustę Imperatora. Z wolnymi rękami, siadła pod nimi, opierając się o ścianę plecami, tak aby było jej wygodnie.
- Szybko to raczej nie potrwa. - mruknęła do siebie, gdy kątem oka dostrzegła zaczepiony pod płaszczem Natsu pasek i sakiewkę z kluczami. - Ciekawe czy żyje czy nie? - pomyślała na widok jednego ze złotych kluczy Lucy, który wystawał na zewnątrz.
- Patrz! Udało się!- okrzyk Natsu odwrócił jej uwagę.
Obracając na niego głowę, aż szerzej otworzyła oczy widząc jak ciemno czerwony z domieszką czerni ogień, pali się na wszystkich pięciu palcach chłopaka. Chwilowy dreszcz, przebiegł jej po plecach na ten widok, lecz zanim zdążył zniknąć, pokręciła głową, pozbywając się niechcianych myśli.
Patrząc na uradowanego chłopaka, poczuła jakby ukłucie zazdrości? Teraz już zrozumiała, czemu Lucy tak bardzo zależało na nim, że potrafiła błagać ją o jego ratunek w czasie wojny. Za ten uśmiech, za jego szczęśliwą twarz, będąc w jej sytuacji, zrobiła by dosłownie to samo.
Skupiając się całkowicie na nowej mocy, ani ona, ani on, nie zwrócili uwagi na to co robił Zeref. Do czasu, gdy wystrzelił swoją klątwę prosto w stojącego brata. Natsu widząc to kątem oka, w ostatnim momencie zrobił unik w bok, unikając oberwania.
- Co ty wyprawiasz!? Mogłeś mnie trafić! - krzyknął na brata, lecz ten nic sobie z tego nie robiąc, ponowił atak.
Wstrzymując powietrze Brandish, zamarła w bezruchu z przerażenia, patrząc jak Natsu ledwo unika kolejnych serii. Przed pierwszą, drugą, trzecią... szóstą i siódmą, falą mocy brata, zdołał się uchylić, lecz przy ósmej z kolei, nie wyrobił się z tym. Czy był to odruch czy zrządzenie losu, a może czysty przypadek, chcąc zablokować to, Natsu wykonał podobny ruch jaki zazwyczaj robił używając magi Dragon Slayer. Jakie było jego zaskoczenie gdy zamiast smoczego, pomarańczowo - żółtego ognia, ochroniła go ściana ciemno krwistego, demonicznego żaru.
- O matko! Bez jaj! - krzyknęła Brandish zrwając się na równe nogi.
- Nie trać czujności! - upomniał go Zeref, doskakując do niego i atakując jeszcze szybciej, gdy chłopak zatrzymał się w miejscu, zaskoczony nową mocą.
Natsu zrobił unik w pierwszej chwili, ale przy drugiej fali, ponownie spróbował zablokować. Demoniczny żar, słuchając jego poleceń, znów zatrzymał cios brata. Ciesząc się jak dziecko, spróbował sięgnąć po więcej i samemu zaatakować Zerefa, lecz wtedy cała jego moc nagle znikła, a on o mały włos nie oberwał by prosto w twarz klątwą.
Doświadczony w walce Zeref, dostrzegając utratę mocy brata, w porę zdążył wstrzymać atak, nim ten dosięgnął celu.
- Co jest? - zapytał patrząc na niego zaniepokojony.
- Nie wiem, chciałem wyzwolić jej więcej i wtedy znikła. - przyznał Natsu ponownie się skupiając i wywołując zaledwie demoniczny żar na końcach palców.
- Nie wszystko ma raz. Powoli, to twój pierwszy raz. -
- Wiem... Okej! To jeszcze raz! - zawołał energicznie, uderzając ręką o rękę.
Zeref jedynie pokręcił głową, uśmiechając się zadziornie. Ponownie zderzając się ze sobą, wymienili tak parę ciosów i bloków, aż w pewnym momencie, Natsu znów czując się pewniej, zrobił coś szalonego. Pochylając się i pozwalając by fala mocy brata, przeleciała mu nad głową, znalazł się na wysokości brzucha Zerefa. Nim on sam zdążył zareagować na swój błąd pozwolenia na takie bliskie podejście, Natsu zgromadził demoniczny żar na całej pięść i przywalił mu, zmuszając go do upadku do tyłu na plecy.
- Mam cię! - zawołała radośnie, gdy Zeref dźwignął się z trawy do góry.
- Przegiołeś. - mruknął, patrząc na niego wkurzonym wzrokiem.
- A co, już zapomniałeś? - zaśmiał się chłopak. - Mówiłem, że Ci przywalę za tamten policzek. - dodał wskazując na miejsce, gdzie dostał, gdy ocknął się tutaj po całym zajściu ze smokożercami.
- Powiedziałem Ci, że nadstawie tobie mój policzek a nie, że możesz przywalić mi w dowolne miejsce. - mówiąc to, Zeref wstał na nogi, dotykając się brzucha.
- Przecież nie zrobiłem tego z całej siły. - wzruszył ramionami Natsu, uśmiechając się łobuzersko.
- Ach tak? - westchną Imperator, odwzięczając się takim samym, fałszywie miłym uśmiechem.
- Jeśli oni zamierzają się pozabijać, to ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. - mruknęła do siebie Brandish, na powrót siadając pod ścianą.
Tym czasem, Natsu i Zeref rozpoczęli kolejną rundę treningu. Obaj czując się coraz swobodniej, zaczęli szaleć na tyle ile mogli. Nawet młodszy Dragneel, powoli łapiąc o co chodzi z klątwami END, poprzestał na objęciu przez demoniczny żar swoich rąk i nie próbował na siłę wyzwalać tego więcej, niż było to konieczne.
- Wiesz Nats, może ty mi w czymś pomożesz. - zaczął w pewnym momencie Zeref, nie zatrzymując się jednocześnie z walką.
- Ja? Tobie? Z czym? - zdziwił się Natsu.
- Chodzi o sprawę z Amakmar. Ta wczorajsza interwencja w wiosce na granicy... -
- Niech zgadnę, znów coś się podobnego dzieje? - spytał, wchodząc w słowo bratu.
- Tak. Praktycznie na całej długości granicy. Sprawa jest już poważna i nie wiem, czy wciąż bawić się w takie podchody z nimi, czy nie postawić się twardo. -
- Jak twardo? Co masz na myśli? -
- Wypowiedzenie Amakmar otwartej wojny. -
- Że co!!? - krzyknął Natsu zatrzymując się gwałtownie w miejscu. - Ty chyba nie mówisz poważnie? - dodał widząc, jak Imperatora ten temat w ogóle nie rusza.
- Tak dłużej już być nie może. Ostatnimi dniami, bez przerwy dostaję informacje o tym, że wybuchają na granicy lub na naszym terenie nowe starcia. Mam zamiar zwołać członków dwunastki spriggan aby to dziś z nimi omówić, jednak tak teraz pomyślałem, że może przed tym, zapytam się ciebie. -
Oddychając niespokojnie, Natsu przymknął oczy, krzyżując na klatce ręce. Parokrotnie wypuścił ciężko powietrze nim się odezwał.
- Nie umiem rządzić, nie znam się na tym. Osobiście uważam to za skrajną głupotę, wywoływanie wojny. One nic nie dają, poza cierpieniem obu stron. - zaczął ponownie otwierając oczy i spoglądając prosto na brata. - Alakitasia to nie Ishgar. Teraz już rozumiem. - dodał ciężko.
- Niestety, tutaj konflikty zdarzają się często. -
- A próbowałeś negocjować? -
- Z Amakmar? Pff. - prychnął z pogardą Zeref, widząc jednak oczekiwanie na odpowiedź, dodał. - Niezbyt. Rozmowy poprzez listy nie idą zbyt dobrze. -
- A spotkanie twarzą w twarz? -
- Z Królem Amakmar? To się nie uda. Ten tchurz nie wychodzi za często z pałacu, a ja nie mam najmniejszej ochoty pchać się tam do niego. -
- Nie wierzę, że wojna to jedyne rozwiązanie. - warknął Natsu, kopiąc w trawę, na której stali.
- No to nic. Obgadam to dziś na naradzie i postanowimy to co trzeba będzie. - mówiąc to Zeref przybrał postawę do dalszego treningu. - Ćwiczymy dalej? - zaproponował.
Natsu jednak wciąż stojąc i patrząc mu prosto w oczy, ani nie drgnął o centymetr.
- Poczekaj z tym. Chyba mam pomysł. - szepnął cicho. - A gdyby... -
...
79 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Stali na jednym z malutkich wzniesień. Przed nimi malował się kolejny stepowy krajobraz z przepływającą tam rzeką, wyznaczającą granice pomiędzy Imperium Alvarez, a Królestwem Amakmar. Zdenerwowanie roznosiło się w powietrzu, przed rozmową która dosłownie za parę minut miała się rozpocząć. Do ostatniej chwili, nikt nie wiedział czy dojdzie do niej, jednak teraz nie było już odwrotu.
Za prośbą brata, Zeref wstrzymał się z wysyłaniem wypowiedzenia wojny do władcy Amakmar, zabierając go w zamian na każdą interwencję ze sobą. Tam gdzie się dało, rozwiązywali to pokojowo, jednak w przeciągu tych 6 dni, zdarzyły się dwie wpadki. Pomimo protestów Natsu, Imperator nie mając wyboru, musiał użyć siły i spacyfikować dwie osady, niszczą kilkanaście budynków i zabijając łącznie 38 osób. Emocje jaki towarzyszyły temu, wywołały kłótnę pomiędzy braćmi. Tamtego wieczoru pobili się w pałacu, rozwalając oprócz komnaty także dodatkowo szyby na całym pierwszym piętrze od zachodniej strony.
Nie wiadomo ile by to jeszcze trwało, gdyby nie przysłana dziś o poranku wiadomość od strony Amakmar. Zgadzając się na rozmowę, tamtejszy Król, wysłał na garnicę swojego pierwszego następcę tronu wraz z najwyżej postawionym ministrem oraz kilkoma innymi wojskowymi. Kości zostały rzucone. Jeśli powiedziało się już A to trzeba powiedzieć i B, dlatego zgodnie z umową, w południe Zeref wraz z bratem, dywizjonem Invela i Ajeela, przybyli na wyznaczone miejsce.
- Tylko spokojnie. - zaczął Zeref, klepiąc brata po barku. - Staraj się trzymać blisko Ajeela, a gdyby coś poszło nie tak, nie wahaj się użyć swoich klątw. To już nie jest tylko rozmowa. Pamiętaj, że w każdym momencie może dojść do agresji. -
- Wiem. Powtarzasz mi to dziś cały dzień. Trochę więcej optymizmu, braciszku. - mruknął Natsu, schodząc z wzniesienia za czarną czupryną.
- Nie posiadam czegoś takiego jak optymizm. Jestem raczej realistą. -
- Haha, chyba raczej pesymistą. - zawołał Natsu, wybuchając śmiechem.
Odkąd zaczął współpracować z bratem i ćwiczyć swoją demoniczną moc, Natsu zaczął na powrót się uśmiechać i śmiać. Dobry humor wrócił do młodszego z braci, co tylko cieszyło drugiego. Wszystko zdawało się układać, czego żaden z nich nie chciał popsuć. To prawda, tak dobrych relacji nie mieli ze sobą jeszcze nigdy. Natsu ufając Zerefowi coraz bardziej, zaczął zwierzać mu się z każdych problemów, koszmarów czy nawrotów wspomnień z dzieciństwa. Zeref natomiast w zamian, wspierał go na każdym kroku radami czy po prostu wspólnym spędzaniem czasu, oraz co zaskakiwało wszystkich w pałacu, nad wyraz odpuszczał mu jego wybryki i dogryzanie. Tak i teraz, puszczając mimo uszu jego ostatnie zdanie, uśmiechnął się do niego cierpko.
- Wasza wysokość, są już. - ich wspólny czas, przerwał Invel, przynosząc wieści o przybyciu delegacji z Amakmar.
- Dobrze, to czas zacząć rozmowy. - mruknął Zeref, zerkając na Natsu.
- Wiem, wiem. - zawołał zakładając ręce za głowę i czochrając tam z tyłu swoje czarne włosy. - Mam się trzymać w pobliżu ale też nie za blisko, aby w razie czego, nie wywołać przez przypadek konfliktu. -
Zabierając ze sobą Invela, Zeref ruszył z narzuconą na ramionach swoją białą chustą w kierunku rozstawionego zaraz za rzeką pawilonu ogrodowego z stołem i dwoma krzesłami. Książę Amakmar, również zabierając ze sobą tylko ministra, zbliżył się do wyznaczonego miejsca.
- Imperatorze. - zaczął książę.
- Książę, ministrze. - Zeref delikatnie i prawie niewidocznie, kiwnął głową witając się z rozmówcami. - To moja prawa dłoń, Invel. -
- Wiem. Rozumiem, że możemy już zaczynać? - mruknął Książę Amakmar.
- Naturalnie. - odparł Zeref, idąc do najbliższego z krzeseł.
...
Stojąc obok Ajeela, parenaście metrów dalej, Natsu przebierał nerwowo nogami. Roznosiła go energia i chęć najszybszego zakończenia rozmów, które trwały już ponad 50 minut. Z postaw brata czy księcia Amakmar nic nie mógł wynwioskować. Obaj siedzieli dumnie i nie gestykulowali. Rozmawiali jeden po drugim, spokojnym głosem.
- Ale ty się niecierpliwisz. - parsknął w końcu Ajeel, trącając Natsu w rękę.
- Wkurza mnie to, że muszę tutaj sterczeć, nic nie słysząc, a końca tego wszystkiego nie widać. -
- To nie są proste sprawy. -
- Pff, jakbym słuchał brata. - prychnął Natsu, zakładając rękę za rękę.
Od paru minut, coś mu nie pasowało. Jeden z wojskowych Amakmar, nie wiedząc czemu nie spodobał mu się od pierwszego wejrzenia. Coś było w tym człowieku nie tak, co działało na Natsu jak impuls nerwowy. Ignorując to, starał się skupić na bracie, jednak po tak długim czasie ich ''niemrawej'' rozmowy, znów wrócił wzrokiem na podejrzanego typka.
- Ten po prawej z zielonym ornamentem na boku. - szepnął w końcu do Ajeela.
- No? Co? -
- Nie wydaje ci się dziwny? -
- W jakim sensie? -
- Nie wiem. Czuję, że coś z nim nie tak. -
- Nudzi się tak samo jak ty. - szepnął Ajeel, kręcąc głową na boki.
Jemu jednak to nie wystarczyło. Wertując go uważnie, od stóp do głowy, na moment złączył z nim spojrzenia. Jego dzikie zielone tęczówki kontra ciemno brązowe oczy wojskowego mężczyzny. On też przyglądał się Natsu uważnie, mrużąc oczy. Parę razy dyskretnie wskazał na niego, pytając się coś kompanów, ale chyba nie dostał odpowiedzi, gdyż tamci wzruszali ramionami.
- Tch, niedoczekanie ich. - warknął w myślach Natsu. - Jeszcze kilka minut, a serio z nudów, przejdę się tam do niego. - dodał odwracając wzrok na brata.
Ledwie to zrobił, coś mignęło mu w powietrzu, na kilka sekund oślepiając. Instynktownie zerkając ukradkiem ponownie na wojskowego typka z Amakmar, dostrzegł jak obrócił się do niego bokiem i rozmawiał z kimś, bawiąc się w ręku jakąś ozdobą z ubioru. Nie zwróciło by to aż takiej uwagi Natsu, gdyby nie nagły podmuch wiatru od strony Amakmar, przynoszący ze sobą całą paletę zapachów. Mimo wciąż słabego zmysłu węchu, dał radę wyłapać to. Szaleńczo znajomy zapach, na uczucie którego, poczuł nieprzyjemną gęsią skórkę. Nie zastanawiając się dłużej i co gorsza nie mogąc dokładnie zlokalizować owego ''szkodnika'', ruszył krok do przodu. Ajeel widząc ruch obok siebie, chciał złapać go za ramię i zatrzymać, lecz widząc zdeterminwany i poważny wzrok Księcia Alvarez, momentalnie odpuścił.
Natsu idąc prosto w kierunku pawilonu, zacisnął pięść, by sekundę potem ponownie wyprostować, chcąc się tak rozluźnić i załatwić to jak najmniej bezproblemowo. Miał szczerą nadzieję, że się pomylił, jednak nie mógł tego od tak zignorować.
- Przejęcie sektora na wschód od miasta.... - mówiąc coś książę Amakmar, urwał widząc pojawiającego się za plecami Zerefa człowieka.
- Z całym szacunkiem, mogę wyjaśnić jedną kwestię? - zaczął prosto z mostu Natsu, nie siląc się nawet na przywitanie.
- Co ty tu robisz? Miałeś czekać z Ajeelem! - syknął w jego stronę Zeref, odwracając głowę.
- Czemu wśród wojskowych jest tutaj obecny Dragon Ito (z jap. Smokożerca) z Guiltina? - warknął Natsu, ignorując wściekłego brata.
- Dragon Ito? - wyszeptał Zeref wraz z księciem Amakmar. - O czym ty mówisz? - dodali o dziwo równo.
Nim zdążyli skończyć, stół przy którym siedzieli uniósł się w górę, rozdzielając Zerefa i Księcia Amakmar, którzy odruchowo, zerwali się w bok z krzeseł. Wśród spadających dokumentów, pojawiła się z nikąd trójka wojskowych, ruszając prosto na Zerefa. Nie było czasu na myślenie i zastanawianie się. Imperator sięgając po swoje klątwy, pogrzebał ich plan dorwania go z zaskoczenia. Nie jest byle kim i na pewno nie odda tak łatwo skóry. Na jego nieszczęście atakujący go żołnierze, również nie należeli do pierwszych lepszych wojowników. Lata spędzone na szkoleniach, dały o sobie znać. Całą sprawę pogarszał fakt, że nie mógł pozwolić sobie na śmierć, gdyż teraz po zdjęciu z niego klątwy sprzeczności, oznaczało by to totalny koniec.
- Zeref! - Natsu będąc najbliżej brata, skoczył w jego kierunku z zamiarem pomocy mu, lecz nim postawił pierwszy krok, wszystkie jego instynkty ostrzegły go przed lecącym prosto w niego ciosem.
Uchylając się, dostrzegł natychmiast biegnącego ku niemu czwartego wojskowego, szykującego się do kolejnego uderzenia. Nie mając zamiaru podkulić ogona i uciec, Natsu postawił się mu, sięgając po swój demoniczny żar. Od jego pierwszego treningu, przez te 6 dni nabrał więcej pewności siebie podczas używania tej mocy. Fakt, że wciąż nie traktował ją z taką sympatią jak magię Dragon Slayer, jednak nie mając innego wyboru, musiał zaakceptować ją. Oblekając swoje dłonie demonicznym ogniem, ruszył z dzikością i stanowczością jak zawsze podczas pojedynków czy misji w Fairy Tail. Nie mogący za nim o dziwo nadążyć żołnierz, zaczął coraz mniej atakować, a coraz więcej unikać ataków. Nim zdążył się zorientować, Natsu przejął całkowitą kontrolę nad walką, spychając go w tył, aż pod koryto rzeki.
Zajęty swoją walką, zdążył mimo to, dwa razy sprawidzć co z bratem, jednak widząc zjawiającego się u niego Invela, przestał się o niego niepokoić, skupiając na swoim przeciwniku.
- Kim ty do chlery jesteś!? - krzyknął w całkowitej panice wojownik, wpadając do wody.
- Jestem Księciem Alvarez! Bratem Imperatora, na którego się zasadziliście!! - warknął Natsu.
Szykując się do zadania mu decydującego ciosu, Natsu poczuł za swoimi plecami obecność. Zaskoczeni mocą Księcia Alvarez, pozostała dwójka wojskowych, rzuciła się bezmyślnie na niego, chcąc pomóc koledze. Wśród owej dwójki, Natsu poczuł ostry zapach Dragon Ito. Czy ze strachu, czy z chcęci rewanżu i odpłacenia za całe krzywdy, Natsu sięgnął po jeszcze więcej mocy klątwy END, pozwalając by demoniczny żar oplutł mu ramiona, nogi i tułów.
- Natsu! Stój! - słyszalny gdzieś z daleka krzyk brata, nie zatrzymał go.
W pędzie szału w jaki wpadł, nie mógł już tego zatrzymać. Czuł to, ogarniającą go potęgę, lekkość i siłę. Dziwne uczucie jakby ten sam żar, który otaczał go, zaczął płynąć również w jego żyłach. To już nie był chłód rozlewający się po ciele, jaki odczuwał używając tej mocy podczas treningów. Ciepło, gorąco, piekielny ogień, który spalał wszystko, a mimo to nie było mu z tym źle. Nie bolało go to, a wręcz pobudzało i nakręcało do dalszego działania... zupełnie jak stan, gdy wszedł w Dragon Force w gildii walcząc z bratem podczas inwazji Alvarez w Ishgarze.
Odwaracając się przodem do struchlałych ze strachu i paniki dwójki wojskowych, ruszył na nich z całą siłą i nim mrugneli, leżeli wbici w ziemię. Fala żaru i ognia zalała otoczenie w około nich, spalając trawę do gołej ziemi. W tym buchającym piekle, powietrze zdawało się płonąć razem z ziemią, gdy nagle wszystko objęła ciemność, a znajomy i troskliwy z tonu głos, wyszeptał mu nad uchem
- Natsu... wróć do mnie... -
C. D. N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro