Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Książę Alvarez

71 dzień pobytu Natsu w Alvarez

Od pięciu dni Natsu unikał każdego. Z nikim nie chciał gadać, kompletnie zamykając się w sobie. Zeref widząc to, odsunął się na bok dając mu czas na jak to mówił: poukładanie sobie wszystkiego w jego głowie, lecz nawet i on jak to brat, martwił się tym odosobnieniem Natsu. Aby nie ingerować za bardzo w jego prywatność, lecz jednocześnie być przy nim gdyby zechciał pogadać, starszy Dragneel zaglądał do niego kilka razy dziennie. Gdyby nie te wizyty, chłopak najpewniej zapominałby nawet o jedzeniu. Wmuszając w niego posiłki, Zeref cierpliwie siedział z nim nawet kilka godzin dziennie, codziennie.

Jako Imperator miał też mnóstwo innych spraw na głowie, lecz dzięki swojej inteligencji, tak układał każde spotkanie by jak najszybciej przechodzić z niego na kolejne, bądź co udawało mu się parokrotnie, wysyłał w swoim imieniu Ajeela. W wolnych chwilach natomiast, rezygnował z czytania ksiąg w zaciszu swojej komnaty, na rzecz oglądania z cienia ćwiczeń Natsu.

Od czterech dni, stając twardo na nogi, dwoił się i troił by jego moc Dragon Slayer wróciła. Jak na złość, całodzienne treningi kończyły się tym samym rezultatem. Drobnymi, pojedyńczymi płomyczkami na końcach palców. Wściekły na to, zdzierał sobie skórę z dłoni, raz po raz uderzając w worek treningowy, zawieszony na wewnętrznym dziedzińcu.

Były momenty, gdy zmęczony, spuszczał głowę w dół, roniąc oprócz kropli potu, także krople łez. Za każdym wtedy razem, spoglądał na spalony jeden z ozdobnych krzewów, który ucierpiał tamtego dni, gdy stracił nad sobą kontrolę. Widząc czarne gałązki, zaciskał ze złości zęby, wracając jeszcze agresywniej do treningów.

Zawsze miał je przy sobie, w pobliżu. Klucze, 9 złotych oraz 5 srebrnych. Brakowało jednego, pękniętego klucza Aquarius, jednak z tego co pamiętał, Lucy trzymała go osobno. Po tamtej nocy, gdy o świcie ponownie wyjął je z sakiewki, klucze wyglądały jak nowe. Nie było po nich znać tego, co się wtedy z nimi działo. Znów lśniące i piękne. Z tego co mówiła Brandish, były dwie możliwości tłumaczące ich powrót do normalności.

Pierwsza mówiąca, że Lucy umarła i klucze tracąc z nią kontrakt, czekają teraz na nowego właściciela.

Druga obstawiająca za tym, że Lucy żyje i cokolwiek się z nią działo, teraz jest już w porządku.

- Tch! Żyje. Ona tak łatwo się nie podda... - warknął Natsu, ponownie przywalając w wiszący worek.

Dzisiejszy dzień był nad wyraz cichy. Zeref zmuszony do interwencji osobiście w jakimś miejscu, wyszedł z pałacu jeszcze z rana. Natsu nie pytał gdzie szedł. Nie obchodziło go to. Chciał być sam, jak codzień. Jednak gdy wskazówki zegarów przekroczyły południe, a jego starszy brat wciąż nie wracał, w chłopaku pojawiło się dziwne uczucie niepokoju. Nie mogąc skupić się już na ćwiczeniach, których rezultatów próżno było się doszukiwać, Natsu zabrał swój nowy, bordowy płaszcz, ozdobiony ornamentami Alvarez i zakładając go na czarny podkoszulek, spuścił go aż do kostek, zakrywając nim czarne spodnie, które miał na nogach. Na koniec złapał za leżącą wcześniej na płaszczu sakiewkę z kluczami i zapinając ją na pasku w pasie, również schował pod materiałem.

- Jeśli ten palant już wrócił i siedzi u siebie, nie pokazując mi się tu na oczy, to przysięgam, że go zdziele. - mruczał do siebie Natsu, wchodząc na główny korytarz i kierując się w kierunku schodów. - Poza tym, nie oddałem mu jeszcze za tamten policzek.  - dodał, przypominając sobie jego pierwsze chwile w Alvarez po przebudzeniu się.

Tak, owszem nie chciał z nikim gadać, lecz gdy Zeref zaglądał do niego, czy po prostu siedział w cieniu czytając coś, jakoś tak uspokajało go to wewnętrznie.

Pojedyńcze westchnienie wyrwało się z jego ust. Jeszcze nigdy tak bardzo nie gubił się we własnych emocjach. Zawsze umiał jednoznacznie ocenić jak się czuje, kogo lubi a kogo nie. Więc co teraz się z nim dzieje? Co jest pomiędzy nim i bratem? Z jednej strony miał ochotę wytrzeć nim znów podłogę, a z drugiej objąć czule i przytulić się do niego jak za dawnych lat, gdy byli dziećmi...

- Kurwa, znowu? - zatrzymując się przy poręczy, Natsu pokręcił energicznie głową.

Znów myśli o rzeczach które dzieją się po raz pierwszy, a które pamiętał jakby wydarzały się na okrągło z jego dzieciństwa. Te wspomnienia nawiedzały go coraz częściej, ukazując jakby zapomniane klatki filmu z jego życia. Po wojnie z Alvarez, gdy dochodziło do tego raz na dwa lub trzy tygodnie, w końcu nie wytrzymał i poprosił o rozmowę z bratem, do której koniec końców nie doszło.

- A może porozmawiam z nim dziś? - przeszła mu myśl przez głowę. - To zaczyna być naprawdę denerwujące. - dodał szeptem, czochrając się po włosach.

Zamykając oczy, westchnął ponownie kilka razy, ciężko wypuszczając powietrze. Wszystko co działo się w około niego było poza jego kontrolą. Nad niczym nie panował, każde wydarzenie przytłaczało go i związywało niewidzialnymi łańcuchami,  które na próżno próbował rozerwać. Ta bezsilność denerwowała go i demotywowała. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, pozwalał by czas przeciekał mu przez palce, a tak nie mogło być! Przecież jest Natsu Dragneel'em! Jest magiem z Fairy Tail najpotężniejszej gildii w całym Fiore! Jest najbardziej nieprzewidywalnym, jednym z najsilniejszych magów w kraju! A co robi? Daje się popychać jak małe dziecko, załamując się sytuacją bez wyjścia! Przecież to on zawsze popychał do działania przyjaciół, gdy wszystko waliło się im na głowy!

- Heh... jestem beznadziejny. - przyznał śmiejąc się w pustkę. - Ale to zawsze jakiś punkt wyjścia. - dodał uśmiechając się cierpko.

Dochodząc do rozwidlenia i schodów, jednych na parter oraz drugich na wyższe piętro, Natsu zatrzymał się na środku korytarza, słysząc stłumione kroki. Zmieniając swoją drogę, obrócił się do stopni schodzących na dół, wyglądając na pojawiające się tam osoby.

Jako pierwszy pojawił się Zeref, któremu towarzyszył jak zawsze Invel, Ajeel oraz parunastu strażników. Rozmawiając ze sobą szeptem, umilkli gdy oczy obu Dragneel, złapały ze sobą kontakt wzrokowy. Ciary to mało powiedziane. Natsu poczuł jak lodowe powietrze, owiało każdy centymetr jego skóry.

Wracający z interwencji jak się okazało zbrojnej, Zeref miał rozchochrane włosy, lekko podarte szaty na końcach rękawów i nogawek oraz co było najbardziej oddziałujące na psychikę młodszego z braci, krwawe plamy na ubraniach, rękach i policzku. Nawet nie musiał się pytać, aby wiedzieć, że On, może kilka minut wcześniej, znów kogoś zabijał, znów z kim walczył i znów przyniósł komuś cierpienie.

Czując miękkie nogi i przyśpieszone bicie serca, Natsu stał w miejscu gdy jego brat, wchodząc po schodach stanął na wprost niego.

- Natsu... - zaczął niepewnie widząc jak zielone oczy brata, przyglądają mu się dokładnie.

Nie skomentował tego, nie odezwał się. Czując jak cała ochota na rozmowę odeszła w siną dal, chłopak zamknął oczy i w ciszy wyminął czarnowłosego, kierując się do swojej komnaty, na wyższym piętrze.

Śledząc jego plecy, Zeref również zrezygnował z tłumaczenia się. Zerkając na czekających na jego rozkaz strażników i Ajeela oraz Invela, machnął ręką aby się rozeszli. Na dziś już starczy wrażeń, miał dość. Serdecznie dość.

- Ile osób zabiłeś? - niespodziewanie głos Natsu, odwrócił jego uwagę.

Spoglądając za nim, zobaczył jak zatrzymał się na ostatnim stopniu schodów, patrząc się w głąb korytarza i stojąc wciąż plecami do niego.

- Tyle ile musiałem, aby nie dać się zabić. - odparł chłodno.

- Tch. - prychnięcie młodszego Dragneel doszło nawet do uszu odchodzącej straży i maga pustyni.

Wciąż nie racząc brata ponownym kontaktem wzrokowym, Natsu zniknął mu z oczu, odchodząc za ścianę. Prędzej czy później musiało się to stać. Alvarez, nie... wszystkie zachodnie kontynenty różnią się znacząco od Ishgaru. Tu zawsze są walki, tu zawsze są wojny, leje się krew i giną ludzie. To nie jest tak spokojne miejsce jak w Fiore czy w innych sąsiadujących z nim krajach. Niestety, ale taka jest prawda i Natsu będąc tutaj dłużej, musiał w końcu dowiedzieć się o tym. Zeref żałował tylko jednej rzeczy, a mianowicie tego, że musiał akurat teraz wpaść na niego, nim zdążył się doprowadzić do porządku.

...

72 dzień pobytu Natsu w Alvarez

- Niech to szlag trafi! - warknął Zeref uderzając otwartą dłonią we framugę drzwi.

Stojący na korytarzu przed nim Invel i Jacob, spieli zdenerwowani swoje ramiona. Imperator był bardzo opanowanym człowiekiem, praktycznie nigdy nie okazującym nazbyt emocji, a kiedy już do tego dochodziło, zwiastowało to tylko ogromne kłopoty. Sytuacja nieco się zmieniła, kiedy ponad rok temu, po przegranej wojnie w Ishgarze i zdjęciu z niego klątwy sprzeczności, zaczął okazywać drobne emocje. Nie zmieniało to jednak faktu, że wkurzony Imperator oznaczał i tak czyjąś zgubę.

Podstawowe pytanie brzmiało, na kogo padnie i kiedy owy nieszczęśnik trafi w jego ręce.

- Każ przygotować mój oddział oraz twój Invel. Wyjeżdżamy za 20 minut. - zadecydował Zeref, mogąc w tym momencie zabić ich obu wzrokiem.

Nie chcąc kusić losu, obaj członkowie byłej dwunastki spriggan, pokłonili się, zostawiając Imperatora samego w progu jego komnaty i pośpiesznie udali się wypełnić jego rozkaz.

Zeref odprowadził ich chłodnym spojrzeniem, a gdy ponownie został sam, zamknął drzwi trzaskając nimi z całym impetem. Nienawidził takich poranków, a jeszcze bardziej gdy cały jego plan, szlag trafiał. Po wczorajszej interwencji na granicy, miał nadzieję na kilka dni spokoju, jednak los tak chciał, że tuż po świcie, został obudzony przez swoją prawą rękę Invela, który przyniósł złe wieści. Nie dość, że tereny które wczoraj udało mu się z powrotem włączyć do granic Alveraz, dziś powróciły do sąsiedniego kraju, to jeszcze ci buntownicy zabrali kolejne regiony, buntując przeciw niemu mieszkańców jego Imperium. Strata odzyskanych terenów i terytorium kraju podziałała na niego jak bat na byka. Nie po to trudził się, by teraz to wszystko szlag trafił w jedną noc i koniec końców wyszło gorzej niż wcześniej.

- Amakmar zaczyna działać mi na nerwy. - stwierdził zawijając wokół pasa, swoją białą, ozdobną chustę na końcach której były żółte wzory.

Zapinając ostatni guzik swojego płaszcza na wysokości mostka, Zeref poczuł jak krew na nowo buzuje mu w żyłach. Był wściekły, co tylko podsycało jego napalenie się do walki. Gotowy do wyjścia, ponownie otworzył drzwi, wypadając wręcz przez nie. Zatrzymał się dopiero przed schodami w dół na pierwsze piętro, na których wczoraj stał, patrząc na odchodzącego Natsu. Przypominając sobie jego minę, zaciśnął zły zęby. Nawet gdyby poszedł teraz do niego, informując o wyjściu, pewnie jeszcze będzie spał, a on nie zamierzał go budzić z tego powodu.

- Jeśli uda mi się uwinąć, może zdążę wrócić przed południem. - mruknął schodząc po kolejnych stopniach. - A wtedy... - zaczął gdy usłyszał kroki za sobą.

Odwracając nieznacznie głowę, posłał osobie zachodzącej go od tyłu, spojrzenie mówiące, że nie radzi go teraz dodatkowo niepokoić. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na zaskoczonego, obracając się całkowicie przodem do idącego do niego spokojnym krokiem Natsu.

- A co ty tu robisz? I czemu do cholery nie śpisz? - odezwał się jako pierwszy, nie spuszczając braciszka z oczu.

Natsu dochodząc do niego, zatrzymał się trzy stopnie ponad nim i spoglądając w oczy odparł

- Znów jedziesz? -

- Muszę. -

- Daleko? -

- Aż pod samą granicę z Amakmar. - mruknął Zeref, wciąż nie mogąc rozgryść powodu dla którego Natsu wstał o tak wczesnej porze.

- Nic mi to nie mówi. - szepnął przechylając głowę lekko w bok.

- Amakmar to kraj na północny zachód od Alvarez. Nasze stosunki są dość napięte, tak jak pomiędzy każdym z krajów na zachodnich kontynentach. -

Natsu słuchając uważnie słów brata, przymknął oczy i zaciskając usta, nieznacznie je oblizał.

- Postaram się uwinąć na tyle szybko, żeby wrócić przed południem. - ciągnął dalej Zeref.

- Było by miło, żebyśmy wyrobili się jak najszybciej. - odparł Natsu, zaplatając swoje palce za głową.

- Co proszę? - wypalił otępiały Zeref.  - Jak to '' żebyśmy'' ? -

- No oboje. Ja i ty. -

- Moment, o czym ty mówisz? -

- O tym, że jadę z tobą. - mruknął Natsu, krzyżując ze sobą ręce tym razem w pasie.

Zeref słysząc tę deklarację o mały włos nie zakrztusił by się własną śliną. Otrząsając się z pierwszego zaskoczenia, pokręcił przecząco głową, nie spuszczając oczu z brata.

- Nie ma takiej opcji. -

- Bo? -

- Bo nie taka była umowa. Nie będę cię mieszał w moje sprawy. - skwitował poważnie.

- I tylko to? -

- Heh, tylko? - parsknął prawie śmiechem straszy Dragneel. - Natsu, nie będę cię wykorzystywał do spraw wewnętrznych Alvarez. Masz tutaj odpoczywać i nabierać siły, a nie robić za... -

- A jeśli z własnej woli chcę jechać? -

- Po co? -

- Chcę się przekonać na własne oczy o czymś. - odparł, a widząc jak Zeref już otwiera buzię by się sprzeciwić, dodał prędko. - Od kilku nocy o czymś myślałem i podjąłem już decyzję. Jeśli faktycznie chcesz mi dać wolną rękę, to pozwól mi jechać z tobą. Inaczej sam się wymknę, a wtedy nie będziesz wiedzieć gdzie jestem ani co robię. -

Czując jak ta rozmowa prowadzi do nikąd, Zeref dotknął dłonią swojej skroni, masując ją.

- Nie mam do ciebie słów. - wyszeptał ciężko. - Jesteś niemożliwy, uparty i... może faktycznie będzie lepiej, jeśli zobaczysz to na własne oczy, czym różni się spokojny Ishgar od pogrążonej w wiecznych walkach Alakitasi i innych kontynentów. Jednak mam kilka warunków. - dodał grożąc palcem.

- Jakich? -

- Po pierwsze tak nie wyjdziesz. W tym momencie jesteś zbyt bardzo rozpoznawalny. Zdaje sobię sprawę, że praktycznie nikt z Alakitasia nie kojarzy kim jesteś, jednak nie będę ryzykować, że wśród nich, znajdzie się jakiś smokożerca czy inny mieszkaniec kontynentu Guiltiny, który widząc twoją wiśniowa czuprynę, skojarzy cię z magiem Dragon Slayer z Ishgaru. -

- To co proponujesz? -

- Zmienimy twój kolor włosów na czarny. Dodatkowo pilnuj się, abyś nie odsłonił swoich ramion, a zwłaszcza prawego. - mówiąc to, Zeref zakreślił na swoim ramieniu koło w miejscu w którym, Natsu miał zniszczone logo wróżki.

Poważniejąc jeszcze bardziej, w oczach Natsu pojawił się cień smutku i bólu. Odruchowo przejachał palcami po ramieniu i zgrubieniu od owiniętego tam bandaża.

- Okej. - zgadzając się, ponownie powrócił wzrokiem na brata. - Co dalej? -

Zeref patrząc na niego, starał się rozgryźć co kombinował młodszy Dragneel, jednak kompletnie nie mógł go przejrzeć.

- Po drugie, masz się cały czas pilnować. Nie wolno ci się odde mnie oddalać. Masz zawsze być koło mnie, lub jeśli zajdzie taka potrzeba koło Invela. Przypominam ci, że wciąż nie odzyskałeś swojej magi Dragon Slayer, a klątwy END... no bądźmy szczerzy. Nie panujesz nad nimi jeszcze. - mruknął Zeref. - Dlatego ogólnie, nie podoba mi się twój pomysł. - dodał unosząc nerwowo brew w górę.

- Dobrze będę się pilnować. - Natsu ignorując ostatnie zdanie brata, pokiwał znudzony głową. - Coś jeszcze? Czy możemy już iść? -

- Tak. Masz zakaz używania magi Dragon Slayer i mówię tu o jej próbach wskrzeszania. -

- Z tym też nie będzie problemu. Przecież jedyne co teraz mogę to drobne płomyczki. - mówiąc to, wzruszył ramionami.

- Dajcie mi do ciebie cierpliwości. - syknął Imperator, wypuszcając całe zgromadzone w płucach powietrze. - To nie jest zabawa! Jednak lepiej będzie jeśli tutaj zostaniesz, zwłaszcza z takim podejściem. -

- Hoo? Nagle ci to przeszkadza, że się ciebie słucham? - warknął Natsu.

- Nie przeszkadza mi to, że się mnie słuchasz tylko to, że kompletnie olewasz możliwie zagrożenia! - zaciskając pięść, pogroził nią przed zielonymi oczami brata. - Yyy... Ty chyba nie planujesz mi się tam zabić? - wyjąkał gdy napłynęły go czarne myśli. - Oj, Natsu! - krzyknął łapiąc go za ramiona.

- Jeszcze aż tak zdesperowany to ja nie jestem mimo, że jeśli Brandish będzie mieć co do kluczy rację i straciłlem Lucy, całe moje życie straci sens, to nie zamierzam zabijać się w taki sposób. - mówiąc to, chłopak nie zająknał się ani na moment. -  Najpierw dorwę osoby które podniósły na nią rękę, a dopiero potem pomyślę jak... -

- Nawet mi się nie waż! Nigdy! - zagroził Zeref, przybliżając się do brata i stojąc nim twarzą w twarz, dodał ostro.  - Kto jak kto, ale to ty powinieneś najbardziej cenić życie! - 

Na Natsu jednak nie zrobiło to wrażenie. Nabierając ponownie powietrza, dokończył przerwaną mu wypowiedź.

- A dopiero potem pomyślę jak ułożyć sobie dalej życie. -

Puszczając ramiona brata, Zeref ponownie oddsunął się od niego. Kłamał. Okłamywał go prosto w oczy, jednak będąc w jego sytuacji, gdy zawalił mu się świat po jego śmierci i pojawieniu się klątwy sprzeczności, sam próbował się wielokrotnie zabić. Dlatego jak nikt inny, potrafił teraz zrozumieć chodź odrobinę to w jakiej sytuacji jest teraz Natsu.

Jednym się jednak różniła ta sytuacja. Natsu wciąż miał brata, miał osobę która będzie go wspierać, w przeciwieństwie do niego samego, gdy był wtedy kompletnie sam jak palec.

- Dobra, chodź. Zrobimy porządek z twoimi włosami i wyjedziemy dopiero wtedy. - odaprł Zeref, ruchem podbródka zachęcając brata, by poszedł za nim.

...

Dzięki magicznym portalą, Zeref i Natsu błyskawicznie dotarli pod granice Alvarez z Amakmar. Będąc tam, od razu udali się w eskorcie dywizjonu Zerefa i Invela do jednej z okolicznych wiosek, które były aktualnie pacyfikowane przez wojsko Imperatora.

Natsu idąc krok za bratem, po raz kolejny odgarnął spadające mu na oko czarne włosy. Nie mogąc przywyknąć do nowego koloru, ciągle je ruszał, przez co były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Nie tracił mimo to czujności, obserwując jednocześnie, dokładnie okolicę. W prawdzie do tej pory poruszali się w środku wojska, jednak teraz w końcu wyszli na przód, gdzie mógł dostrzec pierwszą z Alakitasjańskich wiosek. Sam nie wiedząc czego się spodziewać, zaskoczył fakt, że praktycznie żaden z domów nie miał w sobie części drewnianych. Każdy zbudowany z cegieł, pokryty ceramiczną dachówką. Nawet płoty wykonane były z zaprawy cementowej pomalowanej w piaskowe barwy żółci i pomarańczy. Cała osada nie licząc kilku zielonych drzew, zlewała się ze stepowo - piaszczystym krajobrazem.

Idąc wśród żołnierzy Alvarez, Natsu poczuł nieprzyjemną nostalgię. Jeszcze ponad rok temu, tłuk się z nimi w Ishgarze, próbując obronić swój dom. Oni atakowali go wszystkim co mieli gdy rzucił się po raz pierwszy na Zerefa. A teraz? Teraz chodzi pośród nich jakby nic, kiwając co jakiś czas głową na pozdrowniena i przywitania. Większość skierowane było wprawdzie do jego brata, lecz znalazło się parę osób, które oprócz Imperatora, witało się z nim życząc mu szybkiego powrotu do zdrowia.

- No proszę, a to niespodzianka. - odezwał się nagle Zeref.

- Co jest? -

- Patrzcie kogo tutaj przywiało. - mówiąc to uśmiechnął się lekko.

Dochodząc do wejścia do osady, obaj Dragneel zatrzymali się przy pewnej członkini Spriggan, wymieniając z nią  spojrzenia.

- Heikka (z jap. Wasza wysokość). - zaczęła kłaniając głowę.

- Dimaria, miło mi cię tutaj widzieć. - odparł Imperator. - Widzę, że wieści szybko się rozchodzą? -

- Czy ja wiem. - prychnęła wzruszając ramionami. - Po prostu byłam w pobliżu. - dodała zerkając zza starszego Dragneela. - Prosze, prosze, prosze. - zacmokała łapiąc się za boki.

- Cześć. - mruknął Natsu widząc jak przygląda mu się od stóp do głowy.

- Hmm. Szybko stanął na nogi. - skomentowała po chwili ciszy, głosem mówiącym jakby to nie było nic, czego by się po nim nie spodziewała.

Wszak uważała go do dziś za potwora i demona, którego nic nie tknie. Jej lęk i niechęć do niego była uzasadniona, w końcu podczas wojny w Ishgarze, gdy stracił nad sobą po raz pierwszy kontrolę, dając się okiełznać mocy END*, pożądnie ją nastraszył i sponiewierał. Nie zapamiętała by tego może tak dotkliwie, gdyby nie stało się to w jej czasie, w którym tylko ona może się poruszać... a raczej w którym tylko ona i on mogą się poruszać. Zniszczenie jej bezpiecznej oazy wywołało u niej najgłębszą z ran.

- Słuchaj, pomiędzy nami było co było i wiem, że mnie niezbyt lubisz, ale muszę Ci to powiedzieć. Dzięki za ratunek. - przełykając ślinę, Natsu wyrzucił to z siebie. - Nawet jeśli był to rozkaz mojego brata. - dodał prędko widząc jak Dimaria uśmiechnęła się kpiąco.

- Tak, masz rację. To był rozkaz Imperatora i nic więcej. - prychnęła zagryzając wargę by nie powiedzieć nic więcej. - Skoro jesteśmy kwita, to nie muszę mieć już z tobą nic wspólnego? Prawda? -

Natsu wiedząc co jej odpowiedzieć, już nabierał powietrza by skomentować jej wypowiedź, gdy w powietrzu roległy się krzyki.

- Na kolana! -

- Ruszać się wy tam! -

- Klękać! Ręce za głowę! -

Rozglądając się za źródłem tych wrzasków, Natsu wychylił się, zaglądając za plecy Dimari. Kobieta widząc to i również zwróconą uwagę Zerefa, odsunęła się krok w bok.

- Zajęłam się mieszkańcami aby nikt nie uciekł. -

- Bardzo dobrze. - powiedział Zeref śledząc wzrokiem żołnierzy z dywizjonu Dimari, którzy wraz z przybyłym z nim wojskiem, wyciągali siłą ludność wioski przed domy i zmuszali by klęczeli z rękami za głowami.

Każdego który się szarpał czy buntował, wywlekali siłą i bezlitośnie okładali kijami by się uspokoił. Kilka skatowanych w ten sposób osób, ledwo utrzymywało pion na kolanach, lub leżało skulonych z bólu. Jedna z kobiet próbująca nie wypuszczać z objęć swojej córki, błagała przez łzy by jej odpuścili. Jej prośby nie obchodziły nikogo, i nim Natsu zdążył mrugnąć, dziecko i matka zostały w krzykach rozdzielone. Kobietę zabrano do grona dorosłych osób, a  ośmioletnią córkę, zaciągnięto kawałek dalej. Tam żołnierz bez cienia współczucia, rzucił nią na ziemię wśród spanikowanych innych dzieci, odebranych rodzicom.

- Spokojnie, nie zabijemy te dzieciaki. - szept brata nad uchem, wzdrygnął młodszym Dragneel.

Odwracając powoli głowę w jego stronę z niedowierzającym spojrzeniem, syknął przez zęby.

- To po jaką cholerę, zabieracie je od rodziny? -

- Dzieciaki są idealnymi zakładnikami. - wtrąciła Dimaria. - Kiedy tracisz dziecko w taki sposób i widzisz jak mu coś grozi, jako jego rodzic zgodzisz się na każde postawione warunki, aby tylko zapewnić mu bezpieczeństwo. Psychologia. - dodała uśmiechając się dumnie.

- Aniki! - zawołał, znów zwracając się twarzą do brata, i wskazując ręką na rozpłakane dzieci dodał. - Oszalełeś!? To w taki sposób chcesz włączać nowe tereny!? Siejąc grozę i... -

- Nie. Włączając nowe tereny po prostu je najeżdżam. Te tereny i ta wisoka były częścią Alvarez, jednak się zbuntowały. Jeśli nie pokażę im co grozi za takie zachowania, jutro odłączą się kolejne regiony, a pojutrze całe Imperum może się rozpaść. - wytłumaczył nad wyraz spokojnie Zeref. - Ja też nie chcę rozlewu krwi swoich obywateli, ale kara musi być. Zjednoczyłem ponad 730 gildii w jeden kraj i nie mogę sobie pozwolić na bawienie się by nie urazić uczuć innych. -

- Nie zgadzam się na to. -

- Alakitasia to nie Ishgar! - warknął nagle. - Sam przejżyj na oczy! Pokój oraz dobrobyt, to cechy Ishgaru. Tutaj jeśli nie będziesz silny, skończyć marnie. Każdy dzień bez walk przed moim przybyciem tutaj, był czczony jak święto. Po zjednoczeniu Imperium, udało mi się zapewnić namiastkę spokoju mieszkańcom dużych miast. Jednak jak widzisz, osady na granicy z innymi krajami, wciąż tkwią w konfliktach. -

- To jest chore! - krzyknął Natsu widząc jak kolejna para ludzi, wyciągniętych z wioski, została uderzona kijami, buntując się przed klęknięciem na kolana.

- Życie nie zawsze jest usłane różami. Teraz im odpuszczę, a za parę dni, ci sami ludzie zostaną włączeni do wojska Amakmar i będą zabijać moich poddanych... - ciągnął dalej Zeref, gdy rozczochrane włosy mignęły mu przed nosem.

Urywając, zatrzymał ręką Dimarię i Invela którzy ruszyli za oddalającym się od niego Natsu. Zeref uważnie śledził, jak jego brat podszedł do jednego z żołnierzy, który zamachnął się nad parą i łapiąc za jego kij, wyrwał mu go, roztrzaskując na ziemi.

- Ej! Co ty wyprawiasz!! - wydarł się, odwracając się do Natsu przodem.

- Co ja wyprawiam!? A wy co robicie!? Bijecie ich i katujecie z jakiej racji!? Że nie chcą paść przed wami na kolana!? -

Nie spodziewając się otrzymania takiego opieprzu, żołnierze ruszyli do Natsu zaciskając palce na swoich kijach. Widział to, ale olał ich zupełnie, tak samo jak obserwującego go wciąż w ciszy brata. Zamiast tego, kucnął i wyciągnął dłoń do klęczącej kobiety oraz przytulającego ją prawdopodobnie jej narzeczonego, w geście pomocy przy wstaniu na nogi.

- Chrzańcie się i te wasze metody! - syknął do stojącego wciąż w szoku żołnierza któremu zabrał kij. - Dacie radę wstać? - dodał już spokojnym tonem do pary.

Kobieta zaciskając swoje ręce przy piersi, zawahała się przez moment, nie podając mu dłoni. Zamiast tego, jeszcze bardziej wtuliła się w mężczyznę, zupełnie jakby bała się oberwać za to jeszcze bardziej.

- Odsuń się od nich! -

- Coś ty za jeden!? -

Okrążający Natsu wojskowi z kijami, zaczęli krzyczeć na niego jakdyby nic. Ignorował to cały czas, lecz gdy zobaczył cień jednego z nich, który zamachnął się kijem za jego plecami nad nim, nie wytrzymał. Prostując się, obrócił się do niego gwałtownie i łapiąc za jego kij, pociągnął go do siebie, w efekcie czego żołnierz stracił równowagę i poleciał prosto na Natsu. Na to właśnie czekał. Gdy był krok od niego, zacisnął drugą rękę w pięść i przywalił nią prosto w twarz wojskowego, łamiąc mu kość nosową.

- Który następny!? - zawołał odbierając broń upadłemu żołnierzowi i patrząc takim dzikim spojrzeniem po reszcie, że Ci sami zrobili kilka kroków w tył od niego.

Zwracając na siebie uwagę wszystkich, przed osadą, momentalnie zapadła cisza. Każdy przyglądając się nieznajomemu, próbował zrozumieć kim był i czemu jako jedyny, umiał się postawić rozkazom Imperatora. Niektórzy dopiero teraz dostrzegając Zerefa stojącego wraz z Invelem i Dimarią, zerkali na jego reakcję. On jednak stał spokojnie, zupełnie pozwalając temu chłopakowi na robienie co chciał. Widząc bierność Imperatora i jego osobistej straży, obecne tam wojsko, które  było dość dawno w pałacu, przez co nie kojarzyło Natsu, wpadało w coraz większą konsternację.

- Te szaty... - wyszeptał w pewnym momencie narzeczony. - Niemożliwe, jesteś ze stolicy? Z pałacu? -

- Owszem. - głos w końcu zabrał Zeref, uśmiechając się dumnie. - Jak widzicie mój młodszy braciszek, jest bardziej wyrozumiały odde mnie. No cóż, bywa i tak. - dodał podchodząc spokojnym korokiem do stojącego z kijem Natsu.

- Brat? Młodszy? - rozeszły się szepty pośród wszystkich osób z wioski.

- Przeginasz. Zdecydowanie przeginasz. - syknął Natsu gdy Zeref zatrzymał się przed nim. - Nie ma innej drogi, żebyś zachował tą swoją parszywą dumę i nie krzywdził tak mieszkańców? - dodał wyrzucając z ręki kij pod nogi kucającego wojownika, tamującego sobie ręką krwotok z nosa.

Widząc jednak jak Zeref nie zbiera się do odpowiedzi, kontynuował dalej.

- Wiesz, że nie znam się na rządzeniu. - mruknął. - Ale ktoś tak inteligentny jak ty, nie umie wymyślić innego sposobu na utrzymanie terenów w kraju? - dodał szeptem.

- Alakitasia to nie Ishgar. Powtarzam Ci. Metody które tam się sprawdzają, tutaj nie są nic warte. - mruknął Zeref odwracając się z zamiarem odejścia. - Ale skoro nalegasz, możemy spróbować twojego pomysłu. - dodał machając ignorująco ręką w powietrzu.

- Jak on mi działa na nerwy. - prychnął Natsu na oddalającego się brata.

Ogłupiałe wojsko, podążając za Imperatorem, zaczęło się wycofywać do tyłu puszczając wolno mieszkańców. Rodzice zrywali się do dzieci tuląc je i płacząc. Ci którzy oberwali, byli natychmiast podnoszeni z ziemi i opatrywani. Obie strony zaczęły się rozchodzić, jedna do domów, a druga w ślady za Zerefem. Natsu stojąc wciąż w miejscu, wypuścił ciężko powietrze, robiąc krok do przodu. On też musiał ruszyć się za bratem, jednak ledwo to uczynił, usłyszał za sobą damski głos.

- Dziękuję. -

Zerkając za siebie, zobaczył stojącą parę w obronie której się postawił. Kobieta wciąż przyciskając dłonie do siebie, spojrzała mu prosto w oczy z wdzięcznością.

- Brat Imperatora... Czyli jesteś Księciem Alvarez? - odezwał się narzeczony.

- Księciem Alvarez? - mruknął niemrawo Natsu, do którego nie mogło to dojść. - Księciem... - powtórzył cicho, sam do siebie.

Kobieta spoglądając raz na swojego partnera, a raz na Natsu, spieła ramiona i spuszczając ręce wzdłuż tułowia, ukłoniła się w pasie.

- Wasza Książęca mość. Dziękuję za ratunek i proszę o wybaczenie, mojej bezpośredniości do was. - zawołała zdenerwowana.

- Wasza Książęca Wysokość. -

- Książę Alvarez! -

Zaczęli wołać po kolei mieszkańcy osady i podobnie jak kobieta, kłaniać się Natsu w pasie.

Patrzył na nich w coraz to w większym szoku. Dopiero wtedy dotarło to do niego. Jako brat Zerefa, Imperatora Alvarez, był przecież pretendentem do przejęcia tronu po nim. Był Księciem Imperium Alvarez.

- Jaki tam Książę. - zawołał w końcu machając speszony rękami. - Jestem tylko... - dodał chcąc jak zawsze przedstawić się jako Natsu z Fairy Tail, jednak ugryzł się w język.

Kłaniający mu się mieszkańcy, podnieśli swoje głowy w górę, czekając na to co chciał powiedzieć. Nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji, Natsu po raz pierwszy od swojego pobytu tutaj w Alakitasia, uśmiechnął się tak ciepło i szczerze, jak robił to cały czas będąc w gildii wśród przyjaciół.

- Jestem po prostu, młodszym bratem i zwykłym człowiekiem. Nikim więcej. - zawołał, ruszając za czekającym kawałek dalej na niego bratem.

***

* małe sprostowanie - gdy Natsu dał się przejąć przez END i wyszedł z podziemnego pomieszczenia, gdzie został złapany z Lucy przez Dimarię, spotkał Gray'a z którym wywiązała się walka.

U mnie w opowiadaniu, również doszło do walki tyle tylko, że Gray nie dowiedział się wcześniej od Invela o tożsamości END i nie wiedząc co się dzieje z przyjacielem, zaatakował go chcąc zatrzymać w miejscu.

Ogólnie nikt z Fairy Tail nie wie o tożsamości END, nawet Happy, który wtedy nie usłyszał do końca rozmowy Natsu i Zerefa.

Księga END po przebiciu jej przez Zerefa zniknęła i wróciła z powrotem do Alvarez gdy on sam wycofywał się.

Tak samo jest z tym, że obaj są braćmi. Też nikt o tym nie wie w Ishgarze, lecz w Alvarez już niektórzy wiedzą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro