Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Powrót do domu

Rozdział z dedykacją dla:
Leniwa_Gnida
LusiaxNatsuxNaLu
JuliaSalamander

Dziewczyny,
dziękuję wam za wszystkie wasze komentarze,
za te duże i za te małe 😘❤️.

...

94 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Karczma w Vistarion

- Przychodzi tu? Do Ciebie? -

- Tak. - potwierdziła od razu Eri, rumieniąc się. - Mówi, że bardzo mu smakują moje wypieki i inne wyroby. Chodź muszę przyznać, że ostatnio nie widziałam go już kilka dni. Jak o tym teraz pomyśleć, to słyszałam, że była jakaś akcja w mieście z dwa czy trzy dni temu, w której on dowodził. Jednak nie zajrzał do mnie, więc... - Eri widząc zaciskającą zęby i palce na swoim ramieniu blondynkę, urwała swój monolog. - Hej, coś się stało? -

- Nic. - burknęła Lucy, z oczu której posypały się iskry.

Mavis się myli. Wszyscy się mylą. On nie okłamał jej. Nie powiedział tego pod wpływem emocji. Natsu naprawdę się już z kimś związał i jak na złość, musieli wynająć pokoje, właśnie nad tą karczmą, w której była jego nowa dziewczyna.

Nie rozumiejąc kompletnie zachowania blondynki, Eri ucichła zupełnie. Taksując ją wzrokiem, jej ewidentnie wkurzoną sylwetkę i oczy, które gdyby mogły, pobiły by ją na miejscu, błękitno włosa dziewczyna, poczuła ciarki na całym ciele.

- O widzę, że częstujesz naszych gości, swoimi wyrobami. - zjawiając się ku uldze córki, właścicielka karczmy  uśmiechnęła się przyjaźnie do obu dziewczyn. - Moje ulubione to te z miętą i jabłkiem, zielone. - dodała, łapiąc za kulkę i jedząc ją od razu.

- Ja już pójdę. - mruknęła Lucy, wstając powoli z krzesła.

- Coś się stało? Pokłóciłyście się? -zapytała kobieta, zerkając na córkę.

Ta jedynie wzruszyła ramionami, wciąż nie rozumiejąc czemu blondynka nagle tak się na nią wściekła. Chodź... może...

- Poczekaj. - zawołała Eri, idąc za Lucy. - Jesteś zazdrosna o to, że mam takie dobre kontakty z samym z Księciem Alvarez? Jeśli zostaniecie jeszcze jakiś czas to myślę, że mogłabyś się z nim spotkać... - mówiąc to, błękitno włosa dziewczyna, dotknęła ramienia wciąż idącej i ignorującej ją Heartfili.

- Nie dotykaj mnie! - warknęła Lucy, odwracają się do wystraszonej dziewczyny. - Przepraszam. - dodała, widząc szok na jej i jej matce twarzy. - Nie przyjmę oferty. Nie chcę zostać już w tym kraju, ani dnia dłużej. Mam dość. - wyznała tak cicho, że tylko Eri ją usłyszała.

Mając coraz większy mętlik w głowie, córka właścicielki odprowadziła jedynie wzrokiem idącą po schodach na górę blondynkę, która minęła się tam z schodzącą w dół Mavis.

- Lucy. Lucy? Co się stało? - zawołała za nią, lecz dziewczyna machnęła tylko ręką, znikając na wyższym piętrze.

Tym razem oczy Vermilion spoczęły na wciąż stojącej przy schodach, na dole Eri.

- Jadłyśmy mochi i nagle się na mnie o coś wkurzyła. - odparła Eri, podchodząc kilka stopni do góry. - W sumie to się zdenerwowała, gdy powiedziałam, że Koutaishi tutaj bywał i... -

- Natsu? - zawołała Mavis, robiąc wielkie oczy.

- Yy... Tak. Koutaishi Etherious Natsu Dragneel. - potwierdziła, kiwając głową.

- Lucy ma... hmm, mamy dość poplątane z nim stosunki. Lepiej nie poruszaj przy niej tego tematu. Przy nikim z nas. - wyszeptała Mavis, kręcąc głową na boki.

- Nie wiedziałam, nie chciałam jej zdenerwować. Ale... przyjechaliście z zewnątrz? Jesteście spoza Alvarez? - dodała niepewnie.

- Co? - zawołała osłupiała Vermilion, która wyraźnie prosiła wszystkich, aby w razie pytań o ich pochodzenie, nie ujawniać, że są z Ishgaru, tylko z jakiegoś małego miasteczka w Alvarez.

W końcu jakby na to nie patrzeć, pomimo wizyty w pałacu i tym, że Zeref wiedział o ich pobycie tu, to wciąż byli tutaj nielegalnie. Przecież nie otworzono zamkniętych granic i jedyne jak udało się im tutaj dostać po cichu, był podwodny statek Sorano i jej życzliwość. To ona miała też ich stąd odebrać, lecz żeby to zrobić, musieli dojechać do jak najbardziej wysuniętego w kierunku wyspy Caracole punktu Alakitasi.

- Powiedziała, że ma dość już Alvarez i nie zostanie tutaj ani dnia dłużej. - szeptając coraz ciszej, Eri wskazała oczami w stronę, gdzie chwilę temu znikła Lucy.

Mavis widząc, że ich przygrywka właśnie znika, wzięła córkę właścicielki na ostatni stopień schodów w górę, by jak najmniej osób słyszało ich rozmowę.

- Wydajesz się mądrą dziewczyną. Tak, nie jesteśmy z Alvarez, jednak przez to całe zamieszanie z zamkniętymi granicami, wolałabym abyś zapomniała, co usłyszałaś od Lucy. -

- Dobrze. Po prostu się zdziwiłam, kiedy to powiedziała. - odparła od razu Eri, uśmiechając się przyjaźnie i poprawiając swojego kucyka. - Tutaj jest wiele osób przyjezdnych. W końcu to stolica. -

- Zauważyłam. - mruknęła ponuro Mavis.

- Nie chciałam się z nią pokłócić. Mogłabyś ją przeprosić? Bo mnie chyba nie będzie chciała słuchać. - mówiąc to, córka właścicielki posmutniała.

- Lucy miała wczoraj ciężki dzień, co nie zmienia faktu, że nie powinna cię tak potraktować. Chodź, powiem jej żeby cię wysłuchała. Ale po tym, już koniec. Dobrze? -

- Tak. - zgadzając się, Eri ruszyła za Vermillion w głąb piętra z pokojami do wynajęcia.

Dochodząc do drzwi, jako pierwsza weszła mistrzyni gildii, a dopiero za nią, córką właścicielki nieśmiało zatrzymała się za progiem.

- Lucy, Eri chciała cię przeprosić. Nie wiedziała, żeby nie mówić tego przy tobie. O nim. -

Podnosząc oczy znad okna, Heartfilia obrzuciła cierpkim spojrzeniem stojącą wciąż nieswojo dziewczynę. Wypuszczając ciężko powietrze, oblizując usta i cmokając z niezadowolenia, w końcu wstała z krzesła i podeszła do Mavis oraz błękitno włosej.

- Przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. - nie czekając na nic, Eri skłoniła się w połowie, przepraszając blondynkę.

Mogłaby sobie odpuścić, jednak nie tak ją matka wychowała. Tutaj klient jest najważniejszy i takie kłótnie tylko źle wpływają na renomę karczmy. Dlatego chciała jak najszybciej zakopać ten głupi topór wojeny między nimi.

- Lucy. - Mavis patrząc na swoją podopieczną, uniosła brew w górę.

- Ja też przepraszam za to gwałtowne zachowanie. - wyszeptała, uciekając wzrokiem jak najdalej od tych błękitnych oczu dziewczyny.

Czując, że nic tu już po niej, Eri odwróciła się na pięcie. Otwierając drzwi, już przekroczyła próg, gdy Heartfilia zawołała za nią, tak bardzo zbitym głosem, jak ranne zwierzę.

- Opiekuj się nim. -

- Słucham? - nie będąc pewną, czy to było do niej czy Mavis, córka właścicielki odwróciła głowę do tyłu.

- Opiekuj się Natsu. Jest czasem roztrzepany, ale... ale wewnątrz, to wciąż dziecko, które można łatwo zranić. - mówiąc to, Lucy poczuła jak pojedyncza łza, mimo powstrzymywania się, wypływa z jej oka.

Eri widząc to stanęła jak wryta. Teraz to już zupełnie nie wiedziała co się dzieje i co powiedzieć.

- D...dobrze... - wyjąkała, patrząc na stojącą obok nich Mavis, która pozwoliła jej tylko na przeprosiny i zamknięcie tematu.

- Lucy, uspokój się. - Vermillion chcąc przytulić dziewczynę, ściszyła zupełnie głos.

- Mm. - mruknęła wracając w kierunku okna.

Eri stojąc wciąż w drzwiach, wycofała się całkiem na korytarz, zamykając je za sobą. Próbując sobie przypomnieć swoje rozmowy z Księciem Alvarez, za nic nie mogła skojarzyć, czy on sam wspominał coś o tej blondynce. Jej wyznanie, aby się nim opiekowała brzmiało zupełnie tak jakby byli kiedyś parą, ale zerwali ze sobą.

- Parą? Natsu nic nie mówił, że ma dziewczynę. Jedyne co ciągle mówił, oprócz spraw z związanych z bratem, to... - zatrzymując się w połowie schodów, Eri poczuła, że zaczyna łączyć tę plątaninę kropek w całość.

Stawiając wszystko na jedną kartę, córka właścicielki zawróciła z powrotem na górę i nie siląc się na pukanie, wpadła do pokoju.

- O co chodzi? - Mavis wzdrygając się przez tak gwałtowne wejście, podniosła się od płaczącej na framudze okna Lucy.

- Ja... - zaczęła, wchodząc głębiej i z całej siły zamykając za sobą drzwi. - Chyba się źle zrozumiałyśmy. Kiedy mówiłam, że Książę Alvarez tutaj wpada, nie miałam na myśli tego, że jesteśmy razem. Owszem, przychodził do mnie, ale w innej sprawie. Szukał informacji o Ishgarze i tego, jak można by było się z kimś stamtąd skontaktować. Wszyscy tutaj wiedzą, że on tam żył dłuższy czas... a kiedy powiedziałaś, że jesteś nie z tego kraju... Czy wy nie jesteście przypadkiem stamtąd? Czy ty go nie znasz stamtąd? Nie byliście parą? To dlatego jesteś taka zła i smutna, gdy o nim wspomniałam, bo się z nim teraz pokłóciłaś? -

Pochylając się i łapiąc oddech po całym swoim monologu, Eri skierowała swój wzrok z zupełnie poważnej Mavis, na Lucy, która obróciła na nią zapłakane oczy.

- Nie jesteście... Szukał informacji u ciebie... Skontaktować się... - wybełkotała kilka urwanych zdań, a widząc kiwanie głowy Eri, zupełnie wyprostowała się na krześle. - Natsu przychodził tylko do ciebie, bo chciał się skontaktować z Ishgarem?! -

- Tak. Prowadzimy z matką i braćmi karczmę, więc dużo osób się tu przewija i informacji. Stąd pewnie jego wybór. A czemu akurat ta karczma, to pewnie przez przypadek. -

Słysząc to, Heartfilia zasłoniła sobie usta dłonią, przestając płakać. Mavis natomiast zmniejszając odległość do Eri, zapytała lekko zaniepokojonym głosem.

- Od kiedy Natsu tu przychodził? Jak długo? Jak często? Kiedy ostatni raz? -

- On chciał się z nami skontaktować. - pisnęła za plecami Vermilion Lucy. -

- Yyy... z 13 dni temu... Dwa tygodnie temu spotkaliśmy się pierwszy raz, gdy pomógł nam z tym wozem co ci mówiłam Lucy. Z rozładunkiem. - dodała Eri, widząc niezrozumienie od strony Mavis. - Drugi raz był dwa dni później, ale wyszedł szybko. Pamiętam to, bo to był dzień, gdy dostał szlaban na wyjścia i Imperator sam pojechał gdzieś. Wtedy też doszło do zamachu na niego. -

- Szlaban? - zapytały razem obie blondynki.

- Nie znam szczegółów, ale skręcił kostkę na jednej interwencji chyba, przez co Imperator kazał mu siedzieć w pałacu. On nie posłuchał i się wymknął tutaj. Jak pomyślę, że gdyby nie to, że usłyszał od mojego brata, że widział podejrzane osoby w jednej z karcz znajomych, to cała ta sprawa z zamachem, mogłaby się inaczej skończyć. -

- Natsu nie powiedział nam wszystkiego przedwczoraj. Za dużo rzeczy przemilczał. - fuknęła Vermillion, krzyżując ręce na piersi.

- Mi też tego nie powiedział. - szepnęła Lucy, czując palący wzrok mistrzyni na sobie.

- Interwencje? Złamana kostka? Próby kontaktu za plecami brata... Przecież ja zatłukłę Zerefa. Do niczego go nie zmusza, nie trzyma na smyczy, ale na walki to już go ciąga?! - mówiąc do siebie, Mavis zaczęła krążyć po pomieszczeniu.

W tym czasie Lucy i Eri nie odezwały się już ani słowem, śledząc jej ruchy.

- Nic z tym nie zrobimy już. Nie wierzę, że to mówię, ale jeśli wrócimy tam, znów skończy się to kłótnią. - oznajmiła w końcu Vermilion, akurat gdy do pokoju wrócili pozostali członkowie grupy.

Widząc stojącą Eri, niemrawą Lucy i wściekłą Mavis, Gray zażądał wyjaśnień, co się stało. Opowiadając na szybko całą sprawę z Eri i Natsu, zeszła im tak godzina.

...

Późne popołudnie
Karczma w Vistarion

Żegnając się z wyjeżdżającymi członkami gildii Fairy Tail, Eri wyszła aż na ulicę przed karczmą. Wsiadając do wynajętego wozu, wszyscy zdążyli już pożegnać się z błękitno włosom Alakitasianką, oprócz Lucy. Stojąc jako ostatnia przy Eri, blondynka zaczęła szukać czegoś w kieszeni.

- Eri, mam do ciebie ogromną prośbę. Nie pomyślałam o tym wcześniej, ale czy mogłabyś dać to Natsu, gdy zajrzy znów do ciebie? - mówiąc to, dziewczyna rozłożyła rękę z pojedyńczym kolczykiem, zawierającym w sobie malutki kryształ lakrymy. - On będzie wiedział o co chodzi, a przynajmniej mam nadzieję. - dodała, kładąc biżuterię na ręce Eri.

- Dobrze, ale nie obiecuję kiedy znów go zobaczę. -

- Nie szkodzi. - odparła Lucy, uśmiechając się życzliwie. - Dzięki Eri za wszystko co nam powiedziałaś i za to, że mu pomagasz. I przepraszam jeszcze raz za mój wybuch... -

- Nie przepraszaj. Gdybym wiedziała, że jesteście parą, inaczej bym ci to powiedziała. - uśmiechając się, Eri pomachała po raz ostatni ręką.

Gdy tylko wóz odjechał kawałek, dziewczyna wróciła do karczmy, chowając kolczyk w kieszonce spódnicy.

O tej porze w karczmie zaczynało się prawdziwe tsunami ludu. Biegając z zamówieniami i przyjmując nowe, Eri dopiero pod wieczór mogła w końcu opaść na stołek za ladą.

Mając chwilę dla siebie, postanowiła zaszyć się w magazynku koło kuchni. Zamykając za sobą drzwi i zapalając świeczkę, dziewczyna wyjęła otrzymany od Lucy kolczyk, ostrożnie kładąc na desce półki. Oglądając przedmiot z każdej strony, uśmiechała się na widok błyszczącego kryształu.

Kto by pomyślał, że dzięki niemu, będą mogły skontaktować się dwie osoby, na dwóch różnych kontynentach.

- Hmm... - mruknęła zamyślając się nad błyskotką. - Głupia blondynka. - dodała i chwytając za leżący obok na półce młotek, roztrzaskała nim kolczyk na drobne kawałki.

Głupia blondynka, która uwierzyła, że ona od tak zrezygnuje z Księcia Alvarez. Nie codziennie trafia się taka okazja, by  brat samego władcy kraju cię zauważył. Eri wiedząc jakie ma szczęście ze spotkania go, postanowiła już pierwszego dnia wracając do karczmy, że nie puści tej szansy. I co z tego, że ta blondynka ewidentnie go kocha. Ona (Lucy) będzie tam w Ishgarze, a ona (Eri) jest tutaj.

- Idiotka. Z tej całej miłości do niego, nie zauważasz nic więcej. - dodała szeptem i zbierając resztki kolczyka, wyrzuciła je do kosza na obierki i inne odpadki.

C.d.n.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro