20. Okłamane Słońce i szczere Niebo
93 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Południe
- Spriggan Heart? Mówisz poważnie? - zapytał Natsu, otwierając usta w szoku, a widząc kiwanie głowy brata, dodał śmiejąc się przyjaźnie. - Hehe, szaleństwo. Czyli wystarczy, że nasycisz swoją mocą magiczną i mocą klątw obecną Fairy Heart? Dobra. To brzmi za prosto jak na ciebie. Gdzie jest haczyk? -
- Za prosto? Heh, nie wszystko musi być skomplikowane. -
- Nie, ale to w twoim stylu. Komplikować wszystko. -
- Chyba mówimy tu o tobie. - podnosząc brew w górę, Zeref posłał bratu cyniczny uśmieszek.
- Znalazł się cholerny perfekcjonista od dziesięciu boleści. - strzelając cicho zębami, Natsu prychnął pod nosem bliżej niezrozumiałe dla brata zdanie. - To powtórzę. Gdzie jest haczyk. Czemu już teraz tego nie zrobisz? -
- Widzisz... - zaczął starszy Dragneel
- Ocho, mówiłem! Jest haczyk! - ciesząc się jak dziecko i przerywając bratu wypowiedź, Książę Alvarez wyprostował się dumnie.
- Widzisz... - powtórzył Zeref, zdzielając w głowę, puszącego się przed nim chłopaka. - ... abym zaczął tworzyć mieszankę moich mocy, muszę wiedzieć jakie to będą proporcję. Aktualnie ilość mojej przeklętej mocy, miesza się z resztkami mocy światła Mavis. Nie jestem w stanie w tym momencie tak dobrać ilości mojej mocy magicznej, aby zaszła równowaga. Innymi słowy, dopóki nie zużyje całej mocy Fairy Heart, nie będę w stanie stworzyć Spriggan Heart. -
- Moment. Momencik. Momentunio. - wystawiając ręce przed siebie, młodszy Dragneel uciszył brata. - Masz na myśli, że aby stworzyć Spriggan Heart, musisz pozbyć się całej Fairy Heart, czyli dopóki Fairy Heart nie zniknie całkowicie, twój Etherious z każdym użyciem będzie coraz słabszy i co za tym idzie, będziesz coraz bardziej podatny na... na... na nie odparcie potencjalnych ataków na siebie?! - wyrzucając to na jednym wydechu, Natsu zaczął gwałtowniej nabierać powietrza.
- Tak. - odpowiadając krótko, Zeref wyminął brata, idąc dalej prosto do swojego gabinetu i leżącej tam księgi END.
Pozostawiony za jego plecami wiśniowo włosy chłopak, zaczął śmiać się pod nosem. On się chyba przesłyszał. Czy on właśnie usłyszał z ust brata, że ten będzie z dnia na dzień, po każdym użyciu Fairy Heart coraz słabszy?! Akurat teraz, gdy jego END wariuje, gdy pokłócił się z Fairy Tail, gdy...
- Zeref! Czekaj! - zawołał, biegnąc za czarnym magiem. - Zapomniałem ci powiedzieć, że wczoraj gdy wróciłem, Jacob miał przyprowadzi tutaj Kirię, którą "lekko" mogłem "połamać".
- Wiem. Mówisz, że mnie znasz, wściekasz się na Invela, że informuje mnie o wszystkim od razu, a budzisz się dzień później i myślisz, że o niczym nie wiem? Hehehe. Oj Nats, Nats. -
- No wybacz, ale twój kręgosłup, a potem cała ta sprawa z gildią, były ważniejsze od tej szmaty. - strzelając zębami, Natsu stanął przed progiem gabinetu brata, do którego on sam wszedł.
- Invel ją przesłuchuje. Powiem tak, narazie nie mamy żadnych konkretów. Bredzi jak potłuczona. Dopóki nie dojdzie do siebie po jak to określiłeś "lekkim połamaniu", obawiam się, że nic ważnego z niej nie uzyskamy. -
Nie mając nic więcej do powiedzenia, Natsu w ciszy obserwował chodzącego po gabinecie brata, szukającego magicznego pióra i księgi END.
- Będziesz tak stał w progu? -
- Pewnie będziesz chciał się skupić, a ja wiesz, lubię gadać, będę cię rozpraszał. -
- Po pierwsze, wolałbym abyś był w zasięgu mojego wzroku teraz, gdyby coś było jeszcze nie tak z księgą. Po drugie jesteś obecnie bardzo rozchwiany emocjonalnie. Ujmę może to tak, obawiam się powtórki z utratą kontroli, gdy znów sięgniesz po moc. -
Kapitulując, Książę Alvarez wszedł do gabinetu Imperatora, zamykając na jego prośbę drzwi za sobą.
- To co mam robić? Gdzie mam usiąść? - zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie wyśmiej mnie zaraz, po tym co ci teraz powiem. - siadając za biurkiem, Zeref podniósł głowę na brata.
- Prędzej moje pomysły nadają się do wyśmiania niż twoje. Mów. -
- Raczej do załamania - przeszło przez myśl starszego Dragneel, na pomysły jego młodszego brata. - Musimy ustabilizować twoje emocje. Podczas gdy ja będę sprawdzaj księgę, ty będziesz medytował. -
Stojąc kilka kroków od czarnego maga, wiśniowo włosy chłopak zamrugał kilkukrotnie oczami, jakby mu coś wpadło do nich.
- Medy...tacja? Pfff hahaha, toś teraz palnął. Zeref zlituj się. Hahaha, ja i medytacja?! -
- Wiedziałem, że tak będzie. - zamykając oczy i kręcąc bezwładnie głową, Imperator Alvarez westchnął głęboko.
Przez kolejne kilkanaście minut, uparcie tłumaczył bratu zalety medytacji, natomiast drugi skutecznie rzucał kolejnymi argumentami przemawiającymi za tym, że on sam się do tego nie nadawał.
Koniec jednak końców, Imperator wygrał potyczkę słowną. Prychąc i strzelając zębami, Natsu usiadł na dywanie na środku gabinetu, słuchając kolejnych wskazówek.
...
- Skoncentrowany? - pytając po raz kolejny w ciągu pół godziny, Zeref powoli przerzucił następną stronę księgi END.
- Tak. W pełni. - odpowiadając bez pośpiechu i spokojnym tonem, Natsu przygotował się do kolejnej próby brata, który w ciągu tych 30 minut, testował jego koncentrację.
Był to według niego pierwszy krok do wejścia w stan medytacji.
- Jesteś pewny? -
- Tak. Nic mnie już nie wytrąci... - zarzekł się wiśniowo włosy chłopak.
- To powiedz, czemu okłamałeś Lucy, że się już z kimś tutaj związałeś? - wyciągając z nikąd najgorsze z możliwych pytań, Zeref nawet nie podniósł wzroku znad stron księgi.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki lub wylaniem wiadra zimnej wody, Natsu natychmiast stracił koncentrację, przechylając się do przodu.
- Ale to miały być nie takiego kalibru pytania!! - krzyknął.
- Szsz... - uciszając brata, Imperator przerzucił kolejną stronę.
Poprawiając się ponownie w siadzie i zamykając oczy, Natsu skupił się znów na odzyskaniu skupienia.
- Chciałem ją chronić. -
- Hmm? -
- Ech... Lucy za nic by nie wyjechała stąd. Nie beze mnie. Ona już to ułożyła sobie w głowie. Albo wyjedzie ze mną, albo zostanie tutaj. Wyobrażasz sobie, aby ona tutaj została?! -
- Nie zgodziłbym się na to, gdyby to zaproponowała lub jak wolisz, oświadczyła. - odparł od razu chłodno Zeref, w dalszym ciągu sprawdzając wersy księgi.
- No właśnie. Ja już przywykłem tutaj do walk. Ona nie. Nie ma pojęcia w co by się wpakowała. Nie chcę nawet myśleć o tym, że mógłbym jej nie ochronić. -
- To nie zmienia faktu, że mało delikatnie to zrobiłeś. Wręcz idiotycznie. -
- Wiem. Spanikowałem. - wyszeptał chłopak, spuszczając głowę w dół.
Przestając rozmawiać, Natsu wrócił do kolejnego kroku medytacji. Według słów brata, korzysta z mocy Etherious, która jest najpotężniejszą i najczystszą mocą na tym świecie w użyciu człowieka. Koncentrując się tylko na niej, Natsu zaczął odczuwać jej większe drobinki unoszące się w powietrzu, krążące w okół siedzącego niedaleko niego brata i księgi, osiadające na roślinach w gabinecie i innych magicznych przedmiotach. Zanurzając się coraz głębiej i głębiej w to odczucie, zdawało mu się, że brat pyta go o coś jeszcze, lecz sens słów zdawał się nie docierać już do niego.
Widząc jak Natsu odpłynął w medytacji, Zeref wrócił do sprawdzania księgi w której jak na złość, nic nie mógł znaleźć. Wszystko wyglądało na naprawione, co do jednego znaku. Mimo to, sprawdzając kolejne strony, Imperator tak bardzo pochłoną się tym, że nie zauważył kiedy upłynęło kolejne ponad 50 minut.
Możliwe, że siedziałby tak dalej, gdyby coś nie przykuło jego uwagi. Przyniesiony z wiaterkiem wpadającym przez nie zamknięte okno, tuż obok jego ręki wylądował dziwny płatek kwiatu. Czując emanującą od niego moc magiczną, Zeref dotknął go palcem.
Pod wpływem dotknięcia, płatek ponownie uniósł się w górę, wirując przed oczami starszego Dragneel. Ten unosząc wzrok coraz wyżej, za owym płatkiem aż otworzył usta, gdy zobaczył co się działo na drugim planie.
Pod siedzącym wciąż w medytacji Natsu, pojawił się krąg magiczny w kolorze jego smoczych płomieni z ciemno czerwonym pismem demonicznym. Było to dość normalne dla zaawansowanych osób, jednak dość zaskakujące przy takim "świeżaku w medytacji" jakim był jego brat.
Jednak nie to osłupiło Zerefa, a wyrastające z kręgu kwiaty, stworzone całkowicie z magi ognia. Rośliny zdawały się całe płonąć, lecz nie spalały się. Niektóre z nich, wprawione w ruch powiewami powietrza z okna, gubiły płatki, które tańczyły już po całym gabinecie.
- Co jest? Nats? - szeptając prawie niesłyszalne, Zeref wstał za biurka i wciąż otwartej księgi END.
Kiedy myślał, że jego brat już go niczym nie zaskoczy, ten wyskakiwał zawsze z czymś nowym w najbardziej niespodziewanej sytuacji. Z pozoru nudna medytacja, szybko zamieniła się w magiczną, ognistą łąkę która zdawała się dopiero rozpoczynać swój pokaz. Jednak w tym wszystkim, skupione na kwiatach czarne oczy Imperatora, wychwyciły coś co tylko on mógł zobaczyć. On i jego brat.
Te wszystkie kwiaty, te wszystkie gatunki pochodziły z ich rodzinnych stron. Z ich dzieciństwa. Próbując sobie przypomnieć moment gdy byli na podobnej łące przy ich wiosce, przez plecy Zeref przebiegł dziwnie ciepły dreszcz, a raczej mrowienie.
Poczuł jej obecność. Ona tam stała.
Oddychając coraz bardziej nerwowo, starszy Dragneel obrócił głowę w prawo. Po lewej stronie Natsu, krok od niego, między kwiatami były czyjeś stopy. Całe nogi, lekka tunika i delikatne ręce. Cała jej sylwetka również stworzona z magi ognia.
Patrzyła prosto na Natsu z delikatnym i czułym uśmiechem. Przymykając na chwilę oczy, pozwoliła by kolejne z płatków przeleciały obok niej, znikając w pasmach jej ognistych włosów.
Gdy po chwili ponownie podniosła powieki, jej wzrok skupił się tym razem na wciąż stojącym obok biurka, w kompletnym szoku starszym Dragneel.
Jakaś gula podeszła mu do gardła. Nie mógł powiedzieć ani słowa, patrząc się prosto w jej ognistą sylwetkę.
- Mamo... - wyszeptał w końcu, gdy pierwsza z łez, spłynęła po jego policzku.
Ich matka stała tam i uśmiechała się czule. Już chciał do niej podejść, lecz gdy tylko zrobił krok, ona podkręciła przecząco głową.
Druga łza spłynęła po jego policzku, gdy jej usta zaczęły się poruszać, lecz żaden dźwięk nie mógł wydostać się z nich.
- To iluzja. To iluzja. To iluzja. - powtarzając w kółko, Zeref wbił sobie paznokcie w dłoń. - To moment z naszego dzieciństwa. To mi się wydaje, że ona zwraca się do mnie. Ja po prostu stoję w miejscu w którym wtedy ktoś inny stał. Możliwe, że nasz ojciec. - ciągnąc dalej, chłopak zrobił na przekór jej pierwszemu kręceniu głowy kilka kroków w bok, schodząc z linii jej wzroku.
Kolejne łzy spływały po jego policzkach, widząc, że ona wciąż uśmiecha się w puste miejsce przy biurku. Miał rację, bolesną rację. To tylko moment z ich dzieciństwa, ale jednocześnie to aż jeden moment. Po przeszło 400 latach w końcu może znów na nią patrzeć.
- Natsu! Nats, ocknij się! - pomimo tego, że chciałby by ta chwila trwała jak najdłużej, musiał ją przerwać.
To nie było normalne, aby tak wyglądała medytacja. Natsu musiał się zanurzyć zbyt głęboko. Musiał go wybudzić, dla jego dobra. Wystarczy tego na pierwszy raz.
- Nats! - ponawiając swój krzyk, Zeref przeszedł przez okalającą brata łąkę z płonących kwiatów i łapiąc za ramię, już chciał nim potrząsnąć, gdy niechcący po raz ostatni podniósł głowę na postać ich matki. - Przepraszam. - wyszeptał widząc, że znów znalazł się na linii jej wzroku, tym razem pełnego smutku i jakby tęsknoty.
Zaciskając zęby, Zeref potrząsnął ramieniem brata, wołając go ponownie po imieniu. Jakby ktoś zdmuchnął świeczkę, wszystko nagle zamieniło się w delikatny szary dymek, który równie prędko zaczął znikać.
- Zawsze będę was kochać... - czy była to jego wyobraźnia czy zaczynał śnić już na jawie, w uszach kruczo czarnego chłopaka, odbiło się echo głosu ich matki.
Obracając głowę w miejsce gdzie sekundy temu stała, zastał teraz jedynie resztki dymu, a potem nieznośną pustkę.
Kolana same ugięły się pod nim, przez co nim się zorientował, upadł na nie. Czując jak krople łzy, spływają po jego policzku, z tęsknoty za rodzicielką, Zeref ocknął się dopiero słysząc swoje imię i widząc twarz spanikowanego, młodszego brata przed sobą.
- Zeref? Oj Zeref?! Co się stało?! Czemu płaczesz?! Zeref!! -
Nie umiejąc odpowiedzieć bratu, chłopak starał się uśmiechnąć, jednak skończyło się tylko, na zaciśnięciu ust w wąską linijkę. Czując jak ramiona zaczynają mu drżeć, a łzy nie chcą przestać płynąć, Zeref pokręciło głową na boki i obcierają oczy dłonią, zamknął je całkowicie.
- Zeref, co się stało? - ponawiając próbę, już przyciszonym głosem, Natsu kucnął na wprost brata, uważnie mu się przyglądając.
Nabierając coraz głębsze wdechy, w końcu opanował drżenie ciała i kompletny wybuch płaczu. Przełykając ślinę, chłopak spojrzał w zielonkawe oczy brata, szeptając.
- W porządku. Wszystko jest w porządku. Teraz. -
- A wcześniej? - nie dając się spławić, Natsu położył dłoń na ramieniu brata.
- Nie ważne. - odparł chłodno i stanowczo starszy Dragneel. - Zanurzyłeś się dość głęboko. Jak się czujesz? - zmieniając temat, Zeref wstał na nogi.
- I to cię tak wystraszyło? Ech. - również podnosząc się, chłopak odwrócił głowę w bok. - Niichan* (z jap. Starszy brat)... czy to jest normalne, abym... -
- Hmm? Abyś co? - widząc jak brat nie może się wysłowić, Imperator zachęcił go lekkim uśmiechem.
- Żebym zobaczył nasze wspomnienia, całkowicie inaczej, czyste, bez żadnej mgły. - wysławiając się w końcu, Natsu obrócił oczy z powrotem. - Bawiliśmy się na łące. Nasi rodzice byli z nami. O czymś rozmawiali. Nasza matka patrzyła z rumieńcami na swojego męża. Potem odwróciła wzrok na nas. Zapytałeś się czy idziemy już, a ona... -
- Podkręciła głową, uśmiechając się. - wtrącając się, Zeref przetarł powoli bolące go oczy.
- Zaraz, to też pamiętasz?! - Natsu nie zdając sobie z niczego sprawy, ożywił się całkowicie. - Co jest? - dodał, widząc wciąż niemrawego brata.
- Obróciła potem głowę na naszego ojca, który siedział po jej lewej stronie, z wzrokiem pełnym smutku i tęsknoty... - kontynuując, Zeref odchrząknął. - Nie. Tego akurat nie pamiętam. -
- Czekaj, skąd wiesz jaki miała wzrok? Przecież bawiliśmy się daleko od nich i nie było szansy, żebyś to zobaczył. - poważniejąc, Książę Alvarez, ściągnął brwi. - Nie pamiętasz tego? O czym ty teraz mówisz, przecież mówisz co się tam działo. -
- Widziałem to. Teraz. - wyznając w końcu prawdę, starszy Dragneel spuścił wzrok w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu Natsu medytował. - Stworzyłeś to wszystko, co widziałeś, ze swojej magi ognia. Kwiaty, łąkę i postać naszej matki. Myślałem, że ona patrzy na mnie, ale schodząc z linii jej wzroku, uświadomiłem sobię, że była to tylko iluzja. -
Nie wiedząc jak to skomentować, Natsu stał w kompletnej ciszy, dopóki nie połączył kropek.
- To dlatego płakałeś? Za naszą matką? - szeptając, chłopak obrócił głowę na wracającego do księgi i biurka brata. - Znalazłeś coś? - czując, że Zeref nie chce o tym rozmawiać, postanowił zmienić temat.
- Nic. Wszystko jest naprawione. - mruknął siadając za biurkiem i wracając do dalszego sprawdzania. - Jak chcesz, możesz wyjść. - dodał jakby do siebie.
- A mogę zostać? Będę cicho. Obiecuję. -
Podnosząc swoje czarne oczy znad stron księgi END, Zeref kiwnął delikatnie głową.
- Możesz. Nie zabronię ci przecież tego. Tylko, jeśli chcesz wciąż medytować, spróbuj się tak głęboko nie zanurzać. - ostrzegając, starszy Dragneel piórem wskazał na dywan.
- Jasne. Nie będę. - zgadzając się nadwyraz spokojnie, Natsu usiadł, ponownie rozpoczynając medytację.
...
Wieczór, tego samego dnia.
Wynajęty pokój w mieście Vistarion.
Siedząc przy oknie wychodzącym na puste już ulice Vistarion, Lucy obtarła kolejne krople łez. Ich dzisiejsze wyjście, a raczej wyrzucenie ich za próg pałacu pozostawiło wśród członków gildii Fairy Tail gorzki posmak zdrady. Natsu nie tylko odmawiając dalszej rozmowy, zniknął za oknem pałacu, to jeszcze dał bratu całkowicie wolną rękę. Zeref nie wahając się nawet na ułamek sekundy, wydał twardy rozkaz wyrzucenia ich natychmiast z pałacu.
Nie obchodziło go co się z nimi będzie dziać i czy będą mieli gdzie nocować. W gruncie rzeczy miał z tym rację, ponieważ wtedy najważniejszą rzeczą było pójście do brata, któremu ewidentnie wciąż coś dolegało.
Mimo to, coś w głębi dziewczyny kazało wykrzyczeć Zerefowi, aby przekazał bratu, że gdy Natsu zmieni zdanie, ona pomimo jego słów, zawsze będzie na niego czekać.
Wyrzuceni na ulicę stolicy Alvarez, członkowie gildii próbowali znaleźć w pierwszej kolejności jakiś nocleg, a potem transport pod granice Alvarez z morzem.
Dzisiejszego dnia, żaden powóz już nie wyjeżdżał na południe, więc chcąc czy nie wszyscy musieli przenocować tę noc w wynajętych dwóch pokojach.
Lucy nie mając ochoty na żadne rozmowy, usiadła przy oknie patrząc na przechodzących ludzi, a potem gdy zapadł zmierzch na zaświecające się w kolejnych mieszkaniach światła w oknach.
...
94 dzień pobytu Natsu w Alvarez
Poranek, wynajęty pokój w Vistarion
Szukając wciąż środka transportu, Gray i Gajeel oraz Lily wyszli na miasto, jeszcze przed śniadaniem. Oboje chodząc jak struci po wczorajszym incydencie z braćmi Dragneel, chcieli jak najszybciej opuścić to "przeklęte miasto". Wendy wraz z Mirą i Carlą, wyszły po śniadaniu, zakupić prowiant na drogę powrotną, natomiast Mest i Juvia, zostali w łóżku, odsypiając nadmiar emocji czy w przypadku Mesta, sporą utratę magi. Nie mając ochoty ruszać się nigdzie, Lucy uparła się, że zostanie z Mavis w wynajętych pokojach.
- Powinnaś coś zjeść. Od wczoraj nic nie wzięłaś do ust. - podejmując kolejną z prób, Vermilion stanęła nad siedzącą od obudzenia się w oknie blondynką.
- Nie jestem głodna. - mruknęła niemrawo.
- Lucy, wiem że nie tego się spodziewałaś i to wszystko dotknęło cię z nas najbardziej... Ale naprawdę uważasz, że to prawda? On mógł tak powiedzieć będąc pod wpływem emocji czy po szoku przez ten atak END. -
- Tak jak Gray? - odwracając w końcu głowę, Heartfilia obrzuciła mistrzynię cierpkim spojrzeniem. - Po tym co usłyszał z jego ust, nie dziwię się, że Natsu nie chce mieć z nami nic wspólnego. -
- Wszystkich nas poniosły emocje. To nie mogło się skończyć dobrze. Powinnam sama wtedy przyjść do Zerefa. -
Odwracając znów głowę za okno, magini gwiezdnych kluczy, westchnęła ciężko.
- Nie mniej jednak, to nie oznacza, że masz się teraz głodzić. Lucy poważnie, powinnaś cokolwiek zjeść... - zaczęła od nowa Vermilion, gdy drzwi do ich pokoju skrzypnęły.
Stojąca w progu dziewczyna, która do tej pory obsługiwała gości na parterze w jej rodzinnej karczmie, przygryzła nerwowo usta.
- Pamiętałam, że byłaś z nimi, a że nie zeszłaś na śniadanie to pomyślałam, że może przyniosę ci coś do picia na górę. -
- Dziękuję. To bardzo miło z twojej strony, ale nie chcemy się narzucać. - Mavis podchodząc do błękitno włosej dziewczyny, odebrała od niej kubek z herbatą. - Ona zaraz zejdzie na dół. - dodała, stawiając kubek na parapecie, tuż pod nosem Heartfili.
Widząc, że blondynka jest ewidentnie przybita od wczoraj i nic nie zapowiadało na poprawę jej humoru, córka właścicielki karczmy, cofnęła się na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Nie chcąc się narzucać i wtrącać nos w nie swoje sprawy, skierowała swoje kroki na dół, gdzie miała wciąż sporo pracy. Ledwo zeszła ze stopni, jej matka natychmiast zarzuciła ją tonem porannych zamówień i obowiązków.
- Eri, trzeba rozliczyć się z piekarzem, potem umyć jajka i pasowało by też zacząć odbierać warzywa. Do południa musimy wyrobić się z obiadem, bo potem... -
- Tak, tak. - machając ręką, dziewczyna sięgnęła do swoich błękitnych włosów, spinając je gumką.
- Do kuchni? Czy do magazynu? - pojawiający się znikąd jeden z jej braci, wskazał na trzymane w skrzyni warzywa, które właśnie ściągał wraz z woźnicą z wozu.
Dużo pracy i jeszcze mniej czasu. Eri chodząc od jednego pokoju do drugiego, rozliczała się za zamówione towary, myła jajka i warzywa, a potem siadając za blatem, zaczęła je obierać. W tym czasie stojąca obok niej matka, wydawała kolejne posiłki i trunki dla przybyłych do karczmy klientów.
- Eri zaraz wracam, trzeba doprawić gulasz. Jak ktoś podejdzie, obsłuż go. - mówiąc to, matka dziewczy wychodząc za lady, zniknęła za drzwiami kuchennymi.
- Dobrze, dobrze. - mrucząc pod nosem, dziewczyna cały czas wracała myślami do siedzącej na górze, przybitej blondynki.
Nie wyglądała na tutejszą. Zresztą jak reszta jej towarzyszy. Pewnie przyjechali do stolicy w interesach, albo zatrzymali się przypadkiem, jadąc na jakąś misję. Potwierdzało by to fakt, że cała ta wesoła gromadka, wyglądała na magów z jakieś gildi.
- Przepraszam... - cichy głos nad jej głową, wyrwał Eri z zadumy.
- Tak, tak. Co podać? - zawołała, zrywając się na równe nogi i czyszcząc ręce w ścierkę.
Zamiast spodziewanego się kolejnego klienta, błękitne oczy Eri, zobaczyły stojącą przy ladzie blondynkę o czekoladowych oczach.
- Zostały jeszcze jakieś kanapki? - zapytała wciąż niepewnie, kładąc na blad kilka monet.
- Tak, a z czym byś chciała? Z szynką? Z serem? A może na słodko z dżemem? - uśmiechając się przyjaźnie, Eri zabrała monety z lady.
- Z serem. -
- Okej, już podaję. - zawołała niebiesko włosa, sięgając po czysty talerz. - Jak dobrze, że jednak zeszłaś. To nie moja sprawa, ale to przez twojego chłopaka masz tak popsuty humor? Tego z granatowymi włosami, który też chodzi jak struty od wczoraj. - kładąc kanapki przed blondynką, Eri ściszyła głos.
- Co? - powtórzyła Lucy, ożywiając się i prostując jak struna. - Gray nie jest moim chłopakiem. On jest już w związku. Zresztą to skomplikowane. - dodała, machając rękami.
- A już się martwiłam. - westchnęła Eri. - Spokojnie, nie będę cię ciągła za język, chodź to trochę dziwne, że od wczoraj chodzisz taka przybita. Okej, już nic nie mówię. To nie moja sprawa. -
Przestając gadać, Eri wróciła do swojego zajęcia skrobania ostatnich marchwi, podczas gdy Lucy, nie chcąc siadać przy stolikach, postanowiła zjeść swoje śniadanie przy ladzie.
- Duży ruch macie. - czując, że zepsuła córce właścicielki karczmy humor, Heartfilia sama z siebie zaczęła rozmowę.
- Hmm? Eee, co ty. Teraz jest spokój. Przyjdź w południe albo pod wieczór. Wtedy to dopiero jest ruch. - odparła dziewczyna, wkładając ostatnie obrane marchewki do miski i łapiąc za koszyk z obierkami, znikła w głębi karczmy.
Pozostawiona sama sobie Lucy, w ciszy skończyła jeść kanapki i dopić przyniesioną jej na górę herbatę, którą wzięła ze sobą.
- Duży ruch, bo ostatnio sporo tu przyjezdnych. - zjawiając się znikąd Eri, zabrała od Lucy pusty talerz i kubek, kładąc w ich miejsce półmisek z kilkoma kolorowymi, kulkami ryżowymi. - Na mój koszt, na poprawę humoru. - dodała, widząc zaskoczone oczy dziewczyny.
- Nie no, co ty. Nie mogę. - zaparła się blondynka, jednak jej wzrok zatrzymał się na leżącej obok granatowej kulki, białej z różową posypką.
- Ta jest z sokiem z owoców leśnych, a ta bez soków, ale z suszoną wiśnią. - wskazują po kolei na kulki, Eri zaczęła wymieniać ich smaki.
- Wiśnią? -
- Tak. Nie lubisz? - szepnęła, widząc znów smutek w oczach Lucy.
Nie chcąc odpowiadać na pytanie, Heartfilia sięgnęła po leśną, wkładając sobie ją do buzi. Idąc za nią, Eri również wzięła jedną, tyle że pomarańczową.
- Dobre. - stwierdziła blondynka, połykając pierwszy kęs.
- Sama robiłam. Wszystkie. - zawołała Eri, prostując się dumnie.
- Masz talent. - uśmiechając się po raz pierwszy, magini gwiezdnych kluczy, sięgnęła po kolejną, tym razem żółtą.
- Hehe, cierpkie, co nie? - zaśmiała się Eri, widząc jak dziewczyna, skrzywiła się od razu. - Te są z cytryną. -
- Kwaśne. - uśmiechając się coraz bardziej, Lucy oblizała usta.
- Haha, ale masz minę. -
Siedząc tak kilka minut, obie dziewczyny zaczęły na przemian próbować każdego ze smaków, dopóki nie zostały im tylko białe kulki z wiśnią. Widząc ociąganie się Lucy, Eri złapała pierwsza za nią i gryząc zawołała.
- Wiśnię czuć tutaj na początku, ale szybko znika. Gdybym miała jeszcze trochę soku, to zabarwiłabym je na różowo. Już kiedyś tak robiłam. -
- Pewnie były pyszne. - wypuszczając powietrze, Lucy w końcu sięgnęła po białą mochi, gryząc jej kawałek.
- Były. Smakowały nawet samemu Koutaishi (z jap. następca tronu, książę). -
- Koutaishi? - powtórzyła blondynka, nie łącząc jeszcze faktów, na jaki temat zeszła rozmowa.
- Tak. Uwierzysz, że kiedyś spadł nam jak anioł z nieba?! Nie było w karczmie moich braci, a czas nas gonił z wyładowaniem towarów z wozu. Nie dość, że mnie złapał gdy prawie spadłam ze skrzynką, to jeszcze pomógł nam je wnosić. Matka chciała mu zapłacić, ale on znikł tak szybko jak się pojawił. Czułam się z tym źle, więc chwyciłam kilka mochi które nam zostały z sokiem wiśniowym i pobiegłam za nim. Wtedy jeszcze nie wiedziałam za kim biegnę, ale gdy go dogoniłam i zaczęliśmy je jeść, przez jedno z dzieci co nas zaczepiło, ściągnął swój kaptur z głowy. Jak zobaczyłam jego wiśniowe włosy to myślałam, że padnę ze śmiechu z ironi losu. Wiesz, jego włosy i mochi miały ten sam kolor. - mówiąc jak najęta, Eri nie zauważyła szoku na twarzy Lucy.
- Rozmawialiście? - wyszeptała mimowolnie.
- Tak. Dużo. Wtedy też, gdy odsłonił głowę, zorientowałam się, że jest Koutaishi, bratem samego Imperatora. Mówię ci, ze świecą szukać takiego miłego człowieka. Zresztą nie tylko miłego. Widziałaś go może już kiedyś? -
- Ta... - kiwając głową, Lucy poczuła dziwny niepokój.
- Miły, radosny i do tego przystojny. Kiedy wpadł tutaj, po raz drugi, wszystkie dziewczyny się za nim oglądały. A on kompletnie je olewa. -
- Przychodzi tu? Do Ciebie? -
- Tak. - potwierdziła od razu Eri, rumieniąc się. - Mówi, że bardzo mu smakują moje wypieki i inne wyroby. Chodź muszę przyznać, że ostatnio nie widziałam go już kilka dni. Jak o tym teraz pomyśleć, to słyszałam, że była jakaś akcja w mieście z dwa czy trzy dni temu, w której on dowodził. Jednak nie zajrzał do mnie, więc... - Eri widząc zaciskającą zęby i palce na swoim ramieniu blondynkę, urwała swój monolog. - Hej, coś się stało? -
- Nic. - burknęła Lucy, z oczu której posypały się iskry.
Mavis się myli. Wszyscy się mylą. On nie okłamał jej. Nie powiedział tego pod wpływem emocji. Natsu naprawdę się już z kimś związał i jak na złość, musieli wynająć pokoje, właśnie nad tą karczmą, w której była jego nowa dziewczyna.
C.d.n.
~~~
* W języku japońskim 🇯🇵 jest kilka sposobów 😵 nazywania starszego brata
Ani - własna rodzina (forma formalna)
Niisan / Aniisan - spoza własnej rodziny lub własna rodzina (forma nieformalna) lub jako wyraz braterskiej relacji przyjaciół
Aniki - honoryfikatywnie (bardziej z szacunkiem niż nasze polskie Pan/Pani) lub poufnie (w znaczeniu zażyłość, bliskich stosunków)
Niichan / Anchan - forma poufała, może też znaczyć synuś, synek, chłopak, chłopiec, młody mężczyzna
Aniue / Niisama / Anija - forma honoryfikatywna (bardzo oficjalna)
Kyoudai - rodzeństwo, starszy brat i młodsza siostra, bracia, szwagier, szwagierka, bratowa
(W nazewnictwa rodzeństwa nie wchodzę, bo tutaj znów byłoby wypisywanie różnych form i dodatkowych znaczeń. Podaję tylko jedno dla przykładu)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro