12. Pod dwóch stronach
91 dzień pobytu Natsu w Alvarez - powrót z obrad do Vistarion
Wchodząc przez główną bramę miasta, Natsu przywitał ogromny tłum mieszkańców, stojących wzdłuż głównej ulicy, którą miał przejść do pałacu. Wiwatujący i cieszący się na jego widok ludzie, poprawili mu humor, po ciężkiej rozmowie na szczycie. Chowając swoje skrzydła na których przyleciał, wyprostował się dumnie, ruszając do przodu. Z uśmiechem na ustach machał do tłumu, przyjmując pozdrowienia i podziękowania za ochronę i reprezentowanie Alvarez wśród krajów Alakitasia.
- Ludzie szybko się do ciebie przekonali. - zaśmiał się Ajeel, podążając za Księciem Alvarez. - I widzę, że z wzajemnością. - dodał widząc szczęście na twarzy chłopaka.
- Nie jestem tutaj długo, bo raptem miesiąc odkąd kontaktuję, ale czuję swego rodzaju więź z tym miastem i ludźmi. - odparł Natsu.
- Hoo, no prosze, prosze. - zacmokał z uznaniem. - Szkoda będzie się z tobą żegnać gdy wyje.... -
- Nie wyjadę. - przerywając magowi piasku, Natsu obrócił się do niego przodem, zatrzymując na środku ulicy.
- Słucham? Ale przecież miałeś zostać tu dopóki nie wydobrzejesz i nie uspokoi się sprawa z.... -
- Zmiana planów. W Ishgarze nie mam po co już mieszkać. Wolę zostać tutaj z bratem, a zwłaszcza teraz, gdy pomimo starań sprowadzonej specjalnie dla niego medyczki, jedyne co udało się zrobić przez te siedem dni, to to aby mógł wstać na nogi. Ajeel, on wciąż kuleje na nie i bez laski nie jest w stanie spokojnie chodzić. - mruknął poważnie.
- Więc zostajesz z litości dla niego? -
- Nie. Zostałbym nawet gdyby go całkowicie uleczyła. Decyzja już zapadła. Za dużą więź z nim już czuję, aby tak po prostu odwrócić się od niego plecami i wyjechać. -
- A jednak to prawda. - zaśmiał się Ajeel, łapiąc za boki.
Widząc jednak niezrozumienie w oczach Natsu, kontyunował.
- Jesteś nieprzewidywalny. W życiu i walce. -
- Po prostu szybko się dostosowuje do nowej sytuacji i tyle. - wzruszając ramionami, młodszy Dragneel ruszył do przodu. - A swoją drogą, to kwestia.... - dodał, odwracając się całkowicie za siebie, przodem do Ajeela, gdy w powietrzu rozległ się krótki dźwięk strzału, a on sam poczuł ukłócie gdzieś w okolicy mostka.
Nie mogąc przez chwilę złapać tchu, Natsu złapał się za klatkę piersiową, osuwając z nóg na jedno kolano. Zamieszanie jakie powstało, spotęgowało wybuch chaosu. Pierwszy dopadł do niego stojący najbliżej Ajeel i łapiąc za jego ramię, zawołał zdenerwowanym głosem, co z nim?! Jednocześnie w tej samej chwili, Natsu został okrążony przez będącą z nim straż. Żołnierze zasłaniając go własnym ciałem, utworzyli dość szczelny mur. Łapiąc za broń, zaczęli poszukiwać strzelca w okolicy. Część z nich, nie stojąca przy Natsu, łapiąc za nią, ruszyła biegiem przeczesywać okolicę.
- W porządku Ajeel, w porządku. - wyszeptał Natsu podnosząc na niego oczy. - Trafiło w zapięcie, i tylko trochę mnie uderzyło. - mówiąc to, wskazał na rozwalony kawałek broszki, wśród kawałków którego, był pęknięty pocisk.
Czując napływ adrenaliny i wściekłości, Natsu ledwo pochamował swoją moc END przed wybudzeniem. Łapiąc głęboki oddech, dźwignął się z kolana gdy powietrze przeszył drugi dźwięk strzału, inny od pierwszego. Tym razem pocisk przelatując obok stojącego przy nim strażnika zrani go w nogę i lecąc dalej, trafił Natsu w bok, powodując u niego nagłe syknięcie.
Łapiąc się za krwawiące miejsce i prawie upadając na tyłek, puściły mu nerwy. To był ułamek sekundy, gdy przywołując swoje demoniczne oczy, dostrzegł uciekającą postać po jego prawej stronie, boczną uliczką.
- Złapcie pierwszego! - warknął, wyrywając się spomiędzy obstawiającej go straży. - Żywego! - krzyknął zostawiając ich osłupionych za sobą.
Sam nie mogąc biec na pełnej prędkości przez bolącą i krwawiącą ranę oraz tłum ludzi, stracił sporo cennego czasu. Miał jednak to gdzieś. Podążając do miejsca w którym owa postać w płaszczu i kapturze znikła mu z oczu, skręcił w kolejną odnogę uliczki.
...
- Coś ty najlepszego zrobiła?! - krzyczał nad jej uchem, męski głos, ciągnąc ją pod ramię jak najdalej, od głównej ulicy.
Nie mogąc pozbierać słów z nerwów, dziewczyna spuściła głowę w dół, całkowicie odcinając sobie wzrok przez za duży kaptur. Dając się prowadzić w jemu tylko znaną stronę, nie mogła nadążyć za rzeczywistością.
- Ja... musiałam. Musiałam strzelić. - wyszeptała po kilkuminutowym maratonie przez uliczki.
- Głupia!! - krzyknął na nią mężczyzna. - Coś ty myślała, strzelać do niego, do tego demona, stojąc zaledwie paręnaście metrów dalej?!! - warknął, spychając ją do zaułku.
Zepchnięta na ścianę budynku, z jej dziewczęcych ust wydał się cichy pisk. Jego to kompletnie nie obchodziło. Rozglądając się czy nie mają ogona, ponownie odwrócił się do niej przodem.
- Kazałem Ci się wycofać! A nie strzelać do cholery! - mruknął, podnosząc jej kaptur, który zasłaniał mu, kontakt wzrokowy z nią.
- Przepraszam... - pisnęła, uciekając od niego wzrokiem.
- Boże, nie dość, że tamten nie zabił go pierwszym strzałem, to jeszcze ty zamiast uciekać stamtąd... - nie mając już sił, mężczyzna oparł obie ręce przy jej głowie, zakleszczając ją między nimi. - Jeśli coś by Ci się stało, ONA by mnie powiesiła na suchej gałęzi. Zrozum to. Proszę cię. -
Podnosząc swoje roztrzęsione ręce w górę, dziewczyna objęła męskie policzki schowane pod maską, nakierunkowując jego twarz na swoją.
- Wiem o tym, ale... - zaczęła gdy ktoś przeszkodził im w ich wspólnej chwili.
Obracając głowy na wejście do zauka, oboje aż przęłkneli śliny, widząc tam stojącego Księcia Alvarez w swojej demonicznej formie.
- Kurwa mać... - szepnął mężczyzna odrywając się od dziewczyny i zasłaniając ją. - Wasza.... - zaczął.
- Daruj sobie. Dawaj mi tutaj tę dziewczynę! - warknął Natsu, ledwo panując aby nie skoczyć do nich obojga i nie zabić na miejscu.
- Mowy nie ma. - odprał chłodno mężczyzna, obracając się przodem do młodszego Dragneel i ukazując mu swoją maskę na twarzy.
Między nimi zapanowała tak naelektryzowana atmosfera, że mogła by spokojnie kopnąć ich obojgu. Wiedząc, że nie obejdzie się już bez starcia, dziewczyna zaczęła wycofywać się do tyłu, nerwowo zaciskając ręce na kapturze.
- W takim razie, oboje pożałujecie ataku na mnie. - mówiąc to, Natsu zebrał wokół siebie, ciemno czerwony żar END, przeplatany czarnymi płomieniami.
Nie podobał mu się ten mężczyzna od początku, czując od niego silne zagrożenie. Jak się okazało nie bez przyczyny. Widząc gotowość do ataku na siebie, on również sięgnął po swoją magię, gwałtownie obniżając w powietrzu temperaturę. Ten zapach strachu i czegoś jeszcze...
- Bez jaj... Dragon Ito... Smokożerca Lodu? - wyszeptał cicho sam do siebie Natsu, pojmując siłę przeciwnika.
Cisza która zapadła między nimi, tylko podnosiła obojgu poziom adrenaliny, by jeden wydech później dać ujście w nagłym skoku na siebie. Zderzająca się moc demonicznego żaru i magi smoczego lodu spowodowała przerażający huk i wybicie w okolicy szyb z okien. Oboje wpadając na siebie z całym pędem, wypadli na ulicę przed zaułkiem, zwracając całą uwagę przechodniów na sobie.
Również i dziewczyna, bojąc się o swojego partnera, wybiegła na skraj by lepiej widzieć co się dzieje. Teraz przed jej oczami malowała się zażarta walka dwóch wręcz potworów. Demon ognia z pełną agresją i dziką szybkością próbował dorwać maga lodu, który czytając każdy jego ruch, z żądzą krwi, starał się zabić go. Ani jeden ani drugi nie odpuszczając, bardzo szybko poranili się nawzajem na rękach, nogach i twarzy. Ta przeklęta maska z Guiltina działała Natsu na nerwy, których nie mogąc kontrolować, dawał im upust w swojej demonicznej klątwie. Nie minęła długa chwila, a ulica na której walczyli była miejscami stopiona aż do gruntu lub poprzebijana lodowymi szpicami. Z początku ciekawi mieszkańcy, teraz pouciekali jak najdalej, ratując swoje życie.
Gdy Natsu sięgając po kolejne porcje demonicznego żaru, zaczął spychać swojego przeciwnika, oparzając go po całych rękach, dziewczyna spanikowana na całego, sięgnęła ręką po ukrytą pod płaszczem broń i kucając w wejściu do zaułka, wycelowała w END.
- Giń w końcu!! - wysyczała nie mogąc spokojnie wycelować, w ciągle poruszającego się demona.
Widząc pozycję swojej koleżanki, mężczyzna wpadł na pomysł. Gromadząc całą swoją magię w poparzonych rękach, wbił ją w zniszczoną powierzchnię ulicy, zamrażając w około siebie wszystko, włącznie z biegnącym do niego demonem. To były dwie sekundy, gdy Natsu orientując się za późno, pozwolił na zamrożenie mu nóg i unieruchomienie go.
- Strzelaj!!! - wydarł się mężczyzna, uciekając ponownie w stronę zaułka.
Dziewczyna mając swój cel w dość nieruchomej pozycji, pociągnęła za spóst, wystrzeliwując pocisk, prosto w jego klatkę piersiową.
- Chyba ci odbiło! - warknął Natsu i obtaczając się swoim żarem, stopił całkowicie lecący do niego pocisk, nim ten zdążył zbliżyć się do niego.
Uwalniając przy tym swoje nogi, skoczył do pary, widząc ich kompletną panikę. Stając w obronie swojej partnerki, mężczyzna wytworzył ścianę z lodu zamykającą wejście do zaułka. Mimo swojej szybkości, nie wyrobił się przed przedostaniem się jednej z fali mocy Natsu, która uderzając go, rozbiła jego maskę na kawałki.
- Do kurwy!! - zawarczał gdy ściana lodu zasłoniła mu jednak widok na obojga, a raczej trojga, gdyż dostrzegł pojawiającą się za nimi kolejną postać. - Nie macie dokąd uciec! - dodał przebijając się przez taflę lodu akurat w momencie gdy cała trójka znikła mu z oczu. - Skullion ! - wysyczał pamiętając o mocy jednego ze smokożerców do teleportacji.
Dysząc przez wysiłek fizyczny, krótki ale bardzo intensywny, Natsu podniósł rękę w górę, strzepując powbijane w nią lodowe igły, a następnie strącił ze swoich czarnych włosów, zamarznięte sople.
- Książę! - krzyk Ajeela za sobą, zwrócił jego uwagę.
- Złapaliście tamtego? - warknął ignorując wciąż pulsujący ból z rany postrzałowej, która przez tę walkę, jeszcze bardziej się powiększyła.
- Popełnił samobójstwo. Broń z której strzelał i jego wygląd, przemawia o jego pochodzeniu z Guiltina. - odparł Ajeel, strzelając zębami.
- Cholera jasna.... - przeklął Natsu, dopuszczając do siebie w końcu fakt, że całe ciało krzyczało z bólu. - Mi też trójka uciekła... - wymamrotał, przyciskając sobie rękę do coraz to bardziej krwawiącego brzucha.
- Natsu! - wołając go po raz pierwszy po imieniu, Ajeel podbiegł do niego, łapiąc pod rękę. - Musimy najpierw cię opatrzeć. Zajmę się poszukiwaniem, lecz ty... -
- Wiem... Zeref mnie za to prześwięci.... - parsknął krótkim śmiechem, co poskutkowało kolejną falą bólu.
- A tobie się jeszcze na żarty zbiera. - prychnął Ajeel, wyprowadzając Natsu na ulicę. - Jeśli kogoś tutaj prześwięci, to raczej mnie. Twojej straży już nic nie pomoże, jak się dowie, że trafili cię przez nią. - dodał cicho, pomagając chłopakowi zajść do pałacu.
...
Odgłos drewnianej laski roznosił się echem po korytarzu, rozsiewając wszędzie atmosferę grozy i strachu. Każdy kto usłyszał zbliżającego się do niego Imperatora, uciekał jak najdalej od niego. Nikt, absolutnie nikt nie chciał się przekonać na swojej skórze, czy wieści sprzed paru minut o tym co się stało w mieście dotarły już do niego czy nie.
Sam Zeref, nie zajmując sobie głowy uciekającą przed nim strażą i śłużbą z pałacu, szedł prosto do komnaty brata, chcąc dowiedzieć się jak poszły mu obrady. W prawdzie słyszał nie tylko wiwatujący tłum ale i krzyki, lecz widać ludzie tak bardzo się cieszyli na widok Natsu, że całkiem już zgłupieli. Utwierdzając się w tej myśli, uśmiechnął się pod nosem, naciskając ostrożnie wolną ręką klamkę do jego komnaty i wchodząc bez pukania.
- Cześć i jak tam po obra... - zawołał przyjaźnie, urywając gdy zobaczył w środku trzy medyczki, Ajeela i Brandish.
Zdezorientowany ich obecnością, zatrzymał się w progu na wpół otworzonych drzwi, gdyż zakładał, że Natsu będzie sam. Przeżucając swój wzrok z równie zaskoczonych i przerażonych twarzy i zatrzymanych w bezruchu sylwetek, zatrzymał go na sekundkę na stojącym za nimi krześle z przeżuconym niedbale płaszczem Natsu. Widząc na jego boku, krwawą i dość sporawą plamę krwi, odruchowo wszedł głębiej, obrzucając tym razem coraz to chłodniejszym wzrokiem trzęsące się z nerwów medyczki.
Dopiero teraz ujarzał między nimi, leżącego plecami do niego brata, przy boku którego jedna z dziewczyn trzymała zaczerwieniony gazik, a druga szykowała się właśnie do kolejnego przemywania.
Widząc zamarcie wszystkich obecnych, Natsu obrócił delikatnie głowę za siebie, a dostrzegając stojącego o lasce w progu brata, z bliżej nieokreśloną mina, prychnął w środku siebie przeklinając to, że musiał tak szybko do niego przyjść.
- To nie to co myślisz. To znaczy.... nic mi poważnego nie jest. - wyjąkał, ruchem ręki prosząc aby medyczki i Ajeel wyszli, nim jeszcze jego brat był w takim szoku, że mieli na to szansę.
- Natsu? - wyszeptał podchodząc do niego powoli. - Co się stało?! - krzyknął zbierając w sobie chaotyczne myśli.
- Powiem Ci zaraz, obiecuję, ale daj Brandish jeszcze.... - szepnął Natsu podnosząc się do siadu i trzymając cały czas gazik przy boku, skinął brodą na zielonowłosą kobietę.
Brandish bez słowa podchodząc do niego, przyłożyła ręce do jego rany i pomniejszając ją sprawiła, że znikła zupełnie.
- Postrzelili go, gdy wszedł do miasta. - szepnęła nim całkowicie skończyła.
- Brandish! - syknął Natsu, dając jej znać aby siedziała cicho.
- Że słucham?! Jak to Postrzelili?! Kto?! - Zeref stojąc nad bratem i dziewczyną jak kat, zachwiał się na nogach, podnosząc ostro głos.
- Brandish wyjdź. - mruknął stanowczo Natsu, wyganiając dziewczynę z pokoju. - Nie wiem do końca kto. Ajeel pobiegł za jednym, ale ten od razu po oddaniu strzału, zabił się. Za drugim ja pobiegłem, ale... - przygryzając wargę, mruknął coś niezrozumiale.
- Moment, jak to za drugim?! To ilu ich było?! -
- Pierwszy był sam, a drugi... druga, bo to była kobieta, miała wsparcie dwójki mężczyzn. Jednym z nich był Skullion, a kolejnym jakiś nowy smokożerca. Smoczy zabójca lodu. -
Zeref słysząc to, wypuścił powietrze, pozwalając sobie opaść tyłkiem na łóżko gdzie siedział Natsu.
- Boże, nic ci poza tym nie jest? - wyszeptał podnosząc palcami jego przekrwawiony podkoszulek i oglądając idealnie zaleczone miejsce.
- Nie... - zawachał się na moment Natsu.
- Nie? - powtórzył starszy Dragneel. - Nats? - dodał tonem rządającym natychmiastowej odpowiedzi.
- Trochę się potłukłem... -
- I? - ciągnął dalej.
- Pociołem ręce do krwi jego lodem, ale medyczki już to uzdrowiły. - dodał uśmiechając się przyjaźnie, aby brat przestał drążyć temat.
Łapiąc się za skroń, Zeref potarł ją parę razy, czując narastający gniew.
- Kazałem Ajeelowi mieć cię na oku. Ja go normalnie zatłukę. -
- Tyle, że ja kazałem mu odsunąc się odde mnie. Za bardzo łaził mi po piętach i w końcu straciłem cierpliwość. - mruknął Natsu, przewracając oczami.
- Straży też zamierzasz bronić? - syknął Zeref, podnosząc się na nogi i podpierając laską.
- Tch... Według Ajeela, oni są już martwi.... - cmoknął, przygryzając wargę.
- Bardziej niż martwi. - przytaknął Imperator.
- Tylko widzisz, tak się złożyło, że nie pamiętam kto tam był. - odparł, wzruszając ramionami.
- Ale ja dobrze pamiętam. -
- Tyle, że po wejściu do miasta, doszła do nas straż z miasta i się wszyscy wymieszali. -
Podnosząc brew do góry, Zeref obrzucił brata wkurwionym spojrzeniem, dając mu do zrozumienia, że nie ma na takie przekomarzanie się ochoty.
- Nie rób takich min, bo się ciebie nie boję. - jednak jego prychnięcie, połączone z całkowitym luzem i wręcz lekceważeniem go, całkowicie go zaskoczyło.
Nie spodziewając się usłyszeć tego z usta brata, straszy Dragneel stanął jak wryty.
- Że... Że słucham? -
- Oj daj spokój. - zawołał Natsu. - Nie wrócili ze mną do pałacu. Przeczesują każdy kąt w Vistarion szukając ich. Obiecałem im, jako Książę, że ta osoba która pierwsza ich znajdzie, dostanie odde mnie prawo do zmiany jednostki na wyższy stopień, czyli bezpośrednie służenie w pałacu. -
- Ja tak nie postepuje. - mruknął Zeref.
- Dlatego tak dobrze to zadziałało. Każdy się zerwał do tego, bo to niecodzienna okazja. - parsknął śmiechem młodszy Dragneel. - A powiedzmy szczerze, co za różnica czy będą służyć przed pałacem czy w nim, skoro gdy przyjdzie do walk, i tak muszą stanąć w jednej linii. -
- Pff.... Hahaha.... - Zeref łapiąc się teatralnie za twarz, wybuchnął szczerym śmiechem. - Alvarez rośnie Książę, który może przerosnąć w intrygach samego Imperatora. I dobrze. - dodał uśmiechając się. - Bardzo dobrze. -
- Więc? Zetniesz ich? -
- Jak nikogo nie znajdą, to może... - zadrwił. - Chodź zastanawia mnie jedna rzecz. -
- Jaka? -
- Co z tobą? Pozwoliłeś uciec z tego co mówisz aż trzem osobom. Ajeel przynajmniej dopadł trupa. -
Zgrzytając zębami, Natsu odwrócił swoje zielone czy od brata i targając sobie jeszcze miejscami ułożone, wiśniowe włosy, syknął całą mieszankę przekleństw. Zeref w tym czasie, czekając cierpliwie aż skończy, nie odezwał się ani słowem.
- Już? - zadrwił, gdy Natsu ucichł.
Ten jedynie spiorunował go dzikim wzrokiem.
- I co? Myślisz, że się CIEBIE boję? - zawołał rozbawiony.
- Spadaj. - warknął, pokazując bratu język.
- To jak było, że Ci aż trójka uciekła? -
- To jak to było.... - przedrzeźniając Zerefa, obrócił głowę w jego stronę. - Tak to było, że lodu tego skurwysyna.... - zaczął gdy nagle coś go olśniło.
- Hmm? - mruknął widząc jak braciszek nad czymś usilnie myśli.
Marszcząc brwi, Natsu przerzucał wzrok raz na prawą, a raz na lewą stronę.
- Moment, coś mi tu nie gra.. - wyszeptał po dłuższej chwili, spoglądając na brata. - Ej, ja chyba oszlałem, ale **** ** ****... -
- Co proszę? - wyszeptał Zeref, słysząc końcówkę zdania. - Heh... to jest niemożliwe. - skwiował od razu. - Wiedziałbym o tym. - dodał stanowczo.
Jednak słysząc kolejne zdanie brata, jego pewność siebie, rozsypała się w drobny mak. Jeśli Natsu miał rację, to mógł od razu wycofać straż z poszukiwań, gdyż TEJ OSOBY i jej ręki bawiącej się teleportacjami, nikt nie miał szansy znaleźć.
C. D. N...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro