Rozdział 78.
Aiden
- Julie...Julie- potrząsnąłem nią lekko. Spała.
- Hmmm..- mruknęła sennie.
- Wstawaj już...
- Niee...nie chcę. Chcę spać...
- A mi się nudzi i nie mam z kim pogadać- uśmiechnąłem się zadziornie, choć pewnie tego nie dostrzegła, bo była półprzytomna.
----------------------------------------------------------
- Aiden!! Julie!!
Usłyszałem wrzaski dochodzące z góry.
- Jesteśmy na dole!
- Brawo geniuszu!- nawet w takiej sytuacji, Kate nie mogła się obejść bez nutki sarkazmu- Spróbujemy was wyciągnąć.
- Nareszcie!- odkrzyknąłem- ile trzeba czekać na waszą pomoc?!
- Zamknij się i ciesz, że przynajmniej ktoś chce pomóc ci, za tą arogancką gębę.
- Ale tu ciemno- mruknęła Cam.
- Bardzo...cholera..aż mam ciarki.
----------------------------------------------------------
Kate
- Zejdę pierwszy- oznajmił pewnie Will, zabezpieczył linkę, po której miał zejść na dół- zabezpieczajcie.
- Ostrożnie Will...
Chłopak zaczął schodzić na dół. Po 10 minutach był na dole.
- Jestem!- odkrzyknął- Teraz wy. Ostrożnie, lina się buja.
- Kto teraz?
- Ja- oznajmiła Camille- może potrzebują na dole mojej pomocy.
Camille ostrożnie zeszła na dół. Zaraz po niej zeszła Allyson. Miałam schodzić następna. Bałam się cholernie.
Tak jakby...ciemność i wysokość nie należą do moich ulubieńców. Oddałabym nawet paczkę żelek JellyBeans za to, żeby nie musieć patrzeć na tą wysokość. A wiadomo, że nie jestem osobą, która oddałaby ulubione smakołyki. Moje kochane JellyBeans.
- Schodzę!- krzyknęłam, po lekkim westchnięciu- Luck, jeśli coś, proszę trzymaj linę mocno.
Powiedziałam do Lucasa, który miał zostać na górze.
- Naturalnie, nie pozwoliłbym żadnemu z was spaść- mrugnął- Niczego się nie bój. Jestem najlepszą osobą do tego. Więc bez obaw.
- Dobra...
- No, dajesz Kitty Kat. Myślałem, że koty są zwinne i niczego się nie boją-Lucas próbował rozluźnić atmosferę.
Spięłam się w sobie i zeszłam na dół.
A może powinnam powiedzieć schodziłam...
...kiedy to na moje cholerne szczęście linka się poluzowała, przez co kilka metrów w dół...po prostu spadałam.
- Kat, wszystko ok? Sory, lina się obtarła.
Mruknęłam pod nosem jakiś sarkastyczny tekst, po czym ostrożnie, z bijącym sercem, dotarłam do dołu.
- Jestem!- krzyknęłam.
Było ciemno. Nic nie było widać. Na szczęście byłam zaopatrzona w latarkę i bez większych przeszkód dotarłam do reszty.
Pierwsze co rzuciłam się na szyję bratu i przyjaciółce.
- O mój boże, nic wam nie jest- przeżywałam to cholernie.
Byli dla mnie bardzo ważni, dlatego nie zniosłabym faktu, że coś im się stało.
- Kate, udusisz mnie- stęknął Aiden.
- Trudno- ucięłam, po czym ścisnęłam go mocniej.
- Na pewno nic wam nie jest?- dopytywał Will.
- Nic, naprawdę. Proszę wracajmy już. A tak w ogóle...gdzie Hadr...Hades?
Spojrzeliśmy po sobie.
- To twój brat, prawda? On..nie żyje.
Nie widziałam w jej oczach żalu czy bólu. Jedynie smutek. Ale i tego nie było bardzo widać. Zranił ją. Nie dziwie się dziewczynie, wiele przeszła przez niego.
- Nie chciałabym tutaj o tym rozmawiać, przepraszam. Opowiem wam wszystko w domu. Tylko, proszę zabierzcie mnie stąd.
- Dobrze, wracajmy. Porozmawiamy w domu- odparł Den.
-------------------------------------------------------
Julie
Wspólnymi siłami wydostaliśmy się z mroku. Niespełna 1h później byliśmy już w domu.
- Jaka ulga...- powiedziałam, bo naprawdę tak czułam. W tych egipskich ciemnościach dostawałam choroby.
Babcia, która pojawiła się w drzwiach nie szczędziła mi ostrych słów krytyki, za to, co zrobiłam. Ale w końcu i tak mnie przytuliła.
- Jesteś nieodpowiedzialną smarkulą, Julie...
- Mówiłem jej to- wtrącił się mój chłopak.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- ...i jako twoja babcia oficjalnie oznajmiam, że za takie decyzję...masz szlaban, kochaniutka. Zakaz wychodzenia z domu...przez najbliższe dwa tygodnie. Zero komórki, laptopa. Nic! Nauczysz się może w końcu podejmować należyte decyzję, moja droga. Nie zamierzam dłużej się nad tym rozwodzić. Szkoda moich nerwów. Już i tak postarzałam się bardziej przez te kilka dni, chodż nie wiem czy to jeszcze możliwe- mruknęła do siebie- Macie trochę czasu. Później Julie zaczyna swoją "karę". Dobranoc, młodzieży. A ciebie Juliane widzę przed 22 w łóżku.
Babcia zostawiła nas samych żebysmy porozmawiali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro