Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 78.

Aiden

- Julie...Julie- potrząsnąłem nią lekko. Spała.

- Hmmm..- mruknęła sennie.

- Wstawaj już...

- Niee...nie chcę. Chcę spać...

- A mi się nudzi i nie mam z kim pogadać- uśmiechnąłem się zadziornie, choć pewnie tego nie dostrzegła, bo była półprzytomna.

----------------------------------------------------------

- Aiden!! Julie!!

Usłyszałem wrzaski dochodzące z góry.

- Jesteśmy na dole!

- Brawo geniuszu!- nawet w takiej sytuacji, Kate nie mogła się obejść bez nutki sarkazmu- Spróbujemy was wyciągnąć.

- Nareszcie!- odkrzyknąłem- ile trzeba czekać na waszą pomoc?!

- Zamknij się i ciesz, że przynajmniej ktoś chce pomóc ci, za tą arogancką gębę.

- Ale tu ciemno- mruknęła Cam.

- Bardzo...cholera..aż mam ciarki.

----------------------------------------------------------

Kate

- Zejdę pierwszy- oznajmił pewnie Will, zabezpieczył linkę, po której miał zejść na dół- zabezpieczajcie.

- Ostrożnie Will...

Chłopak zaczął schodzić na dół. Po 10 minutach był na dole.

- Jestem!- odkrzyknął- Teraz wy. Ostrożnie, lina się buja.

- Kto teraz?

- Ja- oznajmiła Camille- może potrzebują na dole mojej pomocy.

Camille ostrożnie zeszła na dół. Zaraz po niej zeszła Allyson. Miałam schodzić następna. Bałam się cholernie.

Tak jakby...ciemność i wysokość nie należą do moich ulubieńców. Oddałabym nawet paczkę żelek JellyBeans za to, żeby nie musieć patrzeć na tą wysokość. A wiadomo, że nie jestem osobą, która oddałaby ulubione smakołyki. Moje kochane JellyBeans.

- Schodzę!- krzyknęłam, po lekkim westchnięciu- Luck, jeśli coś, proszę trzymaj linę mocno.

Powiedziałam do Lucasa, który miał zostać na górze.

- Naturalnie, nie pozwoliłbym żadnemu z was spaść- mrugnął- Niczego się nie bój. Jestem najlepszą osobą do tego. Więc bez obaw.

- Dobra...

- No, dajesz Kitty Kat. Myślałem, że koty są zwinne i niczego się nie boją-Lucas próbował rozluźnić atmosferę.

Spięłam się w sobie i zeszłam na dół.

A może powinnam powiedzieć schodziłam...

...kiedy to na moje cholerne szczęście linka się poluzowała, przez co kilka metrów w dół...po prostu spadałam.

- Kat, wszystko ok? Sory, lina się obtarła.

Mruknęłam pod nosem jakiś sarkastyczny tekst, po czym ostrożnie, z bijącym sercem, dotarłam do dołu.

- Jestem!- krzyknęłam.

Było ciemno. Nic nie było widać. Na szczęście byłam zaopatrzona w latarkę i bez większych przeszkód dotarłam do reszty.

Pierwsze co rzuciłam się na szyję bratu i przyjaciółce.

- O mój boże, nic wam nie jest- przeżywałam to cholernie.

Byli dla mnie bardzo ważni, dlatego nie zniosłabym faktu, że coś im się stało.

- Kate, udusisz mnie- stęknął Aiden.

- Trudno- ucięłam, po czym ścisnęłam go mocniej.

- Na pewno nic wam nie jest?- dopytywał Will.

- Nic, naprawdę. Proszę wracajmy już. A tak w ogóle...gdzie Hadr...Hades?

Spojrzeliśmy po sobie.

- To twój brat, prawda? On..nie żyje.

Nie widziałam w jej oczach żalu czy bólu. Jedynie smutek. Ale i tego nie było bardzo widać. Zranił ją. Nie dziwie się dziewczynie, wiele przeszła przez niego.

- Nie chciałabym tutaj o tym rozmawiać, przepraszam. Opowiem wam wszystko w domu. Tylko, proszę zabierzcie mnie stąd.

- Dobrze, wracajmy. Porozmawiamy w domu- odparł Den.

-------------------------------------------------------

Julie

Wspólnymi siłami wydostaliśmy się z mroku. Niespełna 1h później byliśmy już w domu.

- Jaka ulga...- powiedziałam, bo naprawdę tak czułam. W tych egipskich ciemnościach dostawałam choroby.

Babcia, która pojawiła się w drzwiach nie szczędziła mi ostrych słów krytyki, za to, co zrobiłam. Ale w końcu i tak mnie przytuliła.

- Jesteś nieodpowiedzialną smarkulą, Julie...

- Mówiłem jej to- wtrącił się mój chłopak.

Spiorunowałam go wzrokiem.

- ...i jako twoja babcia oficjalnie oznajmiam, że za takie decyzję...masz szlaban, kochaniutka. Zakaz wychodzenia z domu...przez najbliższe dwa tygodnie. Zero komórki, laptopa. Nic! Nauczysz się może  w końcu podejmować należyte decyzję, moja droga. Nie zamierzam dłużej się nad tym rozwodzić. Szkoda moich nerwów. Już i tak postarzałam się bardziej przez te kilka dni, chodż nie wiem czy to jeszcze możliwe- mruknęła do siebie- Macie trochę czasu. Później Julie zaczyna swoją "karę". Dobranoc, młodzieży. A ciebie Juliane widzę przed 22 w łóżku.

Babcia zostawiła nas samych żebysmy porozmawiali.
















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro