Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28.

Aiden

Julie wydawała się nieobecna. Wybiegła z auta, ledwie się z nami żegnając. Musiałem zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Chciałem ją pocieszyć. Zachowywałem się ostatnio jak idiota. Ta próba wywołania u niej zazdrości czy to w jaki sposób ją traktowałem... Debil! Pieprzony debil!

Zniechęcał do siebie dziewczynę o którą bili się inni. Jednak nie tylko jej wygląd wzbudzał w nim... to...to co czuł. Po prostu nie dopuszczał do siebie dziewczyn. Nie chciał dziewczyny na jedną noc, wykorzystać i porzucić. Rodzice nauczyli go szacunku. Żadna dziewczyna nie wzbudzała w nim tyle uczuć, o jakich nawet nie miał pojęcia, jak piękna blondynka.

Musiałem za nią wszędzie chodzić, ponieważ ona wydawała mi się nierozsądna, łatwowierna, bezbronna...a przy tym niesamowicie pociągająca.

Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że wtedy w parku, to ja nakłoniłem chłopaków, żeby poszli za nią. Czułem, że coś jest nie tak. Choć przyznam, że nie trzeba było ich namawiać.

Wszyscy od razu polubili Julie. Była sympatyczna, czasem nieśmiała, co było urocze. Widziałem, że siostra bardzo się z nią związała. Ciągle o niej mówiła. A ja nasłuchiwałem, jednocześnie udając, że mnie to nie interesuje. Aczkolwiek było całkowicie inaczej. Wszystko co wiązało się z nią było dla mnie ważne.

A nie powinno!

Nie raz chciałem wybić ją sobie z głowy. Ale zawładnęła moim sercem...i ciałem.

Szedłem teraz zbliżając się do jej domu.

Zatrzymałem się i zobaczyłem, jak dziewczyna skrada się i biegnie w kierunku szkoły.

Pobiegłem za nią. Co jakiś czas oglądała się za siebie.

Gdzie ona do cholery o tej godzinie biegnie?

Dobiegłem za nią, aż pod szkołę i wtedy dziewczyna zatrzymała się, jakby na kogoś czekała.

Co ona ukrywa?- pomyślałem.

------------------------------------------------------------

Julie

Czekałam na adresata wiadomości. Musiałam odkryć to, co nie zaprzestało chodzić mi w głowie. Było to zbyt ważne, żebym od tak mogła to zlekceważyć.

Biegnąc tu miałam dziwne wrażenie. Jakby ktoś mnie śledził. Kolejna z moich paranoi.

Czekałam.

Minęło jakieś 20 minut. Spojrzałam na zegarek. Dochodziło wpół do pierwszej. Gościa nadal nie było.

Poczułam wibracje w kieszeni. Otrzymałam wiadomość. Typek naprawdę mnie obserowwał. Miał nawet mój numer.

NIEZNANY NUMER: Mówiłem ci, żebyś nikogo ze sobą nie przyprowadzała. Nie dowiesz się kim był człowiek, który zabił twoich bliskich.

Co? Nie ! nikogo ze mną nie, ma co on opowiada za....Odpisałam.

JA: Nikogo ze mną nie ma. Naprawdę. Jestem sama.

Po chwili otrzymałam odpowiedz.

NIEZNANY NUMER: Nie kłam ! Oszukałaś mnie. Zapłacisz mi za to ! Gwarantuję ci to ! A twój chłoptaś może już wyjść !

Jaki "chłoptaś" Nienormalny jest chyba...

JA: Co ?! Chłoptaś?

NIEZNANY NUMER: Może powiesz mi dziewczynko, że Aiden Deris nie przyszedł z tobą?!

I na tym zakończyła się rozmowa. Obejrzałam się. Ten chłopak mnie śledził. Ukrywał się i przez niego nie dowiedziałam się prawdy. Muszę jakoś wywabić go z kryjówki, bo inaczej pęknę z wściekłości. Ten kretyn...cholerny dupek wszystko zniszczył...Musiałam znaleźć sposób na ...Już wiem!

To było na nic. Skierowałam się do domu. Nagle upadłam na ziemię. Nie ruszałam się. Czekałam, aż przybiegnie do mnie...Ale nic takiego się nie wydarzyło..

- Nie udawaj....Wstań! Co robiłaś o tej porze poza domem?! Mówiłem ci, żebyś nie chodziła sama po zmroku!

Co? Jak on....Otworzyłam oczy i wstałam.

- Myślałam, że...

- Co myślałaś?!- oburzył się. Był wściekły- zachowałaś się nieodpowiedzialnie. Mało masz zmartwień? Mało się wydarzyło? A ty sama podstawiasz się pod nóż, kretynko!

Kretynko. Jak on śmie tak do mnie ....

- Idioto, wszystko zniszczyłeś! Jesteś beznadziejny. Zniszczyłeś! Po co tu jesteś?

- Przechodziłem niedaleko, ale to nie ważne.. Co zniszczyłem twoim zdaniem? Bo moim uratowałem ci tyłek! Kolejny raz...Kiedy w końcu nauczysz się...

- Zamknij się! Mam cię dość. Jesteś cholernym dupkiem, wiesz?

- Ach tak? Ja przynajmniej mam coś w głowie i nie rzucam się " na pożarcie lwa"!

- A niby ja tak?

- Tak! Co niby tu robiłaś o tej porze?

- Co cię to obchodzi?!

- Obchodzi, bo jesteś przyjaciółką Kate, a ja nie pozwolę żeby przez ciebie cierpiała. Mów, co tu robisz!

- Nie...

- Powiedz!

- Nie powiem, kretynie- ostatnie słowa specjalnie podkreśliłam.

- Julie...co...tu...robisz.?!

- Muszę wracać do domu. Miło było.

Złapał mnie za rękę, gdy chciałam odejść. Wyszarpnęłam się. Patrzał na mnie tymi swoimi oczami, ale widziałam w nich złość.
Ten dupek nie będzie mną rządził. Najpierw mnie rani, a teraz udaje super opiekuńczego gościa. Żałosne...

- Puszczaj mnie...-powiedziałam, przez zaciśnięte zęby.

- Odpowiedz...-odpowiedział równie poważnie jak ja.

- Nie mam czasu. Babcia w każdej chwili może się dowiedzieć, że mnie nie ma.

- Trzeba było o tym wcześniej myśleć.

Poczułam wzbierająca się złość.  Delikatne mrowienie rozchodziło się po moim ciele. I nagle... jakbym nacisnęła guzik...wszystko przeze mnie przeszło. Czułam jak moje długie włosy lekko unoszą się, a oczy wywracają się.

Nie czułam już uścisku dłoni Aidena. Bo...chłopak leżał kilka metrów dalej i trzymał się za rękę. A ja upadłam na ziemie, nagle czując zmęczenie, jakiego nigdy dotąd nie czułam.













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro