Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22.

Dzisiaj miał odbyć się mecz. Nie miałam nigdy okazji grać w drużynie z sześcioma innymi dziewczynami. Osobiście preferowałam indywidualność. Od zawsze liczyłam tylko na siebie.

Przed meczem, który miał odbyć się o 17 miałam jeszcze ''mój'' trening. Nie byłam do tego pomysłu przekonana, ale musiałam ćwiczyć. Czas był nieubłagany.

Moim dzisiejszym partnerem miał być..Tak!... nie kto inny jak chłopak, przez którego chodziłam jak po zaćpaniu dobrymi dragami. Serio! Ten chłopak działał jak narkotyk i nie koniecznie mi się to podobało. Nie mogłam o niczym innym myśleć, tylko o tym dupku...który tak wspaniale całował. 

Rozmarzyłam się jak jakaś dwunastolatka. Cholera, Juliane ogarnij się !

- Juls! Dzisiaj gramy ! Ugh już nie mogę się doczekać! Tylu przystojniaków, cała szkoła będzie patrzeć, przyjadą ludzie z innych szkół. Będzie co wyrywać, kochanie. To najważniejsze rozgrywki sezonu, więc jest o co walczyć i nie mówię tu tylko o piłce, bo wiesz, że zbliża się impreza- puściła mi oczko.- Przepraszam, zapomniałam, że ty już "kogoś" wyrwałaś, ślicznotko- zaśmiała się. Szłyśmy właśnie do szkoły. Dzisiaj był ciepły dzień i auto zamieniłyśmy na nogi. Dosłownie. Spacer dobrze nam zrobi. Rozluźnimy mięśnie. A moje niestety były spięte jak cholera.

- Przestań ! -zbeształam ją-O co ci chodzi? A Will? Jak myślisz co by powiedział, gdyby słyszał twoje słowa?- tą uwagę zbyła.

- Oj ty już wiesz o co...A tak poza tym powiedziałam Aidenowi!

- O czym?- wzdrygnęłam się.-Powiedziałaś mu o czym?

- Jak to o czym głuptasie....o mnie i Willu. Cholernie się bałam, bo dopiero zaczęliśmy się spotykać i ty pierwsza o tym wiedziałaś, przypadkowo, ale mój brat nigdy nie cieszył się, gdy miałam bliższe, niż koleżeńskie kontakty z płcią przeciwną. A tu szok! O dziwo przyjął to do siebie. Nie chciałam, żeby przez ten związek nasza przyjaźń się rozpadła, Will też się tego obawiał, a tu Aiden przyjął to na klate jak prawdziwy facet. Myślę, że domyślał się tego. Jedynie wyskoczył z tekstem, żeby Will mnie nie skrzywdził i na mnie uważał, bo jestem jego jedyną siostrą i nie zawaha się zabić jak mnie zrani.

- Co? Aiden tak powiedział? Hahahha- zaśmiałam się. Ten chłopak zmieniał twarz co najmniej raz na minutę. Był zaskakujący.

- Tak, powiedział. Też byłam w szoku, ale w gruncie rzeczy się cieszyłam. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale Will strasznie mi się podoba. Jest taki słodki, opiekuńczy, zadziorny i mega przystojny. Poza tym znam go od zawsze. I to mnie martwi z jednej strony, bo nie wiem czy to nie będzie niezręczne dla nas.

- Nie patrz na problemy Kat, żyj tym co jest teraz , jak to mówią "Carpe Diem". Gdyby każdy człowiek się wahał i nie pozwalał sobie żyć przyjemnością, nie było by nic tylko smutek i nicość.

- Dzięki Jul. Kocham cię, naprawdę.Jesteś dla mnie jak siostra-przytuliła mnie- a tak poza tym, nie wiem co zrobiłaś mojemu bratu, ale jest nie do poznania. Dziękuję ci.

Zarumieniłam się.

- Kat nie wiem o co ci chodzi, ale...hmm... dzięki?- nieśmiało i speszona uśmiechnęłam się do przyjaciółki.

- Nie martw cię. Nie zrani cię. Znam go i wiem kiedy się w coś angażuje. A widząc was obok siebie, od razu można stwierdzić...

- Przestań już! Wystarczy!- trąciłam ją lekko.

Doszłyśmy już do bramy szkoły, gdzie na Kat czekał Will. Przywitali się, i objęci ruszyli na lekcje. Ja ciągnęłam się za nimi, czując się jak piąte koło u wozu.

---------------------------------------------------------

Zaczynałam od biologi. Dzisiaj zaczynaliśmy projekty. Przy mojej ławce, <ku memu zdziwieniu!> siedział już mój partner.

- Hej Julie.

-Hej.

Liam wydawał się spięty. Miałam okazję go wypytać i bez ogródek palnęłam. Trudno. Wóz albo przewóz.

- Liam, kim ty jesteś? Oszukałeś nas.

Wiedział. Widziałam to w jego oczach. Był świadomy tego, że wiem. O nim. O jego sekrecie.

- Julie to nie tak. Wytłumaczę ci to. Proszę cię, nie miałem na to wpływu...tak samo wyszło.

- Nie!- syknęłam- jak to nie miałeś wpływu? Ogłupiałeś do reszty?! Jesteś podłym oszustom. Jak możesz to robić? Nie masz skrupułów. Zranisz Cam. Ona jeszcze o niczym nie wie.

- Wiem!- podniósł głos, gdy wspomniałam o Cam- Myślisz, że jestem na tyle głupi, że nie wiem jaką odrazę do mnie będzie czuć gdy się dowie? -Przeczesał włosy palcami.-Nie wiesz jak to jest. Nic nie rozumiesz!

-To mi powiedz wszystko! Jesteś nam to winien. Jesteś zabójcą. Takich jak ty powinnam już przy pierwszej lepszej okazji zabić. Gdyby ktoś się dowiedział, Aiden, Will czy nawet Nick od razu na wstępie byś leżał z poderżniętym gardłem, idioto.

- Nie wiesz jak to jest, gdy na własnych oczach mordują twoją rodzinę. I wiesz kto? Tacy jak ty. Moi rodzice różnili się tym, że urodzili się wbrew w swojej woli w podłym, nieszczęsnym świecie, gdzie zło i kłamstwa przejęły górę. Oboje urodzili się i poznali w domu Hadesa. To nie była ich wina! Los wybrał dla nich taki scenariusz. Nie mieli na to wpływu. Zostali zamordowani przez wojowników. Bo rzekomo byli źli, ale nikt nie dostrzegł jakimi byli ludźmi. Postrzegano ich jak podłego, okrutnego Hadesa. Przypięli im łatkę tych złych! Ale najlepsze jest to, że po pewnym czasie tacy się stali. Nie mogli znieść tych obelg i odrzucenia. Ale nie mieli okazji nawet się ze mną pożegnać!- miał łzy w oczach, gdy mówił o tym. Było mi go żal, wiem co czuł po stracie bliskich. Z tą różnicą, że ja nie oglądałam ich końca.

- Proszę o spokój. -profesor wskazała na naszą dwójkę- Wydaje mi się, że macie już coś do roboty, a więc zajmijcie się tym.

Nie zwracaliśmy na niego uwagi. Mieliśmy ważny temat do przedyskutowania. Ważniejszy, niż jakiś głupi projekt. Tu chodziło o nas, przyszłość i ludzkie życie.

- Mów dalej- powiedziałam. Na wzmiankę o rodzinie zakręciły mi się łzy w oku. On także ledwo powstrzymywał gorzkie łzy.

- Miałem cudowną dziewczynę, kochałem ją, zresztą ona mnie także. Byliśmy szczęśliwą kochającą się młodą parą.. do czasu, aż wyjawiła mi swój sekret. Była wojowniczką, taką jak wy. Nie ja ! Ja byłem ten zły! Byłem na nią wściekły, że nie powiedziała mi o tym wcześniej. Pokłóciliśmy się. Ona wyjechała...- wziął głęboki wdech.

-Co było dalej?

Wzdrygnął się gdy o to zapytałam.

-To już nie ważne. Masz rację nie jestem tym za kogo mnie uważacie i nie zamierzam się z tym kryć, już nigdy więcej. Tak wspaniale było nałożyć maskę tego dobrego i nareszcie być traktowanym przez innych jak należy. Z szacunkiem, uznaniem... A teraz nie muszę udawać! Przyszłość nauczyła mnie życia. Prawdziwego życia wśród zakłamanych, fałszywych morderców takich jak wy- wskazał na mnie-  i nie mam zamiaru udawać idealnego przyjaciela, rozumiesz? Kończę z tym na zawsze. Mam do wykonania zadanie. Jestem wysłannikiem i nie mogę zawieść...Żałuję tylko, zakochałem się w niedpowiedniej osobie- dodał ciszej.

- Co ty mówisz...Jesteś gotowy poświecić swoich przyjaciół, zabić ich dla Hadesa? -żółć podeszła mi do gardła.

- Wiesz co? Skończyłem z udawaniem chłopaka, który o niczym nie ma pojęcia. Wiedziałem, że oni ukrywali wszystko przede mną. Ale nie wiedzieli, że jestem sprytniejszy i wiedziałem o wszystkim od początku. Robili ze mnie idiotę!

Przerwał nam wściekły głos nauczyciela.

- Proszę o spokój. Panno Black, Panie Geran proszę wyjść z klasy ! Nie toleruję takiego zachowania. A skoro nie chcecie mieć zaliczonego semestru, jesteście zbędni i tylko zakłócajcie pracy innym, którym na tym zależy.

- Przepraszam prof...

-Proszę wyjść! Dopóki nie zdacie sobie sprawy od czego zależy to zaliczenie, macie się tu nie pokazywać!

Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy zainteresowali się nami jakbyśmy mieli skrzydła i mieli zaraz wyskoczyć z okna. Spiorunowałam wzrokiem szczerzącą się do mnie Allyson. Zabrałam rzeczy i wyszłam na korytarz. Usłyszałam idącego za mną Liama.

Stałam oparta o ścianę. Chciałam dokończyć rozmowę. Chłopak przystanął koło mnie i odpowiedział na zadane przez mnie wcześniej pytanie.

- Tak ! Jestem w stanie poświęcić przyjaciół. Tak naprawdę.... oni nigdy nie byli moimi przyjaciółmi. Przy pierwszej okazji, jak by się o mnie dowiedzieli zabili by mnie bez wahania. Zrobię to tak jak oni zrobili to mojej rodzinie. A tobie radzę uważać ! To jest szkoła, ale gdzie indziej nie dam ci tej szansy i skończę z tobą raz na zawsze tak jak pragnie tego mój "ojciec".

Odszedł. Ja stałam w osłupieniu na jego słowa. On.. on.. jest zakłamanym, fałszywym.....

Zabije mnie....albo ja jego.

-------------------------------------------------

Nieśpiesznie udałam się na kolejną lekcję jaką była matematyka. Nie mogłam skupić się na logarytmach. Myślałam nad słowami mściciela, podającego się za naszego przyjaciela. Był w stanie zabić...W zemście... Był niemożliwy...Miałam ochotę wbić mu sztylet w serce za to co robi.....

Lekcje upłynęły niemiłosiernie wolno. Oczekiwałam na koniec jak na zbawienie. Kiedy się doczekałam, wybiegłam  ze szkoły i pognałam na piechotę w stronę domu. Usłyszałam za sobą odgłos butów. Odwróciłam się i obok mnie zatrzymał się Aiden.

- Co tak pędzisz? Ledwo zdążyłem cię złapać.

- Śpieszę się. Muszę przygotować się jeszcze przed meczem.

- Mamy trening zapomniałaś?

- Ach tak, kurde zapomniałam przez to... Nie moglibyśmy sobie odpuścić. Źle się czuję.

- Co ci jest?- zatrzymał mnie i złapał za ramiona. Spojrzał w moje oczy- Juls, co ci jest?- powtórzył

- Po prostu jakoś słabo się czuję i jeszcze ten mecz. To pewnie nerwy.

- Tak, lepiej odpocznij przed meczem. Odpuścimy sobie trening dzisiaj. Odprowadzę cię do domu.

Szliśmy dłuższy czas w milczeniu. Bałam się, że jak tylko otworzę pierwsza buzię zacznę klapać i powiem mu o Liamie. Nie chciałam go martwić, ani nikogo z moich przyjaciół. Musiałam najpierw  sama to wytłumaczyć do końca.

Pod domem pożegnałam się z nim i ruszyłam w stronę wejścia. Momentalnie złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

- A co to, nie będzie już nawet pożegnania? Nie ładnie.- szepnął mi do ucha.

- Czego oczekujesz?

- Oj ja ci zaraz pokaże jakie mam wobec ciebie wymagania, księżniczko.

Pocałował mnie namiętnie.

- Nieładnie tak, panie Deris. Wykorzystuje pan mój zły stan! Podłość!

- Ja nie muszę nic wykorzystywać, sama lgniesz do mnie ! Nie możesz mi się oprzeć. Przyjdę na mecz popatrzeć. Nie daj plamy...

- Jasne, jasne- Odsunęłam się i zaczęłam iść w stronę ganku. W połowie drogi odwróciłam się jeszcze i zerknęłam na chłopaka. Stał i uśmiechał się się jak głupi. Nogi prawie mi się ugięły. Był niesamowicie seksowny w białej koszulce, eksponującej jego umięśnioną klatkę piersiową i zwykłych jasnych dżinsach.

Weszłam do domu. Przez okno dostrzegłam, że Aidena już odszedł.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro