Marianna part - 4
Przypomnę tylko, że Marianna to "żywy" organizm pisany niemal na bieżąco, bez zapasu rozdziałów :) Enjoy :)
Marianna POV
Byłam wycieńczona po całym dniu spędzonym z przyszłą szwagierką. Zmierzyłam z dziesięć sukien i wybrałam taką, która wydawała mi się pasować do mojego gustu. Suknia była w królewskim stylu. Dosłownie. Chyba aspirowałam do bycia księżną Kate, ale pomyślałam sobie, że chuj: to moje pierwsze i ostatnie wesele w roli panny młodej w bieli, bo z tego małżeństwa wywinę się, tylko realizując cześć przysięgi: dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Kolacja miała być dopiero za jakieś pół godziny. Zapukałam grzecznie do gabinetu Giovanniego. Weszłam na zdecydowane słowa: proszę. Jak do gabinetu dyrektora. Albo ojca. Tylko do tego ostatniego zazwyczaj byłam wzywana tylko jeśli czekała mnie kara! Raz jeden był od tego wyjątek, kiedy zostałam wezwana i oznajmił mi, że facet starszy o naście lat będzie moim mężem. Na szczęście potem Patrick i Darius zabrali mnie do miasta na kolację i wytłumaczyli dokładnie, co się będzie działo. W jakich odstępach czasowych narzeczony będzie mnie odwiedzał i tak dalej.
Wkroczyłam śmiało do środka. Stanęłam przed biurkiem. Podniósł na mnie wzrok znad laptopa.
– W czym mogę ci pomóc?
Uśmiechnęłam się, a jego oczy złagodniały. Nie miał już na sobie marynarki i chyba dawno temu zgubił krawat. Podwinięte rękawy odsłaniały wyrzeźbione przedramiona. Dwa pierwsze guziki koszuli były rozpięte, pokazując kawałek pysznie opalonej skóry. Doskonale wiedziałam, ile siły drzemie w tych mięśniach ukrytych pod elegancką koszulą. Nikłe pulsowanie między nogami pojawiło się na wspomnienie poprzedniej nocy.
– Jest wiele rzeczy, w których twoja pomoc jest absolutnie niezbędna. – w czekoladowych tęczówkach pojawiło się pożądanie – Musimy pogadać.
– O czym?
– Prawa i obowiązki. – wyrecytowałam, udając radosny zapał.
– Zakazy. Rozkazy. Nakazy. – skontrował moje słowa.
– Dobre rady?
Oparł się wygodnie w fotelu i zaczął przesuwać pióro między palcami.
– Czy nie powinnaś negocjować, zanim pozbyłaś się swojej jedynej karty przetargowej?
Opadłam na fotel, zakładając nogę na nogę. Uruchomiłam tablet, przywołując listę rzeczy, o których chciałam z nim omówić. Zrobiłam ją, żeby w ferworze rozmowy nie zapomnieć o czymś. W końcu za sześć dni będziemy małżeństwem. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.
– Jestem pewna, że dojdziemy do porozumienia. – mrugnęłam do niego wesoło.
– Zaczynaj. – zachęcił.
– Chcę zatrzymać swój telefon.
– Nie. – padła natychmiastowa odpowiedź. Nabierałam już powietrza na swoją tyradę, ale powstrzymał mnie spokojnym: – Poczekaj. Po pierwsze twój telefon nie jest odpowiednio zabezpieczony, chyba że otrzymałaś go od Aidena. Po drugie jeśli chcesz zachować swój numer, dostaniesz aparat dual sim, ale o jego ustawienia zadba Aiden i człowiek, który u nas zajmuje się IT.
Dobra tu mnie miał. I do tego miał rację. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
– Dobrze. – zgodziłam się – Chcę brać tabletki antykoncepcyjne. Mam dziewiętnaście lat i...
Zerknęłam ma listę argumentów do przytoczenia, ale mi przerwał zdecydowanym:
– Dobrze.
Poderwałam głowę od góry. Nie spodziewałam się, że się zgodzi. I do tego natychmiast, bez uprzedniego przekonywania. Widząc moją zaszokowaną minę, roześmiał się cicho.
– Zaskoczona? – znów obracał w palcach pióro.
– Tak? – przyznałam niechętnie.
– Masz dopiero dziewiętnaście lat. – podkreślił – Dużo czasu, żeby zostać matką.
– Ja tak, ale ty...
Uniósł brew do góry z wyzwaniem.
– Starzec na grobem? – zaśmiał się – Czekaj... czy to nie ty wczorajszej nocy stwierdziłaś, że masz dość? – zdradziecki rumieniec zakłopotania wpłynął mi na policzki – Do tego tematu wrócimy za dwa lata, może być? Przez ten czas może sama dojdziesz do wniosku, że chcesz.
– Chciałabym, ale iść na studia. Tylko w sumie po co? – zapytałam samą siebie, krzywiąc się. Miałam ten temat nieco niżej na liście – Jako twoja żona mam ładnie pachnieć i jeszcze lepiej wyglądać.
– Pachniesz obłędnie, wyglądasz jeszcze lepiej.
– Ooooo komplementy. – zatrzepotałam rzęsami – Nie musisz i tak pójdę z tobą do łóżka.
– Nie wątpię. – jego oczy zabłysły pierwotnym pożądaniem jak wczoraj w nocy – Jeśli nie pojawisz się w mojej sypialni sama, osobiście po ciebie pójdę.
Czy to było ostrzeżenie? Musimy rozładować to seksualne napięcie, inaczej w życiu nie damy rady przejść do końca mojej listy. Wątpiłam, żeby Giovanni dał sobą manipulować za pomocą seksu. To by się nie skończyło dobrze, gdybym próbowała. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
– Wracając do tematu studiów. Bez sensu je robić, jeśli nigdy nie będę w stanie wykorzystać wiedzy. Przecież nikt mi tu nie pozwoli robić księgowości, albo zarządzać czymkolwiek. – westchnęłam z rezygnacją – Jedyne czym sobie będę zarządzać to własnym budżetem, albo tym domowym o ile też Tammy nie zrobi tego lepiej. A wygląda na taką, co nie lubi jak jej się mieszasz w gary.
– Ale wiesz, że mamy XXI wiek?
– W mafii? Naprawdę? – zaśmiałam się.
– Jest bardzo wiele firm, które prowadzimy legalnie. Owszem to, co się tam dzieje w środku, czasem odbiega od standardów, ale jeśli chcesz spróbować coś porobić, Silvio da ci zajęcie. – wpatrywałam się w niego intensywnie, dywagując czy mówi serio, czy zbywa mnie w ten sposób, żeby pozbyć się problemu – Remontujemy jeden z klubów. Jeśli chcesz mnie odciążyć i się tym z nim zająć, droga wolna. Zanim zapiszesz się na jakieś kursy czy studia powiedz mi o tym. Savio zorganizuje ochronę razem z Silvio. Ocenią zagrożenia.
– A co jeśli nie będę się zgadzać z tym co mówią? – przeszliśmy płynnie do kolejnego tematu.
– Przychodzisz do mnie. – żadnego wahania, ale w głosie stalowa nuta. Tylko przeciw komu? Mnie czy potencjalnej sytuacji, gdy nie będę zadowolona z jego przybocznych? – Albo dzwonisz do mnie.
– A jak nie uda mi się zrobić żadnej z tych rzeczy?
– Nigdy się tak nie stanie. – zapewnił.
– A jeśli jednak? – dociekałam.
– Paolo będzie twoją osobistą ochroną. Jak wszystko zawiedzie, słuchasz go bezwzględnie. Masz to pewnie gdzieś na liście?
– Mam.
– I jak brzmi ten punkt?
– Nie chcę mieć dużej ochrony i bezwzględnie nie chcę – zawahałam się na sekundę – aby którykolwiek z ludzi ojca mnie pilnował.
– Nigdy nie miałem takiego zamiaru. Należysz do mnie i to moi ludzie będą cię chronić. – rzucił pióro na blat i założył ramiona na piersi – Ten fuck up z wczoraj nie ma prawa się wydarzyć ponownie. Savio i Silvio to wiedzą.
Chciałam być bezpieczna, ale nie chciałam paradować z kilkoma ochroniarzami. Przecież nie byłam żadną gwiazdą filmową. Za to będę żoną szefa organizacji przestępczej, który ma w chuja wrogów.
– Kiedy dostanę swój GPS?
– Patrick ma to zorganizować. – odparł, rozluźniając się na tyle, żeby położyć dłonie na oparciu fotela – On i Aiden mają swoje układy z Interpolem.
Zabębniłam pomalowanymi paznokciami po podłokietnikach mojego siedzenia.
– O co chodzi? – zapytał z uśmiechem.
– Czemu mi to wszystko mówisz. Detale, szczegóły.
– Chciałaś być traktowana jak równa, tak? To właśnie otrzymujesz.
Nadal jednak nie rozumiałam dlaczego.
– Dlaczego?
– Patrick dał mi tydzień na przekonanie cię, że chcesz być moją żoną. Robię, co mogę. – rozłożył ręce.
– A po tygodniu, jak już nią zostanę, wszystko, co ustalimy będzie można wywalić do kosza?! – spytałam podejrzliwie – Robisz to, bo musisz mnie obłaskawić? A potem potraktujesz, jak każdy inny mąż żonę w tej organizacji? Jak maszynkę do robienia dzieci? Może dobrze, że mam między nogami boski portal do przywoływania na świat nowych dusz.
– Jeśli chodzi o małżeństwa, widziałem wszystko. Jak mąż leje żonę regularnie, a ona udaje, że nic się nie dzieje. Mężów chodzących na dziwki. Paru pedofilów, których sam odstrzeliłem. – na te słowa wyrwało mi się sapnięcie – Pewnych rzeczy nie mogę im zabronić a dopóki kobieta nie będzie chciała pomocy, jestem bezsilny.
– Może nie wie, że mogłaby? – zapytałam cicho – Każda z nas chciałaby dobrego małżeństwa. Nawet jeśli jest ukartowane, mamy pewne oczekiwania. Nawet jeśli nie ma chemii między dwojgiem ludzi, nadal można pozostać w szacunku dla drugiej osoby. W końcu można mieć kochankę czy kochanka. Mój ojciec jest dobrym przykładem posiadania dwóch rodzin naraz. A ja już o tym mowa... – przygryzłam wargę – Nie chcę, żebyś miał kochanki.
Tym razem on zabębnił palcami po podłokietniku.
– I jak miałabyś mnie powstrzymać?
– Mogłabym ją otruć. – wypaliłam od razu z szybkością karabinu maszynowego – Insulina nie zostawia śladów.
Zaśmiał się radośnie, a potem zaczął śmiać pełną piersią. Nie wiem, co go tak ubawiło w mojej odpowiedzi? Że nie groziłam jemu albo jego kochance? Cóż wiem, do czego są zdolne kobiety i szczerze uważałam, że Giovanni nigdy nie zmusiłby kobiety do seksu. A co za tym idzie, zrobiłaby to dobrowolnie, stając się moim celem.
– Naprawdę jesteś idealna! – wydusił z siebie między parsknięciami.
– To jak masz taki dobry humor – zagaiłam – to zrób mi, proszę, listę wszystkich kochanek. Nie chcę nagle stanąć z którąś oko w oko i nie być świadomą, z kim mam do czynienia. – spoważniał nieco – Nie podoba mi się pomysł wyjścia na idiotkę.
– Nie było ich tak dużo.
– Tym gorzej. – wymsknęło mi się. Zrobił zachęcający gest. – Będzie im się wydawać, że ponieważ... obsługiwały cię przez lata, znaczą więcej niż przypadkowa kochanka.
– Interesująca perspektywa. – spoglądał na mnie z rosnącym zainteresowaniem i podziwem.
– A to czyni moją rolę nieco trudniejszą.
– Ponieważ?
Milczałam długą chwilę zastanawiając się jak ująć to co plątało się w mojej głowie.
– Mój wiek gra na moją niekorzyść. – skrzywiłam się, podnosząc oczy na sufit – Strzelam, że są w twoim wieku lub podobnie. Mają większe doświadczenie a poza tym, nauczyłeś je wszystkiego, co lubisz. To potężna broń w pastwieniu się nad inną kobietą.
Nie słyszałam, żeby się podnosił. Dostrzegłam dopiero ruch obok. Przysiadł na blacie. Dotknął czubkiem buta mojego pantofelka, jakby mnie zaczepiał.
– Nie musisz się nimi przejmować. – zapewnił śmiało – Żadna z nich nie odważy się stanąć przeciwko tobie.
Parsknęłam kręcąc głową
– Nie jesteś w stanie tego zagwarantować. Nie będzie cię w damskim kiblu, żeby mnie bronić przed swoimi eks kochankami. A one się tam pojawią. – uświadomiłam go. Zamknęłam oczy, czując, jak poziom mojej motywacji spada z każdą sekundą, kiedy moja głowa tworzy scenariusze, co może się stać. – Zapewniam cię, że się tam pojawią, licząc na to, że będą w stanie mnie zastraszyć, obrazić czy sprawić, że zwątpię w to co jest między nami. Nie masz pojęcia, do czego zdolne są kobiety.
– Jeśli tak się stanie...
– Nie – zaprzeczyłam, patrząc na własne dłonie – będę musiała sobie poradzić sama, więc nie bądź zdziwiony, że komuś rozkwaszę noś czy coś. Marco i Alessi, spędzili ze mną godziny na siłowni i strzelnicy. A wiesz, jaki jest Marco, gdy chodzi o noże.
– Nieubłagany?
Udałam, że się namyślam.
– Zaangażowany. – podniosłam na niego wzrok – Chcę wszystkie imiona, zaczynając od najnowszej.
– Nie.
Moje brwi podskoczyły do góry.
– Czyli mam z siebie zrobić wariatkę? Nie bądź zatem zdziwiony, że usłyszysz, że poślubiłeś głupiutką nastolatkę.
– Nie sądzę...
Jezu co za debil! Z całym szacunkiem, ale gówno wiedział, jak działa kobiecy mózg. Jak działa zazdrosna kobieta i odprawiona kochanka. Po pierwsze bez względu na to, czy mam dziewiętnaście lat, każda z nich weźmie mnie za rywalkę! To było pewne jak to, że dwa plus dwa to cztery!
– Zejdź z tego pieprzonego wysokiego konia na ziemię na chwilę, dobrze? – rozkazałam z jawnym zniecierpliwieniem – Chcesz, żebym wyszła na idiotkę? Twoja sprawa, twoje nazwisko, masz do tego prawo. Tylko po co to wszystko, jeśli na końcu mam mieć taki rezultat? – czekałam na odpowiedź, ale się nie doczekałam. Westchnęłam głośno, dając upust irytacji. – Kolejna rzecz: pieniądze. W sumie ojciec pozwolił mi nadal korzystać z konta przez najbliższy miesiąc, a potem ty przejmiesz pałeczkę. Mam przyznany limit na własne wydatki. Wszystko związane z domem miało swoje własne konto. – recytowałam, patrząc na jego niewyrażającą niczego twarz – Słuchasz mnie?
Minęła długa chwila ciszy, zanim odpowiedział.
– Tak. Telefon i karta będą gotowe w piątek.
– Świetnie. Rozumiem, że skoro będę mieć ochroniarza, nie muszę prosić o samochód, bo on będzie dla mnie nim dysponował?
– Kierowca to osobny temat od ochrony, ale tak, będzie do twojej dyspozycji.
– Rozumiem. Dziękuję. – skinęłam sztywno głową. Podniosłam się, bo dla mnie rozmowa była skończona. Powinnam iść i upuścić trochę pary. Może powinnam zrezygnować z kolacji i pójść pobiegać? Wściekłość rozpalała się we mnie. Lepsze to niż gdybym miała usiąść i zacząć płakać. Moja skala emocji miała tylko dwa stopnie: wkurw i płacz. Nie było nic pomiędzy. Z dwojga złego wolałam napierdalać w worek treningowy albo zdzierać kolana na dziesięciu kilometrach biegu. Dusiłam się swoim narastającym gniewem – Czy mogę odejść?
Mój ojciec nienawidził tego pytania. Uważał, że jest protekcjonalne i obraża go, sugerując, że to ja odprawiam jego, a nie odwrotnie.
– Nie.
– Słucham?
– Będziesz mogła iść spalić tę niepotrzebną wściekłość, jak tylko powiesz mi, co cię tak wyprowadziło z równowagi.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Gdybym była smokiem, pewnie ziałabym już ogniem, unicestwiając wszystko dookoła siebie. Miałam też pewność, że gdyby nawet tak było, ten pierdolony sopel lodu stojący metr ode mnie, nadal pozostałby soplem lodu. Wieczna, kurwa, zmarzlina! Nigdy do niego nie dotrę!
– Może iść ścieżką przemocy jeśli chcesz. – zaproponował, unosząc brew. Schował dłonie do kieszeni.
– Oboje wiemy, że stoję na przegranej.
– Kobieta nigdy ci, kurwa, nie powie, o co chodzi. – ucisnął nasadę nosa, mamrocząc z irytacją – Będziesz musiał zgadywać!
– Powiedziałam ci, o co mi chodzi! – fuknęłam. Czas na taktyczny odwrót, zanim zrobię awanturę, on się wkurwi. Zamknij się i wypierdalaj. Za sześć dni wesele! Nie ma mowy o siniakach! – Do zobaczenia na kolacji.
Był naprawdę szybki. Nie zrobiłam kroku, a już jego palce jak tytanowa obręcz zamknęły się na moim ramieniu, osadzając w miejscu. A przecież, do diabła, miał tę dłoń w kieszeni! Utkwiłam wzrok w placach trzymający mnie delikatnie, ale stanowczo. Przełknęłam ciężko, starając się uspokoić.
– O co chodzi Marianno? – ten sam aksamitny, miękki glos, którym szeptał mi nieprzyzwoitości w nocy. Wściekłość spłynęła ze mnie w głębokim wydechu.
– Będą miały nade mną władzę, wiedząc kim jestem – powiedziałam, przymykając oczy – ale ja będę jak ślepe i głuche dziecko. Nie chcę się czuć gorsza od nich tylko dlatego, że jestem młodsza i nie wiem kim są.
– Zostaw to w moich rękach. – tym razem nie była to prośba – Dopilnuję, aby żadna z nich nawet nie śmiała na ciebie spojrzeć.
– W porządku. – puścił moje ramię. Podeszłam do drzwi. Nie byłabym sobą, gdybym nie wbiła szpili przed opuszczeniem gabinetu. – Po prostu zapytam Kali.
Czym prędzej czmychnęłam, ale słyszałam za sobą jego śmiech. Ją samą minęłam na schodach. Pociągnęłam Kali za sobą na górę. Zatrzymałam się dopiero u siebie w pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie.
– Imię ostatnie kochanki Givoanniego?
– Beatrice Montenegro! – odparła, wpatrując się we mnie beznamiętnie.
– Jak dawno zerwali?
Uniosła brew do góry, patrząc na mnie sceptycznie.
– Na pewnie chcesz wiedzieć? – spytała z powątpiewaniem.
– Tak!
– Według Silvio posuwał ją jeszcze w ubiegłym tygodniu.
Ramiona mi opadły. Zrobiło mi się przykro. Jakby mi ktoś nagle wyjawił sekret, że Święty Mikołaj nie istnieje!
– Kurwa! – zacisnęłam powieki konwulsyjnie.
– Beatrice nie jest jakąś tam rasową kurwą z burdelu. – wyjaśniła, nieświadomie wbijając mi sztylet głębiej w serce – To wdowa po facecie, który coś tam znaczył. Giovanni może się okłamywać, że to tylko seks, ale ona uważała, że stanie się kiedyś panią Vitielli.
– Ale kontrakt jest podpisany od lat. – wycedziłam.
– Ona miała nierealistyczne podejście do tego romansu. – Kali wzruszyła ramionami – Wątpię, aby mój brat jej cokolwiek obiecywał. To coś na zasadzie: kobiety używają wibratorów, żeby się zaspokoić. Beatrice była dla niego taką swoistą dmuchaną lalą.
Zerknęłam na nią spod oka.
– Nie zrobiło mi się z tego powodu lepiej.
– Ja bym na nią uważała. To strasznie mściwa suka.
– On nie ma pojęcia, do czego są zdolne kobiety!
Westchnęła ostentacyjnie.
– Zgadzam się z tobą, ale nie chciałabym być w skórze Beatrice, jeśli cokolwiek ci zrobi. – zastrzegła – Nawet werbalnie obrazi. Mój braciszek to zaborczy skurwiel. Nie widziałam nigdy, żeby patrzył na jakąkolwiek kobietę, jak na patrzy na ciebie.
– Nie oszukuj mnie.
– Wszystko potrzebuje czasu! – oznajmiła autorytatywnie – Marianno, jesteś tu trzeci dzień...
Roześmiałam się szyderczo.
– I już mnie porwano, zabiłam człowieka, straciłam dziewictwo z twoim bratem, kupiłam nową suknię ślubną...
– STOP! – krzyknęła cicho, unosząc obie dłonie do góry – Straciłaś dziewictwo z moim bratem? Kiedy kurwa?! Jesteś tu niecałe trzy dni!
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Skrzyżowałam dłonie na piersi.
– To cię najbardziej zaszokowało?
– Nie, no wiem, jest szybki, ale...
Schowałam twarz w dłoniach.
– Nie ważne, że zabiłam kogoś i mnie porwano, najważniejsze, że straciłam dziewictwo! Kali! Kurwa! Gdzie ty masz priorytety?! – zwołałam z pretensją.
– W dupie! – odpysknęła – Oni zabijają kogoś codziennie, to już nie robi wrażenia, ale ty...
Pukanie do drzwi przerwało jej przemowę.
– Marianna? – doszedł nas głos Adama – Schodzicie z Kali na kolację?
Odetchnęłam z ulgą, że to nie narzeczony. Otworzyłam drzwi, żeby mogła iść pierwsza. Tablet rzuciłam na toaletkę, a telefon wsunąłem do kieszeni. Wdzięczyła się niemiłosiernie do Adama, a ten głupek jeszcze ją zachęcał. Roześmiani weszliśmy do jadalni. Pozostali już na nas czekali.
Marianna POV
Czekałyśmy na telefon z salonu ślubnego o godzinie przymiarki. Mimo mrozu za oknem Kali uparła się na lody zamiast ciasta orzechowego. Jak dla mnie żaden problem, jeśli była w stanie cieszyć się zimną przekąską w takiej temperaturze. Ja bym chyba zamarzła. Trzeba było przyznać, że robiła z zapałem godnym gwiazdy porno. Rzucała przy tym spojrzenia na Silvio siedzącego dwa stoliki dalej. Pogroził jej palcem, co tylko ją zachęciło.
– Znam smaczniejsze rzeczy, które mogłabyś oblizać. – rzucił z sugestywnym uśmieszkiem, facet mniej więcej w naszym wieku, siedzący przy stoliku obok. Zanim Silvio lub Paolo zareagowali odezwałam się swoim najsłodszym głosem.
– Masz na myśli zlizywanie słodkiej, ciepłej krwi z placów, zaraz po tym jak poświęcimy cię szatanowi?
Kali parsknęła.
– I przez szatana – dodała Kali, oblizując usta – ona ma na myśli swojego narzeczonego a mojego brata Giovanniego Vitielli.
Mężczyzna zbladł i niemal uciekł z kawiarni.
– Czy jesteśmy aż tak przerażające? – spytałam Paolo, unosząc brew.
– Twoja sława cię wyprzedza Marianno.
Kali nadal delektowała się lodem intensywnie wpatrując się w Silvio. Miałam niemal pewność, że tych dwoje łączyło więcej, niż się wydało. Czy Giovanni o tym wiedział?
– Nikt nie uważa mnie za delikatnego, egzotycznego kwiatuszka? – nie dowierzałam.
– Złotko, wpakowałaś kolesiowi cztery kulki. – wyjaśnił Silvio – Naprawdę uważasz, że ktoś się na to nabierze?
– Mogę się łudzić?
– Nie bardzo. Fama już poszła.
– Ciekawe, jakie będą mieć oczekiwana na kolejne ploteczki?
– Wiesz zaczęłaś z grubej rury.... – zaczęła Kali – Jeszcze im powiedz, że chętnie z nimi zagrasz w oczko albo w pokera i będą cię nosić na rękach. – oblizała swojego loda, sprawnie prześlizgując się językiem przez jego długość. Ja pierdolę, jaka prowokatorka. – W przypadku jakichkolwiek problemów będą dla ciebie żywą tarczą.
– Gram w oba. – przyznałam.
– Gramy wieczorem? – zaproponował Silvio.
– Znów chcesz, żebym cię ograła do ostatniego centa? – zakpiła Kali.
– Jak założysz coś z dekoltem, znów panowie skupią się na twoich cyckach, a nie na grze.
Kali prychnęła nieelegancko, przechylając głowę i liżąc całą powierzchnią języka loda z boku. W życiu nie pomyślałabym, coś takiego może być zbereźne. Do wczoraj. Kolejna noc w łóżku Giovanniego i nowe pomysły. Pewnie takie „lizanie" też by mu się spodobało. Przymrużyłam oczy, przygryzając nieco wargę. Moje rozważania przerwał telefon z pracowni krawieckiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro