Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marianna part - 32

Ostatni 7/3/23

Marianna

Wybrałam sklep z bielizną na początek naszej wyprawy z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze Nicola potrzebowała nowej garderoby a najlepiej zacząć od podstaw, a po drugie żaden z nich nie ośmieli się wejść do przebieralni, a co za tym idzie, mogłyśmy porozmawiać na spokojnie i bez świadków. Po określeniu czego potrzebujemy, zniknęłam z Nicolą za ciężką kotarą i natychmiast ją do siebie przytuliłam.

– Teraz już wszystko będzie w porządku! – zapewniłam.

– Bałam się – wyszeptała.

– Wiem, ale nie było innego sposobu, żeby cię stamtąd zabrać.

Odsunęła się nieco w dość ciasnej przebieralni.

– Co się dzieje?

– Cóż... załatwiłam ci obiecanego dawno temu księcia z bajki. – Wskazałam kciukiem w stronę, gdzie zostawiłyśmy ochronę i Dariusa.

– Nie kpij ze mnie – poprosiła ze smutkiem.

– Nie kpię, Nicola. Twoja matka wstawiła się za tobą u mojego męża i w zamian za pewne informacje, zostaniesz pod kuratelą moich kuzynów na Balearach przez najbliższy miesiąc. A reszta... – zawahałam się, patrząc w oczy, w których zabłysła nieśmiała nadzieja na lepszą przyszłość. – Reszta zależy od ciebie i od tego jak wykorzystasz dany ci moment.

Przygryzła wargę.

– Czy Darius jest twoim kuzynem?

– Jednym z wielu.

– Ufasz im?

– Swoim życiem.

– A czy ja powinna? – spytała niepewnie.

Pokiwałam głową, czując łzy podchodzące do gardła.

– Co tu robimy? – wyszeptała.

– Pamiętasz scenę w Pretty Woman, kiedy Vivi wybrała się na zakupy? – Skinęła nieporadnie głową, a ja uśmiechnęłam się zachęcająco. – To jest właśnie twoja chwila, gdy możesz nieskrępowanie cieszyć się wydawaniem pieniędzy, bez żadnych ograniczeń.

– Och! – Dłonią zasłoniła usta. – Ciesz się chwilą. Czas na zamartwianie się jeszcze przyjdzie.

Pogłaskałam ją po głowie i zostawiłam w rękach brafitterek, przechadzając się między stojakami i wybierając kolejne modele, jakie chciałam, żeby przymierzyła. Zaopatrzyłam ją w dwadzieścia kompletów oraz koszulki i szlafroki. Spędziłyśmy tu ponad godzinę, a gdy wychodziłyśmy z torbami pełnymi zakupów, pod spraną koszulką i znoszonymi spodniami Nicola miała na sobie dziewiczo biały komplet bielizny, który skusiłby samego Lucyfera a co dopiero Dariusa. Teraz czas było dodać pozostałe części garderoby.

Drugi przystanek był w obuwniczym. Przełknęłam ciężko, widząc, jak znoszone buty miała na nogach a wyrzuty sumienia, że nie przyznałam się mężowi wcześniej, powróciły z podwójną siłą. Ile rzeczy nie wydarzyłoby się w jej życiu, gdybym jednak zainterweniowała? Ilu jeszcze ważnych rzeczy nie zauważyłam?

Łzy stanęły mi w oczach, gdy Darius spacyfikował tę małą flądrę ze szkoły Nicoli, która nazwała ją „grubą żyrafą". Zapisałam w pamięci jej imię z solenną obietnicą zemsty w moim stylu. Nikt, ale nikt, nie miał prawa obrażać nikogo z rodziny! I ta mała suka będzie musiała ponieść konsekwencje. Stało się dokładnie to, co przewidywałam, kuzyn stanął na wysokości zadania i w obronie Nicoli. Przygryzłam wargę, widząc to, ale serce ścisnęło się z radości na tę okoliczność.

Zabrałam Nicolę do fryzjera, gdzie po uwolnieniu ciemnej kaskady z kucyka, Eliane była zachwycona, tym bardziej że dostała wolną rękę, z zastrzeżeniem, że włosy muszą zostać długie, ale grzywka nie zaszkodzi. Makijażystka zaznajomiła dziewczynę z podstawowymi kosmetykami, ale wnosząc po przestraszonym spojrzeniu, szczerze wątpiłam, żeby skorzystała z tych rad. Trudno, napuszczę na nią Sofię i Oanę.

– Boję się – doszedł mnie cichy głos Nicoli. – To wszystko jest tak nierealne, że szczypię się, żeby sprawdzić, czy nie śnię.

Oparłam się o ścianę obok lustra, przed którym siedziała.

– Nie mogę ci obiecać, że będzie tylko dobrze, ale czasem... – Zamilkłam, szukając w głowie słów, by wyrazić to, co nadchodziło. – Raz na jakiś czas, w samym środku zwykłego życia, miłość ofiarowuje nam szansę na bajkę. To jest twoja szansa kochanie! Jak kopciuszek – zażartowałam.

Chyba ją bardziej przestraszyłam, niż uspokoiłam.

– Kopciuszek miał złą macochę, a przyrodnie siostry nie były lepsze.

Parsknęłam, ale opanowałam się, widząc zatroskane spojrzenie Nicoli. Dziewczyna ewidentnie się bała i trudno się dziwić. Została wyrwana z domu rodzinnego i za chwilę znajdzie się na nieznanej ziemi pośród ludzi, dla których angielski nie był pierwszym językiem

– Matce Dariusa może i się wydawać, że stoi ponad wszystkimi, ale gdyby nie zachowywała się wobec ciebie uprzejmie, po prostu mu to powiedz. I nie bój się używać stwierdzenia, że jesteś pod opieką nazwiska Vitielli.

– Ale – oblizała usta – jestem zakładniczką?

Jaka szkoda, że nie mogłam jej powiedzieć prawdy.

– To bardziej skomplikowane – odpowiedziałam wymijająco. – Przyjdzie czas, że wszystko ci powiem i odpowiem na każde pytanie, ale jeszcze nie teraz. Jesteś bezpieczna i w dobrych rękach.

– Więc... nie powiesz mi też, co się stanie za miesiąc?

– Gdybym tylko mogła – przyznałam z żalem. – Może nie wszystko wygląda teraz dobrze, ale...

Nicola nerwowo zaplatała i rozplatała palce.

– Czy będę mogła do ciebie zadzwonić? – Widząc moją minę sama sobie odpowiedziała. – Nie będę.

– Zaufaj Dariusowi. O cokolwiek będzie chodziło, zaufaj mu. To porządny facet.

Spojrzała na mnie wymownie. Tak, doskonale zdawałam sobie sprawę, że przekazywałam ją z jednej mafii do drugiej. Giovanni twierdził, że to z deszczu pod rynnę, ale Darius nie siedział na szczycie. Niby Patrick „namaścił" go potencjalnie na przyszłego szefa, ale to odległa przyszłość i nic im nie zagrażało. Byli gwarantami pokoju w Europie i nie ładowali się w niepotrzebne rozgrywki o władzę.

– Ale ja nic nie wiem o chłopcach a co dopiero o mężczyznach. – Cichy głos Nicoli wyrwał mnie z rozmyślań.

Uśmiechnęłam się łagodnie.

– Bądź sobą, to wystarczy.

Darius zaskoczył mnie po raz kolejny, kupując niezbędne rzeczy dla kota. Uściskałabym go, ale ograniczyłam się do pełnego emocji „dziękuję" i całusie w policzek. Nicola natomiast była na prostej drodze, by się w nim zakochać od trzeciego wejrzenia. Najpierw pozwolił jej zabrać kota, potem stanął w obronie przez złośliwościami a teraz nieproszony postarał się zabezpieczyć podróż kota. Jeszcze da jej tablet z nielimitowanym Kindle i sama rzuci się mu do stóp.

Pożegnałam się z nimi na parkingu z nieco ciężkim sercem, ale pełnym nadziei na lepszą przyszłość dla tej uroczej dziewczyny. Patrzyłam za oddalającymi się autami, aż znikły z pola widzenia.

– Gotowa? – Paolo otworzył mi drzwi na tył.

Wsunęłam się do środka bez słowa. Zerknął na mnie w lusterku.

– Dom czy korporacja?

Potrzebowałam chwili samotności, żeby zrobić coś jeszcze. Idealnie dopełnić ten dzień pełny chaosu i niełatwych uczuć. Przynajmniej jeśli zjebię sobie humor, będę to mogła zwalić na wydarzenia poprzednich dni.

– Dom – zdecydowałam, patrząc przez okno.

Podróż minęła szybko, gdy zatopiłam się we własnych myślach. Weszłam do domu, wciąż bujając w ciemnych obłokach niezbyt pozytywnych myśli. Zrzuciłam buty, zostawiając je niemal na środku holu.

– Ktoś się o nie potknie – pouczył mnie Paolo.

– A mógłbyś mi odpuścić na jeden dzień? – warknęłam, wchodząc po schodach.

– Ale ty robisz to codziennie! – odparł sarkastycznie.

– Jak sobie ktoś coś złamie, to będzie miał osiem tygodni płatnych wakacji! Warte przemyślenia.

– I jakiś inny biedak będzie się musiał z tobą użerać!

Dzisiaj te słowa mnie zapiekły. Uniosłam rękę do góry i zaprezentowałam mu środkowy palec, nie zadając sobie trudu, żeby się odwrócić. Oparłam się ciężko o drzwi sypialni po ich zamknięciu. Westchnęłam przeciągle, wchodząc głębiej. Usiadłam na fotelu przy oknie, dywagując, co zrobić.

Wyciągnęłam telefon z torebki i jeszcze raz uruchomiłam aplikację „Eve". Słowa na ekranie były takie same jak o poranku „twój okres powinien się zacząć dwa dni temu".  Jak bardzo chciałam zrobić ten test, to jednocześnie wcale nie chciałam wiedzieć. W zakamarkach umysłu byłam pewna, że tak jak poprzednimi razami okaże się, że nie jestem w ciąży.

Bałam się i ten strach paraliżował logiczne myślenie.

Lepiej wiedzieć i mieć to z głowy.

Lepiej nie wiedzieć i się nie rozczarować po raz trzynasty.

Zawlekłam się do łazienki i z szafki wyciągnęłam test ciążowy, kładąc go na blacie. Otworzyłam opakowanie, wyciągając instrukcję i sam patyczek, na który należało nasikać. Oparłam się ciężko o umywalkę, biorąc głęboki drżący oddech. Zwiesiłam głowę, zaciskając powieki.

– Mari?

Ciepły i czuły głos męża był niczym muśnięcie w otaczającej nas ciszy i tak delikatny, że nawet mnie nie przestraszył. Przygryzłam wargę. Gdybym wiedziała, że jest w domu, nie przyszłabym tu i zaczekała, aż będę jutro sama.

– Dasz mi parę minut? – spytałam cicho, mając nadzieję, że zostawi mnie samą. – Muszę się doprowadzić do stanu używalności i skorzystać z toalety.

– I test ciążowy, który leży przed tobą, nie ma nic wspólnego z twoim nastrojem?

Zerknęłam w lustro. No tak! Ależ byłam głupia. W odbiciu widział, co leżało na blacie. Przełknęłam ciężko, nie mając zupełnie nastroju na kłamstwa i udawanie szczęśliwej mężatki. Dzisiaj przytłaczała mnie lawina kamieni złożonych ze wszystkich złych momentów, jakich doświadczyłam w ciągu ostatnich sześciu lat.

– Naprawdę wolałabym zostać sama.

– Nie tym razem.

– Proszę, po prostu... Muszę uporządkować głowę.

Nie odezwał się słowem, ale też nie wyszedł. Pomasowałam czoło, nie wiedząc, jak się go pozbyć, żeby w razie co móc się wypłakać w samotności.

– Aż do dzisiaj nie zdawałem sobie sprawy, jaki to wszystko ma na ciebie destrukcyjny wpływ.

Jeśli miały to być słowa pocieszenia, to zadziałały jak przysłowiowa płachta na byka.

– Nie rób ze mnie ofiary losu, Giovanni! To jak wbijanie kolejnej szpili w laleczkę voodoo.

– Patrzę na ciebie i widzę kobietę na krawędzi otchłani.

– To nie brzmi jak miłosne wyznanie – marudziłam, nie chcąc podnosić wzroku.

– Nie jest nim. Oznacza, że nie dostrzegałem oczywistego przez prawie rok. I żałuję, że nie było mnie za każdym razem, gdy musiałaś zrobić ten test czy to z chęcią, czy z drżącą, jak w tej chwili dłonią w obawie przed rezultatem.

Przymknęłam oczy na chwilę.

– Jak do tej pory rezultat był niezadowalający – wymamrotałam.

– Niezadowalający kogo?

Boże, czy musiał udawać głupiego?

– Ciebie – wyszeptałam, czując zdradzieckie łzy podchodzące do gardła.

– Jesteś tego pewna? – Podważył moją teorię. – Bo ja uważam, że usiłujesz zadowolić jakieś twoje wyobrażenie mnie, czekające ze zniecierpliwieniem na przyszłych dziedziców. A prawda jest taka Mari, że taki obraz istnieje tylko w twojej głowie, bo go sobie tam włożyłaś.

Niewidzialna ręka zacisnęła się na moim sercu,

– Więc nie chcesz mieć ze mną dzieci? – Wypowiedzenie tych słów kosztowało wiele i postawiło na granicy rozpaczy.

Może jednak nadal byłam tą niechcianą żoną co sześć lat temu?

– Chcę! – zapewnił solennie. – Chcę mieć z tobą dzieci, ale nie kosztem twojego zdrowia psychicznego. Postawiłaś sobie za cel zajść w ciążę i torturujesz się tą myślą od roku, porównując do mojej siostry.

– Nieprawda! Innym też się udaje za pierwszym razem!

– Albo zaliczają wpadkę! – skontrował.

– I ja też tak chcę! – zawołałam w emocjach. – Pragnę tego! Chcę zajść w ciążę!

Proszę, wykrzyczałam to z siebie, tylko nie robiło mi się przez to lżej.

– Czy ja ci nie wystarczam?

Cóż za absurdalne pytanie! Podniosłam wzrok, żeby spotkać jego spojrzenie w lustrze. Nie był zły, a raczej powiedziałabym, że zatroskany i zamyślony, jakby usiłował zrozumieć sytuację i to, co siedzi mi w głowie.

– Chcę mieć coś dla siebie, kiedy zostaję na długie godziny sama – wyznałam. – Twoją miniaturkę w wersji żeńskiej lub męskiej. Obojętnie mi, jaka płeć, ale chcę dopełnić obrazek szczęśliwego małżeństwa.

Chmurne oczy przewiercały mnie przez chwilę intensywnie.

– Czy spełnić pragnienia głupich i małostkowych kobiet w organizacji, które nie rozumieją, że spełnienie w życiu to nie posiadanie dzieci i gotowanie dla męża. Ty możesz osiągnąć więcej, a nawet już osiągnęłaś więcej, niż niektóre z nich będą w stanie kiedykolwiek!

– I brakuje mi tylko dziecka – przyznałam z żalem.

– Niczego ci nie brakuje, skarbie – zapewnił z ogniem w oczach. – Chcę mieć z tobą dziecko, ale nie za wszelką cenę.

– Nie rozumiem... – zawahałam się.

– To ostatni test, jaki robisz – oznajmił pewnie. Przewróciłam oczami, kręcąc przecząco głową. – Nie będziesz też dalej monitorować cyklu ani się faszerować lekami. Będzie, co będzie.

– Nie zostawię naszej przyszłości dla dzieła przypadku – zaprotestowałam śmiało.

– Odpuść na kolejny rok.

– A jak nie wyjdzie? – wyszeptałam swoją obawę.

– To zrobimy IVF.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

– Tak po prostu?

– Tak po prostu – zapewnił. – Żadnej inseminacji, sprawdzania cyklu, leków. Prosto na in–vitro. Ale do tego czasu nie robisz żadnych testów, nie biegasz do ginekologa co drugi dzień ani nawet co drugi tydzień. Cieszysz się życiem i mną.

– Jak łaskawie zaszczycisz mnie swoją obecnością! – Nie mogłam sobie darować drobnej uszczypliwości, która wywołała uniesienie brwi.

– Raz na dwa tygodnie wychodzimy na randkę, nawet jeśli to oznacza pójście do knajpy na końcu ulicy.

– Ambitnie – wcięłam się sceptycznie, słysząc ten nie dopuszczający sprzeciwu ton.

– Jak Kali i Silvio wrócą z dwutygodniowego urlopu bez dzieci, my wyjedziemy. Ty powiesz, gdzie jedziemy, a ja zabezpieczę podróż. – Westchnęłam, wątpiąc w takie rozwiązanie. – A teraz rób ten test i sprawdźmy, czy mogę cię zaciągnąć do łóżka na długą sesję namiętnego seksu, czy zaczynamy remont pokoju dziecięcego.

Nadal się nie ruszył. Opierał się o osłonę grzejnika w nonszalanckiej pozie ze skrzyżowanymi kostkami i dłońmi w kieszeniach. Nie mogłam wprost uwierzyć, że po sześciu latach jest nadal tak pieruńsko przystojny, nawet z tymi dodatkowymi siwymi włosami.  A jednak burzył mi krew za każdym spojrzeniem.

– Musisz wyjść.

Uniósł wyzywająco brew.

– Skarbie, lizałem twoją cipkę, z której wypływała moja sperma. Naprawdę uważasz, że nie zniosę widoku sikania na test ciążowy?

Odwróciłam się do niego, mrużąc oczy i otwierając usta do riposty, ale miał rację, przekroczyliśmy wiele mostów intymności, przenosząc ją na nowy poziom.

– Ale to co innego. Może się krępuję?

– W czynnościach seksualnych nazywają to złotym deszczem.

Uniosłam dłoń do góry.

– Dzięki, ale nie!

Teraz on pokręcił głową ze zniecierpliwieniem.

– Chcę, żebyś nasikała na patyczek, a nie na mnie.

– Z tobą patrzącym jak to robię?

Uniósł brew w wyzwaniu.

– Od kiedy jesteś pruderyjna?

– W seksie nie jestem.

– Skarbie, nasikaj na patyczek i miejmy to za sobą – rozkazał.

Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę.

– W porządku! – fuknęłam.

Wzięłam test z blatu i ze złością podciągnęłam sukienkę do góry, eksponując bieliznę. Zsunęłam majtki i nasikałam na ustrojstwo, które rzuciłam na blat. Nie śmiejąc patrzeć na męża, wysikałam się do końca i ponownie ubrałam. Powinnam włączyć stoper w telefonie, żeby wiedzieć, kiedy minie minuta, która przy testowaniu ciągnęła się jak godziny. Niby to samo sześćdziesiąt sekund, a jednak ogromna różnica w odbiorze.

Spojrzałam na Giovanniego, przełykając ciężko i robiąc wszystko, byle tylko nie zerknąć na test. Splotłam ramiona pod biustem i odsunęłam się pod ścianę. Zasłoniłam dłonią usta, zerkając na przeciwległą ścianę z prysznicem. W czterech krokach był przy mnie, zamykając w mocnych i bezpiecznych objęciach. Wtuliłam się w niego, jakby był moją ostatnią nadzieją na ocalenie w obliczu Armagedonu. Wsunął dłoń w moje włosy, a drugą zacisnął na talii. Zapach perfum pozwolił mi się uspokoić.

– Bez względu na wynik, kocham cię tak samo i nic się nie zmienia – zapewnił po raz kolejny miękkim, czułym tonem. – Z dzieckiem czy bez będziemy nadal stanowić nierozerwalną jedność.

Skinęłam głową a on odwrócił nas, tak by samemu zerknąć na test. Otworzył kosz i wrzucił do niego patyczek.

– Jesteś moją żoną, Mari i tylko to się liczy.

A więc się nie udało!

Wtuliłam się w niego mocniej, starając się zdusić goryczy porażki, która podchodziła mi do gardła gorącymi łzami.

– Przyniosę lody – zaproponował.

– I jakiś dobry, słodki likier – wymamrotałam.

– Chcesz się upić?

Wzruszyłam ramionami. Nastrój „wszystko mi jedno" wygonił wszystkie inne z głowy. Najchętniej zwinęłabym się w kłębek na łóżku i udawała, że ostatnia godzina nie miała miejsca. Przez ostatnie dni odbyłam wyczerpującą walkę, żeby zaopiekować się rodziną, teraz potrzebowałam, aby mój mąż zajął się mną.

– Wskakuj w piżamę.

– Ale nie ma nawet trzeciej po południu – zaprotestowałam, chociaż zakopanie się w łóżku brzmiało kusząco.

– A zamierzasz dzisiaj jeszcze gdzieś wychodzić?

Potrząsnęłam przecząco głową.

– Nie, ale zjadłabym takiego puchatego japońskiego naleśnika z syropem klonowym i truskawkami.

– Dobrze – pogłaskał mnie po policzku, prowadząc do garderoby. – Wskoczymy w coś wygodniejszego i zrobimy sobie wczesny obiad, a potem będziemy jeszcze poprawiać sobie humor lodami, alkoholem, filmami, muzyką i co nam tam jeszcze wpadnie do głowy.

Spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy rozpinał koszulę.

– Czy ty przypadkiem nie masz do przesłuchania podejrzanych?

Uśmiechnął się lekko.

– Gdy poświęcasz im czas zaraz po złapaniu, wydaje im się, że są ważni. A nie są.

Zdjął koszulę i wrzucił ją do kosza z brudami. Zatrzymał się jednak przy czynności rozpinania spodni, gdy sięgnęłam do rąbka sukienki i jednym ruchem ją z siebie zdjęłam, zostając w pończochach, pasie i komplecie bielizny. Rozpięłam pas i ściągnęłam wszystko, odkładając na bok. Odwróciłam się tyłem, biorąc z szuflady granatową koszulkę a z półki spodnie treningowe. Nadal stał w bezruchu, wpatrując się we mnie.

– Ta dam! – Zakpiłam, okręcając się wkoło. – Z mafijnej królowej do bezdomnej w mniej niż minutę!

– Nie chodzi o to, czy masz na sobie drogie ciuchy. – Podszedł bliżej. – Tylko jak je nosisz. A ty masz naturalny wdzięk i grację, którą roztaczasz wokół, gdziekolwiek jesteś. Gdybyś nawet tak wkroczyła na salony, od jutra dresy stałyby się ostatnim krzykiem mody.

Przytulił mnie do siebie i zakołysał w ramionach. Zaburczało mi w brzuchu, przerywając tę uroczą scenę. Odsunął się, przebierając w spodnie treningowe i czarną koszulkę.

Kolejną godzinę spędziliśmy w kuchni, tworząc bałagan przy robieniu naleśników, które wyszły świetne! Do tego dodana laska wanilii sprawiła, że były pyszne. Przymknęłam oczy, wzdychając, gdy ciasto rozpłynęło się na języku.

Giovanni znikł na chwilę i wrócił z butelką czerwonego wina.

– Za co pijemy? – spytałam, przyjmując z jego dłoni kieliszek.

– Za nas – zaproponował. – Za najlepszą z najlepszych żon, będącą królową stojącą przy moim boku.

– Oby nasze panowanie było długie i owocne! – dodałam, stukając swoim szkłem o jego.

Spojrzałam w chmurne oczy męża, uzmysławiając sobie, że słowa wypowiedziane do Nicoli niespełna parę godzin temu są niezwykle prawdziwe. Raz na jakiś czas, w samym środku zwykłego życia, miłość ofiarowuje nam szansę na bajkę. Ale jak to z bajkami bywa, w każdej jest zły charakter. Moją zepsuł Ethan Ramirez i krucjata jaką sobie obrałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro