Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marianna part - 28

😈 żeby nie było, że jestem polsaciara 😈 


Marianna

– Nie przyszłabym do ciebie, gdybym nie musiała.

Na jej twarzy mimo trzymanej w ręku broni wymalowana była desperacja wymieszana ze strachem.

– I nie proszę dla siebie, dla mnie jest już zdecydowanie za późno – dodała.

Wyciągnęłam dłoń ze słowami.

– Broń. – Oddała mi ją natychmiast. – Na nasze nieszczęście jest ze mną kuzyn i dodatkowy ochroniarz, a nie tylko Paolo.

Velia złapała mnie za ramię.

– Nie, Marianna – zaprzeczyła stanowczo. – Na szczęście jest z tobą trzech wyszkolonych ludzi, ponieważ nie masz pojęcia, co nadchodzi!

Ten moment wybrał sobie Darius, żeby wparować do łazienki. W odruchu wieloletniego szkolenia, a może po słowach Veli, podniosłam broń do góry i zwolniłam safety, mierząc w osobę, która weszła. Darius nawet nie mrugnął okiem i daleko mu było do podniesienia rąk w geście poddania. Nie na trzech metrach.

– Serio? – Jego ton był karcący, ale spojrzenie skupione na broni.

– Serio! – odparłam tym samym tonem. – To damski kibel! Męski jest na końcu korytarza. Wyjazd!

Oparł się o blat, gdzie znajdowały się umywalki.

– Nie, żebym był twoim ulubionym kuzynem, ale żeby od razu wyciągać broń? – Wzruszyłam ramionami. – Kim jest tajemnicza nieznajoma, która musiała spotkać się z tobą poza okiem kamer?

– Nałóż kaptur – poleciłam Veli, nie odrywając wzroku od kuzyna i ignorując jego pytanie. – A ty, skoro się tu już przyplątałeś, powiedz Martinowi, żeby podjechał pod samo wejście.

– Nie.

– A może zamiast być upartym jak osioł, mógłbyś mi zaufać?

Oczy Dariusa były niezwykle spokojne, a teraz wypełniły się rozbawieniem.

– Ufam ci, przecież pozwalam trzymać tę zabawkę.

Jego pewność siebie była nad wyraz irytująca.

– Nie możemy tu stać w nieskończoność, Darius.

– To przestań zgrywać bohaterkę, oddaj broń i wychodzimy.

– Ona idzie z nami – oznajmiłam pewnie. – Wsiada do auta, które zjedzie wprost do garażu pod rezydencją.

Pokręcił głową w zaprzeczeniu.

– Nie widzę tego.

– Może przez pogodę? Ciśnienie ci skacze czy się nie wyspałeś?

Darius parsknął śmiechem.

– Dobra, Marianna, pożartowaliśmy, ale teraz powiedz, o co tu chodzi.

Oblizałam usta.

– Ja i Velia mamy taki mały sekrecik ciągnący się od sześciu lat. – Po przymrużeniu oczu wiedziałam, gdzie popędził jego mózg. Mężczyźni, miałam ochotę z niesmakiem klasnąć językiem. – Nie taki, zboczeńcu – zaprzeczyłam, przewracając oczami. – Ani nie mam z nią romansu, ani nie jest uczestnikiem trójkąta.

– Więc?

Udałam, że nie wiem, o co pyta.

– Więc tyle.

– Może to nie jest dobry pomysł, żeby go zastrzelić? – spytała Velia za moimi plecami, wywołując uśmiech na moich ustach.

– Nie zamierzam mu nic robić – przyznałam z westchnieniem, opuszczając i zabezpieczając broń. – Jest zbyt blisko, bym mogła strzelić skutecznie. To taka... gra. On mi pozwala trzymać broń, jeśli czuję się przez to lepiej, ale doskonale oboje zdajemy sobie sprawę, że jej nie użyję.

– Och!

Darius powtórzył gest, jaki wcześniej wykonałam do Veli, wyciągając rękę i żądając oddania pistoletu. Skróciłam dystans między nami i włożyłam mu w dłoń przedmiot pożądania. Odłożył go na blat, poza moim zasięgiem.

– Więc Velio, cóż nasza rodzina może dla ciebie zrobić?

Przeniosła wzrok z niego na mnie i z powrotem.

– Może powinieneś zapytać, co ona może zrobić dla nas? – odwróciłam jego pytanie.

– Może byłoby łatwiej, gdybym się przedstawiła. Nazywam się...

– STOP! – zawołałam, unosząc dłonie do góry, zanim to, co powie, rozpęta tu piekło. – Jeśli to zrobisz, nie będzie odwrotu.

– Już go nie ma – przyznała, patrząc na mnie z rezygnacją. I wiesz, że nie targuję się o swoje życie, więc... – Z tym argumentem nie mogłam dyskutować. Opuściłam ręce. – Nazywam się Velia Cinnante.

Brew Dariusa powędrowała do góry, a potem burzowe oczy kuzyna przeniosły się na mnie.

– Serio?

– Zanim dojdziesz do błędnych wniosków, uprzedzam, że nie spiskuję za plecami męża z wrogą rodziną. – Przymrużył nieco oczy. – Tak, powiedział mi, co się dzieje.

– Czego chcesz? – Darius nie bawił się w subtelności.

– Grzeczniej – pouczyłam go. – To ona przyszła do nas, a nie odwrotnie.

– Technicznie to my przybyliśmy na wezwanie. A w sumie ty. – Spojrzał na Velię twardo. – Więc tak, oczekuję wyjaśnienia, dlaczego żona szefa szefów przybywa na wezwanie członka spiskującej przeciwko jej mężowi rodziny.

– Gdybym mogła się wypisać z tej przeklętej rodziny, to bym to zrobiła! – wypluła z siebie Velia. – A tak od osiemnastu lat płacę za jeden zły wybór, mieszkając z potworem! A potwór nie może spłodzić niczego innego poza kolejnym potworem, więc teraz ma swoich godnych następców!

– A reszta sekretów – wpadłam jej w słowo – nie jest twoja, Darius. Poproś Martina, żeby podstawił auto pod tylne wyjście.

Przyglądał się nam w ciszy przez chwilę.

– Nie, potrzebujemy dwa auta.

– Mamy dwa auta. W podziemiu pod tym budynkiem zawsze są dwa dodatkowe auta. Taki był warunek Giovanniego, gdy to miejsce powstawało. Jest też nawet tajne przejście, którym dostaniesz się parę ulic dalej i to chyba był pomysł Patricka.

– Świetnie, że nie muszę wzywać posiłków.

– Ufasz mi? – spytałam, stając naprzeciwko niego, ale i tak musiałam zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

– Tobie tak, jej nie. Może jest tylko przynętą, żeby cię wywabić z sanktuarium? A co jeśli została zaplanowana akcja porwania, a ona stanowi mięso armatnie?

Dobra tu miał rację i uczciwie należałoby przyznać, że nie ufałam jej na sto procent, ale ja też coś na nią miała, więc w sumie trzymałyśmy się przez ostatnie sześć lat w szachu.

– Zostaw nas same na dwie minuty. – Zaśmiał się szyderczo pod nosem, na co wzruszyłam ramionami. – Dobra, twój pogrzeb jak powiem Giovanniemu, że widziałeś mnie w bieliźnie.

– Co kombinujesz? – złapał mnie za nadgarstek, zanim chwyciłam za rąbek koszulki.

– Jeśli obawiasz się o zamach, to zamienimy się ubraniami, a potem ja pojadę z tobą a Velia z ochroniarzami – zaproponowałam. – Czy to zadowoli jego wysokość? – zakpiłam.

– Tak. – Zerknął na cztery toalety. – Przebrać się możesz za zamkniętymi drzwiami, ale ja nigdzie nie wychodzę.

– Marianna to w porządku – zapewniła Velia, patrząc na Dariusa z żalem. – Ciesz się, że kuzyn chce cię chronić za wszelką cenę. Szkoda, że mnie nikt tak nie bronił – dodała, idąc do toalety.

Wymiana ubrań zajęła nam parę minut i odbyła się w totalnej ciszy.

– Pierścionki. – Zatrzymał mnie dłonią Darius.

– Nie zdejmę ich! – sprzeciwiłam się. – Przysięgaliśmy nigdy ich nie zdejmować.

Naciągnęłam kaptur na głowę i schowałam dłonie w rękawach.

– To ci musi wystarczyć – burknęłam.

Pukanie do drzwi sprawiło, że zamarłyśmy, natomiast Darius podszedł i otworzył je minimalnie. Podał Veli białą wiatrówkę, która zawsze jeździła w aucie.

– Żeby nie było wiadomo, która jest która. Włosy na plecy pod kołnierz kurtki i schyl głowę, jak wyjdziesz, jakbyś była wściekła, obrażona i nie miała ochoty z nikim rozmawiać.

Zrobiła wszystko, co kazał. Na korytarzu czekał Martin i Paolo. W takiej eskorcie przemieściliśmy się do garażu. Po wyjeździe z garażu Darius skręcił w lewo a mój ochroniarz w prawo.

– Co ty robisz? – syknęłam.

– Minimalizuję ryzyko.

– A ktoś cię o to prosił?

– Od momentu, kiedy opuściłaś dom, jesteś pod moją opieką. – Sprawnie pokonał zakręt na późnym pomarańczowym w asyście klaksonów innych aut.

– Nie jestem! – Lodowaty ton mojego głosu przyprawiał o ciarki. – Od momentu, kiedy na moim palcu znalazła się obrączka i pierścionek jestem pod opieką Giovanniego i nic tego nie zmieni. Doskonale wiem, co robię przywożąc Velię do domu.

– Można to załatwić inaczej – perswadował.

– Nie można! – upierałam się. – Ponieważ jedyny dowód na to, że mówi prawdę, znajduje się w moim sejfie w sypialni.

Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem i sięgnął po telefon.

– Tak? – odezwał się przeciągle Patrick.

– Nasza krwawa królowa, zafundowała nam niechcianego gościa podążającego do rezydencji w obstawie Paolo i Martina. Powinniśmy dotrzeć parę minut po nim, niech siedzi w aucie i grzecznie czeka.

– Mam nadzieję, że masz na to dobre usprawiedliwienie – westchnął Patrick.

– A jeśli nie, to co? – mruknęłam nieprzyjemnie.

– Twoja żona odpaliła jakiś dynamit w naszą stronę. – Wiedziałam, że nie mówi do mnie tylko do Giovanniego, więc cmoknęłam lekceważąco.

– Co najwyżej niewielki granacik, żeby uczynić życie bardziej interesującym – prychnęłam.

– O ile ma dla mnie – podkreślił dobitnie słowo „mnie" – dobre wytłumaczenie, to wszystko jest w należytym porządku.

Posłałam Dariusowi spojrzenie pełne satysfakcji, ale akurat patrzył na drogę. Reszta przejazdu upłynęła nam w ciszy, kiedy on koncertował się na prowadzeniu aut i obserwacji otoczenia, a ja zaczęłam zastanawiać, co się stało, że przyszła prosić o pomoc. Do tego nie dla siebie a dla Nicoli! Co takiego ten wieprz Cinnante wymyślił?

Energicznie zatrzasnęłam drzwi do SUV–a, a potem pomogłam wysiąść Velii i poprowadziłam ją do gabinetu męża. Patrick łypnął na mnie złowrogo, a Adam popatrzył z rozczarowaniem. Miałam to w dupie, nie zależało mi na ich poklasku i aprobacie. Jedyna osoba, na której pomoc liczyłam, siedziała za biurkiem.

– Pojebało cię? – spytał Marco, unosząc brew. – Czy wiesz, kim ona jest?

– Mieszkam w tym mieście sześć lat – odparłam tonem, jakim czasem tłumaczyłam coś Rudiemu, gdy był niegrzeczny. – Trudno, żebym nie potrafiła rozpoznać kogoś spośród rodzin!

– Czy mąż cię nie ostrzegał, kto jest przeciwko nam? – drążył Marco.

– Ostrzegał. No i? – spytałam wyzywająco.

– Chyba jednak coś ci cię w głowie przestawiło!

– Z moją głową jest wszystko w porządku! – wycedziłam. – Martw się o swoją, żeby została na miejscu, jak dowiesz się, o co w tym wszystkim chodzi!

Giovanni czekał cierpliwie, aż w końcu na niego spojrzę.

– Mam nadzieję, że masz na to wszystko dobre wytłumaczenie.

– Mam, ale żeby ci to powiedzieć, musimy zostać sami.

– Oni i tak się dowiedzą – odważyła się odezwać Velia.

– Pewnie masz rację, ale ja wolałabym najpierw powiedzieć mężowi, a on zdecyduje, czy chce się dzielić tym sekretem z pozostałymi.

– Wiesz, o co chodzi? – spytał Patrick Dariusa.

– Nie mam pojęcia.

Spojrzałam w oczy mężowi, podnosząc podbródek do góry. Nie wycofam się, nie po to chroniłam tego dzieciaka przez ostatnie sześć lat, żeby polec na samym końcu drogi. Cokolwiek się stało, nadszedł czas, żeby ją zaczęła chronić rodzina Vitielli, bez względu na koszty.

– W cztery oczy, Giovanni – powtórzyłam dobitnie.

Wahał się przez chwilę

– Dobrze.

Wyszłam z gabinetu i skierowałam się na schody. Złapał mnie za dłoń, osadzając w miejscu.

– Jadalnia? – zaproponował.

– Sypialnia – pociągnęłam go za sobą.

Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie całym ciężarem. Uniósł brew, spoglądając na mnie wyczekująco.

– W porządku, po co ta tajemnica? Mogliśmy się spotkać z nią gdzieś indziej, na neutralnym gruncie.

– Nie mogliśmy, zapewniam.

– Zdejmij te ciuchy i nałóż swoje.

Przeszłam do szafy i ściągnęłam z siebie bluzkę Veli.

– Ale możesz jednocześnie mówić i się rozbierać – zachęcił. – Więc czemu sypialnia?

Zdjęłam spodnie i złożyłam w kostkę, pozostając tylko w komplecie bielizny.

– Bo jeśli ewentualnie będziesz mi jednak chciał sprawić lanie za to co za chwilę powiem, to przynajmniej nikt nie będzie tego słyszał. I chcę się przebrać.

– Do brzegu, kochanie.

Wpatrywał się we mnie uważnie, śledząc każdy ruch. Pierwsze nałożyłam spodnie a potem koszulkę. Przebywanie z Giovannim na niewielkiej powierzchni obecnie nieco podnosiło mi ciśnienie, ze względu na to co zdecydowałam się wyznać.

– Pamiętasz jak sześć lat temu po postrzale Silvio, Calabria poprosiła mnie, żeby dostarczyła prezent na urodziny Lirio Cinnante? – Wykonał zachęcający do dalszego mówienia gest. – Więc wtedy stało się coś, o czym ci nie powiedziałam.

– A powinnaś? – skrzyżował na piersi ramiona.

– Raczej tak. – Przygryzłam wargę. – Kali w tajemnicy poprosiła także o dostarczenie prezentu jego siostrze bliźniaczce.

– Nie wiedziałem wtedy, że Lirio ma bliźniaczkę.

– Bo to pilnie strzeżony sekrecik Cinnante. Żywy dowód niewierności jego żony. – Giovanni zastygł na chwilę. – Ale do tego dojdziemy. Przyjęcie było nudne do porzygania, więc Marina i Teresa poszły zapalić na tyłach ogrodu, z daleka od wścibskich oczu. Pech, że dzieciaki znęcały się tam nad kotem i dziewczynką.

Westchnął, kręcąc głową.

– Chyba wiem, jak skończy się ta historia.

– Oj, nie sądzę – zaprzeczyłam. – Jednym z dzieciaków był Lirio. Znasz mnie, nie mogłam pozwolić, aby krzywdzili dziecko i kota – dodałam tonem usprawiedliwienia. – Gnojek usiłował podnieść na mnie rękę, ale mimo szpilek na stopach nadal dałam mu spokojnie radę. Padły niepotrzebne epitety z ust Lirio, wmieszali się ochroniarze... – rozłożyłam ręce.

– Pozwól mi zgadnąć. Zabrałaś małą ze sobą do weterynarza.

– Tak, ale ta mała okazała się być bliźniaczką Lirio, kot ledwo zipał a ona... – westchnęłam, przypominając sobie małą Nicolę – nosiła znaki przemocy domowej. Na balu charytatywnym zaszantażowałam Cinnante, że nie powiem ci o tym zdarzeniu i puścimy to w niepamięć, pod warunkiem że Nicola zatrzyma kota, a ja będę co jakiś czas z nienacka ją odwiedzać i pilnować, żeby nie była posiniaczona.

– Nie, nie, nie... – Giovanni pokręcił głową z dezaprobatą, biorąc się pod boki. – Chcesz mi powiedzieć, że od sześciu lat szantażujesz Cinnante?

Ramiona mi opadły, bo koncentrował się nie na tym, co potrzeba.

– To nie jest zwykły dzieciak – oświadczyłam.

– Ponieważ?

Podeszłam do szafki nocnej i wyciągnęłam ukrytą tam kopertę, którą uniosłam do góry.

– Zanim ci to dam i wszystkie sekrety staną się jasne, musisz wiedzieć, że ukrywałam to przed tobą, ponieważ zaczęli ją traktować lepiej. Pomagałam, ile mogłam i byłam w stanie. – Przestąpiłam z nogi na nogę, widząc twarde spojrzenie męża. – I może po czasie dochodzę do wniosku, że źle zrobiłam, ale to nie do końca był mój sekret, żeby się nim dzielić.

Sięgnęłam po telefon i wyszperałam zdjęcie Nicoli, zdmuchującej świeczkę na swoim urodzinowym torcie. Zaprezentowałam mężowi, ale on tylko zmarszczył brwi.

– Nie wiem, o co ci chodzi, ani do czego zmierzasz.

– Naprawdę tego nie widzisz? – spytałam z niedowierzaniem.

– Marianna!

Podałam mu kopertę i czekałam na reakcję. Giovanni zastygł w bezruchu, a potem spojrzał na mnie gniewnie.

– Czy to jakiś żart?

– Nie, to certyfikowane laboratorium i ja zrobiłam to badanie nie Velia czy Cinnante. O szczegóły jak to się stało, musisz pytać ją! – zastrzegłam. – Ja tylko dostrzegłam podobieństwo...

Głos mi cichł, w miarę jak Giovanni postępował krok w moją stronę a ja cofałam się do tyłu.

– I nie powiedziałaś nic przez sześć lat? – warknął.

– A co byś zrobił? Wpadł tam, porwał ją i wychował? – spytałam z niedowierzaniem. – W certyfikacje urodzin Nicoli widnieje Cinnante. I skąd masz pewność, że przy pierwszym podejrzeniu nie wykorzystałby jej przeciwko tobie. I gdyby się to wydało... – zawahałam się. – Ogłosiłbyś to całemu światu? Wziął odpowiedzialność? Miała całkiem normalne ostatnie sześć lat, była odseparowana od krwiożerczych braci, chodziła do publicznej szkoły, a dzięki mnie dyrekcja trzymała nad nią kuratelę. Gdybyś wciągnął ją do tego świata i pokazał wszystkim, stałaby się potencjalnym celem. Tak samo jak ja i twoje siostry! Nie chcę tego dla Nicoli, rozumiesz? To spokojna dziewczyna. Łagodna, cicha i bardzo skromna. Nie ma nic wspólnego ze mną czy Calabrią a każda z nas chciałaby być „normalna".

Płomień wściekłości przygasł w jego oczach po wygłoszeniu tych argumentów.

– Ale może chciałbym mieć szansę coś zrobić – powiedział cicho, znów patrząc na kartkę.

– I wciąż możesz! – odparłam z determinacją, usiłując stać wyprostowaną, kiedy pod jego wściekłym spojrzeniem chciałam wtopić się w ścianę. – To jest twoja szansa.

– Nie powinnaś była tego ukrywać! – wycedził.

– Tylko że to nie mój sekret! – upierałam się. – Zrobiłam, co mogłam, żeby ją dobrze traktowano.

Na te słowa tylko zacisnął usta.

– Czego chce Velia?

– Wiem tylko tyle, że nie prosi dla siebie a dla Nicoli. – Obie brwi podskoczyły do góry. – Nie zdołałam się dowiedzieć więcej, bo Darius wparował do toalety i przerwał nam na samym początku! Potem się szarogęsił i zaczął wydawać rozkazy, jakbym była niezdolna do podejmowania decyzji.

– Ty i ja! – pogroził mi palcem – będziemy musieli poważnie porozmawiać, jak ten cyrk się skończy. – Złapał mnie za dłoń i pociągnął do drzwi. – Idziemy na dół!

Zaparłam się nieco, ale nic to nie dało.

– Ale pomożesz jej?

Co za głupie pytanie – zbeształam sama siebie, widząc niezadowolenie w oczach męża.

– Krew z krwi Marianna! – przypomniał ostro, chowając kartkę z wynikami DNA do kieszeni spodni. – Nie zostawia się rodziny w potrzebie.

Pociągnęłam go za rękę, żeby się zatrzymał, co zrobił niechętnie.

– Wiem, że jesteś na mnie zły, ale...

Popchnął mnie na ścianę i oparł się dłońmi na wysokości twarzy z obu stron. Oblizałam usta, wpatrując się w gniewne spojrzenie Giovanniego. Odruchowo położyłam ręce na jego piersi. Bestia uwolniona przewiercała mnie lodowatym spojrzeniem.

– Słowo „zły" nie oddaje tego, co czuję. Jestem zawiedziony. – Te słowa gulą utknęły mi w gardle. – Moja własna żona nie potrafiła mi zaufać, że dotrzymam sekretu. Co byś pomyślała, gdybym robił to samo?

– Ale ty robisz to samo na porządku dziennym – wyrwało mi się.

– To są interesy Marianna! – huknął na mnie. – A to jest krew z krwi!

Mierzyliśmy się spojrzeniami i żadne z nas nie chciało ustąpić.

– Zrobiłam, co zrobiłam.

– Problem w tym, kochanie, że zrobiłabyś to znów bez mrugnięcia okiem, bo nie docierają do ciebie konsekwencje.

– Rodzina jest wszystkim, co mamy i jeśli chronienie jej oznacza, że czasem muszę minąć się z prawdą, to tak! Znów zrobiłabym to samo!

Giovanni uderzył płasko dłonią o ścianę, a ja mimowolnie mrugnęłam.

– Co by się stało, gdyby Velia nie przyszła po łaskę? – groźba w jego głosie była dobrze wyczuwalna.

– Mogłeś mi powiedzieć...

– Nie mogłem! – zaprzeczył z mocą. – Moim zadaniem jest chronienie ciebie, a nie wciąganie w interesy!

– To niby jak mam być ostrożna, skoro nie wiem o zagrożeniu! – odpysknęłam z irytacją. – Czy to moja kolej powiedzieć, mój własny mąż nie potrafi mi zaufać, że dotrzymam sekretu?

Giovanni zamknął oczy, opierając czoło o moje.

– Dlaczego musisz być tak nadzwyczaj inteligentna i odporna na manipulację?

Objęłam jego twarz dłońmi, uśmiechając się leciutko.

– Bo ze słodką idiotką zamęczyłbyś się w pierwszym tygodniu, a tak od sześciu lat jestem twoją nieustającą enigmą, którą uwielbiasz rozszyfrowywać!

– Musiałem strasznie nagrzeszyć w poprzednim wcieleniu a ty jesteś moją karą za grzechy! – westchnął z rezygnacją, całując mnie w czoło.

– Ja się modliłam o dobrego męża to mam, ty się nie modliłeś, to jest, co jest.

Spotkaliśmy się wzrokiem i wydawało się, że ten niewinny żarcik osiągnął cel, obniżając poziom wściekłości męża.

– Wiesz, że to nie koniec tej rozmowy? – ostrzegł, cofając się o krok.

– Wiem, to odroczenie w czasie – zgodziłam się. – W porządku, poniosę konsekwencje.

W ciszy zeszliśmy na dół do gabinetu. Giovanni wpuścił mnie pierwszą. Darius i Marco dyskutowali o czymś cicho, Patrick z Adamem stali w ciszy przy oknie a Velia siedziała na skraju fotela, wpatrzona we własne dłonie. Poderwała głowę, widząc nas wchodzących do środka. Patrick obrzucił mnie szybkim spojrzeniem. Mógł być niezadowolony z tego co zrobiłam, ale nadal po tylu latach broniłby mnie, gdyby Giovanni posunął się do przemocy.

Małżonek, po krótkiej wymianie spojrzeń z Adamem i Patrickiem, wskazał mi krzesło za biurkiem, sam stając obok i kładąc dłoń na moim karku. Oczy Veli rozszerzyły się ze strachu, widząc ten gest, a ja uświadomiłam sobie, że nie odebrała tego jako wsparcia a jako wstęp do kary. Na szczęście i on to zauważył, bo przesunął dłoń na moje ramię.

– Biorąc pod uwagę okoliczności, o których moja urocza małżonka wcześniej nie powiedziała mi ani słowa, w czym mogę ci pomóc Velio? – spytał Giovanni spokojnie.

– Raczej, w czym ja mogę pomóc tobie.

– Słuszna uwaga! – zgodził się śmiało. – Więc?

– Nie proszę o nic dla siebie a dla Nicoli. – Głos jej drżał, ale dzielnie spojrzała mu w oczy, by natychmiast przenieść spojrzenie na mnie. – On wie – wyznała z trwogą – i zamierza ją wykorzystać w swoje brudnej grze jako kartę przetargową. Odbędzie się licytacja... – Zastygłam na te słowa, a potem kurczowo złapałam męża za dłoń. – Macie mniej czasu, niż się wam wydaje. Pierwsza na ogień pójdziesz ty Marianna i zamierzają cię uprowadzić z gabinetu lekarskiego. Zorientowali się, że jeździsz dość często do kliniki, a potem przekupili kogoś, kto podał harmonogram wszystkich kolejnych wizyt.

– Skąd o tym wszystkim wiesz? – Mój mąż nie bawił się w subtelności.

Velia spojrzała na Giovanniego.

– On nigdy nie zwraca na mnie uwagi, a to co planuje, jest obrzydliwe! I może Nicola nie jest jego dzieckiem, ale na Boga! – Zawołała cicho. – Coś takiego?!

Widziałam zaskoczenie na twarzy Patricka, a Adam zmełł przekleństwo pod nosem. Darius stał niewzruszony, tak samo jak Marco. Mogłam iść o zakład, że żaden z nich nie trafił z domysłami, kim jest Nicola.

– Które rodziny go popierają?

Żadne z wymienionych nazwisk nawet nie doczekało się uniesionej brwi. Powiodłam wzrokiem po kuzynach, a potem spojrzałam do góry na męża. Wiedział. On o wszystkim wiedział. Był tylko nieświadomy, jakich kart przetargowych użyje Cinnante. Pewnie nawet spodziewał się próby uprowadzenia mnie z gabinetu ginekologicznego. Jak zawsze Giovanni Vitielli stał o krok naprzód od pozostałych. Duma rozpierała mnie wewnętrznie, aż przygryzłam wargę.

– Ile mamy czasu? – dotarło do mnie pytanie Adama.

– Dwa dni – odparła Velia. – USG jest we czwartek.

– Nic mi nie jest! – machnęłam lekceważąco ręką, żeby żaden z nich nie śmiał zadawać pytań, na które ja czy Giovanni nie chcieliśmy odpowiadać.

– To bardzo mało czasu – niepokoiła się Velia.

– To w chuj czasu – włączył się Marco – nawet gdybyśmy musieli obalić jakiś rząd w małym państwie a tu mamy na talerzu wszystkich spiskowców.

– Nie lekceważ mojego męża – ostrzegła.

Kuzyn spojrzał na nią ze spokojem.

– Niczego takiego nie robię

– Napiłbym się kawy – Patrick podrapał się po karku.

– Jak też – odparłam, uśmiechając się słodko. – Robisz? To mi też przynieś. – Uśmiech na jego ustach był jednoznaczny. – Chcecie się mnie pozbyć z innego powodu niż taki, że posiadam jajniki, a nie jądra?

Kolejna długa wymiana spojrzeń między całym męskim towarzystwem.

– Chcę porozmawiać z Velią w cztery oczy – zaproponował Patrick.

– Chcesz ja wypytać o rzeczy, których ja nie powinnam wiedzieć? Już chyba na to trochę za późno. – Dłoń na moim ramieniu zacisnęła się ostrzegawczo.

– Niczego więcej poza tym, co już powiedziałam, nie wiem. – Velia patrzyła na Giovanniego z konsternacją.

– Przynieś ubrania Veli – poprosił małżonek. – Daj nam chwilę na ostatnie pytania, które chcę zadać.

Wahałam się, ale zrobiłam, o co poprosił, wiedząc, że nie dane mi będzie spotkać się już dziś z Velią. Dziś albo wcale, biorąc pod uwagę zaplanowane przez jej męża wydarzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro