Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marianna part - 25


Marianna 

Poranek przywitał mnie zimnym i pustym miejscem po tej stronie łóżka, na której sypiał Giovanni. Westchnęłam z rozczarowaniem, przeczesując palcami splątane włosy, przypominając sobie ostatnią logiczną myśl z wczoraj – nierealne! Powinnam wstać i zejść do siłowni na codzienną dawkę ćwiczeń, ale odwróciłam się tylko na drugi bok, przymykając oczy.

Dźwięk otwierania drzwi przykuł moją uwagę. Małżonek z dwoma termicznymi kubkami w rękach wparował do pokoju, zamykając stopą drzwi.

– Pomyślałem, że skoro odpuszczasz poranną rutynę, równie dobrze możemy poranek przywitać kawą w łóżku.

– Myślałam, że pracujesz – podniosłam się nieco, układając poduszki za plecami.

– Nie dzisiaj.

Spojrzałam na niego z konsternacją.

– Do pierwszego telefonu.

– Więcej wiary kobieto.

Uśmiechnęłam się kpiąco.

– A pamiętasz, że jesteśmy małżeństwem sześć lat i przez te lata zdążyłam cię już dobrze poznać?

Przyjęłam kubek termiczny z rąk męża.

– Wzajemnie, kochanie.

Przeszedł nade mną i wsunął się pod przykrycia, przytulając do swojego boku.

– Paolo mnie sprzedał? – dywagowałam

– Stwierdził, że chętnie by spędził dzień z własną żoną.

– Zdrajca – szepnęłam.

Upiłam łyk kawy, wtulając się w bok męża. Trzeba było brać garściami, co dawał, zwłaszcza że w ostatnim czasie były to raczej ochłapy z pańskiego stołu, niż świętowanie na całego.

– Od jak dawna to trwa? – spytał łagodnie, miękkim ruchem gładząc mnie po nagim ramieniu.

– Trochę – przyznałam wymijająco.

– Mari – podniósł mój podbródek palcem, żeby zajrzeć w oczy. – Ile to trwa?

– Parę miesięcy.

– Mów dalej – zachęcił.

– Nie ma nic dalej – skłamałam.

– Napij się tej kawy, bo wygląda na to, że bez niej nie jesteś w stanie szczerze porozmawiać.

– Nieprawda – mruknęłam.

– To jaka jest prawda?

– To tylko parę negatywnych testów. Nic czym trzeba się przejmować.

Wywróciłam oczami, chcąc zbagatelizować całą sytuację, chociaż żołądek zaciskał mi się z żalu.

– To parę miesięcy Marianna.

Otworzyłam usta i je zamknęłam, bo nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Natomiast łzy chętnie zakuły mnie pod powiekami. Nerwowo poruszyłam stopą.

– Co się dzieje, skarbie?

Milczałam przez kilka oddechów, walcząc sama ze sobą w głowie. 

– Nie wychodzi mi...

– Nam – wpadł mi w słowo. – Nam Mari, nie tobie. Jesteśmy w tym razem i bez jednego z nas, temu drugiemu się nie uda.

– Możesz sobie zrobić gromadkę dzieci z innymi kobietami.

– Jak bardzo chcesz mnie w tym wieku zrobić casanovą, tak większość kobiet po prostu się mnie boi i schodzi z drogi. To może mieć związek z tym, jak pozbyłaś się parę lat temu niechcianych awansów byłej kochanki i jej samej. – Pocałował mnie w skroń. – Żadna nie ma odwagi wejść ci w paradę.

– A maleńkim drukiem dopisano – nie dotyczy burdeli.

Przytulił moją głowę do swojego ramienia, czułym gestem.

– Po co mam chodzić do burdelu, skoro w domu czeka piękna żona? I nie zbyjesz mnie takim gadaniem. Problem z zajściem w ciążę, może być równie dobrze po mojej stronie, zwłaszcza że nie jestem najmłodszy, ale znów nie czuję się jak starzec nad grobem. – Uniósł palcem mój podbródek. – Dlaczego od razu zakładasz, że to twoja wina?

Nie miałam żadnej dobrej odpowiedzi na to pytanie poza tym, że jestem głupia. Może miał rację i zagalopowałam się w stereotypach, że to kobieta jest problemem, kiedy idzie do zajścia w ciążę, ponieważ tak wiele zależy od jej ciała, hormonów, fazy cyklu, endometrium, genetyki a facet tylko dostarcza jeden plemnik. Waga argumentów tak jakby przechylała się na stronę kobiety a nie mężczyzny.

– Co powiedziała ginekolog?

– Że nie widzi przeciwwskazań.

– Więc czym się stresujesz?

– Że mi się nie udaje! – wyrzuciłam z siebie z frustracją.

– Mari – westchnął. – Brzmi to tak, że dziecko nie chce się pojawić w wyznaczonym przez ciebie czasie, bo tak to sobie wymyśliłaś.

– Minął ponad rok od wyjęcia spirali! – Podniosłam się, unosząc się na łokciu i patrząc na niego gniewnie. – Rok, Giovanni! – Piekliłam się. – Hormony są w porządku, organizm jest w porządku, wszystkie badania są idealne! Dwa razy kochaliśmy się perfekcyjnie w dniach płodnych i nadal NIC!

Jego spokojne spojrzenie było nadmiar irytujące, jakby go to nic nie obchodziło, czy zajdę w ciążę, czy nie. A dla mnie to było ważne.

– W tej rozmowie nie wygrywa ten, kto będzie krzyczał najgłośniej.

Usiadłam prosto, a potem objęłam kolana ramionami, wyswobadzając się z jego ramion.

– Co jeszcze powiedziała ginekolog?

Gorąca dłoń opadła na moje plecy i przesuwała się leniwie po kręgosłupie.

– Chce powtórzyć badania hormonów i wykonać monitoring cyklu.

Położyłam głowę na kolanach.

– A co cię naprawdę zdenerwowało na tej wizycie?

Potarłam policzkiem po miękkiej satynie, oplatającej kolana.

– Sugestia, że powinnam sobie odpuścić oraz... – Przełknęłam ciężko. – że może, moja podświadomość uważa, że to zły czas... – Oblizałam usta przed dokończeniem. – I...

– Zły facet? – dokończył za mnie.

Poderwałam głowę do góry, przekręcając się cały ciałem do Giovanniego. Usiadłam na piętach, żeby nie było, że przed nim klęczę.

– Ale tak nie jest! – zaprzeczyłam gwałtownie, nerwowym gestem przeczesując włosy. – Nie przechodzimy kryzysu jak inni po siedmiu latach małżeństwa. W końcu nie jesteśmy parą przeciętnych, bogatych ludzi w Chicago. Nie zdradzam cię z ogrodnikiem, a ty nie sypiasz z asystentką kasyna.

Uniósł brew do góry, a potem uśmiechnął się, sięgając po swój kubek. Mając okres, zdarzało się, że hormony robiły mi w głowie zamieszanie. Brak zaprzeczenia sprawił, że rozchyliłam usta, a do oczu napłynęły mi łzy, których nie powinien zobaczyć.

Kurwa! Kiedy zrobiłam się płaczliwym stworzeniem. Powinnam mu wydłubać serce łyżeczką do herbaty, a zamiast tego chciałam poszukać chusteczki.

Zerwałam się z pościeli, tracąc równowagę i epicko lądując na tyłku na podłodze. Zebrałam się w sobie i prawie udało mi się dotrzeć do łazienki, gdy ramię Giovanniego zamknęło się na mojej talii, osadzając w miejscu. Drugim zablokował mi ramiona pod piersiami.

– Ach, skarbie – wyszeptał mi do ucha. – Te hormony w czasie okresu cię wykończą. Nie sypiam z Simone i nie potrzebuję żadnej innej kobiety poza tobą.

Przesunął nosem po ramieniu w stronę ucha, a ciało stanęło w gotowości i oczekiwaniu na przyjemność. Przez większość poranka udowadniał mi dotykiem i pocałunkami, jak bardzo wielbił moje ciało. Roztapiałam się pod miłosnymi ukąszeniami i drżałam rozpalona namiętnością. Powrót ze szczytu, gdzie podążyliśmy razem, zabrał mi sporo czasu, ale Giovanni zadbał, żebym miała jeden z tych jego mega orgazmów, które odbierają ci zdolność myślenia i sprowadzają na drabinie ewolucji do roli pantofelka.

– Uwielbiam, patrzeć jak dochodzisz. – Miękkie, nasycone namiętnością słowa męża sprawiły, że oblizałam usta. Spoczywałam w opiekuńczych ramionach, całkowicie zaspokojona. – Twoje ciało wygina się seksownie, zastygając w miejscu w oczekiwaniu na przyjemność. – Podniosłam na niego, jeszcze nieco nieprzytomne spojrzenie. – Jesteś jak magia.

Odgarnął niesforne pasemka za moje ucho, a potem obdarzył powolnym zmysłowym pocałunkiem.

– Spocona, z rozczochranymi włosami, zaczerwieniona i niezdolna to logicznych myśli?

– Piękna! I najważniejsze w tym wszystkim jest to, że to ja doprowadziłem cię do takiego stanu.

Wpatrywałam się w niego z czułością.

– Nigdy nie przestanę cię kochać – oświadczyłam z pewnością.

– Ja ciebie też! – zapewnił. – Bez względu na to czy dorobimy się gromadki dzieci, jednego, czy żadnego, ty będziesz najważniejszą osobą w moim życiu.

Pukanie do drzwi sypialni przeszkodziło nam w dalszych wyznaniach. Giovanni podniósł się sprawnie i naciągnął spodnie. Przykryłam się, ale wystarczyło spojrzeć na zaczerwienioną twarz i ślady zadrapań brodą, żeby domyślić się, co robiliśmy, mimo że pokój był świetnie wygłuszony.

– Silvio przyjechał – oznajmił Martin. – I nie może się dodzwonić.

Po takich seksualnych doznaniach mogłam tylko sobie westchnąć, bo na więcej siły nie starczyło. Giovanni skinął mu tylko głową.

– Ależ ten dzień przeleciał – mruknęłam z udawaną radością, na co pogroził mi palcem, sięgając po telefon. – Normalnie czas pędzi jak szalony!

– Musiało się coś stać, mam osiem nieodebranych połączeń – rzucił aparat z powrotem na stolik.

Przeciągnęłam się, a dwa wzgórki piersi wyłoniły spod przykrycia. Klęknął na pościeli i ucałował najpierw jeden a następnie drugi.

– Zajmę się tym zaraz po tym, jak wezmę cię pod prysznic.

– Czy pod prysznicem?

Przesunęłam paznokciami po mięśniach na jego piersi. Złapał mnie za dłoń i pocałował nadgarstek, nim dotarłam do najbardziej fascynującej, anatomicznej części ciała męża.

– Wstawaj! – rozkazał z namiętnym błyskiem w oku.

Pod prysznicem jak zawsze oparł się ramionami na chłodnych kafelkach i puścił wodę. Lodowaty strumień spłynął mu po głowie i plecach. Ten krótki moment zawsze upewniał mnie w tym, że król chroni królową, nawet jeśli sytuacja wymusi na nim zrobienie tego swoim ciałem.

– Kocham cię – szepnęłam, całując jego pierś.

Uniósł arogancko brew.

– Bo nie pozwalam, żeby dosięgła cię zimna woda?

– To też – zaśmiałam się.

– Złośnica!

– Ale mnie kochasz – droczyłam się. – Wiesz, skąd ja wiem, że mnie kochasz? Poza tym, że od czasu do czasu mi to mówisz.

– Prosisz się o lanie? – wyregulował temperaturę, żeby nam obojgu pasowała.

– Może troszkę. – Zatrzepotałam rzęsami. – Wiem to, ponieważ nawet w małych rzeczach mnie chronisz.

– I nigdy nie przestanę – zapewnił, wręczając żel pod prysznic i gąbkę. – Ten tron nie ma sensu bez ciebie, więc pamiętaj, że zrównam to miasto z ziemią, zostawiając w popiołach i zgliszczach, jeśli coś ci się stanie.

Przymrużyłam oczy, odstawiając butelkę na półkę.

– Uwielbiam kiedy jesteś romantyczny.

Przygryzłam wargę, a on jednym płynnym ruchem odwrócił mnie tyłem do siebie. Pochylił się do mojego ucha, stawiając jedną z moich nóg na niewielkim murku.

– A jeszcze bardziej, gdy wychodzi ze mnie dzikus.

Wypięłam tyłek w oczekiwaniu na brutalne wtargnięcie do środka.

– Wiesz, że nie mamy czasu? – przypomniałam mu, niecierpliwie ocierając się pośladkami o twardy wzwód. Więcej zachęty nie potrzebował.

Silvio czekał na nas w salonie z kubkiem kawy w dłoni, czując się jak u siebie w domu. Uśmiechnął się na widok rumieńców i mokrych włosów.

– Wiem, miałem cię nie niepokoić, ale... – rozłożył ręce.

– Byle szybko – rozkazał Giovanni.

Po minie wnosiłam, że nie skończy się to zbyt szybko.

– Zadzwonię do Kali. – Starałam się, żeby mój głos nie był pełen rozczarowania z powodu niedotrzymanej obietnicy. – Miałyśmy się spotkać wczoraj, ale nie miałam nastroju. Dam wam ze trzy godziny, ale potem jesteś znów cały mój! – zażądałam.

Zanim odeszłam, Giovanni obdarzył mnie gorącym pocałunkiem.

– Wynagrodzę ci to – obiecał, a ja przewróciłam oczami. – Daj znać, gdzie będziesz – poprosił.

Szwagierka była niezwykle chętna, żeby się spotkać, więc jedyne co mi zostało, to odnaleźć zastępczego ochroniarza, Martina. Siedział w kuchni, racząc się ciasteczkami i kawą. Wzięłam ich kilka na drogę a w drugą rękę brioszkę, którą uwielbiałam spod ręki naszej gosposi.

– Umówiłam się z Kali, podrzucisz mnie do sanktuarium?

Droga zajęła nam niemal godzinę, więc na miejsce dotarłam nieco zirytowana, a do tego zaparkowaliśmy z tyłu, ponieważ nie było miejsc na głównym parkingu. Kali siedziała w naszym ulubionym miejscu, mając na twarzy minę pobłażliwej matki, która jednym uchem słucha czegoś, a drugim wypuszcza bez zapamiętywania. Wyglądało jednak po stopie tupiącej na dywaniku, że cierpliwość anielskiej rodzicielki jest na wykończeniu. Położyła palec na ustach, żebym milczała, a potem kciukiem wskazała za siebie. Wyjrzałam dyskretnie zza małej ścianki, która miała zapewnić nam nieco prywatności.

– ...to strasznie głupie!

Ciekawe co? 

Kali pokręciła głową z dezaprobatą, widząc moje zmarszczone czoło. Opadłam na fotel obok niej.

– Mężczyzna potrzebuje dziedziców. I to w licznie mnogiej! – Młody, damski głos przepełniało poczucie o własnej nieomylności. – Kto to widział, żeby żona szefa nie potrafiła mu urodzić dziecka przez tyle lat?

Przewróciłam oczami i ziewnęłam.

– Może mają inne priorytety – odezwała się inna kobieta, ale brzmiała równie młodo.

– Ale Calabria ma trzech synów! – perorowała ta pierwsza. – Można? Można. Myślicie, że z nią jest coś nie tak? Przecież nie wygląda aż tak staro!

Zerknęłam na swoje dżinsy i bluzkę, robiąc śmieszną minę i dziubek z ust. Zatrzepotałam rzęsami, a Kali niemal dusiła się ze śmiechu, przyciskając dłoń do ust, żeby nie parsknąć śmiechem.

– Klara! Ile ona ma lat?

Klara? Klara? Kurczę znów mi to nic nie mówiło! Tazzi odczytałam z warg Kali. Olśniło mnie. No jasne. Maurizio Tazzi i Julie. No tak! Klara kończyła w tym roku osiemnaście lat.

– Dwadzieścia cztery.

– To najlepsze lata na urodzenie zdrowego dziecka ma już za nią!

Czy ja stałam nad grobem? 

Zajrzałam sobie w dekolt. Nie, cycki nadal pięknie stały tam, gdzie powinny.

– Wiesz, że mówisz o żonie szefa i właścicielce tego miejsca? – doszedł nas czwarty głos, przypominający piskliwe ujadanie Beatrice!

– Ale czasy i okoliczności mogą się zmienić! – Te słowa podniosły mi włoski na karku. – Ja! – podkreśliła wyniośle liderka tej rozmowy. – Zrobiłabym lepszą robotę jako żona szefa szefów.

– Jakby ktoś miał ci dać tron na szczycie szklanej góry – sarknęła ta z piskliwym głosem.

– Uważaj, żebyś się nie pomyliła Laurel! – pouczyła ją arogancko dziewczyna.

– Czy wiesz, co ona zrobiła, będąc w twoim wieku?

– To jakieś wyssane z palca plotki! Przecież nikt nie widział, jak to zrobiła, tak? – spytała napastliwie.

– Mój ojciec był na tej kolacji – padły ciche słowa.

– Daj spokój Rina! Twój ojciec powiedziałby wszystko, żeby się przypodobać szefowi szefów i że nie wspomnę, że...

– Masz dość? – zapytała cicho Kali, odwracając moją uwagę od rozmowy.

– W sumie posłuchałabym dalej, ale potrzebuję kawy.

Podniosłam się i z uśmiechem wyłoniłam z naszej małej enklawy.

– ...bo ja uważam, że...

Klara zauważyła mnie pierwsza i poklepała swoją rozmówczynię po ramieniu, wskazując do tyłu na niespodziewanego gościa. Te trzy nieco inteligentniejsze wpatrywały się we nie z szokiem i strachem. Ich liderka z oburzeniem, że ktoś pozwala sobie im przerwać. Przynajmniej do momentu, kiedy nie rozpoznała, kim byłam, wtedy zmieszała się nieco, ale hardo uniosła podbródek, odrobinę mi ty imponując.

– Teraz, kiedy mam już waszą niepodzielną uwagę, pragnę zauważyć, że jedyną kobietą, której potrzebuje Giovanni to ja. – Wskazałam na siebie. – Zwana też jego żoną! – Spojrzałam na prowodyrkę tego zgromadzenia. – Jak się nazywasz?

Brunetka spojrzała na mnie butnie.

– Tarina!

– A ojciec się do ciebie przyznał i dał ci jakieś nazwisko, czy matka nadal żyje we wstydzie i grzechu jednonocnej przygody i zawsze prosi, żebyś nie podawała żadnego?

Pełne oburzenia ciemne oczy wbijały wirtualne sztyletu w moje serce.

– Gianni.

Zerknęłam na jej lewą dłoń.

– Przypomnij mi, z kim jesteś zaręczona?

Uniosła wyżej podbródek.

Ach, więc nie do końca pasuje ci ten mariaż, ale nic nie możesz zrobić.

– Wchodzę do rodziny Verdi.

– Doprecyzuj, proszę, ponieważ to przynajmniej trzech mężczyzn, których żoną możesz zostać.

Teraz już wyglądała na obudzoną.

– Robert!

– Nieźle, ale z tego co usłyszałam, to mierzysz wyżej. Problem jednak ze wspinaniem się po tej drabinie jest następujący. Ci wyżej postawieni mają już żony i nie potrzebują kochanek lub utrzymanek. Ale jeśli chcesz, to zostało paru pięćdziesięciolatków wciąż zdolnych spłodzić syna z gorącą osiemnastką, chociaż jak dla mnie to niemal pedofilia. – Pozwoliłam, aby maska opadła z mojej twarzy, ukazując bezwzględną sukę, zdolną do wszystkiego. – Co się zaś tyczy mojego męża, dziewczynko, to małżeństwo nie ogranicza się do płodzenia dzieci. Jeśli tak uważasz, to masz spore braki w edukacji. Po drugie zdecydowanie nie miałabyś szans wypracować sobie takiej pozycji w ciągu tygodnia od nałożenia obrączki na palec. – Uniosłam dłoń, prezentując oba klejnoty.

– To było sześć lat temu – upierała się Tarina, zaciskając zęby.

Uśmiechnęłam się, jakbym wspominała coś niezwykle przyjemnego.

– Chętnie znów udowodnię, że nie przeszkadza mi ciepła krew wroga płynąca po palcach.

– Za twoimi plecami szepcze się różne rzeczy... – odważyła się zasugerować.

Mój śmiech był krótki a spojrzenie lodowate.

– Ale nikt nie ma tyle odwagi, by mi to powiedzieć prosto w twarz. Tchórzostwo tworzenia plotek, by stać się popularnym, to naprawdę niezwykle niskie zagranie, niewarte zawracania sobie głowy. I już ostatnia rzecz. – Uniosłam palec do góry. – Zanim komuś zaczniesz obrabiać dupę, upewnij się, że nie ma go w pobliżu, bo nie każdy będzie tak pobłażliwy jak ja. Chyba że jedynym twoim osiągnięciem życiowym ma być ładny napis na nagrobku. Kali chcesz kawę?

– Od ciebie zawsze – zaśmiała się

Dość powiedzieć, że sytuacja śmieszyła nas przez całe popołudnie. Dopiero w drodze do domu zaczęłam ją rozkładać na czynniki pierwsze i niezwykle zainteresowało mnie, kto miał na tyle tupetu, żeby pomyśleć, że nasza rodzina i nazwisko staje się słabe. Poddam tę myśl mężowi, dodając nazwiska wszystkich „konspiratorek" i zobaczę, co się stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro