Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marianna part - 24

Sześć lat później. Wydarzenia poprzedzające książkę o Nicoli.


Marianna

– Ratujesz mi życie! – zawołała Kali, wkładając mi swojego synka w ramiona.

– Cześć Rudi. – Pocałowałam malucha w głowę, a on odwdzięczył się uroczym uśmiechem. – A gdzie reszta? Gianni?

– Giancarlo został z ojcem w końcu ma już pięć lat. Dorosły facet – westchnęła dramatycznie – tylko patrzeć jak będą go uczyć strzelać i posługiwać się nożem. Ale skoro on sam uważa, że jest „dorosły", no kim że ja jestem, żeby mu zabraniać, jak tatuś jest wpatrzony w pierworodnego jak w obraz matki boskiej każdej niedzieli w kościele.

Patrząc na jej minę, postanowiłam tego nie komentować. Ona i Silvio musieli sami się uporać z wychowywaniem dzieci.

– A Leander został z opiekunką?

Szwagierka wyciągnęła dużą torbę z „niezbędnikiem" i powiesiła mi na ramieniu.

– Tak, ale nieludzkim byłoby zostawiać jej dwóch rozrabiaków.

Przytuliłam chłopczyka mocniej, a on wtulił się we mnie.

– Sama słodycz! – zaprotestowałam.

– Tego się trzymaj – poradziła konspiracyjnie, wsiadając z powrotem do auta.

Nie podobało mi się, że Calabria przemieszcza się po mieście sama, bez ochrony. Mogłam coś wspomnieć Silvio, ale doskonale wiedziałam, jak każda z nas lubiła te chwile, kiedy we własnym aucie można było nieskrępowanie słuchać muzyki i udawać, że nie jesteś mafijną żoną.

– Więc Rodolfo, powiedz ciotce, co tam nawyczyniałeś, że matka postanowiła cię zostawić w moich ramionach?

Spojrzenie ciemnoniebieskich oczu było tak niewinne, że parsknęłam śmiechem. Doskonale wiedziałam, jak niedobrzy byli jej synowie. Chociaż „niedobrzy" to złe słowo. Już raczej „wymagający" albo „absorbujący" było bardziej adekwatne. Za każdym razem należało mieć na nich oko cały czas – w każdej sekundzie. Nawet pięć minut spędzone w toalecie, mogło się skończyć wzrostem ciśnienia na widok tego, jak kreatywne w niszczycielskiej sile stawały się dzieci bez nadzoru.

Kali wróciła po trzech godzinach, a ja miałam już serdecznie dość niekończącej się energii Rudiego, który wszędzie biegał, zamiast chodzić i należało podążać krok za nim, żeby stopować ewentualne zapędy do ściągania przedmiotów z każdego dostępnego miejsca. A nasz dom zdecydowanie nie był przystosowany do ruchliwego niemal dwulatka. Udało mi się go zająć na dłużej farbami, ale efekt był taki, że po godzinie kolorowe łapki znaczyły mi sukienkę, jego ubranka i wszystko wokoło, poza przygotowanym do malowania papierem.

– Nie chcesz własnego? – spytała ze śmiechem Kali.

– Coraz częściej o tym myślę – przyznałam, wyobrażając sobie miniaturkę Giovanniego. Na ten obrazek moje czarne serce westchnęło z czułością i rozrzewnieniem. – Ale potem przypominam sobie wszystkie twoje akcje na ostatnią chwilę i mam wątpliwości. Jesteś mamą na pełny etat, kiedy znajdujesz czas dla Silvio?

– Chyba on dla mnie – sprostowała, wkładając rączki synka do miski, żeby zmyć farbę.

– To też prawda.

Sięgnęłam po ręcznik, żeby pomóc wytrzeć Rudiego.

– Więc to idzie tak. Kiedy jego nie ma, dzieci zajmują niemal sto procent twojego czasu. Kiedy on wraca, zajmuje sto procent twojego czasu. – Spojrzałam na nią z niedowierzaniem wymieszanym z rozbawieniem. – No, dobra! Może w porywach do pięćdziesięciu, ale kiedyś znaleźliśmy czas, żeby zmajstrować kolejne.

Parsknęłam śmiechem, wpatrując się w nią z rozbawieniem, ponieważ ten rok wyjątkowo dawał się nam we znaki, a Giovanni pracował coraz więcej, więc czasami mijaliśmy się przez kilka dni. Każde zajęte swoimi sprawami. I o ile jeszcze trzy lata temu obudziłby mnie w nocy na sesję igraszek, tak obecnie zdarzało mu się przychodzić, jak spałam i wstawać, zanim jeszcze się obudziłam.

Kali dotknęła mojego ramienia a Rudi policzka.

– Zamyśliłaś się.

Ucałowałam małą rączkę.

– Przepraszam, zdarza mi się ostatnio błądzić głową w chmurach.

– Rozmawiałaś o tym z lekarzem?

– O czym?

– Żeby wyjąć spiralę?

Machnęłam ręką lekceważąco.

– Wyjęłam ją rok temu.

Kali zmarszczyła brwi.

– I nie jesteś jeszcze w ciąży?

Wzruszyłam ramionami, bo co miałabym powiedzieć? Że każdego miesiąca robiłam test ciążowy z nadzieją w sercu, a potem przeżywałam gorzkie rozczarowanie, okraszone dużą ilością alkoholu?

– Ej, porozmawiaj ze mną – szturchnęła mnie palcem.

– Czasem lepiej, kiedy pewne rzeczy pozostają niezwerbalizowane.

– Mari... – jęknęła prosząco.

– Poczekaj do jutra, mam umówione spotkanie w klinice, nie chcę wyprzedzać faktów. Masz jutro czas by wpaść do sanktuarium?

– Nawet jak nie mam, to znajdę. – Zerknęła na zegarek. – Teraz muszę uciekać, zanim opiekunka mnie odsądzi od czci i wiary! Ale jutro ci nie daruję.

Bez zbytniego zwracania na siebie uwagi przetrwałam w ciszy wieczór i noc. Wewnętrzne podenerwowanie sprawiało, że wolałam milczeć, udając zamyśloną, przez co wszyscy domownicy, również podtrzymywali tę ciszę, dając mi potrzebną przestrzeń.

Od prawie roku usiłowałam zajść w ciążę. Na początku czułam ekscytację, gdy po pół roku mój okres wrócił do normalności, czyli siedmiodniowego bolesnego spektaklu wykrwawiania się. Niestety po pierwszych dwóch miesiącach przyznałam sama przed sobą, że się rozczarowałam. Nie wiem, może miałam jakieś zbyt wygórowane oczekiwania, ale w głowie widziałam, jak na teście ciążowym pokazywały się dwie grube kreski, a ja jak na skrzydłach wpadałam do gabinetu Giovanniego i oznajmiałam radosną nowinę.

A potem żyli długo i szczęśliwie!

Ale tak się nie stało. Ani w trzecim, ani nawet w piątym miesiącu. Po szóstym nie wytrzymałam zagryzania zębów i wykorzystując moment, kiedy męża nie było, zamknęłam się w sypialni i upiłam do nieprzytomności. Nie zrobiło mi się od tego lepiej. Następnego dnia żal i wstyd, że nie mogę ofiarować Giovanniemu następców tronu, zaciskał palce na duszy jeszcze mocniej, wyciskając z płuc powietrze.

Zgodnie z sugestią ginekolog zaczęłam monitorować swój cykl i stosować testy LH, żeby określić wzrost stężenia hormonu luteinizującego, by określić dni płodne. Dwa razy udało się nam wstrzelić idealnie, ale bez rezultatu, który poznałam jako negatywny dwa dni temu.

Palące rozczarowanie stawało się jeszcze bardzie dominujące, gdy zajmowałam się synkami Calabrii, ale nie miałam sumienia jej nigdy odmówić. Niemniej jednak zajmowanie się półtorarocznym Rudim rozrywało mi serce, zwłaszcza że był tak podobny do Giovanniego i Kali. Gdyby popatrzyła na nas obca osoba, mogłaby uznać, że to moje dziecko.

Im bardziej pragnęłam dziecka, tym gorzej znosiłam negatywny test. Po ostatnim długo siedziałam w łazience, patrząc w jeden punkt i zastanawiając się, co zrobiłam nie tak, że znów się nie udało. Gdzie tkwił problem? Czy moje ciało nie potrafiło dać mi tego, czego tak bardzo pragnęłam?

– Jesteśmy na miejscu – oświadczył Paolo, zerkając na mnie w lusterku.

Rozejrzałam się nieprzytomnie.

– Ok.

Sięgnęłam do klamki, ale zatrzymało mnie jego zaniepokojone pytanie.

– Wszystko w porządku?

– Tak, oczywiście – odparłam odruchowo, przyklejając do ust uśmiech.

– Słuchaj, znamy się sześć lat, nie oszukasz mnie tak łatwo. Jesteśmy w klinice średnio raz w tygodniu... – zawahał się. – Jesteś chora?

– Nie, naprawdę nic mi nie jest.

Przecież nie będę się zwierzać ochroniarzowi, że taka ze mnie kobieta, że nawet w ciążę nie mogę zajść. Naturalnie dojście do wniosku, że ewentualnie Giovanni strzela ślepakami, też był w zasięgu męskiego umysłu, więc nie bardzo widziałam powtarzanie żadnego ze scenariuszy. Na razie chciałam sprawdzić, czy ze mną fizycznie wszystko jest w porządku, a potem... A potem nie wiem, co zrobię.

Niecierpliwie stukałam obcasem o podłogę, ściągając na siebie karcące spojrzenie siedzącej naprzeciwko starszej kobiety. Nie moja wina, że Agnes się spóźniała. Usiłowałam zapanować nad oddechem, żeby wyeliminować nerwowe odruchy, ale z każdą minutą było gorzej. W końcu zdyszana lekarka pojawiła się w korytarzu.

– Zapraszam! – zachęciła z przepraszającym uśmiechem. – Ja i moje auto mieliśmy dzisiaj pod górkę – wyjaśniła. – Jak się czujesz?

Pozwoliłam, aby maska pozornego spokoju opadła, pokazując prawdziwą zdruzgotaną kolejnym niepowodzeniem Mariannę. Nie potrzeba było dodawać cokolwiek, zrozumiała przesłanie bez słów.

– Czyli znów fiasko.

Westchnęłam ostentacyjnie.

– Niestety!

– Czas przejść na terapię lekową, ale najpierw zrobimy znów wszystkie badania hormonów i w tym miesiącu rozpoczniemy monitoring cyklu. Zaczniemy od USG w ósmym dniu cyklu. – Zerknęła na ekran komputera i nie przestając mówić, stukała w klawisze. – Zobaczymy czy prawidłowo przechodzisz wszystkie fazy, czy dochodzi do wzrostu pęcherzyków, a potem do uwolnienia dojrzałej komórki z pęcherzyka Graafa. Określimy grubość endometrium i gotowość śluzówki macicy do przyjęcia zarodka.

– Jak często?

– Co dwa dni od ósmego dnia. To będą cztery badania dopochwowe.

– I co dalej? – zaczynałam wyłamywać sobie palce.

– Jeśli wszystko będzie w porządku, próbujcie dalej.

– Ale mam już za sobą niemal rok nieudanych prób – westchnęłam, przymykając na chwilę oczy. – Martwię się.

– To naturalne, że się obawiasz – uspokajała – ale na razie robimy wszystko, co jest w naszej mocy. Wspomogę cię hormonami i zobaczymy czy dzięki temu, organizm „zaskoczy".

– A jak nie?

– Marianna, nie masz zespołu policystycznych jajników, ani tyłozgięcia macicy, które to uniemożliwiałyby zajście w ciążę. Nie jesteś otyła, więc osobiście nie widzę przeciwwskazań. Ale...

– Ale? – podchwyciłam natychmiast.

Agnes splotła dłonie i spojrzała na mnie poważnie.

– Zawsze jest jeszcze czynnik psychiczny. Podświadomie wiesz, że to nie jest dobry moment i twoje ciało słucha twojego własnego, wewnętrznego ja.

Z zaskoczenia potarłam czoło palcami.

– Sugerujesz psychologa?

– Psychiatrę i terapię jeśli wszystkie środki zawiodą. W tej chwili chciałabym, żebyś się zastanowiła czy gdzieś tam, w głębi duszy, czy tam z tyłu głowy nie wahasz się.

– Chyba nie rozumiem...

– Wiem, że jesteś mężatką od sześciu lat, ale jednocześnie wyszłaś za mąż zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Może po tym czasie uważasz, że to był błąd? Że to nie jest materiał na ojca? – Rozchyliłam usta ze zdziwienia, słysząc tę sugestię. – Jeśli oszukujesz samą siebie, to niestety, ale twoja podświadomość być może manifestuje prawdę w te sposób? Wiesz, kryzys następuje zazwyczaj w siódmym roku...

Uniosłam dłoń do góry, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Agnes! Stop! Zanim się rozpędzisz. Niczego nie udaję w swoim związku, a za mężem poszłabym w ogień, nawet jeśli już nie jesteśmy spontaniczni w kwestii uprawiania seksu jak sześć lat temu.

– Właśnie o tym mówię! – Zgodziła się chętnie. – Namiętność przygasa i brakuje... świeżości. Może namów męża na tydzień wakacji?

Spojrzałam na nią wymownie, powstrzymując wybuch śmiechu.

– Czy ty zapominasz, jak mam na nazwisko?

– Czasami! – przyznała z lekkim zakłopotaniem. – Rozmawiałaś z mężem?

– Nie.

– A powinnaś.

– Na razie nie mam o czym. Wykorzystuję środki dostępne po mojej kobiecej stronie.

Agnes spoważniała przed zadaniem kolejnego pytania.

– A jak przyjdzie do zrobienia badania nasienia? Albo do inseminacji? A potem jeśli nie przyniesie pożądanych rezultatów do in–vitro? – Bombardowała mnie pytaniami, które spychałam na dno świadomości, przekonując sama siebie, że to we mnie jest przyczyna, a nie w wieku mojego męża czy predyspozycjach organizmu. – Do tych obu procedur potrzebujemy nasienia, w którym pływają ruchliwe plemniki, ale zanim to zrobimy, trzeba przeprowadzić badania.

– Dobrze, dobrze! – Uniosłam dłoń, by powstrzymać ten wykład. – Rozumiem!

– Więc porozmawiaj, proszę, z mężem. Bierzesz na siebie wszystko, a to niepotrzebne! – pouczyła. – Nie chcę, nie powinnam i nie mogę wchodzić w twoją sytuację rodzinną, ale...

Własne, szczere słowa opuściły usta, zanim zdążyłam zapanować nad własną popędliwością.

– On potrzebuje dziedzica – wyszeptałam.

– I go dostanie. – W głosie Agnes była niewzruszona pewność. – Jeszcze nie jesteśmy nawet w połowie wykorzystywania dostępnych środków.

– A ja już momentami tracę wiarę – wyznałam.

– To może zróbmy przerwę? – zaproponowała po chwili ciszy, w której wpatrywała się we mnie uważnie. – Odsapniesz, przestaniesz o tym myśleć i wrócimy do rozmowy za kilka miesięcy?

Nawet nie musiałam się zastanawiać nad taką propozycją. Odpowiedź miałam na końcu języka.

– Nie.

– Aleś ty uparta.

– Zdeterminowana.

– Dobrze! – zgodziła się bez entuzjazmu. – Widzimy się za sześć dni. Potwierdzę ci w wiadomości godzinę.

Paolo czekał na korytarzu, podpierając ścianę. Widząc mnie, wyprostował się i gestem zaprosił w swoją stronę. Z daleka wydawać by się mogło, że jest zupełnie opanowany, ale niespokojne spojrzenie zdradzało prawdziwe emocje.

– Nic mi nie jest, naprawdę – uspokajałam go szeptem. Niestety nie wydawał się przekonany.

W aucie sprawdziłam, rozkład dnia Giovanniego. Tu zupełnie jak z ciążą nie miałam szczęścia, gdyż do północy widniał w kalendarzu wpis „kasyno". Wybrałam numer asystentki kasyna.

– Cześć Simone, powiedz mi czy dzisiaj jest jakaś impreza?

– Cześć Marianna. Nie, nic mi o tym nie wiadomo, ale pamiętaj, że ja znam tylko oficjalny grafik. Zapytaj szwagra, kto dzisiaj gra – poradziła.

– Dzięki.

Niestety Silvio nie odebrał telefonu, ani nawet nie oddzwonił.

Usiadłam wieczorem na sofie, żeby sobie poczytać i odwrócić uwagę rozbieganych myśli, ale musiałam przysnąć. Obudziłam się, gdy Giovanni podniósł mnie z kanapy i zaczął iść na górę. Pachniał dymem z papierosów, alkoholem i różnymi zmieszanymi ze sobą woniami perfum, które drażniły nos. Pogłaskałam go nieprzytomnie po policzku.

– Zasiedziałaś się, kochanie – skarcił mnie łagodnie.

– Mhm.

Pozwoliłam się zanieść do sypialni i rozebrać w trybie ekspresowym. Dobrze, że pozbyłam się wcześniej makijażu. Przykrył mnie kołdrą i zaczął się rozbierać.

– Chcę mieć z tobą dziecko – wypaliłam.

Zerknął na mnie, nie przerywając rozpinania koszuli.

– Niezwykle mnie to cieszy, kochanie.

– Ale mi nie wychodzi – przyznałam z żalem.

Zrzucił koszulę i pogłaskał mnie po policzku.

– Może, zamiast robić z tego niepotrzebną tajemnicę, powinniśmy porozmawiać?

Giovanni zaczął rozpinać pasek w spodniach.

– Myślałam, że to się po prostu stanie. Jak u Kali.

– Nie zmuszaj się, kochanie. Będzie, co ma być i kiedy ma być. Może nie jesteś jeszcze gotowa?

Pozbył się bielizny i nagi poszedł pod prysznic. Usiłowałam walczyć ze snem, gdy wsunął się pod kołdrę, zgarniając mnie w objęcia.

– Porozmawiamy jutro po śniadaniu – obiecał, całując mnie po szyi. – Mam dla ciebie cały dzień.

Nierealne – to była moja ostatnia myśl. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro